Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

24. Czasem ciekawość może zabić duszę, ale pozostawić ból


         Minęło kilka godzin, ale brunetka nie była w stanie zasnąć. Miała wrażenie, że nawet noc jest ciemniejsza w Basin City. Kiedy wsiadała do samochodu, kilka osób kręciło się jeszcze wokół, ale teraz po ulicy przechadzali się tylko nieliczni. Miała wrażenie, jak gdyby nikt nie był tu trzeźwy. Kobiety, mężczyźni, nastolatkowie i ci trochę starsi - wszyscy szli chwiejnym krokiem, raz za czas obijając się o mury starych budynków, zmierzając donikąd. Niejeden już oparł się o samochód, w którym była, niektórzy zaglądali nawet przez szyby, które na jej szczęście były przyciemniane, ktoś całował się przez chwilę oparty o maskę. Mogłaby przysiąc, że to były na oko trzynastoletnie dziewczynki, choć wydawało jej się to niemal niemożliwe, zwłaszcza o tej porze. Z pobliskiego okna dochodziła głośna muzyka, ktoś nieustannie je otwierał pomimo minusowej temperatury, a wtedy była już w stanie usłyszeć każde pojedyncze słowo lecących tam piosenek. Wiedziała, że tej nocy nie zaśnie, ale pomimo tego starała się nawet nie otwierać oczu, nie podnosić głowy, przynajmniej odpocząć... Żałowała, że nie wypiła wcześniej więcej. Była zbyt trzeźwa, by nie przejmować się tym, co dzieje się na zewnątrz... Ktoś uderzył w samochód, a ona aż podskoczyła, mocniej nasuwając na twarz swoją kurtkę, którą zdjęła z ramion, by okryć nią drżące ciało... Odejdź – powtarzała nieustannie w myślach. – Idź dalej, gdziekolwiek idziesz... Zostaw mnie, do chuja, w spokoju!
         Gdy ktoś zapukał w szybę, ukryła się jeszcze bardziej, jak gdyby ciemna kurtka miała zakryć ją przed oczami przechodniów. Zacisnęła zęby, choć na chwilę starając się powstrzymać swoje ciało od drżenia, zęby od szczękania w rytm nierównego bicia swego serca. Próbowała być jak najciszej, choć bała się, że jeśli ktokolwiek stwierdzi, że samochód jest pusty, może próbować go ukraść... Sportowe Audi wyróżniało się na tle starej, obskurnej ulicy zdecydowanie zbyt mocno, by przejść obok niego obojętnie. Jeśli to, co Seth mówił o tym miejscu, to prawda, była zdziwiona, że nikt nie uprowadził jeszcze jego maleństwa z nią jako zbędnym balastem na tylnym siedzeniu... Pukanie powtórzyło się po raz drugi. Okryła się jeszcze szczelniej,  jak dziecko wierząc, że to pomoże. W tym samym momencie ktoś pociągnął za klamkę.
 - Odejdź, do kurwy nędzy, odejdź... – szepnęła raczej do siebie, ale pomimo braku oczekiwania i tak usłyszała odpowiedź.
 - Otwórz, lalko. Nie wierzę, że zdołałaś tu zasnąć... – Jego głos od razu na swój sposób ją uspokoił, ale nie podniosła nawet głowy. Wyszukała tylko w kieszeni kluczyki i nacisnęła odpowiedni guzik. Seth wszedł do samochodu tak szybko, jak tylko do jej uszu dotarło charakterystyczne kliknięcie. Ten dźwięk chyba do końca życia będzie kojarzył jej się już tylko z jednym...
 - Wiedziałem, że nie śpisz. – Uśmiechnął się, kiedy uchyliła powieki, by na niego spojrzeć. Był chyba trochę bardziej pijany niż w momencie, kiedy zostawiła go w domu, ale wystarczająco trzeźwy, by nie bełkotać. Jego głos był tylko odrobinę niższy niż zwykle, ale to pewnie przez chrypę, która przy przekrzykiwaniu się przez tak głośną muzykę nie oszczędzała nikogo. Brunet nie wyglądał już, jak gdyby był na nią zły, ale dziewczynie wściekłość wciąż nie przeszła. Przez te kilka godzin wylegiwania się na niewygodnym siedzeniu, raczej jeszcze bardziej się pogłębiła.
 - Już po wszystkim Seth? – mruknęła. – Tak szybko? Co się stało, zwykle starasz się trochę bardziej...
 - Ale masz tu zimno, lalko... 
 - Jasne, że zimno, debilu, ogrzewanie działa tylko wtedy, kiedy jest włączony silnik!
 - Leżysz w tej piździawicy od pięciu godzin i to mnie nazywasz debilem? – wyśmiał ją, ale w odpowiedzi jedynie prychnęła. – Przesuń się, chcę wejść.
 - A może ja nie chcę, żebyś wszedł?
 - Och, zawsze chcesz... – Zwinnie przekroczył przednie siedzenia, ale ponieważ jej drobne ciałko zajmowało całą tylną kanapę, nie męczył się już z przesuwaniem jej, albo prośbami, po prostu położył się tuż nad nią, z trudem podtrzymując się na wyciągniętych ramionach, by nie przygnieść ją ciężarem swojego ciała. – Hmm... coś mi to przypomina – powiedział, gdy spojrzała na niego z dołu.
 - Ach tak? Nie wiem, o czym mówisz...
 - Więc pozwól, że ci przypomnę. Drżałaś wtedy tak, jak teraz, najpierw z zimna, potem dlatego, że nie mogłaś się doczekać... Teraz pamiętasz? – Pokręciła głową. - Jęczałaś z przyjemności, którą sprawiałem ci ustami, ale byłaś zachłanna... Chciałaś więcej. Chciałaś, żebym w końcu się rozebrał, chciałaś go w sobie poczuć...
 - Och, zamknij się! Wtedy byłeś milszy! 
 - Nieprawda, laleczko.
 - Jasne, że prawda! To nie byłeś ty, tamten facet był czuły, nawet pomimo całego tego ognia. Dbał o mnie, chciał, żeby było mi dobrze, a nie tylko tego, żeby mnie upokorzyć... Czasem za nim tęsknię. 
 - Laleczko, nie bierz mnie pod włos.
 - Idź sobie, chcę spać. Nawet na to nie możesz mi pozwolić?! Rano przyjdę tam po swoje rzeczy. I tak nie mam innego wyboru... – Dziewczyna odwróciła się na bok, tak, że leżała teraz twarzą do oparcia kanapy, ale Seth nie pozwolił jej na to, natychmiast łapiąc ją w pasie i unosząc trochę do góry. Jej oczy znowu skupiły się na jego twarzy. Byli zdecydowanie zbyt blisko siebie, ich oddechy mieszały się ze sobą i osadzały na szybach w postaci gęstej pary. Seth musnął jej usta, delikatnie, jak gdyby nieśmiało, czekając jedynie na odrzucenie. Dziewczyna jednak nawet się nie poruszyła. Odetchnęła tylko, a on spróbował ponownie. Przytulił ją przy tym mocno, a ciepło z jego ciała zaczęło powoli ogrzewać jej zmarzniętą skórę. Gęsia skórka zaczęła ustępować, lód powoli się topił... A kiedy już chciała odwzajemnić pocałunek, zjechał twardymi wargami niżej, na jej kark, by w chwilę później mocno zacisnąć zęby na jej skórze w jednym z najbardziej wrażliwych miejsc. Pisnęła, zarówno z powodu zaskoczenia jak i z bólu. To nie było przyjemne i z założenia nawet nie miało takie być.
 - Seth, boli... – jęknęła, starając się za wszelką cenę odsunąć go od siebie, ale bez skutku. Dopiero po chwili zareagował na jej miotanie się w bólu i zostawił ją, jeszcze raz muskając ustami obolałe miejsce.
 - Wiesz, za co to, prawda? Prosiłem, żebyś mnie nie denerwowała.
 - Jesteś pierdolnięty.
 - Więc czemu się uśmiechasz?
 - Śmiesznie pulsuje – odparła, powoli przesuwając palcami po śladach jego zębów odbitych na delikatnej skórze. – Nie rób tego więcej, boli.
 - Nie zrobię, laleczko. Musisz tylko być grzeczna.
 - Dla ciebie grzeczna to to samo, co posłuszna!
 - Ale dziś poszedłem ci na rękę. – Wstał z niej w końcu, co przyjęła z cichym westchnieniem ulgi i tak jak się spodziewała przeszedł na przednie siedzenie, ale zamiast opuścić pojazd i pozwolić jej w spokoju spać, albo nie spać – cokolwiek by chciała, siedział przez chwilę bardzo uporczywie przeszukując swoje kieszenie – najpierw te w spodniach, później w kurtce.
 - Co ty robisz? – spytała w końcu, gdy przekleństwa, które z czasem zaczął rzucać pod nosem stały się coraz bardziej siarczyste. Domyśliła się jednak prędzej niż raczył jej odpowiedzieć i zaśmiała się cicho. Gdy usłyszał ten dźwięk, podniósł na nią zdziwiony wzrok. – Czego szukasz?
 - Kluczyków... A, ty je masz.
 - Tak, odbiły się o moją kość udową. Boli do teraz. Dziękuję – odburknęła tylko, mocniej naciągając na siebie wszystko to, czym była przykryta i podnosząc się do siadu, by zrównać się z mężczyzną. 
 - Ucałuję ci to przed snem... A teraz daj mi je.
 - Po co? 
 - Nie chcesz spać z Lacey, więc co powiesz na Chrisa? – Uśmiechnął się sugestywnie, ale Hope nie wyglądała na zachwyconą. 
 - Ile wypiłeś?
 - Nie wkurwiaj mnie, serio. Dawaj kluczyki. Nie będę tu z tobą spał...
 - Nie musisz – przerwała mu. – Jesteś mile widziany w wygodnym łóżeczku ślicznej, nieletniej brunetki.
 - Zazdrość to nieładna sprawa...
 - ...Powiedział facet, który złamał dane słowo i naraził zarówno mnie, jak i siebie, tylko dlatego, że rozmawiałam z kimś innym – zakpiła.
 - To nie była zazdrość. To...
 - To...?
 - Dawaj te kluczyki, lalko. Jest zbyt późno na takie dyskusje – zbył ją tylko, ale nie miała zamiaru dłużej się z nim droczyć, doskonale zdając już sobie sprawę z tego, że z Sethem i tak nie wygra. Miała tylko nadzieję, że jest wystarczająco trzeźwy, by prowadzić... Na oko nie wyglądał na pijanego, ale kto go tam wie. Wierzyła, że jeśli nie będzie go rozpraszać, a tym bardziej denerwować, może mężczyzna zachowa w miarę przyzwoitą prędkość i nie rozbije ich na latarni albo barierce.
 - Tylko błagam, jedź ostrożnie... – westchnęła zrezygnowana.
 - Jak zawsze, kochanie.

* * *

Młody mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę stał na końcu Everett Street tuż obok sklepu odzieżowego już od blisko pół godziny, coraz bardziej zmarznięty i bardziej zniecierpliwiony. To był słoneczny, ale chłodny poranek. Beau nie przestawał przebierać nogami, krążyć w kółko w jednym miejscu, tylko po to, by się rozgrzać. W końcu, kiedy spóźniony autobus przyjechał i zwolniło się miejsce na przystanku, postanowił tam usiąść, dając koledze jeszcze pięć minut. Tylko pięć i ani sekundy dłużej – obiecał sobie. Była dziesiąta rano, a on nie zdążył dotychczas nawet się zdrzemnąć...
Poprawił na nosie swoje ciemne okulary i rozejrzał się dokoła. Miał szczęście, że słońce świeciło tego dnia nadzwyczaj mocno i okulary nie były wśród przechodniów niczym wyjątkowym, bo z podbitym okiem i sińcami w mocnym odcieniu fioletu nie wyglądał dobrze, bez względu na to, co próbował mu wmówić zeszłej nocy jakiś obleśny czterdziestolatek, łasy na jego młode ciało. Faceci są w stanie wcisnąć ci każdy kit, byle nie zakończyć tej nocy samotnie... On o tym wiedział – aż za dobrze, bo i sam nieraz używał tych tanich sztuczek, które działają tylko na naprawdę zamroczonych alkoholem ludzi. Na jego szczęście, dotychczas nigdy go nie zawiodły.
 Nick w końcu się zjawił. Szedł szybko w stronę przyjaciela, patrząc pod nogi, zamiast przed siebie, przez co nieustannie potrącał kogoś po drodze. Odgłos jego kroków łączył się z oburzonymi burknięciami przechodniów – im te były intensywniejsze, tym chłopak był bliżej – Beau nie musiał nawet na niego spoglądać. W końcu stanął przed czarnowłosym, wyprostowany i poważny, spoglądając z góry w jego poobijaną twarz.
 - Przepraszam za spóźnienie – mruknął, ale jego ton wcale nie brzmiał przepraszająco.
 - Trudno. Zaraz obok jest knajpa, wejdźmy tam. Trochę tu... zimno – westchnął, wstając z miejsca i chowając dłonie w kieszeniach, po czym nie czekając na odpowiedź przyjaciela, ruszył prosto przed siebie. Atmosferę pomiędzy mężczyznami można było kroić nożem. Chłodne powietrze zmieniło się w duchotę, ludzie i samochody, cały uliczny ruch – to wszystko ucichło. Albo raczej trwało nadal, ale kilometry od nich. Z dala od pogrążonego w gniewie Beau i pełnego sprzecznych myśli Nicka. Nawet zapach świeżo zaparzonej kawy, który uderzył w nich kiedy tylko przekroczyli próg kawiarni, nie był dziś dla nich przyjemny. Beau uwielbiał kofeinę, ale tym razem miał wrażenie, że zaraz zrobi mu się słabo i to właśnie z jej powodu...
         Zajęli pierwszy stolik z brzegu i nawet nie spoglądając w kartę od razu przeszli do rzeczy. Beau dlatego, że jak najszybciej chciał wrócić do domu. Nick - ponieważ milczał już stanowczo zbyt długo.
