Kiedy wszedł do
pokoju, w telewizji akurat zaczęły się reklamy. Ponętna blondynka po drugiej
stronie ekranu bawiła się z zadowolonym z nowej karmy psem, chwaląc się przy
tym uśmiechem bardziej fałszywym niż jego własny. Na pierwszy rzut oka salon
wydawał się pusty, ale gdy ruszył w kierunku kuchni, kątem oka zauważył leżącą
na kanapie dziewczynę. Jej ciało ułożone w nienaturalnej pozycji, z nogami
uniesionymi wysoko, zarzuconymi na oparcie z jasnej skóry i rękami rozłożonymi
na boki, poruszało się w rytm spokojnego oddechu. Lewa dłoń jego lalki niemal
dotykała podłogi, a tuż obok niej stała opróżniona butelka wina i lampka z
ostatnim łykiem, którego nie zdążyła już wypić. Wyłączył telewizor, a brunetka
drgnęła niespokojnie, ale zamiast się obudzić, jedynie zakryła dłonią zamknięte
oczy i mlasnęła przez sen. Seth dopił pozostałość wina w porzuconym kieliszku.
Było cierpkie i mocne, smakowało rozgoryczeniem. W pierwszy odruchu miał zamiar
się wycofać, widząc wyraźnie, że z lalki nie będzie już wiele pożytku tego
wieczora, ale chwilę później doszedł do wniosku, że może zabawniej będzie
jednak ją obudzić. Nie tutaj – podpowiadało mu przeczucie. To nieodpowiednie
miejsce. W salonie nie było drzwi, jedynie duży, drewniany łuk, który z
powodzeniem je zastępował, a Sheryl siedziała tuż obok, w swojej sypialni i
Seth nie miał pewności, czy zdążyła już łyknąć swoją codzienną porcję nasennych
tabletek. Gdyby teraz ich nakryła, gra skończona. Jakkolwiek kuszący nie był
dla niego spodziewany wyraz dezorientacji i złości na twarzy tej suki, Seth był
gotów jeszcze poczekać, nim go zobaczy. Póki co, lalka musiała znaleźć się na
piętrze.
Pochylił się nad
śpiącą smacznie postacią, zamierzając wziąć ją na ręce. Ważyła niewiele, ale
jej pozycja była nie do przyjęcia. Ostrożnie zdjął jej nogi z oparcia, po czym
z niemniejszą delikatnością podniósł zwisającą zza kanapy rękę i ułożył ją na
płaskim brzuchu. Czuł się trochę nienaturalnie w takiej roli, w normalnych
warunkach przerzuciłby sobie nieprzytomne ciało przez ramię i zawlókł, gdzie
tylko mu się podoba, ale obecność matki wymagała specjalnego poświęcenia. Znowu
ta Sheryl. Cholerna Sheryl.
Nim
zdążył podłożyć dłonie pod jej plecy, lalka zaczęła kręcić się niespokojnie.
Mruknęła coś, czego nawet nie dosłyszał i przejechała dłonią po swojej twarzy,
rozmazując przy tym makijaż. Nie otwierała oczu. Seth nie był pewien, czy w
ogóle się obudziła, ale obserwował ją uważnie. Odsunął się tylko odrobinę,
siadając na podłodze tuż obok, gdy z jej gardła wydostał się wciąż zaspany i
wyraźnie zakłócony działaniem alkoholu głos.
- Chris? – zapytała cicho, niemal
nieprzytomnie, wciąż z zamkniętymi oczami i wargą zaciskaną w uścisku białych
ząbków.
- Obrażasz mnie, lalko.
- Jeeej, to ty. – Na jej usta wyraźnie
wpełzł zaspany uśmiech, gdy uchyliła powieki, od razu odnajdując go w półmroku
i wpatrując się w jego twarz. – Chris mi się śnił – wyjaśniła. – Nie tylko on,
ale akurat z nim gadałam, kiedy mnie obudziłeś. I przerwałeś…
- Miły sen? - spytał poważnie, choć jej śmieszne bełkotanie
i trud, z jakim przychodziło jej utrzymanie wzroku w jednym miejscu, odrobinę
go bawiły. Lalka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Cóóóż… Johnny Depp to to nie był… -
zachichotała.
- Jesteś pijana.
- Ociupinkę.
- Nawalona.
- Ociupinkę nawalona – zaśmiała się,
teraz już głośniej, ale nie zwrócił na to uwagi. Milczał przez chwilę, więc
uniosła się na łokciach i odgarnęła z twarzy zbłądzone kosmyki coraz dłuższych,
miękkich włosów. Mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku ani na moment i Hope
miała wrażenie, że jej policzki mimowolnie stają się czerwieńsze pod tym
ciężkim spojrzeniem, choć być może był to jedynie wynik spożytego wcześniej
alkoholu. – Co się stało z twoim nosem? – zapytała zaciekawiona, przysuwając
się w stronę jego twarzy. Czekając na odpowiedź, sięgnęła po ozdobną poduszkę, pod
którą ukryta była ostatnia paczka cienkich papierosów. Hope mogła palić
spokojnie, odkąd w obecności Setha w powietrzu zawsze unosił się zapach
papierosowego dymu, a Sheryl – jakby nim odstraszona – nie wyściubiała nosa z
ostoi swojej sypialni – jedynego pokoju, w którym Seth nigdy nie był. Brunetka
wsunęła białą rurkę między palce, które były tak jasne i chude, że całość
niemal zgrała się w jedno. Szary dym uderzył w brązowe oczy. – Nie chcesz mi
powiedzieć? – zapytała cicho. – Boisz się?
- Miałbym się bać własnej zabawki? To po
prostu nie twoja sprawa.
- Więc chronisz swoją prywatność?
- Skoro chcesz to tak nazywać… -
Uśmiechnął się, bo przy jej rozbieganym wzroku i lekko bełkotliwej mowie takie słowa
brzmiały jeszcze bardziej komicznie niż zazwyczaj.
- Chronienie swojej prywatności to
właśnie oznaka strachu. Nie pytałam, czy boisz się mnie. – Odwzajemniła
uśmiech.
- Wyczytałaś to w którejś ze swoich
mądrych książek?
- Mhm… - uśmiech nie znikał z jej ust,
teraz stał się jednak bardziej szczery i dziecinny.
- Skoro chcesz wiedzieć, byłem u tego
twojego przyjaciela, jak mu tam było… Dowiedziałem się, gdzie mieszka i
złamałem mu kilka kości. Zdemolowałem mieszkanie i wyszedłem, nawet za drzwiami
słysząc jak wypluwa krew.
- Hmm…
- Nic nie powiesz?
- A co by to dało? – wzruszyła
ramionami.
- Satysfakcję. Powiedz coś.
- Seksownie wyglądasz z tym rozbitym
nosem – szepnęła, zlizując z warg posmak cierpkiego wina. – Pasuje ci.
- Powinnaś więcej pić. Jesteś
zabawniejsza.
- O tak, upijam się i idę spać. Aaale
zabawa – zaśmiała się głośno, zgrabnym ruchem odrzucając z twarzy włosy klejące
się do rozmazanego tuszu.
- Czasami w międzyczasie lądujesz
jeszcze w czyimś samochodzie…
- Nie „czasami”, Seth. Już o tym
rozmawialiśmy. To był jeden, jedyny raz. – Na jej jasnej twarzy pojawił się
grymas, brwi ściągnęły się w niemym wyrazie rozgniewania, a usta złączyły w
jedną, cienką linię. Jednak w kilka sekund później, błękitne tęczówki
zabłyszczały. Wargi wygięły się w niekontrolowany, tajemniczy uśmiech, coraz
wyraźniejszy z każdą chwilą. Seth przyglądał się swojej zabawce z wyraźnym
zaciekawieniem. Ona też na niego patrzyła, w jakiś dziwny sposób. I uśmiechała
się teraz już szeroko, nie mówiąc ani słowa.
- Co? – spytał w końcu, nie mogąc znieść
dłużej tego niecodziennego wyrazu satysfakcji w błękicie tak dobrze znanych
tęczówek. – No co?
- Poleciałam na twój samochód –
oświadczyła, śmiesznie szczerząc małe ząbki. – W barze miałam cię za totalnego kretyna.
Dopiero kiedy zobaczyłam auto… Hej, dziwne, że doszło to do mnie dopiero teraz!
- To nie najlepiej o tobie świadczy.
- O tobie gorzej. A pamiętasz, gdzie w
końcu odezwałam się do ciebie po raz pierwszy, po tym jak się dowiedziałam, że
jesteś moim bratem? Ha? Też tam! To nie ty tak na mnie działasz, to auto! Okej,
może jestem blacharą, ale przynajmniej nie jestem pierdolnięta…
- Och, to wcale się nie wyklucza.
- A ja myślę, że tak – mruknęła już
ciszej, opierając głowę z powrotem na swojej poduszce. Zamknęła oczy. Kiedy
poznała Setha, bała się przy nim zasypiać. Bała się zamykać oczu. Z czasem
zaczęło przychodzić to naturalnie i czasem miała wrażenie, że teraz zasypianie
bez niego staje się nieco uciążliwe. Kręciła się często z boku na bok, jeśli
żadne ciężkie ramię z niecierpliwością nie przygniotło jej w końcu do ciepłego
ciała. Poduszka nie była wygodna, kiedy nie otaczał jej znajomy zapach. Nawet
jej dawne piżamy stawały się coraz bardziej niewygodne. Dużo przyjemniej spało
się w za dużym męskim T-shircie…
- Wracasz do swoich snów o Chrisie,
lalko? – usłyszała niski głos dochodzący jakby z oddali.
- Umm… boli, co? – Zachichotała, nie
uchylając powiek. – Żałujesz czasem, że zabrałeś mnie do Basin City?
- Nie. Żebym żałował, musiałoby najpierw
mi zależeć.
- Potrafisz zawsze zepsuć taką miłą
rozmowę…
- Ale tym razem cię nie zabieram.
- Tym razem? – uchyliła jedno oko,
spoglądając na niego nieufnie. – Wyjeżdżasz? – Seth nie mógł się oprzeć
wrażeniu, że słyszy zawód w jej głosie. – Kiedy?
- Jutro.
- Jutro? – Zawód zamienił się na miejsca
z zaskoczeniem. – Nie zostaniesz na święta?
- Święta?
- Nie zauważyłeś lampek, choinek,
bałwanków…? Został niecały tydzień!
- Wiem o tym. Pytam, dlaczego miałbym
spędzić z wami święta?
Lalka zamilkła na
moment, próbując wymyślić odpowiedź, której nie było. Przygryzła wargę i
spuściła wzrok, po raz pierwszy tego wieczora czując się naprawdę zmieszana.
Seth miał trochę racji. Nie było żadnego powodu, dla którego mieliby spędzić
święta razem. No, może poza tym, że Seth – jakkolwiek absurdalne to nie było –
należał do rodziny. Poza tym, nie miał żadnej innej rodziny, odkąd ojciec
wyrzucił go z domu. No i oczywiście nie licząc faktu, że zobowiązał się mieć
oko na swoją zabawkę, odkąd jakiś szaleniec zastrasza i zabija jej przyjaciół.
Oprócz tego, żadnych logicznych powodów.
- Wrócisz do ojca? – spytała nieśmiało.
– Marie cię zaprosiła?
- Ocipiałaś? – zaśmiał się. – Święta z
nimi? Jeszcze przed kolacją któryś z nas leżałby z nożem wbitym między żebra.
- Więc gdzie będziesz?
- U Chrisa.
- Ach, jasne. To w końcu twój
przyjaciel…
- W mieszkaniu Chrisa, lalko – wyjaśnił
cierpliwie, nieco zdziwiony i znudzony jej namolnymi pytaniami. – Wyjeżdża do
rodziców, ja zostaję u niego.
- Wolisz spędzać święta sam niż ze mną i
z mamą?! – warknęła, starając się nie podnosić głosu.
- Już prędzej spędziłbym je z ojcem,
którego szczerze nienawidzę niż z tą obłudną suką.
- …i ze mną.
- I z tobą.
- Świetnie! W takim razie wracaj sobie
do tych wszystkich świrów, tam gdzie twoje miejsce! – Wkurzona podniosła się z
kanapy, po czym nawet na niego nie patrząc odwróciła się na pięcie i
wymaszerowała z pokoju. Pokonała prędko schody, mocno trzymając się drewnianej
poręczy, wciąż nie do końca ufając swojej chwiejnej fizjonomii, po czym mocno i
ostentacyjnie trzasnęła drzwiami swojej sypialni. Rozebrała się szybko i
wsunęła ciało pod kołdrę, w ciemności gapiąc się przez odsłonięte okno na
niebo, którego nawet nie widziała. W takich momentach nienawidziła swojej naiwności.
Wystarczyła krótka chwila, kilka momentów z Sethem, normalnych Sethem, żeby zupełnie zapomniała, jaki jest naprawdę.
Zbiór takich momentów sprawił, że zaczęło jej na nim zależeć. A co będzie
dalej? Co stanie się później, jeśli nie zacznie w końcu myśleć racjonalnie?!
Beau miał rację. Zawsze powtarzał jej, że…
Ta myśl pozostała w
jej głowie niedokończona. Kiedy tylko przywołała we wspomnieniach obraz
przyjaciela, coś w niej pękło. Załkała cicho, po czym natychmiast wybuchła
donośnym, rozdzierającym szlochem, którego nic nie było w stanie powstrzymać.
Resztkami świadomości miała tylko nadzieję, że Seth nie pomyśli, że to przez
niego. Ten skurwysyn nigdy więcej nie będzie czerpał satysfakcji z jej łez.
* * *
Scout była szczupłą,
niewysoką dziewczyną, którą wciąż pytano o dowód, ilekroć chciała kupić w
sklepie papierosy. Ze swymi zielonymi, nieproporcjonalnie dużymi oczami i burzą
jasnobrązowych loków na głowie wyglądała jak mała dziewczynka, choć jej makijaż
wskazywał raczej na fazę buntu przeciętnej nastolatki. W rzeczywistości miała
dwadzieścia trzy lata i – mówiąc zupełnie szczerze – ostatniego roku nie
pamiętała niemal wcale. Czasem przypominały jej się pewne obrazy – zielone
uniformy, zdrapane drzwi, małe, plastikowe kubeczki. Nudne dni zlewające się w
jedną całość. Przeciwieństwo życia. Przeciwieństwo życia o wiele gorsze od
śmierci.
Noc była zimna, ale
piękna. Na przedmieściach gwiazdy świeciły mocno, a księżyc w pełni roztaczał
po niebie tajemniczą aurę. Drzewa szumiały cicho w powolnym rytmie. Uśpione
domy przy krótkiej uliczce wyglądały tak spokojnie z pogaszonymi światłami,
kryjąc w sobie ciepłe łóżka z okrytymi przykryciem mieszkańcami. Na całej ulicy
tylko w jednym oknie wciąż paliło się światło. Scout stała po drugiej stronie jezdni,
wpatrując się w nie z uwagą. Widziała jakiś cień. Przemknął prędko, zahaczając
o firankę, i zniknął gdzieś z boku. Wiedziała, że nie odejdzie stąd, dopóki wszyscy
domownicy nie zasną. Dopóki on nie zaśnie…
Po dziesięciu
minutach wystanych na drżących nogach wśród głuchej ciszy nieprzerywanej nawet
szczekaniem żadnego zbłąkanego psa, cienie zza okna przestały tańczyć. Światło
zgasło, przedstawienie się skończyło. Scout przełknęła głośno ślinę i otarła
mokry policzek. Ściskając mocno swoją torbę przeszła na drugą stronę ulicy,
wkraczając na podjazd obcego domu. Nie najnowsze już, ale bardzo zadbane Audi
stało na nim spokojnie, lśniąc w świetle pobliskiej latarni. Brunetka
przysunęła się do niego powoli i samymi opuszkami palców dotknęła twardej
karoserii. Gdyby ktoś obserwował ją z boku, mógłby pewnie przysiąc, że ta
dziwna dziewczyna głaszczę auto niczym małego kociaka, przywierając do niego
całym, chudziutkim ciałkiem, bez względu na zalegający wszędzie wokół śnieg. W
końcu złapała za klamkę i pociągnęła. Zamknięte. Obeszła samochód z drugiej
strony i spróbowała ponownie.
Wgramoliła się
niezgrabnie na tylne siedzenie, a w jej nozdrza natychmiast uderzył znany
zapach tytoniu. Wciągała go długo, zaciskając przy tym powieki. Pod stopami
czuła jakieś szeleszczące papierki, kilka skrzypiących puszek i coś
plastikowego. Na siedzisku obok niej leżała duża, pomięta męska bluza, a pod
nią dużo mniejsza kurteczka z jasnego dżinsu, która pasowała na nią jak ulał,
gdy wsunęła ją sobie na ramiona. Rozejrzała się wokół, przejechała palcami po
szybie. Pamiętała to miejsce. Znała tu każdy zakamarek, każdą dziurkę wypaloną
upuszczonym przypadkowo papierosem. Nic się nie zmieniło.
Okryta nieswoją
kurtką, podciągnęła pod siebie kolana i położyła się wygodnie na siedzeniu.
Zamknęła oczy, wtulając się w ciemną, miękką bluzę, o tak dobrze znanym jej
zapachu. Zasnęła. Dawno już nie spała tak spokojnie.
* * *
Przygryzając mocno rękaw,
Lacey po raz kolejny wpisała z pamięci numer przyjaciela i wcisnęła powoli
zieloną słuchawkę, nasłuchując dłużących się sygnałów. Nawet przed samą sobą
ciężko było jej udawać, że się nie denerwuje. I choć znajomi szarpali jej nerwy
niemal od dnia, gdy się poznali – a większość z nich znała od dziecka – dziś
było inaczej. Gdy Chris w końcu odebrał, wstrzymała na chwilę oddech. Brzmiał
na zirytowanego i nie mogła mieć mu tego za złe. Wydzwaniała do niego już chyba
szesnasty raz…
- Halo? Kto mówi?
- Chris, to ja – szepnęła śpiewnie,
próbując brzmieć jak zwykle, ale wątpiła, że blondyn da się na to nabrać.
- Lacey? Co to za numer? – zapytał już
spokojniej.
- Mojej mamy. Nie odpisywałeś mi. Jake
nie odbierał, choć dzwoniłam od rana. Stan też jakoś szybko mnie zbył… Mogę się
dowiedzieć, co wy wyprawiacie?! Wiem, że coś się święci! Coś knujecie i nie
chcecie powiedzieć mi co! – Podniosła głos, a Chris zamilkł na chwilę. – No
mów! – zażądała, choć mężczyzna wyraźnie nie miał zamiaru się z niczym
zdradzić. – Gdzie wy w ogóle jesteście?
- Ech… Siedzimy u mnie – powiedział, a
Lacey mogłaby przysiąc, że na jego twarzy pojawił się niewinny uśmieszek, który
zawsze posyłał ją, gdy czuł się winny. Nie zmiękczyło jej to, raczej jeszcze
bardziej nakręciło. U niego?! Dlaczego?!
- Wszyscy? – Chciała mieć pewność.
- No, kilku. Nic się nie dzieje.
Siedzimy, gadamy…
- Dlaczego u ciebie, do kurwy nędzy?! –
wrzasnęła. – Dlaczego nie u mnie?! Od pierdolonych czterech lat zawsze to u
mnie się siedzi i zawsze to u mnie się
gada! Co wy odpierdalacie?! Czego nie chcecie mi powiedzieć?!
- Lacey, zrozum… - mruknął, ale nie
chciała go słuchać. Nagle coś ją oświeciło i jej głos podniósł się o kolejne
kilka tonów. Jordan zajrzała do pokoju, posyłając jej potępiające spojrzenie i
sugestywnie przykładając palec do ust, ale miała ją gdzieś.
- To przez niego?! – spytała krzykiem. –
Wy pierdolone suki! Będziecie teraz gnieździć się w tej twojej śmierdzącej
budzie, bo wielki pan Seth powiedział, że już się ze mną nie zadaje?!
Popierdoliło was do reszty, kurwa?! Ile wy macie lat?! Dwanaście?! Jego nawet
nie ma w mieście, wy nędzne tchórze! Lepiej odłóż telefon, kurwa, jak się
dowie, że ze mną gadałeś, och, co się stanie biednemu Chrisowi?! To tylko głupi
dupek, przestańcie traktować go, jakby był jakimś pieprzonym bogiem!
- Lacey, to nie o to chodzi… - próbował
dorwać się do głosu, ale bezskutecznie.
- Ach, tak?! Więc jeśli teraz zagrożę
ci, że zaraz do niego zadzwonię, nie będziesz płaszczył się przede mną, żebym
tego nie robiła?! A powiem wszystko, Chris! Zacznę od tego, że ze mną gadałeś,
a skończę na tym, że mnie pieprzyłeś pod jego nosem!
- Uspokój się, kretynko. Ja też
wolałbym, żeby wszystko między wami było znowu w porządku, ale…
- W porządku, kurwa?! W porządku?! Ten
szmaciarz obił mi mordę! O, przepraszam, mogłeś tego nie zauważyć, bo kiedy ja
zbierałam zęby z podłogi, ty zajmowałeś się jakąś pierdoloną kurwą, na dodatek
nie swoją, bo jej się pięść o jebane oko otarła! Jak mi, kurwa, przykro!
- Nie mam pojęcia, o czyich zębach
mówisz, bo na pewno nie swoich, ale chcę ci tylko przypomnieć, że próbowałaś
wydłubać mu oko!
- W obronie własnej!
- Gdybyś go nie zwyzywała, w ogóle nie
byłoby sprawy!
- No przepraszam, że nie pozwalam mu się
poniżać jak wy wszyscy, szmaty jebane!
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić,
Lace, ale jeszcze raz mnie obrazisz i kończymy rozmowę. Obudź się, kochanie,
nie cały świat kręci się wokół ciebie!
- Więc dlaczego nikt się do mnie nie
odzywa?!
- Przecież z tobą gadam, nie?
- Więc mogę do ciebie wpaść?
- Lace, to nie jest…
- Nie mogę! Jasne, że kurwa nie mogę, bo
Seth powiedział „nie”! Jesteś żałosny!
- Mówiąc zupełnie szczerze, jeśli mam
wybierać między tobą i nim, wybiorę jego. Ale nie chcę wybierać, a ty to tylko
utrudniasz! Nie wiem, dlaczego reszta ma cię w dupie – może zawsze miała, tylko
miałaś zbyt wybujałe ego, żeby to zauważyć. W każdym razie wątpię, żeby
ktokolwiek poza mną i tobą w ogóle wiedział, że wy dwoje się pokłóciliście.
- Ni chuja ci w to nie wierzę, Chris!
Ani, kurwa, odrobinę! Przyznaj się chociaż do tego, jakim jesteś tchórzem! Albo
kłam dalej i ja też zacznę kłamać! Tak bardzo chcesz przyjaźni swojego
kochanego Setha, że masz w dupie mnie?! Dobra, zobaczymy, jak bardzo jemu
zależy, jak mu powiem, że spałeś z jego zabawką!
- Teraz przeginasz. Nawet jeśli to tylko
groźby – przeginasz!
- Boisz się, bo chętnie byś przerżnął tą
małą dupę, co?! I Seth doskonale o tym wie!
- Jesteś pierdolnięta! Zawsze byłaś, ale
z dnia na dzień coraz bardziej ci odwala!
- Jestem pierdolnięta, bo nie chcę
tracić przyjaciół?! – Jej głos załamał się na chwilę, ale szybko starała się to
ukryć, dłonią ocierając mokre oczy. Jordan spojrzała na nią niepewnie.
- Szantażujesz ich, żeby do ciebie
wrócili!
- Bo jakiś dupek wcześniej tak po prostu
przyszedł i… i powiedział… i wy wszyscy…
- Lace? – Głos Chrisa na powrót stał się
spokojny i cichy, ledwo słyszalny przez lecącą gdzieś w tle muzykę. Blondynka
spojrzała w lustro. Jej oczy były całe czerwone, tak samo jak jej mocno
spuchnięta warga. – Lacey, jesteś tam?!
- Pierdolcie się, wszyscy – wyłkała. –
Sami wybraliście.
* * *
W ciemnościach, kiedy
wzrok staje się nieużyteczny, wszystkie inne zmysły wyostrzają się zanadto.
Delikatny dotyk drugiej osoby może być wtedy o wiele bardziej elektryzujący,
jej zapach intensywniejszy, pocałunki smakują dużo lepiej, a szept… Cichy szept
może zostać usłyszany nawet zza grubej ściany.
Tej nocy Seth długo
nie potrafił zasnąć, co w zasadzie nie było dla niego żadną niespodzianką. Sen
bardzo rzadko nawiedzał go wtedy, kiedy go oczekiwał, jeśli wcześniej wystarczająco
mocno się nie odurzył. Jako dziecko cierpiał nawet na bezsenność, co
potwierdziło kilku lekarzy, po których ciągała go jego babcia. „Któż to
widział, bezsenność u gówniarza?” – pamiętał do teraz jej lekko skrzypiący głos
– „Licho nie śpi, ot co. Zło nigdy nie zasypia. Nie tam żadna bezsenność, gówno
się znają, ci lekarze”. Teraz, po latach, musiał przyznać, że ta stara wariatka
akurat w tym przypadku mogła mieć odrobinę racji.
Leżąc w bezruchu,
usłyszał nagle jakiś stukot dochodzący z drugiego pokoju, a zaraz potem głośny
łomot, jakby coś ciężkiego upadło na drewnianą posadzkę. Nie był zainteresowany,
zupełnie nic go nie obchodziło co teraz robi jego lalka, ani dlaczego jeszcze
nie śpi, ale nudził się i czuł, że sen wcale nie przyjdzie szybko, dlatego bardzo
powoli podniósł się ze swego wygodnego miejsca w znienawidzonym łóżku. Bez
pośpiechu narzucił na siebie bluzę i ruszył w kierunku wyjścia. W ciemności
korytarza widział jedynie poświatę światła dobiegającą spod jej drzwi. Gdy
uchylił je cicho, lalka nawet nie zauważyła.
Siedziała na
podłodze, zbierając coś z drewnianej posadzki. Wokół niej walały się małe, białe
tabletki. Kilka z nich leżało już uprzątniętych na drobnej, wyciągniętej dłoni,
resztę starała się zgarnąć na nią jak najszybciej, by nikt nie zauważył. Seth zrobił
krok naprzód, a duże, przekrwione oczy podniosły się na niego z lękiem. Nie
musiał nawet pytać, co robi, ale i tak nie odmówił sobie tej przyjemności.
- Wysypały się – padła odpowiedź, gdy
zamykał za sobą drzwi. Schylił się, by przeczytać nazwę leku na porzuconym
obok, tekturowym pudełku. Dłonie lalki trzęsły się tak bardzo, że ledwo
potrafiła utrzymać zebrane wcześniej pigułki. Seth uśmiechnął się do niej z
przekąsem.
- Tabletki na uspokojenie? – zapytał
cicho. – To ci się wysypało? A dlaczego wyjęłaś wszystkie z pudełka? – Lalka
milczała, spuszczając smutno głowę, jak dziecko nakryte na złym uczynku. Nie
potrafiła lub nie chciała odpowiedzieć.
Podszedł do niej i bez
pytania złapał ją pod ramiona, dźwigając w górę. Jej nogi wciąż się plątały,
oddech był zdecydowanie przyśpieszony. Wciągnął ją na łóżko i usadził tam,
depcząc niedoszłe narzędzie zbrodni, która miała zapewne przynieść jej ulgę. W
mocno zaciśniętej piąstce wciąż trzymała wystarczająco dużo tabletek, by –
gdyby połknęła je teraz wszystkie razem – raz na zawsze się z nim pożegnać.
- Nie rozumiem cię, lalko. Dlaczego
akurat dzisiaj? I w taki głupi sposób?
- Słucham? – przerwała mu, ale Seth ją
zignorował.
- Najpierw się upijasz. Potem
uśmiechasz, po raz pierwszy odkąd umarł Beau. Rozmawiasz ze mną, co też dotąd
robiłaś niechętnie. Do tego momentu wszystko jest jasne. Nagle wkurzasz się, że
nie chcę zostać tu na święta, jak gdyby miało to jakiekolwiek znaczenie, a
kilka godzin później próbujesz się zabić.
- Nie chciałam się zabić! – zaprzeczyła
natychmiast, podnosząc głos. Usiadła po turecku na łóżku, wciąż nie
wypuszczając tabletek z dłoni, a on zajął miejsce naprzeciwko. Patrzył jej w
oczy, zapłakane i spuchnięte. I nie wierzył jej w ani jedno wypowiedziane
słowo. – Byłam roztrzęsiona, pomyślałam, że po tabletce szybciej zasnę. To
wszystko, nie wiem, co próbujesz mi…
- I dlatego wyjęłaś wszystkie, zamiast
jednej? Na jak długo chciałaś się uspokoić, na wieczność?
- Nie chciałam się zabić, przysięgam!
- Jasne, że chciałaś – warknął, mocno
chwytając za dłoń, w której chowała swój skarb. – Oddaj to. – Przez chwilę się
opierała, ale kiedy zacisnął uścisk, odpuściła. Maleńcy, niedoszli zabójcy
rozsypali się po miękkiej pościeli. Seth przyciągnął do siebie swoją lalkę, a
ona, naiwnie wierząc, że chce ją jedynie przytulić, poddała się temu bez oporu.
Złapał jej włosy i odchylił nieco głowę. Zmiótł kilka tabletek z pościeli i
złapał jedną z nich w dwa palce, podsuwając ją przed twarz zaniepokojonej
dziewczyny, prosto przed jej wytrzeszczone w wyrazie dezorientacji oczy. –
Chciałaś się ode mnie uwolnić? Sądziłaś, że to jest dobry sposób? – zapytał,
nie dając jej czasu na odpowiedź. – W takim razie ci w tym pomogę.
- Seth, przysięgam, że ja… - Nie
dokończyła, gdy w mgnieniu oka tabletka znalazła się na jej języku, kiedy tylko
uchyliła usta. Chciała ją wypluć, ale mężczyzna przewidział to wcześniej i
natychmiast zakrył dłonią miękkie, suche usta. Hope patrzyła na niego w
przerażeniu.
- Połknij – rozkazał. – Przecież sama
tego chciałaś. – Próbowała pokręcić głową, ale za mocno trzymał jej splątane
włosy. Lek z pewnością zaczął już rozpuszczać się na jej języku, stawał się
gorzki. Lalka w końcu skapitulowała. Widział wyraźnie, jak przełyka substancję
razem ze śliną, krzywiąc się i zaciskając oczy. Zabrał dłoń z jej ust, ale w
zamian za to drugą ręką złapał ją za kark, co odczuła o wiele bardziej
dotkliwie niż wcześniejsze szarpanie jej biednych włosów. Uśmiechnął się, głaszcząc
ją po policzku. – Grzeczna dziewczynka. Teraz druga. Zrobimy to powoli, łykanie
wszystkiego naraz jest za mało dramatyczne…
- Puszczaj mnie! – szarpnęła się tak
mocno, że na chwilę udało jej się od niego uwolnić, ale jego refleks był
zdecydowanie lepszy. Nie zdążyła nawet wstać z łóżka, kiedy znów trzymał ją w
uścisku. Dociskał jej plecy do swojego brzucha, szarpiące się ręce mocno
przyciskając do jej wierzgającego ciałka. Nie stanowiła dla niego problemu,
była taka słaba… Siedząc do niego tyłem, nie mogła nawet go kopnąć,
wyślizgnięcie mu się z mocno zaciśniętych ramion było niemal niemożliwe. Na jej
policzkach pojawiły się łzy, ale chyba nie była tak naiwna by sądzić, że go to
zmiękczy. – Mamo! – wrzasnęła. – Pomocy, mamo!
- Obawiam się, że ci nie pomoże. Sama
wypiła już dzisiaj swój koktajl tabletek nasennych – powiedział cicho, ale na
wszelki wypadek i tak zatkał jej usta. Próbowała go ugryźć, ale była w stanie
jedynie skubać zębami naskórek. Nawet nie odczuwał przy tym bólu. – Połkniesz
drugą już grzecznie, czy muszę wepchnąć ci ją do gardła? – W odpowiedzi Hope
jedynie zaczęła szarpać się o wiele mocniej. Musiał złapać jej nadgarstki, by
nie uwolniła rąk, a jej łokieć prędko wcelował prosto pomiędzy obite wcześniej
żebra. – Tak myślałem… - Westchnął, a ponieważ nie mógł ani jej uwolnić, ani
zabrać dłoni z ust, by nie zaczęła krzyczeć, popchnął ją na łóżko i przygniótł
ją do niego całym ciężarem swego ciała. Leżała teraz na brzuchu, z nogami
podwiniętymi pod żebra i choć miała wolne ręce, nie mogła nawet ich użyć, tak
mocno przygniatał je ciężar obydwu ciał. Miotała się, próbując go z siebie
zrzucić, ale musiała domyślać się, że to nie ma szans. Kolejna tabletka
pojawiła się przed jej nosem, a dłoń Setha zniknęła z jej ust, ryzykując, że
zacznie krzyczeć. Nie zaczęła. Zagryzła wargi i choć mocno trzymał ją za
szczękę, nie pozwoliła ich otworzyć.
- To mogłoby być o wiele mniej
nieprzyjemne, gdybyś się tak nie opierała – warknął, mocno szarpiąc za jej
brodę, aż uchyliła wargi jedynie na kilka sekund, podczas których zdążył wsunąć
w nie tabletkę. Ponownie zacisnął dłoń na jej ustach i zabawa zaczęła się od
nowa. – Jak na niedoszłą samobójczynię, wyjątkowo mocno trzymasz się tego
parszywego życia. Nie wolałabyś, żeby chociaż cię nie bolało? I tak nie masz ze
mną szans, wyrywaj się do woli. Równie dobrze mogę zaczekać, aż te dwie
tabletki zaczną działać i resztą wsypać ci do ust, kiedy będziesz na haju. Ale
po co?
W ramach odpowiedzi
Hope szarpnęła się jeszcze mocniej, jakimś cudem uwalniając jedną z nóg i bez
namysłu z całej siły kopnęła nią w ramę łóżka, chcąc narobić jak najwięcej
hałasu. Powtórzyła to jeszcze dwa razy, nim udało mu się na nowo ją
obezwładnić. Patrzyła na niego. W jego oczach widziała czyste szaleństwo, które
połączone z tym zimnym opanowaniem przerażało ją do szpiku kości. Seth był
zdolny, by ją zabić. Nie miała co do tego wątpliwości.
Jedyne, na czym się teraz
skupiała, to hałas. Chciała coś zrzucić, coś uderzyć, w coś kopnąć… Gdy
ponownie zabrał dłoń z jej ust, nie bawiła się już w ich zaciskanie, wrzasnęła
najgłośniej jak potrafiła, z rozpaczą wołając matkę. Przełknęła tabletkę, teraz
wiedząc, że opór i tak nic nie da i w końcu z całej siły zacisnęła zęby na
jednym z palców Setha. Nie odsunął ręki, ale syknął z bólu prosto do jej ucha,
co teraz wydawało się dla niej przyjemne jak muzyka. Korzystając z jego
chwilowej dezorientacji, uwolniła jedną rękę i zrzuciła większość tabletek na
podłogę. Złapał ją, nim udało jej się strącić też ciężką lampkę. Miała
wrażenie, że usłyszała coś z dołu, ale prawdopodobnie była to tylko jej cicha
nadzieja, bo na schodach nie pojawiły się niczyje kroki.
- Dobrze, laleczko. Wystarczy –
usłyszała nad sobą spokojny, opanowany głos. Seth powoli zszedł z jej ciała.
Była obolała, nie miała siły się ruszyć. Świat zaczął wirować wokół niej
jeszcze bardziej niż po wypiciu wcześniejszego wina. – Nie krzycz. Nic ci już
nie grozi – dodał, nim zdjął z ciepłych ust swoją dłoń i choć mogła to być
jedynie kolejna pusta obietnica, część jego chorej gry, uwierzyła mu. Ale wtedy
Seth uśmiechnął się do niej drwiąco, a Hope przełknęła głośno ślinę, zaciskając
powieki.
* * *
Sheryl obudziła się w
środku nocy, choć nigdy nie zdarzało jej się to po tabletkach i od razu poczuła
pewien niepokój. Wyjęła z uszu zatyczki i rozejrzała się wokół. W jej sypialni
było ciemno, w całym domu niczego nie było słychać. Zegarek na jej nocnej
szafce wskazywał drugą nad ranem. Chciała ponownie ułożyć głowę na poduszce, ale
czuła, że nie może, że coś jest nie w porządku. Jej dziecko. Miała wrażenie, że
coś niedobrego dzieje się z Hope. Nie słyszała z góry żadnych odgłosów, ale
miała wrażenie, jakby to jej krzyk obudził ją z tego narkotycznego snu.
Przestraszona, choć pełna wątpliwości, podniosła się ze swego miejsca i wsunęła
ręce w rękawy długiego, jedwabnego szlafroka. Podeszła cicho do drzwi i
nasłuchiwała. Nic. Wyszła na korytach i podeszła do schodów. Nie chciała tam
wchodzić, po co ma budzić swoje dziecko z powodu głupich domysłów? Hope
potrafiło wyrwać ze snu nawet najcichsze otwarcie drzwi. I co jej powie? Że
weszła na górę, bo miała zły sen? Tak, prawdopodobnie to tylko zły sen. Cóżby
innego? Jej dzieci śpią.
Dzieci. Pomyślała o Secie i mimo wcześniejszych uprzedzeń weszła na
schody. Musiała sprawdzić, czy z jej córką wszystko w porządku.
Już pod drzwiami sypialni
Hope słyszała jego głos. Szarpnęła klamkę, otwierając je z impetem, nastawiona na najgorsze. W wyobraźni
widziała setki obrazów. Seth znęcający się nad jej małą córeczką. Bijący ją.
Szarpiący okrutnie za jej długie włosy. Kopiący bezwładne ciało. W końcu,
najgorsza wizja – Seth pieprzący jej
córkę.
Nic takiego nie
zastała, na co omal nie odetchnęła z ulgą. W półmroku panującym w pokoju, który
oświetlała tylko lampka, dostrzegła dwie sylwetki. Hope, klęczącą na podłodze
nad jakimś wysokim, plastikowym pojemnikiem – chyba tym koszem na śmieci, który
zawsze stał pusty – i pochylony nad nią Seth, patrzący matce prosto w oczy z
pewnym rozbawieniem w ciemnych tęczówkach. Hope wymiotowała, a on przytrzymywał
jej długie włosy, głaszcząc ją powoli w uspokajającym geście. Czego Sheryl nie
mogła wiedzieć, to że jeszcze przed chwilą siłą wmusił w nią czwartą tabletkę
uspokajającą, po czym ostrzegł, że jeśli ich nie zwróci, prawdopodobnie zaśnie
na odrobinę dłużej, niż by chciała. Nie widziała swojej córki z potokami łez
wylewającymi się na policzki, bezskutecznie próbującej wkładać sobie palce do
buzi, starając się wywołać wymioty. Nie miała pojęcia, że w kilkanaście sekund
przed otwarciem się drzwi, Seth złapał Hope w pół i nacisnął jej brzuch tak
mocno, że w końcu zaczęła wymiotować. Widziała tylko efekt. Hope obejmującą
kosz w mocnym, roztrzęsionym uścisku i Setha razem z jego enigmatycznym
uśmiechem – zawsze w duecie.
- Upiła się – wyjaśnił ze wzruszeniem
ramion, a Sheryl nie miała podstaw, by mu nie wierzyć, kiedy Hope, po pozbyciu
się już całej zawartości swojego żołądka, potwierdziła to kiwnięciem głowy.
Warto było czekać, zdecydowanie. Jedno pytanie jakie mi się teraz nasuwa na myśl kim jest ta Scout?;>
OdpowiedzUsuńDziękuję, bo sama szczerze mówiąc mam spore wątpliwości co do tego rozdziału ;p Trochę mnie podniosłaś na duchu ^^
UsuńKim jest Scout? Nową bohaterką, oczywiście ;)
Nie wierzę, jednak zdecydowałaś się przenieśc! :D
OdpowiedzUsuńJa też nadal nie wierzę ;p
UsuńKurczę, biedna, biedna, biedna Hope. Wcale jej się nie dziwię, że chciała popełnić samobójstwo... W sumie gdyby jej się to udało, byłaby wolna od Setha raz na zawsze! A tak to... Zresztą on sam kolejny raz dał popis swojej brutalności. Boże, jakie to jest złe! Nie cierpię go >.< Niech lepiej wyjeżdża do Basin City, będzie spokój. No i szkoda, że matka Hope i Setha widzi tylko pozory, nie domyśla się niczego więcej... A może domyśla się, lecz nie ma dowodów i całkowitej pewności. Swoją drogą dobry sposób na wywołanie wymiotów: wypicie mikstury pieprzu i soli XD Sama nie próbowałam, ale słyszałam relacje...
OdpowiedzUsuńA Scout musi być chyba dawną lalką Setha, prawda? Chyba tylko to pasuje w tej sytuacji - wszystko by się faktycznie zgadzało.
Błąd znalazłam tylko jeden: "- Ech… Siedzimy u mnie – powiedział, a Lacey mogłaby przysiąc, że na jego twarzy pojawił się niewinny uśmieszek, który zawsze posyłał ją, gdy czuł się winny." -> Chyba posyłał jej?
Poza tym niczego nie dostrzegłam.
I nie, nie byłaś uciążliwa - pomaganie Tobie było czystą przyjemnością. ;) Pamiętaj, że w razie jakichkolwiek problemów możesz zawsze pisać.
Pozdrawiam serdecznie ;)
Ja słyszałam o jedzeniu tytoniu z papierosa jako świetnym sposobie na wymioty ;) Ale osobiście już bym chyba wolała, żeby ktoś zmiażdżył mi żołądek, niż to zjeść! :P Twoja pieprz i sól wydają się mniej brutalne ;)
UsuńMasz rację - Scout pasuje do dawnej lalki Setha. To nie jest odpowiedź na pytanie, czy nią jest, czy nie, ale zawsze coś ;)
Błąd zaraz poprawię, bardzo dziękuję :)
I bez obaw, jeśli będę miała jakieś problemy, nie omieszkam się do Ciebie zwrócić ;D Dziękuję :)
No, zawsze to jakaś wskazówka, o! Też bym wolała, zdecydowanie... Chociaż mieszanka soli i pieprzu jest paskudna, tego raczej też bym nie przełknęła. A tamto musiało boleć. :< Kurczę, już chciałam to po hiszpańsku napisać - od tej nauki wszystko mi się przestawia. :D
UsuńO, już widzę, że godzina jest zła ustawiona. Chwilka, zaraz to naprawię...
Nie ma za co, naprawdę. ;)
Z tą godziną to wiem, sama miałam to wczoraj naprawić, ale nie miałam już czasu ;) Bardzo Ci dziękuję ;)
UsuńNawet nie zmieniałam Ci statusu administratorki, bo tak się domyślałam, że o coś Cię pewnie jeszcze kiedyś poproszę ;) Jakby tak jeszcze tytuły postów mogły być do lewej zamiast wyśrodkowane, to już by było ideaaaaalnie ;)
Nigdy nie jadłam na raz dużej ilości soli z pieprzem, ale w porównaniu ze zgniecionym żołądkiem wydaje się to jednak lepsze ;) Obyśmy nigdy nie musiały przekonać się o tym na własnej skórze! :)
Już próbowałam coś z tym zrobić i nic się nie dało, ale jeszcze mam jedną koncepcję i zobaczę, czy to coś da. xD
UsuńHah, okej, rozumiem ;)
Też mam taką nadzieję! W razie czego wiemy, jak się ratować :D
W razie czego, zawsze lepiej wiedzieć więcej niż mniej ;)
UsuńJeśli nie uda Ci się nic z tym zrobić - nic nie szkodzi. Zaczynam się nawet przyzwyczajać do tego wyśrodkowania ;)
Pewnie, że lepiej. xD
UsuńKoncepcja nie wypaliła. Będę myśleć dalej xD
Ok :)
UsuńTu jest dużo lepiej, niż na Onecie. A rozdział, jak zwykle, genialny. Seth to mistrz zła, zło samo w sobie :). Nie powiem, trochę mnie zdenerwował tym, co zrobił z Hope, ale... czy nie należało jej się? :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się tu bardziej podoba ;) Bardzo się cieszę, że dałam się namówić na przeniesienie ;D
UsuńJa bym tam mimo wszystko jednak nie powiedziała, że Hope się należało... No bo za co? :P Moim zdaniem jeśli któremuś z moich bohaterów należałoby się wepchnięcie garści tabletek do gardła (i to nawet wraz z opakowaniem! :P) to jednak Sethowi ;)
zdecydowanie przeniesienie bloga wyszło/wychodzi na korzyść ;)a rozdział strasznie mi się podoba. wiesz co? naprawdę kocham tego bloga, jeden z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam (a czytałam ich naprawdę dużo) ;D
OdpowiedzUsuńWow, dziękuję :) Naprawdę miło coś takiego usłyszeć :) Aż mi się zachciało pisać kolejny rozdział ;) (taaak, jestem łasa na komplementy ;p)
UsuńKobieto, dziewczyno... Nie jadlam, nie spalam, nie pilam prawie nie oddychalam... Płakałam, wsciakalam sie, smialam... Całe dwa dni bez przerwy z nosem w Twoim świecie... Jest porywający, jest niesamowity... Pozostało pytanie kim jesteś... nieziemska istoto...
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć, serio, a zazwyczaj mam wiele do powiedzenia ;P Jest mi bardzo, baaardzo miło, że tak się wciągnęłaś w tę moją historię, to strasznie motywujące :) Dziękuję :) Nawet jeżeli nie ma we mnie nic "nieziemskiego" :)
UsuńO Fancy może uwazasz że to całkiem zwyczajne i ludzkie malować słowami swiat... Tym bardziej winna Ci jestem w imieniu wszystkich czytelników uswiadomić, że kreacja świata jednocześnie tak realnego, gdzie bez problemu czy wysiłku czytający rozsiadzie sie w fotelu obok rozmawiajacych bohaterów, a jednocześnie tak barwnego i oddmiennego, że zaglebianie sie raz po raz w treści tworzy uzależniajacy odlot... jest sztuką... A sztukmistrz zaś zaluguje na wiwaty i oklaski, na to by go godnie nazywać artysta. Aż tak dobre, że niepokojace, bo i skąd tak okrutna kreacja rzeczywistego psychopaty... Po cytatach sądząc mam przyjemność zetknąć sie ze smakoszem gatunku i pilna studentka dobrych tytułów... Ba, sam fakt doboru cytatów na tle miliona opowiadań objętych moimi lapczywymi oczami, sprawia, że Twoje rysuje sie blyskiem diamentu... Przyznam nawet więcej, Twoje własne słowa stały sie inspiracją do zaczerpniecia z nich i mimo iż moja stara szkoła nakazywała czerpać jedynie z dorobku gigantów literackich- z lubością pozwolipam zacytować w moim prywatnym i całkiem realnym świecie kilka Twoich autorskich sentencji... Nic innego jak stoję i oklaskuje wdzięczna przewrotnemu losowi, że w ogóle znalazłam i mam przyjemność śledzić Nadzieję i Młodego Gniewnego boga ...
UsuńZa dużo komplementów! (Swoją drogą, bardzo ładnie, opisowo przedstawionych - doceniam i podziwiam ;)). Och i absolutnie zgadzam się, że to jest sztuką - a ja wciąż dążę, żeby ją opanować. Malowanie świata słowami to zresztą jedno z moich ulubionych określeń na pisanie opowiadań czy książek. Dostrzegam w tym sporo plastyczności właśnie i sama staram się zawsze zarysować świat, w którym czytelnik mógłby się ewentualnie odnaleźć. Jeśli Twoim zdaniem chociaż po części osiągnęłam swój cel, to bardzo się cieszę :)
UsuńUważaj, Fancy jest jak diler a jej książka to narkotyk.. wiele kobiet teraz płacze przed Fancy by rzuciła wszystko i tylko pisała i pisała. Sama sprawdzam już jak narkoman czy dodała coś nowego, a gdy już się pojawia nowość to odrzucam nawet malowanie by przeczytać nowy rozdział:P
UsuńDość tych komplementów, bo się zarumienię! ;)
UsuńRanga wykładowcy :) z niecierpliwością czekam nowych kreacji. Czy jest może w sieci coś jeszcze Twojego autorstwa? :)
OdpowiedzUsuńOwszem, coś tam jest ;) Jedno już zakończone opowiadanie sprzed kilku lat i drugie porzucone (czy zawieszone). Zajrzyj do linków :)
UsuńI to znakomita wiadomość na majowke ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się ;D
Usuńhttp://paulinaurbanska.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzajrzyj w wolnym czasie, nowość się pojawiła:)
już czekam na następny rozdział.:P
Zaraz zajrzę :)
UsuńDobrze zrobiłaś, przenosząc bloga. :) Hahahahaha... rozwala mnie to, że Seth mógłby zabić Hope pod nosem Sheryl, a ta by się nawet nie zorientowała. On jest nienormalny, ale to już oczywistość. Też uwierzyłam w to, że on zamierza ją uśmiercić tymi tabletkami. Jest nieobliczany, zdolny do wszystkiego, więc czemu nagle nie mógłby zachcieć odebrać życie Hope? Powinno się go umieścić w zakładzie zamkniętym, serio. Z dala od innych ludzi. Ale najgorsze jest to, że go lubię... czyli też nie jestem normalna, haha, bo kogoś takiego przecież nie można lubić. Bo nie można? Lacey nieźle się wkurzyła. Ale po tych wszystkich wydarzeniach to nic dziwnego. O co chodziło Chrisowi? Skoro zawsze spotykali się u niej, to czemu tym razem u niego? Czyżby naprawdę z powodu Setha?
OdpowiedzUsuńHmm... masz rację, kogoś takiego nie można lubić. Ale mimo wszystko "taki ktoś" powstał w mojej głowie, więc jeśli już mowa o wycieczce do zakładu zamkniętego, to pewnie wybiorę się tam razem z nim ;)
UsuńJeśli chodzi o Chrisa, oczywiście nie mogę powiedzieć, jaki jest prawdziwy powód :) Albo raczej czy ta kłótnia pomiędzy Sethem a Lacey to właśnie ten powód. Moim zdaniem - to bardzo prawdopodobne. Ale nie najlepiej by to świadczyło o Chrisie, prawda? :)
Jak matura? :)
OdpowiedzUsuńO wiele lepiej niż się spodziewałam :) Była prosta, więc i mi poszła dobrze (albo i świetnie ;P). Gorzej, że to mi szykuje większą konkurencję na studia. Aaale, nie można ciągle tak pesymistycznie na wszystko patrzeć, więc w skrócie - jest dobrze ^^.
UsuńTy się odczep od Chrisa, jasne? :)
OdpowiedzUsuńAlex
Haha, nie ma mowy ;)
UsuńCzemu nie justujesz tekstu?
OdpowiedzUsuńRobią mi się wtedy dziwne przerwy przy dialogach
Usuń