- Mam osiemnaście lat i nie mogę patrzeć na
siebie w lustrze. Wiesz, jakie to może być uczucie, Hope? Kiedy wpatruję się w
swoje odbicie dłużej niż dwie minuty, od razu wymiotuję. Dziewczyna w moim
wieku nie powinna czuć do siebie takiego wstrętu, to nie jest normalne, prawda?
Nie chodzi o to, że czuję się brzydka. Czuję się obrzydliwa. Muszę być
obrzydliwa, skoro mnie zostawił, rozumiesz? Bo jemu nie chodzi o wygląd. Mam
krzywe nogi, a on nigdy tego nie zauważył. Tylko moja sztuczna opalenizna mu
przeszkadzała. Przy nim przestałam chodzić na solarium i smarować się tymi
wszystkimi kremami, ale kiedy mnie rzucił, zaczęłam opalać się jak szalona.
Siedziałam później godzinami w wannie i ścierałam z siebie skórę pumeksem, aż
znalazł mnie mój ojciec i zawiózł do szpitala, a potem na policję. Myślał, że
mnie zgwałcili, widział to na filmach. Ale ja nauczyłam się już trzymać język
za zębami na widok psiego munduru.
Nienawidzę mówić o Secie. Rozmawiałaś o nim kiedyś? Ja
gadałam wcześniej z Lacey, bo ona zna mój ból. Też była jego lalką, ale to było
dawno. Co się tak dziwisz? Niesamowite, nie? To jedyna dziewczyna, z którą Seth
się przyjaźni, ale kiedyś też patrzył na nią z tym brakiem szacunku, jakim
obarcza nas - swoje zabawki. Dla niej był o wiele gorszy, to było lata temu.
Lacey powiedziała mi, że mam cholerne szczęście i ja teraz mogę powiedzieć to
tobie, bo Seth dorośleje i staje się coraz łagodniejszy dla swoich kobiet,
wiesz? Przez cały ten czas, kiedy bawił się Lacey, a trwało to długo, prawie
rok, ani razu jej nie pocałował, wyobrażasz to sobie? Pieprzył ją, a potem
odwracał się na drugi bok i zasypiał, albo wychodził do innej. Ile razy chciała
musnąć jego usta, dostawała w twarz. Przestań tak głupio wytrzeszczać oczy,
wyglądasz z tym śmiesznie. Masz ładny kolor tęczówek... Moje są szare, prawda?
Kiedyś były niebieskie, ale nigdy nie takie jak twoje. W twoich można się
zatracić. Tak, każda kolejna lalka Setha jest ładniejsza niż poprzednia. Albo
może stajemy się brzydkie dopiero wtedy, gdy nas porzuca...
My nie możemy narzekać, Hope. Rany, ale masz głupie imię...
Seth i nadzieja to najśmieszniejsze połączenie, jakie można by było sobie
wyobrazić. Na twoim miejscu nienawidziłabym swoich rodziców za to, że tak mnie
nazwali. O czym mówiłam? Ach tak, mamy szczęście. Przytula cię czasem, prawda?
Mnie też przytulał. I przychodził do mnie za każdym razem, gdy się nudził.
Czasem gadaliśmy o wszystkim, choć nie rozumiałam połowy z tego, co do mnie
mówił. Wyśmiewał się, że jestem głupia, choć sam skończył szkołę jedynie na
przekrętach. A może faktycznie ma coś w głowie? To jedyny facet w całym Basin
City, którego widziałam z książką w ręku i to nawet często. Nie rozpoznawałam
tytułów ani autorów, a kiedy pytałam, o czym to, zawsze mówił, że i tak nie
zrozumiem, zresztą miał rację, bo ilekroć zasypiał rozłożony na moim łóżku,
sięgałam po te jego śmieszne lektury i faktycznie nie wiedziałam, o co chodzi,
ale może to dlatego, że zaczynałam od środka, a niewiele da się zrozumieć od
środka, co nie? Za to często oglądał ze mną filmy. Jeśli akurat nie byliśmy w
łóżku, kładliśmy się na kanapie i włączaliśmy coś na DVD. Lacey nie może tego
powiedzieć, z nią tylko się pieprzył, gdy miał ochotę. Seth nie lubi komedii,
więc musieliśmy oglądać to, co on chciał. Rzadko coś mnie z tego zaciekawiło,
ale i tak się zgadzałam, bo wtedy nic nie mówił i był taki spokojny... Czasem
nawet otaczał mnie ramieniem albo pozwalał mi się na sobie położyć. I często
zasypiał, bo rzadko spał nocami. słuchanie jego oddechu odprężało mnie. Czasem
jeszcze włączam sobie tych kilka filmów, które zostawił w moim domu i oglądam
je sama, choć zawsze mam potem koszmary. Nauczyłam się przy nim być straszną
masochistką i taką mam po Sethcie pamiątkę. Zapomniał też u mnie jednej ze
swoich książek, jak chcesz, to potem ci ją dam, może ty dostrzeżesz w niej
cokolwiek, co może się podobać. Mówił, że jesteś mądra.
Nie zawsze było tak słodko, ale fakt – czasem całymi
tygodniami zachowywaliśmy się jak normalna para. Musiałam tylko nauczyć się, by
słyszeć i widzieć jedynie to, co on chce, a na inne rzeczy przymykać oko.
Wiesz, że jego sypialnia znajduje się dokładnie za tą ścianą? To odbicie
lustrzane mojego pokoju, jest równie mała, a ściany też są białe, ale nie ma na
nich zdjęć, tylko ślady zagaszanych papierosów i odpadający tynk. Czasami
wychodził ode mnie rano, a wieczorem słyszałam przez tę ścianę jak pieprzy tam
jakąś panienkę. Za pierwszym razem zabolało, ale później to zrozumiałam. To nie
zdrada, prawda Hope? Bo przy nich on jest inny. To mechaniczny akt,
zaspokojenie żądzy, nic więcej. Mężczyźni już tacy są. Słyszałam piski tych
dziewczyn tylko przez chwilę, a potem odliczałam do tysiąca i z korytarza
dobiegał mnie trzask drzwi. Z nami jest inaczej. Z nami się bawi, droczy,
doprowadza nas na skraj szaleństwa, ale to dla niego świetna rozrywka, nie
tylko jakaś wewnętrzna chuć. Pewnie dlatego Lacey jest taka wściekła, bo z nią
zabawiał się jak z tymi wszystkimi dziwkami teraz. Powiedz, spróbowałaś kiedyś
wypomnieć mu którąś, czy jeszcze byś się na to nie odważyła? Jak tak na ciebie
patrzę, to chyba nie masz w sobie zbyt wiele odwagi...
