Seth nienawidził, kiedy komuś wydawało
się, że jest w stanie go przechytrzyć, a już tym bardziej, jeśli ktokolwiek śmiał
twierdzić, że jest od niego mądrzejszy. Sam doskonale wiedział, że nie jest może
geniuszem, a szkoła nigdy specjalnie go nie interesowała, ale nie o taką
mądrość mu przecież chodziło. Zamiast wykształcenia wyniesionego ze szkolnych
murów, w życiu bardziej cenił spryt, wrodzoną bystrość i umiejętność radzenia
sobie w każdej sytuacji. Uważał się za osobę, która posiada wszystkie te cechy,
zresztą nigdy nie zawiódł się na swoich zdolnościach. I nic dziwnego. Przy chmarze
kumpli, z których jedynie dwóm udało się jakimś cudem skończyć szkołę, nie
musiał się nawet wysilać. Kiedy jednak dochodziło do konfrontacji ze studentką
psychologii, poprzeczka w końcu wędrowała odrobinę wyżej…
Przez pierwszych kilka dni obezwładnianie
jej nie sprawiało mu większego problemu. Najpierw upoił ją alkoholem, później uwiódł
swoim urokiem, następnego dnia zamroczył wstydem. Udało mu się sprawić, że
lalka działała dokładnie według jego zaleceń, jedynie czasem zbyt długo
obserwowała go w ciszy… Ale zbyt prędko przestała okazywać strach. A strach był
potrzebny, żeby zniszczyć jej życie.
Kiedy tego poranka znalazł ją w swoim
samochodzie, omal nie wytrzeszczył oczu ze zdziwienia. Musiał naprawdę się
pilnować, żeby nie wyglądać na kogoś, kto stracił panowanie nad sytuacją.
Śmieszyła go. Wyglądała jak bezbronne szczenię, ale szczerzyła ząbki jak rosły
Rottweiler. Siedziała rozłożona na siedzeniu pasażera, w skupieniu czytając swoje
notatki. Miała ładne, równe pismo, na czym skupił przez chwilę swoje myśli, by
choć po części zapomnieć o bezczelności, z którą wpakowała mu się do samochodu.
Tym razem naprawdę udało jej się go zaskoczyć. Wcześniej spodziewał się raczej,
że kiedy upłyną wyznaczone przez niego trzy dni, dziewczyna ucieknie stąd do
innego stanu…
Bardzo
dobrze. Twarde przyjemniej się łamie…
- Nie przypominam sobie, żebym cię tutaj
zapraszał – warknął do niej, kiedy tylko podniosła na niego swoje wielkie,
niebieskie oczy. Wrześniowe słońce padało przez szybę prosto na jej twarz, ale
pomimo tego nie zdecydowała się ubrać trzymanych w ręce okularów. Miał
niepokojące przeczucie, że wie dlaczego… Jej błyszczące, błękitne oczy
spoglądały na niego jeszcze żałośniej, niż zazwyczaj. Lubił ten wzrok. Właśnie
tak powinna wyglądać jego ofiara – wpatrzona w niego z dołu, trzepocząca
rzęsami, by go ubłagać. Hope nie mogła o tym wiedzieć, więc albo domyślała się,
że to na niego działa, albo najzwyczajniej w świecie miała szczęście. Ma zresztą w życiu wyjątkowo dużo szczęścia –
pomyślał sobie, nim dziewczyna zdążyła się odezwać – Albo miała, dopóki się tu nie pojawiłem.
- Mogę jechać z tobą? Ashley nie mogła
wziąć dzisiaj samochodu. Ostatni autobus odjechał trzy minuty temu…
- Więc trzeba było na niego biec,
zamiast ładować mi się do auta! Wyjazd. – Niemal z radością patrzył, jak jej
plan sypie się w gruz na jego oczach, choć dziewczyna wciąż twardo nie ruszała
się z miejsca. Był gotów nawet złapać ją za fraki i wywalić na trawnik, jeśli
dalej będzie się opierała. Wystarczyło, że raz jej odpuścił.
- Przecież nie będę ci przeszkadzać!
- Wczoraj miałaś tę samą śpiewkę.
Wykańczasz moją cierpliwość, lalko…
- Wczoraj mówiłam też coś innego!
Zachowujesz się nielogicznie, znowu. – W tym momencie zacięła się na chwilę,
niepewna, czy powinna mówić dalej, ale widząc jego spokojny wciąż wyraz twarzy,
odważyła się kontynuować. - Wiesz, ja też kiedyś lubiłam bawić się lalkami.
Tyle tylko, że ja się nimi przynajmniej zajmowałam, a nie wyrzucałam je z wózka
na zbity pysk! – W tym momencie na ustach Setha pojawił się zwycięski
uśmieszek, ciemne oczy zaświeciły, a drzwi od strony kierowcy zatrzasnęły się z
wielkim hukiem. Nie odzywając się już ani słowem, przekręcił kluczyk w stacyjce
i łagodnie wyjechał z podjazdu przed ich dużym domem, by chwilę później, kiedy
tylko wyrwie się z labiryntu peryferyjnych uliczek, ruszyć z piskiem opon w
bardziej swoim stylu.
- Dlaczego pozwoliłeś mi zostać? –
spytała po chwili, jakby wciąż nie mogąc otrząsnąć się ze zdziwienia. Chłopak
włączył radio i posłał jej przelotne spojrzenie, uśmiechając się złośliwie. Nie
miał zamiaru odpowiadać jej na tak bezczelne pytania…
- A ty? Dlaczego przyszłaś do tego
samochodu, zamiast dbać o życie? – Na twarzy brunetki pojawiło się zmieszanie.
- Chcę cię zrozumieć. – szepnęła.
- Ale to niemożliwe.
- Niemożliwe wymaga jedynie więcej
czasu…
* * *
Nie wiedziała, dlaczego tak jest, ale
tego dnia Seth wzbudzał w niej już mniej strachu… I choć zarzucała mu
nielogiczność, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to jej mózg raczej nie
pracuje już tak, jak powinien. Była przemęczona, przez kilka ostatnich nocy nie
spała dobrze. W dodatku zaczęła przystosowywać się do nowej sytuacji, do czego
wcześniej nie chciała dopuścić. Zwyczajny,
ludzki odruch – tłumaczyła się przed samą sobą. Ale nawet spędziwszy na
studiach psychologicznych dopiero miesiąc wiedziała, że w typowych warunkach
nie następuje tak prędko…
Kolejne zajęcia mijały jej szybko, być
może nawet za szybko, bo z większości wychodziła praktycznie bez żadnych
notatek. Po czwartej lekcji miała już za to całą kartkę zapisaną kolejnymi
cechami osobowości Setha, które dotychczas udało jej się wyłapać. Niestety, nic
z nich jednoznacznie nie wynikało, przez co Hope nie doszła jeszcze do ani jednego,
konkretnego wniosku. Nie znalazła w charakterze Setha nic, czego nie dałoby się
dostrzec na pierwszy rzut oka… Bo to, że był zakochanym w sobie cholerykiem,
prawdopodobnie z mocnymi ranami na psychice spowodowanymi przez otoczenie, w
którym dorastał, było niemalże logiczne. Ale jak mógł w tak młodym wieku znienawidzić
samego siebie na tyle mocno, by przestało zależeć mu na tym, co się z nim
stanie? Może i całą sytuację, która rozegrała się wczoraj w kuchni, zaplanował
już wcześniej, może nie przypuszczał nawet, by mogło mu się coś stać. Ale nie
znał przecież Hope na tyle, by móc przewidzieć jej reakcje… Mogła go zabić,
albo mocno zranić. Jak to możliwe, że w ogóle go to nie obchodziło? To pytanie
nie dało jej spać przez całą noc.
- Ej, Barlett! – Kiedy usłyszała za sobą
swoje nazwisko krzyczane głośno gdzieś z drugiego końca korytarza, mimowolnie
uśmiechnęła się pod nosem, przerywając ostatnie przemyślenia. Wpakowała zeszyt,
na którego ostatniej stronie robiła wszelkie notatki dotyczące Setha, do swojej
torby i odwróciła się powoli, zarzucając lekko włosami. Nie miała nawet po co próbować
dodać gracji swoim ruchom i kociego wyrazu błękitnym oczom… Beau i tak wyglądał
jak zwykle lepiej od niej, ale lubił, kiedy przynajmniej się starała.
- Wyzdrowiałeś! – Gdy przyjaciel z całej
siły uściskał ją na przywitanie, w jej głowie znów zapanował spokój. Poczuła
się tak, jak jeszcze kilka dni temu - wolna, radosna, jedynie odrobinę zawalona
nauką. Spokojna.
- A myślałaś, że zostanę już w łóżku na
zawsze?! To tylko przeziębienie. – Uśmiech perłowo-białych zębów oślepił ją na
chwilkę, kiedy wyższy od niej o pół głowy chłopak powoli odsunął ją od swojej
klatki piersiowej. Hope skrzywiła się mimo woli. Ilekroć widziała ten
olśniewający uśmiech, zawsze odczuwała w sobie niewielkie ukłucie zazdrości.
- Nie wiedziałam, nawet nie pozwoliłeś
się odwiedzić… - mruknęła.
- Bo nie będziesz oglądała mnie z
czerwonym nosem, zlanego potem i innymi wydzielinami! To obleśne i nie mówmy o
tym więcej. – Hope jedynie pokiwała głową, starając się nawet nie myśleć, o
jakich wydzielinach mógł mówić jej przyjaciel… - Masz teraz zajęcia z
niewerbalnej, co? – Beau od zawsze znał jej plan lekcji nawet lepiej od niej,
pytanie więc musiało być chyba jedynie grzecznościowe. – Chodź, odprowadzę cię.
Uniwersytet Waszyngtoński był jednym z
największych w całych Stanach Zjednoczonych, stąd też większość studentów nawet
nie widziała go nigdy w całości. Podzielony na kilka budynków, skutecznie
rozdzielał uczniów różnych kierunków, którzy widywali się właściwie jedynie w
przerwach pomiędzy zajęciami w ogromnym parku, wokół którego stały gmachy
głównych działów uczelni. Park najpiękniej wyglądał wczesną wiosną, kiedy
rosnące wokół potężnej fontanny drzewa wiśniowe pokrywały tysiące maleńkich,
niemal całkowicie białych kwiatów, ale nawet teraz, gdy dochodziła już połowa
września, a temperatura nie była wcale specjalnie wysoka, tereny przy uczelni
były zielone i zachęcały uczniów do odpoczynku jak najdalej od sal wykładowych.
To właśnie na zewnątrz tego dnia błąkało się najwięcej osób, dlatego korytarze
były niemalże puste, gdy przechodzili nimi w kierunku północnego skrzydła. Hope
nie lubiła opuszczać swojego wydziału, zwłaszcza teraz, kiedy tylko tam była do
pewnego stopnia odcięta od obecności Setha. Z początku rozglądała się trochę
niespokojnie, szybko jednak przestała, przestraszona, że Beau mógłby to
zauważyć. Zawsze był zdecydowanie lepszym obserwatorem niż Ashley i ciężko było
cokolwiek przed nim ukryć. Kiedy jednak zatracał się w snutych przez samego
siebie opowieściach, świat wokół niego mógł się palić i walić… Właśnie kończył
jedną z nich, gdy Hope zauważyła po drugiej stronie schodów kogoś do złudzenia
przypominającego Setha. Nie miała wprawdzie pojęcia, co ten mógłby robić przy
przejściu do budynku medycyny, ale nie chcąc ryzykować, złapała swojego
przyjaciela za ramię i mocno pociągnęła, zmuszając do wejścia w pierwszy lepszy
zakręt. Chłopak zamrugał prędko, spoglądając na nią ze zdziwieniem.
- Co jest? – mruknął odrobinę gniewnie,
wyrywając się z jej uścisku. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, starając się
zyskać trochę czasu, by wymyślić coś sensownego. W tym samym momencie zobaczyła
za plecami przyjaciela jakiegoś chłopaka z fioletową kurtką drużyny
uniwersyteckiej przerzuconą przez ramię i odpowiedź jakby sama jej się
nasunęła.
- Zobaczyłam Dwayne’a… Nie mam ochoty
się z nim mijać.
- Tutaj? – Beau nie wyglądał na
przekonanego, mierząc ją sceptycznym, choć zarazem pełnym współczucia spojrzeniem.
- Też się zdziwiłam. Ale on jest
wszędzie! Wszędzie, gdzie tylko pójdę… - jej lekko przestraszony szept chyba
całkowicie go przekonał, bo zamiast zadawać dalsze pytania, jedynie pogłaskał
ją lekko po dłoni, którą już wcześniej złapał w swoją i uśmiechnął się
wyrozumiale. Nie mógł wiedzieć, że jej całkiem szczery ton głosu spowodowany
był tym, że właściwie nie kłamała, jedynie mówiła o kimś innym, niż myślał. Hope
odwzajemniła jego uśmiech. Kiedy pociągnął ją w stronę innego wyjścia, odetchnęła
z ulgą.
- Co ci wpadło do głowy, żeby w ogóle
wiązać się z Dwayn’em, hm? Zawsze miałaś pecha do facetów, ale jeśli przed tym
przestrzegała cię nawet Ashley… To przecież musiało już coś znaczyć!
- Już o tym rozmawialiśmy – przerwała mu
prędko, nie mając ochoty rozpamiętywać dłużej swojego krótkiego, właściwie
niemal fikcyjnego związku z Dwayn’em Lee - studentem zarządzania, który
kierunek wybrał sobie idealnie, nikt bowiem nie rządził się w tej szkole
bardziej niż on. Był rozpieszczonym dupkiem, najmłodszym z linii rodowej
mężczyzn, którzy kończyli tę uczelnię z wyróżnieniem. Sam nie uczył się jednak
zbyt dobrze… Hope poznała go jeszcze przed wakacjami, kiedy razem z grupą
innych studentów zachęcał maturzystów do wstąpienia w szeregi Uniwersytetu
Waszyngtońskiego. Był przystojny i podobał jej się, choć teraz nie widziała w
nim już nic wyjątkowego. Z pewnością stać ją było na kogoś lepszego, kto będzie
w stanie pogodzić się z porażką…
- To nie było mądre. Mam nadzieję, że nigdy w
życiu nie wpakujesz się już w taką głupotę! – Beau spojrzał na nią
przenikliwie, a jedyne, co była w stanie zrobić dziewczyna, to wytrzymać to
spojrzenie i uniknąć zbędnych słów, które mogły ją teraz zdradzić. To, jak
bardzo martwił się o nią jej przyjaciel, było doprawdy urocze. Jak mogłaby mu
powiedzieć, że właśnie pakuje się w coś całkiem podobnego?!
- To ty z nas dwojga zaliczyłeś więcej
nieudanych związków – mruknęła, starając się zmienić temat. Ilekroć wchodziła w
jego życie miłosne, Beau zazwyczaj milknął. Przynajmniej jeśli aktualnie nie
działo się w nim nic interesującego…
- Tak, ale za mną nikt się już nie
ciąga. – Jego głos wskazywał na lekkie oburzenie, prędko też ostentacyjnie
puścił jej dłoń, co wywołało w dziewczynie lekkie rozbawienie. Tak, teraz miała
go już z głowy, przynajmniej na kilka następnych godzin, kiedy będzie się
boczył o jej słowa. Jak obiecał, odprowadził ją pod samą salę, tam jednak
zostawił już samą. Godzina zajęć z komunikacji niewerbalnej zbliżała się
wielkimi krokami, Hope ukryła się więc w sali, rozkładając na ławce kolejne
notatniki w poszukiwaniu tego odpowiedniego. Nie chciała ryzykować
przesiadywania samotnie na korytarzu… Seth mógł być wszędzie. Prawdopodobnie
wszędzie tylko nie tam, gdzie miał teraz zajęcia.
* * *
Dom był pogrążony w ciszy, niemal
pusty, może to dlatego tak wyraźnie słychać w nim było jej kroki, kiedy
przechodziła wzdłuż korytarza. Odłożyła buty na swoje miejsce i już miała
prędko przemieścić się prosto do swojej sypialni, kiedy nagle cień chłopaka
pojawił się tuż przed nią, wcześniej niż on sam stanął w drzwiach i obarczył ją
wrogim spojrzeniem. Jej całkiem nienajgorszy humor w momencie wyparował. W głowie
brunetki pozostała jedynie jedna, dręcząca ją myśl. Czwarty dzień…
- Chciałeś coś? – Starała się wyminąć go z
uniesioną wysoko głową, ale w korytarzu nie było wiele miejsca, a odepchnięcie
go z drogi w ogóle nie wchodziło w grę. Kiedy znalazła się wystarczająco
blisko, złapał ją za przegub prawej ręki czując, jak całe jej ciało spina się
nagle, gotowe do biegu.
- Mogłaś mnie zawiadomić, że mam na
ciebie nie czekać – mruknął gniewnie, przeszywając ją na wskroś swoim lodowatym
spojrzeniem. Hope lekko się zarumieniła, czując jak nogi pod nią uginają się
wbrew jej woli.
- Och, czekałeś na mnie? To… to miłe. –
Choć nie spuszczała go z oczu ani na moment, wyraz jego twarzy nie zmieniał
się. Był zły, a ona zmieszana. Nie przypuszczała, że chłopak mógłby chcieć
odwieźć ją do domu, dotychczas robił to przecież bardzo niechętnie, a raczej
niespecjalnie silił się na uprzejmość w stosunku do niej…
- Nie czekałem – uśmiechnął się kpiąco.
– Ale gdybym czekał, zmarnowałbym swój czas.
Z ust dziewczyny wydobyło się jedynie
zniecierpliwione westchnienie. Seth był naprawdę niereformowalny i ciężko było
jej przyzwyczaić się do jego toku rozumowania. Powoli zaczynała nawet wątpić,
czy kiedykolwiek jej się to uda. Zaskakiwanie jej swoją bezczelnością
wychodziło mu niemal bezbłędnie. Jeśli chciał wywołać w niej poczucie winy, na
chwilę mu się to udało. Nienawidziła się za to, że jeszcze reaguje na te jego
głupie zagrywki… Była za bardzo przyzwyczajona do towarzystwa ludzi normalnych
i pewnie to dlatego Setha wciąż nie potrafiła traktować inaczej… Niepotrzebnie
przejmowała się jego słowami.
- Gdzie byłaś? – odezwał się ponownie.
- To nie twój interes. Nie muszę
odpowiadać.
- Pewnie, że nie. – Brunet puścił nagle jej
rękę, nawet niespecjalnie zdziwiony, że w momencie zaczęła ją rozmasowywać.
Albo chciała zmusić go do tego, by używał na niej mniej siły, albo naprawdę
była tak delikatna… Patrząc w jej błyszczące, żywo-niebieskie oczy, miał jednak
wrażenie, że tylko udaje. – Radzę jednak odpowiedzieć.
- Byłam w knajpie. Jadłam obiad z
przyjaciółmi. Zadowolony? – Jej zdenerwowany pomruk powoli zaczynał go drażnić.
Stawała się arogancka, a to mu się nie podobało.
- Spodziewałem się raczej usłyszeć coś
innego.
- To znaczy? – Hope spojrzała na niego
zdziwiona, odrobinę cofając się już w stronę schodów. Z ust chłopaka nie znikał
kpiący uśmieszek, jedynie czarne oczy się nie uśmiechały. Wbijał w nią tak
wściekłe spojrzenie, że niemal się pod nim uginała.
- Robiłaś cokolwiek, byle tylko wrócić
do domu jak najpóźniej. Pewnie pomyślałaś sobie, że skoro minęły już te
wyznaczone przeze mnie trzy dni, to teraz rzucę się na ciebie jak jakieś zwierzę…
- A nie? – Uniosła lekko brwi, nie do
końca będąc pewną, co Seth tak właściwie ma na myśli. Więc nie miał na nią
ochoty? Nie chciał jej wykorzystać?! To po co w ogóle była ta gadka?!
- Sama widzisz, że jeszcze się
powstrzymuję. Nie uprawiałem seksu od 72 godzin… to chyba mój rekord. – Zaśmiał
się zimno, a przez jej plecy przeszedł lodowaty dreszcz. – Nienajlepiej to na
mnie działa. Na sam widok twojego tyłka w tych obcisłych, opinających go
spodniach, w moich robi się mało miejsca…
- Nie chcę tego słuchać!
Odsunął się, pozwalając jej przemknąć
obok siebie i niemal biegiem pokonać schody w drodze do sypialni. Sekundę
później usłyszał już trzaśnięcie drzwiami i uśmiechnął się sam do siebie.
Niezrażony jej niechęcią, poszedł do kuchni, otwierając lodówkę i jeszcze raz
zawieszając wzrok na interesującej go karteczce przyklejonej do drzwi
urządzenia. Nie spodziewał się wcześniej, że jakiekolwiek słowa jego matki będą
w stanie choć na chwilę go zadowolić. A jednak.
* * *
Zimne powietrze wpadało do jej sypialni
w nazbyt dużej ilości, przez co w całym pokoju temperatura prędko i gwałtownie
spadła. Hope siedziała skulona z nogami ułożonymi na szerokim parapecie i
wyglądała na podwórko sąsiadów, po którym spacerował tłusty, czarny kocur.
Ocierał się o pnie starych drzew i przemykał zgrabnie pomiędzy sztachetami
płotu. Przeszedł dziurę w ogrodzeniu i w kilku susach znalazł się tuż pod jej
oknem. Nie minęła nawet sekunda, a do uszu dziewczyny dotarł głośny trzask
łamanego drewna. Wychyliła się trochę, by upewnić się, że kot czmychnął nim
zwaliły się na niego przetrzymywane za domem bale drewna i właśnie w tym
momencie zauważyła coś jeszcze. Na ciemnym niebie pojawił się siwy, gęsty dym.
Okno tuż obok zahałasowało. Wsunęła się z powrotem do pokoju i rozejrzała wokoło.
W pierwszym odruchu chciała zamknąć okno i udawać, że już śpi, w razie gdyby
Seth zauważył ją tak samo, jak ona jego, ale później jej nogi jakby same
zaprowadziły w kierunku komody. Nie mogła się powstrzymać, chwilowo zapominając
nawet o możliwych konsekwencjach. Przyklękła przy szafce i otworzyła najniżej
położoną szufladę, a do jej nozdrzy momentalnie dotarł łagodny zapach tytoniu.
Skrzywiła się, zdenerwowana własnym zapominalstwem i pogrzebała dłońmi wśród
sterty pomniejszych gratów, które nie miały żadnego miejsca, więc zostały
wrzucone tutaj. Źródło zapachu prędko stało się dla niej oczywistym, kiedy
dokopała się do niewielkich rozmiarów popielniczki z jednym niedopałkiem.
Wyrzuciła za okno jej zawartość i złapała za tekturowe pudełko papierosów,
które obrosło już niemal kurzem – Hope nie wyjmowała go od stycznia, minęło
więc już całe dziewięć miesięcy. Wróciła do okna i odpaliła ostatniego,
zalegającego w paczce papierosa. Widok wydychanego z własnych ust dymu i smak
tytoniu, który czuła na podniebieniu, uspokajał ją, aż do momentu ,kiedy
usłyszała zgrzyt klamki za swoimi plecami. Jej serce podskoczyło, a w żyłach
zapłonął ogień.
Nie odwróciła się, przez długą chwilę w
ogóle udawała, że nie zdaje sobie sprawy z jego obecności. Nawet jednak jeśli
nie usłyszałaby hałasujących drzwi, z pewnością wyczułaby jego zapach połączony
z wonią tytoniu. Był bardzo charakterystyczny.
Chłopak nie poruszał się przez chwilę,
ale widząc, że Hope wcale nie ma zamiaru wykonać pierwszego kroku, obojętnie
jakiego by po niej oczekiwał, w końcu ruszył w jej kierunku. Papieros wypalony
był już do połowy, kiedy złapał za nadgarstek jej prawej ręki i uniósł ją do
własnych ust. Bez słowa objął wargami białą rurkę papierosa, muskając przy
okazji delikatną, kobiecą skórę i zaciągnął się mocno, wpuszczając do płuc
wyjątkowo dużą porcję szarego dymu. Dziewczyna drżała, patrząc mu prosto w
oczy. W jej tęczówkach odbijało się zainteresowanie. Hope ciężko byłoby
skłamać, że chłopak w ogóle na nią nie działa, nawet teraz, kiedy wiedziała
już, kim jest. Z jakiegoś powodu podobało jej się jak palił. Podobało jej się,
jak na nią patrzył. Jak oddychał. W ogóle wszystko jej się podobało… Z tak
bliskiej odległości nie potrafiła ocenić grożącego jej niebezpieczeństwa. Kiedy
dotknął wargami jej skóry, choć tylko przelotnie, w jej głowie zawirowało. Nie
mogła zrozumieć, co ten cholerny facet ma w sobie takiego, że jest w stanie
zahipnotyzować ją do tego stopnia i nawet pomimo swoich zwykle racjonalnych
poglądów zaczęła posądzać go powoli o władanie ludzkimi umysłami. Nie było to
zresztą aż takie głupie… Swoim uśmiechem i wyrazem czarnych oczu z pewnością
potrafił zmanipulować niejednego człowieka, niejedną inną kobietę…
- I co? Jednak przyszedłeś po to, co ci
się należy? – szepnęła jakby z rezygnacją, opuszczając głowę, a męska dłoń
puściła jej trzymany w uścisku nadgarstek, pozwalając w spokoju dopalić
ostatniego papierosa.
- Nie patrz na to w ten sposób. – Jego
uśmiech zwalał z nóg. – Przecież sama masz na to ochotę.
- Wcale nie.
- I po co ci te kłamstwa? – Nie była
pewna, czy naprawdę tak łatwo było zauważyć, że kłamie, czy chłopak był po
prostu zbyt pewny siebie by uwierzyć, że jakakolwiek kobieta na świecie może go
nie chcieć. Stał bardzo blisko niej, ale jeszcze jej nie dotykał, jedynie
nachylał się nad nią w taki sposób, że czuła na twarzy jego oddech przy każdym
wypowiadanym słowie. Nie mogła powiedzieć, by jej to nie krępowało, tym
bardziej, że za każdym razem, kiedy chciała zaciągnąć się papierosem, musiała
naprawdę uważać, by go nie poparzyć, czym Seth najwyraźniej zupełnie się nie
przejmował. Kiedy w końcu wyrzuciła przez okno wciąż żarzący się niedopałek,
odległość pomiędzy nimi gwałtownie się zmniejszyła, a po pokoju rozległ się
głośny huk i syk małej brunetki.
Popchnął ją na ścianę i oparł dłonie po
obydwu stronach jej ciała, tym samym przygważdżając ją do płaskiej powierzchni
tuż za nią. Jej koszulka podwinęła się, a płaski brzuch owiewał nieprzyjemny
wiatr dochodzący zza okna. Niska temperatura, którą niósł ze sobą wicher, mocno
kontrastowała z gorącem rozprzestrzeniającym się w jej żyłach, kiedy tylko
lekko otarł się o nią całym ciałem, poprawiając jej ułożenie. Jedna z chudych
nóg nie dotykała już podłoża, zawinęła ją wokół łydki chłopaka, żeby nie
stracić równowagi. Mając jego twarz zaledwie kilka milimetrów od swojej, sama
nie wiedziała, czy ma większą ochotę go ugryźć, czy pocałować.
- Jesteś śliczna – szepnął, ocierając się
nosem o jej policzek i bezkarnie spoglądając przy tym w dekolt. Dziewczyna w
jego ramionach lekko zadrżała.
- Jestem twoją siostrą – nie wiedzieć
czemu, Hope ślepo wierzyła, że jeśli powtórzy mu to jeszcze sto razy, za
którymś w końcu dotrze do niego sens tych słów. Najwyraźniej jeszcze nie teraz.
Seth zaśmiał się zimno i wsunął kolano pomiędzy jej szczupłe nogi, jeszcze
bardziej je rozsuwając. Wstrzymała oddech, żeby przypadkiem z jej gardła nie
wydostał się żaden podejrzany odgłos…
- Przede wszystkim jesteś moją lalką –
odezwał się cicho tuż przy jej uchu. – Lalką, którą właśnie mam ochotę się pobawić.
– Jego słowa były krótkie i ostre, jak szarpnięcia guzików jej dżinsów, które
właśnie rozpinał. Pierwszy, drugi, trzeci… Poczuła, jak lekko zsuwa spodnie z
jej ud, omiatając ledwo odkrytą skórę twardymi opuszkami swoich palców. Nie
potrafiła protestować, kiedy zachowywał się w ten sposób… Jak gdyby podniecenie
i rozsądek całkowicie się w jej przypadku wykluczały.
- Ekhm… Seth… - nie była w stanie się
poruszyć, ale przynajmniej twarz udało jej się odsunąć w drugą stronę. Chłopak
westchnął ze zniecierpliwieniem. Wiele mógł wytrzymać, ale kiedy trzymał w
ramionach jakąkolwiek dziewczynę, na którą miał akurat ochotę, a ta zaczynała
marudzić, najłatwiej było mu wpaść w furię. Pilnował się chyba tylko dlatego,
że nie chciał przestraszyć jej na śmierć, ani tym bardziej zgwałcić, bo to
zepsułoby jego plany. Poza tym strasznie kręciła go ta jej pozorna niewinność…
- Coś nie tak, lalko?
- Czy coś nie tak?! – Podniosła głos,
lekko go od siebie odpychając. – Od czego tu zacząć…?
- Najlepiej zamknij się i przestań psuć
mi zabawę. Zobaczysz, tobie też się spodoba… - zaśmiał się, kiedy na jej ustach
pojawił się grymas. – Już ci się podoba.
- Może, gdybyś nie był moim bratem.
Może, gdybyś nie był taki świrnięty! Ale na samą myśl, że mam patrzeć jak
rozbiera mnie syn mojej matki…
- Mam zawiązać ci oczy?
- Hę? – Zdezorientowana, nawet nie
zdążyła się sprzeciwić, kiedy mocno złapał ją w pasie i jednym ruchem odwrócił
do siebie tyłem, przymuszając dziewczynę do oparcia się o zimną ścianę. Sekundę
później zmusił ją także do podniesienia w górę rąk, a jej koszulka momentalnie
poleciała w kierunku okna, cudem przez nie nie wypadając.
- Załatwione – wyszeptał do jej ucha,
choć jego głos przypominał jej już raczej wrogie syknięcia. – Nic nie widzisz.
Co teraz ci nie pasuje?!
Hope zamilkła, czując jak jego ręce z
brzucha przenoszą się wyżej i łapią jej obydwie piersi przez miseczki stanika.
W tym momencie nie myślała już o tym, kim jest ten mężczyzna, nie musiała się
nad tym zastanawiać, bo był on dokładnie tym samym, którego w piątek poznała w
zatłoczonym barze. Ten sam zapach, ten sam jeszcze niższy niż na co dzień ton
głosu, ten sam dotyk – stanowczy, ale nie brutalny. I gorący oddech, który
czuła na swoim karku. Teraz cieszyła się, że odwrócił ją tyłem. Nie musiała na
niego patrzeć, kiedy jego dłonie błądziły w górę i dół jej szczupłego ciała.
Zsunął jej spodnie jeszcze niżej, a stanik prędko odpiął. Jego palce skupiały
się jednak głównie na płaskim brzuchu, jak gdyby wiedział, że to właśnie
pieszczoty tego miejsca sprawiają jej najwięcej przyjemności…
Seth nie miał problemu z rozpoznaniem,
kiedy jej dobrze, a kiedy nie; który dotyk wyzwala w niej falę gorąca, a który jedynie
pomruk niewielkiej przyjemności. Wiedział to i zamierzał z tej wiedzy
skorzystać, zwłaszcza, że umiejętną pieszczotą można złamać każdą kobietę,
jeśli ta już pozwoli wziąć się w ramiona. Nie spotkał dotychczas takiej, która
by się nie poddała i wcale nie zamierzał Hope pozwolić być tą pierwszą. Nie
wyglądała zresztą na dziewczynę, która miała zamiar jeszcze jakoś specjalnie
się opierać.
Kiedy poczuł, jak brunetka łapie oddech
prawdopodobnie po to, by znów coś powiedzieć, mocniej naparł na jej ciało i
zjechał dłonią w dół, za co został nagrodzony jej żenująco głośnym piskiem.
Hope szybko ugryzła się w język, ale było już za późno. Seth za to uśmiechnął
się, z wyrysowaną na ustach satysfakcją.
Dalej
masz zamiar udawać czy kończymy już tę zabawę?
- Uspokój się… – szepnął do niej jeszcze,
kiedy ponownie wzdrygnęła się pod jego odważniejszym już teraz dotykiem. Zdziwiła
ją ta czułość w męskim głosie i to, że w ogóle chciał do niej cokolwiek mówić,
uspokajać ją. Przez minione trzy dni zdążyła już przyzwyczaić się do jego innej
postaci. – To tylko pomiędzy nami; oboje wiemy, że to ci się podoba. Chcesz, żebym
przestał?
W jej brzuchu coś nagle się
przewróciło. Nienawidziła go za to, że pozwolił jej podjąć decyzję. Chciała,
żeby to było tylko jego, żeby mogła usprawiedliwiać się myślą, że i tak nie
miała wyjścia… Chłopak ponownie okazał się jednak sprytniejszy. Nie do końca
była pewna, czy robił to, żeby ją upokorzyć, ale wszystkie jej pracujące
jeszcze w tym stanie szare komórki wskazywały na to, że tak. Przygryzła swoje
usta, postanawiając milczeć. Seth nie mógł zmusić jej do tego, by wydała na
siebie wyrok! Nie ważne, jak przyjemny miałby być…
Chłopak odsunął włosy przykrywające
wcześniej jej kark i przez chwilę muskał odkrytą skórę swoimi ciepłymi ustami.
Jej dłonie momentalnie zacisnęły się w pięści, którymi lekko uderzyła w niczemu
winną ścianę. Prawdopodobnie wolałaby uderzyć jego, ale nigdy by jej na to nie
pozwolił. Widząc kątem oka, jak krzywi się z bólu i domyślając się, że to z
powodu ran, które sama sobie zadawała, wbijając paznokcie w delikatną skórę
dłoni, złapał obydwie jej ręce i wsunął swoje palce pomiędzy jej. Teraz raniła
jego tkanki, ale wcale nie miał zamiaru z tego powodu narzekać.
Kiedy go nie widziała, wszystkie jego
ruchy odczuwała jakby intensywniej. Muśnięcia na jej karku stały się bardziej
agresywne, brunet zasysał skórę na jej szyi, by chwilę później polizać to samo
miejsce czubkiem języka, co cudownie uśmierzało ból. Dziewczyna odchylała głowę
coraz bardziej, dając mu więcej miejsca do składania pocałunków, ale on i tak
już po chwili przeniósł się w okolice jej żuchwy, potem brody, by w końcu
delikatnie polizać kącik zamkniętych wciąż ust i momentalnie cofnąć się, kiedy
tylko brunetka rozchyliła lekko swoje wargi. Kilkukrotnie przejechał nosem
wzdłuż jej karku, wdychając subtelny zapach kobiecych perfum i zaczął muskać
jej ramię, delikatnie odsuwając przy tym ramiączka czarnego biustonosza.
Jej świat przez chwilę ograniczył się
do niewielkiej przestrzeni tuż pomiędzy jego ciałem i zimną, fioletową ścianą.
Kiedy puścił jedną z kobiecych, małych dłoni i przeniósł dotyk niżej, znów
mocno zacisnęła piąstkę, uderzając nią w ścianę. Chłopak uśmiechnął się sam do
siebie. Mała masochistka…
- Mam przestać? – powtórzył swoje
pytanie, nie odrywając ust od ciepłej szyi. Hope nie mogła wytrzymać już tego dłużej,
odwróciła głowę i odchyliła ją tak mocno, jak tylko była w stanie, po czym złapała
jego usta swoimi, gdy podniósł twarz, by obarczyć ją zdziwionym spojrzeniem.
Nie protestował, a na jej nieme przyzwolenie zareagował bez chwili zawahania.
Pozwoliła mu wsunąć język w swoje usta, czy nawet sama na to nalegała, nie
chcąc oderwać się od mężczyzny ani na krótką chwilę, podczas której zamierzał
jedynie nabrać powietrza. Ich pocałunek był coraz bardziej namiętny, z każdą
sekundą agresywniej wpijali się oboje w swoje usta, dostarczając sobie nawzajem
kolejnych porcji przyjemności. Kilka razy skubnęła zębami jego wargi, podczas
gdy on tak bardzo starał się w żaden sposób nie zrobić jej krzywdy… W tym
stanie ciężko jednak było mu nad sobą panować. Był niemal rozpalony samą
bliskością prawie nagiego już, kobiecego ciała, a jej ciche jęknięcia, które
wydostawały się czasem spomiędzy ich złączonych warg tylko jeszcze mocniej go
podniecały. Pieprzony, trzydniowy celibat
– pomyślał, łapiąc swoją kochankę w pasie i jednym ruchem odwracając ją z
powrotem w swoją stronę. – Przestań tak
seksownie jęczeć, mała suko, bo jeśli przez ciebie moja męska duma ucierpi, to
przysięgam, że ty razem z nią!
Nim zdążyła zorientować się, że jego
usta wcale jej już nie dotykają, stała sama, oparta plecami o ścianę, a brunet
odsunął się o kilka kroków w tył, jedynie obserwując ją tym swoim seksownym,
podnieconym wzrokiem. Potrzebował odetchnąć choć przez chwilę, jeśli chciał wytrzymać
przy niej dłużej, a miał wrażenie, że pięciominutowy seks wcale jej nie
zadowoli. Nawet dla niego byłoby to zresztą ośmieszające. Nie po to tyle czekał
na swoją lalkę, żeby zgubiła go jego własna fizjologia! Brak kontaktu z jej
ciałem był dla niego otrzeźwiający, ale widok dyszącej cicho, rozebranej niemal
Hope niespecjalnie go ostudzał. Jej zarumienione policzki i błyszczące usta
wysyłały mu wyjątkowo jednoznaczne sygnały. Skoro miała zamiar tak z nim
pogrywać, to i on nie zamierzał jej oszczędzać.
W momencie wyraz jego twarzy stał się
bardziej zimny, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w jego stanie, a męski
wzrok na swój sposób karcący.
- Odpowiesz wreszcie? – mruknął
nieprzyjemnie, doskonale zdając sobie sprawę, że raczej niespecjalnie
przekonuje ją w ten sposób, by podjęła satysfakcjonującą go decyzję, ale nie
dbał o to. Cokolwiek by nie powiedziała i tak wiedział już, co zrobi…
Potrzebował tylko czasu. Hope wciąż nie wydała z siebie żadnego dźwięku,
jedynie mocniej przygryzła dolną wargę. Widział, że brunetka sama nie pragnie
już niczego więcej, jak tylko rzucić się na niego i pozwolić mężczyźnie cieszyć
się swoim drobnym ciałkiem. Jej oczy błyszczały, a głośny oddech słychać było
niemal w całym pokoju, ale twardo nie chciała przyznać się, że chłopak ją
kręci. Jeśli miała zamiar dalej się tak upierać, był całkowicie gotów na to, by
ukarać ją za to, opuszczając sypialnię siostry w najbardziej niewskazanym ku
temu momencie. – Mów.
- Zapomniałam pytania... – szepnęła
cicho, mając nadzieję, że chłopak po raz kolejny je powtórzy. Mogłaby wtedy
przytaknąć skinieniem głowy, ewentualnie szepnąć krótkie „nie” - na to była jeszcze w stanie się zdobyć. Na
samą myśl, że miałaby powiedzieć to całym zdaniem, jej policzki jeszcze
bardziej się czerwieniły. Nie może jej do tego zmusić!
- Nie kłam, pamiętasz je – syknął, a w
jej żyłach znów się zagotowało. Stojąc przed nim w samej bieliźnie nie czuła
się specjalnie pewnie, wolała już, kiedy trzymał ją w swoich ramionach.
Niewiele myśląc, bazując właściwie jedynie na tym, że ostatnimi czasy czuła się
przy nim niemal nienaturalnie bezpiecznie, podeszła powoli i bez słowa
wyjaśnienia wtuliła się w jego ramiona, mocno przyciskając głowę do szerokiej
klatki piersiowej. Liczyła się z tym, że brunet może ją odepchnąć, ale on nie
zareagował – stał dokładnie tak, jak wcześniej, nie odwzajemniając nawet uścisku.
Jedynie na jego ustach pojawił się delikatny uśmieszek, choć nie mogła tego
zobaczyć. Jego nowa laleczka była naprawdę rozczulająca.
- Nie – wyszeptała tak cicho, że ledwo
był w stanie to dosłyszeć, ale chłopaka taka odpowiedź zupełnie nie
satysfakcjonowała.
- Co „nie”?
- To odpowiedź na twoje pytanie…
- Zapomniałem pytania. – Dopiero teraz
poczuła, jakie to denerwujące. Mocno zagryzła zęby na swojej dolnej wardze i
pozwoliła mu odsunąć się od siebie na odległość ramion i przytrzymać delikatnie
w pasie. Nie spuszczał wzroku z jej twarzy, a Hope momentalnie poczuła, jak jej
policzki stają się jeszcze bardziej czerwone. Kciukiem przejechał delikatnie po
jej dolnej wardze, a ona jak na zawołanie przestała ją zagryzać.
- Więc… - Policzki dziewczyny paliły ją
niemiłosiernie, a nogi drżały pod wpływem zbyt ogromnych emocji. Nigdy jeszcze
żadne słowa nie sprawiały jej tak wiele kłopotu. Czuła, że prędzej zapadnie się
pod ziemię, niż wypowie to na głos, a jednak widząc jego zachęcający wzrok,
chciała chociaż spróbować. – Nie chcę, żebyś przestawał… - wyszeptała,
spuszczając głowę, którą momentalnie uniósł z powrotem, ściskając przy tym za
podbródek.
- Co przestawał?
- Do-dotykać mnie – lekko się zająknęła,
niemal dumna, że nie zadławiła się tymi słowami wcześniej, niż zdążył je
usłyszeć.
- A teraz ułóż to ładnie w zdanie.
- Nie chcę, żebyś przestawał mnie
dotykać, ty przeklęty, uwielbiający się nade mną znęcać psy… - nim zdążyła
dokończyć wiązankę wypowiedzianych nagle zbyt prędko słów, które niemal wbrew jej
woli wypłynęły z pełnych ust w odpowiedzi na bezczelny wzrok mężczyzny, poczuła
na swoich ustach mocny uścisk jego dłoni, który jej słowa zamienił w niewyraźny
bełkot.
- Cii… Już wystarczy – zaśmiał się bardziej
do siebie niż do niej, choć w jej mniemaniu powinien raczej się wściec. –
Prawie dobrze, szczegóły dopracujemy przy innej okazji. – Zważając na stan, w
jakim obydwoje się teraz znajdowali, jego głos był nadzwyczaj spokojny. Sekundę
później usunął rękę z jej ust i na nowo złączył je ze swoimi wargami, tym razem
już bez zastanowienia zrywając przy tym ze swojej lalki resztę bielizny, którą
dotychczas na niej pozostawił. Brunetka nie protestowała, czuła się zresztą
wyjątkowo słaba w uścisku jego silnych, męskich ramion, które niczym węże coraz
mocniej oplatały się wokół wąskiej, kobiecej talii. Położył ją na łóżku i
odsunął się jedynie na krótką chwilę, by ściągnąć z siebie koszulkę. Kiedy
zobaczyła jego umięśniony brzuch, jej oczy jakby jeszcze bardziej zaświeciły…
Zaśmiał się cicho w odpowiedzi na jej nieśmiałe spojrzenie i chwilę później
położył tuż nad nią, mocno zaciskając dłonie na kobiecych biodrach. Hope
jęknęła, choć bardziej chyba z niespodziewanego bólu, jaki niósł za sobą
uścisk, niż z jakiejkolwiek przyjemności. Widząc grymas na jej twarzy poczuł
jeszcze większą satysfakcję. Podniósł jedną z dłoni do jej twarzy, pogłaskał
krótko jej policzek opuszkami palców, po czym mocno ugryzł ją w kark, aż
pisnęła, wyginając się przy tym w koci łuk…
Teraz mogła piszczeć, teraz było już za późno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz