Kolejny
zimowy poranek powitał Hope typową dla tej pory roku szarugą oraz dochodzącymi
zza nieszczelnego okna podmuchami lodowatego wiatru. Był trzeci dzień stycznia,
początek nowego roku, który wcale nie zapowiadał się dla niej optymistycznie. Dziewczyna
leżała z otwartymi oczyma na swoim dużym, wygodnym łóżku, które kiedyś nazywała
swoją ostoją. Jako dziecko, otulona ciepłą kołdrą wśród tuzina miękkich
poduszek, była w stanie przeczekać w nim najbardziej przerażające nocne godziny.
Spędziła tam wiele samotnych nocy, kiedy jej rodzice musieli zostać dłużej w
pracy, chowała się w nim przed dochodzącymi z parteru awanturami, a nawet
cierpiała po stracie ukochanego ojca, przez wiele dni nie ruszając się z łóżka
ani na krok. Ten materac nasączony był jej łzami, ale dotychczas spełniał
funkcję jej powiernika, przyjaciela. Teraz go nienawidziła, tak samo jak nie
potrafiła patrzeć spokojnie na te ozdobne poduszeczki ani z rozkoszą otulić się
miękką kołdrą. Coś się zmieniło. Czegoś brakowało. Jej poczucie bezpieczeństwa
zostało zachwiane, potrzeba było czegoś więcej, by znowu je wyzwolić… Kogoś
więcej.
Podniosła
głowę, by spojrzeć na tykający miarowo zegar na jasnej ścianie. Wskazywał już
prawie południe, ale to nie było dla dziewczyny zbyt wielkim zaskoczeniem. Od
dawna słyszała kroki matki krzątającej się po korytarzu i dźwięk telewizora w
salonie. To był jeden z tych niewielu dni, kiedy Sheryl cieszyła się urlopem, a
jednak Hope wciąż samolubnie marzyła o tym, by ktoś nagle wezwał ją w jakiejś
pilnej sprawie. Chciała być sama. Od dnia, w którym odwiedził ją Dwayne,
nienawidziła towarzystwa. Czuła się podle posyłając mamie uspokajające,
nieszczere uśmiechy, zasiadając z nią do świątecznego obiadu i z fałszywą
radością rozpakowując owinięte ozdobnym papierem prezenty. Milczała, bo nie
chciała psuć jej dobrego humoru. A może raczej nic nie mówiła, bo właśnie tego
nauczyła się przy Secie? Dawniej nie miała zbyt wielu tajemnic, żaden mroczny
sekret nie spędzał jej snu z powiek. Teraz, kiedy wszystko wisiało na włosku, a
każde nieodpowiednie słowo mogło pociągnąć za sobą lawinę zdarzeń, strach
paraliżował ją nawet przy zwykłej, codziennej rozmowie. Bardzo chciała
powiedzieć komuś o tym, co zrobił jej Dwayne. Albo raczej próbował zrobić,
poprawiała się nieustannie, by nie czuć się ze sobą aż tak źle. Ale gdyby
pisnęła choć słówko, posypałyby się pytania. Dlaczego chciał cię skrzywdzić?
Dlaczego chciał wysłać film do Setha? Dlaczego spałaś z Sethem, córeczko?
Dlaczego się w nim…?
Zagryzła
mocno wargi i odrzuciła z siebie kołdrę. Jej ciało omiótł chłodny powiew
zimowego powietrza. Spojrzała na swoje ubranie – wymięte, nie zmieniane od
wczoraj. Z zawieszonego naprzeciwko lustra spoglądała na nią zmęczona twarz o
szarej cerze. Błękitne oczy były bez wyrazu, wargi wysuszone, a włosy tłuste i
brzydkie. Dziewczyna straciła zapał do czegokolwiek, potrafiła tylko leżeć i
godzinami wpatrywać się w jeden punkt, odrzucając od siebie myśli. Bała się.
Była przerażona. Czekała na dzień, w którym jej telefon zadzwoni, a w słuchawce
odezwie się zimny głos Setha. W jej wyobraźni mówił: Nie żyjesz. Czasami pytał: Dlaczego?,
ale nigdy nie potrafiła mu na to odpowiedzieć. Wykańczała się, nienawidząc za
to samej siebie. Powinna była już dawno pierwsza się do niego odezwać,
powiedzieć cokolwiek, opowiedzieć mu o wszystkim z własnej perspektywy… Za
każdym razem jednak, kiedy podnosiła już telefon, ogarniał ją strach, że mężczyzna
jej nie uwierzy, albo co gorsza, powie, że to go nie obchodzi. Przestała być
już jego lalką, oznajmił jej to bardzo wyraźnie. Sama go o to prosiła. Tamta
rozmowa przypominała jej się za każdym razem, kiedy w mózgu pojawiało się
pytanie: Dlaczego jeszcze nie dzwoni?
Jeśli kiedykolwiek cię broniłem, to dlatego, że miałem w tym interes.
Teraz już go nie mam, więc ostrzegam – zostajesz sama.
Przespacerowała
się do drzwi i z powrotem. Chciała zejść na dół, żeby w końcu coś zjeść, ale wtem
usłyszała dzwonienie do drzwi i jak oparzona zdjęła dłoń z żelaznej klamki. Nie
chciała, by ktokolwiek oglądał ją w tym stanie – nieważne, czy dostarczał tylko
pizzę, czy był znajomym jej matki albo listonoszem. Zje później, wytrzyma
jeszcze trochę…
Ale
nagle jej serce zabiło o wiele mocniej. Była zaledwie kilka kroków od okna,
kiedy spojrzała w jego stronę i zza
firanki dostrzegła ciemny kształt stojący na pustym zwykle podjeździe. Podeszła
bliżej i wyjrzała przez brudną szybę na zasypany śniegiem kawałek placu przed
domem. Czarne Audi. Samochód, którego nie pomyliłaby z żadnym innym na świecie.
W sekundę
poczuła, jak cała energia powraca do niej po wielu dniach nieobecności, a na usta nieproszony wkrada się delikatny
uśmiech. Poprawiając w biegu włosy ruszyła na dół najszybciej jak się dało, ale
kiedy dotarła na korytarz i tak miała wrażenie, że wiele zdążyło ją już ominąć.
Jej mama stała w drzwiach, wyciągniętą ręką blokując przejście. Zza jej pleców Hope
dojrzała swojego brata przyglądającego się kobiecie ze złośliwym rozbawieniem.
Brunetka podeszła bliżej, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Sheryl mówiła
cichym, sykliwym tonem, a Seth słuchał jej uważnie, choć z pewnością niczego
sobie z jej słów nie robił.
- …Nie mam pojęcia, jak trzeba być
bezczelnym, żeby przyjeżdżać do kogoś po czymś takim – usłyszała, kiedy stanęła
tuż za plecami matki, wyglądając jej przez ramię. Seth posłał jej krótkie
spojrzenie, ale zaraz odwrócił wzrok. – Nie masz tu już wstępu, Seth, przykro
mi.
- Właśnie widać, jak ci przykro, mamo – mruknął, nieco już zdenerwowany.
- Nie masz pojęcia, jak mi jest ciężko z
tym wszystkim. Ale przede wszystkim muszę myśleć o Hope, ona nie jest niczemu
winna, a przeze mnie spotkało ją… coś takiego! Spotkałeś ją ty i zrobiłeś jej
wodę z mózgu!
- Niegrzecznie jest mówić o kimś tak,
jak gdyby wcale nie stał za twoimi plecami…
- Co? Och… - Sheryl odwróciła się nagle,
prawie wpadając na swoją córkę. – Hope, wracaj na górę. To ciebie nie dotyczy.
- Zostanę – odparła tylko i na powrót
przeniosła swoje spojrzenie na bruneta. W przeciwieństwie do niej, on wyglądał
o wiele lepiej niż w momencie, kiedy się rozstawali. Siniaki na jego twarzy
zagoiły się i tylko rana zadana przez Lacey wciąż rzucała się w oczy, gojąc się
wyjątkowo mozolnie. Jego czarne oczy błyszczały, a przyprószone lekko śniegiem
włosy wyglądały całkiem uroczo… Poczuła się lepiej. Wiedziała, że przyjechał po
nią, nie zostawił jej tutaj nawet, jeśli obiecał, że to zrobi. Zastanawiało ją,
czy dostał wiadomość Dwayne’a i spodziewała się, że tak, inaczej być może nie zjawiłby
się tutaj akurat teraz, ale widząc go odzyskała poczucie, że może mu to
wszystko wytłumaczyć, że trochę go już poznała, a on ją i przecież gdyby
bezgranicznie w to wszystko uwierzył, nie patrzyłby na nią tak spokojnie. A
poza tym, byłby idiotą.
- Nie chcesz, żeby Hope oglądała jak po
raz kolejny wyrzucasz swoje dziecko z domu? Niech się uczy, ona może być
następna.
- Skończ pleść bzdury, Seth – warknęła,
a wyraz jej twarzy nigdy jeszcze tak bardzo nie przypominał brunetce Setha jak
właśnie w tej chwili. Wcześniej nie dostrzegała ich podobieństwa, teraz niemal
raziło ją po oczach. Tak samo ściągnięte w gniewie brwi i przymrużone oczy.
Zaciśnięte wargi, które bladły z każdą chwilą. Uniesione policzki o tym samym
kształcie. – Wracaj tam, skąd przyjechałeś. Ten dom nie jest już twój.
- On nie – przyznał z rozbawieniem,
spoglądając na swoją zabawkę.
- Ona też nie! – wtrąciła natychmiast
Sheryl, jak gdyby czytając w jego myślach. – Nie jest już twoją siostrą, nie
jest twoją przyjaciółką, jest moją córką, do cholery i nie pozwolę jej
przechodzić przez to samo, przez co ja przechodziłam przy twoim psychicznym
ojcu!
- Tu nie chodzi o mnie – odparł z miłym,
wymuszonym uśmiechem. – Wpadłem się tylko przywitać. Tak naprawdę robię dziś tylko
za kierowcę.
- Słucham? – Sheryl uspokoiła się nagle,
zupełnie zbita z tropu tak samo jak jej córka, ale mężczyzna nie miał zamiaru
udzielać już żadnych wyjaśnień. Zamiast tego odwrócił się na pięcie i odszedł
kilka kroków w stronę samochodu, gestem ręki przywołując kogoś z jego wnętrza.
Dopiero w tym momencie Hope zauważyła, że pojazd nie jest pusty. Na przednim
siedzeniu siedział Chris, obserwując uważnie całą sytuację, a już w kilka
sekund później zatrzasnął za sobą drzwi, uśmiechając się do niej promiennie.
Zagubiona, zupełnie nie potrafiąc dojść do tego, po co Seth go tu za sobą
przywlókł, sama uśmiechnęła się pod nosem. W przeciwieństwie do bruneta, Chris
nie gromił nikogo wzrokiem i wyglądał nad wyraz przyjaźnie, chyba nawet
bardziej niż zazwyczaj. Kiedy dotarł już na próg domu, uśmiechnął się
promiennie do jej matki i podał jej rękę, przedstawiając się. Sheryl odwzajemniła gest, nieco zakłopotana.
- Seth, o co tutaj…?
- Nie wiesz? Twoja córeczka nic ci nie
powiedziała? – posłał Hope karcące spojrzenie, z którego wyczytała, że ma się
nie odzywać, ale ich matka była chyba zbyt zdziwiona całą sytuacją, by to
zauważyć. – No cóż, skoro Hope nie pali się do wyjaśnień… Przedstawiam ci
Chrisa, jedyny powód, dla którego twoja córka tak długo została w Basin City – zaanonsował z cwanym
uśmiechem, ale widząc po minie, że kobieta wciąż nie wie, o co chodzi, patrząc
jej prosto w oczy wyjaśnił wszystko do końca. – Chris to jej chłopak.
- Och, w takim razie miło mi cię poznać.
– Kobieta starała się przybrać jak najmilszy wyraz twarzy, chociaż musiała być
raczej wściekła niż zachwycona tą wiadomością. Hope natomiast uśmiechnęła się z
przekąsem sama do siebie. Sprytne, całkiem
sprytne.
- Nie wstydź się, siostrzyczko,
przywitaj się z ukochanym. Jestem pewien, że się stęskniłaś.
- Ja…
- Nie tęskniłaś? – Chris spytał nieco
zawiedzionym głosem, przybierając smutną minę, ale w jego oczach dało się
wyczytać wyraźne rozbawienie. Hope niemiała pojęcia, czy chociaż jego Seth
wtajemniczył w swój plan, ale blondyn wydawał się bawić wcale nie gorzej niż
jego przyjaciel. Nim zdążyła coś odpowiedzieć, rozłożył szeroko ramiona, a
Sheryl usunęła jej się z drogi. – No chodź, przytul mnie chociaż na przywitanie
– dodał już pogodniej, a kątem oka Hope dostrzegła, jak Seth przewraca oczami
ze zniecierpliwieniem. W tej sytuacji nie pozostało jej już nic innego jak
tylko ruszyć się z miejsca, by za chwilę paść w ramiona kolegi z niemałą ulgą.
Czuła się nieco nieswojo, wiedząc, że jest obserwowana zarówno przez matkę jak
i swojego nienormalnego brata, ale kiedy ułożyła głowę w zagłębieniu szyi
Chrisa i zamknęła oczy, ogarnął ją nienaturalny wręcz spokój. Chłopak pogłaskał
ją delikatnie, a ona odwdzięczyła mu się za to delikatnym buziakiem w policzek.
Próbowała tłumaczyć sobie, że chce wypaść wiarygodnie. Tak naprawdę bardziej
chciała po prostu odpłacić się zazdrosnemu Sethowi za to, że ją zostawił, za
wszystko co zrobił… Chris za to wydawał się szczęśliwy, podchwytując tę grę i
nie wypuszczał jej z ramion ani na krótką chwilę.
- No cóż… - Seth
przerwał nagle ciszę swoim grobowym tonem, na dźwięk którego Chris cofnął
dłonie, które znajdowały się na samym dole pleców lalki. – Skoro moja kochana
mamusia nie chce nas wpuścić do środka, chyba wybierzemy się na przejażdżkę.
- Nie mam nic przeciwko Chrisowi –
warknęła Sheryl. – Ty nie wchodzisz. Jeśli chcesz, możesz jechać sam, my sobie
porozmawiamy i…
- Pojedziemy we trójkę – przerwał jej z
naciskiem.
- Powiem wprost. Nie puszczę z tobą
Hope.
- Mamo…
- Hope potrafi sama za siebie decydować,
prawda siostrzyczko? Ubieraj się.
- Nie rozkazuj jej!
- Właśnie, nie rozkazuj mojej
dziewczynie, Seth – odparł rozbawiony Chris, odsuwając od siebie brunetkę na
długość wyciągniętych ramion. – Pojedziesz z nami, kochanie? – zapytał, a Hope
pokiwała tylko głową. – To dobrze. Ubierz kurtkę, a my poczekamy w samochodzie,
tak Seth?
- Idź, ja pożegnam się z mamą.
- Seth…
- Powiedziałem coś.
- Pośpieszcie się – zwrócił się do
obojga, nie mając ochoty się kłócić i odszedł w stronę czarnego Audi. Hope
prędko ukryła się w domu, biegiem ruszając jeszcze na górę by szybko zmienić
ubranie, a Seth został przy drzwiach. Kiedy wróciła, w biegu zawiązując jeszcze
szalik wokół szyi, Sheryl groziła mu właśnie co się stanie, jeśli ponownie
porwie ją do Basin City.
- Nikt nikogo nie będzie porywał,
przewrażliwiona debilko. Hope jest człowiekiem, a nie psem, którego da się
zapakować do bagażnika i gdzieś wywieźć. Z drugiej strony, mój bagażnik jest
dość przestronny…
- Chodźmy już – przerwała im brunetka,
na pożegnanie całując mamę w policzek, czego nigdy wcześniej nie robiła. – Będę
przed kolacją, obiecuję.
- Przed którąś na pewno…
- Seth, chodź.
- To pa, mamusiu. – Jego uśmiech posłany
w stronę rodzicielki był zimny i złowrogi, ale kiedy ta zamknęła drzwi, wyraz
jego twarzy stał się poważny i jeszcze bardziej przerażający. Hope trzymała się
blisko niego, powoli brodząc w śniegu, przemierzając tę krótką odległość
dzielącą drzwi od podjazdu w prawdziwie żółwim tempie, do którego zmuszały ją
wysokie buty.
- Co ci wpadło do głowy? – spytała
szeptem, ale kiedy spojrzała w jego ciemne oczy, miała ochotę ugryźć się w
język.
- Masz przesrane – odparł. Teraz Hope
nie miała już wątpliwości. Dostał film.
Nie
odezwała się ani słowem od momentu, kiedy wgramoliła się niezgrabnie na tylne
siedzenie. Rozejrzała się po wnętrzu, w którym z tego co pamiętała została
ostatnio jej kurtka, ale nie było po niej śladu. Chciała o to zapytać, ale nie
miała odwagi. Seth włączył głośno muzykę i nie odzywał się, a Chris uparcie wpatrywał
się w okno, w ogóle ich ignorując. Samochód jechał prędko po oblodzonej jezdni,
ale kierunek, w którym się udawali, pozostawał dla niej zagadką. Po kilku
chwilach przestała już kojarzyć ulice, ta część miasta była jej zupełnie obca,
jakaś pusta i jakby wymarła. Jedno, czego była pewna, to że nie zmierzają do
Basin City, to był zupełnie inny kierunek.
Siedząc
tak, nieco przestraszona, trochę zdenerwowana i rozzłoszczona, w końcu odważyła
się przybliżyć w stronę Setha i delikatnie dotknęła jego ramienia. Odsunął je
gwałtownie, pochylając się nieco do przodu, a samochód zaraz potem nagle
zahamował. Oczekiwała jakichś wyjaśnień, prawdopodobnie tak samo jak i Chris,
który posłał mu pytające spojrzenie, ale Seth jedynie odpalił papierosa i
przyciszył nieco muzykę.
- Zostaniesz tu – zwrócił się do
przyjaciela, wskazując wzrokiem jakąś przydrożną knajpę.
- Tego nie było w umowie.
- Bo nie powiedziałem ci, dlaczego tu
jedziemy.
- Powiedziałeś, że zabieramy ją do mnie,
bo…
- No to kłamałem – wzruszył ramionami.
- Nigdzie się nie wybieram, tak czy
inaczej.
- Wypierdalaj. Będziesz mi przeszkadzał.
- Przeszkadzał? – zapytał zaskoczony. –
W czym przeszkadzał?
- Seth? – odezwała się cichutko, ale on
natychmiast zareagował krzykiem.
- Zamknij pysk, Hope, nie wtrącaj się!
- O co tutaj chodzi? – warknął Chris.
- W tym momencie o to, żebyś wysiadł
zanim sam będę musiał cię stąd wywlec. Napij się piwa, poznaj kogoś, poruchaj…
Nie wiem, po prostu zniknij mi z oczu na godzinę czy dwie, jak będę wracał to
cię zabiorę.
- Ty
będziesz wracał? A co z nią?!
- Chciałem odstawić ją wcześniej do
matki, ale skoro nalegasz, żeby zobaczyć, że będzie cała i zdrowa, niech tak
będzie, przyjedziemy oboje. Musimy pogadać, poważnie. Nie potrzebuję świadków.
- Gdzie…
- Chris, do kurwy nędzy, powtórzę to
jeszcze tylko raz, bo jesteś moim przyjacielem, inaczej już bym ci obił mordę.
Spierdalaj.
- Zachowaj swoje groźby dla innych,
chuju – warknął, naciskając klamkę. – Nie zrób niczego, czego będziesz potem
żałował. – Seth chciał chyba coś jeszcze odpowiedzieć, ale zanim zdążył, Chris
z całej siły zatrzasnął drzwi samochodu, aż Hope zaczęła się zastanawiać, jakim
cudem szyba pozostała jeszcze cała i szybkim krokiem odszedł w stronę
wskazanego baru. Ona sama za to zaczęła już drżeć i nie była pewna, czy to
tylko dlatego, że w samochodzie było tak
strasznie zimno… Tak jak i Chris była pewna, że tu nie chodzi tylko o rozmowę.
W przeciwieństwie do niego, wiedziała jednak, o co chodzi. Wbrew jej
wcześniejszym nadziejom, Seth musiał jednak uwierzyć w to, co zobaczył, a ona
nie miała pojęcia, jak ma mu udowodnić, że jest inaczej. Chciała zabić
Dwayne’a. W zasadzie już od dnia, w którym to się stało, tylko o tym potrafiła
myśleć – pragnęła prosić o to Setha, ale w tej sytuacji nie wiedziała, czy w
ogóle da jej dojść do słowa. Jak mógł być tak ślepy, przecież miał swój rozum,
zawsze uważała go za naprawdę inteligentnego, a teraz dał się oszukać jak
dziecko?!
Samochód
mknął przez coraz bardziej zalesione tereny, a ona nie mogła uwolnić się od dręczących
ją, złych myśli i poczucia strachu. Seth był skupiony na drodze, ale nie mogła
oprzeć się wrażeniu, że prowadzi bardziej gwałtownie niż zwykle, a jego dłonie
nieco za mocno zaciskają się na kierownicy. Szybko spuściła głowę, starając się
nie przejmować na zapas. Może naprawdę chciał tylko wszystko z nią wyjaśnić? Bo
przecież nie pojedzie z nią do lasu i nie zakopie jej żywcem w wykopanym w
zmarzniętej ziemi grobie, prawda? Prawda?!
Kiedy
to pytanie pojawiło się w jej głowie, akurat zjeżdżał w boczną, leśną alejkę
prowadzącą do postoju dla ciężarówek. Wśród drzew nie było tu już nic poza
dwoma zdezelowanymi stolikami piknikowymi i jednym, przewróconym koszem pełnym
odpadków.
- Wysiadaj – warknął,
gasząc silnik.
- Nie. – Jej głos wyrażał raczej prośbę
niż sprzeciw. – Seth, ja ci to wszystko wyjaśnię. On groził mi, że właśnie tak
zrobi, że wyśle ci to nagranie… Inaczej skąd bym o tym wiedziała?! Musisz mi
uwierzyć, on chciał…
- Stul pysk – syknął spokojnie. –
Wysiadaj.
Opuścił
samochód i oparł się tyłem o maskę, krzyżując ramiona na piersi. Patrzyła na
niego chwilę, drżąc jak osika, ale w ogóle już nie reagował. Czekała w aucie.
Uparła się, że z niego nie wysiądzie. Była pewna swego przez minutę czy dwie,
ale z każdą kolejną marzła jeszcze bardziej, a Seth się nie poruszał, czasem
tylko odpalał nowego papierosa i zaciągał się nim co chwilę. Nie wiedziała, ile
dokładnie czasu minęło, ale w końcu się poddała. Zmarznięta i przerażona,
nacisnęła na klamkę i powoli opuściła pojazd. W tym miejscu śnieg sięgał jej
ponad kostkę, nie uklepał go żaden samochód, co nie stanowiło dobrego znaku,
ale w końcu udało jej się dojść po śladach mężczyzny na miejsce tuż obok niego.
Stanęła nieopodal, unikając spojrzenia Setha, a on wyciągnął w jej stronę rękę
z tlącym się, ledwo odpalonym papierosem.
- Chcesz? – zapytał. Skinęła głową.
- Dziękuję…
- Chodź, pokażę ci coś – odparł już
spokojnie, choć to właśnie spokój zawsze przerażał ją w nim najbardziej.
Podszedł do bagażnika i otworzył go, czekając na nią. Zajrzała do środka,
spodziewając się najgorszego, ale nic tam nie było. Zupełnie nic. Jedynie jakiś
stary, wytarty koc i kanister z benzyną…
- Nie rozumiem – szepnęła.
- Ja też nie. Nie rozumiem, jak mogłaś
się puścić z takim dupkiem.
- Seth, pozwól mi to wyjaśnić. Ja nie…
- Wiem, co widziałem.
- Właśnie gówno wiesz!
- Język – upomniał ją, uśmiechając się
złośliwie. – Nie mów do mnie w ten sposób, mogę się zdenerwować.
- I co mi zrobisz?! Zamkniesz mnie w tym
bagażniku?! Udusisz i zakopiesz?! Mów, na co mam się przygotować!
- Widzisz, w zimie najgorsze jest to, że
jeśli chcesz coś, lub kogoś, zakopać, to twoje zmęczenie będzie po stokroć
większe niż męczarnie tego, kogo zamordowałaś. Ziemia jest twarda jak kamień,
trzeba by się porządnie napocić, żeby…
- Więc po co tu jesteśmy? – przerwała
mu, zdenerwowana. – Masz zamiar mi w końcu powiedzieć? A może jednak dasz mi
dojść do głosu i wyjaśnić ci, że Dwayne…
- Co robi się z ciałem, jeśli nie można
lub nie chce się go zakopać?
- Nie wiem! Pali?! – mruknęła zdezorientowana
jego dziwnym pytaniem, ale nagle jej oczy powiększyły się do rozmiarów dwóch
pięciozłotówek, a dłonie zakryły usta, kiedy dotarło do niej, co było w
bagażniku. Kanister. Przeklęty, zardzewiały kanister pełen łatwopalnej benzyny…
- Nie odważysz się – mruknęła, kręcąc z
niedowierzaniem głową. – Nie możesz, to popieprzone… - powtarzała w kółko, ale
kiedy wyjął pojemnik z bagażnika i z hukiem go zatrzasnął, spanikowała.
Momentalnie zerwała się do biegu, ale przez wysoki śnieg poruszała się wyjątkowo
wolno i nieudolnie. Nie przebiegła nawet kilku metrów, kiedy poślizgnęła się i
omal nie upadła, a ta krótka chwila wystarczyła, by ją dogonił. Seth złapał ją
mocno w pasie, oplatając ramionami stanowczo zbyt ciasno i nim się
zorientowała, wyjął pasek z jej płaszcza. Rwała się i szarpała, przeklinając
głośno i wołając o pomoc, ale Seth wybrał miejsce idealnie – byli zbyt głęboko
w leśnym zaułku, by ktokolwiek usłyszał ją na drodze, a tutaj nikt się nie
zapuszczał, zwłaszcza w śnieżycę. Jej krzyki mieszały się z szumem porywczego
wiatru. Wiązanie jej rąk dłużyło mu się niemiłosiernie, jego zabawka ciągle
wyrywała je i miotała się jak dzikie kocię, ale dla niej trwało to zaledwie
kilka sekund pełnych paniki, której nigdy wcześniej nie zaznała. Zrobiłby to?! – zastanawiała się
nieustannie. Nie wierzyła w to, nie mogła pojąć, jak ktoś może być tak szalony,
by chociażby wpaść na taki pomysł, co dopiero go zrealizować… Mimo wszystko,
jeśli ktokolwiek, kogo znała, mógł być zdolny do spalenia drugiej osoby, to tylko
Seth. Seth ze swoimi napadami gniewu i zaburzoną osobowością, ze swoim brakiem
uczuć i współczucia… Czy będzie mu jej chociaż żal, gdy to wszystko się
skończy? Skarciła się natychmiast za takie myślenie. To się tak nie skończy.
- Seth, proszę cię, porozmawiajmy –
mruknęła już cicho, prosto do jego ucha. Poczuła, jak zadrżał pod ciepłem jej
oddechu, ale chwilę jej spokoju wykorzystał bez mrugnięcia okiem. Węzeł
zacisnął się mocno, krępując bezlitośnie jej dłonie. – Błagam…
- Przestań krzyczeć, to pogadamy. Do
tego właśnie zmierzam. Musisz tylko się zamknąć – powiedział spokojnie, łapiąc
jej skrępowaną postać i prowadząc w stronę starego stołu piknikowego,
chyboczącego się na wietrze na ułamanej nodze. Strącił niedbale część zalegającego
na nim śniegu i usadził ją na nim, przez chwilę patrząc dziewczynie w oczy.
Lalka modliła się w duchu. Zachowywała się grzecznie, starając się dać mu do
zrozumienia, że już się uspokoiła i zaufała mu, mając nadzieję, że to
przyniesie skutek. Chciała uciec, kiedy tylko się odwróci, ale Seth nie zaufał
jej na tyle, by na to pozwolić. Nim się zorientowała, wyjął pasek ze swoich
spodni i uklęknął przed nią, łapiąc jej stopy.
- Nie! Nie rób tego! – wrzasnęła,
starając się go kopnąć, ale było już za późno. Skrępował jej nogi prędzej niż
mogła w ogóle zrozumieć, że powinna się bronić i została całkowicie zdana na
jego łaskę, związana i uległa. Po jej policzkach płynęły łzy, na które nie
zwracał uwagi. Dopiero w tym momencie wrócił się do auta po kanister, ale kiedy
dziewczyna próbowała chociaż zsunąć się ze stołu, nie była w stanie. Poprawił
jej pozycję, kiedy wrócił i uśmiechnął się złośliwie.
- To chore. To chore nawet jak na
takiego sukinsyna jak ty – warknęła, próbując uwolnić ręce z więzów.
- Nie wierć się, bo nabijesz sobie guza.
- Jak możesz być taki spokojny?! Wiesz,
co ty próbujesz zrobić?! – wrzasnęła. – Chyba, że chcesz mnie tylko nastraszyć,
ty chory skurwysynie! Jeśli tak, rozwiąż mnie! Jestem wystarczająco przerażona!
- Nawet gdybym nie miał zamiaru nic ci
zrobić, twoje krzyki mogłyby zmienić moje plany – warknął. – Dość tego.
Porozmawiajmy poważnie.
- W końcu! Daj mi wyjaśnić…
- Poczekaj. Jedna sprawa – przerwał jej,
odkręcając pojemnik. Lalka szarpnęła się gwałtownie, ale przytrzymał ją, nim
upadła na twarz. Zaraz potem złapał za kosmyk jej długich włosów i zamoczył
jego końcówkę w benzynie. – Śmierdzi, nie? – skrzywił się. – Ohyda.
- Nie zrobisz tego – mruknęła, poniekąd
sama w to wierząc, ale z każdą minutą tracąc na przekonaniu.
- Zrobię, jeśli zauważę, że kłamiesz.
- Spalisz mnie żywcem?! Ocipiałeś?! –
wrzasnęła po raz kolejny tak głośno, że naprawdę nie mogła uwierzyć, jakim
cudem nikt jeszcze tego nie usłyszał.
- Nie bądź taka dramatyczna. Jeśli się
przyznasz, może zadowoli mnie tylko trochę tortur…
- Jesteś pierdolnięty… Nie zapalaj
papierosa! – krzyknęła, widząc zapalniczkę w jego rękach.
- Boisz się, że mogę niechcący cię
podpalić? – zaśmiał się, przybliżając się z odpalonym już papierosem tak blisko
jej włosów, że omal nie upadła, gwałtownie się od niego odsuwając. – To tylko
włosy, kochanie.
- Seth, opanuj się i mnie rozwiąż.
Pogadajmy – poprosiła ponownie, łkając cicho. – Wszystko ci wyjaśnię.
- Nie musisz. Odpowiedz mi tylko na
kilka pytań. Fajnie było?
- A czy usiłowanie gwałtu może być fajne?!
– warknęła, patrząc mu prosto w oczy. Uniósł nieco brew i ściągnął usta, a z
jego oczu wyczytała, że wcale go to nie przekonuje. Wypuścił dym prosto w jej
twarz, aż zakaszlała i wyjął z kieszeni schowaną przed chwilą zapalniczkę. –
Wiedziałam, że będę musiała ci się tłumaczyć. Nie wiedziałam, że w takich
warunkach – powiedziała, wciąż pokaszlując.
- Przykro mi.
- Nie pieprz… - Odwróciła twarz,
rozglądając się dookoła. – Seth, ty nie chcesz naprawdę zrobić mi krzywdy,
prawda?
- Chcę. Wam obojgu.
- Przysięgam ci na wszystko, ja tego nie
chciałam. On przyszedł do mojego domu, powiedział, że coś mu ukradłeś i że chce
to odzyskać…
- I uwierzyłaś w tę bajeczkę?
- Tak, uwierzyłam, bo jestem wybitnie
głupia i naiwna, sam mi to powtarzałeś! – wrzasnęła, nie potrafiąc nad sobą
zapanować. – Myślisz, że mi jest z tym łatwo?! Rozwiąż mnie, zamarzam!
- Módl się, żebym nie musiał cię ogrzać
– warknął, a ona zacisnęła mocno powieki. Wciąż nie wierzyła, że to zrobi, ale
to wcale nie ułatwiało jej sprawy. Nie miała pojęcia co powiedzieć, żeby go
przekonać. Co gorsze, Seth tylko udawał, że jej słucha. Miał swoją wersję, w
którą wierzył i nie przyjmował do wiadomości żadnej innej. Prawdopodobnie
musiałaby przedstawić mu bezsprzeczny dowód swojej niewinności, by jej
uwierzył, a taki przecież nie istniał. W złości zacisnęła skostniałe dłonie.
Wszystko ją bolało.
- Seth, ja bym tego nie zrobiła –
załkała cicho, a on nawet się nie odezwał. – Zaraz po twoim wyjeździe, z
gościem, który mnie prześladował?! Jaki to by miało sens?!
- A jaki sens miało przespanie się na
tylnym siedzeniu z nieznajomym?
- Ty mi się podobałeś!
- A on nie? To dlaczego z nim byłaś?
- Bo miałam dosyć bycia zawsze na
uboczu! To było całkiem co innego!
- Chętnie posłucham.
- On był popularny, a ja chciałam
zaistnieć w nowej szkole! Byłam zazdrosna, bo Ashley zawsze miała chłopaków, a
ja nie! Nawet Beau miał ich więcej! No i… Skoro ja przypadkiem mu się
spodobałam, choć nie wiem dlaczego, to chciałam to wykorzystać! Jego rodzice
zawsze chcieli, żeby miał porządną dziewczynę, więc przedstawił im mnie, a
zdziry pieprzył po kątach! Na wszystkie imprezy chodził sam, znajomym nawet
mnie nie przedstawił, był dupkiem, miał inne, więc z nim zerwałam. Myślisz, że
chciałabym z kimś takim spać?!
- Gdybyś podsumowała w ten sposób naszą
znajomość, też nie wyszedłbym na aniołka, a jednak ze mną sypiasz.
- I mam, czego chciałam… - mruknęła.
- Nie wierzę ci. – Wzruszył ramionami,
po czym ponownie złapał za kosmyk jej włosów. Chciała się wyrwać, ale był zbyt
szybki i nim zdążyła choćby się poruszyć, na jego ustach pojawił się ohydny
uśmiech, a w czarnych oczach odbił się płomień zapalniczki.
- Nieee! Błagam! – Było już za późno.
Poczuła charakterystyczny, ohydny zapach palonych włosów, a przed jej oczami
stanął ogień. Jej końcówki paliły się w błyskawicznym tempie. Po kilku
sekundach ogień niemal sięgał już do jego dłoni, którą wciąż oddzielał ten
kosmyk od innych. Modliła się w duchu, żeby go nie puszczał. Nie wiedziała, co
się dzieje, nie wierzyła, że to prawda. Minęło nie więcej niż pół minuty, co
jej dłużyło się niczym godziny, kiedy nagle poczuła jak pada do tyłu,
popchnięta w tamtą stronę bez żadnej delikatności. Na jej karku zacisnęła się
męska dłoń. Żegnała się już z życiem, kiedy nagle dotarło do niej, że leży
płasko na pokrytym śniegiem stole, a zapach spalenizny nie jest już aż tak
intensywny. Seth wyjął upalony do połowy kosmyk z mokrego śniegu i obrócił go w
palcach.
- Boże – Hope załkała tylko, odwracając
twarz.
- Tego nie moczyłem w benzynie – wyjaśnił.
– Tamten będzie następny. Zapewniam, że wypali się znacznie szybciej. Kto wie,
czy zdążę go zagasić…
- Pomocy!
- Wrzaśnij jeszcze raz, a nie będę
zadawał więcej pytań. Obleję cię całą i zobaczymy, co z ciebie zostanie!
- Seth, błagam, przecież ja nie kłamię!
Spójrz na mnie! Ja nawet nie potrafię kłamać! Przysięgam!
- Wiem, że nie potrafisz. To mnie dziwi
najbardziej. Przyznaj się w końcu i skończymy tę dziecinadę…
- Skąd wiedziałabym, że jest jakiś film,
gdyby Dwayne podstępnie by mnie uwiódł i ci to wys-wysłał? – zaszlochała cicho.
– On nawet nie mógłby tego zrobić, na filmie patrzę w kamerę! Musiałam o niej
wiedzieć, nie?!
- Nie patrzysz – sprostował. - Głównie
śpisz już po wszystkim. Wyciął część kulminacyjną.
- Nie wyciął, bo jej nie-nie miał. I nie
śpię, jestem nieprzytomna. Uderzyłam głową, zemdlałam… Popatrz na mnie,
rozbierz mnie i zobacz te siniaki! One nie są twoje, Seth… Przysięgam, one nie
są twoje! Nawet na nadgarstkach…
- Jasne. Ja cię rozwiążę i rozbiorę, a
ty zwiejesz – prychnął, rozbawiony jej naiwnością.
- Nie będę uciekać. Ani krzyczeć. Wiem,
że jeśli udowodnię ci prawdę, nie skrzywdzisz mnie. I go zabijesz.
- Zabiję? – Dopiero teraz Seth wyglądał
na nieco zainteresowanego, choć i zaskoczonego postawą swojej lalki. Przypuszczał,
że mogła mówić to pod wpływem strachu, ale z drugiej strony w jej oczach krył
się wyraz takiej determinacji, którego nigdy dotąd nie widział, a oprócz
strachu dostrzegł w nich również nienawiść. Był niemal pewien, że mimo wszystko
niebyła skierowana w niego...
Bez
słowa przewrócił lalkę na brzuch i podciągnął jej rękawy. Faktycznie, powyżej
miejsca, które teraz związał, widział pewne zasinienia…
- Napisał ci, że film wyląduje w sieci,
jeśli coś mu zrobisz, prawda? – spytała cicho, czując na policzku lodowaty,
topiący się śnieg. – Mi też to powiedział. To miała być jego zemsta, chciał
mnie zgwałcić. Przeszkodził mu dzwonek do drzwi, wmówiłam mu, że to ty i uciekł
przez okno… Gdyby nie to, dlaczego miałby wycinać najważniejsze?
- A dlaczego ty miałabyś to wszystko
przede mną ukrywać, skoro wiedziałaś, że dostanę film?
- Nie ukrywałam, bałam się, jak
zareagujesz! Powiedziałeś, że już nie jestem twoją lalką i… i nie będziesz mnie
bronić… – Załkała, kiedy ponownie przewrócił ją na plecy, a zaraz potem
pociągnął jej ciało tak, by znów znalazła się w pozycji siedzącej. Przez chwilę
miała poważny problem z utrzymaniem równowagi. Całe jej ciało drżało z zimna,
napięte mięśnie strasznie bolały i nie miała pojęcia, jak długo jeszcze to
wytrzyma... Jeśli Seth nie wykończy jej ogniem, wykończy zimnem. W taki czy
inny sposób przynajmniej dopnie swego…
- Gdybyś mnie okłamywała, próbowałabyś
mi wcisnąć dokładnie tę samą bajeczkę.
- Przysięgam ci, Seth… Przysięgam –
powtarzała w kółko, z bezradności szlochając jeszcze rzewniej niż wcześniej.
Seth złapał za kolejny kosmyk jej włosów. Była pewna, że tym razem to ten,
który wcześniej namoczył w paliwie i zaniosła się płaczem, nie mogąc złapać
oddechu. Bała się, była jak sparaliżowana. Teraz kolejny kosmyk, a potem?
Wszystkie włosy? Jej ubranie? Skóra?!
- Udało ci się już kilka razy mnie
okłamać… Mówiłaś, że poszłaś na dworzec, kiedy tak naprawdę byłaś u mojego
ojca… Byłem prawie pewien, że to bzdury, a jednak ci uwierzyłem.
- Teraz nie-nie-nie…
- Nie kłamiesz? A skąd mogę mieć
pewność, dlatego, że się jąkasz?! Jasne, że się jąkasz, boisz się, ryczysz i
jest ci zimno, też mi coś!
- Przy-przysię-gam…
- To słowo traci na wartości powtarzane
tyle razy. Ale wiesz co? Kiedy tutaj jechałem, miałem ochotę cię zabić. Naprawdę.
Wcale nie chciałem bawić się w jakieś palenie marnych kosmyków, nawet jeśli
bardzo je kochasz. Chciałem poderżnąć ci gardło i spalić ciało, może nawet
podpalić twoje ubranie, kiedy jeszcze żyłaś, żeby zobaczyć twój ból… Byłem
pewien, że to prawda. A twoje marne zapewnienia wcale mnie od tej pewności nie
odsunęły.
- Seth…
- A jednak, nie mogę pozbyć się z głowy
widoku ciebie w tych pieprzonych drzwiach, wiesz? Ucieszyłaś się. Ty się
naprawdę, kretynko, ucieszyłaś, że mnie widzisz. – Pokręcił z niedowierzaniem
głową, a Hope jeszcze mocniej się rozpłakała. – Dobra, chodź – warknął cicho,
biorąc ją na ręce, nawet nie kłopocząc się przed tym z rozwiązywaniem więzów. Dziewczyna
była lekka, ale trzęsła się tak bardzo, że ciężko było ją utrzymać. Jej twarz
była blada, a wargi niemal sine. Dopiero teraz, kiedy jego adrenalina nieco
opadła, odczuł jak cholernie zimno jest na dworze. A ona siedziała na śniegu…
Położył
Hope na tylnym siedzeniu i zaraz załączył silnik i ogrzewanie, wracając się
jeszcze do bagażnika po koc, pod którym sam nieraz nocował, kiedy nikt nie
chciał wpuścić go do domu. Nie miał pojęcia, dlaczego nagle ma ochotę się nią
opiekować, ale widok jej roztrzęsionego, sinego z zimna ciała i strachu w
wielkich, niebieskich oczach nakręcał go, a jednocześnie sprawiał, że czuł się
za nią odpowiedzialny. Zawsze tak było. Cholerne lalki…
- Masz, przykryj się – polecił, wsuwając
się na siedzenie obok niej.
- Seth…
- No?
- Zabij go… - załkała, wtulając się w
siedzenie. – Zrób coś, błagam.
- Wracamy do Basin City?
- Tak… To znaczy nie, bo… Mama…
- Zadzwonisz do niej jak będziemy na
miejscu.
- Co?! Nie! Muszę… chociaż… rzeczy…
- Dobra, zabiorę cię tam i się spakujesz.
Tylko masz to zrobić szybko. – Nie odezwała się już, jedynie załkała niespokojnie
i ukryła twarz pod nakryciem. – Hope…
- Nie – przerwała mu szeptem.
- Co „nie”?
- Nie mów do mnie Hope… - poprosiła, a
brunet mimowolnie się uśmiechnął. To było do przewidzenia.
- Postaraj się zdrzemnąć, laleczko.
Obudzę cię, kiedy będziemy na miejscu.
* * *
Kobiety. Kobiety są największym
przekleństwem, jakie kiedykolwiek widział ten świat. Nie mordercy, nie żadne
choroby, żaden fanatyzm ani wojna. To one wszystko komplikują. Nie są w stanie
zrozumieć samych siebie, a oczekują od nas, że nam się to uda. Ojciec mnie
przed nimi ostrzegał, a ja co? Który to raz wpakowałem się w największe bagno z
powodu jakiejś panienki? Tym razem nawet nie wiem, jak się nazywa. Ot, lalunia,
na którą miałem ochotę po kilku piwach i porządnej dawce tabletek, które
zażyłem tamtego poranka. Kolejne przekleństwo. Tyle, kurwa, razy mówiłem sobie,
że już z tym kończę. Ale w tym mieście nie da się nie ćpać. To jakby budzić się
z koszmaru i natychmiast próbować zasnąć na nowo, żeby do niego powrócić. Nikt
tego nie robi! Każdy dyszy w poduszkę przynajmniej kwadrans, żeby zapomnieć o
chorym śnie. Na jawie nie ma takiej opcji. Ale można się upić, można się
naćpać, znaleźć swój sposób na życie… To bagno, to przeklęte Basin City. Każdy ma
na nie jakiś sposób. Temu dzieciakowi się udało . Mi też się udało, bo się z
nim trzymam. A reszta co? Łazi po ulicach jak zombie, tylko czeka, aż któremuś
z nas zacznie się nudzić i dla rozrywki wyrwie mu portfel, albo wypruje flaki.
Mało to razy obiłem komuś mordę tylko dlatego, że akurat byłem zły, a on się
napatoczył? To imponuje. W ten sposób budujesz swoją pozycję. Stajesz się
napastnikiem, zamiast ofiarą. Przez lata trzymałem się ze starym Jaredem,
kumplem jeszcze z pieprzonej podstawówki, żeby nikt nigdy nie uznał mnie za słabeusza,
którego w każdej chwili można poturbować dla zabawy. A potem co? Z deszczu pod
rynnę. Pojawił się ten dzieciak, Seth. Największy koszmar, który mógł nas
spotkać. W jakim amoku siedzimy wszyscy, że jeszcze nie poderżnęliśmy gnojowi
gardła za to, jak nas traktuje?! Mam dwadzieścia dziewięć lat i tańczę jak mi
zagra. Najpierw trzymałem się z nim, bo tak było wygodnie. Dzieciak ma pasję,
której nam wszystkim brakuje. Jego zaciętość i nienawiść do świata idealnie mi
przypasowała, dogadywaliśmy się. Niektóre pomysły miał chore, czasem zachowywał
się jak rozpieszczony bachor, ale lubiłem sukinsyna, nie da się ukryć. Jego
charyzma potrafi otworzyć wiele drzwi. Tylko ta słabość do kobiet… Ta wieczna
chęć posiadania swojego pupila, suczki merdającej ogonem na jego widok… To go w
końcu zgubi. Albo nas. Mnie z całą pewnością.
Po co ja w ogóle tam idę?! Kurwa
mać, jestem już w połowie drogi. Ostatnia szansa, żeby zawrócić… Sprzeciwić się
temu błaznowi. Wydaje mu się, że ma władzę. Jared ją miał. Alex ma do teraz. Ale
on ma tylko kupę szczęścia i kilku wiernych przyjaciół, którzy pilnują, żeby
nikt nie stawał skurwielowi na drodze, a jego rączki pozostały bezwzględnie
czyste. Skaczą wokół niego jak szczeniaki. Dobra, skaczemy jak szczeniaki. Nie ma się co oszukiwać, gdybym sam w to
nie wdepnął, nie szedłbym teraz odebrać jakiejś pieprzonej kasy od pieprzonych
marionetek Alexa. Żałosne.
Kurwa, moja głowa… Jak ja się w
ogóle w to wpakowałem? O, to tutaj chyba miałem skręcić. A ta jego lalka?!
Zapłaci za to, jeśli zdołam ją jeszcze dorwać. Nie no, jasne, że zdołam. Nawet
nie chce mi się wierzyć, że to faktycznie może być pułapka. Pułapka, serio?
Gdyby taki stary wyga jak Alex chciał zabić Setha, zrobiłby to bez problemu.
Własnoręcznie ukręciłby mu kark, nie bawiłby się w żadne gierki. Dzieciak jest
zbyt ostrożny, a tak udaje, że na niczym mu nie zależy… Acha, już widzę, jak
ktoś czai się na mnie na miejscu. I bierze mnie za tego skurwiela. Co za
debilny pomysł, przysięgam, założę się, że wierny piesek Chris mu go podsunął.
Ten też zawsze był pojebany, nie wiem dlaczego w ogóle ma prawo się z nami
zadawać… Musi chyba płacić Sethowi, żeby ten w ogóle go lubił. No tak, Seth
wielkie guru. We własnych myślach już też mi namieszał. Dosyć tego. Jak wrócę
do domu, muszę porządnie przemyśleć, czy warto się z nim jeszcze bujać. Który
to już raz? Tracę rachubę. Mocne plecy i kasa z haraczy zawsze wygrywają ze
zdrowym rozsądkiem. On nawet palcem nie kiwnie. Przynosimy mu kasę w zębach za
jakiś marny procent, a on wchodzi tylko, kiedy robi się ciekawie. Gdyby nie
adrenalina, sam rzuciłbym to w cholerę. Ale to kręci. Ta władza nad światem…
dobra, miastem. Zabawa w Boga. Kurwa, nawet jego słowa już chyba powtarzam.
O proszę, tą starą melinę
nareszcie ktoś wyburzył. Czas najwyższy, ile to tu już stało?! Pięć lat,
dziesięć?! Odkąd byłem w ogólniaku ciągle się słyszało, ile to szmat ktoś usiłował
tu zgwałcić. Niektórym się nawet udało. Raz przyszedłem tu po porcję, też się
ktoś darł. W Basin City ciągle ktoś drze ryja.
Prawie na miejscu. Odbiorę kasę
i wracam prosto do domu. Muszę odespać te dwie noce, nie wiem czemu nie leżę
teraz w wyrku. Ale niech już będzie, zrobię co do mnie należy. Gdybym się
urwał, te pachoły Setha gotowe by były obić mi mordę. Nie chcę się bić z
przyjaciółmi, toż to ostatnie, co mi jeszcze zostało. Jakby mnie mieli za
tchórza, wszystkie poprzednie lata mógłbym sobie w dupę wsadzić. Zresztą jak
dzieciak wpadnie w szał, to też potrafi zaszkodzić. A że szczęście się go
trzyma, bardziej prawdopodobne, że tępym, kuchennym nożem uda mu się trafić mi
prosto w tętnicę, niż że te szmaty Alexa w ogóle podniosą na mnie rękę. Gdzie
ja mam tą kartkę, co to miałem pokazać na miejscu? Dawałem do tylnej kieszeni,
mógłbym przysiąc… No, jest. Jak zawsze nie na miejscu. Kurwa, ale mi w tej
głowie pulsuje. Dobra, to chyba tutaj. Zaczynamy przedstawienie. Ktoś tu w
ogóle jest?! Środek jebanego dnia, a w tej bramie ciemno jak w dupie. Wejść do
starego antykwariatu… No, stoi tu coś takiego. Też sobie przykrywkę znaleźli,
no ja pierdolę… Stare książki, tak?! W Basin City, tak?! I nikogo nie dziwi, że
to gówno jeszcze nie splajtowało?! Boże, czasami mi się wydaje, że jestem
naprawdę ostatnią myślącą istotą na tej zjebanej planecie…
- Hej, jest tu kto?!
Pewnie, za ladą nikogo, no bo po co. I kto
przywiesił przy drzwiach ten jebany dzwoneczek, co my jesteśmy w latach
osiemdziesiątych?! Po zapachu sądząc, to tak. O, idzie. Staruszek z kozią
bródką. To to mnie miało zajebać, Seth? To to z garbem i z tą bródką?!
Skurwielowi miesza się już w głowie, niech skonam. Łeb se dam uciąć, że to
pomysł Chrisa.
- Dzień dobry panu. – Się bawi w uprzejmości, jakbym naprawdę mógł być klientem, albo gliną
pod przykryciem. Tak się to mówi?! Kurwa, dziadziuś, szybciej do tej lady, spać
mi się chce. No, przylazł. Masz karteczkę. – O tak, to pan. – Też mi zaskoczenie… - Proszę poczekać,
paczka czeka na pana na zapleczu. Książki, które pan zamawiał, wszystkie, co do
jednej!
Przed kim on w ogóle udaje?! Weszło mu w
krew, czy co? Myśli, że mam podsłuch?! Co za głupota, czy ja wyglądam na kogoś,
kto w życiu trzymał w ręce książkę?! Nie no, głupi nie jestem, ale żeby książki
czytać to już jakaś dewiacja… Kurwa, jak znowu będzie tak powoli zapierdalał na
to zaplecze, to mu na tej ladzie usnę. Ten smród mnie trochę otrzeźwia, nie
chciałbym spać w takim miejscu, no ale ruchy… No dobra, zwracam honor. Tym
razem wraca o wiele szybciej. Proszę, jakiego wigoru nagle nabrał. I co, jakaś
strzelba w dłoniach? Nie. Pistolet? Ba, sznura nawet nie ma!
Tylko mała paczuszka zawinięta szarym
papierem. Bóg jeden wie, ile banknotów tam pomieścił. Skurwysyn Alex będzie
miał z tym zabawy na trochę. A miny Setha to się wprost już doczekać nie mogę,
jak mu powiem, o co tyle hałasu! A może wcale nie powiem?! Udam, że ledwo
uszedłem z życiem, żeby mu się zrobiło głupio, że własnego przyjaciela wpakował
w jakieś gówno?! Ta, głupio… Co ja sobie wyobrażam?! Ten sukinkot nie ma uczuć,
ot cała jego tajemnica. A ludzie lgną do niego jak muchy, dokładnie dlatego.
Pojebani jesteśmy, wszyscy. Dokładnie tak samo popieprzeni…
- Proszę bardzo, oto pańska
paczuszka.
- Dzięki.
- Proszę pozdrowić adresata.
- Ta, z całą
pewnością to zrobię.
W końcu wolny. Co za nudny epizod mojego i
tak zjebanego życia. Pieprzyć sen, chyba wybiorę się do Lacey, może o tej porze
już ktoś tam siedzi… Kasę dostarczę Sethowi wieczorem, nie pali się. No kurwa,
świeże powietrze! Myślałem, że ten stęchły zapach mnie nigdy nie opuści! Paczka
pod kurtkę, słuchawki na uszy i…
Ożeszkurwa! A to, to co to
było?!
* * *
- Kurwa, ile jeszcze
mamy na pieprzoną księżniczkę czekać?! Miała tylko zabrać swoje rzeczy…
- Daj spokój, stary. Znając życie gada
jeszcze ze swoją matką. Baby zawsze plotą trzy po trzy…
Przez
ostatnią godzinę na podjeździe zdążyło zrobić się już całkiem ciemno i tylko
lśniący wzdłuż drogi śnieg wyróżniał się na tle głębokiego granatu, w którym
tonęła okolica. W oknach dwupiętrowego domu pojawiały się i znikały zarysy
dwóch niewysokich kobiet. Jedna z nich żywo gestykulowała, druga wydawała się
spokojna, wyciągając z szafy kolejne kupki ułożonych równo ubrań i przenosząc
je na łóżko. Obydwaj mężczyźni uwięzieni w niezbyt przestronnym samochodzie
spoglądali na nie czasem, bardziej zajęci jednak własnymi sprawami. Chris
właśnie odpalił drugiego skręta, a charakterystyczny zapach rozniósł się
ponownie po samochodzie. Zaciągnął się kilka razy, po czym podał zawiniątko siedzącemu
na miejscu kierowcy przyjacielowi.
- Przysłuchaj się – odezwał się
przyciszonym głosem Seth, na co blondyn natychmiast przestał stukać palcami o
deskę rozdzielczą. – Jak się porządnie wsłuchać, to nawet tu można dosłyszeć
szlochy mojej matki. – Zaśmiał się, a Chris razem z nim, ponownie skupiając
swoją uwagę na oknach należącego do Hope domu.
- Myślisz, że pozwoli jej z tobą jechać?
- Chuj, nie pozwoli. Ale myślę, że lalka
się wyrwie.
- Co ty jej zrobiłeś, tak w ogóle?
Pobiłeś ją? Nawet nic nie widać…
- Nastraszyłem. Przypaliłem tylko kilka
włosków… Powinieneś widzieć jej przerażenie...
- Jesteś pojebany – stwierdził całkiem
poważnie Chris, ale szeroki uśmiech wciąż nie znikał z jego twarzy. – Miałeś
taką minę, że byłem pewien, że ją zabijesz.
- Ech… chciałem – przyznał, podając
skręta kumplowi. – Zostawię sobie tę przyjemność na inną okazję.
- Nie pierdol.
- Nie będę, jeśli ta głupia zdzira się
nie pośpieszy.
- Hope?
- Moja matka.
- Mam iść i ją pogonić?
- Żartujesz? – Seth uśmiechnął się do
niego, przez co Chris od razu poczuł się nieco nieswojo i nerwowo zaczął znów
kręcić się na swoim miejscu. – Ta kobieta wykarmiła mnie własną piersią, a ja w
zamian za to miałbym nasyłać na nią ciebie?! Byłbym wyjątkowo kiepskim synem,
gdybym…
- Nie żartuj w ten sposób. – Chris
przerwał mu stanowczo krótkim mruknięciem, na co Seth zaskoczony od razu
zwrócił na niego całą swoją uwagę.
- O co ci chodzi?
- Mówiłem ci. Przeraża mnie twój brak
wartości, brak szacunku dla czegokolwiek. Dla mnie moja rodzina to świętość…
- Ta szmata nie jest moją rodziną.
- Więc nie nazywaj jej matką! Wyparłeś
się jej, w porządku, ale nie możesz…
- Dobra. Wiem, o co ci chodzi – warknął,
zaciągając się ponownie. Chris go denerwował, znów próbując go naprostowywać,
ale nie miał sumienia powiedzieć mu, że to bez sensu, że tylko strzępi sobie
język. Zasady blondyna po prostu nigdy do niego nie przemawiały, były głupie i
dziecięco naiwne. Jeżeli Seth kogokolwiek w życiu szanował, to tylko tych,
którzy sobie na to w jakiś sposób zasłużyli, rodzina natomiast trafiła mu się
przypadkowo, urodziła go akurat ta
kobieta, wychował akurat ten mężczyzna, ale nigdy do żadnego z nich nie czuł
się jakoś wyjątkowo przywiązany i żadne spaczone poglądy Chrisa nie były w
stanie zmienić jego zdania… Chciał już wyśmiać przyjaciela, kiedy nagle
przypomniał sobie o czymś ważnym, mimowolnie wędrując wzrokiem ku zaciemnionemu
oknu.
- Hope jest moją siostrą – powiedział,
na co Chris jedynie zacisnął zęby, marszcząc przy tym czoło w charakterystyczny
dla niego sposób. – Czemu nie wkurzasz się, kiedy obrażam albo maltretuję ją?
- Siostra to nie matka – odburknął. –
Może tego nie pochwalam, ale to jednak tylko rodzeństwo. To znaczy, ja za swoje
oddałbym życie, ale ty też jesteś dla mnie jak brat i wiesz, że zrobiłbym dla
ciebie wszystko, więc…
- Wszystko? – powtórzył za nim
rozbawiony.
- Wszystko.
- Więc gdybym kazał ci iść tam i uciszyć
tę starą sukę, żebyśmy w końcu mogli jechać, zrobiłbyś to?
- Tak – odparł pewnie. – Mam?
W samochodzie zapanowała
na moment głucha cisza, przerywana jedynie pomrukiem włączonego na full
ogrzewania. Chris spojrzał na przyjaciela. Wyglądał na zamyślonego, wpatrując
się w okna na pierwszym piętrze, gdzie teraz pozostała już tylko Sheryl, ale
zaraz zaśmiał się cicho i oddał blanta Chrisowi.
- Nie, lepiej nie – posłał mu uśmiech,
nie tracąc humoru. – Z tobą nigdy nie wiadomo. Ostatnio skarżyłem ci się, że
ten dziwny przyjaciel lalki próbuje mi zepsuć plany i co? Jeb, nie żyje parę
dni później. Narobił się z tego tylko jeszcze większy syf… Wolę już nic ci nie
gadać, coś może nad tobą ciążyć – dodał ze śmiechem, a Chris odwrócił wzrok.
- Ale to chyba dobrze, że ktoś go
zatłukł?
- Czy ja wiem… Dzieciak był
nieszkodliwy, a teraz chuj wie, co się z tego wszystkiego narobi…
Chris
chciał coś chyba jeszcze powiedzieć, ale nagle przez opary nagromadzonego wokół
dymu dostrzegli, że drzwi wejściowe nareszcie się otwierają, a obie kobiety
powoli wychodzą na zewnątrz. Seth nie zdążył już nawet zauważyć grymasu na
twarzy przyjaciela, czym prędzej zagasił dopalającego się skręta i wysiadł z
samochodu. Na jego widok zapłakana Sheryl odsunęła się nieco od ściskanej w
ramionach córki i ukryła twarz za przemoczoną łzami chusteczką. Hope była blada
i roztrzęsiona, ale na jej twarzy nie malowały się żadne emocje.
- Weźmiesz moją torbę? – zapytała
cichutko, a Seth bez słowa zarzucił ją sobie na ramię. Odebrał też z jej rąk
mniejszą walizkę i już miał odejść, by wrzucić bagaże do samochodu, kiedy jego
matka odezwała się nagle wyjątkowo poważnym i spokojnym jak na jej histeryczny
stan głosem.
- Jest dorosła i nie mogę jej tego
zabronić – powiedziała. – Najwyraźniej każdy musi uczyć się na własnych
błędach. Ale Seth – jeżeli coś jej się stanie, osobiście dopilnuję, żebyś
trafił za kratki. Ty i ten twój kolega.
- Powodzenia – mruknął. – Jeśli to
wszystko…
- Nie wiem, jak Hope mogła cię polubić.
Ale stało się.
- Ja też ją lubię – odpowiedział
rozbawiony. – Nawet ją kocham, to w końcu moja siostra!
- Tak naprawdę pozwalam jej tam z tobą
pojechać tylko dlatego, że wciąż jesteś moim synem. A Hope jest być może jedyną
osobą, na której w jakiś sposób ci zależy. Nawet jeśli ukrywasz to za tą
zasłoną ironii i sarkazmu…
- Wzruszające. Chodź, Hope.
- Będę dzwonić, mamo, codziennie.
Obiecuję, tym razem będę…
Mówiła coś jeszcze, ale
Seth zdążył już oddalić się od niej, by zapakować wszystko i w końcu ruszyć w
drogę powrotną do Basin City. Godziny jazdy nie zapowiadały się zachęcająco,
już teraz czuł się zmęczony i jedynie, o czym mógł myśleć to ciepłe łóżko w
zatęchłym mieszkanku Chrisa, do którego zdążył już się nawet przyzwyczaić i
ciepłe usta jego lalki, których nie czuł na sobie już tak dawno... Zatrzasnął
bagażnik, kiedy Hope skończyła żegnać się z jego rodzicielką i właśnie przeprawiała
się przez śnieg, jeszcze wolniej niż wcześniej. W końcu stanęła przed nim,
zamiast wsiąść do samochodu. Jej policzki były żywoczerwone, choć cała reszta
twarzy pozostawała trupioblada. Oczy błyszczały jej w świetle latarni. Trzęsła
się. Drżała. Nie potrafiła ustać w miejscu.
- Hope…
- Lalko – poprawiła go z uporem.
Uśmiechnął się pod nosem, ale starał się nie pokazywać po sobie swego
rozbawienia.
- Lalko, wyglądasz fatalnie.
- Tak samo się czuję. Nie chciałam brać
od mamy żadnych lekarstw, ale…
- Kupimy coś po drodze. Właź do
samochodu.
- Seth… - Jej głos był słabiutki, a
ciało takie gorące, kiedy wtuliła się w niego, stając na palcach, by ustami sięgnąć jego szyi. Kątem oka spojrzał na próg domu. Sheryl zdążyła już ukryć
się w środku. – Chcę się tylko upewnić… Nie wyjeżdżamy stąd na zawsze, prawda?
– Jej oddech był jeszcze bardziej parzący niż skóra, ale ciężki i głęboki, jak
gdyby miała problem z jego nabraniem.
- Co to za pytanie?
- Ty musisz tu wrócić. Chociaż na
chwilę.
- Ja?
- Musisz dopaść Dwayne’a. Ja chcę… Zabij
go, Seth.
- Pomyślę nad tym, jeżeli będziesz
grzeczna. Ale teraz proszę po raz ostatni. Wsiadaj.
* * *
To był
mroźny i nieprzyjemny wieczór dla wielu mieszkańców Basin City i choć zwykle
ulice zapełnione były młodymi ludźmi plączącymi się chwiejnym krokiem od baru
do baru, tym razem dziewczyna stała tu zupełnie sama, ukrywając twarz w cieniu
szerokiej bramy. Jej wystające spod czapki loki tańczyły wśród porywczego
wiatru, ale nawet na krótką chwilę nie pozwalała im zakryć sobie widoku. Stała
w miejscu już od kilku godzin, kiedy w końcu zjawił się jej cel. Nie mogła go
przegapić, nie miała prawa z niczym pomylić… Znała go doskonale. Ten niski, charakterystyczny
pomruk sportowego silnika, czarna, częściowo zakryta śniegiem maska, nawet
znajome światła reflektorów, które dla wszystkich innych wydawały się niczym
nie wyróżniać. Nim tak dobrze znane jej Audi zdążyło zaparkować, ona cofnęła
się jeszcze o krok. Chciała mieć pewność, że nikt jej nie zauważy.
Z samochodu najpierw wysiadł blondyn. Obserwowała go uważnie, choć nie wzbudzał w
niej żadnych emocji. Otworzył bagażnik i wyjął z niej dużą, czarną torbę i
czerwoną walizkę. Zmarszczyła czoło. Nie znała tych rzeczy. Za wszelką cenę
starała się dostrzec, co robi kierowca, ale prószący nieustępliwie śnieg i brak
dobrego oświetlenia skutecznie jej to uniemożliwiały. Obwieszony bagażami
blondyn na powrót otworzył drzwi od strony pasażera i w ciszy panującej wokół
nich Scout udało się wychwycić jego głos.
- Poradzisz sobie? – padło pytanie, ale
odpowiedź z wnętrza samochodu była zbyt cicha, by mogła usłyszeć ten upragniony
głos. Przez chwilę mignęła jej w oczach postać Setha, albo przynajmniej tak jej
się wydawało. Ktoś wyraźnie poruszał się na przednim siedzeniu. – Dobra, to
czekam na górze. Może przykryj ją czymś jeszcze, kurewsko zimno się zrobiło…
Ją?! Przez kilka chwil dziewczyna
zastanawiała się, kim jest owa ona,
ale odpowiedź nadeszła o wiele szybciej niż się spodziewała. Kiedy tylko Chris
zniknął w swojej bramie, drzwi od strony kierowcy otworzyły się i ujrzała tego,
na kogo czekała w tym zimnie tyle długich godzin. Wpatrywała się w niego przez
chwilę, dopiero później przypominając sobie o tym, co miała zrobić. Zdjęła
osłonkę z aparatu akurat w momencie, kiedy odwrócił twarz nieco w jej stronę i
bez zastanowienia zrobiła pierwsze zdjęcie. Wyszło nieco niewyraźnie, ale jak
na to, że nie mogła używać lampy błyskowej, i tak było nieźle. Na kolejnym stał
już dalej, przeszedł na chodnik i wyraźnie na coś czekał. Albo na kogoś – przemknęło jej przez myśl i wcale się nie pomyliła.
Zaledwie kilka sekund później drzwi samochodu znowu się otworzyły i powoli wygramoliła
się z niego niska, przygarbiona osóbka, zakryta od stóp do głów kocem i w
kapturze jego kurtki zarzuconym na
głowę. Strzeliła jeszcze kilka zdjęć, ale jak na złość, na żadnym nie było
widać jej twarzy. Miała jednak to, na czym zależało jej najbardziej – jego. Za
którymś razem mogłaby nawet przysiąc, że patrzył prosto w obiektyw, ale
ponieważ zaraz się odwrócił, nie próbując nawet sprawdzić, czy ktoś ich
obserwuje, to musiał być jedynie wytwór jej wyobraźni. A wyobraźnię miała chorą
– tak jej mówili lekarze. Mówili zresztą wiele przykrych rzeczy.
Seth
powiedział coś cicho, ale nie słyszała go przez szum wiatru. Ze złością
zgarnęła z twarzy kosmyki jasnobrązowych włosów i nastawiła uszu, ale nikt już
się nie odezwał. Drobna postać zarzuciła mężczyźnie ręce na szyję, a on uniósł
ją bez trudu i nim zniknęli razem w bramie, zdążyła zrobić jeszcze kilka ujęć.
Nie były najlepsze, ale to musiało wystarczyć. Pomimo całej swojej desperacji,
nie odważyłaby się podejść do nich nawet o krok bliżej.
Odczekała
parę minut, po czym upewniając się, że oboje z pewnością dotarli już na górę,
zbliżyła się do samochodu. Zajrzała przez szybę, ale na siedzeniach nie
dostrzegła już żadnych bagaży. Nie wrócą. Z pewnością nie wrócą.
Wyjęła
z kieszeni klucze do mieszkania i jeden z nich mocno przycisnęła do karoserii jego
ukochanego samochodu. To go nauczy, żeby
nie sprowadzać dziwek do domu – pomyślała, uśmiechając się pod nosem, kiedy
z każdym krokiem rysa robiła się coraz wyraźniejsza. Odwróciła się jeszcze i
spojrzała na swoje dzieło. Było piękne, idealne. Miała nadzieję, że kiedy je
zobaczy, pomyśli o niej, domyśli się, kto to zrobił. Ale nadzieja to o wiele za
mało, Scout chciała mieć pewność. Nie myśląc wiele, wróciła się do samochodu i
przejrzała w szybie. Jej usta wciąż odznaczały się na twarzy żywą czerwienią.
Powtarzając sobie, że to naprawdę świetny pomysł, nachyliła się jeszcze
bardziej i ucałowała okno, pozostawiając na szkle dokładny odcisk swoich pełnych
warg. Uśmiechnęła się i odeszła, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia
nielicznych przechodniów. Zadanie wykonane. Teraz pozostało jej tylko czekać na
rezultat.
Przyjechal po nia, mialam taka nadzieje ale nie do konca w to wierzylam. Mimo, ze dlugo czekalam na rozdzial i to, ze napisalas u gory ze jest dlugi i nudny to przeczytalam go tak szybko jak by to bylo zaledwie pare linijek. Swietny! Kim jest Scout?;> Czyzby poprzednia lalka?;) Przepraszam ze bez polskich znakow ale coz, taka klawiatura i tak ustawiona:( nic nie zrobie;)
OdpowiedzUsuńMartyna;)
W moich wcześniejszych założeniach Seth wcale nie miał przyjeżdżać, ale się za nim stęskniłam ;) Mam nadzieję, że wyszło to tylko trochę naciągane, a nie aż za bardzo ;) (albo że macie do mnie dużo cierpliwości).
UsuńCieszę się, że nie zgadzamy się co do opinii "długi i nudny rozdział" ;) To pocieszające ^^
Właściwie tego, kim jest Scout nietrudno się z pewnością domyślić, ale nie będę nic potwierdzać ani zaprzeczać dla zasady. Ot, nie można spoilerować własnego opowiadania ;)
A braku polskich znaków nawet nie zauważyłam, dopóki nie wspomniałaś ;)
Mnie też się wydaje, że Scout jest jedną z poprzednich lalek. Chociaż, jeśli rzeczywiście tak jest, to zaskakuje mnie jej spokój. Może i postanowiła porysować samochód Setha "za karę" bo był z inną dziewczyną, ale jednak nie rozpaczała, nie czuła, że złamał jej serce ani nic w tym rodzaju.
OdpowiedzUsuńChris jest zadziwiająco normalny jak na przyjaciela Setha. Może i czasami zachowuje się nie do końca jak zwyczajny chłopak, ale mimo wszystko widać, że jest zdolny do uczuć, w przeciwieństwie do brata Hope. Lubiłam go już przedtem, ale po tym rozdziale zyskał jeszcze więcej mojej sympatii. Ale oczywiście nikogo w tym opowiadaniu nie kocham tak bardzo jak Setha.
Naprawdę nie rozumiem, czemu Hope się uparła, żeby Seth nazywał ją "lalką". Jak wreszcie zaczął ją traktować bardziej po ludzku (przynajmniej jeśli chodzi o sposób zwracania się do niej) to nagle jej się to nie podoba i woli być traktowana jak przedmiot. Nie wiem, może nie zrozumiałam jakichś jej zamiarów, no ale po prostu jej nie rozumiem.
A Seth znowu zaczął mnie przerażać. Jeszcze co innego, gdyby tylko straszył Hope, ale skoro naprawdę z początku chciał ją zabić... A już zaczęłam mieć nadzieję, że ta dziewczyna jednak wyzwoliła w nim jakieś pozytywne uczucia.
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
Masz rację, w Scout nie było żadnej rozpaczy, złości ani żadnych uczuć w ogóle. Nawet tego samochodu nie porysowała w jakiejś wielkiej furii, raczej ot tak, żeby pokazać Sethowi, że robi źle. Z drugiej strony, nikt nie powiedział, że wszystkie lalki Setha muszą być takie melodramatyczne jak Hope albo Ann ;).
UsuńCo do Chrisa w tym rozdziale to bym się sprzeczała, ale ja znam już ciąg dalszy, więc... Póki co przemilczę ;)
A odnośnie nazywania Hope "lalką" - cel z pewnością jest. Nie zgodzę się tylko, że Seth zaczął traktować ją jak człowieka - na pewno zwracał się do niej jak do człowieka, ale jego zachowanie względem dziewczyny wcale się nie zmieniło. Poza tym nagle zaczął zwracać się do niej po imieniu nie dlatego, że nabrał do niej szacunku, ale niemal w ramach jakiejś kary... To było coś w rodzaju degradacji, Hope miała poczuć się nie-jego, niczyja, a że normalna to ta dziewczyna z całą pewnością nie jest (przynajmniej już teraz), to oczywiście nagle zaczęło jej to przeszkadzać. To trochę tak jak z rodzicami, którzy uparcie zwracają się do nas jakimiś znienawidzonymi przez nas zdrobieniami imion, czego nie znosimy, ale kiedy nagle użyją pełnego imienia... coś jest po prostu nie tak :)
Pozdrawiam :)
Czy wy naprawdę nie przeczytałyście zdania w scenie Scout o lekarzach? Marny wasz los na maturze z polskiego :(
OdpowiedzUsuńKrótkie zdanie, mogło umknąć ;) Choć jestem pewna, że przemyciłam już podobną wzmiankę we wcześniejszej scenie ze Scout... No, ale samo to zdanie o lekarzach jeszcze niczego nie wyjaśnia, prawda?
UsuńPS: Cieszę się, że to dostrzegłaś ;) Jak jeszcze komuś się uda zauważyć drugą "ważną, ale trochę ukrytą" kwestię w tym rozdziale, to już będę mogła zasnąć spokojnie ;)
Ale skurwysyn... Tylko tyle jestem w stanie teraz napisać :O
OdpowiedzUsuńBędę musiała pogodzić się z tą opinią ;) Nie powiem zresztą, żebym się nie zgadzała :)
UsuńOna jest od niego cholernie uzależniona, patrzeć śmierci w oczy i jeszcze go kochać? Może się myle co do tak wielkich uczuć, ale na pewno uzależnił ją od siebie i na pewno ruszyło go że przespała się z kimś innym ha :P czyli ma jakieś serce :D Nie wierzyłam że po nią przyjedzie no ale ludzie się mylą... scena z benzyną wcisnęła mnie w fotel i jeśli myślisz że wywoływanie takich emocji jest zdrowe to się mylisz zwłaszcza że ja nie powinnam obecnie się denerwować :P Proszę więc o kolejną notkę baaaardzo szybko! i zapraszam do siebie na quaramonte
OdpowiedzUsuńZ uzależnieniem na pewno się zgodzę, ale miłość też jest całkiem możliwa. To uczucie ma wiele różnych form ;)
UsuńPrzepraszam za denerwowanie, postaram się na przyszłość zapamiętać, żeby tego nie robić ;)) (albo i nie ;p)
Fancy, w spisie postów masz "Jeśli dostałeś NAJSŁAPSZE karty[...]". Wtf? o_O'
OdpowiedzUsuńHahaha, o kurde, rzeczywiście xD Dzięki, zaraz poprawię ;)
UsuńWitaj Fancy!
OdpowiedzUsuńOstatnim czasem coraz mniej powstaje katalogów gromadzących literaturę oraz wszelakie dzieła pisane. Te, które istnieją podupadają, zachodzą kurzem, zostają zaniedbywane... Lecz powstał nowy spis! Zapoznaj się z regulaminem, zgłoś się w odpowiedniej kategorii i gotowe. Chciałabym Ci zaproponować członkostwo Twojego bloga w moim spisie. Decyzja należy do Ciebie.
Pozdrawiam,
wor-opowiadan.blogspot.com
Dzięki, jak będę miała chwilkę to może faktycznie się zgłoszę ;)
UsuńTrochę się pośmiałam, czytając ten fragment z antykwariatem. Kim był ten facet? Heh, jego myśli były naprawdę zabawne. Ciekawe, o co chodziło z tymi książkami i co się stało, gdy wyszedł stamtąd. Pewnie niedługo się okaże. Boże! Myślałam, że Seth naprawdę jest gotowy poważnie ją podpalić... Przez chwilę wdawało mi się, że nawet spróbuje ją spalić, ale uznałam, że to mu się nie uda, bo raczej nie pozbyłabyś się tak po prostu głównej bohaterki. Ale to podpalenie włosów to i tak już była przesada z jego strony. Psychol! Zdziwiło mnie jednak jego późniejsze zachowanie, to, że tak się o nią zatroszczył. I użył jej imienia!!! Ale dlaczego jej tak bardzo zależało na tym, żeby nazywał ją lalką? Aż tak się uzależniła od niego? To chore, bo jej chyba na nim zależy bardziej, niż powinno. Oj, wkurzy się za ten samochód. Haha, biedna będzie ta dziewczyna, gdy Seth dowie się, że to ona. Domyślam się, że nie wyjdzie z tego cało. :d
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że się pośmiałaś, bo w założeniu miał być on nieco komedyjny (o ile istnieje takie słowo), ale nie jestem w tym najlepsza ;) Książki zdecydowanie nie były książkami, ale to inna sprawa ;) To był ten pakunek dla Alexa, który miał odebrać Seth - jego zawartość nie jest istotna, ale to co stało się później owszem :).
UsuńMyślę, że Seth był w stanie ją podpalić, ale tak jak mówisz - nie mogłabym się pozbyć głównej bohaterki, jak bardzo drażniąca by nie była ;). Co do późniejszego zachowania - masz rację. To uzależnienie, albo miłość - interpretację pozostawiam Wam ^^.
W całym rozdziale faktycznie - najbiedniejszy samochód :D. Kto czytał moje inne opowiadania ten wie, że zazwyczaj z pojazdów robię dość ważną część postaci, więc skoro porysowała samochód, to porządnie zadarła i z jego właścicielem ;) Aaaale, nie uprzedzajmy faktów, bo na to nie pora :).
Kocham Cię, okay? Musisz pisać dalej, tak daleko zaszłaś i nie wyobrażam sobie, żeby nie przeczytać epilogu, nawet jak wszystkich pozabijasz ;) Jesteś najlepsza! Jak nie masz weny to zrób sobie przerwę, nieważne jak długą bylebyś do nas wróciła ;) Wielbię Cię i zapewne nie tylko ja. Mam nadzieję, że ochota i wena wrócą do Ciebie szybko, oraz że coś z tego wyjdzie, a nawet niepowtarzalne coś ;D
OdpowiedzUsuńKocham Ciebie, Setha, Chrisa, a nawet Hope i w ogóle całą historię ;)
Pozdrawiam i życzę Ci wszystkiego najlepszego.
Twoja oddana czytelniczka, Oliwia. ;)
Dziękuję :) Naprawdę miło tutaj zajrzeć i zobaczyć taki komentarz :) Sama nie chciałabym porzucać tego opowiadania, na dzień dzisiejszy nawet sobie tego nie wyobrażam, ale po prostu już od jakiegoś czasu męczę się dzień w dzień, a wychodzi w rezultacie baaardzo kiepsko. Mam nadzieję, że kiedyś w końcu się uda, a wtedy z wielką radością i ulgą pokażę Wam rezultaty ;) Cieszę się, że ktokolwiek będzie na nie czekał :)
UsuńPS: Też Cię kocham, okay? ;)
Nic dodać ani nic ująć - całym sercem przychylam się do apelu koleżanki Oliwii :*
OdpowiedzUsuńZ całego serca dziękuję za wsparcie (i cierpliwość!) ;*
Usuńnie wiem jak mogłam jeszcze nie skomentować tego rozdziału ;o nie chcę się jakoś rozpisywać ani układać poematów bo jestem w tym kiepska ale (pewnie się powtórzę) naprawdę naprawdę uwielbiam twoje opowiadanie, jest jednym z moich ulubionych. i nawet długie czekanie na nn jest tego warte :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszę się, że się podoba :D
UsuńPiękne <3
OdpowiedzUsuńA może byc rozciagnelam troche tło, wtedy teksty byłby rozszerzony i lepiej by sie czytało??
Zapraszam również do mnie na bloga ;) www.ilonastejbach.blogspot.com
Jeśli obserwujesz? Napisz, a na pewno z miłą chęcią zrobię to samo ;)
Też o tym myślałam, jeśli kiedykolwiek trafi mi się nowy szablon to już z pewnością szerszy :) Przy tym wolę nie majstrować, nie jest mojego autorstwa i mogłabym jedynie coś spieprzyć :)
UsuńBardzo ciekawie piszesz to opowiadanie, jeszcze z czymś takim się nie spotkałam (chociaż pewnie za mało szukałam). Ten blog pokazuje, że większość dziewczyn lubi czytać opowieści o niebezpiecznych i pięknych bohaterach (skoro masz tyle odsłon), ale nie będę się tu wypowiadać o innych tylko o sobie, a ja takie bardzo lubię hahahhaha :) Fabuła ogólnie jest super, a tu ktoś zginie, a tu kogoś pobiją, wariatki chyba też się znajdą i wgl. REWELACJA !. Prowadzenie tego bloga to na pewno + 10 do zajebistości :) Więc z pewnością super by było gdyby powróciła ci wena i gdybyś spokojnie i na luzie dokończyła to opowiadanie (byle nie za szybko). Więc liczę że coś z tego wyjdzie i czekam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;) Wena powoli, POWOLI się odradza, niestety teraz zaczęłam studia i nawet spać nie mam czasu, a co dopiero myśleć o tym, co by tu napisać ;p Liczę na to, że podczas którejś podróży autobusem nagle nawiedzi mnie jakiś genialny pomysł i dokończę zalegający mi już na dysku rozdział (a raczej jego niewielką część). Poza tym napisałam ostatnio zakończenie tego opowiadania, teraz tylko muszę czekać aż przyjdzie na nie pora ;)
UsuńZakończenie... Ok przeżyje... Ale musi być jakąś nowa historia...
OdpowiedzUsuńNie no, jeszcze tego zakończenia publikować nie mam zamiaru, po prostu czeka napisane na swoją kolej za jakiś czas :)
Usuń