Czy się go boję? Jasne, a ty nie? Daj spokój, Hope, przecież
nie możesz być taka głupia... A może raczej zaślepiona? Ile czasu się znacie,
miesiąc, dwa? Może jeszcze nie pokazał ci, do czego jest zdolny? Myślisz, że tak, a ja sądzę, że nie masz o
tym pojęcia. Wystarczy na ciebie spojrzeć. Skóra bez siniaków, twarz prawie
niepokryta makijażem... Nie musisz się jeszcze maskować. Masz tylko te
bransoletki... Głupio się łudzisz, jeśli sądzisz, że ktokolwiek tutaj uzna, że
to wyłącznie ozdoba. Seth ma bardzo mocny uścisk, prawda? I uwielbia nad nami
panować. Nie chce, żebyśmy się poruszały, a czasem nie sposób tak spokojnie
znosić jego dotyku, bo on parzy. Ty pewnie myślisz, że to tak tylko w
przenośni, nie? Znowu wytrzeszczasz oczy. Tak, wiem co to przenośnia, nie
jestem aż tak głupia, jak mówi Seth. Chcesz coś zobaczyć? To patrz. No spójrz
tylko!
Blondynka podwinęła swoją bluzkę, a Hope zamarła
momentalnie, patrząc na zapadnięty brzuch niemal w całości pokryty bliznami,
śladami po naprawdę głębokich cięciach, ułożonymi w kilka prostych linii i
przecinającymi się nad paskiem spódnicy.
– To nie była kara, to tylko kaprys.
Związał moje ręce, położył na łóżku i jeździł po moim brzuchu nożem, cały czas
przyglądając się jak płaczę. Uspokajał mnie przy tym, prosił, żebym się nie
ruszała, bo przypadkiem może wbić ostrze w żołądek, wątrobę, albo przebić się
przez żebra. Na plecach też takie mam, chcesz zobaczyć? Na początku Seth wydaje
się taki niewinny, prawda? Znaczy, nie zrozum mnie źle. Od razu wiedziałam, że
jest silny, brutalny, ale tak jak ty łudziłam się, że nie jest zdolny, by mnie
skrzywdzić. To potrwa jeszcze trochę, ale skończy się równie szybko, jak zaczął
nazywać cię swoją zabawką. On mnie bił, Hope. Nie jak dziewczynę, nawet nie jak
faceta, tłukł mnie jak worek treningowy! Próbowałam wszystkiego, żeby się od
niego uwolnić... Raz poszłam nawet na policję i zrobiłam obdukcję, ale to co
stało się później... Zamknęli go. Siedział w areszcie... przez jakiś czas. Nie
wiedziałam, kiedy go wypuścili. – Głos Ann załamał się i szybko zamienił
szloch, ale dziewczyna nie przestawała mówić, z trudem łapiąc powietrze w
przerwach pomiędzy słowami. – Oddał mnie kumplom. Dosłownie, oddał, nie każ mi
wyjaśniać, co to znaczy. Mówił, że nie potrzebuje zabawki, która pakuje go w
kłopoty, że mogą mnie sobie wziąć... Więc wzięli. A kiedy skończyli, przegonił
ich i mnie przytulił. Nie poruszałam się, nie pamiętam nawet, żebym oddychała, ale
słowa, które wtedy do mnie mówił po dziś dzień mi się śnią... Sypiam zresztą
bardzo słabo, za to wystarczy, że zamknę oczy i już... One już są.
- Ann, tak mi przykro – Teraz to Hope
wyciągnęła do niej swoje ramiona, a malutka blondynka, która teraz wydawała się
jeszcze bardziej krucha niż była na co dzień, niemal rzuciła się w nie całkiem
ufnie, głośno szlochając i z trudem łapiąc powietrze, którego najwyraźniej jej
brakowało. Wtulona w ciało dziewczyny szeptała coś jeszcze niezrozumiale, po
czym odsunęła się od brunetki na długość swoich chudych, zmęczonych rąk i
spojrzała jej prosto w błękitne oczy.
– Uciekaj od niego – szepnęła blondynka,
wciąż drżącym, ale poważnym głosem. – Ukryj się gdzieś. Chociaż spróbuj...
– On nigdy nic mi nie zrobił, Ann. Znaczy,
nic takiego...
– Widzisz to?! – Blondynka wyciągnęła
obydwie dłonie, pokazując ich wierzchnią stronę. – To ślady po szkle –
wyjaśniła, kiedy Hope spuściła na nie wzrok. Blizny były wypukłe i żywo różowe.
Z pewnością oszpeciły jej skórę już na zawsze. – Identyczne mam pod biustem,
wyglądają, jakbym kiedyś włożyła w nie implanty... Jak mam ci jeszcze
udowodnić, że to, co mówię, to nie jest mój cholerny wymysł?!
- Nie mówię, że kłamiesz... Po prostu...
– Od Setha nie da się uwolnić, wiesz?
Teraz nie ma go przy mnie, ale jest w każdym z moich koszmarów... Kiedy go
widzę, ciarki przechodzą mi po tych cholernych, pociętych plecach! Nigdy już
nie będę taka ładna jak byłam, te ślady pozostaną do końca życia. Ludzie będą
pytać, a ja za każdym razem na nowo przypomnę sobie zadany przez niego ból...
Pozostaną wspomnienia, tak samo, jak zostanie on... Chwilowo jest
zainteresowany swoją nową zabawką, ale Seth bardzo szybko się nudzi. Wtedy może
sobie o mnie przypomnieć, może wrócić i zabrać to, co do niego należy... Bo
kiedy raz wpadniesz mu w oko, do końca życia jesteś skazana na jego
towarzystwo. Dosłownie, do końca życia, Hope. Jeśli się mu sprzeciwisz, to
poderżnie ci gardło!
- Chcesz powiedzieć, że...
- ...Że którąś z nas zabił?! Hope,
poważnie. Ile z jego lalek znasz? O ilu słyszałaś? Zapewne poznałaś Jordan,
teraz jeszcze mnie, a ja powiedziałam ci o Lacey, ale ona była jego lalką
naprawdę dawno, to już się skończyło. Za to jej młodsza siostra, ta Jordan...
Ona nigdy nie była nią naprawdę. Seth bawi się nią tylko od czasu do czasu, dla
przyjemności ich obojga. Mnie zostawił niedawno, byłam jego zabawką przez kilka
miesięcy... i co? Myślisz, że przez ten cały czas pomiędzy Lacey a mną nikogo
nie było? To możliwe, żeby przez tyle lat miał tylko nas? A może po prostu
oszczędził Lacey, bo okazała się równie silna co niejeden facet, Jordan przez
szacunek do jej brata, a mnie, bo jeszcze nie przyszedł na mnie czas?
- Nie! W to nie uwierzę! Seth może jest
psychopatą, jest szalony, ale nie jest mordercą, do jasnej cholery! Tym
bardziej jakimś seryjnym zabójcą! To bzdura, słyszysz?! Sama musisz zdawać
sobie z tego sprawę!
- Wiesz Hope, obyś nigdy nie musiała się
o tym przekonać...
Bo ja będę następna w kolejce.
* * *
Kiedy wróciła do domu, od razu zatrzasnęła
za sobą drzwi i nie zapalając światła przeszła do salonu, by jeszcze w kurtce i
butach wpakować się do łóżka, zakryć grubą kołdrą i siedzieć tak w bezruchu,
wpatrzona w ścianę, której nie widziała. Była przerażona. Od momentu, kiedy
wyszła z mieszkania Ann, nie myślała zupełnie o niczym, gnała jedynie przed
siebie, starając się unikać ludzkich spojrzeń i zaczepek. Prawie biegła,
instynktownie starając się unikać najciemniejszych uliczek. Miasto pełne było
podchmielonych nastolatków, głośnych, brutalnych, odpychających ludzi. Gdy
dotarła pod odpowiedni blok, nie poczuła wcale ulgi. Jak najprędzej pokonała
jeszcze schody, by z oczami pełnymi łez w jakiś sposób uporać się z zamkiem
wejściowych drzwi. Ku jej uciesze mieszkanie wciąż stało puste. Gdyby musiała
tłumaczyć się teraz przed Sethem dokąd wyszła, to skończyłoby się pewnie
katastrofą...
Trzęsącymi się dłońmi sięgnęła po
paczkę papierosów leżącą nieopodal i wypaliła kilka w błyskawicznym tempie,
rzucając popiół na pościel i zagaszając niedopałki o blat stołu. Zupełnie nie
interesowało jej już, że nie jest u siebie, że to czyjś dom i Chris będzie
pewnie niepocieszony znajdując w nim rano taki bałagan. Wiedział w końcu na co
się pisze, przyjmując ich pod swój dach – Seth był chodzącym zniszczeniem, dlaczego
ona miała się zachowywać? I tak prawdopodobnie skończy niedługo z pociętym
ciałem jak Ann, a czy to będzie dzieło Chrisa czy Setha... co za różnica?
Złapała się na tym, że wszystko jej już
jedno. Nie obchodziło jej, czy brunet zaraz wróci, czy będzie zły, że wyszła,
czy w ogóle to odkryje... To nie miało znaczenia. Hope mogła w tej chwili
dzwonić po taksówkę i pakować swoje rzeczy. Ale po co? Dokąd ucieknie, do
matki? Seth znajdzie ją w kilka godzin i zawlecze, gdzie będzie chciał. Jeśli
jest taki, jak mówiła Ann, nie będzie miał skrupułów, by ją jeszcze porządnie
za to stłuc, a jeśli nie jest... to jaki sens ma w ogóle taka ucieczka?
Minuty mijały coraz szybciej,
zmieniając się w kwadranse i godziny. Kiedy spojrzała na zegarek, była już
druga w nocy, ale jej wcale nie chciało się spać. Wstała tylko ze swojego
miejsca i zaświeciła stojącą nieopodal lampkę, by przy jej mdłym świetle
zgarnąć z pościeli szary proszek, który tam pozostawiła, po czym poszła po
szmatkę i zaczęła czyścić przypalony stół. Miała przy tym tak obojętny wyraz
twarzy, że kiedy Chris zastał ją na klęczkach, szorującą blat z wyjątkową
dokładnością, przez chwilę miał wrażenie, że jest zwyczajnie naćpana albo
lunatykuje. Podszedł do niej ostrożnie, zdziwiony, że dziewczyna nawet nie zwróciła
na niego uwagi i powoli położył dłoń na jej chudym ramieniu. Wzdrygnęła się tak
gwałtownie, że cały popiół, który zamiotła na swoją dłoń i ściskała w garści na
nowo rozsypał się po posadzce i odskoczyła od niego natychmiast, patrząc na
chłopaka wytrzeszczonymi oczami, jak gdyby w ogóle go nie poznawała.
– Kurwa, Hope... wszystko w porządku? –
zapytał, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jaka będzie jej odpowiedź, ale
dziewczyna nawet się nie poruszyła, tylko patrzyła na niego nie mrugając, jak
gdyby zastanawiała się, co ma robić. – Brałaś tabletki z górnej szafki w
kuchni? – Tym razem brunetka pokręciła przecząco głową. – Dzięki Bogu. Więc co
się stało?
- Miałam... koszmarny sen. Musiałam
wstać i zacząć coś robić... Nie słyszałam jak wszedłeś, przestraszyłeś mnie –
odparła w końcu, teraz spokojnym już głosem, powoli, z jego pomocą, zbierając
się z podłogi.
– Cóż, teraz jestem już z tobą, więc nie
musisz się niczego obawiać. – Uśmiechnął się głupio, co Hope starała się
odwzajemnić, ale zamiast tego wyszedł jej jedynie jakiś smutny grymas. Pomimo
wszystko, blondyn nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele ma racji. Przy nim
czuła się odrobinę lepiej, bezpieczniej... Miała wrażenie, że nawet mimo swojej
długoletniej przyjaźni z Sethem, Chris w razie czego stanie w jej obronie. Może
nawet nie ze względu na nią, ale żeby uchronić przyjaciela przed
konsekwencjami. Motywy zresztą zupełnie jej nie interesowały. Nie chciała
skończyć z bliznami, które widziała u Ann. Nie mogła wyobrazić sobie, jak
mogłaby żyć, gdyby koledzy Setha... tak po prostu...
Kiedy po raz kolejny o tym pomyślała,
przyszło jej na myśl, że „koledzy Setha” to przecież także, jeśli nie przede
wszystkim, Chris. Chris, którego miała teraz o krok od siebie, z którym była
sam na sam. Musiała go o to zapytać. Potrzebowała potwierdzenia...
– Chcesz się czegoś napić? – zapytał,
delikatnie odsuwając od niej swoje dłonie, jakby chcąc się jeszcze na sto
procent upewnić, że nie upadnie, kiedy tylko ją puści.
– Zależy co masz na myśli... – odparła.
– Przyniosłem kilka piw. Miały być dla
mnie na rano, ale jeśli chcesz, możemy otworzyć je teraz.
– Ech, Chris... Co się do cholery stało,
że w ogóle zadajesz się z Sethem? – spytała, nie mogąc uwierzyć, że ktoś tak
cudowny w ogóle utrzymuje kontakt z takim potworem, a co dopiero się z nim
przyjaźni. Chris jednak jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko.
– A ty? – odpowiedział pytaniem, ale
doskonale wiedząc, że nie da się na nie odpowiedzieć, od razu poszedł do
przedpokoju, gdzie zostawił swoje zakupy i chwilę później podał jedną z butelek
koleżance. – Hope... Nie, żebym chciał się czepiać, ale lepiej zdejmij buty i
kurtkę, jeśli chcesz powiedzieć Sethowi to samo co mi, kiedy wróci. W życiu ci
nie uwierzy, że spałaś w tym stroju.
– Cholera... – szepnęła do siebie,
szybko zabierając się za rozbieranie. – Nie będziesz pytał, prawda? Proszę.
– Nie moja sprawa. Ale jeśli dowiem się,
że robisz cokolwiek, co mogłoby zaszkodzić Sethowi, będę musiał mu o tym
powiedzieć.
– Nic z tych rzeczy, Chris – odparła
pewnie. – Nawet bym się nie odważyła. Wiesz... jego groźby... brzmią całkiem
poważnie. – Zamilkła na moment, zastanawiając się jeszcze po cichu, czy aby na
pewno warto rozwijać ten temat już dzisiaj, ale druga taka okazja mogła się
szybko nie nadarzyć. Blondyn był trochę nietrzeźwy, w dobrym humorze, a poza
tym w pobliżu nie było Setha... Najczęściej mężczyźni wychodzili z domu razem i
rzadko Hope zdarzały się sytuacje takie, jak ta. – Wiesz, kiedyś wspominał coś
o swoich byłych lalkach... Ostrzegał, żebym nie przeginała, bo potraktuje mnie
tak jak tamte – skłamała, a Chris milczał, więc nie pozostało jej nic innego
jak ciągnąć temat do końca. – Niektórymi „karami” naprawdę mnie wystraszył...
Jedną dziewczynę podobno pozwolił zgwałcić swoim kumplom, bo sprzedała go
policji. To prawda? – spytała wprost, ale blondyn jedynie się uśmiechnął, a
kiedy już miała spytać, co to oznacza, z korytarza dobiegł ich jakiś huk i
chwilę później otworzyły się drzwi wejściowe.
– Seth? – spytał głośno chłopak, zupełnie
niepotrzebnie.
– A ilu osobom jeszcze rozdajesz klucze,
debilu? – odparł brunet, wyraźnie w dobrym humorze, wchodząc zaraz do pokoju i
od razu wypełniając go wonią alkohol i drogiego tytoniu.
– Słyszałem, że urządzasz sobie jakieś
orgie i to beze mnie. Następnym razem bądź łaskaw mnie zawiadomić...
– O czym ty w ogóle gadasz? – zaśmiał
się, ale nie czekał na odpowiedź. – Lalko, ty jeszcze nie w łóżku? – Chwiejnym
krokiem skierował się prosto do niej, przysiadając się tuż obok i od razu
przyciągając dziewczynę do siebie, zamykając ją w uścisku, z którego nie była w
stanie się oswobodzić. Chris niemal natychmiast odłożył swoje piwo na stolik i
wstał z miejsca, kierując się w stronę drzwi. Najwyraźniej nie miał zamiaru
gapić się na nich ani chwilę dłużej i bełkocząc pod nosem, że idzie pod
prysznic, zmył się prędzej, niż Hope zdążyłaby go zatrzymać. Dziewczyna
siedziała sztywno, starając się nawet nie poruszać, kiedy twarde wargi
mężczyzny odnalazły odkryty kawałek kobiecego ramienia i złożyły na nim bolesny
pocałunek. Nic nie powiedziała, prosząc w myślach, by jak najprędzej się od
niej odsunął. Był strasznie pijany, znajdował się w stanie, w którym większość
ludzi traci już panowanie nad swoim ciałem, ale jakby na złość wciąż trzymał ją
pewnie i mocno. Nim się spostrzegła, leżała już na kanapie, a on przytrzymywał
jej dłonie, powoli zbliżając usta do jej warg.
– Nie chcę, Seth, odsuń się... –
wyszeptała gniewnie, ale on jakby nic sobie z tego nie zrobił. Dopiero kiedy
nie odwzajemniała pocałunku, podniósł głowę i spojrzał na nią zdziwiony.
Zobaczył złość w niebieskich tęczówkach, ale nie miał zamiaru pozwolić jej nim
dyrygować. Zrezygnował z pocałunku, ale jedną z dłoni przeniósł na jej bluzkę,
odchylając ją tak mocno, by prędko ujrzeć okryte jedynie stanikiem piersi. –
Puść mnie!
Dziewczyna szarpnęła się gwałtownie,
więc przytrzymał ją jeszcze mocniej, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak
mocno wbija palce w jej chude nadgarstki. Zauważył, że sprawia jej ból dopiero,
kiedy dziewczyna wierzgała już i jęczała głośno bynajmniej nie z przyjemności,
wykrzywiając się wyraźnie. Nie miał pojęcia o co jej chodzi, ale wyglądała na
przerażoną. Wbrew temu, co podpowiadał płynący w jego żyłach alkohol, spojrzał
jej w oczy, starając się nie zwracać uwagi na siniaki, które z pewnością będzie
miał na nogach przez jej dzikie kopnięcia.
– O co ci chodzi, lalko? – zapytał
spokojnie, choć w jego oczach wyraźnie dało się już dostrzec czającą się tam
złość.
– O nic, po prostu nie chcę! – krzyknęła
wystarczająco głośno, by w razie czego usłyszał ją nawet Chris, choć lejąca się
z prysznica woda z pewnością zagłuszała mu odgłosy dobiegające z sąsiedniego
pokoju.
– Posłuchaj, cały wieczór kręciło się
przy mnie tyle pięknych, o wiele lepszych niż ty panienek, że nawet sobie tego
nie wyobrażasz, ale wróciłem grzecznie tutaj, nawet ich nie dotykając. Tym mi
się za to odpłacasz?
- Mam gdzieś twoje panienki! – warknęła.
– Puszczaj mnie!
- Niewdzięczna szmata!
W końcu ją uwolnił, a raczej rzucił jej
ciałem tak mocno, że spadła z kanapy, z impetem uderzając plecami o ścianę.
Syknęła w bólu, kuląc się na podłodze, przez moment nie mogąc nawet złapać
oddechu. Spojrzał na nią z góry, prawdopodobnie sam odrobinę zaskoczony siłą,
której użył, ale nim zdążył powiedzieć choć słowo, lalka rzuciła się na niego,
z całej siły uderzając go w twarz. Wiedziała, że ma tylko moment, nim mężczyzna
się opanuje i doskonale go wykorzystała. Zacisnęła pięść dokładnie tak, jak
kiedyś nauczył ją przez własną złośliwość i trafiła w ten sam policzek, który
bolał go do teraz po bójce z Alexem czy którymś z jemu podobnych... Wstała
zaraz potem, odsuwając się na bezpieczną odległość w razie, gdyby chciał jej
oddać, ale Seth jedynie złapał się za twarz, nawet na nią nie patrząc. W tym
momencie zrozumiała co zrobiła i miała wrażenie, że to było zbyt wiele... Nie
powinna celować w to miejsce, nie tak mocno. Seth zupełnie nie spodziewał się
tego ciosu i musiał mocno go odczuć, bo nawet jej dłoń pulsowała bólem, a
przecież trzymała ją tym razem poprawnie zaciśniętą, była tego prawie pewna.
Kiedy brunet przez chwilę nawet się nie poruszał, podeszła z powrotem do niego
i nachyliła się nad siedzącym na łóżku mężczyzną, chcąc dojrzeć jego twarz.
– Seth, ja nie chciałam... – wyszeptała
już spokojnie, kiedy nagle przeszył ją morderczym spojrzeniem. Nim zdążyła
odskoczyć, złapał mocno jej nadgarstek i podniósł się na nogi, stając z
dziewczyną twarzą w twarz. Nie wyglądał na zadowolonego. Był wściekły, a
alkohol buzujący w nim od środka tylko podwajał jego stan. Hope modliła się
cicho, żeby Chris jak najszybciej wyszedł z łazienki, inaczej będzie już tylko
zbierał jej zimne ciało z posadzki...
– Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?! Ile
razy trzeba ci powtórzyć, żebyś mnie nie wkurwiała, żebyś wbiła to sobie do tej
jebanej głowy?! – wrzasnął na nią tak głośno, że tylko skuliła się odrobinę,
nie będąc w stanie nawet spojrzeć mu w oczy. Ręka, za którą ją trzymał, bolała
coraz bardziej, a w dodatku obite żebra z minuty na minutę mocniej dawały o
sobie znać. – Myślisz, że skoro jestem dla ciebie miły, to możesz mnie, kurwo,
bezkarnie bić?! – Nie dał jej czasu na odpowiedź, tylko mocno złapał ją za kark
i przygwoździł do ściany, tym razem nie uderzając nią aż z taką siłą, ale i tak
bardzo wyraźnie to poczuła. Przydusił ją przy tym na tyle mocno, że od razu
zaczęła się krztusić, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. – Będziesz robić, co
ci każę, głupia suko, w końcu sama to uwielbiasz! Jeśli sądzisz, że zdziałasz
coś tymi małymi piąstkami, to mam dla ciebie wiadomość. Jeszcze raz ich użyjesz
i wylądujesz pod ziemią, słyszysz?! Odpowiadaj! – wrzasnął jej prosto w twarz,
ale widząc, że dziewczyna, choć usilnie się stara, nie jest w stanie wydusić z
siebie ani słowa, a jej twarz staje się coraz bardziej blada z powodu braku
powietrza, odsunął w końcu dłoń, po raz kolejny uderzając ciałem lalki w twardą
ścianę. Puścił ją, a kiedy zsunęła się na podłogę, odszedł i zaczął nerwowo
kręcić się po pokoju. – Kurwa!
- Skończyłeś już swoje przedstawienie? –
wydusiła wściekłe Hope, ocierając twarz z krwi, która z jakiegoś powodu
pojawiła się na jej wargach i powoli wstając z ziemi, podparta o stojący tuż
obok stół. Niewielka ilość czerwonej mazi pozostała na jej policzku. – No
dalej, może masz ochotę jeszcze mnie poturbować?! Tylko na tyle cię stać?! Nie bądź
śmieszny, na własne oczy widziałam twoje dzieło, doprawdy imponujące!
- O czym ty pierdolisz, Hope?!
- O Ann, skurwielu! Jak mogłeś jej to
zrobić?! Ma całe pocięte ciało, pokazała mi, do czego jesteś zdolny! Chcesz się
jeszcze dowartościować?! Pokazać, jaki to jesteś mocny, walcząc z dziewczyną?!
– warknęła gniewnie, chwytając stojącą tuż obok pustą butelkę i nawet nie
zastanawiając się nad tym, co robi, uderzyła nią w ścianę. Szkło rozprysło się
po pokoju, pozostawiając ostre końce na przyszłym narzędziu zbrodni. – Proszę!
– krzyknęła, wyciągając rozbitą butelkę przed siebie, w stronę Setha. – Weź to
i wbij mi gdzie chcesz! Najlepiej prosto w tętnicę, żebym nie musiała dłużej
oglądać twojej uśmiechniętej gęby!
- Na twoim miejscu uważałbym na słowa –
mruknął pod nosem, w sekundę wyrywając jej narzędzie z mocno zaciśniętej
piąstki i przyciskając dziewczynę z powrotem do ściany. – Chcesz zginąć?! –
warknął jej prosto w usta, a dziewczyna poczuła na swoim podbródku zimne, mokre
szkło. – Prędzej czy później i tak nałykałabyś się jakichś tabletek, albo
podcięła sobie żyły, bo jesteś za słaba na prawdziwe życie, słyszysz?!
- To, co tutaj zobaczyłam, to jakieś
kurewskie, patologiczne bagno, a nie prawdziwe życie – wydusiła, starając się
trzymać głowę jak najbardziej odchyloną w tył, by nawet nie dotykać ostrego
narzędzia, ale przy tym nie spuszczać wzroku z jego wściekłych oczu ani na
krótką chwilę. Wszystko już ją bolało. Seth przytrzymywał ją tak mocno, że nie
mogła się ruszać i tak strasznie parzył ją swoim alkoholowym oddechem, że
powoli robiło jej się niedobrze. Wyglądał przerażająco. Jak nie on. Dawno nie
widziała go w takim stanie, nawet kiedy się złościł...
– To patologiczne gówno to moje życie i
jesteś ostatnią osobą, która ma prawo je obrażać! Gdyby nie ty, głupia kurwo,
teraz ja oglądałbym pierdolone filmy na pierdolonej plaźmie ze zgrają moich
snobistycznych przyjaciół, a nie unikał ciosów przez całe, tak zwane,
dzieciństwo!
- Teraz to moja wina?! – krzyknęła
zdziwiona.
– Sheryl walczyłaby o mnie, gdyby nie
to, że dostała nowe dziecko, na dodatek grzeczne i ułożone! I tak się niestety
składa, że to ty byłaś tym dzieckiem!
- Nie wiedziałam nawet, że istniejesz! –
wrzasnęła, nie mogąc uwierzyć, że to dlatego tak jej nienawidzi... Ma jej za złe,
że zabrała mu matkę. Taka myśl wcześniej nawet nie wpadła jej do głowy.
– Twoje tłumaczenia akurat gówno mnie w
tym momencie obchodzą – syknął.
– Więc mnie zabij! Wiem już, o co ci
chodziło przez cały ten czas, mogę sobie spokojnie zginąć! No dawaj, wbijaj to
szkło! Mam ci, kurwa, pomóc?! – zapytała, z jakiegoś powodu pewna, że mężczyzna
tego nie zrobi i prędko uwolniła zza pleców rękę, której nie trzymał, by
chwycić za jego nadgarstek. – Zrobimy to razem? – Nie odpowiedział. – Daj mi
jeszcze ostatnie słowo. To, że zniknę, wcale nie oznacza, że odzyskasz matkę,
albo kogokolwiek innego. To nie ja jestem przeszkodą, tylko to, kim się stałeś.
Jesteś pierdolonym skurwielem, nawet jeśli udajesz miłego! Na pozór jesteś taki
czuły, inteligentny, zawsze wiesz co powiedzieć, kiedy się przytulić, a kiedy
sprowadzić panienkę do parteru. Myślisz, że jesteś lepszy niż wszyscy twoi
kumple, co?! To przecież banda niewykształconych dupków, którzy nie mają
wyjścia i muszą kraść albo zabijać, żeby się dowartościować, a dla ciebie to
tylko rozrywka, nie?! Dalej wierzysz w te swoje kłamstwa?! Bo ja na twoim
miejscu nawet nie mogłabym na siebie spojrzeć!
- Wiedziałem, że po alkoholu ludziom
rozwiązują się języki, ale ty już chyba mocno z tym przeholowałaś. – Jego
uśmiech był wyjątkowo złośliwy, a w oczach świeciło rozbawienie. Skrzywiła się,
kiedy złapał ją mocno za bok i zacieśnił uścisk, a ona w ostatniej chwili
powstrzymała się, by nie pochylić się i nie nabić na ostre szkło. – Chcesz
zginąć, a jęczysz przy odrobinie bólu. Śmieszna zabawka.
– Nie, Seth. To ty jesteś śmieszny.
Jesteś tak kurewsko śmieszny w tym co robisz... – W jej oczach zebrały się łzy,
które niemal natychmiast zauważył, a oddech jeszcze przyśpieszył.
– Więc dlaczego się we mnie zakochałaś?
– zapytał uśmiechając się złośliwie, kiedy nagle poczuł jak uścisk na jego
nadgarstku całkowicie zanika, a już po chwili rozbita butelka z jego dłoni
zniknęła, wyrwana jednym, sprawnym ruchem przez dziewczynę i rozbiła się na
podłodze gdzieś przy wyjściu do przedpokoju. Hope rozpłakała się jeszcze
mocniej, chlipiąc głośno, więc przytulił ją do siebie, czemu nawet się nie
opierała. Zacieśniła przy tym uścisk na jego karku z taką siłą, że przez chwilę
sam nie był do końca pewien, czy nie chce go zwyczajnie zadusić, ale jej głośny
szloch raczej na to nie wskazywał.
– Któreś z was ma to jutro posprzątać –
odezwał się nagle Chris, stając w progu ze srogą miną i sugestywnie spoglądając
raz na nich, a raz na rozbite w kącie pokoju szkło.
– Przepraszam... zaraz... zaraz to
zrobię – wyłkała Hope, odsuwając się od Setha.
– Daj spokój, idź do łóżka. Jutro to
ogarniesz. – Brunet złapał ją delikatnie za ramię, starając się powstrzymać
dziewczynę, ale ta wyrwała się gwałtownie.
– A ty mnie nie dotykaj i nie mów, co
mam robić! Już wystarczy! – warknęła, wychodząc do kuchni. Chris zamrugał
szybko, zaskoczony i spojrzał pytająco na Setha, który najwyraźniej nie miał
jednak zamiaru udzielić mu żadnych wyjaśnień.
– Co w nią wstąpiło? – spytał wprost, a
brunet tylko się uśmiechnął.
– Zaczyna ją to przerastać. Prędzej czy
później każda wpada w szał. A poza tym, będę musiał porozmawiać sobie z Ann...
– Że też chce ci się jeszcze w to
bawić...
– Nie chce, ale przestrzegam twoich
zasad, Chris. Żadnych trupów w tym mieszkaniu.
* * *
Beau nigdy nie przepadał za robieniem
ze zwykłych, codziennych czynności jakichś specjalnych rytuałów, ale ten
poranek był inny. Wstał około ósmej w wyjątkowo podłym nastroju i od razu
skierował się do kuchni, gdzie w szafce z przyprawami odnalazł charakterystyczny,
żółty słoiczek i wysypał z niego na stół kilka szarych tabletek. Ułożył je
równiutko w rzędzie, odliczając dokładnie pięć, po czym przyglądał się przez
chwilę swemu wątpliwie pięknemu dziełu, przy okazji zastanawiając się od której
strony zacząć. Wziął w końcu pierwszą od lewej i powoli ułożył na języku.
Rozkoszując się ohydnie gorzkim smakiem połknął w ten sposób jedną po drugiej i
usiadł na podłodze, długo patrząc w sufit w oczekiwaniu, ale nim cokolwiek
zaczęło się zmieniać, z letargu wyrwał go nagle długi, przeciągły dzwonek do
drzwi. Z początku nie chciał nawet się podnosić, będąc pewnym, że jeśli to nie
listonosz albo ktoś, komu wisi kasę, to pewnie któryś z jego dawnych kochanków,
który nagle nie ma gdzie przenocować po imprezie i przypomniał sobie akurat o
nim, ale dzwonienie i pukanie nie ustawało. Po chwili ktoś pojawił się przy
kuchennych drzwiach i zaczął spoglądać przez brudne okna, przez które z
pewnością dojrzał go rozłożonego na zimnych kafelkach. Beau powoli przeszedł do sypialni, mając
nadzieję, że gość się zniechęci, ale kiedy ubrał już pierwsze lepsze spodnie i
jakąś wygniecioną koszulkę, pukanie wciąż było tak samo głośne i wyraźne.
Wrócił do kuchennych drzwi i otworzył je już na wpół przytomny. Gdyby nie
przytrzymał się futryny, sekundę później leżałby pewnie na własnej wycieraczce,
ale widok mamy Hope prędko postawił go na nogi. Obok niej stał Nick, patrząc na
niego z założonymi na klatce piersiowej rękami i groźną powagą na twarzy.
Sheryl również wyglądała na zdenerwowaną.
– Dzień dobry, Beau – odezwała się w
końcu cicho. – Wybacz, że przyszliśmy tak wcześnie, ale to bardzo ważne.
Spałeś?
- Nie spał – odparł cierpko Nick,
doskonale znając ten nieobecny wyraz twarzy swojego przyjaciela. – Wpuść nas,
Beau. I sam też wtocz się jakoś do środka – westchnął, bez pozwolenia wsuwając
się przez otwarte drzwi i ramieniem podtrzymując przyjaciela, żeby nie upadł.
Benjamin potrzebował kilku chwil, żeby się pozbierać, ale już po chwili
przeszedł z gośćmi do salonu i usiadł tuż obok nich, nie do końca mogąc
zrozumieć, co tak właściwie oni oboje tutaj robią i skąd się znają. Od razu
wyczuwał jednak, że to nie wróży najlepiej. Na wpół zamroczonym umysłem starał
się jakoś ogarnąć pełne złości spojrzenia, ale ich postacie odrobinę dwoiły mu
się przed oczami, a głos rozmywał przy ostatnich sylabach. Musiał skupić się
naprawdę mocno, by w końcu zrozumieć, co mówi Nick.
– Wiesz, Beau, dzwoniłem do Hope już
kilkanaście razy, ale nigdy nie odebrała. Pomyślałem, że może wróciła już do
domu, więc tam poszedłem... Nie było jej, ale pani Sheryl była tak miła, że
zaprosiła mnie na kawę.
– Słodko... – mruknął tylko Beau, nie
mogąc patrzeć na ten oskarżycielski wyraz twarzy przyjaciela. Miał przecież się
odwalić od tej sprawy, po co miesza w to mamę Hope? To tylko przyniesie im
wszystkim kłopoty, Beau był tego więcej niż pewien. Gdyby nie pani Barlett,
która siedziała pomiędzy nimi, najchętniej rzuciłby się na Nicka z pięściami,
ale to tylko pogorszyłoby i tak beznadziejną już sprawę. Zamiast tego zapalił
papierosa, starając się skupić, co wcale nie było takie proste.
– Trochę porozmawialiśmy o całej tej
sprawie i okazało się, że mnie okłamałeś, Beau – kontynuował. – Seth naprawdę
jest bratem Hope.
– Przyszywanym – poprawił go
czarnowłosy, jak gdyby miało to teraz jakieś znaczenie.
– Może i przyszywanym, ale bratem! Więc
jak to możliwe, że... Cholera, oni się całowali! Przy mnie!
- Beau, bardzo cię proszę, wyjaśnij nam,
o co tu chodzi – wtrąciła się Sheryl, najwyraźniej nie będąc w stanie spokojnie
tego słuchać. – Ja nie mogę w to uwierzyć, ale Nick mówi, że oni mają romans,
że widział na własne oczy i... Boże, to niemożliwe. Jak mogłam niczego nie
zauważyć?! Przecież mieszkali pod moim dachem tyle czasu!
- No właśnie. – Beau wzruszył tylko
ramionami, starając się pozostać spokojnym, chociaż coś rozsadzało go już od
środka. – Gdyby coś między nimi było, pani musiałaby to zauważyć. Zresztą, co
to za bzdury. Nick ma wybujałą fantazję.
– Nie mam żadnej wybujałej fantazji,
Benjamin, widziałem na własne oczy jak wsadził jej język do ust! A ty mnie
okłamywałeś! Powiedziałeś, że on jest jej chłopakiem! Jeśli nic pomiędzy nimi
nie było, to po co kłamałeś?!
- Jesteś naiwny i robisz ludziom wodę z
mózgu, Nick. Teraz pani Barlett myśli sobie Bóg wie co przez twoją głupotę –
odpowiedział tylko, przecierając nieprzytomnie twarz, by na nich nie patrzeć. –
On nie całował jej naprawdę, kretynie!
- Przecież widziałem!
- Gówno widziałeś! Hope nie ma żadnego
romansu, po prostu Seth... Seth jest wrednym chujem, przepraszam za szczerość,
pani Barlett, i chciał zrobić ci na złość, więc się do niej przyssał! Tak,
pocałunek był prawdziwy, ale nie dlatego, że oni mają jakiś durny romans, tylko
dlatego, że Seth ma wszystko w dupie! – zakończył krzykiem, tym razem starając się
już wyłapać ich reakcje. Nie był pewien, czy którekolwiek przekonało się do
jego teorii, ale Sheryl wyglądała na chociaż minimalnie bardziej spokojną.
Prawdopodobnie chwyciłaby się każdej teorii, która tylko wybielałaby jej
ukochaną córkę.
– Więc po co broniłeś Hope, skoro jest
niewinna? Mogłeś od razu powiedzieć prawdę, Beau! – Nick nie dawał za wygraną i
nic dziwnego, ale Beau coraz bardziej miał ochotę naprawdę mocno go uderzyć i
nie potrafił pozbyć się tej myśli ilekroć na niego nie spojrzał.
– Nie broniłem Hope, tylko Setha, do
cholery. On mi się podoba... nic na to nie poradzę! Hope jest niewinna, nie
trzeba jej bronić, po prostu nie chciałem, żeby to on wyszedł na samolubnego
chama, bo ciągle mam jakąś tam nadzieję, że kiedyś... Ech, nieważne. Przepraszam,
pani Barlett, to naprawdę nie jest rozmowa, której powinna być pani świadkiem i
nie wybaczę Nickowi, że wciągnął w to panią przez swoje głupkowate urojenia!
– Ja... Ja już sama nie wiem w co mam
wierzyć, Beau – szepnęła zrezygnowana kobieta. – Wiem tylko tyle, że Hope
zniknęła razem z Sethem i mam wrażenie, że wbrew jej woli... Jestem prawie
pewna, że ona wcale nie chce tam z nim być.
– To zabawne, bo mi przynajmniej tysiąc
razy mówiła, jak stara się namówić Setha, żeby pokazał jej Basin City.
Twierdziła, że to bardzo pomoże jej na studiach, bo chciała pisać pracę akurat
na ten temat. – Kłamał jak z nut, właściwie będąc pewnym, że nic z tego nie
brzmi ani odrobinę wiarygodnie, ale pomimo wszystko miał nadzieję, że Sheryl
Barlett jest tak zdesperowana, że chwyci się każdej teorii, byle tylko nie
musieć znać prawdy. Było mu żal tej kobiety, bo już raz zmuszona była oglądać
upadek swojego dziecka i z pewnością nie chciała przechodzić tego po raz
kolejny. Sam na jej miejscu prawdopodobnie znalazły Hope i zamknął ją w pokoju
bez komputera, o chlebie i wodzie aż do momentu, kiedy skończy sześćdziesiątkę,
ale co on tam wiedział... Nie był rodzicem i – na całe szczęście – nigdy nie
dane mu było nim zostać.
– Ja nic już z tego nie rozumiem.
– A ja w nic z tego co mówisz nie
wierzę! – wtrącił się ponownie szatyn.
– Tak? Za to ja jestem po nieprzespanej
nocy i przysięgam, że jeśli jeszcze raz podniesiesz głos, Nick, to pójdziemy do
kuchni i powiem ci to, czego przy kobietach nie wypada!
- Nie jesteś niewyspany tylko naćpany w
trzy dupy!
- Wynoś się, Nick. Powiedziałeś, co
miałeś powiedzieć, a teraz wynocha z mojego domu i nie chcę cię tu więcej
widzieć!
- Nie wierzę w to, co się z tobą stało,
naprawdę...
– Wypad – syknął dobitnie, a Nick nie
miał już ochoty dłużej się z nim kłócić. Podniósł się ze swojego miejsca, ale
zanim zdążył się pożegnać, Sheryl wstała zaraz za nim i zabrała z siedzenia
obok swoją torebkę.
– W takim razie obydwoje już pójdziemy,
Beau, prześpij się. Mam tylko do ciebie jedną prośbę.
– Co tylko pani zechce, pani Barlett.
– Jeśli skontaktujesz się z Hope, poproś
ją, żeby do mnie zadzwoniła. Właściwie, jeśli nie dostanę od niej telefonu do
jutra, do wieczora, zawiadamiam policję o jej zaginięciu. To mnie przerasta i
dopóki nie będę pewna, że jest
bezpieczna, nie będę mogła być spokojnie zasnąć.
– Jasne, rozumiem. Zrobię co w mojej
mocy... A teraz, jeśli pozwolicie...
– Do widzenia, Beau. Mam nadzieję, że
mnie nie okłamujesz. Ze względu na te wszystkie lata...
– Hope do pani zadzwoni, przypilnuję
tego. Pa, Nick. Szkoda, że tak to zakończyłeś.
– Odezwę się do ciebie – szatyn obejrzał
się przez ramię, ale Beau już na niego nie spojrzał.
– Nawet nie próbuj....
Westchnął ciężko, zatrzaskując za nimi
drzwi, ale już w sekundę później niemal biegiem skierował się do sypialni by
odnaleźć w pościeli rzucony niedbale telefon. Ta krótka, nawet nie
dziesięciominutowa wizyta zdenerwowała go tak bardzo, że musiał się na kimś
wyżyć i to szybko, a wybór ofiary w tym przypadku był oczywisty. Skoro Hope tak
bardzo namieszała, to czas najwyższy wysłuchać, co ona ma na ten temat do
powiedzenia. Dotychczas wolał nie poruszać przy niej tematu Setha, choć już od
dawna domyślał się, że łączy ich coś więcej niż zwykła, koleżeńska więź, ale
ponieważ ani Ashley, ani nikt inny, jak choćby Sheryl, tego nie zauważali, nie
czuł potrzeby, by w to wnikać. W końcu, gdyby chciała, sama by mu powiedziała,
a nie chciał jej niepotrzebnie zawstydzać. Teraz jednak nie miał wyboru.
Znalazł telefon, wpisał z pamięci jej numer i długo wyczekiwał, wsłuchując się
w krótkie, przerywane sygnały.
– Połączenie
zostało przekierowane do automatycznego systemu połączeń głosowych. Proszę
zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału.
– Odbierz telefon!
Czuł, że serce w jego piersi stara się
przebić przez żebra, ale na to nie mogły pomóc nawet tabletki uspokajające.
Wiedział, że połknie ich całą masę, kiedy tylko odłoży słuchawkę, żeby tylko
wyspać się w końcu i zapomnieć o minionym poranku, ale póki co musiał być
chociaż po części przytomny, żeby powiedzieć Hope co o tym wszystkim myśli. A
może lepiej przejść się później do jakiegoś baru? Rano z pewnością nie ma tam
zbyt wielu ludzi, ale zawsze jest alkohol i barmani – jego prywatni
psychoterapeuci, niektórzy nawet całkiem przystojni. Dlaczego nie? W głowie
kręciło mu się nawet bez pomocy drinków, gdyby jeszcze się napił, mógłby wpaść
w całkiem ciekawy nastrój...
– Odbierz telefon.
Hope należał się porządny
opierdol. Chrzanić jej matkę, chrzanić Nicka i Ashley, chrzanić wszystkich znajomych
z uczelni, ale zostawiła jego, swojego jedynego, najwierniejszego przyjaciela,
który prędzej dałby się pokroić niż pozwoliłby ją oczerniać, jakiejkolwiek
decyzji by nie podjęła. Bo on akurat był pewien, że związek z Sethem to tylko i
wyłącznie jej decyzja, a skoro miała na to ochotę – proszę bardzo. Kim był on,
żeby to oceniać? Ile razy sam nasłuchał się od obcych ludzi, jak powinien się
zachowywać, jak ubierać i kogo kochać, żeby nie wiedzieć, że takimi radami to
można sobie co najwyżej tyłek...
Coś się zmieniło. W słuchawce nikt się
nie odezwał, ale sygnał się urwał i z oddali wyraźnie słychać było jakieś
szumy. Hope odebrała.
– Hope?! Dziewczyno, masz przejebane!
- Cześć Beau. – Głos dobiegający z
telefonu bynajmniej nie należał do brunetki, był męski, niski i aż nazbyt
chłopakowi znajomy. Zatrzymał się na moment, pytając samego siebie, czy nie
wybrał z nerwów nieodpowiedniego numeru, ale już po chwili przypomniało mu się,
że przecież nie zna nawet numeru Setha i to byłoby całkowicie niemożliwe.
– Daj mi Hope – zażądał natychmiast.
– Nie mogę.
– Co z nią?! Jeśli coś jej zrobiłeś...
– Zabiłem i poćwiartowałem. Trochę mi
teraz głupio, więc dobrze, że dzwonisz, będę się miał komu wyspowiadać.
– Daj mi Hope do telefonu.
– Nie mogę, śpi. Poza tym byłaby
zdziwiona, dlaczego dzwonisz do mnie, a nie do niej.
– Dzwoniłem do niej! – zaprzeczył, dla
pewności spoglądając jeszcze na ekran telefonu.
– Nieistotne. Czego chcesz?
- Hope nie odzywa się do matki odkąd
wyjechaliście. Sheryl wariuje, chce zawiadomić psy, jeśli ona nie zadzwoni do
jutra! Lepiej każ jej się z nią skontaktować, inaczej będziecie mieć gliny na
karku!
- Po co mi to mówisz? Nie jesteś
raczej... po ich stronie? – spytał rozbawiony.
– Jestem po stronie Hope. I chcę z nią
rozmawiać, teraz!
- Nie teraz. Mówiłem, że śpi. Zadzwoni
do ciebie jeszcze dzisiaj, masz moje słowo.
– Skąd mam wiedzieć, że jest coś warte?
- Zaufaj mi. Skoro Hope potrafiła, to ty
też możesz.
– A powiesz jej, żeby zadzwoniła do
matki? – dopytywał jeszcze, choć rozmowa z Sethem wcale mu w tym momencie nie
pasowała. Nie miał jednak wyboru, jeśli chciał uratować przyjaciółkę przed
policją, musiał nakłonić go do współpracy. Byłoby mu prościej, gdyby Seth nie
traktował wszystkiego tak niepoważnie...
– Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale
skoro ta stara zdzira tak stawia sprawę, to chyba nie mam wyboru... Wiedziałem,
że zacznie robić komedię prędzej czy później...
– Jesteś jej synem i pieprzysz jej
córkę, czego się spodziewałeś, że wam pobłogosławi?!
- Nie z tobą będę o tym rozmawiał.
Zastanawia mnie tylko skąd wiesz, że ją w ogóle pieprzę?
- Nie z tobą będę o tym rozmawiał –
powtórzył za nim. – Czekam na telefon od Hope. Jeśli nie zadzwoni, wiedz, że
Basin City nie leży na drugim końcu świata. Wieczorem wsiądę w samochód, znajdą
ją i przywlokę tu choćby za włosy!
- Więc do zobaczenia – odparł tylko i
się wyłączył, a Beau pozostało jedynie wierzyć, że nie mówi poważnie.
* * *
- Rozmawiałeś z Ann? – Chris wszedł do pokoju
kiedy tylko Seth odłożył telefon, odbierając mu tym samym nadzieję na spokój.
Blondyn był odrobinę bardziej blady niż zwykle i chyba czymś się przejmował,
chociaż wyraźnie starał się wyglądać na wyluzowanego. Brunet prędko domyślił
się, że to musi dotyczyć małej blondynki, ale zupełnie nie rozumiał dlaczego
jego przyjacielowi tak bardzo na niej zależy. Cóż, mogła trzymać język za
zębami, a Chris nie miałby się czym martwić...
– Przez telefon? Nie. Muszę załatwić to
z nią osobiście.
– Myślę, że możesz o tym raczej
zapomnieć. Jej ojciec znalazł ją w łazience. No wiesz, wanna pełna zimnej,
rudawej wody, otwarte żyły, krew na posadzce... – Wzdrygnął się.
– Jest w szpitalu?
- Nie, Seth. Pamiętasz, jak podcięła
sobie żyły zaraz po tym, jak z nią skończyłeś? Powiedziałeś jej wtedy, że jeśli
chce się zabić, powinna ciąć wzdłuż, a nie wszerz. Ann zawsze słuchała twoich
rad...
– Nie do końca rozumiem, co chcesz mi
powiedzieć.
– Bo nie chcesz rozumieć. Ann się
zabiła. Ojciec znalazł ją dzisiaj rano, już martwą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz