Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

33. Maski, które przybiera człowiek bywają różne, ale jego prawdziwa twarz jest zawsze z nich najgorsza


 - Więc do której części Basin City dokładnie jedziesz? – Mężczyzna odezwał się po raz pierwszy od blisko dwudziestu minut, na co niemal już przysypiający Beau podniósł zdziwiony wzrok i rozejrzał się wokół, próbując zgadnąć, czy są już na miejscu. To pytanie zaskoczyło go, więc nie mówił nic  przez chwilę, przyglądając się kierowcy - jego skupionym na drodze oczom i zaciśniętym ustom. Mężczyzna wydawał się miły. Beau nie wsiadłby drugi raz do samochodu z kimś, kto wyglądał mu na podejrzanego Na całe szczęście zatrzymał się przy nim on – facet około pięćdziesiątki, w dużym, rodzinnym samochodzie i – jak później zauważył – z fotelikiem dla dziecka na tylnym siedzeniu. Kierowca spoglądał na niego raz za czas, prawdopodobnie z politowaniem. Beau domyślał się, że starszy mężczyzna uznał go za jakiegoś uciekającego z domu dzieciaka albo ćpuna. Nie wyglądał w końcu zbyt dobrze po kilku godzinach wędrówki wzdłuż drogi i chowania się w zaroślach ilekroć zobaczył samochód podobny do tego, z którego wcześniej uciekł. Nie pachniał też najlepiej i był naprawdę zdziwiony, że taki porządny facet wpuścił go do swojego samochodu. Większość pewnie bałaby się, że zabrudzi im tapicerkę…
 - Słyszałem, że to niewielkie miasto. Nie wiem dokładnie, gdzie jadę… - odparł po chwili wahania, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak żałośnie to brzmi. Mężczyzna pokiwał jedynie głową.
 - Jak ci na imię?
 - Beau.
 - Beau… Mogę mówić ci po imieniu, prawda? Właściwie jesteś chyba w wieku mojego starszego syna, więc…
 - Jasne. 
- Tak więc gdzie właściwie mam cię wysadzić, Beau? Mówiłem ci, że nie jadę przez samo centrum Basin City, będę tam tylko przejeżdżał i nie do końca wiem, czy dalej sobie poradzisz, bo to naprawdę parszywe uliczki…
 - Prawdopodobnie to właśnie jest cel mojej podróży, więc może się pan nie martwić. – Zaśmiał się trochę nerwowo, spoglądając na zegarek. Była trzecia w nocy, wyjątkowo kiepska godzina na spacery po takim mieście, ale skoro sam zawalił sprawę, nie starając się wcześniej zdobyć dokładnego adresu, był gotów ponieść konsekwencje. Wierzył zresztą, że ta noc nie może stać się jeszcze gorsza, co więc mogło mu się przytrafić? Pomyślał, że przynajmniej swoim wyglądem odpowiadał zapewne standardom tego miejsca. Miał nadzieję, że nikt nie będzie miał ochoty zaczepiać brudnego, pewnie zaćpanego dzieciaka, któremu nawet nie było co ukraść. Nie był teraz warty nawet złamanego grosza i dokładnie tak się czuł. Jedyne, na czym mu zależało, to żeby zdążyć pomóc Hope, zanim Seth albo ktokolwiek z jemu podobnych dobierze się do niego.
 - Nie jestem pewien, czy to najlepszy pomysł, ale w końcu to twoja decyzja. – Mężczyzna odezwał się ponownie, przerywając jego rozmyślania. – Myślę, że wiesz, co robisz. A nikt z was, młodych, nie lubi, kiedy daje się mu rady, więc…
 - To prawda – przerwał mu niemal instynktownie, choć w tym momencie wcale nie chciał być niegrzeczny. – I tak wiele pan dla mnie zrobił, nikt inny nie chciał się zatrzymać, a na piechotę nie doszedłbym tutaj nawet za tydzień…
- Och, jeszcze nie jesteśmy na miejscu. – Kierowca uśmiechnął się, bo chłopak wyraźnie wyglądał już, jakby szykował się do wyjścia. – Ale został nie więcej niż kwadrans.
 - Rany… naprawdę sądziłem, że to jest jednak trochę bliżej.
 - Jedziesz tam kogoś odwiedzić? Wybacz, jeśli jestem trochę wścibski, ale prowadzę już od dobrych dziesięciu godzin i zaczynam robić się senny, a rozmowa zawsze mnie rozbudza, więc gdybyś miał ochotę pogadać…
 - Och, jasne. Więc… właściwie jadę tam do przyjaciółki.
 - Twoja przyjaciółka mieszka w takim parszywym miejscu?
 - Nie, nie do końca. Jej facet ją tam zabrał, a ja zamierzam przemówić jej do rozsądku i kazać wracać do domu albo ewentualnie zostać z nią na tyle długo, żeby upewnić się, że wszystko gra. – Kierowca nie odezwał się, tylko pokiwał głową na znak, że rozumie, więc Beau kontynuował. - Wie pan, koleś to świr, kto wie, co mu odpierdoli… Znaczy, odwali. Wystarczająco długo zwlekałem z tym przez swoje własne problemy, wymówki, wie pan… Straciłem kogoś ważnego, zresztą nie z własnej winy, więc obraziłem się na wszystko i wszystkich i zapijałem w trupa, żeby chociaż na chwilę o tym zapomnieć. Nie miałem zbyt wielu osób w życiu, więc strata każdej kolejnej boli strasznie mocno… Ale to nie usprawiedliwienie. Nie mam już dwunastu lat, najwyższa pora stać się facetem, a nie mazgajem, jeśli nie dla siebie, to chociaż dla Hope. Ona mnie potrzebuje, a ja… jestem chyba strasznie złym przyjacielem. Ogromnie samolubnym. – Kiedy zaczął mówić, ciężko było mu przestać, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ten mężczyzna z pewnością wcale nie ma ochoty o tym słuchać. Zabrał go, żeby nie zasnąć i spodziewał się jakiejś miłej pogawędki o niczym, a nie spowiedzi całkiem obcego faceta, który nie potrafi zamknąć jadaczki na czas. Jednak Beau już od zbyt dawna nie miał nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Zaplątał się w sieć swoich kłamstw, bo przy nikim nie mógł mówić prawdy i kiedy w końcu dostał taką okazję, wylanie swoich żali przed kimś zupełnie obcym, kto widzi go po raz pierwszy i ostatni w życiu, było uzdrawiające. Kierowca nie wyglądał przy tym na znudzonego. Patrzył na niego czasem, kiedy się zatrzymywali i często potakiwał ruchem głowy. Gdy Benjamin w końcu się zamknął, nawet zadał mu jeszcze kilka pytań, udowadniając, że słuchał. W końcu zaproponował mu papierosa i obaj zamilkli na chwilę.
 - Wiesz, Beau, mam wrażenie, że naprawdę nie powinieneś o tej porze plątać się po mieście. Co w końcu masz zamiar zrobić? Czytać nazwiska na domofonach? Bo chyba nie spodziewasz się, że o trzeciej w nocy nagle wpadniesz na swoją przyjaciółkę gdzieś na chodniku…
 - Sam nie wiem, czego się spodziewam. – Wzruszył ramionami. – Po prostu nie mam zbyt wielkiego wyboru.
 - Basin City za dnia nie wygląda tak strasznie, ale wieczorami nie miałbym odwagi się po nim plątać, a mam już swoje lata na karku, trochę siły i broń za paskiem. Byłoby lepiej, Beau, gdybyś się gdzieś przespał, a poszukiwania zaczął od rana.
 - Nie mam nawet kasy.
 - A gdybym zapłacił ci za pokój w motelu, obok którego będziemy przejeżdżać? Trochę tam biednie, ale skoro i tak nie spodziewasz się luksusów, chyba lepsze to niż drzemka w jakiejś bramie.
 - Dlaczego miałby pan to zrobić? – zapytał z niedowierzaniem, instynktownie odsuwając się w stronę drzwi i mocno o nie opierając, choć zdawał sobie sprawę, jak bardzo niedorzecznie się zachowuje.
 - Mówiłem ci, że mam syna w twoim wieku. I małą córeczkę. W życiu różnie się dzieje i chociaż póki co oboje mają się dobrze, to gdyby któreś z nich znalazło się kiedyś w twojej sytuacji, bardzo bym chciał, żeby znalazł się ktoś, kto im pomoże. Świat nie jest aż taki zły, jak ci się wydaje, Beau. Tego też zdążysz się nauczyć.
 - Cóż, być może… Ale… to tak całkiem bezinteresownie?
 - A co ty mógłbyś mi dać w zamian, chłopcze? – zaśmiał się szczerze. – Swój telefon? Bluzę? – Beau wolał nie wspominać, czego żądano od niego wcześniej, więc nawet się nie odezwał. – Wystarczy mi trochę wdzięczności.
 - Dziękuję.
 - To znaczy, że umowa stoi?
 - Och, może jestem trochę głupi i uparty, ale nie aż tak, żeby się na to nie zgodzić. Dzięki… To znaczy, naprawdę dziękuję.

         Jakiś czas później zatrzymali się pod przydrożnym hotelem, a kierowca, tak jak obiecał, zapłacił za jego pokój. Był niewielki, zimny i niespecjalnie czysty, ale miał łóżko i prysznic, a w tym momencie dla Beau nie liczyło się nic innego. Od razu po przekroczeniu progu zdjął z siebie brudne ubrania i poszedł prosto do łazienki, gdzie stał pod strumieniem wody tak długo aż ta zmieniła się w lodowatą i zrobiła się nie do zniesienia. Beau w końcu poczuł się normalnie i kiedy mijał lustro, nawet uśmiechnął się do swego odbicia, widząc, że wygląda prawie tak jak zwykle, może nie licząc kilku niewielkich ran na swojej twarzy. Musiał jeszcze tylko nabrać sił. Potrzebował snu, był wykończony, ale zarazem pewny, że kiedy wstanie rano, wszystko ułoży się tak, jak powinno – odnajdzie Hope i zadba o nią, nieważne jak mocno będzie się temu sprzeciwiała, a Seth nie stanie mu na drodze.
         Położył się już w swoim tymczasowym łóżku, nakrywając ciepłą kołdrą niemal po sam czubek głowy, kiedy nagle po pokoju rozległo się głośne walenie w drzwi. Beau wzdrygnął się i skulił na swoim miejscu, modląc się cicho, żeby ten odgłos okazał się jedynie psikusem ze strony jego skołatanego ze zmęczenia umysłu. Spojrzał na zegarek. Była czwarta rano. Kto, do cholery, miałby dobijać się do jego pokoju hotelowego o czwartej rano?!
         Nim zdążył odmówić modlitwę do końca, pukanie rozległo się ponownie.


* * *

         Tego poranka zanim jeszcze Hope otworzyła oczy, czuła przy sobie jego obecność. Miała wrażenie, że materac tuż obok jej ciała porusza się w równym rytmie, słyszała jego oddech, rozpoznawała zapach… Ale kiedy poczuła się wystarczająco przebudzona, by w końcu uchylić powieki, z niewielkim zawiedzeniem przekonała się, że to była tylko jej wyobraźnia. Setha nie było w pobliżu, została zupełnie sama w tej zimnej, obcej sypialni. Wtulona w zmiętą kołdrę, otoczona jedynie przez swąd papierosów, który unosił się w pomieszczeniu, patrzyła prosto przed siebie, na zamknięte drzwi, nim odważyła się podnieść głowę i spojrzeć w stronę porzuconego wczoraj niedbale plecaka. Na szczęście wciąż leżał na swoim miejscu, a wśród bałaganu, jaki miała tutaj Lacey, był niemal niewidoczny. Seth nie mógł go zauważyć, po pierwsze dlatego, że przedmiot doskonale zlewał się z tłem pomieszczenia, w którym nic nie leżało na właściwym miejscu, a po drugie – gdyby było inaczej, obudziłaby się pewnie w bagażniku pędzącego samochodu.
         Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl, nie potrafiąc zrozumieć, skąd wzięła się jej nagła wesołość. Kiedyś Seth ją przerażał, dziś - po tym, jak dowiedziała się o tylu rzeczach, które powinny odstraszyć ją jeszcze bardziej - ufała już, że nie zrobi jej prawdziwej krzywdy. Nie z powodu wiary, że Seth w gruncie rzeczy jest dobry – tak abstrakcyjne myśli nie wpadały jej do głowy nawet w momentach, kiedy zachowywał się jak całkiem normalny, zdrowy na umyśle człowiek. Po prostu z biegiem czasu jej serce coraz mocniej zaczęło brać górę nad rozumem i bywały nawet chwile, w których wierzyła, że Seth się nią w jakiś sposób opiekuje, że może i traktuje ją jak pewien rodzaj seksualnej i psychologicznej zabawki, ale dba o nią i nie pozwoli jej zniszczyć, nawet sobie, bo wtedy zabawa dobiegnie końca.
         Kobieta przywiązuje się coraz bardziej, staje się zależna – pomyślała. - Na początku przynosiło mi to jedynie ból, bo kiedy on był obok, czułam się dobrze, choć nie powinnam. Ale teraz dzieje się jeszcze dziwniej… Robi mi się źle, kiedy jemu jest źle, tylko że on wtedy krzyczy i szarpie, a ja płaczę. I wcale nie dlatego, że boli. Nie przyznaję się przed samą sobą, bo to takie nierealne… Dwa słowa przerażają mnie bardziej niż wszystkie przekleństwa, które on rzuca w moją stronę. Nienawidzę go i chcę wywalić ze swojego życia, ale on był w nim już zbyt długo i pozostawił tyle śladów, tyle palących blizn… Przestaję się bać. Powtarzam sobie, że on nie jest w stanie zrobić mi krzywdy, nawet jeśli krzywdzi wszystkich wokół. To kłamstwo, to oczywista bzdura, bo przecież Seth doskonale wie, co robi. Widzi strach w moich oczach, mój ból, ale dostrzega też to przywiązanie… Wie, że go… wie, że się do niego przywiązałam. Z kpiną mówi o miłości. Nie rani moich złudzeń tylko dlatego, że ich nie ma. Nie chcę, żeby mnie kochał, chcę tylko, żeby był w pobliżu, żeby był szczęśliwy… Nie zaznał w życiu wiele tego uczucia i nie ma pojęcia, jak się cieszyć, ale czasami w jego oczach widać ten błysk, na twarzy ma wymalowany spokój, przestaje na mnie krzyczeć i pozwala mi wspiąć się na swoje ciało i zasnąć w najbardziej komfortowej dla mnie pozycji. Wtedy wiem, że wszystko jest w porządku, że to nie jest żadna część jego planu, że mu się to podoba i czuję się szczęśliwa tylko dlatego, że on jest zadowolony. To nie jest normalne. To nie jest dobre. On nie jest dobry. Psychopata. Beznadziejny przypadek. Nieuleczalny. Ale tak samo jak schizofrenik miewa swoje przebłyski normalności, tak samo Seth bywa ludzki. I potrzebuje ludzi, jak mocno by temu nie zaprzeczał. Ann… Biedna, zmaltretowana Ann, mówiła o nim to samo, choć nie potrafiła ubrać tego w słowa. Uspokajał się przy niej, bywał normalny. Po to właśnie Seth wybiera swoje lalki. Bawi się nami, rujnuje nas dla własnej przyjemności, ale jednocześnie tworzy sobie świat, w którym czuje się dobrze. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że dam sobie głowę uciąć, że nie tylko ja,  ale każda z nas odnalazła się w tym świecie, w tej roli, że każda z nas była w stanie być przy nim szczęśliwa i każda cierpiała, kiedy Seth w końcu się znudził.
         A kiedy znudzi się mną? Odetchnę z ulgą, czy wydam fortunę na psychoterapeutów? Zresztą, nigdy nie odważyłabym się opowiedzieć nikomu tej historii. Historii o facecie, który robił wszystko, żeby mnie upokorzyć, a ja, jak wierny piesek, chodziłam za nim krok w krok i prosiłam się jeszcze o więcej… Moja duma już dawno umarła, ale nie do tego stopnia, żebym mogła przyznać na głos, jak mnie zeszmacił. Jak sama dałam się zeszmacić. I jak bardzo chcę, by robił to dalej…
         Jeśli chcę zachować choć pozory normalnego życia, muszę z tym skończyć, z nim skończyć. Ale to wcale nie jest proste. Jeśli ucieknę, to ze świadomością, że będzie mnie gonił – zrobię to naumyślnie. Jeśli powiem o wszystkim mamie, on zemści się, a ja całe życie będę na to oczekiwała. Jeżeli musimy się rozstać, to tylko bez dramatów. To on powinien mnie odrzucić, ale tego nie robi.
         Dlaczego wciąż trzymasz mnie przy sobie, Seth? Czemu, do cholery, nie złamiesz mi tego pieprzonego serca? Nie zasługuje na nic więcej, skoro nie chciało się słuchać rozsądku. Może kiedyś znajdę kogoś innego, ale to nigdy nie będzie już to samo… To nigdy nie będziesz ty.
         Zerknęła na zegarek. Było przed ósmą, co odkąd przestała chodzić na uczelnię oznaczało dla niej niemal środek nocy. Odwróciła się na drugi bok, chcąc zdrzemnąć się jeszcze chociaż godzinkę, ale kiedy tylko znalazła dla siebie wygodną pozycję, skulona w kłębek z kołdrą zakrywającą ją po uszy, usłyszała jak drzwi otwierają się z impetem i dobiegła ją lecąca w pokoju obok głośna muzyka. Nie otworzyła oczu ani nie poruszyła się, mając nadzieję, że kimkolwiek jest jej nieproszony gość, zniknie stąd tak szybko jak się pojawił, jednak zamiast tego usłyszała donośny głos Lacey dochodzący z bardzo bliska i wiedziała już, że tego poranka może na dobre zapomnieć o słodkim śnie.
 - Wstawaj, kurwa, to nie hotel! – Blondynka zatrzasnęła za sobą drzwi z dużym rozmachem, jak gdyby dodatkowym hałasem chciała pomóc sobie w pobudce. – Słyszałaś?!
 - Mhm… - Hope mruknęła tylko spod kołdry, nie mając najmniejszej ochoty się spod niej wychylać, jednak to prawdopodobnie jeszcze bardziej zdenerwowało jej towarzyszkę.
 - Zabieraj tyłek z mojego łóżka! Wystarczająco wiele zarazków mi tu, kurwa, porozsiewałaś! Gdybyś nie była dziwką Setha, przysięgam, że wykopałabym cię stąd na zbity pysk! Masz wstawać!
 - Słyszałam… - odparła, bardzo powoli rozwijając się ze swego wygodnego kokonu, który z taką lubością tworzyła sobie z kołdry jeszcze kilka minut temu.
 - Seth kazał ci powiedzieć, że masz pięć minut, żeby się ubrać i zabrać wszystko, co twoje! A potem stąd wypierdalasz!
 - I musiał przysłać akurat ciebie? – jęknęła pod nosem bardziej do siebie niż do niej, ale Lacey i tak udało się to dosłyszeć.
 - Stul gębę, nikt cię nie prosił o odpowiedź! Wystarczy, że wczoraj nie mogłam spać przez te twoje stęki i jęki! Jesteś obrzydliwa… – Hope zarumieniła się delikatnie, ale nie chciała dać po sobie poznać, że zrobiło to na niej jakiekolwiek wrażenie. Blondynka wkurzała ją od momentu, kiedy się poznały i ostatnie, na co mogłaby pozwolić, to dać jej się wyprowadzić z równowagi.
 - Seth nie mógł sam mnie obudzić?
 - Ma ważniejsze sprawy na głowie. Pogódź się w końcu z tym, że jesteś mu potrzebna wyłącznie wtedy, kiedy mu stoi, przez całą resztę czasu jesteś warta tyle samo, co…
 - Ty?
 - Nie pozwalaj sobie!
 - Daj spokój, Lacey, jedziemy na tym samym wózku. Powinnyśmy zostać przyjaciółkami. – Uśmiechnęła się, widząc niesmak na twarzy tej wyniosłej blondynki.
 - Próbujesz być zabawna, kukiełko?
 - Mogłabyś wyjść, chciałabym się ubrać?
         Tym razem Lacey nie powiedziała już ani słowa. Z obrażoną miną odwróciła się z powrotem w stronę drzwi i wyszła prędko, nie zapominając trzasnąć przy tym odpowiednio mocno. A kiedy tylko zniknęła, brunetka natychmiast ruszyła w stronę pozostawionego pod komodą plecaka. Wyjęła z niego wszystkie listy i przepakowała je do swojej torebki, wrzucając tam też resztę rzeczy, które jakimś cudem się zmieściły. Niestety, na plecak zabrakło już miejsca i Hope przestraszyła się, że będzie musiała go tutaj zostawić, a to zdecydowanie nie było bezpieczne miejsce. Rozejrzała się po pokoju, w końcu wstając z podłogi i kierując się w stronę okna. Na jej nieszczęście wychodziło na ulicę i gdyby wyrzuciła coś z niego, z pewnością wylądowałoby to na samym środku chodnika. Tuż obok rosło jednak stare, bezlistne o tej porze roku drzewo…
 - Oby tylko Seth nigdy nie spojrzał w tym miejscu w górę… - szepnęła do siebie, po czym zamachnęła się mocno i w sekundę później stary plecak wylądował pośród gałęzi, zawieszony na jednej z nich. Zamknęła prędko okno, żeby nikt z przechodniów przypadkiem jej nie zauważył, ale Basin City o tak wczesnej porze było naprawdę wyludnione. Dopiero potem naciągnęła na siebie ubrania i chwytając mocno torebkę wyszła z sypialni. Pozostało jej tylko modlić się, żeby żadna zagubiona karteczka nie została gdzieś pod meblami…
 - Seth? – podniosła głos, ale nikt jej nie odpowiedział. Mieszkanie wyglądało na puste, w korytarzu nikogo nie było, tak samo jak w salonie. Drzwi do pokoju Jordan były szeroko otwarte i tam też nie widać było żywej duszy, co Hope przyjęła z niejaką ulgą, bo nie miała pojęcia jak miałaby zareagować, gdyby Seth zabawiał się w nim z tą dziewczynką…
         Chciała zajrzeć do kuchni, ale nim zdążyła podejść do zamkniętych drzwi, z korytarza zawołał ją Chris, jeszcze w kurtce, a na jego widok od razu się rozpromieniła. Miała szczęście, spotykając akurat jego, jedyną przyjazną jej osobę w całym Basin City. Jego włosy były mokre i przyprószone białym śniegiem, twarz przemarznięta i lekko czerwona. Ściągnął niedbale buty, porzucając je gdzieś przy drzwiach i dołączył do niej w salonie, przyglądając się dziewczynie nad wyraz uważnie. 
 - Wszystko w porządku? – spytał, ale Hope zbyła go z uśmiechem.
 - Wszystko jak zawsze. Seth jest u ciebie?
 - Nie, jest tutaj. Znaczy, tak mi pisał…
 - Może są w kuchni…
 - Może. Ale jeśli drzwi są zamknięte, to tam nie wchodź – powiedział łagodnie, ale stanowczo, a Hope nie miała ochoty się z nim kłócić, choć niesamowicie korciło ją, żeby spytać dlaczego i co może tam zastać? Nim jednak zdążyła wydusić z siebie choć słowo, to Chris podniósł nagle głos, w którym kryło się zarówno zdenerwowanie jak i nieco zmartwienia. – Kurwa, Hope, widziałaś swoją rękę?!
 - Co? Ach… to… - Tak, kiedy się ubierała, zwróciła uwagę, że jej ciało pokryte jest sińcami, ale nie przywiązywała do tego specjalnej wagi, nie była zdziwiona. Jej lewa ręka wyglądała zdecydowanie najgorzej – sine miejsca, które niemal idealnie układały się w ślady palców i zaciśniętych pięści rozciągały się na niej niemal od nadgarstka aż po samo ramię, gdzie kończyło je kilka śladów ugryzień i rozcięta skóra, która rozdarła się po zderzeniu z ramą łóżka. Ból był całkiem intensywny, ale Hope miała wrażenie, że przecież mogło być o wiele gorzej i nie rozumiała, dlaczego Chris tak żywo na to zareagował, zwłaszcza, że nie widział żadnych ran powyżej jej łokci, bo zakrywała je bluzka.
 - W życiu nie widziałem, żeby zwykłe siniaki były aż tak bardzo… sine.
 - To dlatego, że są świeże – odparła bez emocji. – To nawet nie boli…
 - Jasne – przytaknął i nim zdążyła cofnąć rękę, złapał ją lekko w miejscu, gdzie obrażenia były najbardziej widoczne.
 - Au, kurwa!
 - Nie boli?
 - Och, odwal się. Masz zamiar się ze mnie ponabijać, czy zrobić mi wykład, że tak dłużej nie można żyć i powinnam stąd spieprzać? 
 - Żadne z powyższych. – Wzruszył ramionami, wyglądając poważniej niż zwykle. – Po prostu nie jestem fanem „takiego” Setha. Mam siostrę, mówiłem ci, i za każdym razem, jak widzę coś takiego, wyobrażam sobie, że on mógłby zrobić to jej i po prostu krew mnie zalewa…
 - Wzruszające. – Drzwi kuchenne otworzyły się nagle i Seth pojawił się tuż przy nich z szerokim uśmiechem na ustach. Zaraz za nim wlokła się Lacey z miną tak samo obrażoną jak zwykle. – Doprawdy, Chris, to słodkie, ale dobrze wiesz, że Lis jest poza moim zasięgiem.
 - Nie podsłuchuje się czyichś rozmów…
 - Nie pociesza się nieswoich dziewczyn – odparł z rozbawieniem, podchodząc do lalki od tyłu i łapiąc ją w pasie, by przyciągnąć szczupłe ciało do siebie, aż jej plecy zderzyły się z jego twardym brzuchem. Hope spuściła wzrok, czując się wyjątkowo dziwnie w tej sytuacji - z wpatrującym się w nią Chrisem tuż obok i Sethem, który z jakiegoś powodu poczuł się na tyle zagrożony, że zapragnął przypomnieć i zademonstrować swojemu przyjacielowi, do kogo ona należy.
 - Więc teraz awansowałam na dziewczynę? – spytała cicho. - Powinnam częściej uciekać. – Chris uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała mu tym samym.
 - Nie pozwalaj sobie. Najpierw trzeba być czymś więcej niż posłusznym zwierzaczkiem, lalko. Nie zachowujesz się jak moja dziewczyna, więc nie myśl, że będę cię tak traktował.
 - Akurat w tym temacie nie pozwolę ci się wymądrzać – odparła, instynktownie wtulając się w niego, by nie odebrał jej słów jako ataku. – Nie masz pojęcia o tym, jak powinny wyglądać związki.
 - I może ty masz zamiar mnie tego nauczyć? Ten twój Dwayne traktował cię może jakoś inaczej, nie jak głupiutką dziwkę, nadającą się jedynie do jednego?
 - Wystarczy, Seth – mruknęła zniecierpliwiony. – Dosyć obelg jak na jeden poranek.
 - Nie jest dość, dopóki ja nie powiem, że jest. Masz się za lepszą ode mnie, ale co tak naprawdę zrobiłaś, żebym przestał traktować cię w ten sposób? 
 - Więc teraz to moja wina?!
 - Wybaczcie, ale czuję się trochę dziwnie, słuchając tej rozmowy – przerwał im Chris, a na jego twarzy malowało się prawdziwe zakłopotanie. – Możemy już iść?
 - Właśnie, Seth, nie mógłbyś przedyskutować tego z nią trochę później?! Poza moim mieszkaniem? Chciałabym wreszcie się wyspać w swoim jebanym łóżku!
 - Na twoim miejscu bym się nie odzywał, Lacey.
 - Ach, tak?! A to dlaczego?! – Jej głos momentalnie przemienił się w krzyk, a dziewczyna zbliżyła się o krok, przyjmując swoją typową, bojowo-urażoną postawę z rękami splecionymi na piersi i zmrużonymi w gniewie oczami. Seth wciąż stał tyłem do niej, nawet na nią nie patrząc, ale mimo to Hope poczuła na swoich plecach, jak wszystkie jego mięśnie napinają się mimowolnie, a uścisk na jej biodrach, który do tego momentu był silny, ale nie krzywdzący, teraz stał się bolesny. Położyła swoje dłonie na jego, chcąc mu jakoś przypomnieć, że to ją krzywdzi, a nie Lacey, ale Seth wcale o to nie dbał.
 - Może dlatego, Lace, że od wczoraj powstrzymuję się, żeby cię nie zajebać za to co zrobiłaś. Gdybyś była facetem, już byś nie żyła, przysięgam.
 - Za to, co zrobiłam?! JA?! Przejrzyj na oczy, sukinsynu! 
 - Powtórz to – warknął, nagle odrywając się od swojej zabawki i podchodząc w stronę blondynki, która cofnęła się instynktownie, ale nie zniżyła głosu.
 - Mogę wyrecytować ci to jeszcze tysiąc razy, prosto w twarz! – krzyknęła, widząc jak jego tęczówki robią się coraz ciemniejsze, a pięści znacznie mocniej się zaciskają. – Znowu robisz to, co zwykle, zachowujesz się jak pierdolony dzieciak! To twoja pieprzona zabaweczka puściła cię kantem, ale w życiu tego nie przyznasz, bo jakby to o tobie świadczyło, nie?! Nie potrafisz jej wychować, twoja sprawa! Nie obwiniaj za to mnie! 
 - Lacey, zamknij się… - Chris próbował się wtrącić, ale nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
 - Prosiłem cię o jedną, pierdoloną rzecz, miałaś tylko mieć na nią oko, ale ty jak zwykle musiałaś zrobić po swojemu! Podjęłaś decyzję i pogódź się z konsekwencjami, Lacey - odpadasz! Zapomnij o mnie, Chrisie i wszystkich pozostałych. Nie będę zadawał się z kimś, kto mnie nie słucha! I tak zresztą niewielki był z ciebie pożytek – nadawałaś się co najwyżej na przynętę, albo jako jakiś marny substytut dziewczyny, kiedy nie miałem siły ani ochoty poszukać sobie kogokolwiek lepszego.
 - Pierdol się, Seth! Nie pozwolę ci mówić do siebie w ten sposób, kurwa, jestem jebaną siostrą faceta, dzięki któremu w ogóle ktokolwiek czasem cię słucha, nie zapominaj o tym!
 - Teraz jesteś już nikim – odparł w rozbawieniu, w końcu stając z nią twarzą w twarz i chociaż Lacey nie wyglądała na przestraszoną, Chris od razu ruszył w ich stronę.
 - Seth, to nie ma sensu… - starał się złapać go za ramię, jakoś go odsunąć, ale brunet tylko prędko go odepchnął i kazał się do siebie nie zbliżać, po czym powrócił do Lacey, łapiąc ją mocno za jej długie włosy i odchylając kobiecą twarz w taki sposób, by patrzyła prosto na niego.
 - Puszczaj mnie, kurwa!
 - Puszczę, kiedy mnie przeprosisz.
 - Chyba śnisz! Co jest, kochanie, wszystko zaczyna ci się sypać i musisz się na kimś wyżyć?! Lalka ma cię w dupie, własny przyjaciel woli uganiać się za tą chudziną z dobrego domu zamiast latać ci za tyłkiem jak zwykle i nagle jeszcze ja – o zła, niedobra! – nie wykonałam jednego, jebanego rozkazu, którego nawet nie raczyłeś mi przekazać osobiście?! Mam w dupie tą małą, byłabym zajebiście, kurwa, ucieszona, gdyby ktoś zajebał ją, kiedy tylko się stąd wyślizgnęła! A skoro ty masz ochotę ją przy sobie trzymać jak jebanego, posłusznego pieska, to sam się tym pieskiem, kurwa, zajmuj! I puszczaj! – Krzyknęła na całe gardło, mocno zaciskając swoje dłonie na jego ramionach. – Robisz mi jebaną krzywdę!
 - Oto mi chodzi.
 - Tyle tylko potrafisz! – Jej głos zmienił się w jakieś żałosne wycie, kiedy pociągnął ją jeszcze mocniej. – Masz trochę siły i rozbuchane ego, nic poza tym! Nawet tych swoich lalek nie posiadasz, kurwa, naprawdę! – Zaśmiała mu się w twarz, nieustannie szarpiąc się i kopiąc, ale im żywiej się poruszała, tym dalej odsuwał pięść zaciśnięta na długich kosmykach, a na jej twarzy obok wściekłości rysował się coraz większy ból. – Chuja możesz mi zrobić, Seth, nie namówisz ich wszystkich, żeby mnie zostawili! Sam się przekonasz kogo, kurwa, wybiorą! 
 - Skoml dalej. – Uśmiechnął się, wolną ręką odrywając jedną z jej dłoni od swojego karku, po którym jeździła długimi paznokciami tak mocno, że niemal fizycznie czuła, jak zrywa mu kolejne warstwy naskórka. Ścisnął jej nadgarstek i z całej siły uderzył jej ręką o ścianę. Kostki zaciśniętej pięści uderzyły o nią z niespodziewanym trzaskiem.
 - Skurwysyn! – zawyła, starając się uwolnić z jego uścisku, ale nie miała na to najmniejszych szans.
         Hope stała oddalona od nich zaledwie kilka kroków, chowając się trochę za plecami Chrisa, który wydawał się w każdej chwili gotowy zastąpić jej drogę, gdyby przypadkiem chciała się wtrącić. A chciała i chociaż nie znosiła Lacey, z prawdziwym trudem patrzyła na to jak Seth coraz bardziej traci nad sobą panowanie. Nie mogąc przewidzieć jak to się skończy, zaczęła autentycznie bać się, że Lacey oberwie się o wiele mocniej niż powinno i to na dodatek po części z jej powodu. Widziała ból wyrysowany na opalonej twarzy, coś, czego jej brat prawdopodobnie nie zauważał, a nawet jeśli, musiało sprawiać mu to niezwykłą przyjemność, bo zamiast ją puścić, trzymał coraz mocniej. Za to blondynka, która prawdopodobnie nie miała zielonego pojęcia, w co się pakuje, albo zapomniała o tym przez całą swoją wściekłość, krzyczała coraz głośniej. Jej wyzwiska z sekundy na sekundę stawały się bardziej obraźliwe, prowokowała mężczyznę w każdy możliwy sposób, jednocześnie starając się go odepchnąć, kopnąć, zadrapać, ale Seth nie reagował. Poruszył się dopiero, kiedy po raz kolejny przypomniała mu, jak niewiele znaczy w Basin City. Odsunął się i w pierwszej chwili Hope miała nadzieję, że po prostu się nią znudził, ale zaraz potem zobaczyła, jak jego ręka unosi się w mgnieniu oka, a ciało Lacey uderza o ścianę i spada na podłogę z hukiem, niemal bezwładne, jak gdyby dziewczyna straciła przytomność. Blondynka mruknęła pod nosem kilka wyzwisk. Trzymała się za policzek i zaczęła odrobinę seplenić, ale nawet to jej nie uciszyło.
 - Wystarczy, Seth. – Chris warknął przez zaciśnięte zęby, stanowczo, ale spokojnie, jak gdyby jego przyjaciel wcale nie uderzył przed chwilą ich przyjaciółki, w dodatku dziewczyny, ale kogoś całkiem obcego, na kim blondynowi nawet nie zależało. Hope zakryła dłonią usta i patrzyła na nich nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nie powinna właściwie się dziwić, ale słuchanie o tym, że Seth może kogoś skatować a oglądanie tego na własne oczy to dwie różne rzeczy... Chris ruszył krok na przód, ale kiedy i ona chciała się zbliżyć, zastawił jej drogę.
 - Tylko na tyle cię stać?! – wrzasnęła w końcu Lacey, teraz już wyraźniej, choć wciąż nie odrywała dłoni od swojej twarzy. 
 - A ciebie? – spytał spokojnie. – Wstawaj.
         Brunetka miała nadzieję, że Lacey nie jest tak głupia i nie wykona polecenia, ale po raz kolejny się przeliczyła. Seth odsunął się o krok, pozostawiając jej trochę miejsca, a blondynka niemal natychmiast podparła się obiema dłońmi o podłogę i powoli, bardzo niezgrabnie uniosła się do pozycji stojącej.
 - Dotknij mnie jeszcze raz, a przysięgam, Seth, już ja się postaram, żeby cię, kurwa, zajebali! Ciebie i te twoje pieprzone zabaweczki! – krzyknęła, odsuwając się od ściany i sięgając dłonią gdzieś w bok, po omacku szukając szklanego świecznika, który od zawsze leżał na stojącej nieopodal komodzie.
 - Nie mogę się doczekać – odparł przez zęby, nawet nie próbując jej powstrzymać, kiedy złapała za ozdobę i z całej siły uderzyła nią w kant mebla, aż szkło posypało się po podłodze. Choć z jej dłoni sączyła się krew, dziewczynie udało się zatrzymać wystarczająco duży kawałek, by bez problemu poderżnąć nim komuś gardło. Chris, ignorując wcześniejsze polecenia Setha, rzucił się od razu w ich stronę, by jej to wyrwać, ale było już za późno. Lacey w ułamku sekundy znalazła się tuż przy Secie i mocno uwiesiwszy się na jego szyi jedną ręką, drugą z całej siły przycisnęła ostre szkło do jego skroni i przejechała nim w dół, ledwie centymetr od jego oka. Seth odepchnął ją, jednak niewystarczająco szybko, bo trzymała się naprawdę mocno. Hope wrzasnęła, ale nikt jej nie usłyszał, zwłaszcza, że Lacey darła się wystarczająco głośno, by zagłuszyć wszystko wokół, a teraz dołączył do niej jeszcze Chris. Blondyn wszedł pomiędzy nich, kiedy Lacey poleciała w tył, ale choć to dziewczyna wydawała się teraz bardziej niebezpieczna i niezrównoważona, on skupiał się wyłącznie na Secie, który dosłownie wpadł w furię. Jego przyjaciel starał się go chociaż po części przytrzymać, odsunąć od swojej przyjaciółki, ale to było na nic, kolejne ciosy padały zarówno na niego jak i na Lacey, gdy ta ponownie próbowała go zaatakować. Przerażona całym tym zajściem Hope widziała, jak Chris z minuty na minutę traci siły i nie daje rady powstrzymać obojga, więc niewiele myśląc ruszyła przed siebie i w sekundę znalazła się przy Lacey, łapiąc ją mocno za rękę i starając się oderwać jej mocno wbite pazury od szyi Setha, bo przez to dystans pomiędzy nimi był niewielki i chodź Chris starał się jak mógł, nie dawał rady powstrzymywać przyjaciela od kolejnych ciosów, których Lacey zdawała się niemal nie odczuwać. Dziewczyna wrzeszczała tuż przy niej, rzucała się w jej ramionach jak dzikie zwierzę i dyszała ciężko. Hope nie potrafiła nad nią zapanować, Lacey nieustannie jej się wymykała, kopała z całych sił – nieważne już, Setha, Chrisa, czy ją – i drapała co tylko wpadło jej pod ręce. Na całe szczęście zgubiła swoje szkło, które w ułamku sekundy zamigotało Hope przed oczyma gdzieś na podłodze, więc brunetka, na moment tracąc z oczu zarówno ją jak i Setha, odkopała je jak najdalej. W tym samym momencie usłyszała jęk Chrisa, który z całej siły dostał od przyjaciela w szczękę i musiał się na chwilę odsunąć. Zaraz potem Lacey zdążyła nagle się uchylić, a ręka Setha zboczyła z kursu i zamiast trafić blondynkę, uderzył w twarz swojej lalki.
         Trafił prosto w kość policzkową i chociaż Hope była pewna, że to niemożliwe, w pierwszym momencie poczuła, jak gdyby ta pękła na pół. Krzyknęła głucho, wypuszczając z rąk szarpiącą się Lacey. Ból był niesamowity, nigdy wcześniej nie czuła czegoś tak intensywnie. Seth nie używał przy niej takiej siły, nigdy, nawet kiedy ranił ją i zostawiał na jej ciele paskudne siniaki – to było nieporównywalne. Hope zakręciło się w głowie i usiadła na podłodze, nie zwracając uwagi na szamotaninę i walające się wszędzie szkło. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła, że większość krzyków zniknęła i nikt po niej nie depta. Nie widziała nic na prawe oko, które jedynie łzawiło jak szalone, ale uchyliła drugie i zobaczyła, że Chris przytrzymuje z całej siły wciąż krzyczącą, ale wyraźnie zmęczoną już Lacey, a sekundę później poczuła jak silne dłonie podnoszą ją z podłogi i starała się ustać na nogach, kiedy Seth postawił ją przed sobą.
 - Pokaż – powiedział, nawet nie próbując włożyć w to choć odrobiny czułości. Kiedy nie zareagowała, sam brutalnie oderwał jej rękę od pulsującego tępym bólem miejsca i przyjrzał mu się z bliska, jakby nie słysząc już wcale blondynki, która wprawdzie teraz go nie wyzywała, ale płakała głośno, zanosząc się ostentacyjnie i jeszcze raz za czas rzucając przy tym siarczystymi przekleństwami. Gdy Seth przyłożył gorącą dłoń do najbardziej spuchniętego miejsca, Hope krzyknęła mimowolnie, choć prawdopodobnie starał się to zrobić delikatnie. – Zajebiście – warknął bardziej do siebie niż do niej, odsuwając się kawałek. – Musiałaś się wtrącać?!
         Nie czekając na odpowiedź, której dziewczyna nawet nie miała zamiaru udzielić, pociągnął ją za rękę i zaprowadził do kuchni, od razu szukając czegoś w zamrażalce. Wyjął pierwsze lepsze opakowanie jakichś mrożonych warzyw, owinął je materiałem, którym była chyba serwetka z kuchennego stołu (Hope nie mogła tego stwierdzić, bo widziała go wciąż bardzo niewyraźnie) i włożył jej zimny pakunek do ręki, ale dziewcyna nie miała odwagi przysunąć czegoś tak zimnego do palącego ją policzka. Miała wrażenie, że będzie jeszcze gorzej.
 - Przytrzymaj to przy oku, może aż tak nie spuchnie – poinstruował, ale lalka pokręciła przecząco głową. – Rób, co mówię!
 - Nie mogę, boli… - szepnęła, nie mogąc nawet sobie wyobrazić, że po raz kolejny będzie musiała odsunąć rękę od tego miejsca, jak gdyby tylko jej dłoń przytrzymywała jeszcze jej kość przed rozkruszeniem się na kawałki.
 - Jasne, że boli, dostałaś prosto w oko – odparł już spokojniej, odbierając od niej pakunek i nie zwracając uwagi na ewentualną niechęć swojej zabawki, przycisnął go do rany. Starał się być delikatny, ale Hope i tak zawyła z bólu. Spojrzał na nią, co było dla niej bardzo krępujące, a jego obraz widziany tylko na jedno, zdrowe oko, zaczął powoli się stabilizować. Widziała już wyraźnie jak krew z przecięcia płynie po jego policzku, szczęce i wsiąka w ciemną bluzę. Rana była głęboka i nie było szans, by nie zostawiła blizny ciągnącej się od czoła niemal do samej szczęki. Gdyby Lacey przesunęła rękę o nie więcej niż centymetr w prawo, Seth mógłby zostać bez oka. Niewykluczone, że właśnie to planowała. Oprócz tego na jego twarzy roiło się od śladów paznokci, które pokrywały też całą szyję i nawet jego dłoń, którą przytrzymywał jej przy oku tę przeklętą mrożonkę. On chyba jednak tego nie czuł, a już na pewno nie chciał o tym rozmawiać, więc wolała go nie prowokować.
 - Będzie bardzo sine? – zapytała nieśmiało, gdy cisza stała się już nie do zniesienia. Seth usadził ją na krześle i przyklęknął przy niej, wolną ręką głaszcząc jej ciało w powolnym, uspokajającym tempie. 
 - Cóż, pewnie będziesz wyglądała jak panda przez kilka najbliższych dni… - Uśmiechnął się, na co Hope od razu by się skrzywiła, gdyby nie fakt, że jej twarz za bardzo bolała.
 - Mi nie jest do śmiechu, Seth – odpowiedziała, starając się zachować swój spokój.
 - Mi też. Mam posuwać pandę?!
 - Seth, kurwa mać, mógłbyś…
 - Wszystko z nią okej? – Chris wszedł nagle do kuchni, przerywając jej w pół słowa. – Uch, dostałaś w oko? Cholera… Musi cię strasznie boleć, co?
 - Panuję nad sytuacją – warknął na niego Seth, momentalnie tracąc znów opanowanie. Chris chyba to zauważył, bo wycofał się natychmiast i choć w pierwszym odruchu chciał podejść do Hope i jakoś ją pocieszyć, widząc mordercze spojrzenie swojego przyjaciela prędko z tego zrezygnował. Hope zamknęła oczy, starając się uspokoić, ciesząc się, że nie musi już dłużej rozmawiać z Sethem, kiedy dołączył do nich Chris. Chciała zostać sama, schować się, a najlepiej nałykać tabletek przeciwbólowych i zasnąć, ale póki co wciąż siedziała w znienawidzonym przez siebie domu i jedyne, co mogła zrobić, to próbować oderwać się od całego otaczającego ją świata, choć ból był wtedy chyba jeszcze cięższy do zniesienia… 
 - Strasznie krwawisz, nie powinieneś sobie tego czymś zakleić, czy coś?
 - Odpierdol się ode mnie, Chris, serio.
 - Dobra, już nic nie mówię… Krwaw sobie jak chcesz. Ale, stary, co ci odjebało?! Mnie też pięknie trafiłeś prosto w szczękę, znowu się szykują płynne obiadki przez jakiś tydzień… - zaśmiał się, ale Seth nie wyglądał na rozbawionego. – Lacey nie chce nic powiedzieć, tylko ryczy i cię wyzywa, ale kilka razy na pewno ją trafiłeś… Wiem, że ona przy nas zachowuje się jak facet, ale bądź co bądź…
 - Wiem, kurwa, po prostu mam nerwy w strzępach, a ona zalazła mi za skórę! – Znów podniósł głos i pewnie mimowolnie przycisnął lód do oka Hope o wiele mocniej niż wcześniej, aż ta jęknęła z bólu.
 - Seth, błagam… - szepnęła, ale nie dał jej dokończyć.
 - Wiem, wiem, przepraszam! Sama to trzymaj, kurwa, bo ci jeszcze większą krzywdę zrobię! – Wstał i od razu dobrał się do leżących na stole papierosów. Odpalił jednego i zaczął szperać po szafkach, wyraźnie czegoś szukając. Skończył chyba na czwartej, wyciągając z niej szklaną buteleczkę pełną małych, białych tabletek i trzy z nich wysypał Hope na jej trzęsącą się dłoń. – Weź to.
 - Nerwy nerwami, Seth, ale mimo wszystko Lacey to jedna z nas…
 - Pouczaj mnie dalej, a zaraz poprawię ci tę szczękę, przysięgam! Najwyraźniej nie walnąłem wystarczająco mocno, skoro masz jeszcze siłę ujadać…
 - To przez Alexa? – Chris prędko zmienił temat, nie mając ochoty już  bardziej załazić mu teraz za skórę, kiedy i tak nic do niego nie docierało. 
 - Odpuściłbyś sobie te retoryczne pytania… - odburknął, starając się zmyć krew ze swojej twarzy.
 - Mówiłem ci, żebyś tam nie szedł… - Chris znów chciał zbliżyć się do Hope, widząc jak chude ciało przechyla się na bok niemal bezwładnie i bojąc się, że brunetka zaraz spadnie ze swojego krzesła, na którym siedziała skulona, z kolanami pod brodą i stopami mocno opartymi o jego krawędź, ale z obawy przed tym, żeby jeszcze bardziej nie wkurzyć Setha, usiadł jedynie na siedzeniu tuż obok, mając nadzieję w razie czego złapać ją na czas. 
 - To by gówno zmieniło, wiesz o tym. Ten chuj nie odpuści. Umyślił sobie, że będę jego chłopcem na posyłki, to tak będzie, prędzej czy później.
 - Jak tyś się w to, kurwa, wpakował?!
 - Nie pytaj, nie ważne. – Ledwie Seth zmył poprzednią warstwę krwi, na jego twarzy zaczęła tworzyć się kolejna, ale nie zwracając już na to uwagi, mężczyzna podszedł do Hope i widząc, że dziewczyna powoli odpływa, zapewne zarówno z powodu bólu jak i spadku adrenaliny, a na dodatek wpływu tabletek, poprawił ją tylko i oparł bokiem o stół, by przestała kiwać się na tym wąskim krześle. Do drugiego pokoju nie chciał na razie jej przenosić – nie kiedy wciąż miał ochotę zamordować Lacey, która w nim siedziała. Poza tym Hope i tak była już poobijana, więc nawet gdyby spadła prosto na twardą posadzkę, pewnie nie odczułaby już większej różnicy. Kiedy podniósł wzrok, zauważył, że Chris wciąż wpatruje się w niego z niemym pytaniem na twarzy, żądając wyjaśnień. – Potrzebowałem kasy, a dobrze wiesz, że ten skurwiel pożycza na wysoki procent… - Wzruszył ramionami, nie mając ochoty dalej się tłumaczyć i Chris prędko odpuścił.
 - Wpakowałeś się, ale teraz nie masz już wyjścia, więc może zamiast wyżywać się na wszystkich, zapomnij na chwilę o swojej dumie i po prostu zrób, co ci każe? Kurwa, przecież wiesz, że to cię nie ominie!
 - Nie masz pojęcia o czym mówisz, nie? Tu nie chodzi o żadną dumę ani żadną wyimaginowaną robotę. Ten skurwiel chce mnie zabić!
 - Zabić? Akurat teraz? Przecież miał już okazję i…
 - I co zrobił? 
 - W sumie niewiele…
 - Nie niewiele, nic. Byłem tam dwa razy i gówno mi zrobili! Spierdalałem przed Alexem kilka miesięcy, wyjechałem z miasta z jego kasą i miałem serdecznie w dupie wszystkie jego ostrzeżenia… I co, tak po prostu mi wybaczył i jeszcze zaproponował robotę, tak? Nie bądź śmieszny!
         Hope skuliła się na swoim krześle jeszcze bardziej, starając się udawać, że wcale ich nie słucha, ale dochodziło do niej każde słowo i czuła, że Seth może mieć rację, co przerażało ją jeszcze bardziej niż jego zachowanie przed chwilą.
 - Alex nie jest głupi, w przeciwieństwie do reszty tych debili! – kontynuował. - To miasto dalej pamięta, co tu się działo, jak zabili Jareda… I najwyraźniej taka rzeź z jakiegoś powodu jest mu teraz nie w smak, więc nie może działać tak otwarcie jak wtedy. 
 - No, ale co to właściwie za praca?
 - Mam odebrać od kogoś kasę, zanieść Alexowi… Jakaś sprawa z zakładami, lipne walki czy coś. Zresztą, czy to ważne?! Nie dotrę z tą kasą na miejsce, możesz mi wierzyć! Dostanę kulkę w łeb już przy jej odbieraniu, albo w najlepszym razie zgarnie mnie policja i zgniję w pierdlu. Alex umyje od tego ręce, bo przecież sam swojego by nie skrzywdził i obejdzie się bez większego echa. Mieli wystarczająco dużo czasu, żeby zaplanować to wszystko tak, żeby wyglądało jak jebany wypadek przy pracy… 
 - I co zamierzasz zrobić?
 - Nic, mam przesrane! Wczoraj jakoś to do mnie nie dochodziło, ale za to dzisiaj mam ochotę rozpierdolić absolutnie wszystko, co stoi mi na drodze! A że akurat nawinęła się Lacey… Może i dobrze, bo i tak jej się należało. Wymyśliłem dla niej trochę inne rozrywki, ale skoro już dostała po ryju, to przynajmniej tamto jej odpuszczę…
 - Wspaniałomyślnie. – Chris odparł chyba nawet odrobinę rozbawiony, ale Seth nie zareagował. Spojrzał tylko na zegarek, po czym usiadł znów tuż przy swojej lalce. - Żyjesz? – zwrócił się w jej stronę, ale Hope jedynie mruknęła coś pod nosem, nie chcąc pokazać, że jest na tyle przytomna, by wszystko rozumieć. - Musimy się zbierać, matka Lacey zaraz wróci z roboty. Kręci ci się w głowie? 
 - Eh…
 - Lalko? 
 - Boli… - mruknęła niewyraźnie, podnosząc na niego wzrok tylko jednego, zdrowego oka. Wcale nie musiała udawać, jej powieki naprawdę były ciężkie i stawała się coraz bardziej senna. Ból nie odchodził, ale jej ciało zaczynało się rozluźniać i powoli zapominała o uderzeniu. – Zabierz mnie stąd…
 - Pokaż mi to. – Gdy lód z jej oka zniknął, a zamiast niego od razu poczuła na swojej skórze jego ciepły oddech i za chwilę delikatne muśnięcia jedynie opuszków jego palców, to było dla niej naprawdę uśmierzające. Uśmiechnęła się sennie w jego stronę i przechyliła głowę, nie do końca mogąc utrzymać ją w odpowiedniej pozycji. Jej mózg funkcjonował jeszcze całkiem sprawnie, ale ciało przestało się jej słuchać. Dopiero teraz doszło do niej jak naiwna była, łykając cokolwiek, co jej podał… To z pewnością nie były zwykłe tabletki przeciwbólowe. – Słyszysz, co mówię? – zapytał, więc wymruczała krótkie „tak”. – Nie jest tak najgorzej.
 - W sumie bardziej dostała w policzek niż w oko. To z powieki zejdzie pewnie jutro albo pojutrze…
 - Chris pojawił się zaraz obok, oglądając ranę z bliska. - Nie mogłeś jakoś wyhamować jak zobaczyłaś, że to ona?!
 - A ty nie mogłeś trzymać jej z daleka?
 - Nie mogłem, bo gdybym cię nie przytrzymywał, zabiłbyś Lacey! Nie widziałeś swojej miny, myślałem, że naprawdę zaraz ją rozszarpiesz…
 - Dobra, mniejsza z tym – mruknął, chwytając mocniej Hope, która siedziała już na samej krawędzi. Nie mając ochoty się z nią szarpać, ściągnął ją tylko z krzesła i ułożył prawie nieprzytomną na swoich kolanach. Dziewczyna od razu wyczuła obecność drugiego, ciepłego ciała i zrobiło jej się jakoś lepiej. Instynktownie wtuliła się w pokrytą zadrapaniami szyję, a ponieważ dzięki temu łatwiej mu się ją trzymało, nawet nie zamierzał jej od siebie odsuwać. – Chris, wziąłeś samochód? Nie będę jej niósł przez pół miasta w takim stanie…
 - Tak, stoi niedaleko.
 - Jak niedaleko?
 - Kilka ulic…
 - Więc rusz tyłek i podjedź nim pod bramę! – Blondyn westchnął ciężko, ale ponieważ za wszelką cenę postanowił sobie nie grać już dzisiaj kumplowi na nerwach, wstał i nie mówiąc ani słowa wyszedł z kuchni, a za chwilę i z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami. Hope, która fizycznie niemal już spała, ale myśli miała wciąż niemalże swoje, jedynie chwilami bardziej przypominające senne mary niż cokolwiek racjonalnego, przestraszyła się, że teraz, kiedy zostali sami, Lacey przyjdzie tutaj i zechce dokańczać swoją awanturę. Na całe szczęście w pokoju obok było już bardzo cicho, albo przynajmniej ona niczego nie słyszała. Może Lacey wyszła? Albo zasnęła? Nieistotne. Dla brunetki liczyło się tylko to, żeby więcej tutaj nie zaglądała. 
 - Seth?
 - Co? – warknął, jakby znów rozdrażniony. 
 - Jesteś pewny, że zrobiłeś mi to przez przypadek? – Podniosła na niego wzrok, a jego mina mówiła sama za siebie.
 - Nie wkurwiaj mnie, lalko. Dobrze wiesz, że tak. 
 - Więc jest ci przykro? – zamruczała jeszcze, wtulając się w niego odrobinę mocniej.
 - Właściwie uważam, że całkowicie ci się należało. – Uśmiechnął się do niej, tym razem szczerze, co chyba jeszcze bardziej ją zabolało i nachylił się nad bladą, w połowie zakrytą twarzą, prawie muskając jej usta przy każdym kolejnym słowie. – Zasłużyłaś na to, laleczko. Zasłużyłaś na coś o wiele gorszego. A wiesz, co jest z tego wszystkiego najlepsze? Że kiedy się obudzisz, nie będziesz pamiętała, że to powiedziałem. Będę mógł dalej udawać, że martwi mnie twoja brutalnie obita twarzyczka i karmić się twoją naiwnością i nadzieją na to, że jednak potrafię być czuły i dobry... Moja głupia, łatwowierna siostrzyczko. Śpij dobrze – musnął jej usta i czując wibrację telefonu w swojej kieszeni wziął ją na ręce, po czym zniósł na dół do samochodu. Nim tam dotarli, Hope zasnęła. 

* * *

         W mieszkaniu nie było nikogo poza Sethem i jego nadal śpiącą lalką i po raz pierwszy od naprawdę dawna mężczyźnie zaczynał ten spokój przeszkadzać. Wcale nie miał ochoty teraz o niczym myśleć, zastanawiać się i szukać jakiegokolwiek wyjścia z podłej sytuacji, w której się znalazł – nie dzisiaj, nie po tak kiepsko przespanej nocy i krótkim, intensywnym poranku. Nudził się więc, bez zainteresowania przeglądając zawartość swojego komputera. Leżał tuż obok swojej zabaweczki na rozłożonej kanapie i spoglądał na nią raz za czas z cichą nadzieją, że już się obudziła, ale pomimo puszczonej głośno muzyki dziewczyna ani drgnęła. Po chwili odłożył na bok trzymany na kolanach laptop i nie mogąc się powstrzymać, chwycił mocno w pasie swoją śpiącą zabaweczkę i odwrócił tak, że teraz leżała twarzą do niego. Jej bezwładna dłoń spadła z zasinionego oka, któremu mógł się bez przeszkód przyglądać. Skóra wokół niego zdążyła porządnie już spuchnąć i Hope wyglądała naprawdę nie najlepiej. Chciał dotknąć jej rany, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, gdy wydała z siebie ciche, zadowolone mruknięcie i nieświadomie przysunęła się w jego stronę, kładąc rękę na jego klatce piersiowej i mocno zaciskając palce na męskiej koszulce. Miał nadzieję, że już się wybudza, ale Hope jedynie pokręciła się jeszcze przez chwilę, szukając wygodnej pozycji i znów zapadła w głęboki, narkotyczny sen.
         Nie siląc się na delikatność odrzucił jej dłoń i zdenerwowany wstał z łóżka, kierując się prosto do kuchni. Wyciągnął z lodówki butelkę wódki, której Chris z pewnością nie trzymał tam dla niego i nawet nie trudząc się szukaniem kieliszków upił jeden, duży łyk, z rozkoszą czując jak gorzki trunek rozgrzewa jego przełyk. W tym samym momencie usłyszał jak klucz z głośnym trzaskiem przekręca się w zamku i prawie się ucieszył, że ktoś w końcu zagłuszy jego popieprzone myśli, nawet jeśli miał być to Chris – wyjątkowo słaby kompan do picia i jeszcze gorszy przyjaciel, jako że zawsze musiał wtrącać się ze swoimi „dobrymi radami”. Szybko dosłyszał jednak, że blondyn nie jest sam, kiedy zdziwiony, kobiecy głos zapytał cicho, kim jest ta dziewczyna na kanapie. Chris odburknął coś prędko i szybkim krokiem pośpieszył do kuchni, gdzie zastał go przy otwartej lodówce, z odkręconą butelką w ręce. Jego wyraz twarzy był wyjątkowo zabawny.
 - Nie mówiłem ci, że ta wódka jest dla Kevina? Przegrałem zakład, pamiętasz? – warknął, na co Seth tylko się zaśmiał. 
 - Chyba coś wspominałeś… - Zatrzasnął drzwi lodówki, wciąż rozbawiony. – Napijesz się ze mną? – W odpowiedzi Chris przewrócił jedynie oczami, sięgając do szafki po trzy kieliszki.
 - Nie jesteśmy sami – oznajmił, stawiając je na stole. – Sarah poszła do łazienki, zaraz do nas dołączy.
 - Sarah? Dlaczego Sarah?! Nie mogłeś znaleźć mi jakiejś ładniejszej rozrywki? Albo chociaż mniej pyskatej?
 - Ona nie jest tu po to, debilu. – Chris pokręcił z niedowierzaniem głową, nie wiedząc już nawet, czy Seth tylko żartuje, czy naprawdę ograniczył już swoje życie jedynie do fizycznych potrzeb. – Jej brat prowadzi sprawę Johnsonna, pamiętasz?
 - Kogo?
 - No… ojca Ann.
 - On nie ma tak na nazwisko – zaśmiał się.
 - Właśnie, że ma. Zresztą, nieistotne. Po prostu postaraj się być miły, dobra?
 - Mam być miły dla panienki, która niesamowicie mnie drażni, a na dodatek próbowała wrobić mojego przyjaciela w dzieciaka i wyciągnąć od niego kupę forsy? Jasne, nie ma sprawy.
         Blondyn chciał coś jeszcze powiedzieć, kiedy w tym samym momencie drzwi kuchni uchyliły się i powoli, ale pewnie do pomieszczenia wkroczyła wysoka blondynka – Sarah – jego była dziewczyna, choć na szczęście jedynie przez krótką chwilę. Uśmiechnęła się, spoglądając litościwie na ledwo rozpoczętą butelkę wysokoprocentowego alkoholu i nie czekając na zaproszenie usiadła przy stole razem z mężczyznami, przyciągając do siebie jeden z kieliszków.
 - To widzę, że zaczynamy imprezę! – zaśmiała się. – Ktoś może dać mi jakiś sok? Nie mam gardła ze stali jak wy dwaj. 
 - Oboje znamy możliwości twojego gardła, Saro, nie musisz się wysilać. – Seth uśmiechnął się do niej złośliwie, podając jej napój, a Chris spojrzał na niego z wściekłością.
 - Brawo, Seth, jesteś uprzejmy aż miło…
 - Robię co mogę – wzruszył ramionami. – Mogłem ująć to dosadniej.
 - Nie przyszłam tu się z tobą przekomarzać, Seth – warknęła dziewczyna. – Słyszałam o twoich problemach z tatą Ann.
 - Jakich problemach? – wyśmiał ją, po czym nie czekając na resztę wypił kolejny kieliszek. – Facet wepchnął mi nóż pomiędzy żebra, ja, na jego nieszczęście, przeżyłem i na tym historia się kończy. Gdzie widzisz problem?
 - Jak wiele osób ci w to uwierzyło? – zapytała poważnie, unosząc w górę brwi. – Kogo nabrałeś? Chrisa? Kumpli? Tę wrzaskliwą blondynkę? O te zwłoki na kanapie nawet nie pytam…
 - Mów, o co ci chodzi. Tracę cierpliwość, a na tej pieprzonej kanapie jest jeszcze trochę miejsca na kolejne zwłoki.
 - Jesteś podejrzany, Seth. Mój brat mnie tu przysłał, bo jego nie chciałbyś posłuchać. Lepiej wymyśl sobie jakieś dobre usprawiedliwienie, bo psy chcą ci się dobrać do dupy. 
 - Sarah, ocipiałaś? Niby o co on jest podejrzany?! – Chris wtrącił się nagle, choć Seth nie odezwał się ani słowem, nie tracąc jeszcze swego opanowania. –Przecież to tamten facet go zaatakował, mówili mi, że on nie ma żadnych obrażeń, więc o co ci, kurwa, chodzi?
 - Pytali sąsiadów. Wasze krzyki wcale nie wskazywały na to, żeby to on cię zaatakował, Seth – zignorowała Chrisa, zwracając się prosto do jego przyjaciela. – Sam Jameson też się nie przyznaje. Mówi, że ty to zrobiłeś, podaje szczegóły i mój brat mówi, że jest cholernie wiarygodny…
 - No i co z tego? – warknął. – Przecież to jakaś bzdura.
 - Na nożu są twoje odciski palców.
 - Oczywiście, że są. W pierwszym odruchu złapałem za niego i chciałem go z siebie wyciągnąć.
 - Wtedy byś się wykrwawił.
 - Ach, tak? Nie wiem czy wiesz, ale w takich sytuacjach logiczne myślenie wypływa z człowieka razem z krwią… Porozmawiamy, jak sama nadziejesz się kiedyś na ostrze. 
 - No dobra, więc dlaczego na narzędziu nie ma jego odcisków?
 - Bo jest zima, mróz, a facet miał na sobie rękawiczki. – Wzruszył ramionami. – Wasze przypuszczenia naprawdę nie opierają się na niczym poważniejszym? 
 - To co ty próbujesz nam wmówić wcale nie jest mądrzejsze! Mam uwierzyć, że facet wszedł z tobą do mieszkania, nawet się nie rozebrał, tylko skierował się prosto do kuchni, wziął nóż i cię nim dźgnął?
 - Ten świat pełen jest świrów – zaśmiał się, spoglądając kątem oka na Chrisa, który teraz już się nie odzywał, wyraźnie analizując wszystko, co usłyszał z papierosem wetkniętym między usta i wzrokiem wbitym w posadzkę.
 - Tak się składa, że ty jesteś największym świrem, jakiego znam!
 - Pochlebiasz mi, Saro. Ale błagam, skończ już tę żałosną grę wstępną i powiedz, po co naprawdę przyszłaś. Bo przecież nie po to, żeby mnie ostrzec. Domyślam się, że za mną nie przepadasz…
 - A ty siebie lubisz? – warknęła, łykając jeszcze alkoholu, który pozostał jej w kieliszku. 
 - Bardziej niż ci się wydaje.
 - Świetnie. Więc chyba nie chcesz iść siedzieć? Oskarżyłeś niewinnego człowieka, za to należy ci się przynajmniej kilka lat. A w połączeniu z tymi zawiasami, które masz…
 - Aaach… no tak, szantaż – przerwał jej ze śmiechem i zbliżył się do dziewczyny, patrząc jej prosto w oczy. – Tylko tyle potrafisz? Chrisa próbowałaś nabrać na numer z dzieckiem, ode mnie chcesz wyłudzić kasę dzięki tej bajeczce o grożącym mi więzieniu? To staje się nudne.
 - Tylko ty, Seth, wiesz jak było naprawdę. Ale ja jestem pewna swego. – Uśmiechnęła się złośliwie, wyciągając dłoń by pogłaskać go po zranionym policzku. – Policja też się dowie, jeśli nie uciszy się ich na czas. Mogę to zrobić. Wiesz, że mogę. Wystarczy mnie do tego zachęcić.
 - Ile? – zapytał poważnie, a Sarah natychmiast się rozpromieniła. Chris patrzył z niedowierzaniem jak dziewczyna uśmiecha się od ucha do ucha i powolnym ruchem wyciąga z kieszonki na swojej piersi małą karteczkę, którą zaraz potem wsuwa brunetowi w dłoń. Seth otworzył ją, spojrzał na sumę i zaraz schował do swojej własnej bluzy. 
 - Rozsądna cena – stwierdził, a blondynka pokiwała z entuzjazmem głową. Złapała za kieliszek, który w między czasie zdążył jej napełnić i wypiła go jednym łykiem, do dna, a kiedy odłożyła już na stół także pustą szklankę po soku, zmrużyła oczy, przygryzła wargę i skupiła swój wzrok na brunecie, kładąc swą małą dłoń na jego kolanie. 
 - Umowa stoi, Seth? – upewniła się, ale ten milczał przez chwilę, nim z jego gardła wydostał się niski, pełen zlości głos.
 - Wypieprzaj stąd.
 - Słucham?! – odsunęła się od niego natychmiast, nie mogąc zrozumieć, co poszło nie tak.
 - Zjeżdżaj. Nie pozwolę ci się szantażować.
 - Świetnie! Rób jak chcesz! Ale w razie, gdybyś odzyskał rozum, będę czekać na kasę do piątku!
 - Czekaj sobie ile chcesz. Tylko idź już stąd, psujesz mi moje przyjemne popołudnie.
 - Zobaczysz, jakie przyjemne popołudnia będziesz miał w pierdlu…
 - Wypad – warknął, więc Sarah wstała już i całując jeszcze Chrisa na pożegnanie, czemu blondyn wyraźnie się stawiał, ruszyła do drzwi. 
 - Seth. Zapytam tylko raz i temat będzie raz na zawsze skończony. – Chris odezwał się cicho, pilnując, by jego głos w żadnym razie nie wydostał się poza ściany ciasnej kuchni. – Sam wbiłeś sobie ten nóż?


* * *

         Tego dnia Marie wyjątkowo szybko uporała się z wszystkimi domowymi obowiązkami i przy kubku gorącej kawy usiadła przed telewizorem, by przynajmniej przez najbliższą godzinę odpocząć od świata. Do powrotu Toma miała jeszcze trochę czasu, a ponieważ odgrzewanie wczorajszego obiadu nie mogło zająć jej więcej niż jakieś piętnaście minut, postanowiła na chwilę zupełnie zapomnieć o swoim partnerze, obowiązkach i innych smutnych rzeczach, jakie ostatnio spadły jej na głowę. Skuliła się na kanapie, podciągając nogi pod siebie i dokładnie zakryła kocem swoje blade, drżące z zimna ciało. Grudzień ją dobijał. Nigdy nie była miłośniczką zimy. Ich mieszkanie było wtedy chłodne i nieprzyjemne. Na dworze panował mróz i Marie nie chciała otwierać okien w tę pogodę, przez co wszędzie unosił się zapach stęchlizny i alkoholu, którego nie potrafiła się pozbyć, a już tym bardziej go znieść. Nie miała pojęcia, czy siedzi w dywanie, starych obiciach kanap czy tapetach – smród był intensywny i sprawiał naprawdę niemiłe pierwsze wrażenie na każdym, kto tylko ich odwiedził. Na szczęście nieczęsto mieli gości, a przynajmniej takich, którym przeszkadzałby swąd spirytusu. Od razu przyszła jej jednak na myśl ta dziewczyna, która była tutaj poprzedniego dnia… siostra Setha. Ona z pewnością uznała ich za alkoholików. Widziała jej wzrok, gdy młoda brunetka rozglądała się po pokojach i kiedy ujrzała w kącie puste butelki… Nieznośne, osądzające oczy. Mama Marie zawsze powtarzała jej, by żyła po swojemu, ale w taki sposób, by nie dawać innym tematów do plotek. Kobieta miała wrażenie, że zawiodła ją, wiążąc się z Tomem.
         Kiedy właśnie miała po raz kolejny obliczyć, ile dokładnie czasu zostało jej do powrotu partnera, ktoś głośno załomotał w drzwi, ignorując dzwonek, a Marie natychmiast zaczęła wyplątywać się z grubego koca. Ruszyła do drzwi pewnym, szybkim krokiem, po drodze poprawiając jeszcze włosy i ocierając z policzków ewentualne drobinki osypanego tuszu, które ujrzała przelotem w lustrze. Tylko dwie osoby nigdy nie używały w tym mieszkaniu dzwonka – nie wiedziała dlaczego. Tom oraz jego syn. Mimo wszystko miała nadzieję ujrzeć w korytarzu ukochanego, nawet jeśli powrót o tak wczesnej porze mógł oznaczać kłopoty w pracy, albo – co gorsza – zwolnienie, na co nie mogli sobie teraz pozwolić. Kiedy pięść uderzyła w drewno kolejne kilka razy, była już w przedpokoju i miała pewność, że to nie Tom. Uchyliła drzwi, uśmiechając się uprzejmie, ale nieśmiało.
 - Seth, nie spodziewałam się,  że nas odwiedzisz… - powiedziała cicho i choć nie miała zamiaru wpuszczać go do środka, brunet nie pytał o pozwolenie. Popchnął drzwi, których nie miała siły przytrzymać i wszedł do mieszkania, rzucając kurtkę na komodę w przedpokoju i w butach wchodząc prosto do salonu, na jej świeżo wyprany dywan.
 - Gdzie ojciec? – zapytał poddenerwowany, rozglądając się wokół, jak gdyby Tom miał chować się przed nim za wiekową kanapą albo którymś z wytartych foteli. Marie powiesiła jego kurtkę na wieszaku i zawołała go z przedpokoju.
 - Twój tata jest w pracy. Jeśli chcesz palić, błagam, rób to w kuchni! – dodała prędko, widząc przez otwarte drzwi jak chłopak wyjmuje z tylnej kieszeni paczkę papierosów. – Zjesz coś?
 - Obejdzie się – warknął, ale posłusznie zszedł z jej ukochanej wykładziny, którą z takim oddaniem szorowała cały wczorajszy wieczór po rozlaniu na nią kieliszka czerwonego wina. Przeszedł do kuchni, otwierając na oścież okno i usiadł na szerokim parapecie, jak często robił to kiedyś.
 - Nie mam pojęcia co ci przeszkadza zapach papierosów, skoro i tak tu śmierdzi – zagadnął, gdy dołączyła do niego, krzątając się przy zlewie. 
 - Twój tata nie lubi, kiedy palę. Jeśli poczuje tytoń, pewnie będzie pewny, że to ja…
 - Debilizm.
 - Nie mów tak. Każdy ma swoje przyzwyczajenia – on akurat nie lubi, kiedy kobieta pali. Trzeba to uszanować. – Słysząc głośny śmiech za swoimi plecami, Marie odwróciła się na pięcie i spojrzała, jak rozbawiony wypuszcza z płuc kolejną porcję dymu. – Co?
 - Ty siebie w ogóle słyszysz?! – zakpił. – Przyzwyczajenia?! Uszanować?! Boisz się go, bo jak wróci i wyczuje, że paliłaś bez niego, to znowu dostaniesz od niego po ryju i tyle! Uszanować, też coś…
 - Cicho tu było bez ciebie i twoich zgryźliwych komentarzy, Seth. – Spojrzała na niego poważnie, ale spokojnie, bez oznak najmniejszej złości. – Nie zdążyliśmy jeszcze porozmawiać. Jak podobało ci się Seattle?
 - Nie podobało mi się – odparł.
 - A twoja mama? 
 - Szmata.
 - No proszę, kiedy chodzi o twoje życie osobiste, przestajesz być taki rozmowny, hm? – Uśmiechnęła się z przekąsem i podeszła bliżej, nie spuszczając go z oka. Nagle dotarło do niej, że oczy Setha błyszczą odrobinę bardziej niż powinny i zaniepokojona cofnęła się o krok. – Piłeś?
 - Odrobinę.
 - Seth, chyba będzie lepiej, jeśli porozmawiasz z ojcem kiedy indziej – zasugerowała prędko, wyrzucając z siebie kolejne słowa z prędkością pędzącego samochodu. – Wziął dzisiaj nadgodziny, nie wiem, o której dokładnie będzie, a kiedy wróci, będzie z pewnością bardzo rozdrażniony i chyba nie warto rozmawiać z nim, gdy jest w takim stanie… Poza tym, po co masz czekać? Przyjdź jutro. Tak, jutro na pewno Tom będzie w domu na czas i…
 - Wszystko jest okej, Marie – zapewnił ją, zeskakując ze swego miejsca na parapecie i stając tuż przed nią. Poczuła jego zimne dłonie zaciskające się delikatnie na jej ramionach. Zniżył głowę, więc patrzyła mu prosto w oczy. Całą twarz miał strasznie poranioną, ale kobieta już dawno nauczyła się, by nie zadawać zbyt wielu pytań i chociaż wcale jej się to nie podobało, Seth był dorosły i odpowiedzialny za siebie. Poza tym potrafił zadbać o swój tyłek, tego była więcej niż pewna. Nigdy nie należał do osób, którym trzeba by było w czymkolwiek pomagać.
 - Nie musisz się tak denerwować. – Jego spokojny głos dotarł do niej, zagłuszając jej własne myśli. – Przyszedłem tu tylko po kasę, nie mam zamiaru się z nim kłócić, przysięgam.
 - Seth, jaką kasę? Nie widzisz, że my też nie mamy pieniędzy?! Ledwo starcza nam na rachunki, a jedzenie? Ciągle musimy się zapożyczać…
 - Och, jak mi przykro. Może byłoby wam prościej, gdyby ten stary chuj nie wypalał ponad dwóch paczek dziennie, a ty co wieczór nie otwierałabyś nowej butelki wina? – Uśmiechnął się z fałszywą troską w głosie i pogłaskał ją po ręce. – Mimo wszystko, bardzo mi was żal.
 - Mówię poważnie, Seth, nie mamy żadnych pieniędzy, które moglibyśmy ci dać. Poproś swoją matkę, ona podobno zarabia wystarczająco dużo. Przez tyle lat nic dla ciebie nie zrobiła, to twój ojciec utrzymywał cię całe twoje życie! Jak możesz być tak niewdzięczny?
 - Jestem kurewsko wdzięczny – wysyczał przez zęby, odsuwając się o krok. W drugim pokoju zadzwonił telefon, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. – Moja matka dałaby mi pewnie każdą sumę, jakiej bym zażądał, ale w zamian chciałaby coś, co jest dla mnie bardzo cenne i czego nie mam zamiaru jej oddawać. Natomiast wy, mimo że tak wspaniałomyślnie mnie utrzymywaliście, potem wyrzuciliście mnie na zbity pysk i myślę, że należy mi się za to jakaś rekompensata.
 - Nie my, Seth. To nie była moja decyzja.
 - Jasne, że nie, w końcu co ty masz do powiedzenia?! Ale nie powiesz mi, że się z tego nie ucieszyłaś…
 - Wcale nie!
 - Mam ci przypomnieć, co krzyczałaś ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy, jeszcze przed moim wyjazdem? Jakimi wyzwiskami mnie obrzucałaś?! Ja nigdy nie nazwałbym cię w ten sposób, moja kochana, przyszywana mamusiu…
 - Nie powinnam była cię tu wpuszczać. Tom wyraźnie powiedział, że nie chce cię tutaj więcej widzieć. Otworzyłam ci drzwi choć doskonale wiedziałam, jak to się skończy. Ale teraz proszę cię, żebyś wyszedł. Proszę cię, Seth… Raz w życiu mnie posłuchaj. – Westchnęła ciężko i nie chcąc czekać na jego odpowiedź, szybkim krokiem przeszła do drugiego pokoju, gdzie jej telefon zaczął dzwonić po raz trzeci. Nim dotarła na miejsce, piosenka się skończyła, a na wyświetlaczu pozostał jedynie komunikat o nieodebranych połączeniach. Numer był jej nieznany, więc domyślała się, że to pewnie jak zwykle ktoś z urzędu w sprawie zaległych wpłat, ewentualnie – co gorsza – komornik. Gdy odkładała urządzenie, to zapiszczało jednak ponownie, tym razem obwieszczając, że ma wiadomość.
 - Wyrzucasz mnie z mojego własnego domu? – Seth dołączył do niej zaraz, przyglądając się jej uważnie. - Znowu? 
 - Już tu nie mieszkasz. Tom powiedział wyraźnie, że to koniec…
 - Jakoś nic takiego nie słyszałem – warknął. 
 - Ty nie, ale przecież ona… Cholera, jak jej było na imię? Ona miała ci przekazać. – Żeby na chwilę oderwać myśli od tej rozmowy i przypomnieć sobie to cholerne, krótkie imię, które dotychczas doskonale pamiętała, odblokowała telefon i  odczytała czekającą na nią wiadomość.
         Błagam, odbierz telefon. To sprawa życia i śmierci! Hope (siostra Setha)
 - Kto, Marie? Jaka ona? – ponaglał, a kobieta spojrzała na niego znad małego ekraniku. Teraz nie musiała już przypominać sobie imienia, ono przypomniało jej się samo. Podczas gdy Seth patrzył na nią z coraz większą wściekłością, ona analizowała wszystko w głowie. Czego mogłaby chcieć od niej ta dziewczyna? Dlaczego tak bardzo jej zależało?
 - Marie, kurwa. Jaka ona? 

* * *

         Około godziny wcześniej, w domu Chrisa, brunetka zaczęła coraz intensywniej kręcić się z boku na bok na swojej niewygodnej kanapie. Dotychczas jej sen był głęboki i spokojny, ale nagle, w jednej chwili wszystko zaczęło docierać do niej z wzmożoną prędkością. Rażące światło biło w jej wciąż zamknięte oczy. Ciche szmery wokół ogłuszały ją, a ból promieniujący zarówno z jej policzka, jak i poranionych wczoraj rąk był intensywniejszy niż mogłaby to sobie wyobrazić. Jęknęła głośno, przewracając się na plecy i wzdrygnęła się, odkrywając, że z tyłu również musi mieć jakieś siniaki. Żadna pozycja nie była wygodna. Czegokolwiek by nie zrobiła, było źle…
 - Seth! – zawołała, mając nadzieję, że chociaż on może jakoś jej pomóc, ale nikt się nie odezwał. Zamiast tego jednak ból zaczął powoli ustępować, starał się coraz bardziej znośny… Ktoś wszedł do pokoju, usiadł na jej łóżku i nachylił się nad nią.
 - Hope? – Rozpoznała głos Chrisa i otworzyła oczy. – Hope, w porządku?
 - Kurwa, jak to boli… - mruknęła cicho, raczej do siebie niż do niego. 
 - Przynieść ci tabletki?
 - Mam dosyć tych waszych cholernych tabletek! Teraz boli mnie jeszcze bardziej niż wcześniej!
 - Miałem na myśli normalne, przeciwbólowe – wyjaśnił spokojnie. – Chcesz czy nie?
 - Dobra, niech będzie… To znaczy… dzięki.

         Już około dwudziestu minut później ból przestał być tak intensywny i powoli stawał się całkiem do zniesienia, skupiając się niemal wyłącznie wokół jej oka. Hope nie chciała nawet wiedzieć, jak musi ono wyglądać, ale domyślała się, że wielka, fioletowa i spuchnięta plama nie będzie najlepiej komponować się z jej bladą skórą. Próbowała zakrywać się włosami, nawet jeśli Chris wydawał się nie zwracać uwagi na jej wygląd. Siedział z nią przez cały czas, choć nie odzywała się ani słowem, nie licząc rzucanych raz za czas srogich przekleństw. Po prostu był przy niej i czekał spokojnie aż będzie z nią trochę lepiej.
 - Boże, chyba w końcu to kurestwo zaczyna działać… 
 - Jeszcze nie słyszałem, żebyś tyle przeklinała – zaśmiał się Chris. – Nasze towarzystwo ci nie służy.
 - To nie wasza wina, tylko tego przeklętego bólu! Przez chwilę myślałam, że rozsadzi mi czaszkę, Jezu…
 - Normalne. Jak masz zjazd, wszystko czujesz intensywniej.
 - Jak mam… co?
 - Nieważne. Jak się czujesz?
 - Lepiej. Już lepiej. Gdzie jest Seth? W całej swojej naiwności miałam nadzieję, że będzie mu chociaż na tyle głupio, że postara się mi to jakoś wynagrodzić… No wiesz, zaopiekuje się mną, czy coś. – Poczuła się jak idiotka, uświadamiając sobie, że uwierzyła w to chociaż przez chwilę, ale Chris nie wyśmiał jej, jedynie uśmiechnął się pobłażliwie i przysiadł koło niej na łóżku. Spojrzał na zegarek. Jego przyjaciel wyszedł już jakiś czas temu i mógł wrócić lada moment, dlatego mimo wszystko zachował bezpieczną odległość. 
 - Jest mu głupio, uwierz mi – zapewnił, starając się na nią nie gapić, by nie czuła się przy nim zawstydzona. Widział wyraźnie, że Hope przeraża jej sine oko, prawdopodobnie nigdy wcześniej nie dostała równie mocno. No jasne, w końcu od kogo? Była normalną dziewczyną z normalnego miasta, nie pochodziła stąd tak samo jak on. Życia w Basin City trzeba się było nauczyć. Tak samo jak przebywania u boku Setha…
 - On… nie poszedł do Alexa, prawda? - Przerażenie w głosie brunetki wyraźnie wskazywało na to, że narkotyk zaczął działać jednak później niż obydwaj mężczyźni się spodziewali. - Błagam, powiedz, że…
 - Nie, spokojnie, to nie to… - przerwał jej natychmiast, a brunetka odetchnęła z ulgą, ale jej spokój nie trwał długo. – Poszedł tylko do ojca, ma wziąć od niego jakąś kasę, czy coś… Hope, o co chodzi?
         Wprawdzie nie odezwała się ani słowem, ale Chris od razu zauważył, że coś jest nie tak. Choć blondynowi wydawało się to niemożliwe, dziewczyna stała się nagle jeszcze bledsza niż wcześniej i zamarła w bezruchu, przestając rozmasowywać sobie kark, który zapewne bolał ją po tak długiej drzemce na niewygodnej kanapie. Patrzyła na niego chwilę przerażonym wzrokiem z rozszerzonymi ze strachu źrenicami, ale zaraz potem mocno zacisnęła oczy i wyglądała tak, jakby starała się poukładać coś sobie w głowie. Chris poczuł się całkowicie zagubiony. Nie wiedział, o co jej chodziło. Seth może nie miał najlepszych relacji z ojcem, ale żeby reagować na to w tak dziwny sposób?!
         Podczas gdy blondyn nie miał pojęcia co się dzieje, po głowie Hope krążyły miliony sprzecznych myśli. Nie wiedziała co zrobić i była pewna tylko jednego – Seth ją zabije. Teraz nie było już innego wyjścia, z pewnością po prostu ją udusi, albo zrobi coś jeszcze gorszego. Sprawi, że będzie cierpiała, bez odrobiny litości… A jeśli odkryje, że zabrała stamtąd jego listy?! Tom ani jego partnerka nie wiedzieli, że je wzięła, ale kiedy zajrzy do swojego pokoju… Boże, to koniec. Zabronił jej tam iść, dlaczego nie posłuchała?! Wkurzył się już, kiedy przez przypadek trafiła do Ann, więc w jakim stanie będzie teraz, kiedy dowie się, że niezrażona poprzednią porażką znów tam poszła, rozmawiała z jego ojcem, a później go okłamała?!
 - Chris, zostaniesz dzisiaj przy mnie? Cały czas? – zapytała cicho, mocno chwytając dłoń mężczyzny, który jako jedyny wydawał jej się tutaj rozsądny. Miała nadzieję, że może nie pozwoli jej zabić… Może powstrzyma Setha? Z drugiej strony, on był taki posłuszny swojemu przyjacielowi… Prawdopodobnie nie odważyłby się mu sprzeciwić, zamiast tego raczej pomógłby wykopać dla niej grób gdzieś w środku lasu... Hope przeszedł dreszcz na myśl o swojej matce, która jeszcze Bóg wie jak długo nie dowie się, że jej córka nie żyje.
 - Nie mogę, Hope, muszę za godzinę być w pracy. – W jego głosie słychać było zarówno smutek, jak i ciekawość, ale brunetka nie zwracała już na to uwagi, jedynie mocniej zacisnęła palce na jego ręce, kiedy do oczu nabiegły jej łzy. – Co się stało? Boli cię coś?
 - On mnie zabije, Chris… Kurwa, on mnie naprawdę zabije… Albo zrobi mi coś gorszego.
 - Kto? Seth?!
 - Nie możesz mnie tak zostawić…
 - Hope, cholera jasna, musisz się uspokoić i powiedzieć mi, o co chodzi. Dlaczego Seth miałby cię zabić?
         Brunetka pokręciła przecząco głową, nie chcąc się odezwać. Chris mógł być na nią wściekły tak samo mocno jak Seth. Z drugiej strony, tak czy inaczej w końcu musiał się dowiedzieć… Może byłby dla niej chociaż bardziej litościwy i zabiłby ją szybko i bezboleśnie? Seth z pewnością będzie się nad nią znęcał. Już widziała ten jego szalony wzrok, szeroki uśmiech i lśniące ostrze w dłoni…
 - Nie wygłupiaj się i mów wreszcie!
 - Telefon… - szepnęła nagle, jakby coś ją olśniło. – Chris, masz numer do ojca Setha? Nie, nie do ojca. Do tej kobiety? Jego żony, czy…
 - Do Marie? Dlaczego miałabyś potrzebować jej numeru? – zdziwił się.
 - Ja u nich byłam, Chris. U jego ojca i tej Marie… Chciałam z nimi pogadać, wymyśliłam, że Seth przysłał mnie po swoje rzeczy… Boże, on mnie zamorduje.
 - Hope, ocipiałaś?! Po co tam poszłaś?!
 - Nie wiem! Kurwa, nie wiem… po prostu bardzo chciałam go poznać i nadarzyła się okazja i..
 - I po co w ogóle mi o tym mówisz?! – wrzasnął, wstając ze swojego miejsca i zaczynając krążyć po pokoju. – Kurwa! Nie powinienem tego wiedzieć! Nie widzisz, w jakiej mnie stawiasz sytuacji?! Co mam teraz zrobić, wybierać między nim a tobą?! To jest mój przyjaciel, nigdy go, kurwa, nie okłamałem! I teraz co, mam ci, kurwa, pomóc?! A jak się wyda, to co mu powiem?! Sorry, Seth, ale Hope tak ładnie prosiła?!
 - Błagam, Chris, on mnie zamorduje… 
 - Wiem! Kurwa, wiem! Ja pierdolę, niech ten dzień się już, kurwa, skończy… - Usiadł w końcu na fotelu i schował twarz w dłoniach, kiedy Hope tuż obok zanosiła się płaczem. Blondyn spojrzał na nią kątem oka. Była zapłakana, cała czerwona, na dodatek z tymi wszystkimi sińcami wydawała się taka bezbronna… A Seth? Seth będzie wściekły. Zabronił jej wtrącać się do swojego życia, nikomu nie pozwalał tego robić. Nawet Chris tak naprawdę nie wiedział o nim wszystkiego, jedynie tyle, ile czasem udało mu się wywnioskować ze wspólnych rozmów… Seth był tajemniczy i lubił taki być. Z pewnością nie pozwoli tego zniszczyć jednej, wścibskiej osóbce w postaci swojej lalki. A ponieważ teraz zachowywał się jeszcze mniej racjonalnie niż wcześniej…
 - Chris, błagam… - załkała ponownie, patrząc na niego tymi czerwonymi, załzawionymi oczami. – Proszę…
 - Dzwonisz sama, ze swojego telefonu – westchnął w końcu, wciąż czując, że podejmuje naprawdę złą decyzję. – Jeśli Seth się dowie, nie mówisz mu, skąd masz numer.
 - Jasne, Chris, jasne! Tylko szybko, błagam… - załkała, prędko ocierając twarz z łez i starając się uspokoić, by jej głos chociaż po części wrócił do normy i przestał załamywać się co pół słowa. – Seth się nie dowie, przysięgam…
 - Nie mów tak, to mi uświadamia, że robię coś za jego plecami – warknął, podając jej telefon z wyświetlającym się nań numerem. – Zresztą jak ma zabić córkę adwokata, to chyba lepiej, żebym go przed tym powstrzymał. Własna matka załatwiłaby mu dożywocie…
         Hope nawet się już nie odezwała. Przepisała prędko numer i nacisnęła zieloną słuchawkę, ale z każdym kolejnym sygnałem miała coraz większe wrażenie, że jest już za późno. Marie nie odbierała tak długo, że zdążyła włączyć się poczta głosowa.
         Rozłączyła się prędko i dopiero w tym momencie doszło do niej, że Marie mogło przecież wcale nie być w domu. Seth poszedł do ojca, nie do niej i z pewnością to nie z kobietą będzie rozmawiał. Telefon do Toma nie wchodził jednak w rachubę. Wiedziała, że tego mężczyzny nie da rady przekonać. On był podobny do Setha – uparty, zasadniczy, samolubny. Dlaczego miałby znaleźć współczucie dla jakiejś obcej dziewczyny, która w końcu sama była sobie winna?
 - Za późno – szepnęła, odkładając na bok telefon. Chris, choć wcześniej na nią nie patrzył, starając się uspokoić przy papierosie tkwiącym w trzęsącej się z wściekłości dłoni, teraz ponowie odwrócił wzrok w jej stronę. 
 - Jak to za późno?
 - Nie odbiera! Seth musi już tam być! Chris, wiem, że mnie teraz nienawidzisz, ale błagam, nie pozwól mu się nade mną znęcać… Sam powiedziałeś - córka adwokata, wysoki wyrok… Przemów mu do rozsądku!
 - Hope, nie przesadzaj. Nie zrobiłaś niczego aż tak złego… 
 - Ann też nie zrobiła nic złego, a ją pociął! I to dla rozrywki! A teraz ma zły humor i… Kurwa, Chris…
 - Dzwoń jeszcze raz. A jak nie odbierze, to napisz jej, kim jesteś, może to coś da. Tylko nie wspominaj o co chodzi, bo jeśli Seth dorwie jej telefon… - Nie dokończył, a Hope nie odpowiedziała. Wybrała numer jeszcze dwa razy, po czym wysłała sms-a i po chwili znów zaczęła dzwonić. 
         Tego dnia Marie nie odebrała jednak jej telefonu.

 * * *

         Jakiś czas później Hope przysłuchiwała się w skupieniu jak drzwi wejściowe otwierają się ze skrzypnięciem i deski wydają swój zwyczajny trzask, uginając się pod butami mężczyzny. W mieszkaniu panowała całkowita cisza. Chris wyszedł już do pracy i została zupełnie sama, aż do teraz. Zacisnęła dłonie na poduszce i zamknęła oczy. Kroki w korytarzu były powolne i spokojne. Słyszała każdy szelest, uderzenie błyskawicznego zamka o wieszak, gdy Seth odwieszał swoją kurtkę i stukot podeszw odrzuconych niedbale butów – jednego, potem drugiego. Próg zaskrzypiał i już za chwilę zapanowała cisza, gdy dywan zagłuszył jego kroki. Oddech miał cichy, przez co dziewczyna nie mogła go usłyszeć i nie miała pojęcia, gdzie stoi. W zdziwieniu uchyliła jedno oko, czując jak materac ugina się nagle tuż przy niej, z zupełnie innej strony niż się tego spodziewała. Mężczyzna położył się za jej plecami i już po chwili czuła jego ramię przerzucone przez talię, dłoń zaciskającą się na płaskim, odkrytym przez podwiniętą koszulkę brzuchu. Leżała w samym podkoszulku i majtkach i starała się wyglądać spokojnie, jak gdyby spała tu przez cały czas, odkąd ją zostawił. Brunet ułożył się za jej plecami i przylgnął do jej ciała przez zakrywające ją koce. Dłonią zaczął wędrować w górę… Czekała tylko aż zaciśnie ją na odkrytej szyi, ale zamiast tego nachylił się tuż nad jej uchem i musnął je wargami.
 - Nadal śpiąca? – Był spokojny. Hope odetchnęłaby z ulgą, gdyby tylko nie zdradziło to, jak bardzo była zdenerwowana. Jego głos był niski, ale cichy. Znała go na tyle dobrze, by zorientować się, kiedy był na nią wściekły i teraz tego nie wyczuła. Seth nie był zły, był tylko jak zwykle napalony, czego nawet nie ukrywał, od razu wsuwając dłoń pod jej koszulkę i delikatnie masując jej pierś. Gdyby coś wiedział, z pewnością by się tak nie zachowywał. Hope uśmiechnęła się do siebie mimowolnie i mruknęła, gdy jego ruchy stawały się coraz odważniejsze i bardziej nachalne.
 - Naprawdę miło mi się spało… - westchnęła, czując, że nieprędko zostawi ją w spokoju. 
 - Nieważne. Chcę cię pieprzyć – oznajmił, kiedy złapała za koc, chcąc owinąć się nim jeszcze szczelniej.
 - Ty zawsze chcesz się pieprzyć. – Jej uśmiech był nieco senny i wciąż nie otworzyła oczu. Czuła jednak, że Seth jej się przygląda, patrzy na jej twarz i była prawdziwie zażenowana, że musi to oglądać. Nie przeglądała się dotychczas w lustrze i obawiała się, co mogło stać się z jej okiem, nawet jeśli widziała już na nie całkiem nieźle, a pierwsza opuchlizna chyba odrobinę zeszła. Seth, jakby podświadomie czując jej onieśmielenie, złapał dziewczynę mocniej i przewrócił na plecy, dzięki czemu nic nie zasłaniało mu już tego żałosnego widoku.
 - Nie… - szepnęła, patrząc mu prosto w oczy, w których wcale nie widać było zdziwienia. Gdyby nie czuła, że jej twarz nie wygląda tak, jak powinna, z jego miny z pewnością by tego nie wyczytała. Jego oczy błyszczały jak zwykle i pożerał ją wzrokiem dokładnie tak, jak wcześniej. – Nie patrz na mnie – dokończyła cicho, gdy nachylił się jeszcze trochę, składając pierwszy pocałunek tuż obok jej ust.
 - Nie martw się, laleczko, ja też nie wyglądam najlepiej z tym krwawym strupem. – Uśmiechnął się, a Hope dopiero w tym momencie zwróciła uwagę na to, że rzeczywiście jego twarz nie jest już tak idealna jak wcześniej…  Tak przynajmniej pomyślała w pierwszej chwili, bo zaraz potem zdała sobie sprawę, że tak naprawdę to pionowe, krwawe cięcie wcale nie robi wielkiej różnicy. I tak był pociągający. Jego ton głosu, dotyk jego palców na niewielkiej piersi, ten wzrok, który świadczył wyłącznie o jednym. Nim jednak zdążyła zastanowić się, czy ta blizna będzie w stanie cokolwiek zepsuć w idealnym wyglądzie, mężczyzna przewędrował wargami po jej prawym policzku w górę i musnął delikatnie zasiniony obszar pod jej okiem. Jego usta były miękkie i ciepłe, lekko wilgotne od śliny. Nie sprawił jej bólu, ale poczuła coś na jego granicy.
 - I tak jesteś seksowna – mruknął, patrząc prosto w jej oczy i w tym samym momencie wyczuła jak jego druga ręka wkrada się pod jej plecy i unosi ją do góry, aż wygięła się w delikatny łuk. Ich ciała się spotkały – jej płaski brzuch dotknął miękkiego materiału męskiej koszulki i twardych mięśni pod nim, bo koc w tym krótkim czasie zdążył już obsunąć się z niej tak, że okrywał jedynie kobiece biodra. – Wyglądasz groźniej. – Uśmiechnął się do niej, a Hope przewróciła oczami.
 - Nie żartuj sobie.
 - Jak mała awanturnica po porządnej rozróbie w barze… - kontynuował, nie zwracając na nią uwagi, ale kiedy zaśmiała się cicho, w końcu zamilknął. – No co?
 - Masz wybujałą fantazję. Widzisz mnie może robiącą jakąś rozróbę? – spytała rozbawiona, a on mocniej zacisnął palce na jej sutku i pociągnął w swoją stronę, przez co rozmowa stawała się dla dziewczyny coraz bardziej problematyczna.
 - Widzę – mruknął, zaraz potem odnajdując na jej szyi to miejsce, w które tak lubiła być całowana i zacisnął na nim zęby, wystarczająco mocno, by to poczuła, ale na tyle delikatnie, by nie sprawić jej bólu. – I muszę przyznać, że to jest baaardzo seksowne…
 - Och, powiesz wszystko, żeby tylko się ze mną przespać – zaśmiała się, kiedy uniósł na nią zdziwiony wzrok.
 - Wcale nie musimy ze sobą spać – odpowiedział, na chwilę przestając ją dotykać. – Co innego chcesz robić? – zapytał poważnie.
 - Mógłbyś na przykład zrobić mi masaż… Za długo spałam i wszystkie mięśnie mam jakieś takie… sztywne.
 - Nie ty jedna – odparł z rozbawieniem, spoglądając w dół. – Poza tym to wciąż prowadzi do seksu, laleczko… 
 - Wcale nie musi…
 - Musi. – Nie dawał się przekonać. – Wymyśl coś innego.
 - Cóż… chciałabym porozmawiać, ale jako, że nawet przez te koce czuję, gdzie znalazła się cała krew, która powinna być w twoim mózgu, to…
 - Cały czas rozmawiamy – sprzeciwił się, po czym nie czekając już na jej odpowiedź przeniósł się nad nią, przyciskając swoje ciało mocno do jej i ustami znów zawędrował w okolice jej ucha, szepcząc w nie słowa, które i tak dochodziły już do brunetki jedynie w połowie… - Nie chcę rozmawiać. A ty zaraz nie będziesz w stanie. Więc przestań być taka leniwa i pobaw się ze mną, lalko. – Zacisnął zęby na płatku jej ucha, a swoją dłonią zjechał po jej ciele tak prędko, że nawet się nie spostrzegła. Dopiero gdy poczuła odrzucany na bok koc i dotyk jego palców wsuwających się pod bieliznę, mruknęła cicho i zarzuciła dłonie na jego kark, delikatnie wbijając paznokcie w gładką skórę. 
 - Nie mogę się bawić, kiedy mnie przygniatasz… - jęknęła, starając się oswobodzić spod jego ciała, choć jego ciężar był przyjemny i musiała przyznać, że naprawdę lubiła znajdować się w takim położeniu – przybita do materaca, z przystojnym facetem tuż nad sobą. Zwłaszcza, że Seth zdecydowanie wiedział, co robi. Kiedy zaczął poruszać palcami po jej kobiecości, zarzuciła jedną z nóg na jego ciało, a dłonią zjechała w dół, powoli odpinając pasek spodni.
 - Ty nie chciałaś się bawić, tylko gadać. Więc proszę, mów. – Zmienił zdanie, uśmiechając się do niej złośliwie i jednocześnie przyśpieszając ruchy. Jej oczy momentalnie zaszły mgłą. Przymknęła je przez chwilę i odrzuciła głowę w tył, dając mu pełen dostęp do odkrytej, poranionej szyi. Ponieważ nie chciał zostawiać na niej kolejnych śladów, wodził wargami jedynie po tych, które wczoraj zostawił. – Mów, Hope – ponaglił ją poważnym głosem. – O czym chciałaś pogadać?
 - O… o Alexie – mruknęła, czując jak wszystkie mięśnie napinają jej się mimowolnie. W brzuchu czuła przyjemny ucisk, a niżej już tylko gorąc, który powoli rozprzestrzeniał się po całym jej ciele. 
 - O Alexie? Cóż, liczyłem na bardziej seksowny temat… - Odparł, wolną dłonią podnosząc jej koszulkę aż dziewczyna leżała przed nim prawie naga. – Więc słyszałaś, o czym gadałem z Chrisem?
 - Seth… później… - poprosiła, ale mężczyzna tylko spojrzał na nią poważnie.
 - Mów albo przestanę.
 - Słyszałam… trochę – skłamała, z całej siły próbując się skupić na tym, co mówi. – I chcę, żebyś coś z tym zrobił. – Poczuła jak jeden z jego palców wsuwa się w nią i zaczyna poruszać, a Seth uśmiechnął się do niej jednoznacznie. – Uch… miałam na myśli, żebyś zrobił coś z Alexem, a nie… - Nie dokończyła, tylko zacisnęła mocno powieki, wydając z siebie żenująco głośny jęk. 
 - Dlaczego myślisz, że nic z tym nie zrobię?
 - Bo nie zależy ci na życiu – szepnęła. – Skończ gadać, psujesz nastrój…
 - Co z tego? I tak zaraz dojdziesz. – Patrzył, jak dziewczyna zagryza mocno wargi i wije się delikatnie pod jego ciężkim ciałem. – Zrób to. Dla mnie? – Uśmiechnął się w taki sposób, że wyglądał niemal uroczo. Jego oczy wpatrzone w poruszające się miarowo chude ciało błyszczały bardziej niż zazwyczaj, dłoń poruszała się coraz szybciej. Przywarł wargami do jej mostka i mocno zassał delikatną skórę.
 - Za szybko… - westchnęła. – Ty jeszcze nawet nie…
 -  To bez znaczenia. – Mruknął w jej stronę, wolną ręką dotykając zranionego policzka, zahaczając palcami o rozchylone usta. – Ty możesz dojść tak szybko i tak wiele razy, jak tylko będziesz w stanie – dodał z rozbawieniem, widząc jak jej oczy zachodzą mgłą coraz bardziej, oddech wyraźnie przyśpiesza, a mięśnie się napinają.
 - Ach tak? – spytała szeptem, a jej głos drżał niekontrolowanie przy każdym kolejnym słowie. – Jak myślisz, ile razy będziesz w stanie mnie do tego doprowadzić?
 - Przekonasz się.
         Gdy przyśpieszył jeszcze bardziej, nie potrafiła dłużej nad sobą panować. Jej plecy nagle wygięły się w łuk, a dziewczyna przywarła do niego całym ciałem, mocno zaciskając dłonie na męskich ramionach, wbijając przez koszulkę swoje długie paznokcie, co niemal sprawiało mu ból. Otworzyła usta, z których w momencie wydostały się wszystkie bezwstydne jęki, jakie dotychczas w sobie skrywała, a gdy wsunął pomiędzy nie swój kciuk, mocno zacisnęła na nim zęby, wgryzając się z całej siły. 
 - Nie powtarzaj tego, gdy będziesz miała w buźce inne części mojego ciała – poprosił rozbawiony, widząc, jak dziewczyna powoli opada z sił. Jęknęła jeszcze kilka razy, po czym z jej gardła wydostało się przeciągłe mruknięcie, mięśnie spięły się ostatni raz i dziewczyna opadła ciężko na materac, wyglądając zarówno na piekielnie zmęczoną i niebiańsko usatysfakcjonowaną. Jej serce wciąż mocno biło, a oddech nadal był przyśpieszony. Uśmiechnęła się, przestając przygryzać jego palec i pozwalając mu zabrać go ze swoich ust. – Auć. – Uśmiechnął się, widząc na swej skórze wyraźny odcisk małych ząbków.
 - Może następnym razem dwa razy się zastanowisz, zanim włożysz mi coś do buzi. – Zaśmiała się, patrząc na niego z dołu z tym uroczym rozanieleniem na twarzy, które tylko on był w stanie na niej wywołać.
 - Na pewno nie. – Zdjął z niej resztę ubrań, które i tak niczego już nie zakrywały i własną koszulkę, po czym nachylił się nad brunetką i pocałował ją mocno i namiętnie, aż mruknęła z zadowoleniem prosto w jego usta. Wsunęła dłonie pomiędzy ich złączone ciała i dokończyła rozpinanie jego spodni, co wcześniej zarzuciła, nie mogąc się skupić, ale nim zdążyła je z niego ściągnąć, usłyszała telefon dzwoniący w przedpokoju. Seth odsunął się od jej ust i odrzucił od siebie jej drobne dłonie. 
 - Wrócimy do tego – zapewnił, widząc jej naburmuszoną minę i podniósł się z niej, niechętnie opuszczając pokój. Słyszał jeszcze za sobą, jak Hope kręci się w irytacji po łóżku, miał nadzieję, że nie po to, by znów skryć się pod kocem, ale te myśli prędko uleciały z jego głowy, gdy zrozumiał, który telefon dzwoni. Wyjął z kieszeni urządzenie, w którym wciąż trzymał kartę startową Hope i spojrzał z niesmakiem na wyświetlacz, widząc na nim imię Ashley. Cholera, więc po to odrywał się od słodkiego ciałka swojej zabawki? Żeby odrzucić rozmowę? Telefon przestał dzwonić, ale kilka sekund później zaczął ponownie i Seth obawiał się, że jeżeli nie wyłączy urządzenia albo tego nie odbierze, blondynka nigdy nie odpuści. Z dwojga złego, wolał wybrać tę drugą opcję. Teraz, kiedy Beau wiedział już o całej tej zabawie z telefonami, kto wie, czego dowiedziała się ta mała i jak szybko może polecieć do jego matki, żeby wszystko wypaplać.
 - Hej – powiedział cicho do słuchawki, mając nadzieję, że Hope nie słyszy go w sąsiednim pokoju. Zamknął drzwi, ale to mieszkanie było tak małe, że głos niósł się po nim pomimo tego, więc musiał być bardzo uważny, by przypadkiem nie powiedzieć nic, co mogłoby być niepokojące dla brunetki. Niestety w tym stanie myślenie wcale nie przychodziło mu z taką łatwością jak zawsze…
 - Seth? Seth, to ty? Proszę, daj mi Hope… - Od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Głos blondynki drżał przeraźliwie i dziewczyna sprawiała takie wrażenie, jak gdyby w każdej chwili mogła wybuchnąć płaczem prosto do słuchawki. Nie zdziwił się, gdy podczas tych kilku sekund ciszy, które nastały nim jej odpowiedział, jej głośny oddech załamał się i usłyszał coś na kształt szlochu.
 – Proszę!
 - Nie mogę… - mruknął, starając się szybko wymyślić jakąś wymówkę. – Nie ma jej. Zostawiła tylko telefon. – Modlił się, by Hope w drugim pokoju tego nie usłyszała, ale mówił wyjątkowo cicho i raczej było to niemożliwe… - Coś się stało? – zapytał, jak gdyby wcześniej się nie domyślił.
 - Tak. Boże, tak… Beau. On…
 - On co? – przerwał jej, zirytowany jąkaniem. Teraz naprawdę żałował, że odebrał ten telefon. Miał wrażenie, że to potrwa całe wieki, jeśli dziewczyna nie zacznie mówić szybciej, a on naprawdę miał ochotę już tylko na jedno. Chciał dobrać się do swojej zabaweczki, pieprzyć ją, mocno… Nic innego już do niego nie dochodziło.
 - Beau nie żyje. – Ashley zaszlochała mu do słuchawki, a zaraz po tym znów wybuchła niekontrolowanym, głośnym płaczem, który wydawał mu się tak donośny, że zaczął obawiać się, czy nie usłyszy go sama Hope cały pieprzony pokój dalej.
 - Ech… Przykro mi – westchnął, starając się chyba brzmieć na zmartwionego, ale nie najlepiej mu to wychodziło. – Miał wypadek?
 - Nie… Policja mówi, że to było zabójstwo – wykrzyczała przez łzy, dopiero w tym momencie wzbudzając jego zainteresowanie. – Musisz powiedzieć Hope! – nalegała. Jasne. I stracić całą zabawę – zakpił w myślach..
 - Chyba nie jestem najlepszą osobą do takich… wiadomości – odparł poważnie. – Może po prostu zadzwoń później? – zaproponował. W pierwszym odruchu miał ochotę obiecać, że wszystko przekaże swojej siostrzyczce, a potem zwyczajnie zapomnieć o rozmowie i zachować tę informację dla siebie, ale nikt przecież nie uwierzyłby, że Hope nie chciała pojawić się na pogrzebie swojego najlepszego przyjaciela, więc nie miał innego wyjścia, jak tylko pozwolić jej się dowiedzieć. 
 - Proszę, Seth… Ja… Ja wciąż nie mogę w to uwierzyć, to do mnie nie dociera… Rozmawiałam z Beau jeszcze wczoraj, brzmiał tak normalnie… Boże, to straszne…  - Tak, tak. Nie rozklejaj się, tylko się rozłącz. – Jesteś tam?
 - Wybacz, ale muszę kończyć. Zadzwoń wieczorem, dobrze? Późnym wieczorem.
 - No, dobrze, ale…
 - Naprawdę bardzo mi przykro. Cześć. – Rozłączył się i natychmiast wyłączył telefon, na wypadek gdyby ktoś jeszcze miał ochotę przerwać mu jego zabawę, co było niemalże oczywiste, bo pewnie wszyscy będą chcieli dziś podzielić się z Hope tą tragiczną wiadomością. Wszyscy, poza nim samym.
         Wrócił do pokoju, spoglądając badawczo na Hope, ale ta wciąż była spokojna i rozpromieniona, więc nie mogła niczego słyszeć. Leżała całkiem naga, patrząc na niego uroczo i wyglądała tak bardzo zachęcająco…
 - Nie odbiera się telefonów w trakcie seksu. – Uśmiechnęła się do niego. – To świadczy o złym wychowaniu.
 - Nie byliśmy w trakcie… - odparł, powracając do przerwanego pocałunku. – Zaraz będziemy… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy