W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Dwa słowa – moje przeciwko jego. Po raz pierwszy odczuwam emocje, od których chce się człowiekowi rzygać. I nie wiem, czy mam się bać, czy mam to pieprzyć. Latami prosiłam Boga, żeby coś w końcu zaczęło się dziać. A Jego poczucie humoru jest przewrotne, jak mogłam nie nauczyć się tego po tylu latach? To nie pierwszy raz. Ale teraz mogę sobie zaprzysiąc, że nigdy więcej nie popełnię takiego błędu, nigdy więcej nie zaufam. Tylko tyle jestem w stanie z tego wynieść. Bo cóż innego? Nikogo nie zabiję, nikomu nie zaszyję brudnych, parszywych ust pełnych łgarstwa i połowicznej prawdy. Wojna to wojna, ale dlaczego ze mną? Co ja mam wspólnego z całą tą nagonką?
Nikogo nie zabiję. Będę powtarzać to sobie niczym mantrę, a być może faktycznie uniknę wgryzienia się w cudzą tętnicę.
Ten poranek obudził Hope uderzeniem w łokieć i odgłosem wibrującego na nocnej szafce telefonu. Nisko zawieszone, zimowe słońce wpadało do spowitego ciszą pokoju, sącząc się leniwie przez osłonę firanki, by ogrzać jej twarz i ramiona. Pierwsze, na wpół senne jeszcze myśli, powiodły ją z powrotem ku poprzedniej nocy. Jej oczy wciąż piekły po urojonych ze strachu łzach, a wczorajsze ubranie kleiło się do skóry pod ciepłą kołdrą. Hope na oślep wyciągnęła dłoń ku wibrującemu urządzeniu, przeklinając w myślach swój bolący łokieć, po czym spojrzała na wyświetlacz. Krótkie, męskie imię zamigało parokrotnie przed jej oczyma. Niczego innego się nie spodziewała.
Przez kolejne kilka godzin telefon zadzwonił jeszcze kilka razy. Hope zdążyła wziąć prysznic, zjeść prowizoryczne śniadanie, wypić kawę, a on dzwonił i dzwonił… Kończyła właśnie zaplatać włosy w koński ogon, kiedy straciła cierpliwość. Każdy kolejny, krótki sygnał, mógł teraz doprowadzić do prawdziwego wybuchu.
- Jak śmiesz dzwonić do mnie po tym, co powiedziałeś?! – warknęła w końcu do słuchawki, nie mogąc dłużej patrzeć na jego imię wyświetlające się na ekranie. Wiedziała, po co dzwonił. To miało być jego pożegnanie, ostatnia rozmowa z laleczką, którą bawił się tak długo. Wcale nie miała ochoty przez to przechodzić, o nie. W tym momencie przepełniała ją taka wściekłość, że najlepszym pożegnaniem dla niej byłoby zobaczenie jego martwego ciała, nawet jeśli sama miałaby stać nad nim z bronią ściskaną w drżącej dłoni. Nigdy wcześniej tak się nie bała, nigdy nie czuła czegoś nawet po części zbliżonego do tego uczucia. Chciała uciec. Chciała umrzeć. Pragnęła zrobić cokolwiek, byle tylko nie musieć już nigdy więcej spojrzeć w oczy swojej matce. A jednak, niczego nie potrzebowała teraz bardziej niż odrobiny matczynej czułości, szansy na wtulenie się w jej ramiona i objęcia kobiety wpół. Niczym mała dziewczynka, mogłaby ukryć twarz w jej włosach i wyłkać przeprosiny za coś, co zrobiła źle. Problem polegał na tym, że to nie był już zwykły, dziecinny psikus. Sheryl nigdy by nie zrozumiała… Nigdy nie zrozumie.
- A jednak odebrałaś – odezwał się głos po drugiej stronie. Był poważny, bez cienia kpiny i zwykłego zadowolenia z siebie, co zanotowała z niejakim zdziwieniem. Wiedziała, że Seth musiał być z siebie dumny. Właśnie tego pragnął od początku, to był jego cel. Chciał zniszczyć swoją matkę. Dlaczego wcześniej nie zorientowała się, że właśnie w taki sposób?! Po co byłaby mu satysfakcja ze zrobienia z niej swojej zabawki, gdyby nie możliwość podzielenia się tym faktem z i tak zrozpaczoną już rodzicielką?! Hope powinna była domyślić się tego wcześniej. – Nic nie powiesz? – zapytał.
- Nie chcę się do ciebie odzywać, nie chcę cię słyszeć ani widzieć już nigdy w życiu. Odebrałam ten telefon tylko po to, żeby ci to powiedzieć. Kiedy go odłożę, zniknę. Nie żyję dla ciebie, rozumiesz? A ty dla mnie.
- Wcale nie. To jeszcze nie koniec gry, laleczko. Ja tylko zmieniłem zasady, kiedy poprzednie mi się znudziły – odparł, a Hope zamarła. – Moje słowo przeciwko twojemu, lalko. Nie ma żadnego dowodu, ani jednego naocznego świadka. Jesteś na wygranej pozycji. Sheryl zna mój skurwiały charakter i ma mnie za kłamcę i manipulatora, który zrobi i powie wszystko, żeby jej dopiec. Tylko ty jedna wiesz, że nie kłamię. Ona nie ma o tym pojęcia.
- Jesteś popierdolony, Seth. O czym ty w ogóle mówisz?!
- Nie musisz się przyznawać. Nie musisz mówić nic, możesz uznać to za chory żart, jakąś marną historyjkę wymyśloną na poczekaniu. Sheryl zna cię lepiej niż mnie, wie, że jesteś grzeczna i ułożona, że nie wskakujesz do łóżka byle komu, prawda? Dlaczego miałaby uwierzyć mi, a nie tobie?
- Ja… Ty… Powiedziałeś to wszystko tylko po to, żeby teraz kazać mi zaprzeczać?! Czy ciebie do reszty pojebało?! Seth, ja nie żartuję, ty jesteś chory. Nie jesteś okrutny, jesteś chory, to się leczy!
- A czy ciebie to nie nudziło? Te nasze ciągłe zabawy tuż przy niej, pod jej dachem, niemal na jej oczach… I nic?! Ta szmata jest ślepa, albo raczej chce taka być! Prawie cię zabiłem, a ona nawet nie zauważyła!
- Nie chcę z tobą dłużej rozmawiać.
- Wyłgaj się, Hope.
- A może wcale nie mam zamiaru?! – krzyknęła w końcu, czując jak emocje rozgrzewają płynącą w niej krew do białości, żołądek ściska się z bólu, a do oczu napływają długo wstrzymywane krople łez. – Może tak właśnie miało się to skończyć! I dzięki Bogu, że się skończyło! Prawdopodobnie mama nigdy nie spojrzy już na mnie tak jak wcześniej, ale przynajmniej pozbędę się ciebie! I nie myśl, że wezmę winę na siebie, o nie! Masz rację – mama wierzy mi, a nie tobie. I skoro chce być ślepa, to proszę bardzo. Twoje słowo przeciwko mojemu. Ty mówisz, że ze mną sypiałeś. Ja powiem, że mnie do tego zmusiłeś! Muszę ci przypominać, że mama jest prawnikiem? A na przymuszanie do seksu jest odpowiedni paragraf?!
- To oznacza wojnę, laleczko.
- Och, jestem bardzo ciekawa, jak będziesz ją prowadził zza krat!
- Wcale nie jesteś ciekawa, wiesz to. Ann ci powiedziała
- Czyli w końcu przyznajesz, że mówiła prawdę?!
- Nie. Ale mogę się tym zainspirować...
Nagle poczuła się słabo, gdy cała adrenalina zniknęła z jej ciała. Pozostał tylko strach i cicha modlitwa, by to wszystko dobiegło już końca.
- Seth… - załkała w słuchawkę, przez chwilę nie mogąc wydusić już z siebie ani słowa. Czekał cierpliwie, słyszała jego oddech po drugiej stronie, spokojny i głęboki. Ilekroć chciała coś powiedzieć, zanosiła się jeszcze większym płaczem. Jej płuca zaczynały boleć, było jej niedobrze. Wzięła kilka głębszych oddechów, ale kiedy odezwała się ponownie, wciąż ledwo rozumiała samą siebie przez spazmy cichego płaczu. – Co mam zrobić, żeby się ciebie pozbyć? – zapytała wreszcie.
- Pozbyć? Jeszcze przed chwilą chciałaś wsadzić mnie za kratki.
- Nie chcę tego. Ale jeśli mnie zmusisz, nie zawaham się. Jeśli jeszcze raz się do mnie odezwiesz, powiem mamie, że mnie zastraszałeś i zmuszałeś do seksu, powiem wszystko, co o tobie wiem, podam nazwisko każdej osoby, która przez ciebie wylądowała w szpitalu, wyrzucę z siebie wszystko, co wiem, a potem pójdę w ślady Ann. Otworzę sobie żyły, żebyś nie był mi w stanie nic więcej zrobić.
- Brzmi jak groźba. Powiedziana słabiutkim, płaczliwym głosikiem dziewczyny, która ledwo jest w stanie poradzić sobie z samą sobą, a ma zamiar mierzyć się ze mną – zakpił.
- Jestem słaba, ale zdesperowana. A wiesz, jak działają zdesperowani ludzie?
- Dobrze więc. W takim razie, czas się chyba pożegnać – odparł spokojnie, a dziewczyna znów załkała w słuchawkę. – Masz mi coś do powiedzenia na odchodne?
- Życzę ci śmierci, Seth.
- Zabawne. Podobnie mówiłaś zaraz po tym, jak się poznaliśmy. W kuchni, pamiętasz? Celując ostrzem w moją klatkę piersiową. I popatrz, dalej żyję i mam się całkiem nieźle.
- A czy ty masz mi coś do powiedzenia? – spytała, przestając płakać tak nagle, że nawet ją to zaskoczyło. Czuła, jak gdyby zabrakło jej łez, a jej zmęczone ciało odmówiło dłuższego łkania. Głos wciąż się lekko załamywał, ale oczy wydawały się niemal boleśnie wysuszone.
- Jestem pewien, że będziesz żałowała swojej decyzji. Ale przyznaję, że nie powinienem mówić o nas Sheryl. I nie zamierzałem kończyć naszej dziwnej relacji już teraz. Naprawdę.
- Wierzę ci. Bo to jest właśnie twój sposób. Nigdy nie kłamiesz, bo doskonale dobierasz słowa. „Nie powinienem” i „nie zamierzałem” to nie to samo co „nie chciałem” albo „żałuję”.
- To prawda – przyznał poważnie i Hope uznała rozmowę za zakończoną. Zdążyła już odsunąć słuchawkę od ucha, kiedy nagle usłyszała po drugiej stronie jakiś huk i głośne, siarczyste przekleństwo. Walczyła ze sobą tylko przez sekundę, pragnąc zignorować to i się rozłączyć, ale jej empatia w końcu wygrała z gniewem i tą odrobiną zdrowego rozsądku, którą jeszcze w sobie posiadała.
- Seth? – Gdy na powrót przycisnęła telefon do ucha, nie usłyszała nic poza niewyraźnym szumem. – Seth!
- Tak, laleczko? – Wbrew własnej woli na dźwięk jego głosu odetchnęła z ulgą. – Chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć?
- Nie – odburknęła. – A ty?
- Właściwie, to tak. To, co mówiłem wczoraj o twoim ojcu…
- Nie, Seth! – krzyknęła natychmiast, przerywając mu w pół słowa. – Nie chcę o tym słyszeć! Tata zginął w wypadku samochodowym, wpadł w poślizg, uderzyła w niego jakaś kobieta… To był wypadek – podkreśliła z naciskiem ostatnie słowo. – Nie chcę wiedzieć na ten temat nic więcej, nie zniosłabym myśli, że miałeś z tym coś wspólnego! Nie potrafiłabym…
- Zalewałem – przerwał jej i mimo całej swojej złości i rozpaczy, Hope poczuła jak z jej serca spada nagle ogromny ciężar. Bezwiednie spojrzała w górę, niemo dziękując Bogu, że nie sprawdziły się jej najgorsze przeczucia. Gdyby Seth był odpowiedzialny za śmierć jej taty, nigdy by sobie nie wybaczyła, że choć przez chwilę, nawet przez godzinę czy dzień, mogła żywić do niego jakiekolwiek pozytywne uczucia.
- Żegnaj, Seth.
- Jest jeszcze coś – powiedział prędko, a Hope wyczuła w jego głosie jakiś nienaturalny niepokój. – Uważaj na siebie, okej?
- Uważać na… co? – Nie potrafiła odgadnąć, czy to jakiś kolejny element jego chorej gry, czy Seth – ten sam Seth, który zadał jej ostateczny i najgorszy cios, jakiego nigdy by się w tej sytuacji nie spodziewała – faktycznie przejmuje się jej dalszym życiem. Życiem, które doszczętnie zniszczył, zdeptał jak tlący się jeszcze niedopałek papierosa. Właśnie tak widziała teraz całą ich wspólną historię – ona sama była niczym więcej jak jedną z kilkunastu fajek w pełnym pudełku. Mężczyzna rozpalił ją pierwszej nocy, tak jak zapala się tytoń od tamtej chwili korzystał z niej kiedy chciał, pozostawiając za sobą jedynie wydychany w nicość dym. Niczym ta biała rurka, życie brunetki wypalało się powoli, popiół opadał na ziemię… Jej relacje z matką, jej życie osobiste, jej edukacja, poczucie własnej wartości, w końcu jej najlepsi przyjaciele i jej dom… Strzepywał to wszystko niedbałym ruchem dłoni, kiedy tylko miał ochotę, a Hope zbliżała się do niego coraz bardziej i bardziej… Niestety, to nie była czysta gra. Podczas gdy palacz zawsze ma przy sobie całe pudełko, pojedynczy papieros w końcu gaśnie i należy go wtedy zgnieść, choć i tak nie byłby w stanie wyrządzić już żadnych szkód, ani tym bardziej się odbudować. Sam filtr jest bezużyteczny, tak jak człowiek wyprany z emocji…
Minęła dłuższa chwila nim Seth odezwał się ponownie.
- Po prostu uważaj, rozumiesz? Żadnych samotnych, nocnych spacerów dla rozładowania emocji, żadnego szlajania się po barach z tą twoją przyjaciółką…
- Nie możesz dłużej dyrygować moim życiem, Seth.
- Nie będę go też ratować, kiedy zajdzie potrzeba. Nie jestem żadnym bohaterem i jeśli kiedykolwiek cię chroniłem, to tylko dlatego, że miałem w tym interes. Teraz już go nie mam, więc cię ostrzegam – zostajesz sama.
- Przed czym niby miałbyś mnie chronić?! Co takiego może mi grozić?! Próbujesz mnie nastraszyć, to wszystko!
- Nie. Przedstawiam ci nowe zasady. Jeśli kiedykolwiek dostaniesz się w ręce Alexa jako oferta przetargowa, miej świadomość, że się po ciebie nie zgłoszę.
- Seth, to chyba nie jest do końca fair… - zająknęła się, dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę, że mężczyzna może mówić poważnie. Przypomniała sobie, że ktoś przecież go szukał, ich szukał… Ktoś zamordował Beau!
- Więc jednak mnie potrzebujesz? – odezwał się drwiąco, a w dziewczynie coś na powrót zawrzało. Czy potrzebowała faceta, który zrujnował jej życie? Nie! Czy chciała być pod opieką kogoś, kto zdradził jej najskrytszą tajemnicę?! Nawet nie miała takiej możliwości, przecież teraz mama mogła podejrzewać ją o wszystko! Niech Seth nie udaje nagle troskliwego opiekuna - pomyślała. - Wiedział, że kiedy ujawni nasz sekret, wszystko będzie skończone i gdyby naprawdę się martwił, że grozi mi coś złego, nie zrobiłby tego akurat teraz!
- Nie – warknęła, po drugiej stronie słysząc tylko cichy śmiech.
- Więc to koniec. Wesołych świąt, lalko. Potraktuj moją rezygnację z ciebie jako prezent. A co ty mi dasz? – zapytał nieco rozbawiony i nie czekając ani sekundy na jej odpowiedź, rozłączył się, a Hope ponownie wybuchła płaczem.
Pomimo wszystkiego, co miało miejsce wczoraj, nie mogła ukryć przed samą sobą lichej radości, że już go nie ma. I nie będzie. Nigdy. Wcześniej, nawet w momentach największego załamania, nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli, ale kiedy to już się stało, czuła… ulgę. Zdawała sobie oczywiście sprawę, że zanim pozwoli sobie na dobre oddać się temu uczuciu, czeka ją jeszcze wiele cierpienia, stoi przed nią ciężka rozmowa z matką i – może jeszcze trudniejsze – przywyknięcie do samotności. Ale Seth miał rację, ona miała szansę się z tego wszystkiego wykręcić. Teraz, kiedy wiedziała, że mężczyzna nie ma zamiaru niczego matce udowadniać, a może nawet potwierdzi jej kłamliwą wersję wydarzeń, czuła się dużo spokojniejsza. Poprzedniego dnia nie zdążyła porozmawiać z mamą. Sheryl zapytała tylko, czy to prawda, a gdy Hope pokręciła przecząco głową, ze łzami w oczach podała kolację, którą zjadły bez słowa, podczas gdy Seth pakował się na górze. Kiedy Hope spróbowała się odezwać, Sheryl przytknęła palec do swoich wąskich ust i sugestywnie spojrzała w górę. Nim skończyły jeść, Seth zniósł swoją torbę, zapakował ją do samochodu i odjechał z piskiem opon. Sheryl ubrała marynarkę i stwierdziła, że musi jechać do klienta, tylko na godzinę, i że porozmawiają na spokojnie, kiedy wróci. Hope nie miała jednak aż tyle odwagi i już kwadrans później leżała w swoim łóżku, zakryta kołdrą aż po sam czubek głowy, udając, że śpi.
Kiedy Sheryl wróci z sądu za godzinę, nie będzie już mogła użyć tej wymówki…
* * *
Ledwie Seth zdążył odłożyć telefon na bok, u drzwi rozległo się pukanie, najpierw ciche i jakby nieco nieśmiałe, ale zaraz zamienione w głośne walenie pięścią prosto w starą, drewnianą powierzchnię. W pierwszym odruchu chciał zawołać Chrisa, ale blondyn opuścił mieszkanie już kilka godzin temu, zamieniając z nim wcześniej zaledwie kilka słów. Seth miał nawet wrażenie, że z jakiegoś powodu przyjaciel go unika, ale może chciał po prostu wyruszyć w drogę nim ta stanie się zupełnie nieprzejezdna i zasiąść do maminego obiadu najszybciej jak to możliwe. W gruncie rzeczy, Seth nawet mu się nie dziwił. Chris nie potrafił gotować, więc przez większość roku był zmuszony do jedzenia takiego syfu, że jego żołądek musiał się aż skręcać na samą myśl o prawdziwym posiłku.
Kiedy właśnie dotarło do niego, że sam nieco już zgłodniał, pukanie rozległo się na nowo i tym razem wydawało się jeszcze głośniejsze i bardziej namolne niż poprzednio.
- Noż kurwa mać…
- Seth! – Rozpoznał znajomy, kobiecy głos, ale nie ruszył się z kanapy. – Otwieraj!
W tym samym czasie, na korytarzu, Lacey zaczynała tracić cierpliwość. Padający obficie śnieg przemoczył kompletnie jej ubrania, więc drżała teraz z zimna, w złości wydeptując drogę od jednej ściany do drugiej. Echo jej kroków stawianych w wysokich szpilkach roznosiło się po całej klatce schodowej.
- Seth, otwórz! Wiem, że tam jesteś, Chris mi powiedział, a jeśli zaraz nie otworzysz, przysięgam, że będę kopać w te drzwi tak długo, aż je wyważę, albo połamię sobie nogi!
Dziewczyna zatrzymała się w miejscu, nastała cisza, której przez moment nikt nie przerywał, aż w końcu z głębi mieszkania dobiegły ją czyjeś kroki. Odgłos stawał się coraz głośniejszy kiedy nagle ucichł zupełnie. W półmroku korytarza zobaczyła pod drzwiami czyjś cień. Seth, Chris, czy ktokolwiek inny, kto znajdował się po drugiej stronie wejścia najwyraźniej przystanął w przedpokoju i czekał. Lacey odłożyła trzymany w dłoniach pakunek i odsunęła się nieco. Zaraz potem rzuciła się na drzwi z całej siły, próbując je wyważyć. Uderzyła się w ramię, a w chwilę później rozbolało ją też kolano, ale spróbowała jeszcze, i jeszcze raz.
Drzwi otworzyły się nagle, choć wcale nie za sprawą jej nieudolnych prób wyrwania ich z zawiasów. Seth stanął przed nią bez koszulki, w jakichś starych, rozciągniętych dresowych spodniach, wyglądając na zaspanego, czy raczej nie do końca obudzonego. Mrużył nieprzyjemnie oczy, które wpatrywały się w nią bez zainteresowania, ale przynajmniej otworzył. Lacey poprawiła włosy i podniosła z ziemi paczkę. Patrzyli na siebie chwilę, ale nikt nie odezwał się ani słowem.
- Wesołych świąt – powiedziała w końcu, nie doczekawszy się żadnej reakcji. – Chris powiedział mi, że spędzasz je tu sam i…
- Postanowiłaś dotrzymać mi towarzystwa? – warknął. Jego głos był niski i zachrypnięty, przez co brzmiał jeszcze groźniej niż zazwyczaj. Lacey, choć znała go doskonale, dziś czuła się w jego obecności nieco nieswojo. Jak dawniej, w czasach, kiedy nazywał ją swoją lalką. Pierwszą zabawką, jaką kiedykolwiek posiadał. Od tamtej chwili minęły lata, ale jego zimne spojrzenie pozostało dokładnie takie samo. Pamiętała, jak kiedyś przyprawiało ją o dreszcze. Teraz czuła się podobnie. – Ze wszystkich osób, których nie chciałbym dzisiaj zobaczyć, jesteś prawie na szczycie listy – oznajmił, ale Lacey jedynie się uśmiechnęła.
- Przyniosłam ci coś. – Wyciągnęła w jego stronę podłużną torebkę na prezent, którą zignorował.
- Niepotrzebnie. Nie obchodzę świąt.
- Wiem. To wódka – zdradziła, zdając sobie sprawę, że brunet z pewnością nie będzie miał jej za złe zepsucia tej niespodzianki. Seth się nie odezwał, przez co dziewczynie na powrót wróciła jej zwyczajna pewność siebie. – To nie jest prezent na Boże Narodzenie, to oferta pokoju. Litr wódki powinien wystarczyć, żebyśmy oboje upili się wystarczająco, by być w stanie się nawzajem przeprosić, a rano nawet tego nie pamiętać, bo przecież byłaby to ujma na honorze – wyjaśniła, uśmiechając się nieco złośliwie i nawet ku jej zdziwieniu, Seth odpowiedział tym samym.
- Nie zamierzam cię za nic przepraszać – mruknął, ale jednocześnie odsunął się od drzwi, robiąc dla niej odrobinę miejsca.
- Ja ciebie też, dlatego będziemy pić szybko.
* * *
Tego popołudnia minuty mijały w zadziwiająco szybkim tempie i nim Hope się spostrzegła, jej zaparzona na początku rozmowy herbata stała już całkiem zimna, nietknięta ani razu. Sheryl również nie ruszyła jeszcze swojego kubka. Przez cały czas była zajęta nawijaniem na chude palce frędzli ich świątecznego, haftowanego obrusu.
- On powie wszystko, żeby cię zdenerwować, mamo. Świetnie się bawi niszcząc życie nam obu! – Hope usłyszała swój własny głos, nie do końca skupiona na tym, co mówi. – Nie wiem, skąd w ogóle przyszło mu do głowy, żeby kłamać w ten sposób…
- Ale Hope, to nie jest najgorsze – rodzicielka przerwała jej cichym, pełnym smutku głosem. – Nie powinnam ci tego mówić, ale on nie pozostawił mi wyboru. Przykro mi, córeczko, ale Seth nie tylko mi tak nakłamał. Nick, ten miły chłopak z waszej uczelni, powiedział mi dokładnie to samo. Benjamin też nie wydawał się zaskoczony, gdy do niego przyszliśmy. On musiał rozpuszczać o tobie straszne plotki, Hope – szepnęła, pociągając głośno nosem. – Tak mi przykro, córciu. A ty jeszcze się z nim zadajesz…
- Nie zadaję się z nim – warknęła natychmiast, zaciskając pięści. – Próbowałam mu pomóc, mamo. Chciałam się dowiedzieć, skąd bierze się ta jego złość. Ale to bez sensu. On nie chce ratunku. A ja nie chcę go już więcej widzieć!
- Nie miałam pojęcia, że ten chłopak jest tak zepsuty… Ale nie martw się, córeczko, więcej nie będzie cię prześladował. Nigdy nie wpuszczę go już pod swój dach! Nie dopuszczę do ciebie na krok i… Och, mam coś dla ciebie. – Wstała od stołu i przeszła spacerkiem do stosu zapakowanych prezentów pod sztuczną choinką. – Powinnaś otworzyć to dopiero rano, ale… Ach, może chociaż to poprawi ci humor.
Hope chwyciła ostrożnie pakunek w szeleszczącym, zielonym papierze i rozwinęła powoli wstążkę. Był całkiem ciężki. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Jaki prezent mógł się nasunąć na myśl jej matce w związku z Sethem?
Kiedy udało jej się wydostać zawartość pudełka ze sterty ozdóbek, wszystko stało się jasne.
- iPhone? – Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła do matki. – Dziękuję! Nie musiałaś, naprawdę. Spodziewałam się jakiejś piżamy, albo…
- Och, nie żartuj. – Sheryl zaśmiała się po raz pierwszy od dawna, z radością przyglądając się jak Hope chociaż na chwilę zapomina o swoim bracie. – Wiele przeszłaś przez ten rok – powiedziała, a brunetka nie śmiałaby jej zaprzeczyć. – Poza tym i tak musiałabym kupić ci nowy telefon, skoro przez tamten nie mogłaś rozmawiać…
- Och, no tak, jasne… - Hope zmieszała się, dopiero teraz przypominając sobie o kolejnym kłamstwie bruneta.
- I co najważniejsze, będziesz teraz miała nowy numer, starą kartę wyrzucimy. Seth nie będzie już cię nękał, córeczko. Nigdy więcej.
- To jest… - Dziewczyna zawahała się przez chwilę, ale widząc śmiejące się do niej oczy Sheryl nie była w stanie wyjawić jej, co naprawdę czuje. – Wspaniały prezent – dokończyła nieszczerze. – Nie mogę uwierzyć, że Seth w końcu się od nas odczepi…
* * *
- Więc to tak? – Stan wszedł do mieszkania swojego kumpla, rozglądając się po nim z wyraźnym zdziwieniem. Lacey, która zadzwoniła do niego niecałe pół godziny wcześniej, siedziała z boku, patrząc na niego z wyższością, ale po rzekomo potrzebującym jego pomocy Chrisie nie było ani śladu. Zamiast niego, tuż naprzeciwko Stanleya siedział Seth, dopalając ledwo już tlącego się papierosa. Wyglądał na nieco pijanego, co zresztą nie było dla blondyna żadnym zaskoczeniem, kiedy w jego oczy rzuciła się opróżniona już niemal do połowy butelka wódki, ale jednocześnie patrzył na niego z taką wściekłością, że od razu poznał, co jest grane. Choć od spotkania z jego „lalką” minęło już sporo czasu, Stan przypuszczał, że ta mała prędzej czy później się poskarży. Sam nieraz rozważał, czy nie lepiej byłoby się przyznać, jednak gdy przedstawił swój pomysł Lacey, ta żywo mu to odradzała… A teraz? Proszę. Siedziała tutaj, z delikatnym uśmiechem na swoich czerwonych wargach, z kieliszkiem w dłoni i jakby nigdy nic przypatrywała mu się, jak z każdą kolejną sekundą traci swą pewność siebie. W tym momencie jej nienawidził. Od początku wiedział, że jest fałszywa, jak każda baba! Seth w ogóle nie powinien jej do nich dopuszczać, żadna kobieta nie powinna mieszać się w ich sprawy… One są zawodne. W jednej chwili chcą tego, w innej tamtego. Raz jesteś ich przyjacielem, raz wrogiem. Nie ma w nich za grosz lojalności. Blondynka właśnie to udowodniła.
- Olewałeś moje telefony – Seth zwrócił się do niego, wzruszając ramionami. – Poprosiłem Lace o pomoc.
- Policzymy się za to później, zdradliwa suko – warknięcie Stana wyraźnie skierowane było w stronę dziewczyny, ale brunet nawet nie pozwolił jej się odezwać, choć Lacey już nabierała oddechu, prawdopodobnie szykując sobie w głowie długą salwę przekleństw.
- Powinieneś mieć więcej szacunku do kobiet, Stan – upomniał go z krzywym uśmieszkiem. – To jest właśnie twój problem.
- I kto to mówi… - prychnął, choć doskonale wiedział, że brunet nawet nie zwróci na to uwagi.
- Więc jak to było z moją lalką, przyjacielu? Chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Ale o co ci dokładnie chodzi? – Stan zrobił najbardziej niewinną minę, na jaką było go w tym momencie stać, ale szybko zorientował się, że zgrywanie idioty wcale nie wyjdzie mu na dobre. Seth wściekł się jeszcze bardziej, wstając ze swego miejsca i potrącając po drodze stolik ruszył w jego stronę. Stanley automatycznie cofnął się o krok, zderzając się ze ścianą. Brunet zatrzymał się zaledwie pół metra od niego, patrząc mu prosto w oczy. Jego mięśnie były napięte, pięści zaciśnięte, a w oczach o czarnych tęczówkach kryła się czysta żądza mordu. Seth nie wahał się, nawet jeśli jego przyjaciel był prawie dwa razy większy od niego. Ta przewaga nie miała zresztą teraz znaczenia. Stan znał chłopaka nie od dziś i zdawał sobie sprawę, że kiedy Seth naprawdę się wścieknie, nie ma z nim szans. Mógł być nieco słabszy, ale jego ciosy zawsze były precyzyjne, a ciało odporne na ból pod wpływem adrenaliny. Nigdy nie widział, by ktoś bił się tak jak on, z takim zapamiętaniem, taką agresją… W każdym człowieku pod wpływem złości wyzwala się siła o wiele większa niż na co dzień, ale Seth bił pod tym względem jakieś rekordy. Wystarczyło tylko go wkurzyć…
- Doskonale wiesz, o co chodzi, skurwielu. Chris zostawił ją z tobą dosłownie na chwilę i co próbowałeś zrobić?!
- Nic nie rozumiesz… Znasz tylko jej wersję!
- A, ty masz jakąś inną?! Mam teraz wysłuchać, co chciałeś zrobić z MOJĄ zabawką?!
- Stary, nie ma sensu się kłócić albo bić przez jakąś dziewczynę… One zawsze mieszają – mruknął, spoglądając sugestywnie w stronę Lacey, która wydęła w oburzeniu usta i odwróciła głowę, zarzucając włosami. – W twoim wieku też bardziej się tym jeszcze przejmowałem, ale sam za rok albo dwa zrozumiesz, że…
- Że niby co?! Że gwałcenie cudzych dziewczyn jest spoko, o ile nikt się o tym nie dowie?! Cóż, masz pecha. Dowiedziałem się.
- Tak, od niej! – przerwał mu natychmiast. – Chuj wie, co mogła nazmyślać! Nagadała ci jakichś głupot, a ty teraz chcesz się o to bić?! Za bardzo się przejmujesz, Seth… Ja…
- Nie mam zamiaru się z tobą bić – odparł zwyczajnie, cofając się nieco.
- Nie? – Na twarzy Stana rysowało się wyraźne zaskoczenie, a Lacey prychnęła z niezadowoleniem. Prawdopodobnie była bardzo chętna, by obejrzeć sobie to przedstawienie i musiała poczuć się zawiedziona.
- Nie. Pozwolę ci odkupić winy.
- Nic jej…
- Nieważne. Zrobisz to i zapomnimy o sprawie.
- Dobra, więc czego chcesz?
- Wiesz o Alexie? – zapytał, odchodząc już, by zająć swoje poprzednie miejsce. Zaraz potem rozlał wódkę do dwóch kieliszków – swojego oraz Lacey, zupełnie ignorując przy tym drugiego mężczyznę. Stan uznał to za zniewagę, ale postanowił o tym nie wspominać.
- Tak, kazał ci odebrać dla niego jakieś pieniądze pod miastem. Chris gadał, że to prawdopodobnie obstawiona akcja, że chce cię zgarnąć albo ubić…
- Zgadza się. A ty mnie przy tym zastąpisz.
- Słucham?!
- Gość od którego odbieram gotówkę, to znaczy, w zasadzie, od którego ty ją odbierasz, poznaje mnie tylko po świstku papieru od Alexa. Czy pójdę tam ja czy ty… Co za różnica?
- Ale to samobójstwo!
- Samobójstwem było dotykanie mojej lalki.
- Seth, ja żartowałem, przysięgam! Nic jej nie zrobiłem, nie miałem nawet zamiaru! Chciałem się tylko zabawić jej kosztem, ale nie tak jak ty myślisz! Nie dotknąłbym jej!
- W porządku – przerwał mu obojętnie. Na twarzy Stanleya malowało się niedowierzanie, a Lacey chciała się nawet wtrącić, ale widząc minę Setha prędko z tego zrezygnowała.
- Wierzysz mi?
- Jak najbardziej.
- Kurwa, a już się bałem! Byłem prawie pewien, że naprawdę mnie tam wyślesz!
- Wyślę.
- Co?!
- To już ustalone. Zastąpisz mnie tak czy owak.
- Błagam, Seth, to jest pewna śmierć! Ja nie chcę tak skończyć, ja… - Przerwał, nie mogąc wydusić z siebie już ani słowa. Nigdy w życiu nie czuł się tak głupio. On, dorosły, silny facet, wychowany w brutalnym Basin City nigdy nie powinien się prosić o nic jakiegoś chłystka, jakiegoś podlotka… Seth dawał mu zarobić, okej. Czasem pomagał wydostać się z kłopotów, innym razem sam ich wszystkich w nie pakował… No, ale bez przesady, tego już było za wiele! Najbardziej jednak Stan nie mógł pogodzić się ze świadomością, że nie ma wyboru. Jeśli Seth się uprze, on będzie musiał tam za niego pójść i żadne dyskusje niewiele mu pomogą.
- To już nie pierwszy twój wyskok, Stan. Jeśli tego nie zrobisz, sam cię zabiję, powoli i boleśnie. Póki co to nie jest żadna „pewna śmierć”. Mogą cię aresztować. Mogą strzelać i nie trafić… Może tylko rozwalą ci rękę albo nogę.
- I to ma mnie pocieszyć?!
- Posłuchaj. Jeśli ich plan faktycznie jest taki jak myślę, tylko debil nie uniknąłby kulki. Wiesz o tym, tak? Możesz być czujny, masz przewagę.
- Więc czemu sam tam nie pójdziesz?!
- Udam, że nie usłyszałem tego pytania.
- Skurwysyn z ciebie, Seth! Jestem jednym z twoich najbliższych kumpli, mógłbyś wziąć kogokolwiek! Kogokolwiek!
- Miałem taki zamiar. Ale wtedy lalka powiedziała mi, że próbowałeś się do niej dobrać i prędko uznałem cię za idealnego kandydata.
- Mówię ci, że…
- Zamknij się już. Jestem na ciebie tak wściekły, że nie chcę słuchać żadnych żałosnych tłumaczeń. I lepiej wróć do mnie przynajmniej z przestrzelonym kolanem, może wtedy zrobi mi się ciebie choć trochę żal.
- Przez tę głupią cipę straciłeś rozum!
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. A teraz spieprzaj.
* * *
Pierwszą od wieków wiadomość od Dwayne’a Hope dostała wieczorem, w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Chłopak wysłał jej wtedy życzenia, dołączając krótką wzmiankę o tym, że chciałby z nią porozmawiać, rzecz jasna, jeżeli jest to w ogóle możliwe. Od razu wydało jej się to dosyć dziwne, niekoniecznie dlatego, że jej były znów postanowił męczyć ją swoją zarozumiałą osobą, ale ponieważ w jego wiadomości wyczuła pewien rodzaj skruchy i nietypowej dla niego pokory. Następnego ranka leżała jeszcze w piżamie, z miską płatków niebezpiecznie chyboczącą się na okrywającej jej nogi kołdrze, kiedy na wyświetlaczu znów pojawiło się jego imię. W zasadzie nie powinna być zdziwiona. Odkąd z nim zerwała, chłopak często ją nękał – przychodził do niej, wydzwaniał, pisał maile. Wszystko to ustało dopiero, kiedy pojawił się Seth. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki chłopak zniknął wtedy nagle z jej życia i chociaż Hope wiedziała, że jej brat z pewnością ma z tym wiele wspólnego, dręczyły ją wówczas o wiele gorsze problemy i szybko o tym zapomniała. Teraz, kiedy Seth na dobre zniknął z jej życia, Dwayne wkroczył w nie ponownie, tym razem nie pozwalając się zignorować. Ledwo telefon ucichł choć na krótki moment, zaraz zaczął dzwonić na nowo. Pozbawiona wyboru, Hope odłożyła na bok swoje śniadanie i z głośnym westchnieniem sięgnęła po urządzenie.
- Słucham – odezwała się z wymuszoną uprzejmością, która zabrzmiała nieco oficjalnie.
- Cześć, Hope. Przeszkadzam ci w czymś? – Głos Dwayne’a był jakoś nienaturalnie radosny, czego brunetka nie mogła nie zauważyć. Przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała. Zamiast skupić się na rozmowie, wciąż nie mogła przestać się zastanawiać, czego on chce… Nie dzwonił przecież tylko po to, żeby sobie pogawędzić.
- Nie przeszkadzasz. – odparła. - Coś się stało?
- Zadzwoniłem, bo wczoraj mi nie odpisałaś i zacząłem się zastanawiać, czy wszystko z tobą okej. Dawno nie widziałem cię na uczelni i słyszałem, co stało się twojemu przyjacielowi, więc… No tak. Moje kondolencje, tak przy okazji.
- Dzięki. Nie lubiłeś go – mruknęła niezbyt uprzejmie.
- To nie znaczy, że życzyłem mu śmierci.
- Och, no… tak, wiem.
- Rozumiem, dlaczego jesteś na mnie zła. Te moje kłótnie z twoim bratem… Jeśli cię kiedyś obraziłem, to tylko, żeby go sprowokować i należą ci się za to przeprosiny.
- Eee… w porządku, nie szkodzi – powiedziała już ciszej, trochę tym zaskoczona. W co on gra?! – zastanawiała się. Przez chwilę przeszło jej nawet przez myśl, że to Seth kazał mu ją przeprosić, ale to nie byłoby w jego stylu. A może Dwayne wygadywał o niej takie rzeczy, że teraz faktycznie zrobiło mu się głupio? Jej brat nigdy jej o tym nie wspominał… W ogóle nie miała pojęcia, że kłócili się o nią.
- Wiesz, jest jeszcze coś, ale teraz nie mam już czasu. Muszę kończyć.
- Ale…
- Odezwę się do ciebie niedługo, Hope. Trzymaj się – powiedział prędko i pozostawiając dziewczynę w tej niepewności, natychmiast się rozłączył.
Tamtą rozmową rozbudził jej ciekawość na tyle, że kiedy nie odezwał się do wieczora, przez chwilę sama miała zamiar do niego zadzwonić. Ostatecznie nic jednak nie zrobiła, powstrzymując się od tego ostatkiem sił, ale kiedy następnego dnia, około południa, Dwayne pojawił się niespodziewanie na progu jej domu, wpuściła go bez wahania.
- Jak tu pusto – zagadnął. – Setha nie ma?
- On… wrócił do siebie, już parę dni temu…
- Wiem.
- Wiesz? – spytała zmieszana. – Więc po co…?
- Z grzeczności – przerwał jej. – Zaprosisz mnie na górę? – Ton jego głosu stał się teraz nieco bardziej wyniosły, trochę bardziej w jego stylu i Hope natychmiast straciła nieco ze swej wcześniejszej pewności siebie.
- W mojej sypialni jest trochę… ech, trochę brudno. Może lepiej posiedźmy w salonie – zaproponowała, mając nadzieję, że jej kłamstwo nie było aż tak oczywiste, jak jej samej się wydawało, ale Dwayne natychmiast pokręcił głową.
- Miałem na myśli jego pokój – wyjaśnił spokojnie. – Seth ma coś, co należy do mnie. Chciałbym to odzyskać.
- Obawiam się, że zabrał ze sobą prawie wszystkie swoje rzeczy, więc…
- Nie zaszkodzi sprawdzić. – Uśmiechnął się.
- Jasne. Tędy.
Ledwie weszli na piętro, Dwayne wyprzedził ją zdecydowanie i pierwszy złapał za klamkę dawnej sypialni bruneta, jak gdyby nie mógł się tego doczekać od bardzo dawna. Otworzył drzwi na oścież i przepuścił dziewczynę przodem, wciąż nieznacznie się przy tym uśmiechając. Kątem oka Hope zauważyła, że w lewej dłoni ściska jakiś niemały przedmiot, ukrywając go pod bluzą, ale nim zdążyła o to zapytać, drzwi zamknęły się z trzaskiem za jej plecami.
- Więc… co to jest? – zapytała, kiedy Dwayne zdążył już rozejrzeć się po wnętrzu, w którym niewiele pozostało. Na łóżku wciąż leżała pościel, ale teraz była równo zasłana, co wskazywało na wizytę Sheryl. Półki były puste, a zwyczajny bałagan zdążył zniknąć ze starego biurka, na którego blacie spoczywał teraz jedynie poskładany równo podkoszulek dziewczyny. Nie miała nawet pojęcia, że go zgubiła. Dwayne popatrzył na nią ze zdziwieniem. – Co ci zabrał? – doprecyzowała pytanie.
- Ciebie.
- Słucham?!
- Właśnie ciebie.
W błękitnych tęczówkach Hope pojawiło się przerażenie, gdy jej ramię zostało z całej siły szarpnięte, a bezwładnie lecące ciało uderzyło w twardą klatkę piersiową mężczyzny powodując głuchy, mechaniczny odgłos zderzenia się ze sobą twardych kości. Z ust drobnej dziewczyny wydostał się pisk niewiele głośniejszy od jego ciężkiego oddechu, kiedy zimna dłoń przesunęła się w dół kościstych pleców. W sekundę później tajemnica trzymanego pod bluzą przedmiotu wyjaśniła się, a Hope wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, patrząc na lśniące w popołudniowym słońcu urządzenie z niemałym zaskoczeniem. Kamera. Pieprzona kamera… Nie od razu zrozumiała, po co ją tu przytaskał, ale wkrótce w jej głowie pojawiły się najgorsze wizje, sceny z wszystkich brutalnych filmów, jakie widziała, a niektóre z nich oglądali nawet razem… Dwayne Lee uśmiechnął się enigmatycznie, po czym popchnął dziewczynę na ścianę, zagradzając jej drogę ucieczki swoim własnym ciałem. Nie był może tak silny jak Seth, ale nawet mimo tego brunetka nie była w stanie się od niego uwolnić, choć trzymał ją tylko jedną ręką. Przeklęła w myślach swoją słabość, gdy mięśnie zaczęły pobolewać ją z wysiłku, z jakim szarpała się i zrywała z miejsca, by po chwili znów poczuć twardą powierzchnię, w którą waliły jej wystające żebra. Zdesperowana, chwyciła się ostatniej deski ratunku, która w tym momencie jej pozostała.
- O wszystkim mu powiem! – krzyknęła, doskonale wiedząc, że nie musi nawet dodawać, o kim mówi. Dwayne o tym wiedział. To z jego powodu się tu znalazł, to przez Setha trzymał ją teraz tak mocno, niemo grożąc trzymanym w dłoni urządzeniem. On też nie musiał jej mówić, po co mu ta kamera. Teraz wiedziała już, do czego chciał ją użyć. Mimowolnie zaczęła się trząść, starając się nie stracić groźnej miny, nie wyglądać na tak przerażoną, jak w rzeczywistości była. – On cię zamorduje! – zagroziła, chcąc wytrącić mu urządzenie z dłoni. Odsunął je nieco, przytrzymując nadgarstki swojej ofiary nad jej głową, przez co jeszcze ciężej było jej się wyrywać.
- Chcę, żeby wiedział. – Dwayne posłał jej pewny siebie uśmiech, wzruszając niewinnie szerokimi, umięśnionymi ramionami. Hope zmrużyła oczy. – Sam mu wszystko wyjawię, nawet pokażę, żeby nie miał wątpliwości. Ten kretyn nawet nie wiedział, na co się pisze, prowokując mnie wtedy na tym przeklętym boisku… - Mina dziewczyny wyraźnie wskazywała na to, że nie ma pojęcia o czym mówi, więc Dwayne prędko postanowił wyjawić jej ten sekret. – Zarzucił mi kłamstwo – wyjaśnił. - Powiedział, że nigdy z tobą nie spałem.
- Bo nie spałeś! – wrzasnęła.
- Jeszcze nie – doprecyzował. – On cię zostawił, Hope. Nie chcesz się zemścić?
- Nie zostawił mnie! – zaprzeczyła natychmiast, wciąż mając w sobie nadzieję, że Dwayne tylko blefuje, że wcale nie ma zamiaru zrobić jej nic złego. Rozumiała, że wciąż pałał chęcią zemsty, ale nie mógł przecież wierzyć, że mu się uda i że wyjdzie z tego bez szwanku… Nie po tym, jak Seth załatwił wszystkich jego kumpli! Nikt nie jest tak głupi, nikt nie odważyłby się…
- Słuchaj mnie uważnie – przerwał jej rozmyślania, włączając nagrywanie i odkładając kamerę na szafkę tuż obok, nie wypuszczając jej z uścisku ani na krótką chwilę, podczas której mogłaby zerwać się do biegu. – Tu nie chodzi o ciebie. To jego wina, Hope, ty nie masz z tym nic wspólnego. Ale tak się składa, że jesteś jego słabym punktem, wyczułem to już dawno…
- Bzdura! Dwayne, popierdoliło cię do reszty, to wcale nie jest…
- Wciąż cię lubię, nie chciałbym cię skrzywdzić ze względu na stare, dobre czasy… - kontynuował, jak gdyby nie słyszał srogich przekleństw rzucanych w jego stronę. Teraz, kiedy uwolnił już swoją drugą rękę od ciężaru drogiego urządzenia, mógł swobodnie rozpinać jej sweter, guzik po guziku, jednocześnie przytrzymując jej nadgarstki nad głową. – Zrób to po dobroci, a nic złego ci się nie stanie.
- Niby co mam zrobić?! – krzyknęła, choć jego pożądliwy wzrok, ta kamera i odważne ruchy jego napiętego ciała tuż przy niej nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
- Prześpisz się ze mną.
- Nigdy!
- Nie pytałem cię o zdanie, po prostu stwierdziłem fakt. Mogę nie być brutalny, wszystko zależy od ciebie…
Panika, strach, wściekłość. Wszystkie te uczucia mieszały się w niej, tworząc mieszankę wybuchową. Nie chciała się jednak poddawać, miała wystarczająco dużo doświadczenia, którego nabrała przy znęcającym się nad nią Secie… Jemu na to pozwalała, ale Dwayne?! To, co miał zamiar zrobić jej były chłopak to już nie były te niemal niewinne, chłopięce igraszki, które fundował jej Seth, to był gwałt, najprawdziwszy gwałt. Hope nigdy nie czuła przy brunecie tego, co odczuwała teraz. Nie miała zamiaru stać się zabawką po raz kolejny, być kartą przetargową w jakiejś chorej, męskiej grze. Nie tym razem.
Dłoń Dwayne’a ściskająca w górze jej chude nadgarstki rozluźniła się ledwie na moment, gdy chłopak nachylił się, by pocałować jej blade usta. Te kilka sekund wystarczyło, by zdążyła się wyrwać. W pierwszej chwili z całej siły odepchnęła od siebie mężczyznę, aż zachwiał się lekko na nogach, robiąc krok w tył, a zaraz potem z całej siły uderzyła go w twarz. Jej oprawca złapał się za policzek i przez krótką chwilę Hope miała cichą nadzieję, że odsunie się jeszcze dalej, by miała szansę uciec, ale nagle jego dłoń z całej siły szarpnęła jej słabe ciało i nim brunetka zdążyła się chociaż zorientować co się dzieje, wylądowała na twardej podłodze. Jej kolana z całej siły walnęły w drewnianą posadzkę, zdarta z nich, delikatna skóra zaczęła piec. W ostatniej chwili dziewczyna zdążyła wysunąć przed siebie ręce, by zamortyzować nieco upadek, ale jej policzek i tak otarł się o podłogę, a czaszka zaczęła pulsować tępym bólem.
- Głupia suka. – Usłyszała nad sobą wrogi, nieznany jej wcześniej ton głosu. Oszołomiona przez upadek, przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Nie miała czasu, by chociaż spróbować się podnieść. Dwayne szarpnął za jej sweter, ściągając go z niej siłą i za chwilę rozerwał też na plecach delikatny materiał bluzki, która opadła żałośnie na podłogę. Złapał dziewczynę za jej długie, ciemne włosy. Szarpanie było nieznośne, nawet Seth bywał przy tym delikatniejszy… Gdy pociągnął w górę, nie miała wyjścia, podniosła się nieco zgarbiona i pozwoliła pchnąć się na łóżko należące dotychczas do bruneta. Lądowała tam już wiele razy, czasem bardziej, czasem mniej z tego zadowolona, ale nigdy nie czuła takiej bezradności i gniewu, który ogarnął ją w tej chwili. Ledwie jej chude, na wpół rozebrane już ciało wylądowało na materacu, odbiła się od niego i rzuciła na Dwayne’a, rozjuszona jak nigdy wcześniej. Nie patrzyła, gdzie uderza, waliła na oślep mocno zaciśniętymi pięściami, starając się celować w jego twarz. Nie trwało to jednak długo. Mężczyzna wciąż miał nad nią niemałą przewagę i chociaż z początku chyba naprawdę nie zamierzał robić jej krzywdy, teraz go zdenerwowała. Z całej siły odepchnął ją od siebie, a Hope bezwładnie poleciała w tył. Nim jej ciało wylądowało znów na łóżku, z impetem uderzyła głową w twardy zagłówek. Przez krótkie kilka sekund czuła, że jest jej niedobrze, a przed oczami zrobiło jej się zupełnie ciemno… Dalej nic już nie pamiętała.
Obudziło ją przenikliwe zimno i jakiś niepokój. Nie była świadoma tego, co się stało, ale jakaś wewnętrzna siła kazała jej natychmiast zerwać się z miejsca i uciekać. Chciała się podnieść, ale nie była w stanie. Coś mocno ciągnęło za jej ręce, uciskało nadgarstki… Kiedy otworzyła oczy, wydała z siebie jedynie niemy krzyk. Leżała zupełnie nago na tak dobrze znanym sobie łóżku, z rękami przywiązanymi do zagłówka strzępkami potarganego prześcieradła. Tuż nad nią klęczał Dwayne, uśmiechając się z wyższością, trzymając w dłoniach kamerę, która z całą pewnością była już włączona. Nie miał na sobie koszulki, a pasek u jego spodni zwisał żałośnie ze szlufek, rozpięty wcześniej przez swego właściciela. Dziewczyna nagle o wszystkim sobie przypomniała. Wrzasnęła, a on nawet nie próbował jej uciszać.
- Nie wiedziałem, że tak bardzo ułatwisz mi sprawę, Hope – powiedział w końcu, kiedy przestała krzyczeć, by ją rozwiązał. – Miałem cały kwadrans na zrobienie przepięknych ujęć twojego nagiego ciała, wszystkich zbliżeń, które Seth z pewnością będzie chciał zobaczyć…
- Puszczaj mnie, Dwayne! Jesteś popierdolony, w życiu bym się po tobie tego nie spodziewała! Moja matka będzie tu lada moment, ona…
- Nie przyjdzie tu tak szybko – przerwał jej. – Pojechała do klienta, prawda? Tak, na pewno tak, bo to mój przyjaciel po nią zadzwonił. I będzie ją zagadywał tak długo, aż ja nie dam mu sygnału, żeby…
- Rozwiąż mnie, kurwa! – krzyknęła, nie mając ochoty dłużej tego słuchać. – Seth cię zabije, zobaczysz! Sama cię zabiję, jak tylko się uwolnię!
- O, nie liczyłbym na to. To ty sama zadbasz o to, żeby nic mi się nie stało, Hope. Bo jeśli twój nowy kochanek chociaż mnie tknie, nagranie wyląduje w sieci. A potnę je tak ładnie, żeby wyglądało, że czerpiesz z tego naprawdę ogromną radość…
- Dwayne, błagam cię, opanuj się! Co się z tobą stało?!
- Seth zadarł nie z tym, kim powinien, kochanie! Jeśli mnie pobije, możesz szukać tego nagrania na każdej znanej stronie porno i w jeszcze kilku innych miejscach…
- Więc cię zabije!
- Na to też się zabezpieczę. Nie będę jedyną osobą, która będzie posiadać to nagranie. – Uśmiechnął się do niej, powoli kierując oko kamery z jej rozzłoszczonej twarzy na piersi, płaski brzuch, później jeszcze niżej… Czuła się upokorzona, po jej policzkach natychmiast zaczęły spływać słone łzy. Nie wiedziała już, co robić. Prosić go, grozić? Wzywać pomocy?! Okno było zamknięte, poza tym nawet nie wychodziło na ulicę… Po głowie Hope wciąż kołatała się myśl, że to niemożliwe, że Dwayne na pewno tylko ją straszy, że nie zrobiłby czegoś tak podłego, że to tylko zły sen… Ale wyraz jego twarzy był poważny, a światełko kamery świeciło jej prosto w oczy przypominając o jej fatalnym położeniu. Zacisnęła mocno powieki. Wszyscy to zobaczą… Jej znajomi, jej matka, całkiem obcy ludzie… Fama raz dwa się rozniesie. Koledzy z uczelni będą ukradkiem pokazywać sobie filmik na telefonie, ale nawet nie będzie musiała znosić tego zbyt długo, bo ją wywalą. Tak, z pewnością to zrobią… Dlaczego nie? Nikt jej nie uwierzy… Seth jej nie uwierzy. Zamorduje ją. Może i dobrze, przynajmniej nie będzie zmuszona udawać, że nie widzi tych wszystkich spojrzeń i chichotów za swoimi plecami… Czy śmierć boli? Bardziej niż to, co dzieje się teraz?
Płakała coraz rzewniej, mając nadzieję, że Dwayne się nad nią ulituje, ale był nieugięty.
- Długo jeszcze będziesz mi tak łkać? – zapytał z wyraźnym znudzeniem w głosie, odkładając kamerę na nocną szafkę. Gdy zeskoczył z łóżka i ciężar jego ciała zniknął z nagich bioder, przez krótką chwilę naiwności sądziła, że to już koniec, ale mężczyzna tylko sprawdzał, czy widać wszystko wystarczająco wyraźnie, podkładając zaraz pod urządzenie kilka książek, które znalazł obok, by znajdowała się wyżej. – Skoro chcesz płakać, przewrócę cię na brzuch. Twoja zapłakana buźka nie będzie rzucać się tak bardzo w oczy, ludzie pomyślą pewnie, że jęczysz z przyjemności…
- Dwayne, błagam… Jak możesz mi to robić? Ty taki nie jesteś… Wkurzyłeś się, rozumiem, ale…
- Och, nie wciskaj mi tu tych psychologicznych gadek – warknął na nią, brzmiąc teraz prawie identycznie jak Seth. Jego zielone oczy patrzyły na nią z tą samą mieszaniną podniecenia, satysfakcji i gniewu. Hope znała to spojrzenie, ale nigdy nie przerażało jej bardziej.
- Troszkę się uspokoiłaś, hmm? – Dwayne uśmiechnął się do niej i dopiero w tym momencie Hope zdała sobie sprawę, że przestała płakać, tak samo nagle i gwałtownie jak ostatnio. Teraz zaciskała tylko zęby na swojej dolnej wardze, robiąc to z taką siłą, że cudem jej jeszcze nie przegryzła. Jej oczy piekły niesamowicie, suche i spuchnięte, jak gdyby pod jej ciężkie powieki dostał się piasek, drapiąc przy każdym mrugnięciu delikatną skórę, a całe ciało drżało ze strachu i zimna. Chciała znów zacząć łkać i krzyczeć, by nie ułatwiać jeszcze sprawy swojemu oprawcy, ale nagle, w całej tej ciszy, doszedł do niej cichy dźwięk dzwonka. Dopiero teraz porządnie się rozdarła.
- Pomocy! Ratunku! Seth! – Doskonale wiedziała, że to nie mógł być brunet, ten siedział sobie teraz spokojnie w domu swojego przyjaciela, nie mając zielonego pojęcia, na co sam skazał swoją zabawkę, ale Hope miała nadzieję wystraszyć Dwayne’a, który nie miał o tym pojęcia i jej plan chyba poskutkował. Chłopak doskoczył do niej natychmiast, mocno zaciskając obydwie dłonie na czerwonych, obolałych ustach. Pewność siebie wyparowała z niego niemal natychmiast. Pod całą tą osłonką pana dominującego, Dwayne od zawsze był zwykłym tchórzem. Hope doskonale o tym wiedziała.
- O czym ty mówisz?! – warknął do niej najciszej jak się dało. – Sama mówiłaś, że wyjechał! – Odsunął od niej dłonie tylko na tyle, by mogła mu odpowiedzieć, ale jednocześnie wciąż miał szansę przycisnąć je do kobiecych ust tak szybko, jak tylko zacznie krzyczeć.
- Dzwoniłam do niego, mówiłam, że chcesz ze mną pogadać, na pewno cię przejrzał i przyjechał sprawdzić, czy wszystko okej! – odpowiedziała cicho, widząc strach w jego oczach.
- Łżesz – syknął, ale w tym momencie dzwonek rozległ się na nowo, a Hope natychmiast znów krzyknęła imię swego brata.
- Kurwa!
Dwayne nie zastanawiał się wiele. Łapiąc za kamerę i swoją bluzę, natychmiast otworzył okno i spojrzał w dół. Ziemia wcale nie wydawała się tak daleko, gdyby udało mu się skoczyć na dach tej małej szopy na drewno, może nawet udałoby mu się nie pokaleczyć… Spojrzał ponownie na dziewczynę, która teraz wołała już w niebogłosy swoje żałosne „ratunku!” i skoczył, nim walenie do drzwi się nasiliło. Nie spojrzał nawet, kto stoi w progu domu, który właśnie w tak niecodzienny sposób opuszczał, ale puścił się biegiem przed siebie, przeskakując ogrodzenie i wpadając do cudzego ogródka. Wciąż nie mogąc uwierzyć, w jak podłej sytuacji się znalazł, ukrył się w krzakach za blaszanym garażem, mając nadzieję, że nikt nie będzie go tu szukał.
Hope natomiast jeszcze przez kilkanaście długich sekund leżała w bezruchu, z trudem łapiąc do płuc powietrze, jak gdyby właśnie przebiegła maraton. Teraz, kiedy przestała się już szarpać i nikt nie stał nad nią, obserwując każdy, najdrobniejszy nawet ruch, więzy na jej nadgarstkach nie były aż tak trudne do rozwiązania. Podciągnęła się do siadu i zdjęła je ostrożnie. Obtarcia na delikatnej skórze raziły ją w oczy mocną czerwienią świeżej skóry. Przyglądała się im przez chwilę, po czym nagle oprzytomniała. Do drzwi wciąż ktoś się dobijał, waląc w nie coraz głośniej i głośniej. Jeśli nie chciała sprowadzić sobie na głowę policji, musiała zejść na dół, jakkolwiek straszne by jej się to nie wydawało.
Znalazła więc swoją bieliznę i ubrała ją prędko, patrząc z rozżaleniem na zniszczoną bluzkę i dżinsy z rozwalonym zamkiem. Nie to, żeby zależało jej teraz na ubraniach, ale sam ten widok wciąż nie pomagał jej zapomnieć, że to jeszcze nie koniec, że Dwayne nagrał wystarczająco dużo, żeby ją pogrążyć, że widział ją nago, że…
Starając się odrzucić od siebie te myśli chociaż na chwilę, szybko otworzyła komodę, w której – tak, jak się spodziewała – znalazła jeszcze kilka jego ubrań. Poczuła się nieco lepiej czując na sobie ciężar bluzy Setha, rozpoznając znajomy zapach i otulając miękkim materiałem swoją nagą skórę. Nie zaprzestała wtulać w nią swego policzka nawet, kiedy szybkim krokiem schodziła już po schodach na parter. Przy drzwiach słychać było kobiece krzyki.
- Proszę natychmiast otworzyć, bo wezwę policję! Czy ktoś tam jeszcze jest?! Halo!
Hope, nie czekając dłużej, szarpnęła za klamkę. Na progu stała jakaś obca kobieta, na pozór może w wieku jej matki. Wyglądała profesjonalnie, miała na sobie żakiet, wysokie obcasy i idealnie dopasowaną, ołówkową spódnicę, ale na jej twarzy malowało się czyste przerażenie. Hope, która stała przed nią jedynie w bluzie narzuconej na bieliznę, z wyrazem obojętności na twarzy i w rozczochranych włosach, stanowiła teraz jej całkowite przeciwieństwo.
- Słyszałam jakieś wrzaski! – kobieta zrezygnowała z powitania i natychmiast zaczęła krzyczeć. – Co się stało?! Czy ktoś jest ranny?!
- To byłam ja – wyjaśniła suchym, zachrypniętym nieco głosem Hope. – Zatrzasnęłam się w łazience, mam klaustrofobię. Przepraszam, jeśli panią przestraszyłam. – Teraz, kiedy na niczym jej już nie zależało, kłamanie przychodziło jej z największą łatwością. Stojąca przed nią blondynka wyprostowała się i poprawiła swoje okulary w grubych oprawkach, które zdążyły zsunąć jej się po nosie. Dziewczyna nie wiedziała, czy udało jej się ją przekonać, ale równocześnie wcale o to nie dbała.
- Chciałam już dzwonić na policję…
- Niepotrzebnie, ale dziękuję za troskę. – Czuła się głupio, będąc tak niemiłą w stosunku do kobiety, która właśnie zupełnie nieświadomie uratowała ją przed gwałtem, ale po prostu nie była w stanie zdobyć się na chociaż odrobinę milszy ton czy bardziej przyjazny wyraz twarzy. – Pani w jakiej sprawie? – spytała, szybko gryząc się w język. Znowu ten nonszalancki, niegrzeczny głos… Skąd ona się go w ogóle nauczyła?!
- Szukam Sheryl Barlett, sądziłam, że zaraz po świętach uda mi się zastać ją w domu…
- Jest pani koleżanką mojej mamy?
- Tak, zgadza się. Sheryl prosiła, żebym poszukała dla niej mieszkania…
- Mieszkania? – Hope wyglądała na wyraźnie zaskoczoną, co nie umknęło uwadze blondynki.
- Och, pani nic o tym nie wie? Mam nadzieję, że nie zepsułam żadnej niespodzianki! To niewielkie lokum, idealne dla jednej osoby, więc być może mama chciała zrobić pani prezent, a ja…
- Och, wszystko jasne. – Brunetka lekko uderzyła się w czoło, przypominając sobie rozmowę sprzed ponad miesiąca. Mama chciała wysłać gdzieś Setha, gdzieś daleko. Mówiła jej wtedy, że kupi mu mieszkanie, byle tylko wyniósł się z jej domu. Od tego czasu temat ucichł, niedługo później zresztą wyjechali razem do Basin City, a teraz… Teraz to wszystko pokomplikowało się jeszcze bardziej. – Wiem, o co chodzi – odparła w końcu.
- Wie pani?
- Proszę nie mówić do mnie przez pani, dziwnie się czuję… - mruknęła. – Jestem Hope. A to mieszkanie…
- Właściwie dom. Niewielki, na uboczach miasta. Jest w naprawdę dobrym stanie, a przede wszystkim jest niedrogi…
- Tak, więc ten dom nie jest dla mnie – dokończyła. – Mama powinna wrócić dopiero wieczorem, może uda się pani złapać ją jutro, ale zanim pani pójdzie, mam ogromną prośbę. No, właściwie dwie…
- Och, prośbę? No cóż, słucham… - Blondynka wydawała się nieco zagubiona, a Hope jeszcze mocniej przytuliła do siebie materiał, starając się nie myśleć, że kiedy tylko kobieta zniknie z progu jej domu, ona znowu zostanie sama. Sam na sam z myślami…
- Czy mogłaby pani nie mówić mamie o tym ataku paniki? No wie pani, jako dziecko miałam chodzić na terapię, po roku powiedziałam mamie, że choroba jest wyleczona, ale tak naprawdę… trochę oszukiwałam. Proszę jej nie mówić, bardzo by się martwiła.
- No cóż, zgoda. Ale sądzę, że powinna pani jednak udać się do lekarza…
- O tak, od dawna z tym zwlekam. Teraz to już przesądzone.
- A druga prośba?
- Niech pani namówi moją mamę, żeby kupiła ten dom. Może mówić, że nie jest już zainteresowana, że zmieniła zdanie, ale błagam… niech pani ją namówi.
- Eee… no cóż, postaram się. – Kobieta popatrzyła na nią, jakby spadła z księżyca. Czyż nie na tym polega jej praca? Na sprzedawaniu ludziom domów?! Dlaczego miałaby nie starać się wystarczająco przy Sheryl? Nie chcąc jednak kłócić się z tą dziwną dziewczyną, uśmiechnęła się tylko grzecznie i wsunęła pod ramię swoją niewielką torebkę. Z jej ust wydostało się jeszcze wyjątkowo ciche pożegnanie i nim Hope zdążyła jej odpowiedzieć, ta znajdowała się już na końcu ścieżki.
Brunetka zatrzasnęła za nią drzwi, zamykając je na wszystkie zamki i oparła się o ścianę, powoli zjeżdżając w dół, aż usiadła na podłodze z podkulonymi pod brodę kolanami i głową ukrytą w dłoniach. Załkała raz, potem drugi, a już za chwilę jej szloch niósł się echem po całym mieszkaniu…
Błagam, niech mama kupi ten dom…
Kurczę, naprawdę nie zazdroszczę Hope. Ledwo się uwolniła od Setha, tu już przychodzi Dwayne (o którym swoją drogą zdążyłam zapomnieć) i... No kurde! Jak dobrze, że ta kobieta ją uratowała, nawet o tym nie wiedząc... Już myślałam, że to sytuacja kompletnie bez wyjścia!
OdpowiedzUsuńAle wiesz co? Wydaje mi się, że Seth na dobre nie zrezygnował. To jeszcze nie koniec gry - ba, ona się dopiero zaczyna, tylko na zmienionych zasadach. Coś się jeszcze wydarzy. Coś ważnego.
W ogóle dziwi mnie, skąd Dwayne wiedział, że Setha nie ma? Przecież Hope mu o tym nie mówiła, sam Seth też się do niego nie zgłosił...
Teraz zastanawia mnie również, po co Hope dom. W sensie że chce się do niego przeprowadzić? Hmm.
Aha, zdanie na samym początku dziwnie zabrzmiało - tak, jakby poranek szturchnął Hope. Nie chciałam już Ci grzebać, więc sama musisz poprawić. :D Jak widać, zajęłam się również akapitami, teraz wszystko powinno być w porządku.
Mi też się wydaje, że Seth tak CAŁKOWICIE to nie zrezygnował, bo to by oznaczało koniec opowiadania, nie? :) Chyba, że będę opisywała ich osobne losy do pięćdziesiątki, co z pewnością będzie bardzo ciekawe... ;)
UsuńCo do tego, skąd Dwayne się dowiedział... Dobre pytanie, ale odpowiedzi oczywiście nie mogę Ci udzielić ;) Tak samo z domem, choć jesteś na dobrym tropie ;p
Dziękuję Ci bardzo, bardzo za te akapity :) Siadam rano przy komputerze, myślę, że znowu mnie czeka zabawa z usuwaniem tego cholerstwa, a tu niespodzianka, wszystko zrobione ;) Uwielbiam Cię! ^^
No właśnie, wtedy zakończyłoby się ono już teraz, natychmiast >.< Ale wiesz, fajnie by było, gdyby przestał ją traktować jak lalkę... Chociaż w sumie znając charakter Setha - będzie to niezwykle trudne.
UsuńAle to się wyjaśni, tak? Bo na razie wydaje się nielogiczne xD Haha, okej, poczekam do następnego rozdziału xD
Nie ma sprawy, bo przy okazji czytałam rozdział, także... :D
Gdyby przestał ją traktować jak lalkę, musiałby traktować ją jak dziewczynę (swoją dziewczynę być może), a nie wiem, czy Seth jest do tego zdolny ;p
UsuńTak, wyjaśni się :) W zasadzie już można się domyślić, no ale wyjaśnienie tak czy owak przedstawię :)
No tak, racja. Ja już czytałam ten rozdział jakieś dwadzieścia razy i oddałabym wszystko, by już nigdy więcej nie musieć tego robić ;p (no dobra, przynajmniej przez jakiś czas)
No właśnie o to chodzi, żeby stała się jego dziewczyną xD
UsuńJak na razie niczego się nie domyślam, także za wyjaśnienie serdecznie podziękuję :3
Hah, zrozumiałe! Ja na przykład nie jestem w stanie przeczytać swoich tekstów na świeżo jeszcze raz, także podziwiam wszystkich, którzy to potrafią...
Ja jestem w stanie je czytać tak długo jak jest potrzeba - to znaczy w trakcie długich i żmudnych poprawek (choć tym razem jak już widziałam te wydrukowane kartki czekające na mnie na biurku to zazwyczaj odwracałam twarz w inną stronę i udawałam, że ich tam nie ma, zwlekając z poprawą do ostatniej chwili ;p). Natomiast później lepiej mnie do tego nie zmuszać :)
UsuńJedno co, to po latach uwielbiam do tych swoich tworów wracać. Staję się wtedy nieskromna i czytam je chętniej niż najlepszą książkę ;P (często po to, żeby się z samej siebie ponaśmiewać, ale to już inna sprawa ;p).
...Katja?
OdpowiedzUsuńCoś nie tak?
UsuńA, chodzi zapewne o tę informację na górze? Przepraszam, nie zajarzyłam od razu, że nie wszyscy o tym mogą wiedzieć. ;) Można powiedzieć, że pomagam Fancy od strony technicznej, stąd też mam dostęp do moderacji notek i mogłam poprawić za duże wcięcia.
UsuńAAAAAA okej, zwracam honor :D
UsuńCieszę się! :D
UsuńPrzez dłuższą chwilę zastanawiałam się, o czym Wy w ogóle mówicie, dopiero teraz zauważyłam ten PS na górze ;) Jak tylko będę miała chwilę, muszę w którejś zakładce oznaczyć Cię jako moją najdroższą pomocnicę, Katja, żeby nie było nieporozumień ;) Oczywiście, o ile się zgodzisz :) (Swoją drogą, określenie "pomocnica" brzmi do dupy w odniesieniu do kogoś, kto mi całą grafikę powstawiał i jeszcze wygląd notek koryguje, ale nie umiałam znaleźć innego słowa, przepraszam :P).
UsuńNa jednym blogu moja współautorka oznaczyła mnie jako Admina Technicznego - może być? :D
UsuńO, ładne ;) Tak oznaczę ;D
UsuńOkej xD
Usuń:)
UsuńHopeless Hope. Zupełna idiotka. Chore przywiązanie do konkretnego faceta to jedna sprawa, ale pozwalanie na czucie się bezkarnym jakiemuś idiocie, to już zupełne przegięcie.
OdpowiedzUsuńA skąd wnioskujesz, że pozwoli Dwayne'owi być bezkarnym? To, że dała mu uciec jest chyba dość naturalne, sama by sobie przecież z nim i tak nie poradziła. (Nie bronię jej, tak pytam ;))
Usuń"sam ten widok wciąż nie pomagał jej zapomnieć, że to jeszcze nie koniec, że Dwayne nagrał wystarczająco dużo, żeby ją pogrążyć, że widział ją nago, że…"
Usuńchociaż! skoro chce żeby jej matka kupiła dom, to może po to, żeby w razie pokazania przez Dwayne'a zdjęć i nagrań większej publiczności, mieć dokąd uciec.
...albo szuka wolnego ogródka do zakopania ciała ;)
Usuńtrupa znajomego niedoszłego gwałciciela w swoim ogródku trochę ciężko wytłumaczyć władzom. poza tym, kto chciałby mieć w ogródku jakiegokolwiek trupa?
UsuńLudzie chowają w swoich ogródkach zdechłe zwierzaki, to i dla trupa znajomego znajdzie się miejsce ;)
UsuńZa mało Chrisa, to pierwsza sprawa.
OdpowiedzUsuńDruga to... Nie znoszę Hope z dnia na dzień coraz bardziej. W ogóle w tym twoim opowiadaniu to oprócz Chrisa to nikogo nie lubię. Wszyscy są dwulicowi, okrutni, chorzy psychicznie i w ogóle stworzyłaś sobie jakiś popieprzony światek, gdzie wszyscy ludzie są odmieńcami. Ehh
Napraw to następną serią rozdziałów ;D
Obawiam się, że wcale nie mam ochoty tego naprawiać ;p Ja lubię tych odmieńców, są... ludzcy. Nie wszyscy rzecz jasna, aż tak kopniętych ludzi jak Seth pewnie nie ma w dużej ilości, to do czego posuwa się Dwayne raczej też nie jest codzienną praktyką, ale dwulicowość przyjaciół Hope czy jej matki, albo bezradność samej Hope jest (niestety!) bardzo powszechna. No, albo to ja mam spaczone zdanie o naszym społeczeństwie i trochę kiepskich znajomych... Tak, to też jest możliwe.
UsuńFakt faktem, że w prawdziwym życiu nie zaprzyjaźniłabym się chyba z żadnym z moich bohaterów...
Rozdzial swietny, jak zawsze... To jak piszesz jest naprawde niezwykle. :) Czytajac kazdy kolejny rozdzal mam wrazenie, ze wszystkie slowo przychodza ci z latwoscia. Zawsze przepieknie opisujesz to jak czuja sie bohaterowie czy to co robia. Gdy koncze czytac dodany przez ciebie rozdzial juz nie moge doczekac sie kolejnego. Zas kiedy sie pojawia czytam go jednym tchem. Nie wiem czemu, ale chcialabym zeby Seth wrocil do Hope. Pociagaja mnie tacy niebezpieczni faceci... ciekawe czemu.. Mam nadzieje, ze w kolejnym rozdziale sie spotkaja czy cos... Z niecierpliwoscia bede wyczekiwac kolejnego rozdzialu, oby pojawil sie tak szybko jak ten. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJej, dzięki ;)
UsuńNiebezpieczni faceci pociągają wiele kobiet, ale to niezdrowa fascynacja. Ja sama chciałabym, żeby Seth wrócił do Hope, ale z nieco innego powodu - lubię pisać ich wspólne sceny bardziej niż osobne ;)
Po pierwsze - Hope zaczyna mnie irytować, z notki na notkę coraz bardziej i jak zdążyłam przejrzeć wcześniejsze komentarze to nie tylko mnie :P
OdpowiedzUsuńPo drugie - Dwayn, po jaką cholerę on przepraszam miesza się w jej życie? Ledwo Seth się zmyl (choć mam nadzieję że jeszcze nie odpuścił) a ten już się pojawia.
Po trzecie - Gdzie mój Seth?! Oh dlaczego on ją zostawił? Ale wróci prawda? Wróci do niej, musi... nie wiem czemu ten facet mnie pociąga :P
Po czwarte - Twoje opisy, nigdy nie byłam zwolenniczką rozwlekania się nad uczuciami, ale u Ciebie to zupełnie inna bajka :)
Pisz szybko kolejny rozdział, a ja zapraszam do mnie ;) na Quaramonte
Hmm... mnie Hope irytuje wciąż dokładnie tak samo jak wcześniej, więc dziwi mnie Wasza reakcja ;)
UsuńDwayne bardzo przeprasza za mieszanie się, ale bez niego miałabym problem ze stojącą w miejscu akcją ;)
Seth... jak to Seth ;) W końcu na pewno wróci ;p
A co do punktu czwartego, to pozostaje mi tylko bardzo serdecznie podziękować :)
Pozdrawiam ;*
Dlaczego ona chce, żeby Sheryl kupiła ten dom? ;D Seth naprawdę chce wysłać swojego kolegę na taką misję? Haha, widać, jak silne więzi ich łączą, haha. Chociaż po Secie można się wszystkiego spodziewać. Nie sądziłam, że Dwayne tak się zachowa. Myślałam, że mimo wszystko, jest w miarę normalny. Wychodzi na to, że nie. Dobrze, że ta kobieta się pojawiła. Chociaż pewnie gdyby zobaczył, że to tylko jakaś kobieta, to Hope nie miałaby tyle szczęścia.
OdpowiedzUsuńWątpię, żeby Setha z kimkolwiek łączyły jakieś silne więzi. Zabiłby własną matkę, gdyby... Nie, moment. Ją akurat pewnie zabiłby z chęcią i bez powodu. Zły przykład ;)
UsuńTrochę czasu zajęło mi przeczytanie wszystkich rozdziałów, ale jestem zgodnie z obietnicą.
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam Ci podziękować za bardzo miły komentarz na blogu. Cudownie jest mieć świadomość, że komuś moje opowiadanie podoba się na tyle, że nie zniechęca go ilość rozdziałów. Na takim etapie publikowania pewnych historii rzadko pojawiają się nowi czytelnicy, przede wszystkim dlatego, że nikomu nie chce się czytać aż tylu postów.
No właśnie, kiedy zajrzałam na Twojego bloga, pomyślałam sobie "aż 37 rozdziałów? Trochę dużo do czytania, ale trudno, obiecałam, że przeczytam, to muszę się za to zabrać. Oby tylko to było coś ciekawego". Całe szczęście, że się nie zawiodłam. Wtedy przebrnięcie przez rozdziały byłoby okropne, a tak błyskawicznie pochłonęłam całą tę historię. Momentami miałam wrażenie, jakbym czytała w internecie już dawno wydaną książkę, tak dokładnie wszystko było dopracowane i tak trafnie opisane. Oczywiście nie oznacza to, że było bezbłędnie, bo każdy popełnia jakieś pomyłki, mimo wszystko nie znalazło się zbyt wiele rzeczy, do których można by się przyczepić. Z resztą, jakby się zastanowić, w wielu wydanych książkach również nie brak błędów.
Doskonale wykreowałaś swoich bohaterów. Wszyscy wydają się prawdziwi, żyją własnym życiem i przede wszystkim nie są do siebie podobni, co niestety często zdarza się autorom rozmaitych opowiadań. Każdy ma tutaj własną osobowość, przez co jednych można kochać, a innych nienawidzić. Uwielbiam Chrisa, ale oczywiście Seth całkowicie skradł moje serce. Na początku myślałam, że jest to taki mój wymarzony typ książkowego niegrzecznego chłopca - zachowuje się okropnie, nie chcąc pokazać, jaki jest naprawdę. Seth jest jednak trochę inny niż ci wszyscy typowi niegrzeczni chłopcy. Momentami po prostu mnie przerażał albo sprawiał, że myślałam sobie 'jak ja mogę go lubić? to nie jest mój książkowy ideał, tylko jakiś chory psychicznie człowiek'. Mimo wszystko i tak go uwielbiam, szczególnie podczas tych przebłysków normalności, gdy wydaje się zdolny do pozytywnych uczuć. Hope za to bardzo mnie denerwuje. Chwilami potrafi krzyknąć, zbuntować się, ale zazwyczaj jest uległa i taka nieco... nudna. A może po prostu przyćmiewa ją wyrazista osobowość Setha, nie wiem. W każdym razie za Hope nie przepadam, a jednak naprawdę chciałabym, żeby była z Sethem, choć nie wiem czy to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę osobowość chłopaka. Jakoś zawsze taka mam, że nawet jeśli niegrzeczny chłopiec poznaje główną bohaterkę, która jest spokojną, nieco niepewną siebie dziewczyną, za którą nie przepadam, to i tak kibicuję takiej parze. No i dla mnie związek Hope z jej bratem nie byłby niczym niestosownym. W końcu to tak naprawdę nie jest jej brat. Co z tego, że Hope jest adoptowaną córką matki Setha, skoro z chłopakiem wcale nie łączą jej więzy krwi.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Może już niedługo zdołam zrozumieć psychikę Setha (chociaż właściwie to chyba niemożliwe).
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
Zgadzam się, że na etapie na którym znajduje się zarówno moje jak i Twoje opowiadanie ciężko już o nowych czytelników. Tym bardziej się cieszę, że jakoś przez moje opowiadanie przebrnęłaś ;) Obietnica obietnicą, ale jakbyś jej nie dotrzymała, nie miałabym pretensji :)
UsuńW zasadzie Seth właśnie miał taki być - z pozoru wydawać się tym "wymarzonym niegrzecznym chłopcem", który plącze się w wyobraźni wielu dziewczyn, a w efekcie okazać się koszmarem. Bo moim zdaniem właśnie tak kończą się te marzenia - prędzej czy później ten kochany łobuz wbija dziewczynie nóż w plecy, oby nie dosłownie. Mimo wszystko sama przyznaję, że lubię Setha i wiem, że wiele innych czytelniczek jest tu głównie dla niego... W ten sposób chyba wszystkie udowadniamy, że dziewczyny mają nierówno pod sufitem ;)
Co do Hope, to w zasadzie ona ma być trochę denerwująca, ale z pewnością masz rację, że jest taka nijaka i nudna między innymi dlatego, że kiedy zestawi się ją z wyrazistym Sethem, to... no cóż, nie ma porównania.
A tak przy okazji, skoro Hope nie lubisz to życzenie jej związku z Sethem jest jak najbardziej na miejscu ;)
Fancy, zostałaś nominowana do Liebster Award przez Dybuka z Drżących Wysp. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za wyróżnienie :) Natomiast ponieważ nie za bardzo chcę umieszczać podstronę z Liebster Award na blogu (odmówiłam już chyba dwóm innym czytelniczkom, gdybym teraz to zrobiła mogłyby poczuć się urażone), a kooocham odpowiadać na pytania (wiem, dziwne hobby), co i jak napisałam Ci w komentarzu u Ciebie :) Jeszcze raz dziękuję :)
UsuńTeraz dopiero się skapnęłam... What dies last - hope. Czyli Hope umrze ostatnia :c
OdpowiedzUsuńA może to tylko przenośnia? W końcu co za debil ujawniałby zakończenie "książki" w jej "tytule"? :P
Usuń(Pomijając już fakt, że w zasadzie to opowiadanie ma inny tytuł, którego nigdy nie ujawniłam, a wymyśliłam dopiero przy okazji pisania całego opowiadania na nowo i bardziej na poważnie, ale uznajmy, że póki co adres jest też tytułem).
No dobra, ale i tak to mega pasuje! Ja sądzę, że właśnie na tym to polega :D
UsuńA jak brzmiał ten inny tytuł? :>
Jasne, że pasuje, przecież nie dałam tego adresu przez przypadek! ;p Ale myślisz, że się przyznam co miałam wtedy na myśli? ;p Pff... Mogłaś nawet mieć rację, a ja i tak będę udawała, że nie ;)
Usuń"Inny" tytuł brzmi: "Pod wpływem" (pierwszy raz w życiu go wyjawiam ^^)
Ja się dziwię, że się skapnęłam dopiero po takim czasie xD Nawet nie wiem, dlaczego dopiero teraz mi się skojarzyło... o.O No cóż, różne cuda się zdarzają xD
UsuńO, też spoko. Ale chyba i tak wolę What Dies Last, poprzez tę analogię do Hope właśnie. ^^
Lepiej późno niż wcale ;)
UsuńPewnie, że lepiej!
UsuńA propos tego czegoś na górze - postaram się jutro wrócić do wcześniejszych rozdziałów i je przeczytać, żeby wyłapać wszelakie wątki. No na pewno była ta niedokończona sprawa Setha i jego zleceniodawcy czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie o.O
Dzięki Ci, dobra kobieto! ;)
UsuńKurcze aż mnie zatkało, świetne teksty piszesz. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńA kiedy nastepny rozdzial? :D
OdpowiedzUsuńPóki co niestety nie jestem w stanie tego przewidzieć
Usuń