 - Posłuchaj, coś się stało. 
 - Mam nadzieję, skoro wyciągasz mnie na miasto o tej porze. – Beau zdjął okulary, a oczom jego przyjaciela ukazał się nie najładniejszy widok posiniaczonej skóry, na który wyraźnie się skrzywił. Czarnowłosy tylko przewrócił oczami, przyzwyczajony do reakcji. – Mów, o co chodzi.
 - Kto ci to zrobił, Beau? Biłeś się z kimś?
 - Nie, Nick, to makijaż. Bardzo mi przykro, że ci się nie podoba. – Szatyn spojrzał na Beau z krzywym uśmiechem, wcale nie skory dziś do żartów, ale nie zaprzestał zadawać niewygodnych pytań. Wręcz przeciwnie, ich ilość nasilała się z każdą chwilą.
 - Znasz brata Hope? – spytał ni stąd, ni zowąd, a czarnowłosy mimowolnie odrobinę wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Chciał już odpowiedzieć, że nie, ale kłamstwo byłoby tu nie na miejscu. Przede wszystkim, chciał się dowiedzieć, o co chodzi, a sądząc po zdenerwowaniu przyjaciela, porze spotkania i wszystkim tym, co zebrało się na tak fatalną atmosferę pomiędzy nimi... To było coś dużego. Beau domyślał się już słów, które zapewne usłyszy za chwilę z ust Nicka i bał się ich, po raz pierwszy ewidentnie się bał, bo nie wiedział jak zareagować. Pod stołem jego paznokcie mocno wbiły się w nadgarstek. Zawsze tak robił, kiedy próbował się za wszelką cenę opanować... Ból fizyczny zabija psychiczny dyskomfort – tak go uczyli. Dotychczas nigdy jednak ten sposób w niczym mu nie pomógł. Pozostawiał jedynie nieładne ślady, tym razem pewnie świetnie się komponujące z ogólnie posiniaczonym ciałem.
 - Znam to za duże słowo, ale widziałem go kilka razy... - odparł. - O niego chodzi?
 - Tak. Ale... Chyba to nie on cię tak pobił?
 - Co? – Beau od razu się zaśmiał, choć wyszło mu to jakoś nienaturalnie, prawdopodobnie z powodu napiętych nerwów. – Jasne, że nie, dlaczego miałby mnie bić? Był dla mnie... miły – skłamał, spuszczając na moment wzrok.
 - Mnie próbował. Za nic! Za to, że rozmawiałem z Hope.
 - Kiedy?
 - Beau, to nie ma najmniejszego znaczenia, kiedy! – Nick uniósł się, a jego podniesiony głos potoczył po pomieszczeniu, ściągając spojrzenia wszystkich w zatłoczonej knajpce prosto na nich. – Ważne jest to, co stało się potem!
 - A co stało się potem? – Tym razem w pytaniu Beau nie słychać było ciekawości, której spodziewał się tam Nick, raczej znudzenie i zmęczenie... 
 - Oni się pocałowali, Beau... 
 - Nick, nie pierdol.
 - Hope całowała się ze swoim własnym bratem! Nie mogłem... nie mogłem w to uwierzyć...
 - To nie jest śmieszne, człowieku! Co ci odbiło, żeby wygadywać takie rzeczy wśród ludzi?! Przez twoje głupie żarty ktoś może sobie coś pomyśleć, ludzie zaczną gadać... Tego chcesz?! Chcesz się na niej zemścić, bo nie chciała się z tobą umówić, czy co?! – Beau nie mówił już, a krzyczał, żywo przy tym gestykulując. Zwracał na siebie uwagę wszystkich, włącznie z kelnerkami i facetem za barem i miał serdecznie gdzieś, że zaraz go stąd wyrzucą. Chciał się upewnić, że wszyscy go usłyszeli... Tylko Nick wydawał się niedosłyszeć. Ciągnął swoje, jak gdyby niczego nie rozumiał.
 - Ja nie żartuję, Benji! To poważna sprawa! 
 - Jesteś kretynem jeśli sądzisz, że ktokolwiek ci w to uwierzy – prychnął. Jedna z kelnerek ze srogą miną ruszyła w stronę ich stolika. – Wychodzimy.
 - Benjamin...
 - Nie zwracaj się do tym imieniem! I rusz się – warknął, kierując się pewnie w stronę drzwi i odruchowo nasuwając przy tym na nos swoje ciemne okulary, choć siniaki na jego twarzy były pewnie ostatnim, co kogokolwiek teraz interesowało. Ruszył wzdłuż ulicy szybkim krokiem, nie musząc się nawet upewniać, czy przyjaciel idzie za nim. Obejrzał się dopiero, skręcając w pierwszą lepszą bramę. Nick wszedł tam zaraz za nim.
 - Posłuchaj, wiem, że ciężko w to uwierzyć...
 - Nick, lubię cię, wiesz o tym, ale przysięgam, że jeśli jeszcze raz odwalisz coś takiego, to cię uduszę! Trzymaj dziób na kłódkę, do jasnej cholery! Wiadomości w tej dziurze roznoszą się szybciej niż darmowy cukier w uczelnianej kawiarni! 
 - Beau... Posłuchaj mnie.
 - Nie, to ty mnie posłuchaj. Nie jestem zdziwiony, słyszysz?! To dla mnie żaden szok!
 - Ale... jak to?
 - Seth nie jest jej bratem – warknął, w końcu skupiając na sobie uwagę przyjaciela, który teraz wyglądał na nieco zagubionego. Beau oparł się o ścianę i wyszukał niedokończoną paczkę papierosów w kieszeni swojej kurtki. Nie odezwał się do momentu, kiedy nie zapalił ostatniego z nich i nie zgniótł pudełka nogą. – To bardziej skomplikowane niż ci się wydaje, nie będę ci wszystkiego tłumaczył... Hope prosiła mnie o milczenie – skłamał. – W każdym razie, oni nie są spokrewnieni.
  - To... to syn jej matki przecież?
 - Nie, bzdura. Wymyśliła to. Seth nie jest z nią nijak spokrewniony, to jej facet... Do kurwy nędzy, nie patrz tak na mnie!
 - Przed chwilą jeszcze sądziłem, że to faktycznie ja plotę bzdury, że coś mi się przewidziało... Ale teraz to ty gadasz od rzeczy. – Nick ruszył z powrotem w stronę ulicy, ale kiedy już miał odejść, zmienił zdania, odwrócił się na pięcie i wrócił do przyjaciela, patrząc mu prosto w oczy. – Jak to możliwe?
 - Gdyby chciała, żebyś wiedział, to by ci powiedziała. 
 - Dlaczego zachowuje się jakby była wolna, skoro ma faceta?! Nie, czekaj, przecież to głupota... On nie może być jej facetem!
 - Więc całowała się z bratem, tak? Jak gdyby nigdy nic, na twoich oczach? To wydaje ci się bardziej, kurwa, prawdopodobne?! – Beau tracił już cierpliwość. Był sfrustrowany i sam coraz bardziej plątał się w swoich kłamstwach - to wszystko go zaskoczyło, nie był przygotowany... Właściwie, był niemal pewien, że jedyną osobą, z którą kiedykolwiek przyjdzie mu rozmawiać na temat dziwnej relacji, która łączy Hope z Sethem będzie sama brunetka, na pewno nie ktoś niemal dla niej obcy, ktoś, kto nie zna sprawy, a i tak może wszystko spieprzyć... Poza tym, czarnowłosy czuł na sobie ogromną presję. Jeśli nie uda mu się odwieść Nicka od „szalonego” pomysłu, że Hope może mieć romans z własnym bratem, to będzie tylko jego wina, gdy wieść się rozniesie. Był wściekły, że w ogóle został wplątany w tę sprawę, ale z drugiej strony – kto inny, jeśli nie on, może jeszcze uratować ten kościsty tyłek przed obiciem ze strony całej uczelni?
 - Nie wiem, co myśleć.
 - A wcześniej wiedziałeś?
 - Powiedz mi, co wiesz....
 - Nie mogę.
Nie chcę – pomyślał – Za bardzo się zaplątam. I nie wiem, ile już wiesz... Nie potrafię kłamać tak dobrze! 
 - Więc przysięgnij mi chociaż, że mówisz prawdę! – Nick zbliżył się do niego na tak niewielką odległość, że ich nosy niemal się ze sobą stykały. Nie odrywał od niego oczu, a Beau czuł się zbyt nieswojo, by odwrócić wzrok. Stał uwięziony pomiędzy murem i ciałem Nicka, niezdolny, by się poruszyć, niezdolny, by coś powiedzieć... Pomimo wszystko wypuścił jednak z płuc dym i udając spokojnego, nie zawahał się skłamać po raz kolejny.
 - Przysięgam – odparł z pewnością siebie, jakiej nawet sam się po sobie nie spodziewał. – A ty obiecaj mi, że nigdy więcej nie poruszysz tego tematu. Ani ze mną, ani z Hope, ani z nikim! Ona nie może wiedzieć, że ci powiedziałem... A jeśli dowie się o tym ktokolwiek poza naszą czwórką... Nick, zamorduję cię, słyszysz?! 
 - Jeszcze ty... 
 - Mówiłeś o tym komukolwiek poza mną?
 - Oczywiście, że nie! Hope wyjechała... Poszedłem do niej wcześniej, żeby to jej zapytać, co się stało, ale jej matka powiedziała, że nie będzie jej przez kilka dni. Wysłała mi wczoraj smsa, ale nie odebrała, kiedy dzwoniłem... Prosiła, żebym nikomu nie mówił i obiecała mi wszystko wyjaśnić, kiedy wróci, ale... Cholera, komuś musiałem powiedzieć!
 - Nick, jesteś fatalny w utrzymywaniu tajemnic, ale tę jedną zachowaj dla siebie, zrozumiałeś?
 - Nie musisz mi rozkazywać. Ja chcę po prostu... zrozumieć. Cholera, naprawdę ją polubiłem, ale jeśli to jest jej brat, a ona... z nim...
 - To nie jest jej brat! – Beau zaprzeczył po raz kolejny, czując, jak to zaczyna robić się z każdą chwilą coraz bardziej nudne. – Chcesz zrozumieć? Dobra. To jak... Bo ja wiem... Znasz Ashley, prawda?
 - Bardziej z twoich opowiadań, niż...
 - Nieważne. Ale to świetny przykład. Widzisz, Ashley, kiedy była w liceum, zakochała się w takim futboliście. Straszny kretyn, ale nie o to teraz chodzi. Spotykali się głównie u niego i w tym czasie Ashley poznała niemal całą jego rodzinę, włącznie z siostrą, którą spotykała najczęściej przechadzającą się po domu w samej bieliźnie. Zawsze, kiedy Ashley przychodziła, ona znikała. Sęk w tym, że po jakimś miesiącu okazało się, że ten kretyn nie ma siostry, tylko przez cały czas zabawiał się z tamtą panienką i oboje mieli niesamowity ubaw, że Ashley daje się nabrać... To z Hope i Sethem, to... coś w tym rodzaju.
 - To bez sensu.
 - Wręcz przeciwnie. Ty po prostu tego nie rozumiesz.
 - A ty tak?! – Beau zamilkł, spuszczając wzrok i nie odezwał się już więcej.
Na to pytanie nie znał odpowiedzi...

* * *

         Hope czuła się dziwnie gotując w nieswoim domu, szperając po czyichś szafkach z naczyniami i zaglądając co chwilę do obcej lodówki, ale pomimo wszystko, dostała na to wczoraj pozwolenie. Odkąd wstała, plątała się po tym małym pomieszczeniu, czytając dokładnie wszystkie daty przydatności do spożycia, odkąd okazało się, że mleko – pierwsza rzecz, którą wyciągnęła z mruczącej głośno lodówki – było ohydne w smaku i na dodatek przeterminowane o miesiąc. Nieprzyzwyczajona do takich warunków, musiała improwizować. Właśnie kończyła przygotowywać śniadanie, a przyjemny zapach roznosił się już po mieszkaniu, niwelując smród papierosów. Spędziła jeszcze blisko kwadrans na myciu brudnych kubków, by nie bać się dotknąć któregoś z nich ustami i nieustannie doglądając smażącego się na patelni boczku czekała, aż woda na kawę w końcu się zagotuje. Gdy to się stało, stary czajnik zapiszczał zdecydowanie głośniej niż się tego spodziewała, a zaraz potem, zza otwartych drzwi do salonu, gdzie nocą spali wszyscy we trójkę na niewygodnej, rozkładanej kanapie, dobiegły ją dwa głośne pomruki niezadowolenia.
 - Chris, co ty odpierdalasz... – usłyszała głos Setha, zachrypnięty z zaspania i uśmiechnęła się do siebie pod nosem, kiedy sekundę później do jej uszu doszła też odpowiedź drugiego z mężczyzn.
 - Leżę tuż obok, kretynie, przecież to nie ja piszczę... – odburknął. – Pytaj swojej panienki, co wyprawia.
         Korzystając z tego, że obydwaj już się obudzili, zalała trzy kubki kawy i wyłączyła gaz, powoli nakładając śniadanie na talerze i zaraz potem zaglądając do nich przez drzwi salonu.
 - Nie śpicie? – spytała wesoło, jak gdyby potrzebowała jeszcze jakiegoś potwierdzenia. Obydwaj spojrzeli na nią, jak gdyby chcieli zrobić jej krzywdę, ale nie dała wyprowadzić się z równowagi. – Radzę wam przyjść do kuchni zanim śniadanie wystygnie.
 - O. – Na ustach Chrisa od razu pojawił się uśmiech, z którym – musiała przyznać – wyglądał całkiem uroczo. – Nie spodziewałem się. Ale jeśli będzie dobre, możecie mieszkać tu tak długo, jak tylko będziecie chcieli. Przynajmniej ty. – Puścił do Hope oko, a ona tylko się zaśmiała. – Czuję bekon?
 - Niewiele znalazłam w twojej lodówce, więc zrobiłam śniadanie z tego, co było... Idziecie?
 - Ja chętnie. – Nagle Chris nie wydawał się już zaspany, wręcz przeciwnie – wyskoczył z łóżka prędzej niż by się spodziewała i szybkim krokiem ruszył do kuchni, wiedziony tam smakowitym zapachem. Seth za to nadal się nie poruszył. Leżał na brzuchu, z twarzą ukrytą w poduszce i nawet na nią nie patrzył. Hope usiadła na brzegu kanapy, tuż obok jego ciała i przez chwilę patrzyła na jego odkryte plecy, by w końcu delikatnie pogłaskać go po karku. Wiedziała, że lubi tę pieszczotę, po pewnym czasie nauczyła się, gdzie – poza miejscem oczywistym – znajdowały się jego wrażliwe punkty. Brunet zamruczał, ale był to raczej pomruk zniecierpliwienia niż przyjemności.
         Rano Hope obudziła się wyjątkowo wcześnie i miała wiele czasu do namysłu. Starała się odpowiedzieć sobie na pytanie, w czym Jordan jest lepsza od niej, dlaczego Seth traktuje ją lepiej i w końcu doszła do odpowiednich wniosków. Zrozumiała, że narzekaniem nic nie wskóra. Seth nie we wszystkim był aż tak strasznie skomplikowany... Czasem można było rozpracować go naprawdę łatwo. Kiedy wszystko szło po jego myśli, gdy każdy odgrywał narzuconą mu z góry przez niego rolę, nie czuł się zagrożony i nie musiał bawić się w zimnego psychopatę – był... miły. Poniekąd. Wczoraj wypominała mu, że nie jest już tym samym facetem, którego poznała pierwszej nocy, ale kiedy porządnie zastanowiła się, co się zmieniło, doszła do wniosku, że to nie on... to ona zachowywała się inaczej.
         Nie zabierając ręki z jego karku, położyła się tuż obok mężczyzny i ułożyła twarz na tej samej co on poduszce. Wyczuwając jej obecność tak blisko, Seth odwrócił twarz tylko na tyle, na ile było to konieczne i spojrzał na nią kątem oka.
 - Co? – spytał głosem zniekształconym przez dotykający jego ust materiał.
 - Nie wyspałeś się? – W jej głosie Seth usłyszał wyraźną troskę i zdziwiony odwrócił się przodem do niej, by spojrzeć prosto w niebieskie tęczówki.
 - Niezbyt – przyznał, nie widząc w nich nic niepokojącego. – Podlizujesz się? – zapytał nagle, a Hope tylko po raz kolejny uroczo się zaśmiała.
 - Nie, Seth, po prostu wczoraj nie wszystko wyszło tak, jak chciałam... Nie musiałam od razu robić scen... Chcę ci to wynagrodzić. A jeśli się podlizuję, to Chrisowi. Nie chcę, żeby nas wyrzucił, bo będę skazana na dom tej dziewczyny... – szepnęła, a Seth w końcu się uśmiechnął.
 - Zapomnę o wszystkim, jeśli przyniesiesz mi to jedzenie tutaj, lalko... I nie obrażę się, jeśli będziesz miała ochotę mnie też nakarmić...
 - Żadnego jedzenia w moim łóżku, Seth! – Hope automatycznie odsunęła się od bruneta, kiedy tylko dobiegł ich z kuchni głos kogoś trzeciego. Dopiero po chwili zrozumiała, że tu nie musi obawiać się obcych, ale nie wróciła na swoje miejsce, tylko wstała powoli, mając nadzieję, że Seth również to zrobi. – Rusz dupę, bo żarcie ci stygnie! Niedobrze mi od tych waszych amorów... – krzyknął jeszcze Chris, a Seth bez słowa wstał z łóżka i skierował się w stronę kuchni, do której weszła zaraz za nim. Blondyn zjadł już większą część swojej porcji i przeżuwał coś właśnie, jednocześnie popijając kawę. Miała ochotę skrzywić się na ten widok, ale to mogłoby zepsuć dobre wrażenie, jakie chciała na nim wywrzeć. Chris musiał ją polubić. Do cholery, potrzebowała chociaż jednej osoby po swojej stronie w tym chorym świecie...
 - Smakuje? – spytała niewinnie, kiedy połknął wszystko naraz.
 - Dobre, takie... nieprzypalone. 
         Seth prychnął tylko i zupełnie olewając jedzenie ruszył w kierunku lodówki, by w chwilę później wyciągnąć z niej butelkę piwa. Hope uśmiechnęła się tylko, nie będąc nawet zdziwioną. Brunet rzadko jadł coś zaraz po wstaniu z łóżka, tym bardziej, kiedy dzień wcześniej pił. Tylko Chris nagle się ożywił.
 - Mogę zjeść twoje?
 - Nie, po piwie robię się głodny. 
 - A kawa? Będziesz ją pił?
 - Odwal się, człowieku! Czego jeszcze chcesz?! Moich spodni, mojego płuca?! 
 - Chris, jeśli chcesz, mogę zrobić ci więcej - przerwała im prędko.
 - Podoba mi się ten pomysł. – Blondyn uśmiechnął się do niej promiennie, ale kiedy Hope już wstawała ze swego miejsca, by z powrotem stanąć na chwilę przy starej kuchence, na jej drobnym ramieniu zacisnęły się palce Setha, a on sam pociągnął ją w dół.
 - Siedź. Nie jesteś tu po to, żeby mu usługiwać – burknął.
 - To dla mnie żaden problem, Seth, nie usługuję mu. Po prostu cieszę się, że mu smakuje. Ty nawet nie spróbowałeś, bo wolisz żłopać piwo od rana!
 - To, że nie jestem głodny, to jeszcze nie powód, żeby wpędzać mnie w poczucie winy, lalko.
 - Poczucie winy, jasne... – prychnęła, ponownie próbując się podnieść, tym razem już bez przeszkód. – Nie chcę się z tobą kłócić, Seth, ale ty też musisz trochę odpuścić.
 - Niby co? 
 - To, że jestem miła dla Chrisa, nie znaczy jeszcze, że musisz czuć się zagrożony.
 - Zagrożony? O czym ty mówisz? – zaśmiał się.
 - Nie udawaj, Seth, nie jesteś tak głupi, żeby nie rozumieć...
 - Ja nie rozumiem – wtrącił Chris, ale Hope nawet nie zwróciła na to uwagi.
 - Nie musisz warczeć. W ogóle to wszystko nie musi tak wyglądać, prawda? – Uśmiechnęła się w stronę Setha, ale on tego nie odwzajemnił i tylko Chris, jak zwykle, miał coś jeszcze do powiedzenia.
 - Ona ma rację. To prawdopodobnie twój ostatni dzień życia, Seth, wykorzystaj go jakoś ładnie.

* * *

         Drobna dłoń brunetki drżała, a serce bolało, kiedy odpalała pierwszego tego dnia papierosa. Nie czuła się dobrze i wcale tego nie ukrywała. Plątając się po kuchni, trzaskała wszystkim, co tylko wpadło jej w ręce, od jedzenia, na które wcale nie miała ochoty, po talerze i kubki, które robiły przy tym kojący jej nerwy hałas. Nuciła przy tym pod nosem jakąś piosenkę dla dzieci, nawet nie do końca wiedząc, skąd zna tę melodię... Akurat dziś to wydało jej się odpowiednie. Dokładnie tak samo absurdalne, jak wszystko, co stało się poprzedniej nocy, której nie przespała. Tak absurdalne, jak przyjazd tej dziwnej dziewczyny, do której Seth uciekł z jej wygodnego, ciepłego łóżka, tak samo, jak jej reakcja. Jordan od zawsze wiedziała przecież, że nie jest jedyna. Była „lalką zapasową”, jak czasem ze złością nazywali ją kumple jej starszej siostry. Przeżyła już Ann, przeżyła kilka przygodnych dziewczyn, które plątały się wokół Setha niemal nieustannie, ale tylko tym razem pozwoliła wyprowadzić się z równowagi.
         Ta poukładana, cicha dziwka nie będzie się panoszyć na moim terenie! – pomyślała, z hukiem stawiając swój kubek na kuchennym blacie. Wszystkie dziewczyny z Basin City, nawet razem wzięte, nie drażniły jej tak, jak ktoś obcy. Hope, bo tak zdaje się miała na imię ta nowa, była jakby z innego świata. Wyjęta z bajki, która nijak się miała do ich koszmaru. Czuła się lepsza, czuła się porządniejsza niż wszyscy tutaj, pewnie miała nawet wrażenie, że ma większe prawo do Setha, bo była ułożoną, inteligentną studentką, nie jak te wszystkie brudne dziwki. Coś takiego odczytała wczoraj w jej twarzy, spoglądając na nią kątem oka. Na dodatek była bezczelna... Zabrała sobie bruneta bez pytania, by w chwilę po przyjściu Jordan zrobić mu awanturę, nie wiadomo o co, a potem jeszcze jakimś cudem przywołać go na dół... Seth obiecywał, że idzie tylko na minutkę, sprawdzić, czy wszystko w porządku z nią i z jego wozem, a czarnowłosa uwierzyła mu bez mrugnięcia okiem, bo w końcu dlaczego miałby kłamać? Myślała, że jest tak samo stęskniony za jej ciałem, jak ona za nim, wydawał się równie spragniony... Ale nie wrócił. Na pewno przez tą małą, to musiała być jej wina. Jordan nie mogła jednak zrozumieć, co takiego musiała zrobić lub powiedzieć, by go przy sobie zatrzymać. Do cholery, przecież nawet nie była ładna! Taka koścista, wychudzona jakaś, z wielkimi, wyłupiastymi ślepiami osadzonymi na pociągłej twarzy. Niska, w swoich obcisłych ubraniach podkreślających kompletny brak kobiecych kształtów, wyglądała jak dzieciak. Tak samo się też zachowywała. Jordan nie miała pojęcia, co Seth w ogóle w niej widzi. Zupełnie nie przypominała nikogo, z kim wcześniej się zadawał. Nawet ta Ann była ładniejsza, miała przynajmniej piersi i potrafiła się odezwać, kiedy trzeba... Hope była aż za bardzo wycofana. Potrafiła robić coś więcej niż narzekać i krzyczeć? Nic jej nie pasowało. Wolała nawet spać w samochodzie, bo ich dom pewnie wydał jej się zbyt biedny, jak pijacka melina. Pieprzone dziecko z dobrego domu, czyste i bojące się pobrudzić, bogate i przerażone biedotą. Cholera, gdzie Seth w ogóle miał oczy, kiedy ją wybierał?
 - Możesz przestać trzaskać tymi jebanymi kubkami, Jordan?! – Do kuchni wkroczyła nagle Lacey, od progu krzycząc na nią niemiłosiernie. Z rozczochranymi włosami i wczorajszym, zupełnie rozmazanym teraz makijażem wyglądała jak potwór i wcale nie zachowywała się lepiej. Jej głos był zachrypnięty, a krzyk przypominał zwierzęcy ryk. – Matka właśnie stara się odespać nockę, kretynko, może należy jej się odrobina szacunku, co?!
 - Sama robisz hałas – warknęła Jordan. – Wrzeszczysz głośniej niż byłabym w stanie trzaskać, od rana musisz ten ryj otwierać...
- Nie wyspałam się – odpowiedziała niepotrzebnie, bo wyraz jej twarzy już wcześniej na to wskazywał. Zaraz potem zamknęła za sobą drzwi i usiadła razem z siostrą, odpalając papierosa. 
 - Mi to mów.
 - Tobie? Tak się składa, że to ja użerałam się z tym chlewem prawie do trzeciej i nikt nie raczył mi pomóc...
 - O Boże, jak mi cię żal... 
 - Wredna dziwka. Skoro o tym mowa, gdzie jest Seth? – Lacey zaśmiała się w głos, dopiero po chwili przypominając sobie, że właściwie brunet wciąż może być w ich mieszkaniu i zamilkła natychmiast, ale siostra szybko ją uspokoiła. 
 - Nawet nie wiesz? Zostawił mnie wczoraj i wyszedł.
 - Jak to wyszedł?
 - Poszedł do tej swojej suki, cholera. 
 - No, no. Zwykle akurat Setha to nie trzeba było do seksu specjalnie namawiać, nie? Może już mu się nie podobasz, siostrzyczko? 
 - Jasne, przegrałam z tym bladym kościotrupem. Lacey, nie wydaje ci się, że to jest już, kurwa, przegięcie? – Jordan podniosła swoje duże, ciemne oczy znak kubka z kawą i marszcząc brwi mówiła dalej z coraz bardziej rosnącym ożywieniem. – Ona nie jest stąd! Nikt jej tu nie prosił! Seth nie dopuszcza do siebie nikogo, nawet ludzi, którzy mogliby wam się przydać, a nagle przywozi ją tu ze sobą z całkiem innego miasta, nie wiadomo po co i ciągle trzyma przy sobie! Jared w grobie się przewraca, że jego siostra jest odsuwana na bok przez jakąś obcą...
 - Nie mieszaj w to brata – pouczyła ją Lacey. 
 - On przynajmniej zrobiłby z Sethem porządek!
 - Och, jasne. Bo jego zawsze bardzo to obchodziło, z kim sypiają jego kumple! Nie rozumiem, czym w ogóle się przejmujesz? Seth nigdy nie był, nie jest i nie będzie monogamistą. Kurwa, też mi problem!
 - Kiedy był tu ostatnim razem, całowaliśmy się, trochę się pobawiliśmy, a potem poszłam na chwilę do łazienki, a on zasnął... tak po prostu. Wczoraj wyszedł tuż przed tym, jak chciałam zdjąć z niego ciuchy, zostawiając mnie gołą i napaloną, niby tylko na chwilę! Tak się składa, że najwyraźniej jednak przeszedł na tę pieprzoną monogamię i to z nią!
 - Nie przesadzaj. Seth to Seth. – Lacey wzruszyła tylko ramionami. W przeciwieństwie do siostry nie sądziła, by było się czym przejmować. W końcu ile razy Seth zostawiał swoje dziewczyny w ostatniej chwili, żeby pójść do innej, tylko z własnej złośliwości?! Tej Hope zresztą też wcale nie traktował dobrze... Nawet na nią nie patrzył, a gdy Lacey śmiała się z niej, szepcząc do jego uszu, śmiał się razem z nią. Na dodatek nie zawahał się przecież flirtować z Jordan na jej oczach. Też mi nowość, że Seth to skurwiel. Znała go chyba zbyt długo, by cokolwiek mogło ją jeszcze zaskoczyć.
 - Trzeba ją stąd wykurzyć. – Jordan warknęła głośno, brzmiąc niemal naprawdę groźnie, pomimo swego dziewczęcego głosiku. – Nie będzie się tutaj panoszyć!
 - I co, mam jej obić buźkę, żebyś była zadowolona? A może sama to zrobisz? Ty pobijesz ją,  a Seth stłucze ciebie. Warto? 
 - Nie, Lacey, nikt nie będzie nikogo bił. – Jordan rozchmurzyła się nagle, wpadając na pomysł. – Musimy go do niej zniechęcić! Nagadać mu czegoś, albo pokazać, żeby nie miał wątpliwości... Czemu rzucił Ann? – spytała podchwytliwie, uśmiechając się kącikiem ust. Blondynka wzruszyła ramionami, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
 - Znudziła mu się – odparła.
 - Ty tak myślisz...


* * *

         Hope stała na wprost dużego, łazienkowego lustra, kończąc swój delikatny makijaż jeszcze kilkoma pociągnięciami czarnej maskary. Wpatrywała się w swoje odbicie, swą bladą, odrobinę zmęczoną po ostatnich przeżyciach twarz i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wciąż coś jest nie tak. Nie wyglądała wystarczająco dobrze, a przynajmniej niewystarczająco dobrze dla niego i to wyjątkowo martwiło ją tego poranka. Nie sam fakt, że może przestać mu się podobać. Raczej ta myśl. Samowolne nazwanie siebie jego lalką. Od dawna wiedziała już, że przegrała, ale dopiero od niedawna zdawała sobie sprawę, że tak jest łatwiej. Walka z Sethem była dla niej wykańczająca, poddanie się jego woli... nawet przyjemne. O tyle, o ile przyjemne może być rzucenie się na pożarcie sforze wygłodniałych wilków.
         Biorąc głęboki oddech, odwróciła się w stronę drzwi i weszła do salonu, który tej nocy stanowił dla niej sypialnię. Kanapa wciąż była rozłożona, nikt nie pokwapił się nawet, by pościelić albo chociaż ułożyć porządnie spadającą z mebla pościel. Seth siedział na tym prowizorycznym łóżku, nadal ubrany jedynie w ciemne bokserki. Oglądał telewizję, skupiony, z pilotem w ręce. Migotliwe światło bijące z urządzenia pozwalało jej dojrzeć znudzenie rysujące się na twarzy mężczyzny. Wciąż było wcześnie, ale zaciemniony ciężkimi zasłonami pokój tonął w przyjemnym półmroku.
         Hope obserwowała go uważnie, korzystając z faktu, że głośny dźwięk telewizora prawdopodobnie musiał zagłuszyć skrzypienie drzwi. Jego idealne ciało, skupienie na męskiej twarzy, silne dłonie zaciśnięte na pilocie... Nigdy nie zwracała uwagi na dłonie mężczyzny, ale w Secie podobał jej się każdy, najmniejszy nawet szczegół jego ciała, wszystko, co było z nim związane. Brunet niesamowicie ją pociągał, co przypominało jej niemal zwierzęcy instynkt – patrzyła na jego twarz i widziała ten uroczy grymas, który zawsze rysował się na niej podczas ich wspólnych nocy, spoglądała na ramiona i podświadomie czuła ich siłę, wiedziała dokładnie, jak mocno mogą ją objąć, z jaką łatwością unieść drobne ciało w górę... Dłonie nie były tylko dłońmi, bo w jej pamięci coraz to na nowo odtwarzały się momenty, w których Seth udowadniał jej, co potrafi z nimi zrobić. Usta... Boże.
         Otworzyła bardziej uchylone dotychczas drzwi i weszła w głąb pokoju. Seth spojrzał na nią przelotnie, uśmiechając się nawet, ale od razu po tym znów poświęcił całą swą uwagę jedynie lecącemu w telewizji filmowi. Z bliska widać było, że jest spięty – jego mięśnie wyraźnie odznaczały się pod skórą, nie w taki zwyczajny sposób, ale jak gdyby mężczyzna w każdej chwili był gotowy, by zerwać się z miejsca albo walczyć. Siedział lekko zgarbiony, z łokciami opartymi na zgiętych kolanach i nie odrywał wzroku od urządzenia, ale prawdopodobnie obserwował brunetkę kontem oka. Zbliżyła się do niego, klękając na łóżku.
 - Hej. – Hope uśmiechnęła się do mężczyzny, doczołgując się w jego stronę i znajdując sobie miejsce tuż przed nim. Usiadła pomiędzy jego nogami, z plecami opartymi o klatkę piersiową Setha, zabierając jego prywatną przestrzeń. Brunetowi to jednak nie przeszkadzało. Hope była w stanie nawet przysiąc, że kiedy tylko jej niewielkie ciało wylądowało przy jego własnym, wszystkie wcześniej napięte mięśnie rozluźniły się naturalnie. 
 - Hej – odpowiedział prosto do jej odkrytego ucha. Ciepłe powietrze, które wydostawało się z jego ust sprawiło, że wszystkie włosy na jej karku stanęły dęba. Ona też się rozluźniła, kiedy przejechał dłonią po jej brzuchu, w którym od razu poczuła znajomy ucisk.
 - Co oglądasz? – zapytała, przymykając oczy, gdy Seth pieścił ustami jej odkryte przez luźny sweter ramię. Mruknęła cicho, ale nie zwrócił na to uwagi. 
 - Teraz już nic. – Zamiast obrazu na telewizorze pojawiła się jedynie czerń, w której odbijali się oboje. Hope uśmiechnęła się delikatnie na ten widok, czego nie mógł zauważyć. Seth składał pocałunki na jej karku, wciąż jeszcze delikatne, ale brunetka i tak mogła wyczuć jego zęby zahaczające raz za czas o delikatną skórę i za każdym razem drżała na samo to uczucie. Miejsce, w które ugryzł ją zeszłej nocy wciąż bolało przy dotyku, ale to był całkiem przyjemny ból...
        Teraz, gdy telewizor nie oświetlał ich postaci, w pokoju zapanowała ciemność. Seth wykorzystał to, składając coraz odważniejsze pocałunki na szyi dziewczyny i z tyłu, na jej karku, tak daleko, jak potrafił sięgnąć, nie zmieniając ich pozycji. Jego krążąca po brzuchu dziewczyny dłoń wędrowała coraz niżej, ale nie śpieszył się z tym specjalnie, celebrując każdy moment jej zawahania, każde głośniejsze westchnienie, albo niekontrolowany ruch drobnego ciałka.
         Nim Hope zdążyła całkowicie się w tym zatracić, odwróciła się nagle i podtrzymując się na ramieniu Setha, który zaprotestował jedynie głośnym fuknięciem, wychyliła się na tyle, by zaświecić stojącą nieopodal lampkę. Gdy światło oślepiło ją w pierwszym momencie, nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się z powrotem tak blisko Setha, tym razem twarzą do niego, oparta plecami o jego uda. Oplotła go nogami w pasie, by było im wygodniej, ale z prawdziwą ulgą przyjęła to, że byli od siebie już zdecydowanie dalej niż wcześniej, bo napięcie stawało się nie do wytrzymania.
 - Gdzie Chris? – spytała, starając się udawać całkiem spokojną, pomimo bijącego mocno serca i skurczów, które nieustannie nawiedzały jej żołądek, ilekroć spojrzał na nią nie tak, jak powinien.
 - W pracy – odparł, nie przywiązując do tego wagi, ale Hope mimowolnie spojrzała na niego z niedowierzaniem, dopiero po chwili zdając sobie z tego sprawę. Setha musiało to rozbawić, bo przestał nieustannie zerkać na jej piersi i uśmiechnął się kącikiem ust, patrząc na nią spod byka.
 - Co, myślałaś, że wszyscy żyjemy tu z powietrza? 
 - Ty jakoś nie pracujesz...
 - Oczywiście. A samochód znalazłem na ulicy. Laleczko, otrząśnij się, teraz jesteśmy w mojej bajce. – Dłoń Setha powędrowała w stronę kobiecej twarzy, ale pomimo jej obaw, Seth tylko pogłaskał ją po policzku. 
 - Wracajmy do domu, Seth – poprosiła płaczliwym głosem, raczej nie licząc, że w ogóle weźmie to pod uwagę i nie pomyliła się, bo mężczyzna tylko się zaśmiał, czego najbardziej się obawiała.
 - Lalko, ja nie mam dokąd wracać. Jestem u siebie.
 - Chris mówił, że to twój... twój ostatni dzień – zawahała się, nim zdołała to z siebie wydusić. Do tego momentu nie była pewna, czy nie zrobi z siebie idiotki, czy Seth nie wyśmieje jej ponownie, tłumacząc, że to tylko takie tam gadanie, ale kiedy brunet spoważniał, przestraszyła się już nie na żarty. Patrzył na nią ciemniejszymi niż zwykle oczami i wyraźnie czekał, co ma jeszcze do powiedzenia, ale w gardle Hope nagle coś stanęło. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa, więc siedzieli przez chwilę w tej ciszy. 
 - To ty nalegałaś, żebym tu przyjechał, lalko – przypomniał jej, a Hope mocno zacisnęła zęby na swojej dolnej wardze nim odważyła się, by skinąć głową.
 - Nie sądziłam, że to może się tak skończyć...
 - Uważaj, czego pragniesz, kochanie. – Zaśmiał się. – Ile razy życzyłaś mi śmierci w myślach? Potrafisz chociaż zliczyć? 
 - Nie – przyznała.
 - Więc o co chodzi z tym twoim nagłym zamartwianiem się o moje życie? Coś się od tego czasu zmieniło? Jestem dla ciebie lepszy, milszy, cokolwiek?
 - Nie – powtórzyła. – Ale coś w tobie pękło, musisz to przyznać!
 - Wiesz, jesteś córką mojej matki i powinienem nienawidzić cię za sam ten fakt, ale naprawdę mam nadzieję, że się we mnie nie zakochałaś – zaśmiał się, sprawiając, że Hope nagle oniemiała. – To tortura, której akurat tobie bym nie życzył. Ale już za późno, prawda? – Dłonie mężczyzny złapały za jej talię po obu stronach i w sekundzie przysunęły dziewczynę w swoją stronę. Ich twarze znalazły się tuż obok siebie, ciemne oczy wpatrywały się w te błękitne i na odwrót, choć Hope uciekała trochę wzrokiem... Czuła się niepewnie. A Seth znów był spięty.
 - Nie zakochałam się w tobie. – Powiedzenie na głos tych słów było niemal wyzwalające, ale pomimo swojego własnego przekonania, miała wrażenie, że to kłamstwo. Przynajmniej częściowe... Seth też prawdopodobnie to wyczuł, nie wierzył jej, ale jego wątpliwości nie były akurat dla Hope niczym nadzwyczajnym. Był zdecydowanie zbyt pewny siebie by uwierzyć, że ktokolwiek byłby w stanie się w nim nie zakochać... – Nie kocham cię – powtórzyła, gdy polubiła dźwięk tych słów. – Po prostu polubiłam cię za bardzo i nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie, inaczej. Uważam, że ktoś powinien naprawdę mocno skopać ci dupę, ale... bez przesady – mruknęła na koniec, a Seth prychnął coś kpiąco.
 - Możesz sobie darować. Byłoby ci przykro, może przez chwilę, bo wszystko za bardzo do siebie bierzesz, lalko, ale tak naprawdę zapomniałabyś o mnie tak szybko, jak szybko cię zauroczyłem. I dobrze. Fajnie mieć poczucie, że kiedy zdechniesz, nikomu nie będzie z tego powodu przykro... 
 - O czym ty mówisz?
 - Laleczko, chyba nie powiesz mi, że polubiłaś mnie za mój charakter? Może jestem wartościowym człowiekiem? Dobrym rozmówcą? Opiekuńczym i romantycznym gościem? Nie, Hope, po prostu dobrze wyglądam i potrafię sprawić, że jęczysz przy mnie głośniej niż przy kimkolwiek będziesz jeszcze kiedykolwiek w stanie jęczeć, ale nic poza tym. Mi to pasuje, ale zrozum – wszystkie moje związki z ludźmi wyglądają podobnie, chodzi o jakieś korzyści...
 - Seth, chcesz mi powiedzieć, że... Nie, czekaj, to nie mieści mi się w głowie. – Hope westchnęła nagle, po czym bez ostrzeżenia i właściwie bez żadnego powodu, przynajmniej jego zdaniem, wtuliła się w niego mocno, kładąc twarz na jego ramieniu. – Chyba rozumiem – szepnęła raczej do siebie, niż do niego, a mężczyzna odsunął ją od siebie delikatnie.
 - Co niby rozumiesz? – spytał, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zamiast tego do jego ust przylgnęły nagle kobiece wargi. Hope całowała go najpierw delikatnie, potem coraz mocniej i szybciej, ale to był zdecydowanie jej pocałunek, nawet wtedy, kiedy to Seth przejął dowodzenie. Ich języki bawiły się ze sobą, kiedy dłonie krążyły po rozgrzanych już wcześniej ciałach... Hope drapała lekko jego półnagie już ciało, on zrywał z niej kolejne części garderoby z typową dla siebie pasją, nawet nie pamiętając już, o czym rozmawiali jeszcze przed chwilą... Ułożył Hope na rozmierzwionej pościeli i drażnił, ściskał i całował jej nagie ciało. Dziewczyna mruczała przy tym głośno, nie mogąc przestać się wiercić, nieustannie dotykając jego ciała, drapiąc go i głaszcząc tak, by czuł jej dotyk.
         Po czym okazała mu swoje uczucie w jedyny sposób, który jeszcze uznawał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy