Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

41. Magazynek pełny niedomówień

Mroźne, zimowe powietrze przenikało jej ciało na wskroś, pieszcząc gładką skórę opadającymi na twarz płatkami śniegu, pośród kolejnych smagnięć silnego wiatru. Hope biegła tak długo, że jej nogi zaczęły drętwieć, a jednak wciąż miała wrażenie, że krążą w kółko pomiędzy wysokimi budynkami starych kamienic i zdezelowanych bloków. Ledwie dotrzymywała kroku poganiającej ją nieustannie kobiecie i prawie zapomniała już, że jeszcze przed chwilą Lacey kuśtykała na zranionej nodze. Ciężko było jej mieć to na uwadze, kiedy widziała jak teraz biegnie tak prędko i sprawnie, mocno trzymana w objęciach adrenaliny. Pomimo wyraźnej niechęci, blondynka ciągnęła ją za sobą, z godną siebie zajadłością szarpiąc jej ramię i nie pozwalała jej zatrzymać się ani na moment. Wrzeszczała na nią tylko, gdy Hope oglądała się za siebie. To była strata czasu, a jednak brunetka nie była w stanie się powstrzymać. Bała się ujrzeć za swymi plecami wysokich, umięśnionych mężczyzn, których ledwie wyminęły w mieszkaniu dziewczyny i choć ulice były stosunkowo ciche i bezludne, wciąż miała wrażenie, że widzi gdzieś ich twarze. Ilekroć zagapiła się na któregoś z podejrzanych typków ukrytych w ciemnych bramach, Lace darła się na nią w niebogłosy i potrząsała obolałym ramieniem. Hope i tak widziała niewiele aż do momentu, kiedy obszerna bluza z kapturem zsunęła się z jej ramion. Tym razem to Lacey chciała zatrzymać się i po nią wrócić, ale brunetka pociągnęła ją za sobą. Ktoś wyszedł z zaułka tuż obok i obydwie dziewczyny rzuciły się do biegu.
- Jak długo jeszcze?! – spytała głośno Hope, przekrzykując wycie wiatru i odgłos zapalanego w oddali silnika. Znajdowały się przy jakimś moście, którego nigdy dotąd nie widziała, a ciemna otchłań wody przyprawiała ją o niepokój. Czuła dreszcz, który przeszedł ją na wskroś wzdłuż kręgosłupa. Lacey również drżała, choć chyba z innego powodu. – Gdzie idziemy?! – wysapała, nie usłyszawszy odpowiedzi.
Lacey zatrzymała się dopiero gdy przeszły most. Stanęła tak nagle, jak gdyby coś zobaczyła, ale zamiast zawrócić schyliła się tylko, opierając dłonie na kolanach i dyszała głośno, przeklinając pod nosem i wypluwając z ust nagromadzoną ślinę. Hope trzymała się nieco lepiej, ale i tak oparła się o barierkę, żeby nie stracić równowagi. Noc była ciemna pomimo otaczającego ich śniegu i na niebie nie świeciła ani jedna gwiazda.
- Pytałam, dokąd idziemy! – Hope podeszła do Lacey, gdy ta wyprostowała się na powrót i otarła z czoła ciężkie kropelki potu.
- Nie odzywaj się do mnie, suko – blondynka warknęła tylko w jej stronę, po czym rozglądnęła się po okolicy z dzikim niepokojem w swoich jasnych oczach, jakby obawiając się, że jej słowa zaraz przyciągną do nich oprawców. Biegły już długo i nikt dotąd im nie przeszkadzał, dlatego lalka zaczęła powoli wątpić, że w ogóle ktoś je gonił, ale mimo swoich mieszanych uczuć ona też zaczęła się rozglądać.
- Dlaczego w ogóle mnie stamtąd zabrałaś?! – zapytała, nie kryjąc zdziwienia, ale Lacey posłała jej tylko jedno ze swoich pogardliwych spojrzeń do cna przesyconych nienawiścią.
- Spłacam dług wobec Setha – odparła, a przed oczami Hope nagle stanęła twarz bruneta z dużą, brzydką blizną przecinającą jego skroń i ciągnącą się w dół – pozostałością po kłótni z tą dziewczyną. – Poza tym nie dam wygrać tym szumowinom!
- Seth sobie nie poradzi! – Wydyszała i zamilkła nagle, przez chwilę nie mogąc nabrać w płuca powietrza. Dawniej wydawało jej się, że świadomość klęski Setha będzie dla niej słodka jak miód, ale w ustach czuła tylko cierpki, metaliczny posmak krwi. – Było ich za dużo…
- Wiem – warknęła blondynka. Nie czekając na Hope ruszyła przed siebie dziarskim krokiem i skręciła w pierwszą uliczkę, która się napatoczyła. Lalka miała wrażenie, że skądś zna tę okolicę.
- Wywloką go stamtąd tak czy owak! – krzyknęła za nią, ledwie dotrzymując jej kroku. Z każdą chwilą Lacey wydawała się przyśpieszać coraz bardziej i po minucie znów zaczęły biec. Skręcały raz po raz w wąskie alejki prowadzące na kolejne podwórka.
- Wiem! – wrzasnęła. – Stul pysk! 
- Masz to gdzieś?!
- Powiedziałam: stul pysk, szmato! – Lacey zatrzymała się nagle i odwróciła na pięcie. Hope dogoniła ją w kilka sekund, rozglądając się przy tym. Podwórko, na którym się znajdowały wyglądało niemal identycznie jak to przed blokiem Setha i domyślała się, że znajdują się mniej więcej na tym samym osiedlu. Przechodziła tędy kiedyś. Trzykrotnie. 
- Ja… - Brunetka nie zdążyła nawet nabrać powietrza, kiedy druga dziewczyna zbliżyła się do niej na jak najmniejszą odległość i z całej siły odepchnęła w stronę ściany najbliższego budynku. 
Lalka odbiła się od niego, niemal tracąc równowagę i coś w niej zawrzało. Czekała tylko aż Lace ponownie się do niej zbliży, a kiedy ta chciała znów ją szarpnąć, z całej siły uderzyła w ociekającą potem twarz, co musiało jeszcze bardziej rozjuszyć blondynkę. Zdążyła jeszcze coś krzyknąć, kiedy Lacey kopnęła ją w brzuch i mocno szarpnęła jej długie włosy. W ostatniej chwili udało jej się ścisnąć w pięści garść jasnych kudłów blondynki, która zawyła głośno, z całej siły łapiąc ją za ramię i próbując od siebie odczepić. – Puszczaj mnie, ty głupia kurwo!
- Nie nazywaj mnie kurwą! 
- Puszczaj!
- Ała! 
Zatoczyły się obydwie, lądując na chodniku. Hope starała się kopnąć przeciwniczkę, ale Lacey była od niej zdecydowanie silniejsza i bardziej sprawna. Nim się zorientowała, blondynka siedziała już na jej wąskich biodrach i okładała ją po twarzy. Puściła blond włosy i mocno zacisnęła dłonie na szyi dziewczyny, próbując ją przydusić.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął ktoś nagle, przywracając obydwie do rzeczywistości. Zaledwie kilka kroków od nich stał jakiś mężczyzna, przyglądając im się z mieszanką złości i zainteresowania. Hope zdążyła tylko pisnąć, kiedy nagle Lacey wstała z niej i mocno pociągnęła ją w górę za rękę.
- Nie twój interes! – krzyknęła do nieznajomego, który teraz mógł lepiej się im przyjrzeć. Patrzył na Lacey bez większego zdziwienia, jakby spotkali się już wcześniej, ale kiedy przeniósł spojrzenie na Hope, oczy mu zabłyszczały.
- To ty. – Uśmiechnął się szeroko. – Dziwka Setha. Hej, Andy! – Odwrócił się, prawdopodobnie szukając wzrokiem swojego towarzysza, ale kobiety nie czekały już ani chwili, żeby sprawdzić czy się pojawi. Brunetka poczuła tylko szarpnięcie, kiedy Lacey złapała ją za rękę i ruszyła w nieznanym kierunku. Hope ledwo dotrzymywała jej kroku. Jej brzuch bolał potwornie, chciała zwymiotować, a w głowie niemiłosiernie jej się kręciło, ale wiedziała, że jeśli teraz zatrzyma się albo przewróci, będzie po niej. Tuż za sobą słyszała przypominające zwierzęce dyszenie i podeszwy butów z całej siły uderzające o twardą nawierzchnię. Mężczyzna był szybki, mógł dogonić je lada chwila… Brakowało jej tchu. Niemal czuła już, jak napastnik łapie ją z tyłu za koszulkę, kiedy blondynka z całej siły popchnęła ją w bok i nim się zorientowała, padła na drzwi, które otworzyły się pod jej ciężarem i wylądowała na zimnym kamieniu w starej, śmierdzącej klatce schodowej. Lacey wbiegła zaraz za nią, zatrzaskując drzwi i przytrzaskując przy tym dłoń napastnika, który ryknął z bólu i wściekłości i wycofał się tylko na moment, w którym to dziewczynie udało się zamknąć bramę. 
- Zamek jest wyłamany! – krzyknęła do niej blondynka, starając się zablokować wejście własnym ciałem, ale po drugiej stronie mężczyzna napierał coraz mocniej. – Zapieprzaj na górę! Ojciec Setha tu mieszka, trzecie piętro, drugie drzwi od…
- Wiem! – przerwała jej, ruszając w górę najszybciej jak tylko mogła, choć schody zaczęły wirować jej pod stopami i nie wiedziała, czy zaraz nie potknie się i nie zleci z powrotem w dół.
- Wal w drzwi! Wpuści nas! – zapewniła, choć Hope ciężko było w to uwierzyć. - I rusz się, dla własnego dobra! To nie mnie chce dorwać ten szmaciarz! 

* * * 

Kiedy usłyszała jak ktoś uderza w jej drzwi z taką siłą, jak gdyby próbował wyrwać je z zawiasów, nie mogła myśleć o nikim innym poza Sethem. On wrócił – kołatało jej się po głowie. – Zabije nas, tak jak obiecał. Jej oddech przyśpieszył momentalnie, a serce zaczęło walić jak szalone. Jej mąż zasypiał już w łóżku, ale nim zdążyła dobiec do przedpokoju, słyszała jego przekleństwa rzucane do pustych ścian. Imię Setha padało raz za razem w jego gniewnej wyliczance.
Trudno było jej opisać własną ulgę, kiedy usłyszała po drugiej stronie przerażony, kobiecy głos. Z tego wszystkiego nawet jej nie słuchała, oparta z ulgą o zimne drzwi stała tylko, zakrywając dłonią usta, gdy Tom wpadł do przedpokoju. Odepchnął ją na bok, szarpiąc ramię tak mocno, że zawyła niemal równie głośno jak dziewczyna na korytarzu. Otworzył drzwi i pojedyncze słowa zaczęły spajać się w spójną całość.
- Nie mam z tym nic wspólnego – krzyczał jej mąż. – To nie jest moja sprawa!
Gdzieś na dole rozległ się huk. Marie przysunęła się bliżej i zajrzała w szparę uchylonych drzwi, które przerażona dziewczyna próbowała popchnąć do środka, ulegając jednak sile jej męża. Kilka sekund później pojawiła się przy niej znajoma blondynka. To ona. To znowu ona… Znów chodzi o Setha! 
- On cię zamorduje jak powiem mu, że nas nie wpuściłeś, człowieku!
- Mój syn groził mi już wystarczająco wiele razy, żebym przestał się go bać! Mówię – to nie jest moja sprawa!
- Będzie pana, jeśli coś nam zrobią! Matka tego dopilnuje! – warknęła pierwsza dziewczyna i właśnie w tym momencie Tom się zawahał. Marie nie miała pojęcia, która z nich wykorzystała ten moment niepewności, ale drzwi otworzyły się nagle, by po sekundzie zatrzasnąć się za ich plecami z ogromnym hukiem, tuż przed tym, jak ktoś obcy wbiegł zdyszany na piętro. W ostatniej chwili Tom zamknął wszystkie zamki – hałas znowu narastał, a w drewno ponownie ktoś walił; nic się nie zmieniło.
- Jakim prawem w ogóle mieszacie w to mnie?! – wykrzykiwał jej ukochany. Niższa, chuda dziewczyna skuliła się na podłodze, dysząc niemiłosiernie. Jej oddech był głośny i nierówny, zagłuszany tylko przez przekleństwa rzucane przez Lacey. Obydwie wyglądały na bardzo przestraszone i Marie poczuła się w obowiązku, żeby je uspokoić.
- Tu nic wam nie zrobi – zwróciła się do brunetki, która podniosła teraz na nią swe duże, jasne oczy. Dopiero w tym momencie kobieta ją rozpoznała. Widziały się już, kiedy przyszła po rzeczy swojego brata. Miała imię, które ktoś nadał jej wyjątkowo ironicznie. Nadzieja – przypomniała sobie Marie. – Ona ma na imię Hope. Jak nadzieja.
- Nie miałyśmy dokąd pójść – wyjaśniła zachrypniętym głosem. Brzmiała całkiem zdecydowanie pomimo swego przerażenia, a kiedy Lacey nareszcie umilkła, próbując złapać oddech, poczuła się pewnie w obowiązku by udzielić im wyjaśnień. Nie była jak jej brat. On nigdy tego nie robił. 
- W tym mieście jest tysiące mieszkań, trzeba było zacząć dobijać się do któregokolwiek z nich! – Tom nie krył swojej złości, twardo ignorując krzyczącego po drugiej stronie drzwi mężczyznę, jak gdyby w ogóle go nie słyszał. 
- Seth nie był w stanie rozwalić tych zamków – warknęła w jego stronę Lacey, uciskając zakrwawioną dłoń i starając się zawinąć ją w brudną bluzkę. – Jeśli on nie mógł, oni też nie dadzą rady.
- To niezłe drzwi – przyznał Tom. – Lepsze niż te, które mieliśmy gdy wyjeżdżał. Kiedy twój własny syn grozi ci śmiercią, zaopatrujesz się w takie gadżety. I wiecie co?! Na pewno nie po to, żeby jego cholerne koleżaneczki zrobiły sobie z twojego mieszkania pieprzoną kryjówkę! 
- Więc czemu pan ich nie otworzy? – zapytała Hope, patrząc mu prosto w oczy. Marie nie dała jednak mężowi na to odpowiedzieć, ruszyła w kierunku Lacey i złapała za jej rękę. 
- Trzeba to przemyć – mamrotała, patrząc jak krew spokojnie spływa po jej palcach. Kapała na podłogę; powoli, miarowo… Była ciepła, w najczystszym odcieniu czerwieni. Ocierała się o zdarte kostki i wpływała pod paznokcie. Marie objęła palcami chudy nadgarstek i starła ją własnym rękawem.
Zniknęła z blondynką w kuchni, podczas gdy jej mąż zaciągnął Hope do pokoju. Nie słyszała o czym rozmawiają, bo do jej uszu wciąż dochodziły jedynie wyzwiska zza drzwi. Jeden mężczyzna zamienił się w dwóch, może trzech. Marie nie była pewna, czy jakiekolwiek zamki są w stanie wytrzymać taki atak.
- Coś mu się stało? – zapytała blondynki, owijając bandaż wokół bladej, krwawiącej skóry.
- Chuj wie, musiałam ją stamtąd zabrać i nawet nie wiem, jak to się skończyło! Seth powinien sam ją niańczyć, jak już ją tutaj przywlókł, i tak prędzej czy później ktoś ją zadźga, zobaczysz!
  - Nie mów tak…
- Co, kurwa, mieszkasz tu od wczoraj?! – Dziewczyna z każdą kolejną chwilą odzyskiwała swoją werwę i kiedy Marie chciała przetrzeć ranę na jej ramieniu, szarpnęła się natychmiast i odrzuciła jej dłonie. – To nie jest miejsce dla takich jak ona! Seth lubi delikatne laleczki, wporzo, niech ma, ale nigdy nie był tak głupi, żeby brać kogoś spoza miasta! Tamte może były miękkie, ale jak przyszło co do czego, wiedziały jak Basin City działa! A ta?! Komedia jakaś, kurwa, śmiech na sali!
- Nikt nie wybiera, gdzie się urodził. Ani ty, ani Seth, ani jego siostra.
- Kto? – Lacey spojrzała na nią dziwnie, ale Marie nie zamierzała dłużej dawać sobie przerywać.
- Nie możesz jej nienawidzić tylko dlatego, że chciała tu z nim przyjechać. Może jej nie ostrzegł. A może zaciągnął za sobą. Też się zdziwiłam, kiedy powiedziała mi, kim jest, ale jak tak o tym pomyśleć, to pewnie kolejna zemsta na matce…
- Ej, kurwa, Marie, czekaj! Przystopuj! Czyjej matce?
- No Setha. Ich matce.
- Ty myślisz, że Hope jest jego siostrą?! Nie no, coś ci się mocno pomieszało… 
- Lacey, ja wiem, że  ona jest jego siostrą.
- Nie pierdol, na własne oczy widziałam jak się migdalili! To jedna z jego kurew, tak jak te wcześniejsze, wasza sąsiadka Ann i reszta zgrai. Nawciskał ci czegoś, a ty to łyknęłaś. 
- Lacey. – Marie podeszła do dziewczyny tak blisko, jak jej się udało, z mętlikiem w głowie i nogami jak z waty. Zbladła, czując jak nagle robi jej się niedobrze. Nie czuła obrzydzenia na widok krwi, rozwalonych głów, noży wbitych w klatkę piersiową ani wystających z ciała kości, ale teraz miała wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. – Ja wiem, że ona jest jego siostrą. Tom to wie. I Seth również.
- To by wyjaśniało… Znaczy, teraz jak o tym mówisz… - Po raz pierwszy Marie widziała Lacey tak zbitą z tropu, ale nie zwracała na to większej uwagi. Usiadła ciężko na krześle, wpatrując się w podłogę, kiedy blondynka miotała się po kuchni próbując wyrzucić z siebie zbyt wiele słów naraz, co w rezultacie nie miało żadnego sensu. – No to jest dopiero, kurwa, popieprzone! – wykrzyczała w końcu, po czym wybuchła głośnym, niepochamowanym śmiechem. Odrzuciła głowę do tyłu i śmiała się aż zaczął boleć ją brzuch. Marie w tym czasie nie ruszyła się z miejsca. Nie widziała w tym nic zabawnego. 

* * * 

W pokoju zrobiło się już ciemno, ale on stracił rachubę czasu. Czekał już tak długo, że w jego zamroczonej głowie wszystko zdążyło się zamazać i nie do końca był pewien, czego właściwie wyczekuje. Odkupienia czy pokuty? Spokoju czy śmierci? Cokolwiek miało nadejść, pojawi się tutaj w postaci Alexa – tego był pewien bardziej niż swego własnego imienia – a Alex zawsze kazał na siebie czekać. Mężczyzna uwielbiał efektowne wejścia i trudno było mu odmówić do tego talentu. Najpierw pozwolił hordzie swych ludzi wtargnąć do domu Lacey i wywlec go stamtąd na wpół przytomnego, ciągnąc jego ciężar po nieprzytomnych lub martwych ciałach jego własnych przyjaciół, a następnie dał swemu synowi okazję do stłuczenia go jeszcze bardziej w zimnej, brzydkiej piwnicy, którą Seth miał już okazję kilka razy oglądać. W końcu, gdy pobity został już pozbawiony wszelkiej ochoty i siły na ucieczkę, pozwolił swoim podopiecznym na zaprowadzenie go do swojego gabinetu, zamknięcie drzwi na klucz i czekanie, aż się wykrwawi. Brunet nie miał jednak ochoty niczego mu ułatwiać i wykorzystał dany mu czas na odzyskiwanie sił, wycierając krew w swoją własną bluzę i brudząc nieroztropnie ułożony pod jego krzesłem dywan. Próbował nawet podnieść się, by przeszukać biurko mężczyzny z nadzieją na znalezienie czegokolwiek, co ewentualnie pozwoli mu się obronić, ale upadł tak prędko, jak tylko stanął na nogi i szybko zmuszony był porzucić swoje zamiary. Domyślał się zresztą, że wszystkie szuflady zamknięte są na klucz, a tego Alex nigdy nie spuszczał z oka. Był zbyt doświadczony, by zostawić Setha sam na sam z bronią lub czymś, co mogłoby ją zastąpić. Może dlatego pokój był taki pusty, ku jego zdziwieniu usunięto nawet barek. Przez jakiś czas Seth leżał na podłodze, rozglądając się wokół siebie. Po chwili jednak w końcu dowlókł się do swego krzesła. Stracił sporo krwi a złamany nos doskwierał mu tak bardzo, że chwilami tracił przytomność z bólu. Nie mógł oddychać i bardzo chciał nastawić tę cholerną chrząstkę, ale za każdym razem gdy uniósł ku niej dłoń robiło mu się ciemno przed oczami. Był ciekawy, czy reszta obecnych wcześniej w domu Lacey cierpi teraz tak samo, gdziekolwiek teraz byli. Jeśli byli.
Klucz [p raz pierwszy przekręcił się w zamku niecałe pół godziny później i gdyby tylko miał na to siłę, Seth odwróciłby się w tamtą stronę, by wyszczerzyć się do Alexa szeregiem pokrytych krwią zębów. Szybko zorientował się jednak, że to nie mężczyzna pojawił się w pokoju. Usłyszał za sobą cichutkie, dziarskie kroki nim w zasięgu jego wzroku znalazła się niska, chuda dziewczyna, patrząca na niego z tak znienawidzoną przez mężczyznę troską. Valene nieco wydoroślała od ich ostatniego spotkania, ale w oczach wciąż miała ten sam zaczepny blask. Skróciła włosy, chyba przy okazji je też rozjaśniając, a jej ciało nie wyglądało już jak ciało dziecka. Pod obcisłą koszulką wyraźnie odznaczały się jej piersi, na których bezwiednie skupił wzrok na dłuższą chwilę. Zaraz potem spojrzał na trzymaną w małej dłoni szklankę i od razu wiedział, że to dla niego. Dziewczynka uśmiechnęła się, gdy posłał jej zaniepokojone spojrzenie.
- Wyglądasz na zdziwionego – zauważyła, kładąc przed nim napój. – Przyniosłam ci coś. To najlepsza whisky, jaką mój ojciec ma w swojej kolekcji. – Jej oczy zabłyszczały nagle z rozbawieniem, kiedy sięgnęła pod rękaw swetra i wyjęła spod niego woreczek pełen szarobiałego proszku. – A to dodatek, który miałam ci do niej wsypać – wyjaśniła. – Sądzili, że ode mnie weźmiesz wszystko bez wahania.
- Zdradzony przez własną córkę… - Seth uśmiechnął się, z ulgą chwytając za szklankę. Strasznie chciało mu się pić i wypił wszystko niemal jednym haustem, z wdzięcznością przyjmując gorąc powoli rozprzestrzeniający się wzdłuż jego przełyku. – Okrutne, co? Nikomu nie można już zaufać.
Choć wypowiadanie kolejnych słów nie przychodziło mu łatwo, czułby się dziwnie ignorując wysiłki tej dziewczyny. Wciąż nie potrafił zrozumieć dlaczego to dla niego robi, ale wolał usprawiedliwiać to sobie jej młodym wiekiem i ewentualnym zauroczeniem niż podwójną zdradą. Gdyby dopuścił do siebie myśl, że Valene tylko udaje pomocną, tak naprawdę szpiegując dla swego ojca, nikomu nie mógłby już zaufać. Teraz zresztą nie było to takie istotne. Na swoim karku czuł oddech śmierci już od pewnego czasu, ale tego dnia był gorący jak nigdy dotąd, ciężki i przesiąknięty trupim odorem. 
- Nie pochwalam jego metod. – Dziewczynka zrobiła się poważna, wyglądając teraz na zdecydowanie starszą niż w rzeczywistości. W zasadzie wszystko w jej osobie kłóciło się z wiekiem wpisanym w metryczkę – jej wygląd, sposób, w jaki się wypowiadała, jej odwaga. Seth doskonale ją rozumiał, też musiał dorosnąć zbyt szybko.
- Oczywiście, że nie pochwalasz – odłożył puste naczynie na biurko, od razu czując się nieco lepiej. – Jesteś na to zbyt bystra. Niestety ja też do głupich nie należę i wiem, że jeśli nie będę bawił się z nim na jego zasadach, zginę za parę minut nawet z twoją pomocą.
- Wiem. Znaczy wiem, że ty też zabijasz… - zmieszała się, nagle tracąc nieco ze swej pewności siebie. – Ale nie słyszałam, żebyś kazał komukolwiek na to patrzeć. Mój ojciec… Cóż. Mówią, że jesteś okrutny, a z nim i tak nie masz się co porównywać.
- W twoich ustach to brzmi jak komplement. – Uśmiechnął się do niej, a dziewczynka szybko to odwzajemniła. Nie chcąc jednak kontynuować tematu, Seth spojrzał ponownie na woreczek, który wciąż trzymała w dłoni. – Wiesz co to jest? – zapytał.
- Nie.
- A jeśli to trucizna? Wpadniesz w kłopoty, jeśli zaraz nie padnę tu trupem.
- Hmm… - Podniosła pakunek, przyglądając mu się uważniej, ale wcale nie wyglądała na zaniepokojoną czy przestraszoną. – Więęęc… Może powinieneś jednak to połknąć? – Tym razem to ona uśmiechnęła się od ucha do ucha, puszczając do niego oko, jak gdyby właśnie beztrosko sobie z nim flirtowała.
- Przykro mi, miałaś swoją szansę. – Coś za drzwiami trzasnęło, przerywając mu na chwilę, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. – Może następnym razem lepiej to przemyślisz – dodał bez cienia złośliwości, na co dziewczynka pokiwała głową. 
- Ja albo oni. – Wskazała drzwi ruchem głowy, a jasne kosmyki zawirowały wokół jej okrągłej twarzy. – Nie mogę pozwolić im mnie zmienić. Bo wtedy, no wiesz… Zatracę się tak jak wszyscy. Jak ty. 
Seth mógłby jej powiedzieć, że nigdy się nie zatracił, bo nigdy nie był dobry… że to nie miasto go zmieniło, nie ludzie, nawet nie matka, którą z takim uporem o to oskarżał, ale patrząc w jej jasne, pełne szczerości oczy nie potrafił zdobyć się na niszczenie dziewczęcych złudzeń. Chciała odgrodzić się murem od działalności swojej rodziny, ale on wiedział, że ten prędzej czy później musi się zawalić. Dlaczego jednak miałoby to być za jego sprawą? Uwielbiał to robić, to prawda. Bawiło go niszczenie ludzkiej naiwności, pociągał go strach wyrysowany na twarzach laleczek, gdy pokazywał im swe prawdziwe oblicze. Ona nie jest twoją lalką – przypomniał sobie w myślach, ale pokusa nie odeszła. Był teraz słaby, wściekły, może nawet nieco przestraszony i nic nie sprawiłoby mu większej przyjemności niż dawka trucizny, którą mógłby wlać przez gardło niewinnej, słodkiej dziewczynki prosto do jej umysłu. Może to dlatego przestał się odzywać, a gdy Valene uśmiechnęła się do niego jakby speszona, odwrócił natychmiast wzrok.
- Powinnaś już iść. – Jego głos był teraz cichszy niż poprzednio, ale przede wszystkim poważniejszy. Znów rozkazywał, nie prosił, a dziewczynka poczuła się zobowiązana wykonać swoje zadanie. Tatuś, mimo wszystko, zdążył ją już tego nauczyć. – I nie zabieraj szklanki – dodał, gdy po nią sięgnęła. – W razie czego będziesz miała czyste ręce. Jeśli zapytają, dlaczego proszek na mnie nie podziałał, powiesz im, że nie widziałaś czy to wypiłem. Wkurzyłem cię i wyszłaś, mając gdzieś co stanie się dalej. Nikt nie będzie miał ci za złe, jesteś tylko dzieckiem.
- To dobry pomysł – przyznała, kierując się w stronę drzwi. 
- O ile nie ma tu podsłuchu.
- Nie ma. Wiedziałabym o tym. Seth, jest jeszcze coś… - Kiedy Valene straciła nieco ze swego wcześniejszego przekonania brzmiała trochę jak Hope, co doprowadzało Setha do białej gorączki. Chcąc zająć sobie czymś ręce spróbował ponownie zaradzić coś na swój złamany nos, ale szybko tego pożałował. Zaraz potem spojrzał na dziewczynę. Spuściła wzrok i wzruszyła ramionami. – Nie daj się zabić – rzuciła na pożegnanie i zniknęła za drzwiami szybciej niż zdążył coś odpowiedzieć. Choć starał się trzymać od siebie z daleka tę myśl, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wcale nie to chciała powiedzieć.

Drugi raz klucz w zamku przekręcił się kwadrans później. Czuł się zmęczony czekaniem i coraz bardziej wściekły, ale ból w jego klatce piersiowej minął i krew zakrzepła już pod prowizorycznymi opatrunkami. Ilekroć chciał przeczesać palcami włosy w typowym dla siebie odruchu, czuł jak bardzo są posklejane. Nie wyczuł jednak rany, ani na głowie, ani karku. Zastanawiał się, ile pokrywającej go krwi należy do niego, a ile do innych. Miał nadzieję, że Nigelowi podoba się spuchnięta gęba, którą zafundował mu paroma celnymi ciosami, tak samo jak Sethowi spodobał się złamany nos.
Gdy zobaczył ją przed sobą, w pierwszym odruchu chciał przewrócić oczami. Jak mógł wcześniej nie domyślić się, że Alex szykuje dla niego właśnie coś w tym stylu? Zlustrował ją wzrokiem z góry na dół nim jeszcze zdążyli zamknąć za nią drzwi. Wyglądała w porządku, chyba… Jej włosy były dziwnie poskręcane i poprzyklejane do czoła, twarz blada, a warga mocno przegryziona, ale oprócz tego nie zauważył nic niezwykłego. Dziewczyna jednak patrzyła na niego z wytrzeszczonymi oczyma, nieświadomie uchylając usta. Nie miał przed sobą lustra od momentu, kiedy wywleczono go od Lacey, ale w błękitnych tęczówkach zobaczył teraz dokładnie, jak wygląda.
- Kurwa – wyszeptała na przywitanie, wypowiadając myśli obojga. Seth nie odezwał się jednak ani słowem.

Gdy ktoś złapał Hope w ciemnej uliczce, zakrywając jej usta, poczuła tylko porażkę. Porażkę i chłód, mokrą dłoń przeciwnika, coś miękkiego… Ale tego nie pamiętała zbyt dobrze. Kiedy się ocknęła, znajdowała się na kanapie w pięknie urządzonym pomieszczeniu, które w pierwszym odruchu uznała za salon we własnym domu. Na wpół siedziała, na wpół leżała na miękkiej kanapie z głową opartą o małą poduszkę, a przed oczami miała ogromny telewizor, w którym leciały właśnie wiadomości. Spiker mówił w nieznanym jej języku przez całą minutę nim zorientowała się, że to angielski i rozpoznała jego sylwetkę. Im więcej mrugała tym obraz stawał się wyraźniejszy. Ściany nie były limonkowe, tylko ciemne, a zamiast kolekcji filmów jej matki obok odbiornika stała drewniana komoda. Przetarła dłońmi twarz i dopiero w tym momencie zwróciła na siebie czyjąś uwagę. Nim zdążyła się zorientować, ktoś szarpnął ją za ramię, podrywając na równe nogi. Zachwiała się, ale szybko odzyskała równowagę. Ktoś ją popchnął, ktoś inny mówił coś do niej, ale nie słuchała. W kilku krokach znalazła się przed zamkniętymi drzwiami i oparła się o futrynę, starając się przypomnieć sobie jak najwięcej w czasie, gdy mężczyzna przekręcał kluczyk. Potem był już tylko Seth. Seth, którego na początku nie poznała, Seth, którego nie widziała nigdy wcześniej. Jej przekleństwo długo wisiało w powietrzu pomiędzy nimi, niezachwiane nawet najlżejszym podmuchem powietrza. Nie chciała mówić nic więcej, ale z trudem powstrzymywała w sobie słowa. Była śpiąca, pragnęła się stąd wydostać, chciało jej się palić… Przede wszystkim jednak chciała zrozumieć, jak głupia musiała być, by wpakować się w całą tę farsę. 
- Nie chcesz wiedzieć, skąd się tutaj wzięłam? – odezwała się w końcu po dłużącej się chwili ciszy. Siedziała teraz na podłodze pod ścianą, skubiąc palcami rękaw, by zająć czymś dłonie. Czuła się mała i słaba patrząc na Setha z dołu, ale było to niczym w porównaniu z tym, jak czuła się przy psach Alexa. Nazywała ich tak w myślach z niewiadomych powodów, może Seth tak ich kiedyś nazwał, nie pamiętała… Nie potrafiła myśleć o nich jak o ludziach. Nawet znajomi Setha mieli w sobie więcej sumienia i rozsądku. Mogłaby nazwać ich marionetkami, gdyby sama nie była lalką.
- Seth – warknęła, czując wzbierającą złość. To nie był moment, w którym pozwoliłaby mu się ignorować. Doskonale wiedziała, że znalazła się tutaj przez niego i pragnęła usłyszeć w jego głosie choć odrobinę skruchy, domagała się przeprosin z pełną świadomością, że nie usłyszy ich wprost. Seth bywał jednak ludzki… Choć nie tego wieczoru. Bardzo dobrze – przemknęło jej przez myśl. – Ludzki Seth nie pomógłby się nam stąd wydostać. – Zadałam ci pytanie – usłyszała swój ponury, zachrypnięty szept.
- Szczerze mówiąc, nic mnie to nie obchodzi – padła w końcu odpowiedź, a mężczyzna nie zaszczycił jej nawet swym spojrzeniem. 
- Moje pytanie, czy to, jak mnie tu przywlekli?
- I to i to. Wiem, dlaczego się tu znalazłaś i to mi wystarczy. Przez własną, pierdoloną głupotę.
- Nie, to przez Lacey! – próbowała się usprawiedliwić, ale jej słowa nawet dla niej brzmiały jak marna wymówka jakiegoś nadętego dzieciaka. – Ja chciałam tam zostać, to ona uparła się, że musi wracać do domu i sprawdzić, co tam się stało. Upierała się, że ci goście, którzy nas gonili, na pewno już się znudzili i sobie poszli…
- A ty wiedziałaś, że tak nie jest – dokończył za nią. 
- Mówiłam jej, ale nie chciała mnie słuchać.
- W takim razie jesteś jeszcze większą idiotką niż myślałem. Trzeba było kazać jej iść samej i siedzieć na dupie, gdziekolwiek byłaś, tak długo aż któryś z nas zechciałby się po ciebie zgłosić.
- Bałam się. Nie widziałeś jego wzroku – mruknęła, wzruszając ramionami, a para ciemnych jak noc oczu w końcu skupiła na niej swe zimne spojrzenie. Była pewna, że to go zainteresuje.
- Czyjego wzroku, lalko? 
Nie chciała się mścić, ale nie mogła odmówić sobie przyjemności by potrzymać go w niepewności jeszcze przez krótką chwilę. Zamiast odpowiedzi dostał od niej przeciągłe ziewnięcie, prawie wcale zresztą niewymuszone, a kiedy dziewczyna przyciągnęła kolana pod brodę by zaraz ułożyć na nich ukrytą w dłoniach twarz, niemal fizycznie czuła na sobie jak piorunuje ją wzrokiem. Seth był zbyt dumny, by się powtarzać, ale to nie miało znaczenia. Gdy skuliła się tak pod tą zimną, wyłożoną tapetą ścianą, nagle poczuła się niesamowicie senna. Przed zamkniętymi oczami pojawiły się kolorowe plamy, tańcząc ze sobą i zlewając się w jedność. Jej skóra śmierdziała potem i strachem, ale zapach zimowej słoty przebijał się przez tę mieszankę coraz wyraźniej. W pokoju też czymś pachniało… Wyczuła tytoń i wanilię, może pomarańczę. Kiedy była mała, zapach wanilii kojarzył jej się z ciepłym łóżkiem i pocałunkami na dobranoc. Jej sypialnia zawsze pachniała postawioną na nocnym stoliku, wonną świeczką. Sheryl czytała jej bajki przy jej migotliwym blasku nawet długo po tym, jak Hope nauczyła się czytać sama. 
- Lalko! – jego warknięcie przywróciło ją do rzeczywistości w ułamku sekundy. Nie było już bajek, mamy, ani miękkiej poduszki, był drogi dywan zbrukany krwią i syn kochanej Sheryl, który nigdy w opowiadanie bajek się nie bawił.
- Twój ojciec o nas wie, Seth – powiedziała z pełną powagą, a głos nawet jej nie zadrżał. Nie do końca dochodziła jeszcze do niej ta myśl i nie myślała o tym, jakie będą konwencje. Jej matka także wiedziała i nie uwierzyła. Tom nie zawahał się ani przez chwilę.
Seth nie krył nawet zdziwienia, że to w jego dawnym mieszkaniu kobiety urządziły sobie kryjówkę, ale obawy Hope zbył tylko złośliwym uśmiechem.
- Gówno wie, coś sobie uroiłaś – odparł i tym razem to z płuc Hope wyrwał się śmiech, głośny i niepohamowany, trwający zdecydowanie za długo. Kiedy tak się śmiała, blada, skulona, z poprzyklejanymi do twarzy włosami i czarnymi smugami na policzkach, wyglądała jak obłąkana. Ten widok kogoś mu przypominał. Ann? – próbował znaleźć we wspomnieniach chwilę, w której mogłaby wyglądać podobnie, ale w jego oczach Ann tylko płakała. ¬– Nie. Scout. Scout i łóżko pełne krwi. Scout tuż przed tym jak straciła przytomność. Piękna Scout i jeszcze piękniejszy błysk ostrza w jej dłoniach. 
- Byłam tam z Lacey, kretynie! – wrzasnęła w końcu, a jej śmiech przerodził się w desperację. – Sprzedałeś dwie różne bajeczki dwójce ludzi, którzy mieszkają tak blisko siebie i czego się spodziewałeś?! Nie pierdol, że coś sobie ubzdurałam, bo to nie ty musiałeś patrzeć jak twój jebany ojciec rzuca wszystkim, co ma pod ręką, przeklinając mnie nawet bardziej od ciebie! 
- Wystarczająco często widziałem, jak czymś rzuca – odparł spokojnie, jak gdyby w ogóle się tym nie przejmował, ale Hope widziała wyraźnie, że gdy wspomniała o rzucaniu przedmiotami, Seth jeszcze raz zmierzył ją wzrokiem w poszukiwaniu ewentualnych obrażeń. – Przy Alexie jesteś tylko siostrą.
- Słucham?! – Nagła zmiana tematu zdenerwowała ją jeszcze bardziej. – Co mnie obchodzi…
- Powinno. Alex nie wie, że jesteś moją lalką i w twoim interesie leży, żeby się nie dowiedział. – Seth miał nadzieję, że kiedy wmówi jej, że chodzi tu o nią, będzie nieco ostrożniejsza, ale i tak nie wierzył w jej zdolności przekonywania.
- Każdy o tym wie. Każdy, tylko nie on?!
- Każdy… - prychnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Naprawdę sądzisz, że jestem takim idiotą, lalko? Nie rozpowiadam na prawo i lewo z kim się zadaję, nigdy. Poza garstką osób, moich tak zwanych znajomych, nikt nie ma pojęcia, coś ty za jedna. Moją lalką jest Jordan, jak zawsze, a ty możesz być co najwyżej dziewczyną Chrisa, co oznacza, że jesteś tak samo mało ważna jak on. Gdybyś nie dała sobie kiedyś ukraść jebanego portfela, w ogóle by cię tu teraz nie było.
- A gdybyś nie zaciągnął mnie do Basin City… 
- Bardzo byś się wynudziła – dokończył za nią, uśmiechając się prawie szczerze. – A teraz posłuchaj… - Seth nie dokończył jeszcze zdania, kiedy ktoś pociągnął za klamkę. 
Alex nigdy nie odmawiał sobie przyjemności doprowadzania swoich „gości” do szału przedłużającym się oczekiwaniem, ale to nie był jedyny as w jego rękawie. Seth miał wrażenie, że nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by starszy mężczyzna nie przerwał mu swą obecnością czegoś ważnego i byłby w stanie znów zacząć podejrzewać, że gdzieś jednak znajduje się tutaj podsłuch, gdyby nie fakt, że Alex z pewnością nie był tak głupi, by przerywać mu w takim momencie. Obydwaj wiedzieli jedno - jeśli ktoś mówi, trzeba pozwolić mu mówić jak najdłużej i jak najwięcej. Milczeniem wyciągnąć z niego każdą myśl, najmniejszą nawet informację. Ludzie z natury nienawidzą ciszy – gdy czują się winni lub osaczeni, to uczucie jeszcze się wzmaga. Pozwól im mówić, a wyznają wszystkie swe grzechy. Przerwij im, a dasz im czas do namysłu i nigdy nie popełnią już tego samego błędu. Nigdy nie dowiesz się, jak wiele lub niewiele mogła znaczyć dla ciebie jego wypowiedziana w gorączce myśl.
Mężczyzna, szarmancki jak zawsze, od razu zwrócił się do Hope. Uśmiechnął się do niej najmilej jak tylko potrafił i podał jej dłoń, pomagając wstać z podłogi. 
- Musisz mi wybaczyć głupotę moich ludzi. Ich dobre maniery to raczej wątpliwa kwestia. Ben! – Alex odwrócił się w stronę stojącego przy drzwiach mężczyzny i brunetka dopiero teraz zauważyła, że nie są w pokoju sami. Oprócz mężczyzny imieniem Ben o ścianę opierało się jeszcze dwóch rosłych ludzi Alexa. – Bądź tak miły i przynieś naszemu uroczemu gościowi krzesło. Swoją drogą, Seth – kontynuował, gdy polecenie zostało spełnione – po tobie też spodziewałem się więcej kultury. Zająć jedyne krzesło, kiedy kobieta nie ma gdzie usiąść…
- To nie jest jedyne krzesło – odwarknął Seth, wyraźnie poirytowany tą gadką o niczym. Nie czekał na niego tyle czasu, żeby dostać wykład z savoir vivre’u. – Gdybym ustąpił jej miejsca, musiałbym zająć twój fotel, a to mogłoby ci się nie spodobać. – Uśmiechnął się do siebie, widząc z jaką rozkoszą Alex zajmuje swoje stałe miejsce po drugiej stronie dębowego biurka. 
- Mógłbyś też siedzieć na podłodze, tam gdzie twoje miejsce.
- A cóż się stało z twoją nienaganną uprzejmością? – Zęby Setha wciąż pokrywała czerwona, rozcieńczona śliną krew i gdy się uśmiechał, Hope nie potrafiła na niego patrzeć. 
- Przy tobie nie tak łatwo ją utrzymać. Zawsze wyprowadzasz mnie z równowagi.
- To miłe, ale nie przyszedłem tu po komplementy. 
- Z tego co mi powiedziano, wcale tutaj nie przyszedłeś, przyciągnięto cię siłą. Czyżbyś się czegoś bał, przyjacielu? I czy to dlatego po raz kolejny zignorowałeś moje polecenie i zamiast zjawić się tam, gdzie ci kazałem, wysłałeś zamiast siebie jednego ze swoich kundli?!
- Tak mi przykro, że nie udało ci się mnie zabić.
- To się da szybko naprawić – odpowiedział zamiast Alexa jeden ze stojących przy drzwiach mężczyzn i ze złośliwym uśmieszkiem ruszył natychmiast w jego stronę. Zamiast jednak podejść wprost do chłopaka, stanął za krzesłem jego siostry, kładąc swe wielkie dłonie na oparciu. Hope odchyliła się natychmiast, patrząc na Alexa z wyrzutem.
- Prosiłem tysiąc razy, żebyś się nie wtrącał – warknął mężczyzna, nie każąc jednak wrócić mu na miejsce. – Seth, mówmy poważnie. Wystawiłeś mnie i wiesz, że to mi się nie podoba.
- Próbowałeś mnie zabić. Jeśli któryś z nas może mieć pretensje, to ja. Mógłbym o tym zapomnieć, ale ta szopka… Rozumiem rozwalenie mi szczęki, ale ona to tu po co?!
- Och, nie mogłem się powstrzymać. Powiem ci szczerze, że od dnia, kiedy usłyszałem o Hope, zżerała mnie ciekawość, kim jest. Jak wygląda, jak mówi, co robi… Czy jest do ciebie podobna. Musisz przyznać Seth, że jesteś bardzo specyficznym człowiekiem. Chciałem wiedzieć, czy to geny, czy może jednak przypadek. Pomyślałem, że to świetna okazja, żeby się poznać. I oddać ci to – zwrócił się do Hope, wyjmując z kieszeni jej portfel. – Bardzo cię przepraszam, nie jest kompletny. Nie okradłbym cię, ale już gdy do mnie dotarł, był opróżniony do cna. Wszystkie dokumenty są na miejscu, więc mam nadzieję, że chociaż oszczędzę ci latania po urzędach. 
Hope spojrzała na swoją własność z pewną nieufnością, ale kiedy Alex położył portfel na blacie po jej stronie, złapała go bez wahania. Spojrzała do środka, przeglądając zawartość. Minęło tyle czasu, że zdążyła już zapomnieć o zgubionych dokumentach. W całym tym zamęcie nie postarała się nawet o nowe. Chciała podziękować, ale gdy spojrzała na Setha, słowa ugrzęzły jej w gardle.
- Odzyskałaś portfel, teraz zmiataj – zwrócił się do niej brunet, ale Alex tylko się zaśmiał.
- O nie, będziesz nam jeszcze potrzebna.
- Chcecie jej obić mordę tak jak mi?! Gratuluję, Alex, idziesz w coraz lepszym kierunku. Jeszcze trochę i staniesz się mną, ciekawe jak to ci się spodoba.
- Hope jest naszym gościem, nie pozwoliłbym jej skrzywdzić. Oczywiście pod warunkiem, że nas do tego nie sprowokujesz.
Poczuła ucisk i szarpnięcie i w mgnieniu oka uderzyła plecami o oparcie. Na jej ramionach zacisnęły się dwie wielkie dłonie, z każdą chwilą zbliżając się coraz bliżej delikatnej szyi. Szarpnęła się raz, potem drugi, ale nie była w stanie się wyrwać. Nawet w porównaniu z Sethem milczący mężczyzna był zdumiewająco silny. 
- Mogłam się domyślić, że to teatrzyk… - mruknęła do siebie, a lewa dłoń napastnika przewędrowała na jej kark i zacisnęła się tak mocno, że brunetka pisnęła z bólu.
- Jeśli już musisz kogoś zabić, ona będzie krzyczała przy tym zdecydowanie ładniej, zapewniam – Seth uśmiechnął się ponownie, patrząc na Alexa. – A jeśli to ma na celu tylko postraszenie mnie, jak to zwykle bywa, skończ się, kurwa, wygłupiać. 
- Postraszenie? – Alex uśmiechnął się tajemniczo i sięgnął ręką do kieszeni. Wyjęty z niej kluczyk natychmiast włożył do małego zamka obok rączki szuflady i przez krótką chwilę w pokoju panowała całkowita cisza, kiedy manewrował w nim zadziwiająco nieporadnie. Seth mógłby się tego przyczepić, mógłby sprowokować go ponownie, ale Hope nadepnęła go pod stołem i z jakiegoś powodu ciężar jej małej stopy na jego nodze zamknął bluźniercze usta. Jej but wydawał się taki malutki w porównaniu z jego, nie mógł oderwać od niego wzroku… W końcu szuflada ustąpiła i coś ciężkiego uderzyło o stół. Poczucie rzeczywistości wróciło do niego natychmiast. Spojrzał na przedmiot. Broń. Mógłby chwycić za nią w tej samej chwili, wyprzedzając Alexa bez większych problemów, złapać ją i zabić… Siedział jednak na miejscu, nie odzywając się.
- Teraz się boisz, Seth? Powiem ci coś – jest naładowana, ale jej nie użyję. Ja nie. Ty to zrobisz. Ty albo ona – posłał Hope przeciągłe spojrzenie, ale dziewczyna nie zwracała na niego uwagi, patrząc na Setha z przerażeniem w jasnych oczach. – Jeśli zabijesz swoją siostrę, uznam dług za spłacony. 

* * * 

  Valene była tylko dzieckiem zmuszonym by dorosnąć zbyt szybko. Nie zasługiwała na to – nikomu nie należy się taki los. Wprawdzie ojciec traktował ją zdecydowanie lepiej niż jej starszego brata, ale tak naprawdę Alex od zawsze był przede wszystkim przywódcą kierującym w skupieniu swą małą armią, a dopiero później rodzicem. Dziewczyna kpiła często z „władzy”, którą teoretycznie posiadała w tym mieście jej rodzina. Cóż to za władza? I co to za miasto, skoro kilku mężczyzn jest w stanie nim zawładnąć? W filmach takie rzeczy wyglądają spektakularnie. Członkowie mafii w czarnych garniturach, giwery wsunięte za pas. Może, jako typowe dziecko wychowane w dwudziestym pierwszym wieku, naoglądała się za dużo telewizji. A może po prostu nie potrzeba widowiskowych wybuchów, by panować nad życiem i śmiercią. Alex uważał się za jednego z tych mocnych, a Valene… Valene słyszała w życiu o wiele więcej odgłosów strzału z własnej piwnicy niż jakakolwiek inna piętnastoletnia dziewczynka.
Patrzyła prosto w ścianę pokrytą plakatami kilku do połowy roznegliżowanych wokalistów, ale jej wzrok nieustannie zbaczał w dół na ramkę ze zdjęciem młodej, uśmiechniętej kobiety, której nawet nie zdążyła poznać. Po Basin City długo krążyły pogłoski, że to Alex zabił jej matkę. Głosy cichły jedynie wtedy, kiedy Valene była w pobliżu, ale ona nie potrzebowała, by ktokolwiek powiedział jej to wprost – ona wiedziała. Nie, jej tata nigdy nie podniósł na mamę ręki, ani nie przyłożył jej lufy do skroni. Plotki o poćwiartowanym ciele długo skrywanym w tej tajemniczej piwnicy były jedynie plotkami. Każde miasto ma swoje legendy, legenda Basin City wciąż żyła. Ale w takich podaniach zawsze fikcja miesza się z prawdą. Tak, Alex zabił jej mamę. Valene uświadomiła to sobie dopiero niedawno, kiedy powoli zaczęła rozumieć jak działa ten przeklęty świat istniejący poza bezpiecznymi ścianami jej spokojnej przystani wyklejonej kolorową tapetą. Ta młoda, piękna kobieta, którą – jak mówiono – niebezpieczeństwo kręciło o wiele bardziej niż cokolwiek innego na świecie, została zabita przez swoje własne marzenia. Alex ją wykończył. Albo zrobiły to po prostu jej emocje. Mówią, że najlepsze rzeczy w życiu mają swoją cenę, ale czy warto płacić śmiercią za chwile, które pozostaną niezapomniane  – na to niewielu potrafi odpowiedzieć. Po co żyć, skoro jedyne, co jesteś w stanie zrobić, to odsiedzieć osiem godzin w pracy i uśmiechnąć się smutno do puszczonej wieczorem komedii na dobranoc?  Życie, podobno, nie polega na biernym istnieniu, jednak niektórzy ludzie nigdy się z tym nie zgodzą. Ludzie tacy jak Valene – dzieci żyjące najbliżej niebezpieczeństwa, na ścieżce życia, której sobie nie wybrały.
Łzawe piosenki i długie wieczory często skłaniały dziewczynę do rozmyślań o wszystkich ludziach, którzy przewinęli się przez ten dom. Część z nich leży już nieruchomo pod ziemią, całkiem spora część, jak mogła przypuszczać. Mężczyzna, którego widziała dziś żywego zaledwie trzy godziny temu, dołączy do nich niedługo, pochowany między szumowiną tego miasta i niewinnymi, takimi jak matka Valene. Całkiem możliwe, że to właśnie taki los mu się należał; w swoim postępowaniu bywał gorszy od samego Alexa. Valene nie mogła jednak kłamać, że go nie lubi. Był przystojny, nim jego twarz spłynęła krwią, a jego uśmiech na kilka nocy zabrał jej sen z powiek, kiedy zobaczyła go pierwszy raz. Był wtedy tylko szesnastoletnim żółtodziobem, którego Alex nie musiał ani nie zamierzał się obawiać, a ona była dzieckiem. Z każdym kolejnym rokiem jego imię padało z ust ojca coraz częściej, a to nienaturalne zainteresowanie z czasem przelało się również na córkę. Teraz miało się skończyć. Usłyszała z dołu słowa ojca i trzask piwnicznych drzwi. Myślała o tym, że może nie być w niej już ludzi. Prędzej czy później zawsze zostają tylko trupy. Kolejne martwe ciała pod jej bosymi stopami. Człowiek, którego polubiła, dziewczyna, której nie znała – prawdziwi ludzie, nie figurki w grze jej ojca. Valene nigdy o tym nie zapominała.
Krzyk jej brata przerwał ciszę niespodziewanie, niczym krzyk jej matki budzący ją z sennych koszmarów niemal każdej nocy. Był sygnałem do biegu, a ona nie zamierzała dłużej siedzieć w tej kolorowej klatce. Niepewność powoli zżerała ją od środka, z każdą minutą narastał strach, a złe przeczucia krążyły wokół niej niczym jej prywatne demony, towarzyszące jej zawsze w tych najgorszych momentach. Jasne włosy spłynęły falami wokół jej twarzy, kiedy wychyliła się przez barierkę schodów. Wciąż słyszała głos Nigela, ale na dole nie zobaczyła żywej duszy. W tym domu to był bardzo niecodzienny widok i wcale nie pozwolił jej zapomnieć o ostrożności. Schodziła na dół najciszej jak potrafiła, stawiając stopy na kolejnych stopniach z większą niż zwykle uwagą. Omijając skrzypiące deski, skierowała się w stronę salonu. Tuż za nim drzwi gabinetu jej ojca pozostały uchylone. Słowa jej brata z każdym krokiem stawały się wyraźniejsze. Czuła jego złość i rozczarowanie zupełnie jak gdyby stał tuż obok. Nie musiała widzieć jego twarzy, jej wyobraźnia sama podsunęła jej ten gniewny wyraz w jego podobnych do ojca oczach i zaciśnięte mocno wargi. Gdy oparła się o ścianę tuż obok futryny, wykrzykiwane zdania zaczęły nabierać sensu. Jeszcze raz wyjrzała na korytarz by upewnić się, że nikt z ludzi jej ojca nie kręci się w pobliżu, po czym przysunęła się jeszcze bliżej i przyłożyła ucho do zimnej ściany.
- To nie ma sensu, człowieku! Jak mogłeś w ogóle wpaść na taki pomysł?! 
Odgłos kroków tylko utwierdził ją w przekonaniu, że Nigel krąży w kółko po gabinecie, jak zawsze, kiedy był zdenerwowany. Ona w złości robiła dokładnie to samo. W porównaniu z opanowanym Alexem ta przywara jego dzieci wydawała się nieco nie na miejscu. Ojciec nigdy w nich tego nie lubił.
- Twoim zdaniem, być może. – Alex rzadko tracił swój spokój, a jego cichy, zachrypnięty głos i powolny sposób mówienia przerażały ją bardziej niż najgłośniejsze nawet krzyki. Nigel zdawał się tym jednak nie przejmować.
- Wysłałeś mnie tam, żebym ci go przyprowadził. Zrobiłem to! Narażałem życie wpieprzając się prosto w sam środek jebanego gniazda os, a teraz ty odwalasz takie gierki?! To historia z jakiegoś kiepskiego serialu, tato, sam musisz to widzieć! Opera mydlana! Ty zabij ją, ona ciebie… Dałeś mu jebaną broń, akurat jemu! Przecież on doskonale wie co z nią zrobić! Poczeka na kogoś z naszych i zajebie go przy pierwszej okazji, dam sobie rękę uciąć! 
- Byłbym niepoważny, pozwalając komuś tam wchodzić. Dopóki jedno z nich nie padnie martwe, drzwi piwnicy pozostaną zamknięte. 
- A jeśli strzelą w ścianę?!
- To zostaną im tylko dwa wyjścia – zaduszą się nawzajem, albo zdechną z głodu. Nigel, nie bądź niepoważny. – Alex wydawał się nieco rozbawiony, ale w jego głosie Valene wyczuła już zniecierpliwienie. Była zdziwiona, że ojciec pozwalał Nigelowi zwracać się do niego w ten sposób i modliła się cicho, żeby ta rozmowa jak najszybciej się skończyła. Nie chciałaby mieć na sumieniu swojego rodzonego brata. Mogła przecież to przerwać, mogła po prostu tam wejść… Niczym sparaliżowana, wciąż stała jednak na swoim miejscu, bojąc się nawet zaczerpnąć głębszego oddechu.
- Nikt nie strzeli w ścianę, Nigel, dokładnie wiem, co tam się wydarzy. Daj im pół godziny i dziewczyna będzie martwa. Szczerze mówiąc, spodziewam się tego nawet wcześniej. Seth nie da się zabić, nie w taki sposób. Znam ten typ ludzi…
- No dobra, więc zabije dziewczynę. I co z tego?! Do kurwy nędzy, miałem wrażenie, że chcemy się pozbyć Setha a nie jakiejś małej suki! Teraz to ona nam zagraża, tak?! Ona stała się zbyt bezczelna?!
- Ona jest tylko narzędziem – wyjaśnił spokojnie jej ojciec, tłumacząc Nigelowi jak dziecku coś, co dla niego musiało być oczywiste. Valene domyślała się, co chciał osiągnąć Alex, ale nigdy nie mogła rozgryźć go do końca. Jej brat wydawał się zagubiony. Przestał chodzić i w pokoju na moment zapanowała cisza. – Tu nie chodzi nawet o jej śmierć, Nigel, ani o to, że Seth straci siostrę. Wątpię, żeby w jakikolwiek sposób zależało mu na kimś, kogo zna zaledwie od kilku miesiący…
- Wątpię, żeby zależało mu na kimkolwiek, – poprawił go Nigel. – Albo czymkolwiek! 
- Nie, synu, to tylko on chce, żebyś tak myślał. Ja natomiast chcę sprawdzić ile jest w tym prawdy. 
- Więc będziesz bawił się teraz w eksperymenty?! Seth jest…
- …specyficzny, ale nie jedyny w swoim rodzaju. Ani nie jedyny ze swego gatunku. Jego znajomi to chodzące klony, przekonałem się o tym jeszcze bardziej kiedy zawierałem naszą małą umowę  z Jasonem. Jeśli nauczymy się jak poradzić sobie z nim teraz, jego koledzy nigdy więcej nie będą dla nas zmartwieniem. Jeśli go zabijemy, czeka nas powtórka z wojny po zabójstwie Jareda. Musisz uczyć się na błędach, synu.
- Więc zamiast zabić wroga, zabijemy jego siostrę. Genialne. – Do Valene doszło głośnie prychnięcie i odgłos kroków, gdy Nigel na powrót ruszył na swój mały spacer od jednej ściany do drugiej.
- Wiele jeszcze musisz się nauczyć. To nie my zabijemy jego siostrę. On to zrobi. A to, mój synu, jest znacząca różnica. Wiesz, że Seth nigdy jeszcze nikogo nie zabił?
- Ty chyba sobie żartujesz! 
- Nie, wcale nie. Oczywiście, ludzie ginęli z jego polecenia, czasem z jego powodu, ale nigdy z jego ręki. Był przy tym, ale nigdy nie pociągnął za spust. Rozumiesz chyba, jaka to różnica, tego właśnie próbowałem cię od dziecka nauczyć. To jego pierwsza prawdziwa okazja na stanie się zabójcą. A zabicie dziewczyny zawsze jest nieco trudniejsze, one histeryzują i błagają, a my mamy w sobie pewnego rodzaju współczucie. Jeśli Seth naprawdę jest takim potworem, za jakiego się uważa, zrobi to bez najmniejszego problemu. Ale jeżeli się nie mylę – a wiesz, że rzadko się mylę – to będzie koniec Setha, jakiego znamy. On nie będzie nam już więcej zagrażał. 

20 komentarzy:

  1. Wstydziłabyś się kończyć w takim momencie :O. Ile przewidujesz jeszcze rozdziałów iiii czy planujesz napisać kolejne opowiadanie (lub wrócić do NOP)? :d Mam nadzieję, że na następny rozdział nie trzeba będzie tak długo czekać :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie trudno mi powiedzieć ile planuję jeszcze rozdziałów... tym bardziej, że mogłabym przypadkiem zdradzić Ci w ten sposób zakończenie, a tego byśmy nie chciały ;p Powrót do NOPa kusi mnie od wakacji (dokładniej mówiąc od momentu, kiedy przefarbowałam łeb na czerwono xd), ale prawdopodobnie tego nie zrobię. I za nic nowego też się raczej nie wezmę, skoro ma to wyglądać tak jak teraz - jeden rozdział na rok, a i tak nienajlepszy. Bez sensu tak męczyć i siebie i Was. Ale muszę przyznać, że mi smutno z tego powodu ;p Zawsze lubiłam te swoje blogi :)

      Usuń
    2. Haha, jak zobaczyłam Twoje zdjęcie, to od razu skojarzyłaś mi się z Cherry :)). I w sumie chciałabym, żebyś wróciła - nawet, jeśli miałby być jeden rozdział na rok :D.
      Jeśli chodzi o ten rozdział, to ciężko mi cokolwiek obstawić :p. Wolałabym jednak, by to Hope zginęła, ale nie z rąk Setha, a sama się zabiła XD.

      Usuń
    3. Brakuje mi jeszcze Shane'a (i ewentualnie całej reszty ekipy) oraz - co najważniejsze - Kalifornii. Ale włosy już są, reszta znajdzie się sama xd
      Wiesz, pisanie jakoś wyszło mi z krwi przez ten czas, wyrosłam chyba z tego i w tym momencie wymyślenie nowej historii nawet nie mieści mi się w głowie ;p NOP też opuściłam już zbyt dawno, żeby być w stanie z powrotem się w niego wczuć, więc... zjebałam, jednym słowem ;)

      Widzę że liczysz na szczęśliwe zakończenie, haha ;p Zobaczymy ^^

      Usuń
  2. Jeden rozdział i cały wieczór przepadłam...Czytam i czytam i naczytać się nie mogę, tak upajam się Twoim opowiadaniem. Ja w sumie nie wyobrażam sobie, aby zginęła Hope... A także Seth.. Za bardzo zżyłam się z tą parą i myślę, że Seth prędzej sam się zabije niż zabije Hope... A może jednak się mylę i pociągnie za spust w jej kierunku? Nie no! Ani on, ani ona mają nie zginać! Ja już oczekuję szczęśliwego zakończenia... I nigdy nie pozbędę się obrazu Setha z małym dzieciaczkiem na rękach, to jakieś chore :o Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału... <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się zdaje, że mam o swoich własnych bohaterach o wiele gorsze zdanie niż Ty o nich masz ;) Zwłaszcza o Secie! Wciąż uważam, że powierzenie mu dziecka (jego własnego, czy tam jakiegokolwiek innego... nawet szczeniaka!) to nie jest najlepszy pomysł xd

      Usuń
    2. Jezu, jestem jakaś zacofana, chyba przegapiłam coś z dzieckiem...? :o

      Usuń
    3. Broń Boże! :p Dziecko nigdy nie wyszło poza komentarze pod którymś rozdziałem ;p W żadnym z rozdziałów nie było o nim wzmianki... chyba. Albo ja jakoś wybitnie tego nie pamiętam, co się zdarza... Strzelam, że nie pamiętam polowy rzeczy, które pisałam w poprzednich rozdziałach. I mam tylko nadzieję, że Wy też nie xd

      Usuń
  3. A już myślałam, że udało im się uciec. Jej.. i po co Hope posłuchała Lacey i wyszła stamtąd? W sumie ojciec Setha i tak pewnie nie pozwoliłby jej tam długo zostać, ale mogłam jednak tam siedzieć, a tak to została złapana. Alex mnie przeraża. Ma chory łeb! Nie wiem... co on chce udowodnić, że Sethowi zależy na kimś? Ale czemu niby miałoby mu zależeć na Hope, skoro to tylko jego siostra. No i dobra, załóżmy, że zabije Hope i co wtedy? Dalej będzie miał broń. No, chyba, że Alex się zabezpieczył i dał mu jeden nabój tylko. Ale jakoś nie wierzę, że Seth do niej strzeli, bo mu zależy. Może niewiele, może tego nie okazuje, ale musi mu zależeć, skoro sam jej mówił, że przy Alexie ma być wyłącznie jego siostrą. No, ale jak widać to nie pomogło. Szkoda mi Valene. Jej ojciec nie powinien pozwolić, by żyła w takich warunkach, Aż cud, ze ona ma w sobie jeszcze jakieś ludzkie odruchy. Mam nadzieję, że cały czas taka pozostanie. Powinna się jak najszybciej uwolnić z tego środowiska. Ona jest pełnoletnia czy nie? Mogłaby wyjechać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie wydaje mi się, że Alex próbuje udowodnić coś sobie - że jest lepszy od Setha, bo on nie ma skrupułów, a Seth je ma. Taka męska arogancja... A jeśli przez przypadek okaże się, że dzięki temu Seth zginie, to tym lepiej dla Alexa.
      Oczywiście, nabój jest tylko jeden. Nie wspomniałam o tym? Jeśli tak to mój błąd, nie pomyślałam :( Poprawiać już nie będę, bo w następnym rozdziale już wyraźnie zaznaczyłam, że nabój jest tylko jeden, ale nie wiem dlaczego przeoczyłam to w tym...
      Ach, żeby Seth się nie zaczął przypadkiem wydawać zbyt ludzki - chcę tylko zaznaczyć, że kazał Hope "udawać" siostrę dla własnego interesu, nie jej ;) Chciał żeby wierzyła, że to dla jej dobra, żeby była bardziej przekonująca :)
      A co do Valene, to nie, nie jest pełnoletnia. Jeśli dobrze pamiętam ma koło 15 lat, więc póki co wyjazd niestety nie wchodzi w grę.
      PS: Lubię Twoje komentarze, są dłuuugie ;)

      Usuń
  4. Kiedy nowy rozdział? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... no możemy w sumie ustalić jakiś wstępny termin, czemu nie ;) To co, czerwiec 2015 pasuje? ;>
      :D

      Usuń
    2. A może tak coś na święta...? :D

      Usuń
    3. Zależy które ;)
      Nie, a tak serio to... mogę obiecać, że się staram! ^^

      Usuń
  5. Pozostaje nam tylko czekać i życzyć powodzenia ;d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję ;) Rozdział jest właściwie dokończony, tylko początku mu brakuje, więc muszę jeszcze nad nim porządnie przysiąść. Mam nadzieję, że dziś mi się coś uda ;)

      Usuń
    2. Czekam(y) :D. PS wesołych Świąt! :)

      Usuń
    3. Wesołych! Właśnie biorę się do pracy nad rozdziałem, trzymaj(cie) kciuki, to może jakimś cudem uda mi się dodać go jeszcze w okresie świąt :) (A jak nie, to przedłużymy święta do weekendu)

      Usuń

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy