- Przemyślałam to –
zaczęła Hope, pewnym krokiem wchodząc do pokoju hotelowego, w którym jej matka
spędziła całą poprzednią noc. Pokój wydawał się niewielki,
a w środku panował ogromny zaduch, było to jednak
niczym w porównaniu z wyobrażeniem, które Hope miała o tym miejscu jeszcze
kilka minut temu, strachem, jaki na wpół racjonalnie wywoływały u niej zajęte
przez obcych pomieszczenia. Odkąd weszła do środka, wciąż miała przed oczami
twarz Beau, jego zmartwioną minę, kiedy widziała go po raz ostatni. Od wielu
tygodni ilekroć ją widział robił się bardzo niespokojny. Był jej najlepszym,
może jedynym nawet przyjacielem i mimo wszelkich jego wad i częstych
konfliktów, Hope bez wahania oddałaby za niego życie. Kiedy przypominała sobie,
że zamiast tego to on stracił swoje z jej powodu, a stało się to może i w tym
właśnie pokoju, po jej plecach przebiegał zimny dreszcz.
- Ja też to
przemyślałam – wtrąciła prędko jej matka, być może zauważając, że Hope staje
się coraz bledsza i chcąc choć odrobinę ją uspokoić. Złapała córkę za rękę i
posadziła ją na posłanym dokładnie łóżku. W pokoju panował taki porządek,
jakiego pokojówka nie byłaby w stanie zapewnić i Hope od razu wiedziała, że to
sprawka Sheryl. – Nie powinnam wczoraj tak naskakiwać na Setha. To był ciężki
dzień dla nas wszystkich, ale nawet sobie nie wyobrażam, jaki był dla niego.
Byłam wściekła, zdenerwowana, ale być może gdybym nie krzyczała na niego już od
progu, rozmowa potoczyłaby się inaczej… Nie po to tu przyjechałam. Nie po to,
żeby kolejny raz się z nim kłócić.
- Co masz na myśli?
- Muszę go stąd
zabrać, Hope. Nie do domu, nie popełnię już kolejny raz tego samego błędu, ale
z daleka od tego miasta. Ono go zabije! Możesz tego nie rozumieć, ale to mój
syn, Hope, zawsze nim będzie…
- Rozumiem –
przerwała jej. – Próbowałaś coś dla niego znaleźć, zanim tu przyjechaliśmy,
prawda? Rozmawiałam z agentką nieruchomości i mówiła coś…
- To już prawie
załatwione. Seth będzie daleko, ale przynajmniej będzie bezpieczny.
- Tak. To by było
świetnie, mamo, ale pozostaje jeden, mały szczegół. On nie pojedzie –
oświadczyła z całą pewnością siebie, na co Sheryl natychmiast spiorunowała ją
wzrokiem. Hope nie była nawet zdziwiona, jej matka nie przywykła do odmów ani
zmian w jej planach. Jako prawniczka nauczyła się podporządkowywać ludzi do
ciągnięcia wymyślonej przez nią liny obrony. Winni zgadzali się ze strachu,
niewinni z nadziei. Ale Seth… Jej linia obrony wcale go nie przekona, Hope była
tego więcej niż pewna.
- To jest jego jedyna
szansa, Hope, chłopak musi o tym wiedzieć! Kiedy ten człowiek wróci do miasta,
Seth nigdy nie będzie tu bezpieczny. To miejsce jest pełne kryminalistów, Seth
jest doskonały w tworzeniu sobie wrogów…
- Ja to wszystko
wiem, mamo. On też. Ale nigdzie stąd nie pojedzie. Nie z twoją pomocą.
- Więc sądzisz, że
jego duma nie pozwoli mu przyjąć pieniędzy, domu i normalnego życia, tak? Że
jest tak bardzo zakochany w tym mieście, że….
- Mamo, przepraszam,
ale nie znasz go tak jak ja. On nie pojedzie. Ty też byś nie pojechała.
- Więc mam go
zostawić na pastwę tych bandytów?!
-
Nie, musisz mi tylko zaufać – odpowiedziała, nagle wyjątkowo się ożywiając. –
Mówiłam ci, że to przemyślałam. Nie wrócę z tobą dzisiaj do Seattle, nie mogę.
Ja muszę tutaj zostać, jeszcze tydzień czy dwa, porozmawiać z nim, przekonać
go. Niech ten pomysł wyjdzie ode mnie, nie od ciebie, daj mi wmówić mu, że
błagałam, żebyś dała mu szansę. Seth nie przyjmie od ciebie wyrazu litości, ale
ode mnie…
-
Wyraz litości?! Hope, to nie jest…
- Spróbuj
myśleć jak on, mamo.
-
Hope… czy mój własny syn naprawdę aż tak bardzo mnie nienawidzi? – Sheryl
zacięła się na moment, a zaraz odwróciła do niej tyłem, z czego Hope
wywnioskowała, że do jej oczu musiały napłynąć łzy, których nie miała
prawa zobaczyć.
-
Nie tak bardzo jak mówi, ale… Mamo, daj mu czas. Daj mu się uspokoić. Tak
naprawdę jesteś w jego życiu od niedawna…
To
nieprawda. Nie jest. Ona jest w nim od zawsze. Włóczy się za chłopakiem niczym
upiorny stwór, stoi nad jego łóżkiem co noc, nie pozwalając zasnąć. Zabijana
przez alkohol, narkotyki i adrenalinę, odradza się co poranek, słabsza lub
silniejsza, widmo szczęśliwszych dni. Duch przeszłości i przyszłości, nigdy
nieobecny tu i teraz.
Hope skarciła się za
takie myślenie. Nie miała prawa wyjawić Sheryl prawdy.
-
Nie zostawię cię w tym miejscu. Nie mogę stracić cię tak jak jego.
- Tylko na chwilę. Chris nie pozwoliłby mnie skrzywdzić, a Seth… Seth wbrew
pozorom również.
-
Ach, Hope. Gdybyś tylko widziała, jak bardzo jesteś skrzywdzona już teraz. –
Nagle przed oczami Hope zrobiło się ciemno, kiedy jej matka niespodziewanie
rzuciła się na nią i z całej siły przytuliła jej wątłe ciało, przyciskając
głowę córki mocno w zagłębienie własnej szyi, jak kiedy Hope była jeszcze
dzieckiem, a w telewizji miała pojawić się scena, której mała dziewczynka nie
powinna oglądać. Brunetka czuła, jak Sheryl trzęsie się spazmatycznie i
wplątuje dłonie w jej włosy, głaska ją tak chaotycznie, jak zawsze robił to
Seth – z troską, ale nieco nieporadnie, zaborczo. Jak gdyby chciała już zawsze
zatrzymać ją przy sobie, swoją małą dziewczynkę. Swoją małą laleczkę.
* * *
Kiedy
tylko otworzył oczy, natychmiast tego pożałował. Słońce tego dnia świeciło nad
wyraz intensywnie i pomimo zasłoniętych okien bez trudu oślepiło go na samym
wstępie. A może to nie było słońce? Nigdy nie pamiętał, by na sam początek dnia
powitało go tyle czarnych plamek wirujących mu przed oczami. Wszystko wokół
było rozmazane, czerń tańczyła prędko i chaotycznie, przyprawiając go o chęć wymiotów.
Niecałą minutę później dotarły też do niego inne uczucia. Najpierw ból karku,
tak przeraźliwy, że promieniował na całą tylną część czaszki i ramiona. Później
dziwny, pulsujący ból gojących się ran. Seth szybko przekonał się, że nie ma na
jego ciele niemal żadnej kończyny lub kości, żadnego organu, który w tym
momencie by go nie bolał. W głowie dudniło mu i szumiało na przemian, powieki
ciężko było unieść, w żołądku wszystko się przewracało. W tym momencie wolałby
umrzeć niż czuć to wszystko, wolałby zasnąć i przespać kolejne tygodnie, może
nawet miesiące by tylko nie czuć tego połączenia ogromnego kaca z bezsprzecznie
najgorszym poprzednim wieczorem. Kiedy był naćpany, nawet nie czuł, że ludzie
Alexa zrobili z jego ciała wielką, krwawiącą i niezwykle bolesną miazgę. Teraz
mógł rozkoszować się tym uczuciem z dodatkiem efektu całej, powoli schodzącej z
niego, chemii. Oddałby wiele za kolejne tabletki.
Spocone
ciało niemal przylepiało się do kanapy, od której z trudem oderwał się dopiero
po kilku minutach. Na ślepo, wciąż nie otwierając oczu z obawy przed rażącym,
bolesnym światłem, przewrócił się na bok, po omacku szukając czegoś po drugiej
stronie materaca. Prześcieradło pozostało zmierzwione, kołdra należała teraz
wyłącznie do niego. Na drugiej poduszce brakowało głowy dziewczyny i jej
miękkich włosów. Seth przyłapał się na tym, że poczuł lekkie zawiedzenie,
nie mogąc oprzeć się o jej ciepłe, chude ciało. Poczuł się zdradzony, zły.
Zawołałby ją pewnie, gdyby tylko miał pewność, że jego głos jeszcze działa, ale
bardzo prędko przekonał się, że to i tak nie przyniosłoby żadnego efektu – w
mieszkaniu było cicho i jedyne, co słyszał to głęboki, równy oddech Chrisa. Nie
musiał otwierać oczu, żeby wiedzieć, że to on, jego zmysły wydawały się teraz
wyostrzone, co wcale nie przynosiło mu upragnionej ulgi, a wręcz przeciwnie –
powodowało jeszcze większe cierpienia. Wiedział, że Chris leżał na podłodze,
tam gdzie poprzedniego dnia się położył. Wiedział, że jeszcze śpi –
prawdopodobnie głęboko i spokojnie, wnioskując po tym, że nie kręci się i do
siebie nie mruczy, jak to zwykle miał w zwyczaju. Wiedział też, że jest sam.
Ani Hope, ani Scout nie było nigdzie w pobliżu.
* * *
Lalko,
nie ma cię tu – odczytała na ekranie swojego telefonu zaraz po tym jak
samochód ruszył z miejsca z piskiem opon, a Basin City zaczęło powoli rozmywać
się przed jej oczami. Wciąż była zmęczona, ale teraz czuła się już znacznie
lepiej. Jej długie, ciemne włosy wirowały na wietrze, ocierając się o
zaczerwienioną z zimna twarz, kiedy dym powoli wyciskał łzy z jej niebieskich
oczu. Odgarnęła grzywkę do tyłu i ułożyła się wygodniej na przednim siedzeniu.
Wracała. I mimo wszystkich wcześniejszych komplikacji, dawno nie była w tak
dobrym humorze.
Co
Ty nie powiesz – wystukała na dużym ekranie i nim zdążyła odłożyć go gdzieś
na bok, odpowiedź już na nią czekała.
Wybrałaś
najgorszy moment. Umieram. Nie pozwól mnie spalić, chcę nawozić ziemię swoim
jestestwem i pełzać w brzuchach robaków jeszcze dobre parę lat….
Hope
uśmiechnęła się do siebie. Mogła się domyślić, że po tym wszystkim Seth
będzie ledwo żywy i w zasadzie to działało jedynie na jej korzyść. Choćby
chciał, nie mógł jej teraz nic zrobić, nie po tym co spotkało go wczoraj. W
nocy nie była w stanie uwierzyć, że Seth w ogóle jest w stanie jeszcze
kontaktować, ale najwyraźniej nie musiała długo czekać, by ból w końcu go
dopadł. Seth mógł się uważać za niezniszczalnego, ale w gruncie rzeczy był
tylko człowiekiem. Być może bardziej przyzwyczajonym do cierpienia od niej i
większości znanych jej osób, ale jednak człowiekiem.
Nim
zdążyła w końcu odpisać, telefon zawibrował ponownie.
A
z tobą wszystko okej, lalko?
Hope musiała
przyznać, że to pytanie ją zaskoczyło. Seth myślący o kimkolwiek innym poza
sobą nie był tym Sethem, którego znała i od razu wyczuła, że coś musi się za
tym kryć.
Jestem
tylko śpiąca, nic mi nie jest. Faktycznie musi być z Tobą źle, skoro się mną
interesujesz… Btw. nie jestem już Twoją lalką.
Wracaj
do łóżka, skoro jesteś śpiąca. Zrobię dla ciebie trochę miejsca pod warunkiem,
że wcześniej pocałujesz Mnie tam gdzie boli. Czyli, kurwa, wszędzie. I wiem, że
nie jesteś lalką, ale czy to znaczy, że nie mogę zwracać się do ciebie „lalko”,
lalko?
Tak,
geniuszu, to właśnie to oznacza. To oznacza też koniec całowania, nieważne czy
boli czy nie boli…
Musiałbym
cię nie znać. Dotknę cię tam gdzie trzeba i zaraz będziesz skomleć, żebyśmy
wrócili do starego układu, nie oszukuj się ;).
Nie
łudź się.
Nie
pyskuj.
Dość
tych głupot. Wracaj spać. Jest jeszcze całkiem wcześnie…
GDZIE
JESTEŚ?
Hope
rozejrzała się wokół siebie. Gdzie jest? Nie wiedziała dokładnie. Wokół pełno było niskich,
zniszczonych budynków, ubranych w ciemne, puchowe kurtki ludzi i zaopatrzonych w
swą własną armię osiedlowych pijaczyn bram i sklepów. Wszędzie było tak samo.
Całe to miasto wyglądało jak z najgorszego snu córki prawniczki, wychowanej w
przyjaznej atmosferze przedmieść wśród ludzi mówiących obcym dzień dobry
i uśmiechających się bez względu na porę dnia. Basin City śmiało się tylko
nocą. W dzień czuła się tutaj niczym intruz, którym zresztą była, ofiara
czekająca na spełnienie się wyroku. Obcy ludzie napawali ją strachem. Znajomi…
Znajomi napawali ją strachem nieco bardziej.
Odwróciła
się w stronę kierowcy i posłała Scout nieśmiały uśmiech. Dziewczyna była dla
niej taka miła, a kiedy zaoferowała, że rano podwiezie ją do hotelu matki, Hope
wręcz nie mogła przestać jej dziękować. Bardzo chciała być przy tej rozmowie
sam na sam ze swoją matką, Seth wszystko by zniszczył i teraz, kiedy choć jedna
z jej modlitw została wysłuchana, brunetka czuła się spokojniej. Sheryl
prawdopodobnie ruszyła już w drogę powrotną. Chciała zostać tu na wszelki
wypadek, ale jej pracoholizm wygrał – Hope z trudem ukrywała przed nią radość z
takiego obrotu sprawy. Potrzebowała tygodnia, może dwóch, na ustalenie z Sethem
wszystkich szczegółów, przyciśnięcie go do działania. Później miała wrócić do
domu. Wolnego domu. Bez Dwayne’a, bez Setha, bez strachu. I bez życia…
-
Więc wszystko poszło tak jak zaplanowałaś? – Scout wyrwała ją nagle z myśli,
przyciszając radio i powoli wtaczając się na dłuższą ulicę, którą Hope teraz
już rozpoznawała. Były niedaleko domu Chrisa, ta droga prowadziła prosto na
osiedle. Za dziesięć minut nie uniknie spotkania z Sethem, pobitym, obolałym i
złym. Jej żołądek skurczył się na samą myśl.
-
Lepiej niż się spodziewałam. Moja mama ma pewne plany i… wiesz, większość moich
wymówek nawet nie była potrzebna.
-
Świetnie, gratuluję – Scout uśmiechnęła się szeroko. – Skoro zostajesz w Basin
City, będziemy miały okazję lepiej się poznać. Nie masz pojęcia jak bardzo
tęsknię za kontaktem z kimś spoza tego świata… Nie zrozum mnie źle, to moje
miejsce na ziemi, czuję to, ale… Musisz przyznać, że jest nieco specyficzne.
- Nieco?
Bez urazy, Scout, ale nie jestem w stanie pojąć jak ktokolwiek może uważać to
miasto za swoje miejsce na ziemi. A tu proszę – nikt z was, nikt z tych,
których poznałam nawet nie myśli, żeby się wynieść!
-
Nie zrozumiesz tego, to czar, który odkrywa bardzo niewielu. Kręcę się tu od
dzieciństwa, Hope. To mój dom. Tak samo jak Lacey, Jordan, Ann, Jennifer… Nie
jesteśmy jak inne dziewczyny. Należymy do tego miasta.
-
Więęęc… Co robiłaś, zanim poznałaś Setha? Kim byłaś?
- Byłam bardzo nudna, zanim go poznałam. I bardzo młoda – zaśmiała się, a jej
śmiech znów przywiódł jej na myśl dziecko, choć teraz zaczęła wyłapywać w nim
też nutkę czegoś upiornego. Miała wrażenie, że im dłużej przebywa w tym mieście
tym bardziej wpada w paranoję. Do tego ta rozmowa… Potrząsnęła niemal
niezauważalnie głowa i starała się nadążyć za tym co mówi Scout, choć ominęło
ją pewnie kilka dobrych zdań. - …więc rozumiesz, zaczęłam brać telefony. Albo
elektronikę, wszystko w tym guście. Buszowałam głównie po klubach, nocami,
zaczęłam przy tym obracać się w towarzystwie i strasznie mi się to spodobało.
Poznałaś Jordan? Zwykle siedzi w kącie i nic nie mówi. Dokładnie taka byłam na
początku! A potem napatoczył się Seth… Myślę, że Jordan nic nie mówi, bo sądzi,
że taki jest jego typ. Ja byłam cicha, jego poprzednia lalka była cicha, ale
wiesz co? Gówno prawda z tym „typem”, kurwa, weź no spójrz na Lacey! Poznałaś
ją, nie? Muszę do niej napisać, wieki jej nie widziałam, równa dziewczyna,
uwielbiałam ją!
-
My… nie najlepiej się dogadujemy.
-
Nie? Ach, nieważne. Jeszcze was do siebie przekonam. Jasne, Lace jest trudna,
ale jak się ją już pozna, w ogień za tobą wskoczy. – Hope nie chciała tego
komentować, ale ona sama widziała Lacey raczej z zapałkami w ręce niż z akcją
ratunkową w głowie. Zawsze sądziła, że to dlatego, że jest zazdrosna o Setha,
ale jeśli dogadywała się tak dobrze z jego poprzednią lalką… Brunetka zaczęła
się zastanawiać, czy problem może nie leżał jednak wyłącznie w niej, kiedy
zajechały pod znaną już jej bramę i Scout, wciąż nie przestając mówić, szybko
opuściła samochód.
-
Nie idę na górę – oznajmiła jej, opierając się o jego dach. – Przyjdę tam
pewnie później, ale teraz muszę odpocząć. I wziąć prysznic. Poza tym mam
jeszcze parę spraw – puściła jej oko, a Hope tylko się uśmiechnęła, domyślając
się, że nie należy jej o nie wypytywać.
-
W takim razie dzięki za podwózkę. To było… naprawdę bardzo miłe z twojej
strony, jeśli będę mogła się jakoś odwdzięczyć…
- Och, będziesz, będziesz, wszystko w swoim czasie – zaśmiała się Scout, ponownie
puszczając jej oko. – A póki co to się trzymaj. Seth może być dziś dość
nieznośny.
-
Więc jaki jest na co dzień?
-
Słuszna uwaga! Do zobaczenia, Hope, moja nowa wspólniczko w zbrodni doskonałej.
– I nim Hope zdążyła coś jeszcze odpowiedzieć, usiadła z powrotem za kierownicą
i odjechała z piskiem opon.
* * *
Kiedy
weszła do pokoju, uderzył w nią zapach stęchlizny. Miała wrażenie, że wyczuła
też krew, ale nie chciała wgłębiać się w tę myśl. Zamiast tego prędko podeszła
do okna, otwierając je na oścież. Wolała już marznąć niż znosić ten zapach. Dom
wydawał się pusty, ale z łazienki wyraźnie dochodził ją jakiś szum, który
prędko utożsamiła z prysznicem. Ciesząc się chwilą spokoju, rozsiadła się w
fotelu i zaczęła bawić się telefonem. U Chrisa nie było wiele do roboty. Swój
komputer tym razem zostawiła w domu, a laptopa Setha wolała nawet nie dotykać z
obawy, co mogłaby tam znaleźć. Tak naprawdę odkąd się tutaj znalazła jej główną
rozrywkę stanowił Seth i teraz, kiedy miał teoretycznie się od niej odczepić,
czuła, że cała ekscytująca część jej życia przepadła w niepamięć. Jedyną
nadzieję żywiła jeszcze w związku ze swoją nową koleżanką. To pierwsza
dziewczyna, która nie wydawała jej się tutaj totalnie świrnięta, z drugiej
jednak strony Scout spędziła pokaźną część swojego życia z Sethem, a Hope
doskonale wiedziała, jak to potrafi zniszczyć psychikę. Nawet krótka chwila z
nim pozostawiała trwałe ślady, a obydwie dziewczyny miały pecha znosić go o
wiele dłużej. Ann doprowadziło to do samobójstwa, Scout zaprowadziło do
psychiatryka. Dlaczego to jej, Hope, udało się pozostać normalną? A może tylko
jej się tak wydawało?
Nie
zauważyła, kiedy pojawił się w pokoju. Miał na sobie ubranie, co nie było dla niego
typowe, zwłaszcza jeśli miał choć najmniejszą wymówkę, dlaczego miałby chodzić
po mieszkaniu w samym ręczniku, ale być może spodziewał się raczej Chrisa niż
jej, bo nie przywitał jej żadnym ze swych złośliwych komentarzy, jedynie szybko
przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku naprzeciwko. Nie mogła nie zauważyć, że
wyraźnie kuleje na lewą nogę. Prawie nie zginał jej w kolanie i w rezultacie
raczej ciągnął ją za sobą niż szedł normalnie. Kiedy chciała już to
skomentować, spojrzał na nią spod byka, zawczasu każąc jej się zamknąć.
-
Królewna raczyła wrócić łaskawie do pałacu.
-
Raczyła – odpadła tylko Hope, ledwie zaglądając na niego zza ekranu telefonu.
-
A raczy mi powiedzieć, gdzie się zerwała tak z rana?
-
Nie raczy.
-
Hope, do kurwy nędzy...
-
Byłam porozmawiać z matką, a czego się spodziewałeś?! Musiałam to jakoś
załatwić. Powiedziałam, że wrócę niedługo.
- I pojechała? Tak po prostu?
-
A co, czujesz się zawiedziony?
-
Nie, ale ty powinnaś. Porzucanie swoich dzieci weszło jej już chyba w nawyk.
-
Skoro tak mówisz…
Na
kilka minut w pokoju zapadła cisza, ale Hope nieustannie czuła na sobie jego
spojrzenie. W którymś momencie poprawiła nawet dekolt swojej bluzki, czując, że
może pokazywać nieco za dużo, a Seth wcale nie krył się ze swoim śmiechem z
tego powodu. Postanowiła go ignorować, tak długo jak tylko było to możliwe.
Wiedziała, że to prawdopodobnie ona będzie tą, która w końcu nie wytrzyma –
wyjdzie, albo coś powie - ale póki co nie czuła takiej potrzeby. Zastanawiała
się, czy kiedykolwiek ją czuła. To Seth zawsze coś pieprzył. Obawiała się, że
jeśli przestanie reagować na jego zaczepki, nagle zostanie im drastycznie mało
tematów do rozmowy. Na samą myśl prawie się uśmiechnęła. Być może mężczyzna nie
był aż tak uzależniający jak się wydawał.
- Lalko, muszę coś zjeść… - powiedział nagle, wyrywając ją z jej przyjemnych
myśli. Milczała jeszcze przez moment, ale mężczyzna wyraźnie wyczekiwał
odpowiedzi.
-
Więc może coś zjedz? – zaproponowała.
-
Nie rozumiesz. Jeśli teraz wstanę z miejsca, zarzygam pół pokoju. Mój łeb… Ech,
po prostu mi coś zrób – warknął, nagle jakby zniecierpliwiony swoim własnym
tłumaczeniem, a Hope w końcu podniosła na niego oczy. Faktycznie nie wyglądał
najlepiej. Jego skóra stała się bledsza niż kiedykolwiek, a na czole wyraźnie
odznaczały się kropelki potu. Ciemne oczy zaszły mu mgłą i Hope nie była do
końca pewna, czy ją widzi, nawet jeśli patrzył w jej stronę.
- Matko, co ty brałeś? – Kiedy podniosła się z miejsca, zamknął oczy, a jego
klatką piersiową wyraźnie zaczynały szarpać spazmy. – Kurwa, Seth! – wrzasnęła,
doskakując do niego w sekundę i starając się pomóc mu odwrócić na bok na
wypadek, gdyby faktycznie zaczął wymiotować. Obawiała się, że to jednak nie
nastąpi. Zamiast tego Seth trząsł się, warcząc coś pod nosem, a jego ciało
stawało się coraz cięższe i bardziej mokre od potu. Podpierając jego głowę na
jednym ramieniu, wolną ręką starała się odsunąć wszystko, co stało na jego
drodze, spodziewając się, że prędzej czy później padnie na podłogę, z której
ona nie będzie go nawet w stanie podnieść i powoli wpadała w coraz większą
panikę. – Seth, słyszysz mnie?! – Powtarzała raz za razem, starając się być
spokojna, ale mężczyzna nie odpowiadał. Stawał się coraz cięższy, co świadczyło
tylko o tym, że coraz bardziej tracił panowanie nad swoim ciałem, a dziewczyna
nie mogła nic zrobić. Jej telefon pozostał poza zasięgiem jej rąk, chciała
wołać o pomoc, ale od kogo miałaby się jej spodziewać?! Drgawki zaczęły się
nasilać. Ułożyła jego głowę na swoich kolanach, bojąc się, że może o coś nią
uderzyć i po prostu czekała, nie mogąc zrobić nic innego przygnieciona jego
ciężarem. Ścierała pot z jego czoła, głaszcząc go przy okazji, jakby
liczyła na to, że poczucie czyjejś obecności choć trochę go uspokoi, mówiła do niego
nieustannie, a po głowie krążyła jej tylko jedna myśl: A jeśli on właśnie
umiera?
Minęło
kilka minut, pięć, może dziesięć, a dziwny atak ustąpił niemal tak gwałtownie
jak się zaczął. Drgawki zaczęły zanikać, ale jego powieki drżały jeszcze przez
dłuższą chwilę. Seth raz otwierał, raz zamykał gwałtownie oczy, a jego wbite w
sufit spojrzenie było przerażające, źrenice zwężone do granic możliwości, Hope
potrzebowała całej swojej siły woli, żeby nie odwrócić od niego wzroku.
Kiedy nagle zerwał się z jej kolan, przestraszyła się jeszcze bardziej.
Na początku myślała, że to kolejny spazm, ale kiedy nachylił się w stronę
podłogi by wypluć nagromadzoną w nadmiarze ślinę i zaczął niemiłosiernie się
przy tym krztusić wiedziała, że odzyskał choć po części swoją świadomość.
Trzymała wcześniej jego dłoń, ale teraz to on ściskał jej palce. Poczekała aż
Seth złapie oddech i dopiero kiedy opadł niemal bez sił na oparcie kanapy tuż
obok niej poczuła, jak powoli schodzi z niej adrenalina.
- Shit,
co to było?! – szepnęła w jego stronę, czując na ramieniu jak jego ciało powoli
porusza się w rytm głębokiego oddechu.
-
Typowy niedzielny poranek – odpowiedział zachrypniętym głosem.
-
Jak się czujesz? Mam dzwonić po pogotowie? To może wrócić?
-
Nic nie rób, jest spoko.
-
Mogę cię przytulić?
-
Co?
-
Bałam się, że coś ci się stanie – powiedziała cicho, bez pozwolenia
wtulając się delikatnie w jego ciało. Starała się na niego nie naciskać, ale
mężczyzna i tak wydawał się już w porządku. Kilka chwil musiało minąć, ale w
końcu odwzajemnił jej uścisk. To jest okej, mogę go przytulać -
pomyślała – Jeśli poczuje, że komuś jednak na nim zależy, może faktycznie
uda mi się wyrwać go z tego miasta i jak najdalej ode mnie.
-
Dobra, dość, nie odpierdalaj – warknął nagle, odsuwając się od niej stanowczo i
choć pozostawał wciąż blisko, nie zamierzała go już dotykać. – Zajmij się
czymś. Chcę trochę spokoju.
- Wow…
-
Co wow?
-
Nic, panie niezależny. Gdybym wróciła do Seattle tak jak chciałam, miałbyś
mnóstwo czasu dla siebie i spokoju. Po co się było wykłócać?
-
Chciałaś, żeby Dwayne zdechł? To nie gadaj.
-
A, to. Wiesz co, myślałam trochę na ten temat…
-
Zamierzasz się wycofać?
-
No… Wiesz, to nie jest okej. Mówimy o morderstwie. Byłam wściekła, kiedy tego chciałam…
Dalej jestem, ale to nie tak... Seth, nie zrobisz tego naprawdę, co nie? Pobij
go, ale…
-
Lalko, to nie jest jakiś pierdolony koncert życzeń – zaśmiał się nagle,
podnosząc nieco i patrząc na nią z góry z dużym rozbawieniem. Nie mogła o tym
wiedzieć, ale Seth był pewien, że właśnie tak to się skończy. Znał już takie
prośby, słyszał niezliczone pozbądź się go wypowiadane w gniewie nad
ranem, nim człowiekowi wracało sumienie. Seth go nie posiadał. I zawsze uważał,
że człowiek powinien odpowiadać za własne słowa. I własne pragnienia, nawet te
wypowiadane po pijaku, w gniewie, nawet przez sen. Ci, którzy uważają, że
światem wcale nie rządzą słowa, mylą się w swojej naiwności. Wszystko zaczyna
się od rzucanych w rozpaczy gróźb. – Powiem wprost, może to zaoszczędzi ci
strzępienia języka. Dwayne musi umrzeć. I zrobię to na twoją prośbę, nigdy o
tym nie zapominaj.
- Nawet jeśli teraz odwołam tę prośbę?
-
Twoje wieczne niezdecydowanie tym razem nie ma nic do rzeczy, lalko. Wyrok
wydany. Jeśli chcesz, możesz próbować mnie powstrzymać, ale nie swoim naiwnym
„o Boże, Seth, nie rób tego!”, rozumiesz? Wejdź mi pod nóż, przyjmij ciosy
zamiast niego. Inaczej już gościa nie uratujesz.
-
Ach... – westchnęła tylko, na moment zamykając oczy. Czuła na sobie jego spojrzenie,
ale w tym momencie nie była w stanie z nim walczyć. Ten poranek był
wystarczająco męczący. Gdyby tylko mogła, najchętniej wskoczyłaby do łóżka, na
którym zresztą siedziała, i zdrzemnęła się z cichą nadzieją, że kiedy w końcu
się obudzi, wszystko wróci do normy. Nie chciała być z Sethem sam na sam,
zastanawiała się gdzie jest Chris i kiedy wróci Scout, ale ponad wszystko
chciała mieć już ten tydzień za sobą i spotkać się z Ashley. Nikt nie był w
stanie zrozumieć jej lepiej niż Beau, ale jeśli jej przyjaciółka mogła chociaż
trochę ulżyć jej, zaciskając ramiona wokół jej obolałego karku, to musiało jej
teraz wystarczyć. – Więc to będzie twój spadek? – spytała w końcu po dłuższej
chwili, kiedy jej myśli zaczęły układać się w jej głowie w miarę sensowny ciąg.
-
Hm?
- Zostawiasz za sobą spustoszenie, Seth. Twoje lalki muszą być doszczętnie
zniszczone, żebyś je opuścił, prawda? Ann mi o tym mówiła. Albo wywnioskowałam
to spomiędzy jej słów, nieistotne… Pociąłeś jej ciało i zgniotłeś psychikę
zanim zostawiłeś ją w spokoju. Scout wpakowałeś do psychiatryka. Wybierasz
słabe dziewczyny, bo wcale nie musisz się przy nich wysilać, ale ja byłam
przypadkowa.
-
Też jesteś słaba – przerwał jej z kpiącym uśmieszkiem.
-
Pewnie. Ale nigdy mnie nie pobiłeś, nigdy nie pociąłeś, nigdy nie dałeś się
zabawiać ze mną swoim pierdolniętym kolegom…
-
Nie wierz we wszystko co mówią.
- Jeśli teraz odejdziesz, zostawisz mnie z o wiele mniejszymi ranami na psychice
niż te, które miały one. Więc to mi chcesz zafundować? Wyrzuty sumienia? Mam do
końca życia myśleć, że to przeze mnie Dwayne nie żyje, prawda?
-
Tak.
-
I mówisz to tak po prostu?
-
Tak – powtórzył ze śmiechem. – Czego się spodziewałaś? Że będę to ukrywał? To,
że mam taki zamiar wcale nie zmienia faktu, że to ty podrzuciłaś do
mojej głowy ten pomysł.
-
Nie wystarczy ci, że mam zszarganą opinię, taśmę porno w sieci i brak zaufania
ze strony własnej matki prawdopodobnie do końca życia?! A co z Beau?! Co z
moimi wyrzutami sumienia po jego śmierci?!
-
Beau nie zginął z mojej ręki. Ani przeze mnie. Potarzałem ci to już setki razy.
-
A ja dalej w to nie wierzę.
-
I nawet się temu nie dziwię. Dziwny zbieg okoliczności, to prawda. Gdybym był
na twoim miejscu, w życiu bym nie uwierzył, że to nie moja sprawka, nawet nie
prosiłbym o wyjaśnienia. Ale to nie byłem ja – powtórzył jeszcze raz, bardziej
dobitnie, po czym odwrócił swój wzrok od wciąż siedzącej tuż obok niego
dziewczyny. Przez jakiś czas w pokoju panowała nieprzyjemna cisza, którą
przerwał w końcu wyciągając swój laptop z torby, którą rzucił gdzieś koło
łóżka.
- Chcesz obejrzeć jakiś film? – spytał zwyczajnie, a Hope od razu pokiwała głową.
W końcu coś do roboty, w końcu wymówka, żeby nic nie mówić i nie musieć na
siebie patrzeć – cieszyła się w duchu. Przeglądał filmy na dysku, a ona
zerkała mu przez ramię.
-
Tylko nie horror – zastrzegła, czytając tytuły.
-
Wiem, tchórzu. – Jego uśmiech był kpiący, ale jednocześnie chłopięco uroczy.
- Nie boję się! Po prostu wszystkie nowe horrory są głupie, zero fabuły… Puść coś
ciężkiego. Jakiś thriller psychologiczny, o.
-
Mój mózg nie funkcjonuje, nie nadążę za fabułą…
- To ci potem opowiem, no weź.
-
Sama nigdy nie nadążasz.
-
Aaa, to spieprzaj. Sam wybieraj jak jesteś taki mądry.
-
Taki miałem zamiar.
-
No i bardzo dobrze.
-
No i świetnie.
* * *
Hope
była nieco zdziwiona, że minęły niemal trzy godziny, a Chrisa nadal nie było,
ale w tym momencie wcale nie chciała, żeby wracał. W pokoju panował półmrok z
powodu przesłaniających okna zasłon, a powietrze wisiało nad nimi ciężkie od
papierosowego dymu. Ekran zdążył się już wygasić od momentu, kiedy film się
zakończył, ale żadne z nich nie zwracało na to uwagi. Seth był tuż przy niej.
Jego oddech na chłodnej skórze natychmiast sprawiał, że było jej przyjemnie
ciepło. Całował jej szyję, jak dzieciak zostawiając na niej ślady ugryzień,
którymi później mógłby się chwalić przed kolegami, a ona znów czuła się jego.
Jęczała głośno za każdym razem, gdy zassał jej skórę zdecydowanie mocniej niż
było to konieczne i choć wiedziała, że cała szyja będzie ją bolała już
następnego dnia, nie próbowała nawet się odsunąć. Fakt, że oboje byli prawie
nadzy również nie ułatwiał jej odwrotu. Swoim ciałem, nawet pełnym blizn i
zasinień, Seth zawsze robił na niej wrażenie. Lubiła go oglądać, kiedy poruszał
się nad nią w miarowym, szybkim rytmie. Czerpała z tego nie mniejszą
przyjemność niż on, kiedy dotykał i pożerał wzrokiem jej zbyt chude ciało i
gładką, jasną skórę. Jakkolwiek potworny by nie był, Seth był przystojnym mężczyzną
– od początku nawet nie próbowała temu zaprzeczać. Gdyby nie to, sam tylko jego
urok osobisty nie byłby w stanie wpędzić ją w aż takie kłopoty. Posiadanie
„ciała wartego grzechu” nabierało w jego wypadku nowego, bardziej
niebezpiecznego znaczenia.
Z
jej gardła wydostał się niski dźwięk przypominający mruczenie, a palce
zacisnęły się wokół jego szyi. I nagle wszystko ustało. Dłonie Setha wciąż
spoczywały na jej podbrzuszu, ale już się nie poruszały. Czuła na sobie jego
ciężar, ale teraz napierał na nią o wiele słabiej. Kiedy otworzyła oczy, twarz
Setha znajdowała się tuż nad jej własną. Uśmiechał się do niej, podpierając na
zgiętych rękach po obu stronach jej twarzy.
- W porządku, Hope? – zapytał, a ona przez kilka sekund patrzyła na niego w
niezrozumieniu. Co w porządku? Jakie w porządku? O co w ogóle mu chodzi?
-
Tak? – Jej odpowiedź brzmiała raczej jak kolejne pytanie. – Dlaczego?
-
Powinnaś na siebie spojrzeć. Zamglone oczy, rozpalona skóra, kropelki potu na
czole. Ocierasz się o mnie jak kotka w rui i jeszcze to pomrukiwanie…
-
To się nazywa podniecenie, Seth. Widziałeś już coś takiego – warknęła, nieco
zażenowana jego nagłą ochotą do rozmów. – Zazwyczaj tak dziewczyna okazuje, że
chce się z tobą pieprzyć.
-
Więc chcesz się ze mną pieprzyć?
-
Taak? – Ponownie spojrzała na niego w konsternacji, coraz bardziej zbita z
tropu i wkurzona jego pytaniami. Spodziewała się, że zaraz każe jej o to błagać
jak na początku ich znajomości, ale Seth jedynie zaśmiał się, unosząc wyżej
ponad jej ciało.
-
Och, przykro mi Hope, ale ja nie mogę cię pieprzyć – odparł ze śmiechem. –
Formalnie jesteś moją siostrą, to niemoralne. Gdybyś była moją lalką, to co
innego, ale tak…
-
Nie mówisz poważnie – warknęła z ukrytą groźbą w swoim zachrypniętym głosie,
ale Seth już zdążył się z niej podnieść i powoli wciągał na siebie swoje
spodnie, siadając na skraju łóżka. Jej ciało było rozgrzane do granic
możliwości i jedyne, o czym mogła myśleć to jego dotyk. Patrzył na nią z
rozbawieniem, jak gdyby czegoś oczekiwał, ale cokolwiek to było, Hope nie
zamierzała mu tego dać. Zanim zdążył sięgnąć po swoją koszulkę, Hope złapała ją
i prędko wciągnęła przez głowę, przysłaniając materiałem swoje prawie nagie,
podrażnione jego dotykiem ciało. Kiedy wstała z łóżka, czuła jego wzrok na
swoim nie do końca zakrytym tyłku.
-
Dokąd to? – zapytał.
-
Pod prysznic.
-
Zimny?
-
Wręcz przeciwnie, gorący. – Posłała mu złośliwy uśmiech, patrząc mu prosto w oczy.
– Skoro ty nie potrafisz już mnie zaspokoić, to sama to zrobię.
-
Już widzę jak ocierasz się o moją koszulkę, wchłaniasz jej zapach i wkładasz
sobie palce, wyobrażając sobie, że to mój fiut.
-
I będę jeszcze jęczeć – dodała. – Baaardzo głośno, żeby bez problemu dotarło do
ciebie, kretynie, to, co tracisz.
-
Jesteś pewna, że chcesz się w to bawić? – zapytał, uśmiechając się kącikiem
ust.
-
Zajebiście pewna.
-
Więc przyjmuję wyzwanie.
Rozdział zdecydowanie lepszy i dużo dłuższy, niż poprzedni! Denerwuje mnie Hope. Najpierw chce się od Setha odciąć, później jednak nakręca go na siebie... Nienawidzę jej :D.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że na nowy rozdział nie trzeba będzie tak długo czekać, choć liczba komentarzy nie motywuje do pisania :p.
A mi się nawet podoba ten jeden komentarz, długo nie chciałam go zepsuć swoim, drugim ;p
UsuńA tak serio - liczba komentarzy faktycznie nie jest motywująca, ale za to liczba rozdziałów, które zostały mi do napisania przed zakończeniem tej historii jak najbardziej ;) Jak nie skończę tego cholerstwa do końca roku to będzie mi przykro ;)
Świetny rozdział !!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego 😁😁
Świetny rozdział !!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego 😁😁
Fancy, nie umieraj! :D
OdpowiedzUsuńNie wierze. Kiedys czylalam twoje dzieło, nagle jakos zgubilam czy zapomnialam adresu i byłam zrozpaczona. A dzis buszuje po internecie i prosze! Oto jestes! :D
OdpowiedzUsuńCo prawda do nadrobienia jakies 30 rozdzialow, ale co tam, chetnie przeczytam wszystko na nowo. Tylko w przerwie swiatecznej, teraz zawalilabym studia, bo tak bym sie wciagnela :d
Ciesze się, ze jeszcze piszesz :)
wciąż czekam ;-;
OdpowiedzUsuńJa również codziennie sprawdzam czy jest już nowy rozdział ☺
OdpowiedzUsuńHej Fancy :) Jak mnie tu dawno nie było, ojej. Pamiętam jak po raz pierwszy weszłam na tego bloga, gdzie był tylko prolog (jeszcze na onecie) . Weszłam właśnie na stary adres i aż nie mogę uwierzyć, że było to pięć lat temu! Ale wyraźnie jest napisane 23 grudnia 2010...
OdpowiedzUsuńMam do nadrobienia kilka rozdziałów, ale przez to, że dawno tu nie zaglądałam to po sesji przymierzę się do odświeżenia sobie całej historii ;) Nie jestem tu po to, by komentować najnowszy rozdział, z którym się nie zapoznałam a po to, żeby pokazać ci siłę sentymentu hahaha :D I założę się, że takich osób jak ja jest znacznie więcej :)
Dużo sukcesów, wszystkiego dobrego i mnóstwo cierpliwości do wdl w nowym roku! :D
A teraz pytanie z innej beczki o ile nie jest zbyt prywatne. Piszesz coś jeszcze? Czy porzuciłaś to już całkowicie? :)
Alex
Jak dawno mnie nie było...Myślałam,że będzie więcej do nadrobienia, a tutaj tylko dwa rozdziały. Za rzadko piszesz!!
OdpowiedzUsuńNo ale dobra, przejdę do opowiadania. Byłam zaskoczona, że Hope zgodziła się, by Seth jednak zabił jej byłego. Co prawda odwołała to, ale jednak była gotowa na to przystać wcześniej. Zmieniła się... Przynajmniej wydaje mi się, że na początku, zanim poznała Setha, nie pomyślałaby nawet o czymś takim. Jej matka też mnie w sumie zaskoczyła. Facet oznajmia jej, że pieprzył się z jej córką, a ta nadal chce mu pomóc? A może jednak nie chodzi o pomoc, tylko o odciągnięcie go jak najdalej od Hope. Bo jakoś ciężko mi zrozumieć, że może jej aż tak bardzo zależeć na synu, którego przecież porzuciła.
Seth jest psychiczny, ale nie da się go nie uwielbiać. I tak się zastanawiam, czy on serio poczuł coś do Hope. Chyb tak, przecież nawet on musi mieć jakieś uczucia, a Hope jest inna od jego poprzednich zabawek, silniejsza psychicznie. Może właśnie to go do niej tak ciągnie, no nie wiem.
Nie wiem, czemu, ale jakoś nie mam zaufania do Scout. Niby czemu tak bardzo zależy jej, by mieć dobre relacje z Hope? Po co? To tłumaczenie, że potrzebuje kogoś normalnego, nie przemawia do mnie. Mam wrażenie, że Scout coś knuje, no ale może tak mi się tylko wydaje.
Ta rozmowa Setha i Hope przez smsy była tak... zadziwiająco lekka, a potem, zaraz po poważnej rozmowie na temat zabójstwa jej byłego i niszczeniu psychiki lalek Setha, zaczęli tak normalnie, jak gdyby nigdy nic, zastanawiać się nad filmem. No bez jaj... Oni oboje są zdrowo kopnięci, ahhahaha xd W sumie pasują do siebie. I kurcze... mam nadzieję, że po wszystkim, ich drogi się nie rozejdą. Nie możesz ich rozdzielić, no. ;c Nawet jeśli przez niego Hope miałaby do końca życia być wyniszczana psychicznie i w ogóle.
Końcówka najlepsza <3 hahahahah
Hahah, nie przedstawiłam się, a pewnie nawet mnie nie poznasz. ;d Kojarzysz jeszcze Gatito? To ja, z nowym nickiem xd
OdpowiedzUsuńŻyjesz jeszcze? :D
OdpowiedzUsuń....:(
OdpowiedzUsuństill waiting :"))
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńooo, ja chce jeszcze
OdpowiedzUsuń