Najlepsze pomysły w głowie Setha
formowały się zwykle wtedy, kiedy był najbardziej zdenerwowany. Jego irytacja
mieszała się wówczas z ciekawością, zwykłe zniecierpliwienie z dziesiątkami
myśli na temat tego, co może, a co powinno się zdarzyć... Krążyły one niczym
nie skrępowane, podsuwając coraz to nowe, absurdalne pomysły. Gdy coś zaburzało
zwykły porządek dnia, Seth zmuszony był do improwizacji. Ta zaś jest z reguły
matką najlepszych, choć często najbardziej desperackich pomysłów...
Mężczyzna
stał w progu swojego pokoju, raz za razem wypuszczając z płuc nową porcję
trującego dymu. W niewielkiej sypialni śmierdziało tytoniem jeszcze bardziej
niż zazwyczaj, powietrze przesycone dymem utrudniało zarówno widok jak i oddech
obecnych. Naprzeciwko niego, na dosuniętym do ściany, pojedynczym łóżku, Beau
powoli dochodził do siebie, wciąż jednak nie do końca orientując się, co dzieje
się wokół. Przestał się chwiać, ale wciąż nie podniósł wzroku, ani razu nie
spojrzał na Setha spod zasłony swoich czarnych, długich włosów o białych
końcówkach, które wyglądały tak, jak gdyby chłopak nieumyślnie zamoczył je w
wiadrze białej farby. Pomimo wszystko, stanowiły jednak ładny kontrast dla jego
ciemnych ubrań oraz szarzyzny całego pogrążonego w zadymionym półmroku
pokoju... Jeszcze przez chwilę Seth wpatrywał się w jego zakrywające twarz
dłonie, mierząc wzrokiem zbyt dużą ilość biżuterii na szczupłych palcach i
wyglądających na dziecięce nadgarstkach. Na dźwięk kroków swojej lalki,
odwrócił się w jej stronę, patrząc jak wchodzi do pokoju, nie zwracając na
brata większej uwagi. Odgarnęła jedynie zmierzającą w jej kierunku chmurę dymu,
ostentacyjnie machając dłonią, po czym przysiadła się do swojego przyjaciela,
obejmując go z taką czułością, jakiej Seth nigdy nie doczekał się dla siebie
- Dziękuję za pomoc, Seth – powiedziała niemal
oficjalnym tonem, czym w tym momencie przypominała mu swoją matkę. - Dalej
poradzę sobie sama. Jeśli chcesz, możesz posiedzieć w moim pokoju, zanim Beau
nie ogarnie się na tyle, żebyśmy mogli się tam przenieść...
- Zostanę – odparł krótko, przez co
lalka spojrzała na niego zdziwiona. – Widok tej zalanej w trupa cioty sprawia,
że czuję się prawie jak w domu – wyjaśnił z cynicznym uśmieszkiem, a dziewczyna
jedynie wzruszyła ramionami.
- Jak tam sobie chcesz... Beau, lepiej
ci już? – szepnęła, starając się objąć jak największą część jego trzęsącego się
ciała. – Co ci znowu strzeliło do głowy, żeby szlajać się po mieście w takim
stanie?! – mruknęła z wyrzutem. – Mogłeś chociaż wziąć taksówkę...
- A wiesz… chciałem przyjść rano, żeby
cię nie obudzić – przerwał jej swoim zwyczajem, a jego głos z każdym kolejnym
słowem łamał się coraz bardziej. – Tylko jas… jaty… ja… no, jacyś! No. Więc
jacyś kolesie powiedzieli, że nie mogę zot… zat… Co nie mogę, Hope?
- Pewnie zostać... – podpowiedziała, kręcąc z
niedowierzaniem głową.
- Właśnie! – krzyknął rozentuzjazmowany,
odrobinę zbyt prędko odzyskując dawną energię.
- Może porozmawiamy o tym rano, co?
Połóż się spać, za kilka godzin będziesz jak nowy... – zaproponowała, w myślach
błagając, żeby się zgodził, bo gdyby chciał zwierzyć jej się teraz, nie miała
pojęcia, jak wiele mogłaby wytrzymać. Przerywane słowa połączone z
zachrypniętym głosem sprawiały, że ledwo go rozumiała... Poza tym wolała nie
rozmawiać o sprawach Beau przy świadkach, a Seth uparcie stał na swoim miejscu,
przyglądając się im z niemałym rozbawieniem.
- Nie chcę spać. Zjadłbym coś. –
Czarnowłosy wyszczerzył się w jej stronę, na co Seth zirytowany głośno wypuścił
z płuc powietrze, przez co od razu zwrócił na siebie uwagę obojga.
- Masz zamiar spełniać tak wszystkie
jego zachcianki, lalko? Zostaw go tu, zgaś światło, to zaraz zaśnie...
- Nie masz w sobie za grosz empatii,
prawda? – mruknęła zdenerwowana, wstając ze swojego miejsca i kierując się w
stronę wyjścia. – Przyniosę ci coś, Beau. Zaraz wrócę... – obiecała i posyłając
jeszcze ostatnie wkurzone spojrzenie swojemu bratu, przeszła obok niego z
dumnie uniesioną głową by chwilę później zniknąć w korytarzu.
Kiedy tylko odgłos jej kroków stał się
na tyle cichy, by w końcu zaniknąć całkowicie, Beau zaczął na nowo wiercić się
na jego łóżku, w końcu zastygając z głową na jego poduszce i oczami
wpatrującymi się prosto w Setha. Przez chwilę mężczyzna zastanawiał się, co
wkurzyłoby jego lalkę bardziej – gdyby któregoś dnia zastała go zabawiającego
się z małą Ashley, czy może właśnie z jej ukochanym Beau, ale stosunkowo szybko
odgonił od siebie głupie myśli, cały czas czując na sobie przenikające
spojrzenie czarnowłosego, który po chwili względnego spokoju, znów nie mógł
przestać kręcić się po jego łóżku, coraz to bardziej rozkopując pościel.
- Hej – chłopak uśmiechnął się do Setha
głupio, gdy ten w końcu na niego spojrzał, po czym w końcu znalazł dla siebie
wygodne miejsce pod kołdrą mężczyzny. – Hmm... Czemu jesteś bez koszulki?
- Obrzygałeś ją – odparł, nie mogąc
ukryć złośliwego uśmiechu, na co Beau wydał z siebie coś na pozór
przypominającego jęk zażenowania i na moment ukrył twarz w poduszce, długo
jednak nie mogąc powstrzymać się od gapienia na półnagiego towarzysza.
- Masz niezłe ciało, wiesz?
- Ta? Ale ty nie jesteś chyba tak głupi,
żeby próbować mnie poderwać? – zaśmiał się, na co Beau jedynie szeroko się
uśmiechnął, momentalnie czerwieniejąc.
- Nie wiem... – mruknął, ostentacyjnie
przeciągając samogłoski. – Udałoby mi się?
- Wiesz, dziś to akurat jesteś wyjątkowo
mało pociągający...
- Hmm... a jutro?
- Jeszcze to rozważam...
* * *
Blisko godzinę zajęło Sheryl dokopanie
się poprzez stertę gratów zalegających w jej szafie do starego, nieużywanego
już przez nią portfela, w którym – jak sądziła – znajdowała się potrzebna jej
wizytówka. Zdjęła zgubę z najwyższej półki, przez chwilę balansując na czubkach
palców, by to osiągnąć, po czym wyjęła ze starej portmonetki wszystko, co
jeszcze się w niej znajdowało i rozłożyła to na zasłanym łóżku.
Wśród dziesiątek wizytówek, starych
rachunków i kuponów rabatowych, w oczy rzucało się jedno zdjęcie. Przedstawiało
małego chłopca o trochę pulchnych, dziecięcych policzkach, jaśniejszych niż
kiedykolwiek później włosach.i tak bardzo kontrastujących z nimi ciemnych
oczach w kolorze gorzkiej czekolady. Uśmiechał się do obiektywu, mocno
trzymając w rączkach swojego ukochanego psa-zabawkę. W momencie robienia
zdjęcia miał niecałe cztery lata. To była ostatnia pamiątka, jaką Sheryl
zachowała po swoim małym Secie...
Ze ściśniętym płaczem gardłem kobieta
odnalazła w końcu wizytówkę firmy, której potrzebowała i wykręciła znajdujący
się na niej numer. Czuła, że musi zrobić to natychmiast – prędzej niż się
rozmyśli.
- Agnes Mayers przy telefonie, słucham.
- Agnes, to ja, Sheryl... – zaczęła
łamliwym głosem kobieta, ze wszystkich sił starając się uspokoić. –
Przepraszam, że dzwonię tak późno. Zostawiłam twój numer w kancelarii i całe
wieki zajęło mi szukanie starej wizytówki. – Schowała zgięte zdjęcie do
szuflady i zgarnęła z materaca resztę niepotrzebnych jej papierów.
- Nic nie szkodzi, wiesz, że nie chodzę
spać wcześnie. – Sheryl usłyszała w słuchawce serdeczny śmiech koleżanki i sama
spróbowała się uśmiechnąć. – Co się więc stało, moja droga? Ostatnio mówiłaś
tak nieskładnie...
- Tak, ymm... Posłuchaj, potrzebuję
mieszkania. Mam na myśli kupno, wynajem absolutnie nie wchodzi w grę.
- W Waszyngtonie?
- Nie! – odpowiedziała zdecydowanie zbyt
nerwowo, od razu starając się to jakoś zatuszować. – Właściwie... Wszędzie,
byle nie w Waszyngtonie.
- Och, jasne...
- Nie musi być duże, ale zależy mi na
cenie. Nie stać mnie na kupno apartamentu, a chcę to załatwić jak najszybciej,
bez żadnych kredytów czy rat.
- Więc chcesz małe, niedrogie mieszkanie
obojętnie w jakim stanie poza Waszyngtonem?
- Dokładnie.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że takich
ofert jest strasznie dużo? – Sheryl zamilkła na moment, odrobinę zbita przez
Agnes z tropu. – Uściślij to trochę, albo zarzucę cię lawiną papierów. Wyznacz
chociaż miejsce, będę wiedziała, z kim się skontaktować...
- Zastanowię się, dobrze? – mruknęła,
zła na siebie, że nie pomyślała o tym wcześniej.
- Oczywiście. Zadzwoń, kiedy tylko coś
wymyślisz.
- Tak zrobię.
Dopiero w momencie, kiedy odłożyła
słuchawkę, zdała sobie sprawę, że nie jest w pokoju sama. Na podłodze tuż przed
nią rozciągał się długi cień. Sheryl podniosła głowę i spojrzała w spokojną,
ale poważną twarz swojej córki. Hope stała tam ze skrzyżowanymi ramionami,
mocno zaciskając zęby. Wyglądało na to, że wszystko słyszała, a Sheryl nie
mogła na nią nawet nakrzyczeć za podsłuchiwanie. Całkiem zapomniała, że
zostawiła otwarte drzwi... Jej głos niósł się pewnie po całym domu.
- Przeprowadzamy się? – spytała Hope,
choć obydwie kobiety doskonale znały odpowiedź.
- Nie my. Rozmawiałam z ojcem Setha, nie
chce, żeby on do niego wrócił. Tu też nie może dłużej zostać. Załatwię mu
jakieś mieszkanie, daleko stąd...
- Znowu za jego plecami? Żartujesz,
prawda? – Brunetka nie mogła uwierzyć własnym uszom, momentalnie zapominając o
tym, że Seth siedzi na górze. Podniosła głos, na co jej matka od razu starała
się ją uciszyć, ale na sam ten pomysł w dziewczynie zaczęło wrzeć. – Nie
możecie ciągle ustalać wszystkiego za niego! Nie wiesz, że to najbardziej go
denerwuje?! On lubi mieć nad wszystkim kontrolę, niczym nie możesz ugodzić go
bardziej, niż mu ją całkowicie odbierając!
- Nie będę wiecznie spełniać jego
zachcianek, Hope.
- A spełniłaś choć jedną? Ty go nawet
nie znasz, nie wiesz, czego on chce...
- Nie wierzę, Hope. Nie wierzę, że go
bronisz...
- Nie bronię. Ale to okrutne.
- Dobrze, więc idealnie do niego pasuje.
Nie będę na ten temat dyskutować, kochanie. Seth się wynosi. Dobranoc.
* * *
Wciąż zdenerwowana, nie do końca będąc
w stanie opanować swoich nerwów, Hope wróciła na górę, za wszelką cenę starając
się nie dać po sobie poznać, że cokolwiek wyprowadziło ją wcześniej z
równowagi. Oparta o drzwi sypialni, oddychała chwilę coraz ciszej i spokojniej
i kiedy zdecydowała się w końcu nacisnąć klamkę, czuła, że jest już w stanie
udawać. Tym razem miała nadzieję, że Seth zrobi cokolwiek, by zdenerwować ją
już w pierwszej chwili. Miałaby idealną wymówkę, mogłaby wyładować złość, po
prostu się wykrzyczeć... ale jego nawet nie było w sypialni.
Pokój był zupełnie ciemny, nic nie
zakłócało też idealnej, panującej w nim ciszy. Zaskoczona, włączyła światło, od
razu spoglądając w kierunku łóżka. Chwilę musiała się w nie wpatrywać, by
dostrzec w końcu chude, skulone w kłębek ciało, aż po czubek głowy zakryte
grubą kołdrą. Odetchnęła z ulgą, gdy wszystkie z czarnych myśli, które zdążyły
już rozgościć się w jej głowie, okazały się tylko wytworami jej wyobraźni. Zbyt
wybujałej zresztą, ale wcale nie tak bardzo nieracjonalnej... Przy Secie
wszystko było możliwe.
- Twoja „minutka”
trwa zadziwiająco długo, lalko. – Na dźwięk głosu mężczyzny dziewczyna
momentalnie odskoczyła od łóżka, odwracając się w jego stronę. – Zasnął. Lepiej
go już dziś nie budź. Zjem za niego.
- Zawsze musisz się skradać, żeby mnie
wystraszyć? – syknęła oburzona, ale Seth jedynie się zaśmiał.
- Nie skradałem się, byłem u ciebie.
Miałem tu czekać, słuchając jego chrapania, kiedy ty ucinałaś sobie na dole
pogawędkę z naszą mamusią? – spytał głosem pełnym ironii, wyraźnie podkreślając
ostatnie słowo. Hope od razu wyczuła, że jest zły, prawdopodobnie jeszcze
bardziej wściekły na rodzicielkę, niż był przedtem, a to nie wróżyło niczego
dobrego.
- Słyszałeś? – spytała, przewidując
odpowiedź, ale Seth jedynie nieszczerze się uśmiechnął.
- Nie. O czym rozmawiałyście?
- Słyszałeś – stwierdziła już, bez
najmniejszego problemu wyczytując to z wyrazu jego twarzy.
- Odrobinkę. I jestem z ciebie dumny,
postawiłaś się matce... Może jeszcze trochę czasu pod moim okiem i nawet
odważysz się sama decydować, co chcesz zrobić z tym swoim żałosnym życiem...
- Och, nie wkurzaj mnie jeszcze ty! –
Hope zerwała się momentalnie, szybkim krokiem przemierzając drogę do swojego
pokoju i nawet nie zamknęła za sobą drzwi, pewna, że on za chwilę do niej
dołączy. Tak też się stało. A kiedy tylko wyczuła jego obecność i sekundę
później usłyszała, jak stare drzwi skrzypią przy zamykaniu, odwróciła się
gwałtownie by stanąć z nim twarzą w twarz, wpatrzona w czarne tęczówki
przerażająco pięknych oczu. – Zawsze musisz sobie ze mną pogrywać?! Broniłam
cię. Z łaski swojej podziękuj i się zamknij!
- Widzę, że mocno cię wkurwiła,
laleczko... Tak bardzo ci na mnie zależy? – zaśmiał się, ale brunetka nie
odpowiedziała, jedynie zepchnęła z siebie dłoń, którą ułożył sekundę wcześniej
na jej biodrze i odeszła, pozostawiając pomiędzy nimi kilka kroków wolnej
przestrzeni.
- Może mi zależy... A może po prostu
chcę sprawdzić, jak na to zareagujesz? – Uniosła brwi w imitującym go geście.
- Nie podpuszczaj mnie. I nie udawaj, że
masz to gdzieś. Tak się składa, że to moja rola...
Hope zamyśliła się przez moment, nie dając sobie jednak zbyt
wiele czasu, by nie dopuścić do siebie głosu rozsądku, po czym złagodniała
niemal w sekundę, zbliżając się o krok.
- Może to, co ty robisz, nie jest wcale
takie głupie? Może to ja za bardzo się wszystkim przejmuję... – Na powrót
przysunęła się w jego stronę, przyciskając swoje piersi do twardej klatki piersiowej
mężczyzny. – Co robisz, by rozładować złość?
- Znasz odpowiedź – odparł, od razu
przytrzymując ją przy sobie.
- Znam. Dlatego stoję tak blisko... Masz
ochotę?
- Pieprzyć cię? Nie zadawaj głupich
pytań.
Nim się zorientowała, jej stopy
oderwały się od ziemi, a chude ciało zawisło w powietrzu, przytrzymywane przez
silne ramiona. Zawinęła nogi wokół jego bioder, by pomóc mu utrzymać równowagę,
po czym mocno i bezczelnie wpiła się w jego usta. Całowali się zachłannie,
zupełnie nie licząc się z tym, jak cienkie są ściany pomiędzy ich pokojami.
Głośne westchnienia dziewczyny wydobywały się z ich połączonych warg za każdym
razem, gdy mocniej złapał za jej pupę lub wcale nie delikatnie uderzył ją
dłonią. W zamian za to, Hope ugryzła jego dolną wargę. Na języku pozostał
metaliczny smak krwi...
- I pomyśleć że na co dzień udajesz
takie niewiniątko, lalko – uśmiechnął się do niej szelmowsko, gdy odsunęła
twarz, by uspokoić nieco oddech. – W łóżku zachowujesz się jak zdzira.
- Nie wiem, jak zachowują się zdziry i
nic mnie to nie obchodzi – mruknęła trochę urażona, by sekundę później znów
spojrzeć na niego z pożądaniem odbijającym się blaskiem w błękicie tęczówek i
lekko przygryźć nabrzmiałą od brutalnych pocałunków wargę. –Zdejmij spodnie.
- Nie tak szybko – zaśmiał się i nic już
więcej nie powiedział, jedynie podrzucił ją odrobinę w swoich ramionach, by mu
się nie ześlizgnęła i szybko przeniósł na łóżko, zrzucając ciało na miękki
materac. - Najpierw chcę zobaczyć, jak ty się rozbierasz. I lepiej zrób to seksownie,
inaczej nawet nie dotkniesz mojego chuja.
Hope uśmiechnęła się tylko, onieśmielona nieco pod jego
przenikliwym spojrzeniem. Nie chcąc jednak zwlekać, powoli zaczęła przesuwać
dłońmi po wąskiej talii, coraz to bardziej podwijając przy tym swoją bluzkę.
Gdy dotarła już niemal do piersi i brakowało jeszcze nie więcej niż centymetra,
by je zobaczył, nagle zmieniła strategię. Przeniosła ręce na swoje uda i
jednym, zmysłowym ruchem zsunęła z siebie legginsy. Została jedynie w majtkach
i koszulce, przez której materiał mężczyzna wyraźnie widział odznaczające się
sutki. Chciał ją ponaglić, ale zdawał sobie sprawę, że sama długo nie
wytrzyma...
Wciąż ubrana, uklękła na łóżku i nie przestając patrzeć
mężczyźnie w oczy, zsunęła swoją prawą dłoń po dekolcie, przez brzuch, aż w
końcu znalazła się tam. Zaczęła
dotykać się delikatnie przez materiał bielizny, nieustannie upewniając się, czy
Seth na pewno patrzy... Nie odrywał od niej wzroku. Drugą dłoń wsunęła pod
koszulkę, dotykając piersi.
Gdyby mógł, chętnie patrzyłby na nią wijącą się na łóżku dla
jego własnej przyjemności przez całą noc, albo i dłużej. Wątpił, by
kiedykolwiek mógł mu się znudzić widok seksownego grymasu wymalowanego na
zarumienionej, delikatnej twarzyczce jego lalki...
Po chwili jej oczy stały się jeszcze bardziej szkliste, a
ruchy dłoni szybsze i pewniejsze. Oddech dziewczyny był płytki i szybki, coraz
mocniej kontrastujący z panującą wokół ciszą. Seth wiedział, że zaraz dojdzie i
nie mógł jej na to pozwolić... Nie chciał, by to stało się tak szybko, jeszcze
niewystarczająco zachłysnął się jej widokiem...
- Dosyć, zostaw coś
dla mnie – zarządził wbrew sobie, ale widząc, że jego zabawce raczej trudno
oderwać się od swojego zajęcia, złapał jej dłoń i odsunął ją gwałtownym ruchem.
– Powiedziałem, że masz się rozebrać, a nie dotykać.
- Tak? Więc dlaczego nie przerwałeś mi
od razu, tylko wpatrywałeś się we mnie jak zauroczony przez ostatnie kilka
minut?
- Jestem tylko facetem, laleczko -
odparł, wyciągając po nią ręce, a ona oddała się w nie bez chwili
zastanowienia. Złapał ją mocno za ramiona, ale zamiast położyć się nad nią,
pociągnął ją w swoją stronę, nakazując miękkim już nogom utrzymać równowagę,
gdy jej stopy dotknęły podłogi. Odwrócił ją tyłem do siebie i wsunął dłonie pod
koszulkę, w sekundę później ją z niej rozbierając. Nie miał ochoty dłużej
czekać...
- Przyznaję, że to było niezłe, ale
zdecydowanie wolę, kiedy jesteś nago... – dodał, łapiąc za sznureczki
znajdujące się po bokach majtek dziewczyny i powoli ciągnąc je w dół...
- Mów trochę ciszej, Beau może
usłyszeć...
- Chcę, żeby usłyszał. – odparł
zachrypniętym lekko głosem, odwracając głowę swojej lalki w bok, by móc polizać
jej szyję. - Właściwie, to chcę, żeby każdy się przekonał, przed kim tak
naprawdę ta urocza, grzeczna dziewczynka pada nocami na kolana...
Hope padłaby na kolana nawet teraz,
gdyby nie to, jak mocno ją trzymał.
- Fuck,
zróbmy to w końcu...
Gdy wypuścił jej ciało z uścisku, lekko popychając ją przy
tym w przód, brunetka niemal odetchnęła z ulgą. Wdrapała się na łóżko, na
którym wylądowała pewnie nie bez powodu, wchodząc na nie na kolanach i
podpierając się dłońmi dla równowagi. Kiedy już chciała się podnieść, poczuła
na swoich biodrach mocny uścisk męskich dłoni.
- Zostań tak – nakazał niskim,
przejmującym głosem, po czym ustawił ją dokładnie w pozycji, w której chciał ją
widzieć i odszedł gdzieś, przez chwilę kręcąc się po pokoju za jej plecami.
Przez tyle czasu Hope zdążyła się już
przyzwyczaić, że to zawsze on wydawał polecenia i właściwie teraz wydawało jej
się to wyjątkowo wygodne... Ponieważ Seth za każdym razem udowadniał jej, że do
niego należy, brunetce nie pozostawało nic innego, jak tylko cieszyć się
przyjemnością, którą od niego dostaje... Nie do niej należało martwienie się o
to, by było im dobrze – ona miała tylko wykonywać jego polecenia, ewentualnie
odczytywać posyłane jej przez mężczyznę sugestie wcześniej, niż ten się
zdenerwuje. W dodatku Seth był tak cholernie seksowny, kiedy nie pozwalał jej
się nawet ruszyć bez jego pozwolenia... Nie mogłaby oponować.
Odwróciła głowę, by móc obserwować jak
Seth sam pozbawia się swoich ubrań, nie zwracając na nią większej uwagi i
uśmiechnęła się tylko, widząc jego idealne ciało w całej okazałości. Kiedy
zbliżył się z powrotem, znów odwróciła się do ściany, łapiąc dłońmi za zagłówek
łóżka, by chociaż dzięki niemu utrzymać równowagę, kiedy jej ciało odmówi jej
już posłuszeństwa...
Seth uklęknął tuż za nią, popychając ją
trochę w przód, by zrobić dla siebie więcej miejsca, a Hope jedynie wstrzymała
oddech, wyczuwając jego ciało tak blisko... Sekundę później poczuła, jak mocno
na nią napiera i spięła się mimowolnie... Nie była wystarczająco przygotowana i
zabolało ją na początku, ale uczucie było zbyt zniewalające, by prosić go, żeby
przestał.
Wszedł w nią do końca, wsłuchany w
głośny jęk, który wydobył się z gardła dziewczyny, po czym wysunął się z niej
całkowicie i powtórzył to jeszcze kilka razy, za każdym kolejnym spotykając się
z mniejszym oporem. Hope wzdychała głośno, starając się nabrać w płuca
odpowiednią ilość powietrza, ale nim była w stanie to zrobić, Seth wsuwał się w
nią ponownie, coraz szybciej i szybciej... Jego dłonie mocno wbijały się w
kobiece biodra... Była niemal pewna, że następnego dnia będzie miała w tych
miejscach ślady, ale tak długo, jak można było je zakryć, wcale jej to nie
obchodziło.
Pisnęła, gdy Seth nagle popchnął ją
tak, że drobne dłonie zmuszone były puścić zagłówek łóżka, a dziewczyna padła
na materac. Jej twarz wylądowała wciśnięta w poduszkę, jej pupa wypięta o wiele
wyżej, ale Hope była zbyt podniecona, by czuć zażenowanie... Właściwie, zbyt
podniecona, by czuć cokolwiek.
I choć nie mogła myśleć, jednego była
pewna. - to naprawdę działało.
* * *
Poranek nastał nazbyt szybko, a słońce
– nawet tak słabe zimą – raziło go w oczy zbyt mocno. Nie mogąc wytrzymać w
nieswoim łóżku, Beau wstał bardzo wcześnie i unikając wszystkich luster na
ścianach doskonale znanego sobie domu, zszedł do kuchni, gdzie kilka następnych
godzin spędził nad kubkiem kawy, której nie był w stanie wypić. Właściwie leżał
rozłożony przy stole, z głową ukrytą w chudych ramionach, wsłuchując się w
przyjemną ciszę, tak typową dla niedzielnych poranków w tej wyludnionej części
Seattle. Drzemał trochę, starając się nie myśleć o niczym i wychodziło mu to
nadzwyczaj dobrze, dopóki z piętra wyżej nie zaczęły dochodzić go pierwsze
hałasy... Zegar zawieszony na ścianie salonu, który nawet z kuchni był
doskonale widoczny, pokazywał już kilka minut po dziesiątej. Właściwie nie mógł
mieć domownikom za złe, że zaczęli się w końcu budzić, ale o wiele bardziej
wolałby siedzieć tu samotnie przez cały dzień. Miał nawet pomysł, by wymknąć
się z domu niezauważonym i wrócić do siebie, ale to nie byłoby fair. Hope się
nim zaopiekowała, unikanie jej teraz byłoby wyjątkowo niemiłym posunięciem...
Doskonale znał odgłos kroków, które
stawiała jego przyjaciółka - delikatne skrzypnięcia schodów pod naciskiem jej
chudego ciała... I jak na złość, to nie je usłyszał jako pierwsze tego dnia.
Nim zdążył znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły, by podnieść się ze swojego
miejsca i schować gdzieś, zniknąć z widoku, w pomieszczeniu pojawił się ktoś
jeszcze. Od razu stało się jakby zbyt tłoczno, ale Beau nie pozostało nic
innego, jak zwyczajnie to zaakceptować.
- No proszę, jednak żyjesz. Chyba
przegrałem zakład... – Seth uśmiechnął się do niego złośliwie, na co Beau
jedynie odpowiedział nieudolnie imitującym uśmiech grymasem, po czym na nowo
spuścił głowę, by powrócić do wpatrywania się we wciąż do połowy pełny kubek
czarnej cieczy. – Jak się spało?
- Fatalnie, szczerze mówiąc. Coś ciągle
budziło mnie w nocy... – wymruczał, ledwo rozpoznając swój głos w tym
zachrypniętym bełkocie. Gdy znów podniósł wzrok, Seth siedział już naprzeciwko
niego, nie spuszczając go z oczu. Beau był niemal pewien, że chce przewiercić
go swoim spojrzeniem na wylot i poczuł jak jego policzki stają się podejrzanie
gorące.
- Patrząc na to, w jakim wczoraj byłeś
stanie, myślałem raczej, że będziesz spał jak zabity... – odparł, a widząc, że
chłopak nie zamierza mu odpowiedzieć, nie zawahał się kontynuować. – Wyglądasz
jak kłębek nerwów, wiesz? Wyluzuj, nie zjem cię. Chociaż pewnie byś chciał, co?
– zaśmiał się, sugestywnie poruszając brwiami, na co Beau momentalnie
wyprostował się i naburmuszył, teraz bardziej przypominając już samego siebie.
- To, że jestem gejem, nie znaczy, że
rzucam się na wszystko co się rusza i jest płci męskiej, wiesz?! – warknął,
patrząc jak Seth odpala papierosa i przez chwilę zastanawiając się, jakim cudem
udało mu się uniknąć zakazu Sheryl, która zawsze była przewrażliwiona na tym
punkcie.
- Doprawdy? – zapytał, wypuszczając z
ust pierwszą porcję dymu. - Nie jestem dla ciebie dość pociągający?
- Każda odpowiedź na to pytanie jest
zła. – Beau poruszył się tylko niespokojnie na swoim miejscu, raczej nie mając
zamiaru wyjawiać mu prawdy.
- Racja. Zresztą wczoraj wyraziłeś się
wystarczająco jasno.
- Chcesz mnie poniżyć? Kurwa mać, Seth,
czuję się wystarczająco fatalnie, nie możesz dać mi trochę spokoju?! Nie kopie
się leżącego...
- Tylko ci, którzy dają się położyć,
używają tego stwierdzenia. Nieważne. Dziś, wyjątkowo, możemy uznać, że nie było
pytania...
- W porządku – Beau wzruszył ramionami,
nie odrywając oczu od leżącej na stole paczki papierosów. – Seth... Mogę jednego?
- Bierz, skoro musisz... Teraz rozumiem,
czemu Hope oficjalnie nie pali. Ty i Ash wysępilibyście od niej całe zapasy. –
Czarnowłosy skrzywił się lekko na dźwięk imienia blondynki, na co Seth od razu
się zaśmiał. – Mam o niej nie wspominać?
- Nie, w porządku... I tak nasłucham się od Hope.
- Cała ta wasza trójeczka wyjątkowo mnie
bawi... Wiesz, że Ashley prosiła mnie, żebym cię pobił? – spytał, na co Beau
jedynie wytrzeszczył w zdumieniu oczy.
- Nie wierzę... Zresztą, skoro tak,
czemu tego nie zrobiłeś?
- Nie mów hop.
- Mam rozumieć, że...
- Nieee... – Seth uśmiechnął się
szczerze, nie przestając go obserwować. – Nie mieszam się w sprawy innych,
zresztą w ogóle nie wierzę, że to ty za tym stoisz. Nikt nie jest tak głupi...
- Więc dlaczego nie powiedziałeś tego
jej?! – Beau mimowolnie uniósł głos, ale twarde spojrzenie Setha od razu
sprowadziło go na ziemię.
- Ciesz się, że ci nie wpierdoliłem, jak
chciała.
- Mam ci dziękować? – mruknął.
- Nie przeginaj.
- Okej, więc dzięki… Ale skoro ty i
Ashley tak dobrze się dogadujecie, to może mógłbyś powiedzieć jej, że...
- Głuchy jesteś, Beau? Nie mieszam się w
sprawy, które nie mają ze mną nic wspólnego. Dobrze się bawiłem, patrząc na jej
ściekające z policzków łzy i słuchając płaczliwego jąkania, tak samo dobrze,
jak teraz, kiedy oglądam ten obraz nędzy i rozpaczy, jaki sobą reprezentujesz,
ale to wszystko. I wolałbym, żebyście nie wciągali w to też Hope. Dorośnijcie w
końcu, pierdolone dzieciaki i zacznijcie rozwiązywać swoje problemy na własną
rękę!
- Hej, nie możesz tak po prostu wymagać
ode mnie, żebym...
- Okej, najwyraźniej nie wyraziłem się
wystarczająco jasno – Seth przerwał mu lodowatym tonem, nim Beau chociaż zdążył
wysłowić się do końca. – Ja nie sugeruję ani nie proszę. Każę.
Seth wstał ze swojego miejsca, powoli
odchodząc w stronę wyjścia, jak gdyby temat był już zakończony, jednak Beau nie
zamierzał tak po prostu zamilknąć. Zacisnął mocno pięści, starając się opanować
swoje bijące zbyt szybko serce i również wstał od stołu, hałasem odsuwanego
krzesła na powrót zwracając na siebie uwagę bruneta.
- Jeśli wydaje ci się, że możesz zjawić
się tu nie wiadomo skąd i nagle rozkazywać wszystkim dookoła, to grubo się
mylisz! Nie będziesz mi mówił, co mam robić, jasne? Sam powiedziałeś, że to nie
jest twoja sprawa, więc się do niej, kurwa, nie wtrącaj! – krzyknął, nie
zważając już na to, jaka może być reakcja bruneta. Ten momentalnie zawrócił,
zbliżając się do niego na niebezpiecznie bliską odległość. Beau zacisnął tylko
zęby, starając się dzielnie znieść wściekłe spojrzenie mężczyzny. Seth
zatrzymał się o krok od niego, mocno odpychając chłopaka w tył, tak, że z
powrotem upadł na opuszczone przed chwilą krzesło, po czym uśmiechnął się
zimno.
- Zmuś mnie.
* * *
Tego dnia Hope długo nie mogła
rozbudzić się do końca i blisko pół godziny leżała z nosem wbitym w miękką,
pachnącą płynem do płukania poduszkę. Na wpół drzemiąc, wyciągnęła z nadzieją
rękę, pragnąc oprzeć ją za chwilę na ciepłym, poruszającym się w rytm oddechu
ciele, ale jej dłoń, zamiast na twardym brzuchu jej przyrodniego brata,
wylądowała na zimnym, zmiętym prześcieradle. Hope była pewna, że kiedy
zasypiali, mężczyzna pozwolił jej się w siebie wtulić, chyba nawet sam zachęcił
ją do tego, przyciągając do siebie bezwładne, zmęczone ciało. Pamiętała, jak z
głową na jego klatce piersiowej, zasypiała kołysana rytmem ciężkiego oddechu.
Nie przebudziła się, gdy rano odsuwał ją od siebie, musiał więc zrobić to
nadzwyczaj delikatnie. W pierwszej chwili brunetka była pełna podziwu dla tak
rzadkiej u niego subtelności, ale już w pół minuty później coś zaświtało jej w
głowie. Skoro Seth chciał wymknąć się niepostrzeżenie, mógł przecież mieć
powód...
Zwlekła się w końcu z wygodnego
materaca i naciągając na siebie pierwsze lepsze ubrania, ruszyła do drzwi
sypialni, starając się otworzyć je najciszej jak potrafiła. Jej pierwsze kroki
zaprowadziły ją do sypialni Setha, ale kiedy do niej zajrzała, pomieszczenie
było puste. Po Beau pozostał tylko zapach taniego alkoholu, niemal duszący dla
jej płuc w niewywietrzonym pokoju.
Kiedy schodziła na dół, po głowie
plątały jej się najróżniejsze, w większości czarne myśli. Nie wiedziała ani
gdzie jest Seth, ani gdzie jest Beau, a to mogło oznaczać jedno – byli gdzieś
razem. Tego bała się najbardziej. Brunet był nieobliczalny, jej przyjaciel za
to niemal bezbronny, a w dodatku tak strasznie przepełniony męską dumą, która
często nie pozwalała mu się zamknąć nawet w najbardziej odpowiednim ku temu
momencie... Oczywistym było, że jeśli Seth postanowi zrobić mu krzywdę, Beau
nie będzie miał żadnych szans. Ze swoim niewyparzonym językiem może co najwyżej
pogorszyć sprawę...
W domu było jednak podejrzanie cicho.
Znikąd nie dobiegały jej niczyje głosy, poza dźwiękiem telewizora i cichym
pobrzdąkiwaniem szkła w kuchni, nic nie docierało do jej uszu. Weszła ostrożnie
do salonu, rozglądając się po pomieszczeniu, ale po Beau nie było ani śladu, za
to Seth leżał spokojnie na kanapie, wpatrzony w duży ekran. Nie zwrócił na nią
uwagi nawet wtedy, kiedy przeszła tuż przed jego nosem by zajrzeć do kuchni.
Sheryl właśnie wkładała do szafki wyjęte ze zmywarki naczynia. Niedziela w tym
domu od dawna nie wyglądała tak spokojnie...
- Seth... Gdzie jest Beau? – spytała w końcu,
siadając na fotelu niedaleko niego, ale mężczyzna nawet na nią nie spojrzał.
Wsłuchiwał się dokładnie w słowa płynące z telewizora, nienaturalnie tym
zainteresowany. Miał w twarzy coś gniewnego, coś, co kazało jej się trzymać z
daleka, ale już dawno przestała słuchać swojego rozsądku. – Seth!
- Nie jestem jego niańką, lalko –
warknął tylko, wciąż nie poświęcając swojej zabawce nawet połowy uwagi, którą
poświęcał zawieszonemu na ścianie urządzeniu. – Poszedł sobie.
- Co?! Jak to poszedł?! Nie mógł sobie
tak po prostu pójść, chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia...
- Nie do mnie z tymi pretensjami. I
przestań mi przeszkadzać, jestem zajęty.
- Czym?! Oglądaniem wiadomości?!
Dopiero teraz Hope spojrzała na ekran,
na którym wysoka, ładna reporterka mówiła coś z poważną miną. Chwilę później
ekran się zmienił, a blondynkę zastąpiła jej starsza koleżanka, stojąca na
dziedzińcu Uniwersytetu Waszyngtońskiego.
- Hej, to nasza uczelnia? – Hope
zdziwiła się odrobinę, ale Seth nie wyglądał na zaskoczonego. Zamiast czekać na
wyjaśnienia, dziewczyna wpatrzyła się w ekran i wsłuchała w słowa dziennikarki.
Zainteresowanie Setha od razu wydało jej się jakieś podejrzane i z każdą chwilą
coraz bardziej dochodziło do niej, dlaczego...
Uniwersytet
Waszyngtoński. To właśnie na jego terenie doszło wczoraj do brutalnej próby
zabójstwa dwudziestojednoletniego Jake’a Townsenda, studenta zarządzania i
mieszkańca tutejszego akademika. Do zdarzenia doszło około godziny 21. Jake
Townsed wracał właśnie z zajęć, kiedy został napadnięty w ciemnej alejce tuż za
budynkiem Wydziału Zarządzania. Sprawca prawdopodobnie działał sam. Brutalnie
pobił mężczyznę, zostawiając na jego ciele również wiele ran ciętych, po czym
zbiegł z miejsca zdarzenia. Koledzy i znajomi z uczelni ofiary twierdzą, że od
dawna mężczyzna czuł się bardzo niepewnie, prawdopodobnie obawiał się kogoś.
Policja bierze pod uwagę motyw porachunków narkotykowych, czemu bardzo mocno
sprzeciwia się rektor uczelni, twierdząc, że w jego placówce nie ma miejsca na
narkotyki. Policja jest już na tropie sprawcy. Jake Townsed walczy teraz o
życie w szpitalu, po tym, jak anonimowa kobieta zawiadomiła o zdarzeniu
pogotowie. Prawdopodobnie uratowało go to, że stracił przytomność. Sprawca był
pewien, że mężczyzna nie żyje, zostawił więc ciało i uciekł...
- Co za bzdura... – Seth prychnął
jedynie pod nosem, na co Hope posłała mu zdziwione spojrzenie.
- O czym mówisz?
- Sama pomyśl. Gdybyś kogoś zabiła,
zostawiłabyś jego ciało w jakiejś uliczce i uciekła? To niedorzeczne. –
Wzruszył ramionami, jak gdyby było to oczywiste, starając się nie zwracać uwagi
na wpatrzoną w niego parę błękitnych oczu, choć mina jego laleczki wyjątkowo go
w tym momencie bawiła. Przestała się w niego wpatrywać tylko na chwilę, kiedy
Sheryl weszła do salonu by oświadczyć im, że jedzie na zakupy. Ale kiedy tylko
drzwi zatrzasnęły się za plecami kobiety, a silnik jej samochodu zawarczał na
podjeździe, dziewczyna momentalnie powróciła do tematu, tym razem pytając
wprost.
- Proszę, powiedz mi, że nie masz z tym
nic wspólnego? – szepnęła, od razu wiedząc, że odpowiedź ją zawiedzie, ale Seth
wcale nie tracił opanowania i najwyraźniej nie miał ochoty tak po prostu się
przyznać.
- Zwariowałaś? Dlaczego miałbym mieć? –
zaśmiał się, choć Hope wciąż była śmiertelnie poważna
- Nazwiesz mnie głupią, ale ja po prostu
to widzę.
- Masz rację.
- Próbowałeś go zabić?
- Nie. Jesteś głupia. – Uśmiechnął się.
- Od kiedy się poznaliśmy powtarzasz mi,
że nie potrafię kłamać i w tym jednym się z tobą zgadzam. Tobie za to wychodzi
to doskonale... Wiesz dlaczego?
- Oświeć mnie.
- Nie dopuszczasz do siebie ludzi, oni
nie mają pojęcia jak wyglądasz, kiedy kłamiesz, a jak wtedy, kiedy jesteś
szczery. Bo wcale nie chodzi o łamiący się głos, albo plątanie się w
zeznaniach... Nieumyślnie dopuściłeś mnie do siebie bliżej niż byś chciał,
Seth.
- Tak myślisz?
- Jeśli nie, jak wytłumaczysz to, że
widzę, kiedy się denerwujesz, kiedy tylko sobie pogrywasz, a kiedy mówisz
poważnie? I wiem, że właśnie po raz kolejny próbowałeś mnie okłamać.
- Chodź tu – Seth wyciągnął ręce w jej
stronę, a dziewczyna, nie wiedząc sama czy kieruje nią ciekawość, czy raczej
potrzeba bliskości, momentalnie mu się w nie oddała, pozwalając mężczyźnie
przyciągnąć się na swoje kolana. Siedziała przodem do niego, wpatrzona w twarz Setha z wyjątkowo niewielkiej
odległości. Przytrzymywał ją mocno w pasie, jak gdyby bał się, że mu ucieknie
nim skończy mówić. Hope nie chciała jednak uciekać.
- Jake był dla mnie bardzo niemiły,
lalko. A ja nie lubię ludzi, którzy są dla mnie niemili. Dostał szansę. Nie
miałem zamiaru go zabić, gdyby tak było, jego ciało pływałoby teraz w rzece
daleko stąd, uwierz mi. I sam wyciągnął nóż... Właściwie jakiś scyzoryk.
- Ale to on walczy o życie – przerwała
mu, przerażona tym, co właśnie usłyszała. Niby doskonale zdawała sobie sprawę,
do czego zdolny jest Seth, ale to nigdy nie wiązało się dotąd z pozbawieniem
kogoś życia... Sądziła, że potrafi nad sobą panować. W dodatku jego delikatny
dotyk, muśnięcia zimnych palców w dole jej pleców połączone z beznamiętnym
głosem... Te same palce, które wczoraj chwyciły za nóż by poderżnąć komuś gardło.
A potem pieściły ją delikatnie przez większość nocy... Boże.
- Walczy o życie, które mu się nie
należy. Nie obchodzi mnie, czy wygra.
- Nie tobie decydować o tym, komu się
należy...
- Laleczko, nie mówię ci o tym po to,
żebyś mnie oceniała. – Chłopak uśmiechnął się do niej łagodnie, łapiąc twarz
swojej zabawki w obie dłonie i delikatnie przyciągając ją jeszcze bliżej. –
Nosisz teraz moją tajemnicę. Jedną z wielu, które jeszcze kiedyś poznasz.
Czujesz jej ciężar? Spróbuj pisnąć komuś choć słowo, a zapomnę o sentymentach.
- Nie musisz mnie straszyć, nikomu nic
nie powiem... Chcę tylko wiedzieć, co tam się stało.
- Spytaj tej tłustej reporterki. Wydaje
się wiedzieć więcej ode mnie – zaśmiał się, a kiedy Hope już chciała zadać
kolejne pytanie, po domu rozległo się głośne dzwonienie. Seth uśmiechnął się i
brunetka mogłaby przysiąc, że widziała w tym uśmiechu coś na kształt ulgi, że
nie musi jej już nic więcej wyjaśniać, po czym rozluźnił swój uścisk, ale jego
zabawka się nie poruszyła.
- No idź, otwórz. To pewnie Beau.
Obiecał, że wróci...
Z cichą nadzieją, żeby rzeczywiście tak
było, Hope podniosła się prędko i niemal na sztywnych nogach ruszyła w kierunku
drzwi, nie do końca będąc sobie w stanie poradzić z tym, co przed chwilą
usłyszała. Była zła, że ktoś im przerwał, ale z drugiej strony sądziła, że może
to i dobrze... Zdąży wszystko porządnie sobie przemyśleć, zanim poprosi matkę,
by pośpieszyła się z tym szukaniem nowego mieszkania.
A kiedy otworzyła drzwi, musiała mocno
zadrzeć głowę do góry by zrównać się wzrokiem ze stojącym w progu mężczyzną.
Był młody, ale wyglądał poważnie. Hope od razu przeczuwała, że nie jest stąd...
Miał w twarzy coś... przerażającego. Jego jasne oczy świeciły podobnie do oczu
Setha, kiedy się tu pojawił. Widząc czarne tęczówki brata dzień w dzień mogła
się do tego przyzwyczaić, ale dopiero teraz, kiedy widziała kogoś w jakiś
dziwny sposób tak do niego podobnego, zdała sobie sprawę, że Seth nawet w
momentach swojej najgorszej złości nie wygląda już tak, jak przez pierwsze kilka
dni... Jedynie w jej koszmarach. Tam zawsze był tak samo przerażający jak
osoba, która stała teraz na jej progu, wpatrując się w nią dziko.
- Czy tu mieszka Seth? – Hope ani przez
krótką chwilę nie zaskoczyło to pytanie, ale pomimo wszystko nie miała pojęcia,
co odpowiedzieć. – To grzecznościowe pytanie. – Gość uśmiechnął się
nieszczerze, kiedy zbyt długo się zastanawiała. – Doskonale wiem, że tu jest.
Bądź tak dobra i wpuść mnie do środka. Powiedz mu, że stary znajomy musi z nim
pogadać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz