Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

40. Dwie siekiery


Ten dom nie zmienił się od lat. Ogromna kuchnia, jeszcze większa jadalna, stare, grube dywany utrzymane w znakomitym stanie i malowidła, z których większość została podarowana rodzinie przez znanych artystów, którzy swoje prace wystawiają w największych galeriach na świecie. To wszystko było tu, kiedy sześcioletni Dwayne biegał po przestronnych pomieszczeniach na bosaka, bawiąc się z siostrą i kuzynem i nigdy nie zmieniło swojego stałego miejsca, choć w jakiś tajemniczy sposób wciąż zachwycało na nowo. Claire zawsze uważała dom wujostwa za pałac i uwielbiała tu przyjeżdżać, a ponieważ Dwayne był za nią odpowiedzialny, często spędzali tu we dwójkę całe wakacje. Najmłodsza Rose nigdy za to nie przepadała za tymi pokojami, przytłaczały ją i przygnębiały. Nawet teraz, choć nie była już dzieckiem, kręciła się tylko po jadalni, przyglądając się jak kucharka przynosi na stół kolejne potrawy na pięknych, czarnych, porcelanowych talerzach. Kiedy Dwayne wszedł do pomieszczenia, obrzuciła go tylko znudzonym spojrzeniem. 
- Widziałaś matkę? – zapytał jej brat, zaglądając do jednego z półmisków. 
- Jest w salonie razem z ciotką. A nie, przepraszam, w saloniku – mruknęła ironicznie. – Salon to przecież to wielkie pomieszczenie na pierwszym piętrze, na dole są tylko trzy inne, które z powodzeniem mogłyby go zastępować… Serio, Dwayne, jestem w szoku, że ty i Claire nie pogubiliście się tu jako dzieci.
- Nie doceniasz zalet tego miejsca. Pomyśl, jak fajnie było bawić się tu w chowanego. No tak, ale co może powiedzieć o tym gówniara, które całe dzieciństwo spędziła przed ekranem telewizora grając na PlayStation… 
- Tak, jakbyś ty tego nie robił.
- Nie przez cały czas!
- Mów sobie co chcesz. Odwalmy już ten obiad i miejmy to z głowy. Jesteś gotowy na cały grad pytań wujostwa? – zmieniła nagle temat, chichocząc pod nosem. – Więc powiedz nam, Dwayne, jak idzie na studiach? – zapytała, zniżając mocno głos, by choć odrobinę bardziej przypominać głęboki baryton wujka.
- A ty, Rose? Kiedy przyprawisz swojego ojca o zawał serca, przyprowadzając do domu pierwszego chłopaka?
- Jak tylko mój kochany brat znajdzie wybrankę swego serca, która nie rzuci go po tygodniu – odparła, pokazując mu język. – Nie chcę, żeby czuł się pokrzywdzony, skoro jako jedyny z rodziny nie potrafi sobie nikogo znaleźć…
- Ani słowa więcej, Rose – przerwała jej nagle Claire, znikąd pojawiając się w pokoju. W swojej krótkiej, czarnej sukience i wysokich szpilkach wyglądała nad wyraz dojrzale i elegancko, ale jej naburmuszony wyraz twarzy pozostał dokładnie taki sam, jak zawsze. Rose spojrzała na nią z pewnym zdziwieniem i z początku Dwayne również nie zrozumiał, o co jej chodzi, ale zaraz się opamiętał.
- Kurde, faktycznie… Chujowy temat.
- Ale o co wam chodzi?! – Rose podniosła głos, nie potrafiąc znieść, że o czymś jej się nie mówi, ale jej starsza siostra natychmiast skarciła ją, przyciskając sobie palec do ust w wymownym geście. – Że co, nawet krzyknąć tu sobie nie można?! Nikt by mnie nie usłyszał, nawet gdyby siedział w pokoju tuż obok, takie tu mają przestrzenie!
- Uspokój się. Jedno popołudnie na miesiąc, a ty i tak nie potrafisz się zachować?!
- Uspokoję się, jak mi powiesz, o co ci chodziło, Claire!
- Czy ty w ogóle nie słuchasz, co się do ciebie mówi?! O co wczoraj prosiła nas mama?
- Żeby nie dłubać w nosie przy obiedzie?
- Żeby nie wspominać o miłosnych sprawach, debilko! Tak się składa, że twój kuzyn, Harry, przechodzi załamanie nerwowe po stracie kogoś bardzo dla niego ważnego, a ty najwyraźniej masz to głęboko w czterech literach!
- Ha, no tak! Cierpi po stracie faceta, bo Harry to przecież pedał, nie?! Powiedz, Dwayne, nie przejmujesz się czasem, że jako dzieci spaliście w jednym łóżku?!
- Rose! – Claire natychmiast podeszła do siostry i szarpnęła ją za rękaw. – Żadnych takich tekstów w tym domu, czyś ty oszalała?! Nie wszystko ujdzie ci na sucho tylko dlatego, że jesteś jeszcze dzieckiem!
- Obydwie mogłybyście się zamknąć… - Dwayne przewrócił tylko oczami i podszedł w stronę przewieszonej przez jedno z wysokich, dębowych krzeseł torebek, która – jak mniemał – należała do jego starszej siostry. – Wzięłaś to, o co cię prosiłem?
- Tą płytę? Tak, jest w bocznej przegródce. Ale wciąż nie rozumiem, po cholerę ci ona akurat teraz… To jakiś prezent, czy co?
- Nie wszystko musisz rozumieć. Daj mi ją po obiedzie, tylko dyskretnie.
- Więc może weź ją od razu!
- I co z nią zrobię, schowam pod obrusem? – warknął cicho, ale natychmiast zamknął się, kiedy za plecami starszej siostry zobaczył w drzwiach swoją ciotkę, uśmiechniętą jak zwykle od ucha do ucha, a zaraz obok niej swoją własną matkę, z kieliszkiem białego wina w zgrabnej dłoni ozdobionej nadmierną ilością biżuterii. Obie kobiety chichotały cichutko, posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenia, ale kiedy tylko zajęły swoje stałe miejsca, uspokoiły się nieco. Gospodyni zawołała swoje siostrzenice do stołu. Dwayne siedział już tam, gdzie powinien.
- Musicie wybaczyć Harremu, nie zje z nami dzisiaj – oznajmiła kobieta, nieco kręcąc się na swoim krześle i unikając wzroku któregokolwiek z dzieci swojej siostry. Dwayne nie był zaskoczony, dla cioci syn zawsze był nieco krępującym tematem. Mógł być najlepszy w szkole w niemal każdej dziedzinie, zajmować wysokie miejsca w każdym turnieju tenisowym, ale jego orientacja i tak przesłaniała jej wszystko, co z nim związane. Claire spodziewała się, że jednak po takiej stracie, jaką poniósł, ciotka będzie dla niego trochę bardziej wyrozumiała, ale jak zwykle się przeliczyła… 
No cóż, a może jednak miała dla niego trochę litości – przeszło jej przez myśl – mimo wszystko nie ciągnęła go do zjedzenia ze wszystkimi uroczystego obiadu.
- Jak on się czuje? – zainteresowała się grzecznie najstarsza córka, choć siostra jej matki wyraźnie wolałaby skończyć już ten temat.
- Cóż, śmierć tego chłopca była dla niego szokiem. Nie wychodzi z pokoju odkąd się o tym dowiedział. Wszyscy mamy nadzieję, że to nie potrwa już długo, jest w końcu jeszcze młody i ma tyle czasu, żeby się opamiętać…
Po tym komentarzu nikt nie miał już ochoty kontynuować tematu. Na szczęście nikt też nie musiał się do tego zmuszać, jako że obydwaj mężowie pojawili się w pokoju jak na zawołanie i wszyscy zaczęli posiłek. Kolejne potrawy pojawiały się na stole tak szybko, jak rodzina skończyła swoje poprzednie porcje i cała „męczarnia”, jak w myślach nazywała obiad trójka rodzeństwa, trwała chyba jeszcze dłużej niż zwykle, ale w końcu, około czwartej, kiedy ostatni kawałek kokosowego ciasta zniknął ze srebrnego półmiska, posiłek dobiegł końca. Panie otworzyły kolejną butelkę wina, tym razem już nieco słodszego niż to podawane do obiadu, a panowie ruszyli do kuchni na papierosa. Dwayne uznał, że lepszego momentu już nie znajdzie. Starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, wstał ze swego miejsca i jakby nigdy nic zajrzał do siostrzanej torebki, ale odnalezienie w niej upragnionej płyty nie było tak łatwe, jak to wcześniej przewidywał. W dodatku, jak na złość, zawsze ciekawska jedenastolatka jak zwykle nie potrafiła utrzymać buzi na kłódkę.
- Dwayne? Dokąd się wybierasz? – zapytała i nagle wszystkie oczy spoczęły właśnie na nim. Miał ochotę porządnie uderzyć siostrę, ale wiedział, że w tym momencie to nie byłby najlepszy ruch. Przez chwilę liczył jeszcze na Claire, ale i jej opieprzanie siostry najwyraźniej musiało się znudzić.
- Pójdę zajrzeć do Harrego, może chce pogadać. Poza tym muszę oddać mu płytę, więc i tak…
- Och, nie wiem, czy to najlepszy pomysł, Dwayne. Jeśli ciocia mówi, że wciąż jest załamany…
- Nie, proszę, idź. – Ciotka uśmiechnęła się do niego z pewną ulgą, jakby tylko na to czekała cały wieczór. – Idź, pogadaj z nim, może ciebie posłucha. Jeśli znów zamknął drzwi na zamek, dodatkowy klucz…
- To nie będzie konieczne – zastrzegł od razu i w końcu znajdując upragniony przedmiot w całym nieładzie, który wypełniał czarną torebkę, szybko skierował się na górę doskonale znaną mu drogą. W pierwszym odruchu zapukał do drzwi znajdujących się na końcu korytarza, z jakiegoś powodu czując, że powinien tak zrobić, ale zaraz po tym, kiedy żadna odpowiedź – jak się spodziewał – nie nadeszła, uznał, że skoro jako dziecko niemal dzielił pokój z jego właścicielem, teraz też nie stanie się nic złego, jeśli po prostu wejdzie tam jak do siebie. Zamek, o dziwo, pozostał otwarty.
- Hej… Harry?
Pomimo wczesnych godzin, cały pokój tonął w półmroku, a to zapewne za sprawą ciemnych rolet, których – jak Dwayne prędko się domyślił – od dawna już nikt nie odsłaniał. W pierwszej chwili mężczyzna zaczął rozglądać się po części sypialnej pokoju, którą stanowiło ogromne łóżko tuż przy oknie ustawione na czarnym, włochatym dywanie oraz szafa, która po części je zasłaniała, co dawało jego właścicielowi nieco prywatności na wypadek nagłego wtargnięcia do pokoju jego rodziców. Choć pościel była rozrzucona, na materacu nie było jednak nikogo poza Lightem – dużym, czarnym kocurem, który nawet nie zwrócił uwagi, że ktokolwiek wszedł do sypialni. Drzemał sobie spokojnie na jednej z poduszek, z łapami ukrytymi w paczce po chipsach. Kiedy Dwayne przyjrzał się bliżej, całe łóżku tonęło w pustych opakowaniach po słodyczach.
Zajęło mu dobrą chwilę nim dojrzał Harrego w tym bałaganie. Chłopak siedział zgarbiony przy swoim biurku, z kolanami podciągniętymi pod brodę i patrzył prosto na niego, choć jego wzrok wydawał się nieco spłoszony. W jednej z dłoni wciąż trzymał nadgryziony kawałek jakiegoś krakersa, ale zamiast odłożyć go lub zjeść, zamarł w bezruchu, wyglądając trochę komicznie, trochę zaś przerażająco. Dwayne zamknął za sobą drzwi jego sypialni i oparł się o nie plecami. Chciał zapalić światło, ale słusznie domyślił się, że chłopak by sobie tego nie życzył. Kiedy tylko drzwi zostały zamknięte, Harry musiał poczuć się nieco spokojniej, bo jego ciało jakby nieco się odprężyło, a krakers nareszcie wylądował w jego ustach.
- Ja… nie przeszkadzam? – zapytał w końcu blondyn, ale nie doczekał się odpowiedzi. Podszedł do jednego z miękkich foteli w pobliżu swojego kuzyna i zajął na nim miejsce, wciąż obracając płytę w swoich długich palcach. Harry nie zwracał na niego uwagi. Ignorował go tak samo jak i kocur na łóżku. – Jak się czujesz? – Spróbował ponownie, tym razem już niespecjalnie licząc na odpowiedź, ale ku jego zdziwieniu tym razem Harry odpowiedział niemal natychmiast. Jego głos był niski i zachrypnięty, ale całkiem spokojny jak na osobę, która zachowywała się bardziej jak spłoszone zwierzę niż człowiek, którym kiedyś była. Łatwo było jednak poznać, że nie używał swojego głosu już od wielu, wielu dni.
- A jak myślisz, Dwayne, jak może czuć się osoba, która straciła sens życia? Hmm? Domyślam się, że czuję się właśnie jakoś tak.
- Stary, daj spokój… Nie chcę być niedelikatny, ale ty i Beau i tak zerwaliście ze sobą już w chuj czasu temu! Powinieneś już wtedy sobie odpuścić, w ogóle nie rozumiem, czemu…
- Niewiele w życiu rozumiesz, prawda?
- Nieprawda – odburknął, przenosząc wzrok ze swojego kuzyna na ekran jego monitora, na którego tapecie wciąż widniało zdjęcie białowłosego. Dwayne nie potrafił pojąć, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Z jednej strony jego kuzyn chciał zemsty na Beau, a z drugiej wciąż kochał go tak bardzo, że wpadł w depresję, bo ten debil wyskoczył z okna?! To nie miało żadnego sensu, nie dla niego. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że mimo wszystko potrzebował jego pomocy. Pomocy starego Harrego, tego, z którym dało się pogadać, a nie tej rośliny obżerającej się słodyczami w całkowitej ciemności! Na dodatek, jak na złość, sprawa dotyczyła Beau. To znaczy kiedyś dotyczyła… Miał nadzieję, że uda mu się to wszystko jakoś zgrabnie wytłumaczyć.
- Przykro mi z powodu twojej straty, okej? Naprawdę mi przykro – mruknął, nie próbując nawet spojrzeć Harremu w oczy. Mężczyzna siedział cicho, jedynym odgłosem w całym pokoju było tylko chrupanie czegokolwiek, co sobie jadł. Dla Dwayne’a nawet to wydawało się jednak zbyt głośne. – Posłuchaj, nie będę ci prawił morałów, że musisz żyć dalej czy cokolwiek. Sam to wiesz. Ale któregoś dnia znowu wszystko będzie tak, jak dawniej, a do tego czasu ja mogę już nie żyć…
- Ach tak? – zainteresował się, ale nie wyglądał na specjalnie zmartwionego.
- Tak. I może uznasz to za nieco ironiczne, ale mogę umrzeć właśnie z powodu Beau. – Dwayne zaczął się zastanawiać, czy nie wymawia tego imienia odrobinę zbyt często, ale Harry wyglądał bardzo spokojnie i jakby w ogóle nie zwracał na to uwagi, więc uznał, że chyba mu to nie przeszkadza. – Pamiętasz twój plan zemsty, prawda? Musisz pamiętać. Może jesteś smutny, ale przecież nie odebrało ci mózgu, nie? – Harry pokiwał twierdząco głową. – Więc po tym, jak wpuściliśmy zdjęcia nagiej Ashley do sieci... – Na te słowa jego kuzyn skrzywił się już wyraźnie, Dwayne nie miał pojęcia, dlaczego. – Po tym pozostało mi już tylko zdobyć coś na tą drugą, na Hope, prawda?
- Brunetkę…
- Tak, na tą, z którą kiedyś byłem. No więc wiedziałem, że ty nie masz już ochoty się mścić, a nawet jeśli, to sam się za to zabierzesz, ale wpadłem na genialny pomysł już dawno temu i teraz nie mogłem tak po prostu tego zepsuć! Jej facet mnie wkurwia. Albo brat. Nieważne, to trochę pojebana sprawa, w każdym razie wydaje mu się, że może mną rządzić…
- A przecież to ty najlepiej nadajesz się do rządzenia innymi…  - Harry przerwał mu z ironicznym uśmieszkiem, ale Dwayne nawet nie wyłapał jego sarkazmu.
- No właśnie! A tu zjawia się jakiś dupek z jakiegoś Basin City czy skądś tam i myśli, że może mną pomiatać!
- Z Basin…
- Z Basin City, tam mieszka – dokończył za niego szybko, nie będąc nawet w stanie zauważyć, że oczy Harrego nagle jakby pociemniały, a pięści zacisnęły się mocno na poręczach krzesła. 
To miejsce – krążyło nieustannie po jego skołatanej głowie. – To miejsce, gdzie Beau się zabił.
- No ale ja, rzecz jasna, szybko znalazłem na niego sposób – kontynuował. – Inteligencję mamy przecież rodzinną, prawda? Zaszantażowałem go i pokazałem mu, kto wygrał. Jeśli jeszcze raz zrobi coś, co mi się nie spodoba, to ja zrobię coś, co bardzo nie spodoba się jemu! Posłuchaj. Na tej płycie mam nagrane, jak uprawiam seks z jego laską. Powiedziałem mu, że wrzucę to do sieci, jeśli nie będzie robił, co mu każę!
- Mhm… Bardzo sprytnie… I jak dojrzale… - Harry wzruszył ramionami, jednak ani na krótką chwilę nie spuszczał z oczu tej mieniącej się płyty.
- No ale, rzecz jasna, to psychol i nie wiadomo co mu odwali, dlatego muszę mieć zabezpieczenie. Powiedziałem mu, że oprócz mnie film będą miały jeszcze dwie osoby. Chcę, żebyś był jedną z nich, Harry – Zielone oczy jego kuzyna nagle zajaśniały szczęściem, ale Dwayne nie miał pojęcia, czy przypadkiem nie był to jedynie wytwór jego wyobraźni i nie zwracając na to uwagi, postanowił kontynuować. – Dam ci tę płytę i proszę, żebyś dobrze ją schował. Jeżeli cokolwiek mi się stanie, zwłaszcza w najbliższym czasie, nieważne na jak bardzo przypadkowe by nie wyglądało, proszę cię – upublicznij nagranie. Zrób, co w twojej mocy, żeby ten film obejrzało tak wiele osób, jak tylko się da!
- Och, masz to jak w banku…
- Naprawdę?! Mogę cię o to prosić?!
- Oczywiście. W końcu, to trochę przeze mnie znalazłeś się w całej tej sytuacji. Gdyby nie moja fascynacja Beau, nawet nie związałbyś się z tą brunetką, prawda? Tak więc pozwól, że będę i tym, który tę sprawę zakończy.
- Naprawdę sądziłem, że będzie trzeba cię dłużej namawiać! Dzięki, stary, jesteś naprawdę równy. Nawet, jeśli trochę nie rozumiem tej twojej dziwnej huśtawki nastrojów…
- Och, nie przejmuj się tym. To tylko skutek utraty najważniejszej osoby na całym świecie, są gorsze rzeczy.
- Ja…
- Zaopiekuję się twoim filmem – zapewnił go ponownie, wyciągając rękę przed siebie, ale tak szybko jak tylko spoczęła na niej upragniona płyta, mocno zacisnął na niej palce i natychmiast przyciągnął cenny przedmiot ku sobie. – A teraz, jeśli pozwolisz, wolałbym zostać sam…
- A, jasne. Nie ma sprawy. Zadzwonię do ciebie kiedyś, co? Wyjdziemy gdzieś na miasto. Jak tylko… No wiesz… pozbędziesz się tego całego półmroku i słodyczy. Wypuścić kota, jak będę wychodził?
- Nie, zostaw go tam, gdzie jest.
- Nigdy nie pozwalałeś…
- Daj mu spać.
- Dobra, chuj tam z kotem. Miło cię było zobaczyć. To znaczy… Tego… miej się.
Drzwi zamknęły się z hukiem za jego plecami, ale teraz Harremu nie przeszkadzał nawet ten hałas. Wszystko, co go obchodziło, spoczywało na jego dłoni. Cienki, okrągły przedmiot mieniący się milionami kolorów…

Myślałeś, że się nie domyślę, co?! Beau nie zabiłby się przez przypadek. Ktoś musiał go do tego skłonić! A kto, jeśli nie ty, Dwayne?! Najpierw dręczyłeś moje kochane maleństwo bez powodu, później nienawidziłeś go, jako mojego faceta… A gdy się rozstaliśmy?! Byłeś pierwszym, który podsunął mi plan zemsty! A teraz Beau nie żyje. Przez twój cholerny plan, przez twoje cholerne uprzedzenia, przez twój cholerny snobizm! Ale ty sam, głupcze, byłeś tak zaślepiony, że wpakowałeś się w środek bagna. Mam wrzucić film do sieci, jeśli ktoś cię zabije? A dlaczego nie odwrócić kolejności zdarzeń?
Ciesz się ciesz, Dwayne. Bądź szczęśliwy, że przez swoje głupie zachowanie zmusiłeś najwspanialszą osobę na świecie, żeby skoczyła z okna! Ale ja ci nie odpuszczę, o nie. Jeszcze przez chwilę twoje życie będzie spokojne i poukładane. Aż do wieczora. Wieczorem ten uroczy filmik wyląduje w necie i wtedy zobaczymy, co się stanie!

* * * 

- To zaszło już za daleko. Zdecydowanie, kurwa, za daleko. – Kevin zamknął oczy, rozkoszując się jeszcze przez moment przepływającym wzdłuż tchawicy dymem, po czym podał Jasonowi wypełnionego marihuaną papierosa. – I to my sami do tego dopuściliśmy – westchnął z niechęcią.
- Nie możesz się obarczać winą. Nas tym bardziej. – Mężczyzna kaszlnął, odsuwając się nieco w ucieczce przed piekącym dymem. Wszystkich zebranych wokół charakteryzowały teraz przekrwione oczy i ciężki oddech, ale Jay wyglądał z nich zdecydowanie najgorzej. Rozbiegane, rozszerzone źrenice wyraźnie zdradzały jego stan, który pogarszał się z każdym mijającym kwadransem. Siedział w domu Lacey już od popołudnia, od momentu, kiedy dotarła do niego wiadomość o śmierci kumpla. Starał się nie myśleć o Stanie, wyrzucić z pamięci fakt, że zajmował właśnie jego miejsce na starej, zniszczonej kanapie, ale z każdym kolejnym tyknięciem zegara świadomość nieobecności kolejnej osoby w ich życiu spływała na niego z coraz większą intensywnością. Pozostali odczuwali to podobnie. Zebrali się w szóstkę wokół małego, zabrudzonego popiołem stolika i debatowali już od kilku godzin, jak gdyby mieli cokolwiek w ten sposób zmienić. Na pierwszy rzut oka widać było jednak, że tym razem nie chodziło im o zwykłe zabicie czasu. Świat wokół nich kręcił się szybko, wewnątrz pokoju jednak wszystko stało w miejscu. Mała Jordan weszła kilka razy i wyszła z pośpiechem, obarczając zebranych pełnym oskarżeń spojrzeniem, ale Lacey wciąż jeszcze się nie pojawiła. Oprócz niej, dom był całkowicie pełny. Zapełniony ludźmi, którzy od lat spotykali się właśnie w tym miejscu, raz w lepszym, raz w gorszym humorze. Nie było tylko Stanleya. Już nigdy nie będzie z nimi Stanleya.
- To był pomysł Jareda, żeby wpuścić go do nas. I jak się to dla nas skończyło? Jareda nie ma. Teraz nie ma też Stana. A po drodze…
- Zwalaniem winy na zmarłych nie załatwisz problemu, stary. – Kevin odezwał się ponownie, najbardziej dziś z nich wszystkich rozmowny. – Jared go wpuścił. My traktowaliśmy jak brata. Denerwującego, młodszego brata, który rozstawiał nas po kątach. Ale nie pozwoliliśmy mu pociągać za sznurki, sam się za to wziął! A teraz co?! Odcina te, które nie są mu dłużej potrzebne?!
- Nie mam siły na twoje przenośnie, Kev – warknął na niego Jason, najstarszy z nich wszystkich i najbardziej skażony miastowym doświadczeniem. Był przyjacielem Jareda zanim ktokolwiek z nich pojawił się w tym domu i od początku ostrzegał go przed Sethem. Po śmierci mężczyzny odłączył się od nich, pojawiając się jedynie w krótkich epizodach gdzieś pomiędzy imprezą a kolejnym skokiem. Nigdy nie zaakceptował Setha jako kumpla, a tym bardziej jako „najważniejszego” z nich wszystkich. – Zrobiliście tego gnoja swoim szefem, gratuluję. Macie za swoje. Teraz widzicie, do czego jest zdolny?! Od początku to mówiłem. Zabiłby własną matkę, gdyby było mu to na rękę. Takim nie wolno ufać.
- Nigdy mu nie ufaliśmy…
- Stan tak – wtrącił natychmiast Kevin. – Musiał mu ufać, skoro w ogóle się na to zgodził! Mówię wam, to wariactwo. Gadałem z nim tuż przed tym, jak tam poszedł…
- Powiedział, dlaczego on?
- Bo Seth był zbyt wystraszony, żeby zrobić to samemu, czy to nie jasne?! – Jason podniósł głos, wstając nagle z fotela. – Dzieciak skulił ogon pod siebie i wysłał własnego przyjaciela na misję samobójczą! Musiał się domyślać, że Alex właśnie to dla niego szykuje! Śmierć! To on miał zginąć, nie Stanley! 
- No i, kurwa, mógł zdechnąć…
- Teraz tak gadasz – odezwał się w końcu najmłodszy z nich, Will, krążąc po pomieszczeniu nieobecnym spojrzeniem, jak gdyby bał się spojrzeć któremukolwiek z nich w oczy. Pod ciemnymi, grubymi brwiami i kilkoma zakrywającymi je kosmykami przydługich, tłustych włosów jego piwne tęczówki stały się jakby ciemniejsze, błyszczące i załzawione przez unoszący się wokół dym. – Patrzcie na to tak – gdyby zginął Seth, byłoby sprawiedliwie, ale jeszcze bardziej gównianie. On nie może umrzeć. Idziemy na dno razem z nim.
- Albo sami go zabijemy.
- Albo przymkniesz się ze swoimi posranymi pomysłami, Jason!
- Nie mów, że nie masz na to najmniejszej ochoty!
- A skąd weźmiesz wtedy kasę, kretynie?! Kto załatwi ci robotę, za co zapłacisz swoje jebane rachunki?!
- „Kto nasypie ci żarcia do miski” chciałeś powiedzieć – warknął Jason. – Pieprzone, francuskie pieski. Sami to sobie zrobiliście. Trzeba było nie dopuszczać go do koryta, kiedy mieliście na to szansę! Każdy mógł przejąć po Jaredzie robotę, kontakty, wszystko! Czemu on?!
- A czemu nie ty?! - odpowiedział natychmiast Kevin, aż rwąc się z miejsca i nachylając się nad stołem tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Gdyby nie podany mu w tym momencie skręt, ruszyłby pewnie przed siebie, wywracając wszystko po drodze i rzucił się mężczyźnie do gardła. Nigdy za sobą nie przepadali, a tego wieczora było to widoczne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. – Skoro teraz masz tyle do powiedzenia, trzeba było wziąć się za to już wtedy! Przypomnieć ci twoją wymówkę?!
- Żona i dziecko to nie wymówka! To odpowiedzialność, której ty nigdy w życiu nie zrozumiesz!
- I gdzie jest teraz twoja żonka, co! Jak ostatnio sprawdzałem, smażyła dupę w jebanej Kalifornii! 
- Chuj ci do tego, szmato, powiedz jeszcze słowo o mojej rodzinie, a…
- Myślałem, że rozmawiamy o Stanie – przerwał im nagle Jay, głosem tak spokojnym i cichym, a zarazem tak bardzo przepełnionym mieszanką pewności i wzgardy, że obydwaj zamknęli się jak na komendę. Jason pociągnął łyk piwa, odwracając z odrazą wzrok od siedzącego naprzeciwko Kevina, a kiedy po chwili ciężkiej, nieprzerwanej niczym ciszy ten miał zamiar znów coś powiedzieć, klucz w zamku przekręcił się dwukrotnie i w drzwiach pokoju pojawiła się właścicielka mieszkania. Jej długie, blond włosy spływały wzdłuż ramion nienaturalnie ciężkie, przysłaniając część twarzy. Z jej oczu makijaż dawno zdążył już spłynąć i tylko na policzkach utrzymywała się cudem warstwa zbyt ciemnego podkładu zmieszana z brzydkim, wpadającym w pomarańcz różem. 
Dziewczyna omiotła spojrzeniem pokój – puste butelki na podłodze, rozwalone krzesło walające się z boku, kilka pustych bletek na szafce koło telewizora i ustawiony do góry nogami niemal na samym środku fotel. Ten ostatni zdziwił ją najbardziej, ale rozzłościło zupełnie coś innego. Miała ochotę zatkać dłonią nos i usta i natychmiast pootwierać wszystkie okna, ale stała wbita w podłogę, tylko domyślając się, jak długo musieli już tu siedzieć, że wszędzie unosi się tyle dymu… Już z korytarza czuła mdlący zapach marihuany.
- Nie wierzę, no kurwa, nie wierzę! – powitała ich krzykiem. – Nie wierzę, że wasz przyjaciel stygnie w jebanej kostnicy, a wy smażycie się tutaj jebanymi jointami, jakby było co, kurwa, świętować!
- Wiesz… To towar który dostałem od Stana rano… - powiedział Kevin, teraz już mniej wściekły, raczej wyraźnie zmieszany.
- Więc postanowiliście uczcić jego pamięć w ten sposób, tak?! Akurat w ten?! Jesteście pierdolnięci, wszyscy po kolei! Lepiej, żeby tu było, kurwa, czysto i pachnąco, jak moja matka wróci z roboty, bo tym razem nie będę jej powstrzymywać, jak zechce dzwonić na pały!
- Język ci się plącze – zauważył z poważną miną Jason. – Chodź, usiądź z nami. Mamy coś do obgadania.
- Lepiej, żeby to były sprawy jebanego pogrzebu!
- Są. Ale nie o pogrzebie Stana rozmawiamy.
- Zamknij już pysk, człowieku! Chcesz się mścić, proszę, kurwa, bardzo, ja do tego ręki nie przyłożę! 
- Więc ujdzie mu na sucho, jak zawsze?! Dajcie sobą dalej pomiatać, zobaczymy który z was, szmaty, będzie następny! 
- O czym wy, do chuja, gadacie?! – warknęła Lacey, zdejmując z siebie przemoczoną kurtkę i rzucając ją na kolana najbliżej siedzącego mężczyzny. Zaraz potem wpakowała się na kanapę, łokciami i kopniakami robiąc dla siebie trochę miejsca i podniosła pierwszą z brzegu butelkę odgazowanego już piwa, opróżniając ją w kilku łykach niemal do cna. 
- Tym razem Seth przekroczył granicę.
- Seth?! Więc to to ubzdurało wam się w tych zajaranych główkach?! Teraz to nie Alex zabił Stana, tylko Seth?! – Dziewczyna nie była nawet zdziwiona, ale i tak ciężko było jej uwierzyć, że naprawdę to słyszy. Z wszystkiego, czego zdążyła się dowiedzieć z dziesiątek telefonów, które wykonała tego dnia, faktycznie wychodziło, że brunet ma z niezdrowo wiele wspólnego z całą sprawą, ale mimo wszystko nie spodziewała się zastać w swoim domu niemal gotowego już planu, jak poradzić sobie z tą sytuacją. Wszyscy byli wściekli, może i rozżaleni, ale jak zwykle żarli się między sobą jak gdyby było o co, zamiast myśleć logicznie. Seth nie miał jeszcze nawet okazji się wytłumaczyć. A oni co?! Wydali na niego wyrok śmierci?! Jeżeli tak miało to wyglądać, nikt nie był tutaj lepszy niż sam pozbywający się problemów Barlett. 
- Alex zamordował Stana, to jasne jak słońce. Pytanie – co Stan tam w ogóle robił, jakie interesy miały niby ich łączyć? – zaczął powoli Jason, ale Lace natychmiast mu przerwała.
- Nikt z nas nie robi z tym chujem żadnych, pieprzonych, interesów, o czym wy w ogóle gadacie?! Alex to cwel, który wiecznie staje nam na drodze, dlaczego ktoś z nas miałby się z nim bratać?! Wszyscy jesteście największymi szumowinami jakie znam, tak, Stan też był, ale nie uwierzę, kurwa, że ktokolwiek ma cokolwiek wspólnego z Alexem…
- Nikt nie ma – przyznał jej Will. – Poza Sethem.
- Znacie sytuację! Leciał mu kasę, zapomnieliście?! Alex wysyłał swoich jebanych ludzi w gonitwie za nim przez pieprzone pół roku jak nie więcej, nękając nas przez cały ten czas! Sama musiałam siedzieć z tymi jego jebanymi ludźmi i chuj wie, jakby się to skończyło, gdyby nie Chris! Seth odrabia dług, fakt…
- Powinien odrabiać. Ale tego nie robi. Tym razem wysłużył się Stanem. Następnym razem pewnie tobą, bo nikt inny już mu nie zostanie! Stan zginął załatwiając sprawy Setha¸ nie zapominaj o tym, zapatrzona kretynko! 

Nie minęła nawet chwila od kiedy Lacey weszła do mieszkania, kiedy ktoś ponownie zaczął się do niego dobijać. Walenie w drzwi o każdej porze dnia i nocy było tu właściwie normą i może to dlatego nikt z zebranych nawet nie zwrócił na to uwagi, ale tym, którzy siedzieli najbliżej wyjścia nie uszło uwadze, że w korytarzu pojawiły się nagle delikatne, ciche kroki młodszej z sióstr. Szła szybko, ale nieco niepewnie, skradając się we własnym domu. Kiedy przechodziła obok otwartych na oścież drzwi salonu, przemknęła tak szybko, że siedzący naprzeciwko Kevin widział tylko plamę jej ciemnych włosów i nawet nie zorientował się, kiedy ta zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Zamek w drzwiach zgrzytnął, klamka zawyła cicho, by zaraz z głuchym łoskotem odskoczyć w górę na swoje miejsce, ale w przedpokoju nie słychać było głosów. W końcu drzwi trzasnęły. Mężczyźni spojrzeli po sobie, jakby oceniając, kogo jeszcze brakuje, Lacey odpowiedziała im nieco zdziwioną miną i nagle nikt nie miał już nic do powiedzenia. Kiedy do pokoju wszedł Seth, panowała w nim całkowita cisza. Część mężczyzn odwróciła wzrok, druga wpatrywała się w niego ze złością i nawet blondynka nie uśmiechnęła się w jego stronę, jak to miała w zwyczaju. Stanął na środku pokoju, naprzeciwko zapełnionego alkoholem stołu, a Chris i ta dziewczyna, która plątała się czasem gdzieś za nim stanęli w drzwiach, obydwoje nieco onieśmieleni. Jordan zagryzała mocno dolną wargę, przypatrując się im z przedpokoju. Oparta o ścianę naprzeciwko otwartych drzwi, nie odważyła się wejść do pokoju.
- Nie musicie zamykać mord na mój widok – odezwał się cicho Seth, spoglądając na każdego z osobna. Jego głos był niski i zachrypnięty, oczy nieco zmrużone ze złości, a ręce ukryte głęboko w kieszeniach kurtki. – Doskonale wiem, o czym gadaliście.
- Masz czelność, zjawiać się tu po czymś takim…
- Zostałem zaproszony – odpowiedział z lekkim rozbawieniem, posyłając sugestywne spojrzenie w stronę Jordan, która natychmiast zrobiła się czerwona i wbiła oczy w podłogę. Teraz wszystkie wściekłe spojrzenia skupiły się na niej, czuła to w każdej komórce swego drobnego ciałka.
Seth wyglądał na spokojnego, ale w środku aż cały się gotował. Kiedy dziewczyna zadzwoniła do niego nie dłużej niż piętnaście minut temu, miał wrażenie że to żart. Opowiedziała mu jednak ze szczegółami, co docierało do niej zza ściany przez całe popołudnie i nie mógł, po prostu nie był w stanie tego zignorować. Jego twarz była posiniaczona od ciosów Chrisa, noga bolała go jak diabli po tym, jak rozwalił sobie kolano, kiedy przyjacielowi udało się wreszcie powalić go na ziemię, ale bez chwili zastanowienia zerwał się i niemal siłą ciągnąc za sobą swoją lalkę wyszedł z mieszkania, dogoniony przez Chrisa dopiero na samym dole klatki schodowej. Kiedy wykrzyczał mu w pośpiechu, o co chodzi, blondyn wkurwił się chyba jeszcze bardziej niż on sam. W momencie wydawał się zapomnieć, że przed chwilą rzucali sobie jeszcze ostatnie wyzwiska, ścierając ciepłą krew ze swych twarzy i ubrań, a po jego nienawiści nie było ani śladu. Kiedy praktycznie wyrwał mu lalkę z rąk, Seth znów chciał się na niego rzucić, ale Chris jedynie zapewnił, że wróci z nią do mieszkania po kurtkę i weźmie kilka rzeczy, po czym zabierze ją do Lacey i przyjdzie razem z nią. Seth, chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że wsparcie przyjaciela może mu się dzisiaj przydać, a na dworze rzeczywiście panował mróz i zabranie ze sobą Hope w samej koszulce mogło nie być najlepszym pomysłem, zgodził się więc bez słowa, a blondyn dotrzymał swojej obietnicy i oboje dogonili go jeszcze w drodze. Teraz blondyn stał za nim z założonymi rękami, milcząc, czekając, co się wydarzy. Co robiła Hope – nie wiedział. Nie zwracał na nią uwagi i zabrał ją tutaj tylko dlatego, że zostawianie dziewczyny samej w mieszkaniu było teraz zbyt niebezpieczne.
- Któryś ma mi zamiar wyjaśnić, co dokładnie się tutaj dzieje? – zapytał w końcu, zakładając ręce na piersi. – A może od teraz będziecie wszystko załatwiać za moimi plecami? Nie mam prawa wiedzieć, o czym toczy się rozmowa, w której wiecznie pada moje imię?
- Tak się składa, że opłakujemy naszego przyjaciela, Stana. Pamiętasz jeszcze, kto to taki?
- Lepiej niż ty, Jason. Teraz to twój przyjaciel, tak? A gdzie byłeś przez ostatni rok, kiedy wyłączałeś telefon za każdym razem, gdy ktoś próbował się do ciebie dodzwonić? Śmierć zawsze zwołuje starych przyjaciół, to urocze. Will, kopa lat – zwrócił się do siedzącego tuż przed nim bruneta, posyłając mu nieszczery uśmiech. – Twojego imienia już nawet nie pamiętam – dodał, przesuwając wzrok na chłopaka siedzącego po jego lewej.
- Błaznujesz jak zawsze, ale jeśli myślisz, że uda ci się zamydlić mi oczy…
- Ja błaznuję?! – warknął, robiąc krok w przód, a Jason natychmiast podniósł się ze swojego miejsca, stając z nim twarzą w twarz. – A kto urządził tutaj jebaną radę, która debatuje teraz nad moim wyrokiem, nie znając nawet sprawy?! Radę złożoną z dwóch prawdziwych przyjaciół i czterech pieprzonych błaznów, którzy pojawiają się tu raz na pół roku i sądzą, że wszystko wiedzą! Kevin, Jay, ukrzyżujcie mnie, jeśli musicie. A reszcie byłbym wdzięczny za zamknięcie mord w sprawach, które was, kurwa, nie dotyczą! 
- A ciebie, przepraszam, co czyni jakimś lepszym?! – warknął Will, zagaszając papierosa i stając obok Jasona. – Jak ty wyjeżdżasz chuj wie gdzie na chuj wie ile to wszystko jest w porządku, ale jak my mamy swoje sprawy, to już jesteśmy wykluczeni, tak?!
- Wyjechałem, to prawda. A czy chociaż przez chwilę przez ten czas nie miałeś roboty, jeśli jej potrzebowałeś?! Zabrakło ci towaru do sprzedaży, czy frajerów, których mógłbyś oskubać?!
- Nie zabrakło, bo dbał o to Chris.
- Na moje, kurwa, polecenie!
- Nie dało się z tobą skontaktować!
- O, tęskniłeś? – Seth uśmiechnął się do niego niemal uroczo, ale Will tylko zgromił go wzrokiem.
- Dość tej dziecinady – przerwała im w końcu Lacey, pociągając mocno za rękaw stojącego tuż obok niej Jasona. – Siadaj, do cholery, załatwmy to, kurwa, po ludzku! Przede wszystkim, Seth, zabieraj stąd tą małą, to są nasze sprawy!
- Może liczy na to, że go obroni…
- Więc teraz potrzebuję się przed wami bronić? – zaśmiał się.
- Zamknijcie wreszcie mordy, to mój dom! Twoja szmata stąd spada, Seth!
- To naprawdę nie jest teraz, kurwa, najważniejsze, Lacey, opanuj swoją zazdrość i sama się zamknij! – wrzasnął na nią Kevin, coraz bardziej już tą sprawą zniecierpliwiony. – Lalka nie przeszkadza tu nikomu poza tobą!
Seth obejrzał się na moment, próbując znaleźć dziewczynę wzrokiem. Zauważył Chrisa, który przytrzymywał ją przy drzwiach, coś do niej mówiąc. Hope wyglądała na wściekłą i wyraźnie miała zamiar tym razem posłuchać Lacey i naprawdę się stąd wynieść. Nie miał czasu się tym teraz przejmować, ale tym bardziej nie miał ochoty szukać jej później po mieście, żywił więc nadzieję, że Chris zdoła ją utrzymać.
- W zasadzie twoja lalka może być akurat przydatna – powiedział po chwili Jay, spoglądając na brunetkę. Dziewczyna zamilkła w pół szeptanego do Chrisa słowa i patrzyła na wszystkich w konsternacji. – Ty wiesz, co tam naprawdę się stało, skarbie, prawda? Seth nie powie nam całej prawdy, wiesz jaki jest. Ale ty powiesz. – Uśmiechnął się do niej, ale zignorowała to, marszcząc brwi.
- Tak się składa, że wszystko co wiem, wiem od niego – warknęła, naśladując niski ton jego głosu. Jay przyglądał jej się bez słowa, kiedy odwróciła się w stronę Setha i przyjrzała się uważnie wyrazowi jego twarzy. Wyglądał na spokojnego, ale w jego oczach czaiła się złość, ogromne pokłady wściekłości. Spodziewała się dostać od niego jakiś znak – mrugnięcie, uśmiech, kiwnięcie głową, ale nic takiego nie nastąpiło. Uśmiechnęła się krzywo do Jaya, po czym rozejrzała się po reszcie zebranych w pokoju ludzi. – Co spodziewacie się usłyszeć? – zapytała, nie kryjąc rozbawienia. – Mam wam powiedzieć, że taki był plan Setha? Że chciał go zabić? 
- Powiedz prawdę.
- Wiem, co zadowoliłoby ciebie – zwróciła się prosto do Jaya. – Mam powiedzieć, że to był wypadek. Inaczej byś mnie nie pytał, prawda? – spytała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy, nienaturalnie ośmielona. Błyszczały bardziej niż powinny, a jego źrenice były wyraźnie rozszerzone. Jay był widocznie naćpany, a to dodawało jej odwagi. – Jestem tylko lalką – dodała z rozbawieniem. - Chyba nie myślałeś, że bym go wkopała, nawet gdyby faktycznie mi coś mówił? Myślisz, że nie zrobił mi wcześniej prania mózgu? Przyprowadziłby mnie tu wiedząc, że mogę powiedzieć chociaż o pół słowa za dużo?
- Teraz mówisz za dużo, skarbie – ostrzegł ją, poważniejąc niemal natychmiast. Dziewczyna była od niego o głowę niższa, ale zadzierała podbródek mocno do góry i patrzyła mu prosto w oczy. Denerwowało go to. 
- Mówiłam, żeby ją wywalić… - skwitowała Lacey, kręcąc z politowaniem głową. - Całkowicie nieprzydatna.
- Sińce na jego gębie mówią nam więcej niż ta mała byłaby w stanie… - zgodził się Kevin. - To, że macie takie same z Chrisem, to tak na znak przyjaźni? – Uśmiechnął się, ale Chris spojrzał na niego w taki sposób, że natychmiast po tym zamilkł. Seth wyglądał na nieobecnego, jak gdyby nagle znalazł się we własnym świecie… Jeżeli tak było, wybrał sobie na to wyjątkowo kiepski moment. Hope podeszła do niego i delikatnie trąciła jego ramię, ale spojrzał na nią tylko przelotnie.
- Coś tak zamilkł, Seth? Nie masz nic więcej do powiedzenia?
- Nie. To się staje niedorzeczne. Jeżeli chcecie wyciągnąć informacje z kogoś tak zmanipulowanego jak moja lalka, zaczynam się zastanawiać, po co w ogóle się z wami zadaję… To wy jesteście bezużyteczni, nie ona. Ona jest po prostu naiwna, wy – głupi.
- Nie przesadzaj z tą manipulacją… - warknęła pod nosem, ale usłyszał ją doskonale, tak samo jak i pozostali, co zresztą poniekąd było jej celem.
- Więc nie nawciskałabyś im kłamstw, byle tylko nie potwierdziły się te ich chuja warte zarzuty?! No to słuchamy, kto zabił Stana?!
- Alex – mruknęła, wzruszając ramionami. – No przecież nie ty. Mam kłamać, żeby cię zajebali?!
- Gdybyś była mądra, tak byś właśnie zrobiła. 
- To nie jest najlepszy moment na wasze osobiste sprzeczki – wtrącił w końcu Chris, poważniejszy niż zazwyczaj, z wzrokiem wciąż uparcie wbitym w okno. Śnieg za szybą wirował coraz prędzej na wzbierającym w siłę wietrze, a blondyn wydawał się tym w nienaturalny sposób zainteresowany. Całkowicie ignorował całą resztę grupy, ale Setha obserwował kątem oka. Widział, jak w mężczyźnie powoli wzbiera złość, jak staje się niepewny. On jeden wiedział, dlaczego brunet zamilkł na tę krótką chwilę. Po raz pierwszy od dawna wyczuwał jego strach. – Nigdy nie sądziłem, że jesteśmy jakoś specjalnie zgrani – mówił dalej, korzystając z tego, że wszyscy umilkli na moment w oczekiwaniu, że powie im coś nowego. Nie miał takiego zamiaru, ale cieszyła go ich naiwność. – Nie spodziewałem się jednak, że jesteśmy przy tym aż tacy głupi. Nigdy nie potrafiliśmy się dogadać, potrzeba było kogoś, kto rozstrzyga spory. Teraz gryziecie się o Setha. Jeszcze nie wiecie, kto wygra?
- Nasze maleństwo, to jasne – odpowiedział z kpiną Jason, rzucając Sethowi pełne pogardy spojrzenie. – A może nie tym razem, co?! Mówisz, że nie znamy sprawy?! To nam ją wyłóż, sukinsynu, tłumacz się z tego, co narobiłeś! Chętnie posłuchamy, jakie kłamstwa naszykowałeś na tę okazję! 
Seth zagryzł mocno wargę, milczał jednak uparcie, jak gdyby wcale nie usłyszał wyzwania. Patrzył na Jasona z mordem w ciemnych oczach, ale nie dawał po sobie poznać, że ma zamiar zareagować w jakikolwiek sposób. Hope nie rozumiała, dlaczego nie spróbuje im chociaż wyjaśnić co zaszło… Patrzył tylko tak, jak gdyby czekał, aż cała sprawa rozwiąże się bez jego udziału. Zamyślił się; zmyślał wymówki?! Nie sądziła, by musiał to robić. Miał na to wystarczająco dużo czasu wcześniej i prawdopodobnie domyślał się, że jego znajomi zażądają wyjaśnień. Nie wyglądał na zbitego z tropu ani zaniepokojonego. Nie potrafiła go rozgryźć, ale cisza działała na nią tak samo destrukcyjnie jak na każdego wokół, napinając jej wątłe mięśnie i siłą zaciskając jej pięści i – podświadomie – sama modliła się już, by coś powiedział. Z jego ust nie wydostało się jednak ani jedno słowo. Po chwili wpełznął na niego tylko kpiący uśmieszek.
- No mów, skurwysynie! – Jason w momencie stracił cierpliwość, rzucając się do przodu i potrącając po drodze stolik. Szkło rozbiło się o posadzkę, Lacey przeklęła głośno, gdy z jej stopy poleciała strużka bladoczerwonej krwi i wszystko zastygło w miejscu, kiedy mężczyzna z całej siły pchnął Setha na ścianę. – Mów, co masz do powiedzenia!
- Dotknij mnie jeszcze raz, chuju, a cię zamorduję! – warknął na niego Seth, nie tracąc pozornego spokoju.
- Ty mnie zamordujesz, gnojku?! Obiję ci mordę jeśli tylko będę miał na to ochotę! – zagroził, a jednak odsunął się od chłopaka o krok. Reszta mężczyzn w pokoju wstała i przyglądała się im z pewnym niepokojem, Will mówił coś o tym, żeby się uspokoili, a Lacey klęła gdzieś w tle do małej Jordan, która starała się wyjąć szkło z jej stopy, ale chyba jedynie Hope myślała o tym, że natychmiast trzeba ich rozdzielić. Reszta mogła o tym wiedzieć, ale wcale nie miała na to ochoty. Nawet Chris.
- Proszę bardzo, obij! Zrób coś w końcu, zamiast siedzieć i dokazywać! 
- Dałem ci szansę, żebyś się wytłumaczył! Twoja zabawka nie dała rady. – Jason wyciągnął w stronę lalki swoją dłoń o silnych, grubych palcach, ale ta odskoczyła, nim zdążył ją pochwycić, a Seth natychmiast rzucił się na niego, popychając mężczyznę na przewrócony stół.
- Tobie mam się tłumaczyć, szmato?! Spróbuj dotknąć jej jeszcze raz, a…
- Ej, Seth, spokojnie…
- A co mi zrobisz?! Poprzeklinasz sobie jeszcze bardziej?! Albo mnie też zajebiesz, tak jak swojego jebanego przyjaciela?! 
- Nawet nie wiesz, jakie to, kurwa, kuszące!
- Seth…
- Jason, nie przeginaj. Siadaj.
- Mógłbyś chociaż zrobić to osobiście, tchórzu! Jesteś taką samą kupą gnoju jak twój ojciec! Potrafisz się znęcać tylko nad słabszymi! 
W jednej chwili Hope poczuła jak leci w tył, by zaraz potem upaść na twardą podłogę z nienaturalnie głośnym hukiem, którego nikt nie miał prawa usłyszeć w panującym teraz hałasie. Nie miała pojęcia, kto ją odepchnął, a nad sobą widziała tylko plątaninę rąk i nóg ośmiu rzucających się na siebie w złości mężczyzn. Zauważyła, że Chris przytrzymuje w miejscu Setha, ale nie wiedziała, kto powstrzymuje jego przeciwnika. Lacey darła się, żeby się uspokoili, ale sama nie ruszyła się z miejsca, za to cała reszta robiła wszystko, co mogła, by ich rozdzielić. Stojący pośrodku Kevin oberwał w twarz i mocno krwawił z nosa, ale twardo stał na swoim miejscu, trzymając obydwu na wyciągnięcie ramion. Gdy podniosła się z posadzki, mężczyznom udało się już odsunąć Jasona na tyle daleko, by posadzić go na kanapie, gdzie łatwiej było utrzymać w miejscu jego rzucające się do boju ciało. Seth został przyparty do ściany. Chris wciąż stał koło niego, z całej siły ściskając jego ramiona, a Will został przed nim, starając się nie dopuścić do tego, by im się wyrwał. 
- Uspokój się! Chodź do kuchni, musimy pogadać – przekonywał go Chris, przekrzykując całą salwę przekleństw. – Chodź, musisz ochłonąć, bo go zabijesz! 
- Jason, siedź na dupie i się uspokój – przekonywała drugiego Lacey, siedząc tuż obok. Hope widziała jak blondynka przerzuca długą nogę przez jego uda, siadając na nim okrakiem. Prawdopodobnie mógłby zrzucić ją sobie z kolan w ułamku sekundy,  a jednak podziałało to lepiej niż przytrzymujący go wcześniej koledzy. Zastanawiała się, czy też nie powinna podejść do Setha, ale znała go już zbyt dobrze, by narażać się na jego furię. Chris zresztą radził sobie całkiem nieźle i po chwili Seth przestał się rzucać. 
- Idziemy – zarządził nieznoszącym sprzeciwu tonem blondyn, szarpiąc przyjaciela w stronę drzwi do kuchni. – Zapalisz i wrócisz. Jeśli macie to rozwiązać, to nie tutaj, na litość boską! Rozpierdolicie to mieszkanie w drobny mak! 
Ten argument prawdopodobnie zadziałał, bo choć Seth szarpnął się jeszcze raz i tym razem udało mu się wyrwać z uścisku, nie ruszył znów w stronę Jasona. Obrzucił go tylko nienawistnym spojrzeniem w odpowiedzi na przekleństwa, które wyrzucał z siebie raz po raz i grzecznie dał się zaciągnąć do drugiego pomieszczenia. W pierwszym odruchu Hope chciała pójść tam za nim, ale nagle ogarnęło ją jakieś dziwne przeczucie, że tu przyda się bardziej. Jordan przeszła obok niej z uniesioną głową i zniknęła tuż za Sethem, Chrisem i Kevinem, milcząca jak zawsze. Lacey pogroziła Jasonowi, że ma się stąd nie ruszać i sama wyszła do łazienki, zostawiając za sobą krwawe ślady, a Hope usiadła z boku i skuliła się lekko, mając nadzieję, że wszyscy o niej zapomnieli. Słuchała.

Kilkanaście minut i kilka wypalonych papierosów później, w domu zrobiło się spokojnie. Ludzie w pokoju z powrotem zajęli się piciem, a z kuchni dobiegały ich tylko ciche, coraz cichsze głosy. Hope jednak nie uspokoiła się ani trochę. Kiedy Jason poszedł do przedpokoju, miała cichą nadzieję na to, że sobie pójdzie, ale wrócił niemal tak samo szybko jak wyszedł i prawie nikt nie zauważył jego chwilowego zniknięcia. Gdy wrócił, posłał jej przelotne spojrzenie, a ona wzdrygnęła się, odwracając wzrok. Miała nadzieję, że uznał to za wyraz strachu i szacunku, bo zostawił ją w spokoju. Rozsiadł się na fotelu i odpalił papierosa. Poczekała aż mężczyzna odwróci wzrok i zajmie się rozmową z pozostałymi w pokoju kolegami, po czym szybko przemknęła w stronę kuchni, starając się robić przy tym jak najmniej hałasu.
To pomieszczenie nie kojarzyło jej się najlepiej. Pamiętała, jak mdlała niemal przy stole, przy którym siedział teraz Seth, po tym jak podał jej jakąś dziwną substancję z szafki, o którą opierał się Chris. Wszyscy palili, a Jordan zajęła się opróżnianiem pełnej prawie popielniczki. Kevin mówił coś do nich i nikt nawet nie zauważył, gdy otworzyły się drzwi.
- Z jednym masz rację, gnojek na zbyt wiele sobie pozwala – kontynuował Kevin, zwracając się prosto do Chrisa. – Co się stało to się stało, ale jak kogoś prawie w ogóle z nami nie ma, a nagle wbija i się wtrąca, to mnie też to wkurwia…
- Jason nigdy nie wiedział, kiedy zamknąć pysk – przyznał Chris, ale zamilkł nagle wpatrzony w dziewczynę, jakby dopiero teraz ją zauważył. Zamknęła za sobą drzwi, kiedy Seth odwrócił się powoli w jej stronę.
- A ty tu po co? – zapytał cicho warkliwym głosem, ale wcale jej to nie zdziwiło.
- Chcę się przytulić – odparła najcichszym, najbardziej przerażonym głosikiem, jaki udało jej się z siebie wydobyć. Ruszyła w jego stronę, obchodząc stół i specjalnie zatoczyła się przy tym raz czy dwa, jak gdyby nogi nie chciały nieść jej w pożądaną stronę.
- Nie teraz, jestem…
- Boję się. Chcę się przytulić – powtórzyła, nie dając mu dokończyć i nie czekając na pozwolenie wpakowała się na jego kolana. Posłusznie odsunął rękę z zapalonym papierosem, by jej nie poparzyć i chyba poczuła nawet na plecach jego wolną dłoń, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Posłała jeszcze zebranym krótkie, nieprzytomne spojrzenie zmrużonych oczu, po czym niezgrabnie wtuliła się w jego kark. Dotknęła dłonią męskiej szyi i dopiero gdy usłyszała, jak Chris zaczyna mówić coś, ignorując jej obecność, zdecydowała się przekazać Sethowi wiadomość.
- On dokądś dzwonił. Powiedział „już jest”. – Seth usłyszał jej cichutki, ledwie słyszalny szept i dopiero wtedy zrozumiał, że wcale nie jest pijana, tak jak wcześniej podejrzewał. Starał się nie dawać po sobie poznać, że coś mu powiedziała, ale rozejrzał się dyskretnie po reszcie zebranych w kuchni osób, upewniając się, że jedynie on to usłyszał. Tym razem jednak lalka była sprytniejsza, niż mu się zdawało – mając ją za przestraszoną, pijaną zabaweczkę, wszyscy całkowicie ją ignorowali i nawet Jordan nie patrzyła w jej stronę. Uniósł dłoń i podrapał ją w kark, pragnąc, by się nieco odsunęła. Zdjęła głowę z jego ramienia i popatrzyła na niego, ale od razu wyczuł, że nie wie nic więcej. Zastanawiał się, dlaczego wcześniej nie wpadł na to, że to może się stać… Był aż tak zaślepiony gniewem?! Jeśli ktokolwiek mógł go zdradzić, to właśnie Jason, a dziś dał mu nawet zbyt wiele znaków, że taki właśnie ma zamiar. Gdyby nie Hope… Nie potrafił się powstrzymać i musnął wargami jej usta. Wyglądała na zdziwioną, ale przyjęła pocałunek bez słowa.
- Chris, lalka jest pijana – odezwał się zaraz potem, przerywając przyjacielowi w pół słowa. – Zabierz ją do siebie i czekaj tam na mnie. Załatwię to i wrócę…
- Nie, masz iść ze mną! – sprzeciwiła się szybko, chwytając go za koszulkę. Widział w jej oczach wyrzut i miał ochotę zaśmiać się z niej głośno, ale to ostatnie, na co mógłby sobie w tym momencie pozwolić.
- Ech, Hope wytrzyma chyba jeszcze trochę, a…
- Chris, mówię serio – warknął na niego poważnie, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. Chris znał go na tyle dobrze, by wyczuć, że coś jest nie tak, ale Kevin i Jordan wydawali się nadal nie mieć pojęcia, o co chodzi. Seth widział, że blondyn z ledwością powstrzymywał się od zadawania pytań i musiał się śpieszyć, by przyjaciel nie zrobił jakiejś głupoty. 
- Mogę ją odprowadzić, ale potem wrócę… 
Nie będzie do czego – pomyślał Seth, ale przełknął swoją złość i starał się wyglądać naturalnie. Lalka wierciła się na jego kolanach, wbijając chude łokcie w raz jeden, raz drugi jego bok, ale ignorował ją pomimo obolałych żeber, które jeszcze bardziej naruszała. Zrzuciłby ją, gdyby nie to, że nikt nie powinien zobaczyć, że jest w stanie utrzymać się na nogach. Jeśli ktokolwiek poza Jasonem siedzi w tym spisku, co jest bardziej niż prawdopodobne, zapewne znajduje się teraz w tej kuchni – myślał. Lalka nie jest aż taka głupia, skoro przekazała mu wiadomość w tajemnicy, bez żadnego wyciągania go na stronę i nie miał zamiaru teraz tego zniszczyć. 
Pomimo jej najlepszych chęci, było już jednak za późno. Nie zdążył jeszcze odczepić jej chudych palców ze swojej koszulki, najdelikatniej jak było to możliwe przy złości, która ogarniała całe jego ciało, a już usłyszeli z pokoju obok głośny huk, a za chwilę kilkanaście podniesionych, męskich głosów. Kevin spojrzał na nich ze zdziwieniem i wyleciał z kuchni jak oparzony. Jordan wyglądała na przerażoną, Chris na zagubionego. Tylko lalka bez słowa spuściła wzrok i nawet nie protestowała, kiedy postawił ją obok siebie, by wstać, gdy tylko usłyszał swoje wywrzaskiwane w gniewie imię.

Ktoś pojawił się obok niej, kiedy wyszła za nim z kuchni. Na przedramieniu zacisnęło się pięć silnych, chudych palców i czyjaś dłoń pociągnęła ją do tyłu. W pierwszym odruchu była pewna, że to Chris, ale kiedy odwróciła głowę zauważyła, że to niemożliwe – stojąca obok niej postać była dużo niższa. Nie zdążyła jej się jednak przyjrzeć, kiedy zarzucono na nią ciemną bluzę, naciągając kaptur głęboko na oczy i niemal całkowicie zasłaniając jej widok. 
- Chodź – usłyszała ciche warknięcie prosto do jej ucha, ale nie ruszyła się ani na krok. – Chodź, mówię!
- Nigdzie z tobą nie idę, spieprzaj – wyrwała się, ale nie zdążyła ujść nawet kroku, kiedy ponownie poczuła na sobie czyjś uścisk. – Odwal się ode mnie!
- Jak tylko zacznie się zamieszanie, zapierdalasz w stronę drzwi. I nie podnoś kaptura, głupia suko, nie musisz widzieć drogi! 
- To jakiś żart…
- Żart?! Zaraz zobaczysz, jak będzie śmiesznie!

26 komentarzy:

  1. No to się porządnie zdziwiłam hahahahaha, jak tylko przeczytam dam znać :)

    Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem zdziwiona, że ktoś tu jeszcze ma cierpliwość i w ogóle na nowe rozdziały zwraca uwagę xd Też jestem wytrwała, ale bez przesady! ;p

      Usuń
  2. SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE? Zabijasz mnie... Genialny rozdział - pełen emocji i budzący we mnie niepokój. Nie mogę doczekać się kolejnej części - byleby tylko nie była ostatnią :o. Mam bardzo złe przeczucia, jeśli chodzi o dalsze losy Setha, trochę się boję (co jest dziwne, biorąc pod uwagę, że nie za bardzo go kiedyś lubiłam ;D). Jedyne, co mi teraz pozostało, to czekać na kolejny rozdział. Dodaj go szybko! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie drobne wrażenie, że cały ten rozdział to był wstęp do kolejnego, więc tak czy inaczej musiałam skończyć w TAKIM momencie, przepraszam :(
      Wcale nie chcę Cię zabić! Setha... hmm, to już inna historia, ale może to jeszcze nie jego moment? ;>
      Dowiecie się... pewnie za kolejne pół roku ;p

      Nie no, żartuję, pośpieszę się tym razem :)
      ...Oby.

      Usuń
  3. A co z opowiadaniem o bliźniakach? Dopiszesz do końca? Nie ukrywam, że bardzo je lubię i nawet uważam za jedno z lepszych opowiadań blogowych jakie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy, raczej nie. Tamto opowiadanie już dawno przestało mi się podobać i straciłam cały zapał do pisania... Może mnie coś natchnie i napiszę kiedyś jeszcze rozdział albo dwa, ale wątpię, że uda mi się dokończyć całość, przykro mi :(

      Usuń
  4. OO, a któż to się pojawił!! No nareszcie wróciłaś. :) Te zdjęcia, ten film... to wszystko z powodu zemsty na Bau? Ech... Ale Harry chyba nie myśli, że on serio skoczył przez Dweyna? Oj, jak filmik trafi do sieci, to Dweyn będzie trupem. W sumie nie jest mi go szkoda. Potraktował Hope jak śmiecia, należy mu się kara. Aż nie wierzę, że ktoś postawił się Sethowi. Byłam pewna, że jego banda jest mu posłuszna w pełni, a tu jednak nie. Oj, któż tam wpadł? Może ludzie Alexa... no bo kto inny? Chociaż Seth to pewnie ma wielu wrogów, więc to mógł być każdy. I kto dopadł Hope i dlaczego?? Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się nieco szybciej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o film, to był nakręcony już nie tyle z powodu zemsty na Beau, jak to na początku mieli w planach Harry i Dwayne, a bardziej jako osobisty akt zemsty Dwayne'a na Sethcie, bo Harremu już chęć zemsty do tej pory przeszła. Za to teraz znowu ma się na kim mścić, bo nagle to Dwayne mu podpadł. Zdaje się, że sam Harry jeszcze nie zrobił w tym opowiadaniu nic poza mieszaniem innym bohaterom w życiorysie ;) Dwayne'a może zabić, mi też nie będzie go szkoda, ale na miejscu Hope nie byłabym zachwycona widząc swój goły tyłek w internecie. Mama będzie dumna ;)
      Natomiast koledzy Setha to raczej ludzie, którzy stawiają przede wszystkim na własny komfort - dopóki było im dobrze z Sethem, mogli się nazywać "jego" ludźmi, ale kiedy coś zaczyna zgrzytać, zawsze znajdzie się ktoś chętny objąć dowodzenie. Seth mówił wcześniej Hope, że nie można im ufać, więc przynajmniej zaskoczony pewnie nie był ;)

      Ja również mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej i póki co się na to zapowiada ;) Najtrudniejsza scena jeszcze przede mną, ale dwie już napisałam i póki co zbieram siły na tę trzecią. Ten (41) rozdział pisałam i dodawałam chyba od lutego, więc... cholera, no dłużej to już chyba nie będzie! ;)

      Usuń
  5. Nowy rozdział! *.* swietny jak zawsze :D zaitrygowalo mnie to cale porwanie , jestem ciekawa reakcji Setha o ile w ogole do niego dojdzieI i przerywac w takim momencie?! Dodaj rodzial jak najszybciej! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję ;) Swoją drogą, dlaczego miałoby do Setha nie dojść? Sugerujesz jakieś szybkie pozbycie się głównego bohatera, czy cuś? ;P
      Przerywanie w takich momentach to już mi chyba w krew weszło, ale w ramach rekompensaty postaram się dodać nowy rozdział tak szybko jak będę mogła. No, przynajmniej nie za pół roku ;)

      Usuń
  6. Szczerze mówiąc gdy czytałam początek nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi, dopiero z dalszą częścią rozdziału zaczynałam sobie przypominać wątki. Bardzo lubię to opowiadanie, jedno z najlepszych jakie czytam i bardzo się ucieszyłam jak zobaczyłam że nareszcie coś dodałaś. Mam nadzieję że nowy rozdział pojawi się szybciej, do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, naprawdę :) Cieszę się, że wciąż się podoba, zwłaszcza po tak długim czasie. Nie pamiętam już nawet, kiedy dodałam poprzedni rozdział, ale był na tyle dawno, że kiedy zaczynałam pisać ten musiałam przeczytać kilka wstecz, poza tym zapomniałam prawie wszystkie imiona, więc jestem pełna podziwu, że Wy coś jeszcze z tego rozumiecie ;)
      Powinnam dodawać "W poprzednim odcinku" na początku rozdziału, bez kitu ;p Seriale to robią, a wychodzą średnio co tydzień! Ech... Ja i mój leniwy zad powinniśmy wziąć się wreszcie do pracy i dodawać rozdział tygodniowo. Ale w to to chyba już nikt nie wierzy ;)

      Usuń
  7. Ja mam nadzieję, że rozdział pojawi się w tym tygodniu :D. Mam nadzieję, że tak szybko Setha nie zabijesz, bo w końcu zobaczyłam w nim coś... człowieczego (o ile to dobre słowo :p).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj, powtórzenie :(. Sorki :d.

      Usuń
    2. Hmm dopiero poniedziałek, więc nie będę tak od razu zakładać, że to niemożliwe, ale wiesz jak jest ;)
      A skoro Seth nagle stał się w miarę ludzki, to właśnie najlepsza pora, żeby go zabić! Prawda?! ...Prawda?
      Och, okej, pewnie tylko ja tak uważam ;)

      Usuń
    3. Jakie powtórzenie? ;> Niczego nie zauważyłam, ale jeśli coś, to zwalę na późną godzinę ;)

      Usuń
  8. 2x "mam nadzieję" :D. Czekam na ten rozdział! Jakoś Ci nie wierzę, że nie będzie nadawał się do czytania ;d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, chociaż musiałam przeczytać Twój komentarz jeszcze trzy razy zanim to zauważyłam, nawet kiedy napisałaś o co chodzi. Jeśli swoje rozdziały też poprawiam z taką spostrzegawczością, to pożalsięboże.

      Mam nadzieję, że po korekcie będzie się go dało czytać, ale kto wie ;) Może wyjdzie jedna wielka papka dziwnych, niepowiązanych informacji, a ja będę to uparcie nazywać zabiegiem literackim. Zawsze to jakiś sposób, nie? ;)

      Usuń
    2. Każdy sposób jest dobry! Tylko, że ciągle czekamy.. :( Mam nadzieję, że zdążysz przed rozpoczęciem roku akademickiego (tak, wiem, dużo czasu nie zostało :p).

      Usuń
    3. Przepraszam! Nie dość, że dodaję rozdziały raz na pół roku albo rzadziej, to teraz właśnie widzę jak często odpisuję na komentarze :(
      Ale jeśli o dobre wiadomości chodzi... przed początkiem kolejnego roku akademickiego zdążę na pewno ;)

      Usuń
  9. Kuźwa, Fancy, ciągle zaglądam tu z nadzieją na nowy odcinek. Ile można? :D Usycham bez Setha i lalki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, przepraszam :( Po takim czasie to nawet i ja zaczęłam trochę usychać..

      Usuń
  10. Odpowiedzi
    1. W zasadzie to znalazłam właśnie na dysku 12 nieopublikowanych stron, z których większość miała iść do kolejnego rozdziału i naprawdę nie rozumiem, czemu tego nie dodałam jeszcze w wakacje oO Poczytam, skoryguję, dopiszę zakończenie i postaram się opublikować to najszybciej jak się da :) Obiecuję!

      Usuń
  11. Owszem, czekamy! Tęsknie za Sethem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że już niedługo ;) To szalone, że ktokolwiek jeszcze tu bywa... I szalenie przyjemne :)

      Usuń

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy