Tuż przed świtem w Basin City robiło się najciszej. Było jeszcze ciemno, kiedy
dziewczyna zobaczyła mężczyznę wychodzącego z bramy szybkim, pewnym krokiem,
ale lada moment spodziewała się pierwszych promieni zimowego słońca. Księżyc w
pełni świecił jasno nad jej głową, tylko gwiazdy zdążyły już zniknąć. To była
ładna, choć zimna noc – kolejna już z tych, które spędziła poza domem. Oparta o
swój samochód, obserwowała przez chwilę jak Chris znika w jednej z bocznych
uliczek nim zdecydowała się ruszyć za nim. W lewej dłoni mocno ściskała
kluczyki. Nauczyła się zawsze przeplatać je przez palce, by w razie potrzeby
jej cios był bardziej bolesny. Nie chciała pamiętać, kto kazał jej to zrobić za
pierwszym razem. Byli wtedy sami w najgorszej części niewielkiego miasta,
otoczeni zewsząd przez ludzi, z którymi nie chciała mieć nic wspólnego. Seth
zabronił jej się odzywać. Jedyny odgłos, jaki wydała z siebie tamtej nocy to krzyk, kiedy ktoś z całej siły
szarpnął jej ramię.
Niemal nieświadomie odtworzyła teraz tę sytuację, to siebie jednak
stawiając w roli oprawcy. Kiedy tylko udało jej się dogonić Chrisa, złapała za
jego kurtkę najmocniej jak potrafiła i pociągnęła go w tył. Jak zwykle miał w
uszach słuchawki – nie słyszał uderzających o chodnik obcasów i wyglądał na
zaskoczonego tym nagłym atakiem. Odwrócił się natychmiast, gotowy zareagować,
ale opuścił dłoń widząc ją przed sobą. Ciemne oczy były pełne niedowierzania.
Chris wyglądał na nieco skołowanego, ale odwzajemnił jej uśmiech i uspokoił się
niemal od razu, kiedy go puściła. Wyłączył muzykę i odezwał się do niej
pierwszy, ale Scout nie miała czasu na błahe przywitania. Rzucone w ciemność
„jak leci” brzmiało absurdalnie wśród zaciemnionych, cichych budynków.
- Gdzie idziesz? – zapytała, przyglądając się siniakom na jego zakrytej
przez kaptur twarzy.
- Do domu… chyba – odparł niepewnym głosem.
- Kłamiesz – wyczuła natychmiast, nawet jeśli kierował się we właściwą
stronę. – Gdzie idziesz?
- Scout, przepraszam cię, ale nie mam teraz czasu…
- Wiem, co się stało – szepnęła, na co uniósł zdziwiony brwi. – Wieści
szybko się tu roznoszą.
- Ja… Co wiesz?
- Wiem co zaszło u Lacey. Wiem, kto był za to odpowiedzialny i wiem, gdzie
idziesz.
- Więc powinnaś o tym jak najszybciej zapomnieć. Im mniej wiesz, tym mniej
można z ciebie wyciągnąć. To zresztą wcale cię nie dotyczy – warknął nieco
wkurzony, co wcale jej do niego nie pasowało. Wcześniej znała Chrisa wyłącznie
jako przyjaciela swojego oprawcy. Bardziej ułożoną i odpowiedzialną część
zespołu, tego, który słuchał i odpowiadał półsłówkami, tego, który spełniał
każdą prośbę popapranego Setha z posłusznością godną niewolnika i jedynego,
który był czasem w stanie go powstrzymać. Odkąd wróciła do miasta sprawy nieco
się skomplikowały. Chris nadal był przyjacielem Setha, ale ona nie była już
lalką. Blondyn wciąż traktował ją z pewną rezerwą, ale odniosła wrażenie, że całkiem
lubi ich nowy, potajemny układ i wysyłane ukradkiem SMSy, na które nie miał
czasu, a jednak nie pozostawił bez odpowiedzi ani jednego. Tak naprawdę znali
się dopiero od kilku godzin – wszystko co było wcześniej Scout zostawiła za
sobą.
- Widziałam jak wychodził – oznajmiła, patrząc wyzywająco w jego oczy. –
Jason. Słyszałam też co mówił. Całkiem możliwe, że wiem, gdzie się znajduje…
- Ach tak? – Choć wyraźnie starał się ją ignorować, Scout widziała, że jest
bardziej niż zainteresowany tą wiadomością. Z wyrazu jego twarzy była w stanie
wyczytać wszystko. Chris nie miał zamiaru bawić się w szukanie mężczyzny tylko
dla rozrywki. Nie chciał się na nim wyładować, wykrzyczeć mu w twarz
wszystkiego, co miał na jego temat do powiedzenia, nie miał ochoty się bawić;
nie był Sethem. Chris pragnął załatwić sprawę o wiele prościej. Chciał go
zabić.
- Nie powiem ci tego na pewno – odpowiedziała, cofając się o krok i
rozglądając wokół siebie, jak gdyby ktoś mógł ich tutaj podsłuchać. Stali na
środku ulicy, która była pusta, ale w Basin City nigdy nie wiesz, kto stoi tuż
za rogiem, co wie i co zamierza. Jason o tym zapomniał i teraz przyjdzie mu za
to zapłacić. – Jedyne co wiem to to, co usłyszałam. Jason chce zwiać do swojej
żony, ale droga do Kalifornii jest długa i nikt nie jest w stanie pokonać jej w
jedną noc, prawda?
- Zatrzymał się gdzieś – Chris zgadł, a ona pokiwała z entuzjazmem głową.
- U swojej kuzynki, tuż za miastem. Słyszałam jak rozmawiali, zanim wsiadł
w samochód. Potem dowiedziałam się gdzie mieszka…
- Dowiedziałaś… skąd?! – podniósł na nowo głos, ale tym razem dziewczyna
wzruszyła tylko ramionami.
- Czy to ważne?
- Jeśli chodzisz po mieście i wypytujesz o niego ludzi, to tak – to ważne.
- Nic z tych rzeczy – mruknęła, tym samym urywając temat. – Wiem też, gdzie
jest Seth.
- Oboje to wiemy.
- I co z tym zrobisz?
- Teraz? Nic. Muszę znaleźć Jasona szybciej niż zrobi to ktokolwiek inny.
Nie zasnę, dopóki nie zmyję z rąk jego pieprzonej krwi, przysięgam.
- Dobrze. Zawiozę cię tam i poczekam w samochodzie, ale z ciałem radzisz
sobie sam.
- Scout, dzięki, ale…
- Jeśli chcesz mnie spławić – przerwała mu, - to pamiętaj, że jeszcze nie
podałam ci adresu. I nie poznasz go, dopóki nie dojedziemy na miejsce. Nie
możesz sam prowadzić – dodała, widząc jego rozbiegany wzrok i drżące ręce.
Chłopak nie wyglądał na pijanego, ale była więcej niż pewna, że coś brał. Nawet
nie wzdrygnął się, kiedy dotknęła paskudnie wyglądającej rany na jego policzku,
nie czuł bólu. Nie mógł go czuć, skoro był w stanie sprawnie się poruszać.
Spędził u Lacey jeszcze długie godziny po tym, jak Seth został stamtąd zabrany
i ludzie Alexa zniknęli zaraz za nim, nie trudno więc było jej się domyślić, na
co wykorzystał ten czas. – Nie pozwolę ci wsiąść za kółko, ale sama mogę robić
za kierowcę. Wiem, jak się czujesz – dodała spokojnym, cichym głosem,
odgarniając z oczu rozwiane przez wiatr długie fale swoich włosów. – Wydaje ci
się, że to twoja wina, że mogłeś bronić go lepiej. Ale Seth sobie poradzi,
zawsze sobie radzi, dlatego to nie na nim ci teraz zależy. Chcesz po prostu mu
to wynagrodzić, prawda? – Jej palce dotknęły jego ust, które lekko zadrżały pod
wpływem jej ciepłego dotyku. Były blade i lodowate. Skóra na całej jego twarzy
była zimna jak lód. – Seth pewnie ucieszy się, że to zrobiłeś. Ale to nie jest
najważniejsze. Bardziej liczy się to, że ty będziesz zadowolony. Bo będziesz,
prawda?
- Nie dasz się przekonać, żeby podać mi ten adres? – przerwał jej, a Scout
pokręciła głową.
- Nie ma na to najmniejszych szans – odpowiedziała, z trudem powstrzymując
uśmiech. Czuła, że wygrała i jakieś dziwne ciepło rozlało się po jej klatce
piersiowej.
- W takim razie jedźmy już. Im szybciej tam dotrzemy, tym prędzej wszystko
wróci do normy.
* * *
- Jedna kula. Zmarnujecie ją, to zostaje wam się zadusić. – obijało jej się
po głowie jeszcze długo po tym, jak mężczyzna w kapturze zaciągniętym na oczy
opuścił śmierdzącą piwnicę - Wejdę tu dopiero jak jedno z was zdechnie,
zrozumiane? Życzę miłej zabawy, drogie panie. Załatwcie to szybko.
Zapach zatęchłego pomieszczenia był intensywny, ale zupełnie niespotykany w
typowej piwnicy. Nie śmierdziało tu pleśnią i kurzem, śmierdziało krwią,
jakkolwiek może ona pachnieć, krwią i śmiercią. Na ścianach pozostały ślady
paznokci wyryte w mocnej, szarej cegle. Podłoga była brudna, ogromne ciemne
plamy w kilku jej miejscach sprawiały złowrogie wrażenie. Dla Hope całe Basin
City wyglądało przerażająco, ale to miejsce byłoby w stanie wywołać u niej
dreszcze nawet w całkowicie normalnej sytuacji. Wydawało na nawiedzone; czuła w
nim obecność czegoś nie z tego świata, jak gdyby nagle zaczęła wierzyć w
snujące się po ziemi dusze potępionych. Nie po ziemi – pod ziemią. Dokładnie
tutaj. Gdyby zamknęli ją tu samą, wpadłaby w obłęd i najprawdopodobniej
przegryzła sobie żyły po dobie lub dwóch. Ponieważ jednak zapewniono jej
towarzystwo Setha, samookaleczenie stało się zbędne. Od razu wiedziała, że nie
spędzą tu nawet dnia, nie razem. Któreś z nich musiało zginąć.
W zasadzie nie miała pojęcia, skąd wzięła się w niej tak ogromna wola
przetrwania – wcześniej była w stanie się założyć, że Seth zabił jej resztki
już dawno temu. Nie była też pewna, dlaczego to ona trzymała teraz w dłoniach
ciężką, zimną broń; widziała tylko wściekłość na twarzy Setha, jego poruszającą
się w szybkim tempie klatkę piersiową i rozszerzone nozdrza, a także swoje
chude palce zaciśnięte wokół metalowej rękojeści. Celowała prosto w bruneta,
ale ten stał od niej stosunkowo daleko i nawet nie zaryzykowałaby oddania
strzału z takiej odległości. Próbowała przypomnieć sobie wszystko co wie o
broni palnej, głównie zresztą z filmów. Myślała o odrzucie, o swojej pozycji, o
oddechu. Przede wszystkim martwiło ją jednak drżenie własnych rąk. Gdy
usłyszała jego głos, o mały włos nie nacisnęłaby spustu.
- Odłóż to – warknął zachrypnięty, nie patrząc jej w twarz, ale trzymanego
przez nią przedmiotu nie spuszczając z oczu nawet na krótką chwilę. – Połóż to
cholerstwo na ziemi!
Krzyczał na nią, ale Hope nie reagowała. Wyglądał może nieco przerażająco z
szałem w oczach i krwią spływającą powoli po jego twarzy z rozwalonej skroni,
ale to ona trzymała broń. Zanim znów się odezwał, potrząsnęła mocno głową by
odkleić od czoła pogarszające widoczność, mokre kosmyki włosów i oparła się o
ścianę, by poczuć się choć odrobinę pewniej.
- Mówię do ciebie, Hope!
- Zamknij się.
- Nie masz pojęcia co z tym zrobić, lalko – kontynuował, w końcu podnosząc
na nią wzrok. Hope obserwowała uważnie jak duża kropla krwi spływa wzdłuż jego
szyi i znika, wtapiając się w miękki materiał bluzy. – Za chwilę przez
przypadek pociągniesz za spust i przestrzelisz mi ramię, zobaczysz. Odłóż to.
- To nie będzie przypadek, Seth – odwarknęła, próbując zagłuszyć swoje
bijące w zastraszającym tempie serce. – Któreś z nas musi zginąć i przysięgam
ci, kurwa, że to nie będę ja!
- Nie wygłupiaj się, lalko…
- Nie wypowiadaj tego słowa! – Jej
palce zacisnęły się mocniej na rękojeści, skóra otarła się o chropowatą
powierzchnię. Zdawała sobie sprawę jak prosto byłoby jej pociągnąć za spust,
wystarczyło tylko poruszyć palcem, nacisnąć nieco mocniej… Mężczyzna wyprostował
się naprzeciw niej i powoli zbliżył się o krok. – Nie ruszaj się!
- Chcesz iść siedzieć na kolejnych paręnaście lat?!
- To obrona konieczna!
- A myślisz, że za to nie wsadzają?!
Odłóż to. Mówię poważnie. Odłóż tą cholerną broń albo ci ją wyrwę i wsadzę
prosto w twoją pieprzoną gębę!
- Zamknij się, muszę pomyśleć! Jest jakaś szansa, że Chris albo…
ktokolwiek… że ktokolwiek się tu zjawi?!
- Oczywiście, że tak – skłamał, co dziewczyna wyczuła bez problemu. – Oboje
wyjdziemy z tego żywi jeśli tylko nie narobisz sobie wcześniej kłopotów!
Chociaż go rozładuj…
- Nawet nie wiem jak!
- Więc mi go podaj. – Jego głos stał się zachrypnięty i przez chwilę miała
wrażenie, że to nie on do niej mówi. Przypomniała sobie jego ojca rzucającego w
jej stronę wyzwiska, których nigdy wcześniej nie słyszała w takim natężeniu.
Jej ciało ruszyło w stronę mężczyzny prędzej niż zdążyła zastanowić się co
robi, w odpowiedzi na co Seth także się poruszył. Dziewczyna szła bardzo powoli,
stawiając jedną stopę za drugą, z bronią wciąż skierowaną prosto w jego klatkę
piersiową. Trafienie w serce z tej odległości było prawie niemożliwe. Hope nie
miała pojęcia, czy dałaby radę wcelować w nie nawet przy mniejszej… Nie chciała
patrzeć jak Seth się wykrwawia. Dobicie go w ogóle nie wchodziło w grę. W
głowie miała pustkę. Daj mu się zabić
– słyszała gdzieś z oddali swój własny, cichy głos. – Sama i tak nic nie zrobisz.
- Wystarczy – warknęła, kiedy zauważyła, że jest już zbyt blisko. – Nie
podchodź bliżej!
- Zdejmij palec ze spustu – prosił albo rozkazywał, nie była tego pewna,
ale wykonała polecenie bez zbędnych protestów. – Teraz połóż broń na podłodze.
I przestań we mnie do kurwy nędzy celować!
- Nie.
- Słucham?!
- Nie! Kiedy tylko przestanę, rzucisz się na mnie i mnie zamordujesz!
- A jeśli obiecam ci, że zabiorę broń i sam strzelę sobie w łeb?
- Uznam, że naprawdę nisko mnie cenisz.
- No i masz, kurwa, rację.
W jednej chwili Hope stała twardo na ziemi, a już w kilka sekund później
jej kolana mocno obiły się o beton. Otarła brodą o chropowatą powierzchnię i
wkrótce jedyne, co była w stanie poczuć to chrobotanie ziemi pomiędzy jej
zaciśniętymi zębami. Ból szczęki był dziwny, silniejszy niż się spodziewała,
ale do jej umysłu docierało tylko jedno – w dłoniach wciąż czuła ciężar broni.
Seth nie czekał aż dziewczyna odzyska świadomość. Odwrócił ją przodem do
siebie. Jednym ruchem, bez zbędnej delikatności. Popatrzył jej w oczy i
wiedziała już, że to ostatnie co w życiu zobaczy. W ciemnych tęczówkach odbijał
się cały jej strach. Jego noga zgniatała jej brzuch, Hope czuła się coraz
gorzej… Na języku czuła krew, musiała przegryźć wargę. Gdy oderwał dłonie od
jej ramion wiedziała, że to właśnie ten moment. Wyciągnęła dłonie do jego
twarzy, ale był zbyt szybki. W rezultacie jej paznokcie zdrapały skórę jedynie
z szyi. Chciała się podnieść, złapała za jego kark… Usłyszała charakterystyczne
kliknięcie, po czym mocno uderzyła w ziemię tyłem głowy. Przed oczami zrobiło
jej się ciemno. Pod czaszką coś pulsowało, czuła tępy, mocny ból. Przypomniała jej
się sala gimnastyczna kilka lat temu i to, jak wywaliła się podczas gry w
koszykówkę i uderzyła głową prosto w drewniany parkiet. Widziała nad sobą twarz
Ashley, która pomogła jej wtedy wstać.
W kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Przez kilka sekund wyglądała, jakby
tonęła. Posklejane włosy przyległy do zimnych policzków, a płuca dziewczyny
przestały poprawnie pracować. Blade, nabrzmiałe usta otwierały się i zamykały w
desperackiej próbie nabrania powietrza. Rozszerzonymi źrenicami patrzyła na
niego ze strachem i wyrzutem zmieszanymi w piękną całość. Seth był spokojny.
Swoją obdartą do krwi dłoń podłożył pod jej czaszkę i przez chwilę cieszył się
dotykiem miękkich włosów owijających się wokół jego palców. Kosmyki były
wilgotne, ale nie podejrzewał by była to krew. Jego lalka była bezpieczna, choć
sama uważała pewnie zupełnie inaczej. Widział to w jej oczach, gdy złapał chudy
nadgarstek. Zacisnęła palce z całej siły wokół chwytu pistoletu i gdyby
wcześniej nie kazał jej puścić spustu, ich jedyna droga wyjścia przeleciałaby
długość piwnicy i wbiła się w przeciwległą ścianę. Seth dokładnie wiedział, w
którym miejscu wbić opuszki palców w jej chudy przegub na tyle mocno, by
straciła czucie w dłoni. Uścisk zelżał, pistolet uderzył o betonową posadzkę i
chyba tylko cudem nie wystrzelił przy tym prosto w jego ramię. Hope odzyskiwała
siły i utrzymanie jej w jednym miejscu stawało się coraz trudniejsze. Nie
chciał połamać kruchych kości, ale niemal odruchowo wbił kolano w żebra lalki,
blokując jej ruchy niemal zupełnie. Chciała się skulić, ale jego ciężar na to
nie pozwolił. Korzystając z chwili jej odrętwienia złapał za broń i nie będąc w
stanie zabezpieczyć jej jedną ręką jedynie odsunął ją najdalej jak to było
możliwe. Rozluźnił uścisk i patrzył jak pistolet sunie po podłodze, zatrzymując
się dopiero w pobliżu ściany. To było ryzykowne, ale dziewczyna nie
pozostawiała mu wyboru. Zanim zdążyła się odezwać, wszystkie odgłosy tłumiły
już jego usta.
Hope czuła się zamroczona, ale jego ciepłe wargi rozpoznała od razu. Wpił
się w jej usta agresywniej niż zazwyczaj i nie od razu była pewna, czy to nie
kolejny atak. Przejechała paznokciami po jego policzku, zdarła któryś ze
strupów, a za chwilę na jej wargach pojawiła się krew. Otworzyła oczy. On miał
je zamknięte. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła złapać tchu. Chwilę później
oddawała mu pocałunki z taką samą zachłannością, z dłońmi wplątanymi mocno w
jego włosy. Ciężarem przygniatał ją do ziemi, kolanem ocierał się o jej
podbrzusze i tylko sekundy powstrzymywały ich przed tym, by nawzajem nie zacząć
zrywać z siebie ubrań.
Gdy już przestała się wyrywać, rozluźnił nieco uścisk. Coś, co w założeniu
miało być tylko zbadaniem czy nie rozbiła sobie czaszki, przerodziło się w
rozpaczliwą plątaninę dwóch rozpalonych gorączką ciał i teraz nic nie mogło już
tego zatrzymać. Jej usta były zbyt blisko, słodki oddech uderzył o jego wargi –
nie potrafił jej nie pocałować. Małe, twarde piersi przyciskały się do jego
obitego ciała. Czuł ból i przyjemność zmieszane w równych proporcjach, czuł
zwierzęce pożądanie i ochotę mocniejszą niż zwykle. W swoich myślach pieprzył
ją już od dobrej chwili i wiedział, że lada moment jego fantazja stanie się
rzeczywistością. Podniósł się, siadając na jej biodrach, a dziewczyna
powędrowała zaraz za nim, nawet na krótką chwilę nie pozwalając mu oderwać się
od swoich ust. Smakowała mieszanką krwi, tytoniu i czegoś słodkiego. Jej bluzka
zwijała się pod jego sprawnymi dłońmi, stanik został odsunięty i wkrótce nic
nie blokowało mu już dostępu do jej małych, jędrnych piersi. Delikatna skóra
była niemal lodowata nim dotknął jej swoimi ustami. Gdy lekko przygryzł jej
ciemny sutek, kątem oka zarejestrował jak obydwie dłonie lalki wędrują w dół.
Już po chwili czuł, że rozpina guzik
jego dżinsów i zsuwa je tylko na tyle na ile to potrzebne, a kiedy
dotknęła go dłonią, nie miał ochoty czekać już ani sekundy dłużej. Niemal
rozerwał jej obcisłe spodnie, nim w końcu udało mu się zsunąć je aż do kostek,
gdzie zaplątały się o buty. Nie mieli czasu pozbyć się reszty ubrań, żadne nie
miało zresztą na to ochoty. Dopiero kiedy w nią wszedł poczuł jak strasznie
tego wcześniej potrzebował. Ciepło jej ciała ukoiło jego zmysły, ale nie
uspokoiło go nawet w najmniejszym stopniu. Jego ruchy były szybkie i nieco
desperackie, a ona poruszała się w tym samym, dyktowanym przez niego rytmie,
unosząc biodra i znów opuszczając je na zimną podłogę, jak gdyby już teraz wiła
się w spazmach czegoś nie do opisania, mocniejszego niż strach, mocniejszego
niż przyjemność i złość i wszystkie te uczucia razem wzięte. Ciągnął jej włosy,
czuł paznokcie na swoim karku i policzkach, widział kropelki śliny na lśniących
ustach i natychmiast przyssał się do nich na nowo. Czuł jak mocno bije jej
serce, cała klatka piersiowa pulsowała w jego rytmie. Przerywany oddech i jęki
wpuszczane prosto w jego usta doprowadzały go do szaleństwa. Chciał, żeby się
zamknęła, chciał, żeby przestała reagować w taki sposób i patrzeć na niego z
tym zwierzęcym pożądaniem wyrysowanym na dziewczęcej, słodkiej buźce, a przy
tym nie mógł nawet myśleć o tym, co by było, gdyby faktycznie go odepchnęła.
Teraz było już za późno. Nie minęło nawet pięć minut, a on wiedział, że dłużej
tego nie wytrzyma. Nie mógł przyśpieszyć, bo w tej pozycji było to praktycznie
niemożliwe, nie mógł zwolnić, bo zabiłoby go przy tym jego własne pożądanie,
zapominając więc o swojej męskiej dumie, o Hope i jej ewentualnym orgazmie i o
całym świecie, który go otaczał, spuścił się w środku dziewczyny i z głośnym
westchnieniem opadł na jej rozgrzane ciało, ze zdziwieniem rejestrując dreszcze
przechodzące przez jej ciało. Lalka wydała z siebie krótki, głośny krzyk, wbiła
ostre paznokcie w jego szyję z taką siłą, że niemal sam jęknął przez to z bólu,
po czym wciąż drżąc opadła mocno na podłogę z szeroko otwartymi ustami i oczami
wpatrzonymi w niebyt.
Przez kilka minut żadne z nich nawet się nie poruszyło. Nikt się nie
odzywał, a ilekroć Hope próbowała spojrzeć na Setha, ten uparcie odwracał
wzrok. Poczuła się dziwnie skołowana i w końcu to ona pierwsza oderwała od niego
drobne dłonie. Ku swemu zaskoczeniu, dostała jeszcze na pożegnanie krótki
pocałunek, nim mężczyzna z trudem podniósł się z niej i zaczął poprawiać swoje
ubrania. Gdy skończyła wciągać swoje własne spodnie, Seth siedział już tuż obok
niej, plecami oparty o chropowatą, brudną ścianę. Rzeczywistość powoli zaczęła
spływać na nią z całą swoją siłą, ale nim zdążyła podnieść się i zacząć
rozglądać za bronią, którą straciła, wiedziała już, że przegrała.
- Mam nadzieję, że zostawiłem w tobie dzieciaka – odezwał się nagle Seth,
bez pośpiechu zapinając swoje spodnie. Uśmiechał się, ale jakby nie do niej i
Hope czuła się dziwnie zagubiona. Spojrzała na niego zdezorientowana, nie do
końca pewna, czy przypadkiem się nie przesłyszała, ale słyszała jego
zachrypnięty głos bardzo wyraźnie. Po krótkiej w chwili, w której na nowo
poczuła jak doskonale do siebie pasują i jak świetną całość stanowią, teraz
znów miała wrażenie, że Seth jest jej całkowicie obcy. Przestraszyła się błysku
w jego oczach. – Najlepiej syna, dziewczynki nie są tak efektowne.
- O czym ty w ogóle gadasz?! – przerwała mu, podnosząc się do siadu. Na
jego ustach widniał ten sam znajomy, złośliwy uśmieszek, którego na początku
tak w nim nienawidziła i Hope nie miała pojęcia, czy też nie powinna się
uśmiechnąć.
- To byłoby tak jak w tych tandetnych historiach. Ukochany ginie, ale
zostawia dziewczynie najpiękniejszą pamiątkę, na jaką go stać – przewrócił
oczami, nie potrafiąc przestać śmiać się z tej wizji. – Już widzę jak
przychodzisz na cmentarz, cała w czerni, z tym małym bachorem na ramieniu.
Gadasz do grobu, jakbym miał cię jakimś cholernym cudem usłyszeć. Może nawet
nazywasz go na moją cześć…
- Jesteś pieprznięty – warknęła, powoli otrzepując się z piachu, którym i
tak cała była wysmarowana i próbując się podnieść. Zakręciło jej się w głowie i
na moment Seth zniknął z jej oczu, ale wiedziała, że wciąż tam jest. Patrzy na
nią, pewnie czekając aż coś powie, może trzyma już w dłoni tą przeklętą broń.
Cieszyła się, że chociaż przez chwilę nie musi go oglądać. – Jak możesz w ogóle
żartować w ten sposób?! Nie masz nawet pojęcia o czym mówisz! Dla ciebie
wszystko to jeden wielki żart!
- Może po prostu mam trochę lepsze poczucie humoru niż ty. Czemu się tak
wściekasz? – zapytał, nieco zdziwiony.
- Nie będę sobie strzępić języka. I tak chuja zrozumiesz.
- Aleś ty drażliwa, lalko. Wyluzuj.
- Wyluzuj?! Seth, ty naprawdę jesteś AŻ TAK popierdolony?! Rozejrzyj się,
kretynie, zapomniałeś już gdzie jesteśmy?! I po co?!
- Próbowałem. I nawet przez chwilę mi się to udało. Za to ty jak zwykle
musiałaś to spieprzyć.
- Tak mi, kurwa, przykro…
- Nie znoszę, kiedy tyle klniesz, laleczko.
- W Lacey jakoś ci to nie przeszkadza.
- Zazdrość przez ciebie przemawia – zaśmiał się. – Teraz będziemy gadać o
niej?!
- Pasujecie do siebie, jesteście równie żałośni. Kiedy już się mnie
pozbędziesz, powinieneś o tym pomyśleć. Lalki w końcu ci się znudzą, przy niej
zabawy ci na pewno nie braknie.
- Tak myślisz? – Uśmiechnął się krzywo, ale cała złośliwość gdzieś z niego wyparowała.
– Szkoda, że już się o tym nie przekonamy. Lepiej pomyśl, co ty ze sobą
zrobisz. Za długo ze mną przebywałaś, żeby powrócić do normalnego życia. Co
robiłaś, kiedy wyjechałem do Basin City?
- Słucham?!
- Nigdy nie zastanawiałaś się nad tym, co będzie potem? Przecież od
początku oboje wiedzieliśmy, że kiedyś to wszystko się skończy.
- O czym ty gadasz…
- Chodź tu – poprosił spokojnie, ale Hope nie ruszyła się z miejsca. – No
chodź, chcę cię dotknąć.
- Nadotykałeś się.
- Problematyczna jak zawsze – zakpił, ale Hope jedynie mruknęła coś pod
nosem i odwróciła wzrok. Spojrzała w miejsce, gdzie powinna leżeć broń, ale w
półmroku nie potrafiła jej dostrzec. Nie była pewna gdzie dokładnie ją
odepchnął, a jej wzrok – mimo, że całkiem oswojony już z panującą wokół
ciemnością – wciąż nie sięgał daleko. Chciała wstać i zacząć jej szukać, ale
nie była pewna, czy Seth ponownie by się na nią nie rzucił. Bała się go.
Wiedziała, że pożegnanie mają już za sobą i teraz tylko minuty dzieliły ich od
ostatecznego rozstania. Z jednej strony była pewna, że to musi się zdarzyć, ale
nie chciała poddać się bez walki. Był od niej szybszy i silniejszy, nawet w tym
stanie, pobity i osłabiony, jednak poświęciła dla niego już zbyt wiele by znów
stać się pokorną zabaweczką czekającą na śmierć z jego rąk. Nigdy wcześniej
sytuacja nie była na tyle poważna, nawet w najgorszych momentach Hope mogła
mieć nadzieję, że mężczyzna się rozmyśli, że wciąż nie znudziła mu się
wystarczająco, że wystarczy tylko chwila, by zmienił zdanie… Teraz decyzja
zapadła. Nie jej decyzja, jego też nie. Seth miał rację – obydwoje wiedzieli od
początku, że to nie będzie trwało wiecznie. Hope nie spodziewała się jednak, że
zakończy się w taki sposób i dałaby głowę, że on też nie. Nawet po wielu
tygodniach spędzonych w towarzystwie największego psychola, jakiego miała
nieszczęście w życiu spotkać, to zakończenie wydawało jej się aż nazbyt
absurdalne.
Kiedy podjęła decyzję, było już za późno. Kątem oka spojrzała w miejsce, w
którym Seth siedział jeszcze przed chwilą, by znaleźć odpowiedni moment i
zamarła na moment widząc, że już go tam nie ma. Czy naprawdę straciła poczucie
czasu na tak długo, by nie zauważyć, jak się poruszył, nie usłyszeć jego
kroków?! Pisnęła, czując na sobie ciepłe dłonie. Wyrywanie się nie przyniosłoby
skutku, ścisnął jej ramiona tak mocno, że jej kolana wbiły się w posadzkę.
Klęczała pośrodku zimnej piwnicy, otoczona zewsząd jego zapachem. Przykucnął
przy niej, a ich twarze dzieliło od siebie zaledwie kilka centymetrów. Zabrał
jedną z rąk. Szarpnęła się. Nie zdążyła się wyrwać, nim poczuła jego ciepło.
Drżała na myśl o tym, co będzie chciał jej zrobić, kiedy poczuła palce
zaciskające się z tyłu na jej karku, ale Seth tylko przyciągnął jej głowę do
swego ramienia i bez słowa objął ją ramieniem, przytulając do siebie z całej
siły. Zatopionymi w jego ciepłej bluzie ustami z trudem łapała powietrze.
Automatycznie rozluźniła swoje ściskane mocno pięści i złapała go by nie
stracić równowagi. Musiał wziąć to za jakąś oznakę czułości, bo uścisk na jej
ciele nieco zelżał i stał się całkiem znośny, może nawet przyjemny… Ciepło jego
ciała ukajało jej drżenie, stanowiąc przedziwny kontrast w tym zimnym, ciemnym
pomieszczeniu. Ciężkim oddechem rozdmuchiwał krótkie włosy na jej karku. Czuła,
jak jej ciemne włosy falują w jego rytmie.
- Nic ci nie zrobię, lalko – zapewnił, kiedy wsunęła dłoń pomiędzy ich
ciała, jak gdyby przeczuwał, że będzie próbowała go odepchnąć. – Przysięgam, że
nic ci nie zrobię.
- Dlaczego? – zapytała, ponieważ nic innego nie przychodziło jej do głowy.
Nie wierzyła mu, bo nigdy nie mogła mu ufać, ale w tonie jego głosu wyczuła
szczerość i ani na chwilę nie potrafiła uspokoić swoich myśli. Pamiętała jak
spojrzał na nią, kiedy wyprowadzano ich z gabinetu Alexa. W jego oczach
odbijała się rezygnacja. Tak nie wyglądał człowiek, który mógłby ją zabić… Tak
nie wyglądał Seth. Była niemal pewna, że jego dłonie drżą. Z zimna,
zdenerwowania czy ulatującego powoli podniecenia – tego nie była w stanie
stwierdzić. Serce biło mu szybciej niż zazwyczaj, a oddech był płytki i
nierówny. Ze spokojnego, rozbawionego sytuacją Setha pozostał tylko pewny
uścisk na jej ciele. Złośliwy uśmiech i kpina w głosie wyparowały bez śladu.
- Czy to ważne, dlaczego? Mam swoje powody. Przestań się tak bać. Zaczyna
mi cię być szkoda… - mruknął w jej ramię, zaraz składając też na nim kilka
delikatnych pocałunków. – Idź do Chrisa, kiedy cię stąd wypuszczą. On będzie
wiedział co z tobą zrobić.
- Nie wierzę ci – szepnęła, wtulając się nieco mocniej.
- Nie masz wyjścia – odparł, odsuwając ją od siebie na niewielką odległość.
Spojrzała mu w oczy i na moment ogarnął ją strach większy niż kiedykolwiek.
Brat nigdy tak na nią nie patrzył. Widziała jego uśmiech i uniesione brwi. W
ciemnych tęczówkach krył się jednak strach. – Mam zamiar czekać tak długo jak
to będzie możliwe. Chris może w końcu weźmie się w garść, doskonale wie gdzie
nas szukać. Nie poświęcę swojego życia, żeby nie musiał ryzykować dupy, za dużo
razy sam nadstawiałem za niego karku…
- Więc… myślisz, że przyjdzie? – zapytała podejrzliwie, bo nie wyczuła w
jego słowach szczerości. Seth pokręcił głową.
- Nie. Chris może być najlepszym z nas, ale wciąż jest częścią Basin City.
Nie pojawi się sam. A nikt inny nie będzie tak ryzykował. Tak czy owak
poczekamy, jasne?
Hope chciała pokiwać głową, ale czuła się jak sparaliżowana. Nie potrafiła
uwierzyć w to co słyszy, ale z każdym kolejnym słowem była bardziej pewna, że
Seth wcale jej nie oszukuje. To było dziwne, nienaturalne i takie nie w jego
stylu, ale być może w obliczu śmierci każdy choć trochę się zmienia? A może
rzeczywiście miał swoje powody. Mógł podejrzewać, że Alex zabije go tak czy
owak, więc wolał zginąć z ręki swojej zabawki, a nie swojego wroga… Takie
rozumowanie miałoby pewnie jakieś pokrycie w jego niezdrowym umyśle. Hope
pomyślała też o sobie. Jak wielki trud sprawi jej celowanie do tego mężczyzny,
pociągnięcie za spust. Obrona własna to zupełnie coś innego, gdyby rzucił się
na nią, mogłaby strzelić do niego niemal automatycznie, nie myśląc o tym, co
robi. Przy jego pozwoleniu to stawało się o wiele trudniejsze. Seth zawsze
uwielbiał zabawiać się jej strachem. Miał na to swoją ostatnią, idealną okazję.
- Moglibyśmy poczekać aż Chrisa i resztę ruszą wyrzuty sumienia –
kontynuował dalej Seth, nie zwracając uwagi na jej nieprzytomny wzrok, - ale
wbrew temu co mówił Alex nie mamy tak dużo czasu. Nie pozwoli nam zdechnąć tu z
głodu, to masz jak w banku. Jak myślisz, która może teraz być?
- Bo ja wiem… - mruknęła, wyrwana ze swoich myśli. – Północ?
- Obstawiałbym, że raczej nad ranem. Daję mu czas do południa, potem jego
cierpliwość się skończy. Na co dzień ma jej sporo, ale teraz jest już zbyt
blisko celu. Jeśli do tego czasu będę oddychał, przyjdzie tu i załatwi to
osobiście.
- Przecież masz broń!
- Naprawdę myślisz, że nie poświęciłby jednego, dwóch, nawet pięciu swoich
ludzi tylko po to, żeby pozbyć się mnie raz na zawsze?! A ile można zrobić
jedną kulą, kochanie, nie żartuj. Nawet ja nie wiem czy dasz radę zabić mnie za
pierwszym razem...
- Więc sam to zrób – poprosiła, a jej głos nieco się załamał.
- Nie, o to nawet nie proś, laleczko. – Jego ton znowu był pewny i
nieznoszący sprzeciwu, a kiedy przyciągnął ją znów do siebie, nie protestowała
i bez słowa ułożyła policzek na jego ramieniu. – A teraz uspokój się trochę.
Jeśli nie przestaniesz drżeć, przestrzelisz mi kolano – mruknął, wyjmując
trzymaną wcześniej w tylnej kieszeni broń i celując nią w kierunku głowy
dziewczyny. – A to mózg ma zostać na ścianie.
Dobry rozdział, choć faktycznie krótki :D. Koniec najbardziej mi się podobał, ciągle na to czekałam... xD Teraz muszę czekać tak długo w niepewności: zabije on ją czy nie...? ;(
OdpowiedzUsuńNiby tylko o dwie, góra trzy strony krótszy niż zazwyczaj, a faktycznie jakoś tę różnicę widać. Przynajmniej ja ją odczułam podczas poprawiania, zajęło mi znacznie mniej czasu więc na plus ;))
UsuńJeśli znów wena zacznie mnie zawodzić tak jak do niedawna, Hope będzie o krok od śmierci przez kolejne pól roku lub dłużej... ponieważ za nią nie przepadam, to mi jej nie szkoda, ale Wam wolałabym tego nie robić ;p
Czy tylko ja płakałam na całej scenie, która rozgrywała się pomiędzy Hope i Sethem? Nie mam pojęcia, ale tak bardzo zżyłam się z nimi, że nie wyobrażam sobie, że któreś z nich zginie, to dla mnie za duzo...
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału... Umrę z ciekawości...
I ten tekst z dzieckiem... Bez jaj, chcesz, abym zawału dostała? :c
Seth nie moze jej zabic, ani ona jego, nie, nie, nie...
Przyznam, że na początku też nie lubiłam Hope, ale z biegiem czasu nie wyobrazam sobie tej całej historii bez niej, a bez Setha to juz w szczególności..
Niech ten Chris ruszy dupe i ich uratuje do cholery! Wierzę w niego!
Czekam niecierpliwie! <3
Blan :)
Kiedy ostatni raz gadałyśmy w komentarzach o dziecku, ta scena była już napisana i zakończona... Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie odbierzesz tego osobiście ;p Było już za późno, żeby cokolwiek zmieniać :)
UsuńHistoria bez Hope albo bez Setha (tymbardziej bez Setha ;)) faktycznie nie istnieje - ale kiedyś musi się zakończyć, prawda? No, ale nie uprzedzajmy faktów. Co będzie, to będzie ;)
Oczywiście, że musi się zakończyć i jestem bardzo ciekawa jak to się skończy. Dziecko? Aj dziecko... Byłam bardzo zdziwiona, gdy to czytałam :D Ale ogólnie to bardzo podobała mi sie ta scena <3
OdpowiedzUsuńTa historia bez nich nie ma sensu, już nawet....wolałabym, aby Chris zginał(lub został mocno ranny) ratując ich niż ta dwójka :C Podejrzewam, że gdy wszystko zakończysz zacznę czytać wszystko od poczatku *o*
Ale czy Seth tak bardzo.. grał? Czy on byłby w stanie zabić Hope, po tym wszystkim...?
A ten seks... Hmm... Jedna z lepszych scen, jakie czytałam :D
Uśmiechnięta od ucha do ucha Blan :)
Przez jakiś czas bardzo chciałam zabić Chrisa... w sumie masz rację, że to niezła okazja ;p A najlepiej to powybijać wszystkich po kolei - wtedy nie będzie mnie kusiło, żeby zaczynać nowe wątki i może w końcu to opowiadanie zakończę, bo czas najwyższy! :)
UsuńNie potrafię pisać scen seksu, więc tym bardziej cieszę się, że komukolwiek przypadła do gustu ;) Znalezienie złotego środka między dosłownością i wulgarnością jest zdecydowanie zbyt trudne! ;p
Ciężko będzie mi się rozstać z tą historią, ale pewnie nie raz do niej wrócę przeczytać jeszcze raz w całości... *o*
UsuńKiedy możemy sie spodziewać kolejnego rozdziału? :)
Dopiero zaczynam go pisać niestety, więc jeszcze trochę :( Zwłaszcza, że sesje się zbliża i nie wiem jak wyrobię z nauką. Ale będę się starać ;)
UsuńZrobię wszystko, żeby to nie było znowu "za pół roku", to macie jak w banku ;)
Osz TY!!! Hahahaha, nie no, nie... leżę... ;d Jak w takiej sytuacji można uprawiać seks? No jak? Hahaha... oj, dobrze, że nie znam emocji, które kierowały nimi, że w takiej chwili pozwolili sobie na to, by pożądanie miało władzę. Haha, myślałam, że on na serio z tym dzieckiem, a to tylko żart. Jakby wyszli z tego cało, a ona faktycznie zaszłaby w ciążę, to nie sądzę, że pozwoliłby jej urodzić dziecko... Chociaż, może nie byłby taki okrutny, ale nie wierzę, że by je chciał. I w ogóle co on robi? Kłamał, mówiąc, że jej nie skrzywdzi? Chciał, by przestała walczyć? Bo skoro na końcu przystawił jej pistolet do głowy... Ale nie strzeli, prawda? No przecież nie może!! A ja się łudziłam, że jemu chociaż trochę zależy, skoro jeszcze jej nie zabił.
OdpowiedzUsuńEkhm, można! Według mojej wyobraźni można i tego się trzymajmy ;)) Poza tym od zawsze miałam wrażenie, że agresja, seks i śmierć leżą gdzieś bardzo blisko siebie... Ale może daruję sobie udowadnianie tej teorii ;)
UsuńSeth Sethem, ale na miejscu Hope to JA bardziej nie chciałabym tego dziecka ;p On w zasadzie może równie dobrze po prostu zniknąć - ona, jako matka, ma o wiele trudniejsze zadanie. Zwłaszcza, jeśli dziecko wda się w tatę ;)
Hmm... strzelić może, czy to zrobi to druga sprawa. Ale raczej nikt nie zadaje sobie tyle trudu ugłaskiwania kogoś, żeby potem zrezygnować. Nie liczyłabym na dobroć Setha ani jego litość, przynajmniej dopóki ja to piszę xd
No i przeczytałam...
OdpowiedzUsuńJuż nawet nie pamiętam jak się tu znalazłam, ale czytanie zajeło mi ok 2 tygodni, tak mi się wydaję.
Nie wiem od czego zacząć bo nie byłam na bieżąco i tak naprawdę muszę napisać o wszystkich emocjach, które teraz mi towarzyszą hm..
Może zacznę od Ciebie - autorki tego opowiadania (zabrzmiało groźnie) jesteś cudowna ! Naprawdę, nie żartuję. Wykreowałaś ciekawych bohaterów, mroczny świat w Basin City, naprawdę podziwiam Cię za tyle świetnych pomysłów.
Opowiadanie nie jest przesłodzone, nie ma tu jakiejś niezwykłej, romantycznej miłości, a daję wiele do myślenia. Toksyczna miłość jest straszna i pomyśleć,że tyle ludzi w niej żyję.
Podziwiam Cię również za ilość rozdziałów, nieważne czy dodawane co tydzień,miesiąc, rok , ważne jest to, że wciąż kontynuujesz te opowiadanie i tak daleko zaszłaś
Warto też wspomnieć jak cudnie piszesz, jak bogate masz slownictwo, jak wszystko opisujesz, po prostu super !!! ( tak,wiem, że słodzę ,ale zaslugujesz na to bez dwóch zdań)
Może przejdę do treści, a zacznę od czegoś złego...
ah powiało grozą... :D
Jak mogłaś zabić Beau ? No jak :( NIE WYBACZĘ TEGO !! Biedny Beau przebył taką drogę by ratować Hope i taki los go spotkał ? :( To chyba najsmutniejszy moment w opowiadaniu, tęsknie za nim a już trochę rozdziałów nie żyje, ale wciąż nie mogę o tym zapomnieć :(
Nienawidzę Dwayne', mam nadzieję, że go ktoś zabije, nieważne czy wpadnie pod samochod czy zabije go Seth, ważne że ma zginąć i już !
Hm Seth, tutaj oczywiście mieszane uczucia ( dziwne, jakby nie były mieszane skoro Seth nie należy do najnormalniejszych ludzi na świecie) Kocham go i Nienawidzę, częściej jednak nienawidząc ha :D
W tym rozdziale pokazał odrobinę uczucia, przynajmniej ja tak to odebrałam...pomijam fakt co powiedział do Hope po seksie ( to takie w jego stylu -.-) , ale zawsze coś ! Oczywiście nie wierze, że coś jej zrobi, powiedz że nie !! Oni nie mogą zginąć,koniec kropka !!!
Hope... tutaj oczywiście również mieszane uczucia, no ale co się dziwić w końcu jest LALKĄ.
Trochę ją podziwiam że wytrzymała te 42 rozdziały z Sethem ( co prawda ledwo ale jednak), ja bym uciekła już przy piątym w siną dal... :D
Mimo tego mam nadzieję, że nie zakończysz źle ich historii typu : jedno z nich umiera, albo już nigdy się nie spotkają. Wiem, że to nie jest słit historia jednak wciąż wierze w przemiane Setha, chociaż trochę... że jednak Hope trochę go zmieniła, nauczyla go pewnych uczuć. Czuję jednak, że zakończenie będzie smutne, taka kobieca intuicja ( pierwszy raz chce się mylić. BARDZO.) No ale nic, zrobisz jak uważasz, a ja przyjmę to na klatę :D ( kolejna ukryta, cicha prośba o nie uśmiercenie głównych bohaterów) Jestem ciekawa czy już niedługo koniec tej historii. tak się z nią zżyłam,że nie mogę uwierzyc, że przyjdzie taki dzień a ja po pracy nie odpalę komputera i nie włącze sobie what-dies-last czytając kolejny rozdział. Pomijam fakt, że w sumie teraz tak trochę będzie bo w końcu jestem na bieżąco i nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy rozdział aaa !! Coś czuję, że powinnam już przestać pisać bo zaczynam pisać głupoty...
Z niecierpliwością (dużą) czekam na kolejny rozdział, który mam nadzzieję (sporą), że pojawi się już niedługo !! Dopiero teraz zaczeło mnie denerwować, że kończysz w takich momentach, wcześniej brałam po prostu kolejny rozdział eehhhh :D
No nic, czekam na Setha i Hope ( żywych) i obiecuję, że mój następny komentarz będzie bardziej ogartnięty!
Pozdrawiam Cię baaardzo mocno i życzę dużo weny !!! ( za wszelkie błędy przepraszam)
Kurde przeczytałam Twój komentarz już dobre parę dni temu a nie miałam śmiałości się zebrać, żeby odpisać - przepraszam ;) Pochwały mnie onieśmielają, haha, dlatego przejdę od razu do "czegoś złego" jak to określiłaś ;)
UsuńJa teeeż tęsknię za Beau, nie masz pojęcia jak bardzo ;) Dobrze mi się go pisało i nieraz zastanawiałam się co mi strzeliło do głowy, żeby biedaka uśmiercić ;) Zaczynam powoli myśleć o napisaniu tego opowiadania na nowo po zakończeniu tej blogowej wersji, teraz już na poważnie, i szczerze mówiąc większość scen, które dotychczas wymyśliłam są z Beau w roli co najmniej drugoplanowej ;p Przywiązałam się do niego ;)
Co do Setha to pewnie każdy ma mieszane uczucia, tylko ja kocham go bez względu na wszystko, haha ;) Oczywiście tylko jako postać... i to jako postać, którą sama kieruję (przynajmniej poniekąd ;)), w prawdziwym świecie wolałabym takiego mimo wszystko nie poznać.
Z Hope też zresztą bym nie wytrzymała, obydwoje mają charaktery, które do mojego kompletnie nie pasują ;) Seth po prostu z bardziej wiadomych powodów. I nawet na rękę byłoby mi, gdyby się nawzajem powybijali kilka rozdziałów temu, aaaale... co będzie dalej to i tak tajemnica :) I zakończenia nie zdradzę, bo sama byś tego nie chciała! ;) Tak więc milknę, doczekacie się go w końcu... kiedyś :) Chociaż przyznaję, że już nieraz miałam je napisać i to jest trudniejsze niż sądziłam. No ale cóż, w końcu dam radę ;)
Ja też mam nadzieję, że nowy rozdział uda mi się sklecić już niedługo - teraz sesja trochę mnie męczy, ale od przyszłego piątku mam właściwie wolne i zamierzam porządnie nadrobić zaległości. Przykro mi, że musisz czekać, bo znam Twój ból - jak się w coś wkręcę i nagle jestem na bieżąco to baaardzo mnie to drażni :)
Dziękuję za pochwały i za taaaaki długi komentarz, uwielbiam takie ^^ Aż mi się od razu zachciało pisać ;)
Pozdrawiam ;*
oo jak będziesz pisała jakąś inną wersje to chce ją koniecznie !!! No i kiedy nowy rozdział ? :( wchodze i wchodzę i ciągle brak :(
UsuńJakoś nie potrafię się do tego zebrać :( W głowie mam praktycznie cały rozdział gotowy, a za każdym razem jak mam przelać go na "papier" (wordowy też się liczy) to nagle bum - pustka. Wezmę się za to teraz, cała noc przede mną, może akurat... ;)
UsuńA co do nowej wersji to niestety raczej nie będę jej publikować... Ale to jeszcze nic pewnego, zobaczymy :) Po prostu potrzebuję więcej czasu i publikowanie nawet rozdziału na miesiąc znowu będzie mnie trzymać pod presją, żeby skończyć, a nie żeby było idealnie tak jak chcę. Chyba nie nadaję się do pisania na czas ;)
Kiedy nowy rozdział? :D Czeeeekam :*
OdpowiedzUsuńWłaśnie się do niego zabieram, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie... :)
UsuńCierpliwie czekam ^^ ;*
UsuńAż się boję w to spojrzeć i zacząć poprawiać... No ale czas najwyższy. I obym skończyła szybko i bezboleśnie ;)
Usuńostatnio znów znalazłam to WSPANIAŁE opowiadanie bo po tym jak nie dodawałaś to przestałam tu zaglądać ale widzę że to był DUŻY BŁĄD bo piszesz genialnie <3 i KOCHAM to opowiadanie ;) i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) dodaj jak najszybciej :*:*:*
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję, bardzo mi miło ^^ Mam nadzieję teraz dodawać rozdziały choć odrobinkę częściej, może nie uciekniesz ;)
UsuńWątpię teraz jak mnie już wciągnęło czytanie tego opowiadania to się oderwać nie mogę i już nie ucieknę bo jest genialne jak żadne inne ;) <3
OdpowiedzUsuńTo się cieszę, nawet bardzo ;) I postaram się nie zawieść oczekiwań ^^
Usuńnie zawiedziesz ;) bo jest to najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam :)
UsuńRumienię się ^^
Usuńi prawidłowo ;P czekam na więcej części tego genialnego opowiadania ;) <3
UsuńZacięłam się przy jednej scenie i nie potrafię z niej wyjść ;( A jestem już TAK blisko skończenia nowego rozdziału i dodania go Wam! :( Cholera...
Usuńna pewno wyjdziesz jakbym mogła to bym Ci pomogła ;) ale Bóg nie obdarował mnie takim talentem ;)
UsuńWolę to nazywać zbyt bujną wyobraźnią ;)
UsuńNie ważne jak to nazywa się ale jest GENIALNE <3 UWIELBIAM <3 :-*
UsuńJa tu ciągle jestem, tylko trochę mnie nie widać :). Jak sesja?
OdpowiedzUsuńWiększość egzaminów miałam jeszcze przed sesją, pozdawałam i teraz mam dwa tygodnie wolnego ;) Żyć nie umierać :)
UsuńZapraszam na niedawno otwarty blog graficzny watch-meburn.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńMożesz tam wybrać dla siebie idealny szablon, złożyć propozycję, a już niedługo... złożyć zamówienie, jeśli chcesz, aby Twój blog był niepowtarzalny!
Proponuję również wymianę linków w ramach współpracy :)
Pozdrawiam :3
Odpowiadanie na spam/zaproszenia/whatever jest głupie, wiem, ale mam manię na punkcie tego, że muszę odpowiedzieć na KAŻDY komentarz, ewentualnie go usunąć, a chcę zachować sobie Twój link, bo podobają mi się Twoje szablony, więc... yeah, here we go ;)
UsuńJeśli jeszcze kiedyś tutaj zajrzysz to chcę żebyś wiedziała, że trafiłam na Twojego bloga jak znajdowało się na nim kilka, góra kilkanaście rozdziałów. Skończyłam gdzieś na 20-którymś rozdziale, a więc minęło bardzo wiele czasu, a nawet lat. Trudno mi określić już nawet ile, ale ponad 3-4, a ja wciąż nie zapomniałam o Twoim opowiadaniu. To naprawdę niesamowite bo nie należę do osób z dobrą pamięcią. ;) Dlatego uważam, że powinnaś kiedyś wydać to opowiadanie. Życzę Ci tego! Koniecznie chcę je mieć w przyszłości na swojej półce, a teraz zabieram się do czytania od początku, żeby sobie przypomnieć niektóre szczegóły. Choć niewiarygodnie wiele nadal pamiętam, jak nigdy, z żadnej książki, filmu, czy czegokolwiek. Najwidoczniej to opowiadanie zostanie już ze mną na zawsze, z tyłu mojej głowy. Przypominam sobie co najmniej raz na rok gdy myślę o tym, że mam ochotę przeczytać coś naprawdę dobrego i wtedy zaglądam z ciekawością na what-dies-last... Jeśli o mnie chodzi trafiłaś w 100-tkę, nie w 10-tkę. :D Gdyby coś się tu jeszcze kiedyś pojawiało proszę o wiadomość- g.olivia@wp.pl :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń