Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

20. Dziwnie się czuję, tkwiąc w twoim idealnym świecie


 Seth otworzył oczy odrobinę później niż ona, na nowo chłonąc woń świata, który zniknął dla nich jedynie na kilka chwil spędzonych w miękkim łóżku w jego sypialni. Pora dnia nie była już ważna, nawet nieobecność Sheryl nie miała znaczenia tak wielkiego, jak na początku. Każda chwila, którą spędzali w pseudo-miłosnym uścisku była jakby wyrwana z całości otaczającego ich świata i jego lalka prawdopodobnie też zaczęła to odczuwać, doceniając te momenty tak samo mocno jak on. Gdyby nie seks – ten prosty, fizyczny akt – Seth nigdy nie polubiłby życia. Był miłą odskocznią dla całej, szarej codzienności, którą wszyscy jesteśmy przesyceni. Sceną absolutnie oderwaną od reszty powieści – bo kiedy z ust wydobyło się już ostatnie westchnienie, a ciała opadały zmęczone na materac, wszystko wracało do normalności...
Lalka nie protestowała. Za każdym razem, kiedy jej drobne ciało na powrót nabierało sił, odchodziła, nawet, gdy jej nie kazał. Czasem zasypiali razem, ale nigdy nie budzili się obok siebie...
         Kiedy uchylił powieki, zobaczył już tylko plecy swojej zabawki, gdy ta opuszczała w pośpiechu jego pokój w odrobinę pogniecionych ubraniach. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że się zdrzemnął, aż do momentu, kiedy dziewczyna nie trąciła go łokciem, budząc z przyjemnego letargu, kiedy starała się wyrwać swą koszulkę spod ciężkiego, męskiego ciała. Uśmiechnął się na widok jej ucieczki i sam wstał, by narzucić na siebie ubrania. Czułby się dziwnie, gdyby Sheryl weszła teraz do jego pokoju, a on nie mógłby bez oporów wyjaśnić jej panującego na łóżku bałaganu i niekompletności swojej garderoby. Czasami dotrzymywanie obietnic złożonych lalce było potwornie trudne...
 - Mamo, widziałaś gdzieś mój telefon? – usłyszał nagle dochodzący z pokoju obok krzyk swojej zabawki, ale odpowiedź Sheryl już do niego nie doszła. Kroki na schodach i szuranie stóp w korytarzu łatwo pozwoliły mu zlokalizować Hope. Nie musiał się śpieszyć – skoro dziewczyna szukała swojej własności na dole, minie pewnie wiele czasu nim zorientuje się, jakie to bezcelowe. Spokojnie zapiął spodnie, narzucił na siebie koszulkę i ułożył się z powrotem na wygodnym łóżku, przez moment szukając czegoś pod poduszką. Złapał w dłoń jej telefon i przeglądnął menu bez większego zainteresowania.
         Do spisu numerów dotarł dopiero, kiedy na dole usłyszał delikatne skrzypnięcie zawiasów w drzwiach sypialni należącej do jego matki. Skoro Hope postanowiła się tam rozejrzeć, zdążyła już pewnie przetrząsnąć salon i kuchnię. Teraz jednak zdecydowanie musiał się pośpieszyć...
         Odnalezienie numeru Ashley wcale nie było trudne, choć w kontaktach Hope nie była ona zapisana pod swoim imieniem. Przekopiował go na swój własny telefon, nie trudząc się nawet, by podpisać blondynkę pod fałszywą nazwą, po czym powoli przeczytał resztę numerów z komórki siostry... Nic interesującego.
         Od jego rozmowy z Ashley minął już pełny tydzień, a od momentu, kiedy  omal sama nie rozłożyła przed nim nóg na należącej do Sheryl kanapie, zniknęła bez śladu. Nie pokazywała się ani na uczelni, ani tym bardziej u swojej przyjaciółki, co akurat specjalnie go nie dziwiło. Jej numer zabrał na wszelki wypadek, domyślając się, że pewnie nie raz jeszcze mu się przyda, po czym przeszedł do czytania nieswoich wiadomości. Właściwie nie był specjalnie ciekawy... Po prostu zabijał czas do momentu, kiedy jego lalka zrozumie wreszcie, że telefon jest w miejscu, w którym ze wszelkich sił starała się nigdy go nie zostawiać. W jego pokoju... Aktualnie,  nawet w jego rękach.
         Zdążył właśnie przebrnąć przez długą serię wiadomości od Beau, które zdawały się nie mieć końca, kiedy stare stopnie schodów zaczęły ponownie hałasować w odpowiedzi na naciskający na nie ciężar. Nie chcąc tracić czasu na dalsze wgłębianie się w problemy tego dziwaka, wyłączył rozmowę z Beau i spojrzał na innych nadawców, spośród których tylko jedno imię rzuciło mu się w oczy...
 - Seth... – Lalka uchyliła drzwi najdelikatniej, jak tylko potrafiła, po czym wsunęła się do jego pokoju z typową dla siebie ostrożnością, o której zapomniała niemal natychmiast, gdy tylko zobaczyła swój telefon w jego dłoniach. – Dam sobie rękę uciąć, że akurat tutaj go nie zostawiłam – warknęła.
 - Był w moim łóżku... – Seth odparł jej jedynie zdawkowo, nie odrywając oczu od ekranu. – Lalko, kim jest Nick?
 - Co?!
 - Patrząc po wiadomościach, które ci wysyła, chyba się lubicie...
 - Do jasnej cholery, Seth, jak mogłeś czytać moje esemesy?! Oddawaj mi to! – Zdenerwowała się od razu, ale kiedy ruszyła w jego stronę, by wyrwać mu z rąk niewielkie urządzenie, Seth sam wstał z łóżka, równając się z nią wzrostem i spojrzał jej prosto w oczy, ponawiając pytanie.
 - Kim jest Nick? – Pauzy pomiędzy kolejnymi wyrazami były tak wyraźne, że nie było trudno zrozumieć, że jest wściekły. Nie on jeden... Oboje patrzyli na siebie tak, jakby tylko sekundy dzieliły ich od rzucenia się na siebie z pięściami, podczas gdy komórka dziewczyny leżała już zapomniana na jego łóżku. Teraz nie chodziło już tylko o zabrane bezprawnie urządzenie... Seth zawsze potrafił każdy konflikt przekształcić tak umiejętnie, by to on mógł sypać oskarżeniami.
 - Wydaje mi się, że trochę pomyliłeś swoją rolę, Seth... – warknęła przez zęby, odważnie wytrzymując spojrzenie czarnych, błyszczących w złości tęczówek. – Popraw, jeśli się mylę, bo może coś mi umknęło. Nie jesteśmy parą. Nigdy nawet nie padł tak absurdalny pomysł, więc dlaczego sądzisz, że masz prawo mnie kontrolować? 
 - Bo do mnie należysz. Ile razy trzeba ci to powtórzyć, żeby dotarło?
 - Pamiętam – mruknęła. -  Ale to nie znaczy, że mam sama zamknąć się w złotej klatce i przynieść ci kluczyk w zębach. Oddzielam to, co dziele z tobą od reszty mojego życia... I nie zmusisz mnie, żeby to się zmieniło.
 - Już dawno zmusiłem – odparł pewnym siebie tonem, po czym zbliżył się jeszcze odrobinę. – Nie zmieniaj tematu.
 - Nie zmieniam. Uświadamiam ci, że nie odpowiem. I, na przyszłość - odwal się od mojego pieprzonego telefonu! Ja twojego nie dotykam!
         Głos jego lalki był głośny i stanowczy, a kiedy próbowała przejść obok niego, by zabrać mu swoją komórkę i zapewne jak najprędzej się stąd ulotnić, wyglądała na naprawdę zdeterminowaną. Popchnęła go lekko, gdy stanął jej na drodze, ale mężczyzna nie pozwolił jej wyprowadzić się z równowagi. Złapał ją, gdy sięgała już po urządzenie i jednym ruchem ustawił na wprost siebie.
 - Nie dotykasz, bo nie musisz! Ja też bym nie musiał, gdybym nie podejrzewał, że wskakujesz do łóżka każdemu, kto tylko ładnie się uśmiechnie. Nie pozwolę żadnemu sukinsynowi dotykać tego, co moje.
 - Nie mierz innych swoją miarą, Seth. Albo miarą swoich puszczalskich koleżanek... – warknęła, tym razem już porządnie rozzłoszczona. 
 - Żadna z nich nawet się do ciebie nie umywa, laleczko. Mam ci przypomnieć jak się poznaliśmy? Dałaś mi się wtedy pieprzyć całą noc... Pozwoliłaś całkiem obcemu facetowi zerwać z ciebie ciuchy i rżnąć cię na tylnym siedzeniu jego samochodu, lalko. Czy to nie żałosne? – zaśmiał się, a ona nie mogła już tego wytrzymać.
         To była jedynie sekunda, chwila zapomnienia, a po pokoju potoczył się głośny, choć krótki, odgłos uderzenia - głuchy dźwięk kostek małej pięści odbitych na policzku mężczyzny. Dłoń Hope momentalnie ją zabolała. Poczuła dziwne rwanie w palcach, które uświadomiło jej, że przywaliła naprawdę mocno. I choć spodziewała się, że wywoła tym furię w mężczyźnie, ten wyglądał na całkiem spokojnego. Uśmiechnął się jedynie w swój zwykły, złośliwy sposób, po czym złapał jej chude ciałko prędzej, niż zdążyła się odsunąć.
         Momentalnie zaczęła się wyrywać, ale jej ruchy były nazbyt ograniczone, by mogła coś zdziałać.
 - Jeśli chcesz mnie bić, rób to chociaż porządnie – zaśmiał się zimno, a jego chłód od razu uderzył w rozgrzany do czerwoności temperament dziewczyny. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, kiedy Seth złapał jej prawą rękę, nie siląc się na delikatność i ponownie złożył małą dłoń w pięść, tym razem uważając, by zrobić to poprawnie. – Nie zginaj nadgarstka, kiedy wymierzasz cios, bo jeśli się uchylę, jebniesz w coś i go złamiesz. Najlepiej w ogóle nie uderzaj, kiedy stoję pod ścianą, bo jestem od ciebie lepszy i szybszy – pouczył ją, na co tylko prychnęła zirytowana.  – Cios ma wychodzić stąd – złapał ją w okolicy ramienia, aż lekko się ugięła – nie z łokcia. I nie uderzaj całą pięścią, tylko tymi kostkami – musnął palcami tylko dwie, teraz już dość delikatnie. – To mnie ma boleć, a nie ciebie.
 - Po co mi to mówisz?!
 - Żebyś się nauczyła. No dalej, uderz mnie. Tym razem tak, żebym coś poczuł – Śmiał się z niej, ale nie mogła wręcz oprzeć się pokusie, by nie skorzystać z tego zaproszenia.
         Uderzyła jeszcze raz, tym razem z całej siły, starając się włożyć w to jak najwięcej ze swojej złości. Seth uśmiechnął się krzywo, przygryzając wargę. Specjalnie celowała dokładnie w to samo miejsce, w które uderzyła poprzednio i chyba poskutkowało, bo tym razem wyglądał, jakby choć odrobinę go to ruszyło.
         Mogłaby zrobić to ponownie. Mając pewność, że jej nie odda, mogłaby wymierzać ciosy tak długo, aż nie zejdzie jej naskórek z kości, a jej złość zupełnie się nie ulotni, ale brunet nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Kiedy zobaczył, jak po raz trzeci zaciska małą piąstkę, złapał ją mocno za ramiona i odwrócił dziewczynę tak, by znajdowała się tyłem do niego, mocno uderzając chudym ciałkiem o swoje. Patrzył, jak traci równowagę i był pewny, że gdyby nie jego mocny uścisk, zsunęłaby się na ziemię... Kiedy ścisnął jej ramiona, syknęła z bólu, ale nie przestała się szarpać. Była jak zwierzę uwięzione w potrzasku, a jej oprawcy bardzo podobały się jej wściekłe pomruki. Gdyby teraz ją wypuścił, prawdopodobnie zadrapałaby go na śmierć...
         Uścisk mężczyzny zelżał tylko na moment, ale nie zdążyła uciec. Już po sekundzie poczuła, jak ziemia usuwa jej się spod nóg, gdy jednym ruchem popchnął ją tak, że upadła na podłogę, mocno uderzając o parkiet wystającymi łopatkami. Skrzywiła się z bólu, a gdy otworzyła oczy, jego twarz była już tuż ponad jej własną. Chude nadgarstki tkwiły w jego uścisku ponad głową dziewczyny, a nogami ciężko jej było wierzgać, bo przygniatał ją swoim ciężarem. Jedyne, co mogła zrobić, to krzyczeć, ale i tak nikt by nie usłyszał...
 - Nie jesteś groźna – zaśmiał się. – Ale lubię, gdy próbujesz...
 - Złaź ze mnie!
 - O nie. Ty miałaś już swoją zabawę, teraz pobawimy się po mojemu – odparł, w tym samym momencie rozchylając kolanem jej nogi.
         Policzki Hope paliły ją niewyobrażalnym ciepłem, nie mogła oddychać, mocno przyparta do ziemi. Poczuła jego oddech najpierw na ramieniu, potem na szyi i wargach. W porównaniu do tego, czego się spodziewała, Seth był niezwykle delikatny. Polizał kącik jej ust, a kiedy je uchyliła, momentalnie wślizgnął się do środka. Ich oddechy połączyły się, wargi nacierały na siebie jeszcze namiętniej niż zazwyczaj. Uwolnił jej ręce, a ona owinęła je natychmiast wokół jego karku, mocno przyciskając go do siebie. Hope nie wyglądała już na zdenerwowaną, za to ze wściekłą zaciekłością oddawała każdy jego pocałunek, dotykała jego karku, szarpała dużą, męską koszulkę... Złapał ją lekko za włosy, przez co momentalnie przestała wierzgać, a jego zimna dłoń wylądowała na zapięciu obcisłych, kobiecych dżinsów. Odpiął guzik, nie przywiązując do tego wielkiej wagi, po czym brutalnie szarpnął jej bluzkę w górę, odsłaniając płaski, kobiecy brzuch i ukryte w staniku piersi. Jej oddech momentalnie przyśpieszył, a ciało wygięło się w łuk na tyle, na ile jej pozwalał...
         Zaczęła drżeć, gdy jego silne dłonie złapały ją jeszcze mocniej i uniosły ponad ziemię, wbijając w jej talię twarde opuszki palców. Ból, który sprawiał jej swoim dotykiem, podsycał ogień, którym cała już płonęła. Jej złość połączona z dziką namiętnością, którą w niej wyzwolił, okazała się tak silna, że nie mogła nad nią zapanować.
         To nie był tylko seks, raczej walka o władzę, która dla Hope z góry wydawała się przegrana. Mocny ogień w jej żyłach zrobił jednak swoje – choć nie zapanowała nad Sethem, udało jej się chociaż wyładować na nim swą złość. Pod paznokciami dziewczyny została krew i naskórek. Na karku mężczyzny pozostały ugryzienia... Pozwolił jej na to, jakby wcale nie czuł bólu. Jego nieme przyzwolenie na te brutalne pieszczoty uwalniało w niej coraz większe pokładu złości, którą chciała – i mogła – rozładować.
         A kiedy burza minęła, oboje długo musieli dochodzić do siebie. Oddychali wolno i głęboko, powoli się uspokajając. Na zimnej posadzce było niewygodnie. Seth wstał w końcu, przenosząc się na łóżko, a kiedy tylko przymknął oczy, poczuł przy sobie ciepło drobnego ciałka, które wpychało się tuż obok niego. Uchylił powieki, patrząc jak dziewczyna stara się zrobić dla siebie choć odrobinę miejsca. Lalka wtuliła się w końcu w jego bok, uśmiechając się pod nosem i cicho wzdychając. 
 - Naprawdę łatwo cię uspokoić – zaśmiał się, nie odrywając wzroku od lekko uchylonych ust. – Lubię jak wszystko wygląda tak, jak teraz. Ty też – mruknął, przesuwając swą rękę spod głowy na jej chude ciało i delikatnie przebierając palcami po jej nagim boku. – Powinniśmy więcej się pieprzyć i mniej gadać. Potrafisz się obrazić o byle co...
 - Wszystkie dziewczyny, które znasz, traktujesz jak swoje prywatne dziwki, czy może jestem dla ciebie chociaż pod tym względem wyjątkowa?
 - Wszystkie – odparł, wcale się tego nie wstydząc.
 - Seth... – szepnęła już spokojnie, powoli przesuwając swoją dłoń pomiędzy ich ciałami, by w końcu ułożyć ją na męskim boku, czemu nie zaprotestował. – Jest duża różnica między lalką a dziewczyną?
 - Duża.
 - I... całe życie się bawisz? Powiedz, miałeś kiedyś dziewczynę? - zapytała cicho, po czym niemal od razu poczuła na sobie jego wzrok. Spojrzała na niego, starając się przybrać całkiem niewinną minę, by nadać pytaniu tak samo niewinny ton, ale Seth nie dał się oszukać. Jego ciemne oczy w panującym w sypialni półmroku wydawały się jeszcze bardziej przerażające, a skóra bielsza niż zazwyczaj za sprawą sączącego się przez okno światła. Rysy jego twarzy wyostrzyły się, a cień ciała wyraźnie odznaczał się na jasnej pościeli. W ciszy panującej w pokoju słychać było tylko jego oddech. 
 - A jak ci się wydaje, lalko? Miałem? – spytał w końcu, ale nim zdążyła wymyślić, jaka odpowiedź najmniej go zdenerwuje, od razu zaczął mówić dalej. – Chcesz wiedzieć, jaka jest różnica między lalką i dziewczyną? Nie szanuję swoich lalek, wielu nawet nie lubię, drażnią mnie i jedyną satysfakcję czerpię z dręczenia ich, pociągania za sznurki. Są do tego wręcz stworzone... Słabe, wiecznie potrzebujące pomocy, skomlące jak psy za każdym razem, kiedy je od siebie odrzucę, chociaż tak strasznie utrzymują, że mnie nie znoszą. Durne hipokrytki i rozhisteryzowane małolaty... Są jak zwierzątka, tylko prościej się ich pozbyć, kiedy się znudzą – psa byłoby mi szkoda przywiązać przy drodze, a one w końcu by się przecież odwiązały...
 - Seth, dlaczego mi to mówisz? Mi - dziewczynie, którą uważasz za jedną z nich?
 - Odpowiadam na twoje pytanie. Może następnym razem będziesz je zadawała rozważniej – odparł, teraz już jednak spokojny. – Pytanie brzmi: dlaczego słysząc to dalej się do mnie przytulasz?
 - Mówiłam ci już, że ci nie wierzę. Czasem wydaje mi się nawet, że ty sam sobie nie wierzysz. Może i dążysz do pozbycia się wszelkich uczuć, ale skoro po tylu latach starań dalej je masz...
 - Myślałem, że jesteś mądrzejsza...
 - Przecież oboje o tym wiemy – przerwała mu, lekko poirytowana. – Bo jeśli się mylę, to dlaczego jesteś wściekły na mamę? Umiesz odpowiedzieć? Bo ja tak. To rozgoryczenie, które drzemie w tobie od dzieciństwa, teraz wybucha. Może nie? Na nikogo innego nie jesteś zły, nie w taki sposób. Dlaczego? Bo na innych ci nie zależy. A gdyby tak samo nie zależało ci na mamie, albo nawet na mnie, nie zachowywałbyś się w ten sposób...
 - Twoja psychoanaliza na razie jest do dupy. 
 - Nie myśl, że cię nie doceniam. – Nie pozwoliła sobie przerwać. - W swoim okrucieństwie jesteś naprawdę z dnia na dzień coraz lepszy... Ja po prostu widzę powód. 
 - Małe dziecko zamknięte w ciele dorosłego faceta, proszące o uwagę? Och, błagam, lalko, nie bądź żałosna... Typowa, psychologiczna gadka, która jeszcze żadnego mordercy nie uleczyła z chęci mordowania i żadnemu gwałcicielowi nie ucięła fiuta... 
 - Być może. Ale jeśli siedzi w tobie człowiek, to mam zamiar go poznać. 
 - Pustka, laleczko. To jest właśnie to, do czego się dokopiesz – odparł rozbawiony, ale Hope nie mogła zostawić tego w ten sposób. Podniosła się tak, by oprzeć głowę na swojej dłoni tuż obok niego i starając się nie stracić bliskości, która zawsze skłaniała go do otworzenia się, w końcu odważyła się zadać pytanie, które od ponad tygodnia nasuwało jej się na myśl przynajmniej raz dziennie.
 - Skoro tak bardzo na niczym ci nie zależy, Seth, to dlaczego chciałeś wyjechać, kiedy pokłóciłeś się z mamą zaraz po swoim powrocie? Byłeś wściekły...
 - Ach, to... Tej suce udało się wtedy trafić na dobry moment. – Wzruszył ramionami, ale spojrzenie jego lalki wyraźnie sygnalizowało, że taka odpowiedź jeszcze jej nie satysfakcjonuje. - Nie miałem ochoty walczyć, byłem wykończony po dwóch nieprzespanych nocach, na dodatek schodziły ze mnie dragi, których nałykałem się wieczór wcześniej... Jak zaczęła krzyczeć, słyszałem to pięć razy głośniej niż ty, to rozpierdalało mi czaszkę od środka! Normalnie pewnie bym to ignorował, ale możesz się tylko domyślać, jak to jest, gdy twój organizm ciągnie już na resztkach sił...
 - Dlatego wolałeś wyjechać? Myślałam, że choć trochę cię ruszyło... 
 - Laleczko, przykro mi to mówić po tym, jak poświęciłaś swoją dumę i prosiłaś, żebym został, ale ja wcale nie miałem zamiaru wyjeżdżać. – Zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony jej koncepcją. - Nawet przez myśl mi to nie przeszło! Żeby dać satysfakcję tej chorej dziwce? W życiu! 
 - Więc co chciałeś zrobić? 
 - Jazda autem mnie uspokaja, pomyślałem, że to pozwoli mi się pozbyć bólu głowy...
 - To wszystko? 
 - Mam jeszcze kilka innych sposobów, żeby się zrelaksować, ale nie chciałabyś o nich słyszeć – odparł, złośliwie się uśmiechając. – W każdym razie, wcale nie chce mi się wracać do Basin City. Ale jeśli zechcę się tam przejechać, może nawet zabiorę cię ze sobą... – zamyślił się, a dziewczyna momentalnie zesztywniała w jego ramionach, spinając wszystkie mięśnie na samą myśl o tym, że mogłaby znaleźć się w miejscu, gdzie jest więcej takich jak on... Wylądować w domu z jego znajomymi, którzy są jego identycznymi kopiami, równie bądź jeszcze bardziej okrutnymi. To było jak najgorszy koszmar, który jawił jej się teraz realnie i nęcił... zachęcał, by wzięła w nim udział. Z jakiegoś powodu była ciekawa, jak to wszystko wygląda. Jakie musi być miejsce, które wychowało takiego potwora, kim są ludzie, którzy są za to odpowiedzialni... 
 - To nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziała w końcu, z trudem opierając się pokusie. Pomimo wszystko, miała wystarczająco dużo zdrowego rozsądku, żeby raczej unikać kłopotów, a nie je pomnażać. Jeden Seth to dużo, więcej takich jak on to już zdecydowanie zbyt wiele.
 - Właściwie, to nie było pytanie – odparł, przytulając ją troszkę mocniej, jak gdyby przeczuwał, że za chwilę mu się wyrwie. – Chciałaś mnie poznać. Jest lepszy sposób? Jaki kretyn bada lwa w klatce, w zoo? 
 - Ty nie pozwalasz się badać – szepnęła.
 - Może pozwolę, jeśli ze mną pojedziesz... – zaproponował.
 - Nie przekupisz mnie.
 - Więc zwiążę i wrzucę na tylne siedzenie. 
 - To miejsce po prostu mnie przeraża... – szepnęła całkiem szczerze i niemal automatycznie wtuliła się mocniej w jego ciało, które z jakiegoś powodu zawsze dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Paradoksalnie, był osobą, która mogła najbardziej ją skrzywdzić, ale jednocześnie uratować od wszelkich nieszczęść, które miały spaść na nią z zewnątrz. Wiedziała, że nie pozwoli jej skrzywdzić... Nie komuś, kogo nie lubi, nie zna. Ale czy to tak samo miało się do jego przyjaciół? Znała odpowiedź, choć bała się powiedzieć ją głośno, bała się nawet o tym pomyśleć... Niewiele dla niego znaczyła. Z pewnością nic, w porównaniu do ludzi, których znał od dawna... Ludzi, których lubił i szanował. 
- Nikt nawet cię tam nie dotknie bez mojego pozwolenia – obiecał.
- Chciałabym w to wierzyć...
- Przekonasz się. Ale teraz wróćmy do tego, na czym przerwaliśmy... – Bez problemu złapał jej ciało i pociągnął tak, że wylądowała na nim, okrążając jego biodra długimi, szczupłymi nogami, ale kiedy ich twarze znalazły się naprzeciwko siebie, oddalone od siebie zaledwie o długość oddechu, nie pocałował jej, ani sam nie pozwolił się pocałować.
 - Kim jest Nick? – zapytał po raz kolejny, ale tym razem Hope jedynie się roześmiała, chowając twarz w jego ramię.
 - Dałbyś już spokój... 

* * *

Lacey obudziła się w nieswoim łóżku, w mieszkaniu, w którym prawdopodobnie nigdy wcześniej nie była, za to ze znajomym poczuciem suchości w gardle, które co rano skutecznie przypominało jej o tym, co robiła zeszłej nocy. W jej skroniach pulsowało, a całe ciało było podejrzanie obolałe... Podniosła się delikatnie, wciąż mrużąc oczy w obronie przed jasnym, wpadającym przez nie do końca zasunięte żaluzje słońcem i rozejrzała wokoło, starając się przypomnieć sobie, co robiła wczorajszej nocy... Bezskutecznie.
         Po chwili w głębi korytarza, do którego prowadziły otwarte drzwi, usłyszała długie, powolne kroki. Spojrzała zaciekawiona w stronę źródła hałasu, ale była zbyt słaba, by podnieść się z łóżka i wyjrzeć na zewnątrz... Szybko okazało się, że nie musiała, bo domownicy szli właśnie w jej kierunku. Jeden z nich wszedł do pokoju, uśmiechając się podejrzanie radośnie kiedy zobaczył, że dziewczyna już nie śpi, a Lacey aż się wzdrygnęła na jego widok, chrząkając znacząco.
 - Matko... Byłam aż TAK pijana? – spytała ironicznie, mierząc go wzrokiem z góry na dół i wyjątkowo ostentacyjnie krzywiąc się z obrzydzeniem. Mężczyzna był wysoki, miał ciemną skórę i wiele blizn na twarzy, które okropnie go szpeciły. Patrzył na nią małymi, ciemnymi oczami, które wyglądały jak świecące kamienie osadzone na kwadratowej twarzy, a jego usta ściągnięte były w długą, wąską kreskę, gdy zaciskał zęby.
 - Na twoim miejscu nie byłbym tak pyskaty... – odparł, kiedy do pokoju wkroczył drugi mężczyzna, z wyglądu równie nieprzyjemny, ale zdecydowanie bardziej postawny, by nie powiedzieć – otyły. Bez słowa spojrzał na nią znudzony i usiadł tuż obok, nie spuszczając z niej wzroku. Poczuła się dziwnie... 
 - No dobra, co się tu dzieje? Bo w to, że miałam ochotę przespać się z którymś z was nie uwierzę. Poza tym... skądś kojarzę to miejsce...
         Teraz, kiedy jej oczy przyzwyczaiły się już do światła, mogła lepiej rozejrzeć się po pomieszczeniu. Widziała już, że to wcale nie było mieszkanie, a jedynie pokoik nad klubem, w którym bawiła się zeszłej nocy. Bywała tu kiedyś, ale teraz wystrój całkowicie się zmienił i ciężko było jej określić, czy na lepsze... To zawsze była rudera. Jej brat razem ze swoimi znajomymi przychodził tu kiedyś, gdy klub należał jeszcze do starego właściciela. Parę razy udało jej się znaleźć go w tym miejscu, ale to było lata temu... Teraz nikt z jej znajomych nie miał tu wstępu, nowy właściciel ich nie trawił. Zwłaszcza Setha.
         Gdy tylko sobie o nim przypomniała, wszystko stało się jasne i właściwie nie musiała już czekać na wyjaśnienia, których mężczyzna udzielił jej, siadając na starym fotelu naprzeciwko.
 - Szukamy twojego przyjaciela, malutka. Tak się składa, że wyjechał, zapominając, że jest mi coś winien... – mruknął niskim, nieprzyjemnie zachrypniętym głosem, ale Lacey nie zamierzała go słuchać.
 - Pierdol się, ja nic nie wiem. Wypierdalam stąd, jak masz coś do załatwienia z Sethem, to nie mieszaj do tego innych – warknęła, wstając ze swojego miejsca, ale człowieko-małpa siedząca tuż obok momentalnie zagrodziła jej drogę, przytrzymując dziewczynę za jej chude ramiona i w ten sposób zmuszając, by usiadła na swoim miejscu.
 - Więc jednak wiesz, o co chodzi...
 - Jakby się było, kurwa, trudno domyślić! Powiedz koledze, żeby się ode mnie odwalił, to może będę tak miła i nie wspomnę nikomu, jak mnie potraktowaliście!
 - Stul pysk! – warknął ten, który dotychczas się nie odzywał, po czym bez ostrzeżenia uderzył ją w twarz tak mocno, że przewróciła się na twardy materac, na którym prawdopodobnie spędziła noc, lub przynajmniej jej sporą część.
 - Pierdolony matkojebca! Zapłacicie za to!
 - Mów, gdzie jest ten sukinsyn, albo już nie będziesz miała okazji komukolwiek się poskarżyć – zagroził. – My nie żartujemy, termin już dawno minął!
 - A co mnie to, kurwa, obchodzi?! Wiszę ci coś?! Nie! Sami się pozabijajcie, beze mnie! Ja pierdolę... – Lacey pozbierała się prędko, ale kiedy tylko chciała ponownie wstać, małpolud złapał ją jeszcze mocniej niż wcześniej, dociskając jej kobiece ciało do siebie. – Puszczaj mnie, ty obleśny kretynie! 
 - Skoro tak, to trzeba cię będzie zabić, kotku...
 - Szkoda jej, Jay. Nie myślisz, że przed tym moglibyśmy chociaż ją...
 - Spierdalaj! – wrzasnęła natychmiast, bezskutecznie szarpiąc się w jego ramionach.
 - Może po – zaśmiał się czarnoskóry, ale nim zdążyła chociaż zrozumieć, o czym mówi, w drzwiach pojawił się ktoś trzeci, patrząc na całą sytuację z lekkim zniesmaczeniem.
 - Emm... Jay, ktoś przyszedł.
 - Kto? – oprych przeniósł na niego wzrok bez większego zainteresowania, a Lacey od razu spróbowała wykorzystać ten moment, tym razem z całej siły gryząc dłoń większego z mężczyzn.
 - Kurwa! Ta suka mnie upierdoliła!
 - Zamknij się! Kto przyszedł? – ponowił pytanie, jakby miał nadzieję, że to sam Seth pojawił się tu znikąd, by ją uratować.
 - Ten blondyn, jego przydupas... – Nowy wzruszył ramionami, nie do końca wiedząc nawet, jak mężczyzna ma na imię. Kojarzył go tylko dlatego, że zadawał się z Sethem, ale Jay nie żądał dalszych wyjaśnień, najwyraźniej bardziej obeznany w temacie.
 - Niech wejdzie, ta i tak na nic się nam nie przyda – zaśmiał się obleśnie, patrząc na Lacey. – Może on będzie bardziej poinformowany...
         Nowy pokiwał jedynie głową, tłumacząc, że wychodzi tylko by go zawołać, ale nie wrócił już do pokoju. Zamiast niego chwilę później w drzwiach pojawił się Chris, od progu klnąc pod nosem coś, czego nikt z obecnych nie potrafił rozszyfrować. Wyglądał fatalnie, co Lacey wcale nie zdziwiło – musiał nie spać całą noc, prawdopodobnie jej szukając. Pomimo wszystko, zazwyczaj trzymali się zasady, że kiedy wychodzili gdzieś razem, wracali razem. A ona musiała zniknąć nagle, pewnie nawet ich nie zawiadamiając... Szczerze mówiąc, nie pamiętała tego. W ogóle większość nocy jakby umknęła jej pamięci i była pewna, że to nie przypadek ani nie wina zwykłego alkoholu. Film nigdy nie urwał jej się jeszcze aż do tego stopnia.
 - No tak... Mogłem od razu tu zajrzeć, zamiast wołać cię po klubie – zwrócił się do Lacey, na co ta tylko ironicznie się uśmiechnęła. – Następnym razem zawiadamiaj, kiedy idziesz się bawić z kolegami.
 - Bardzo śmieszne – syknęła.
 - Koniec przedstawienia, puść ją. Moi kumple wiedzą gdzie jestem, jak nie wyjdę za pół godziny, to nikt już stąd nie wyjdzie – stwierdził, zwracając się do czarnoskórego. 
 - Więc mamy czas na rozmowę. Usiądź.
 - Dzięki – uśmiechnął się sztucznie, zajmując miejsce na drugim wolnym fotelu i rozsiadając się na nim wygodnie. – My się już znamy, prawda? 
 - Nie do końca. Znasz mnie tylko od tej dobrej strony – Jay wyszczerzył szereg swoich nierównych, zepsutych zębów, a Chris jedynie prychnął, śmiejąc się pod nosem.
 - Zabrzmiało groźnie – zakpił. – No dobrze, więc skoro chcesz porozmawiać, daj mi chociaż coś do picia, usycham przez nią – zażądał, a czarnoskóry skinął na kogoś i już po chwili przed jego nosem pojawiła się szklanka z wodą. Chris jedynie uniósł brwi, lustrując przyniesione mu naczynie z góry na dół, jak gdyby chciał prześwietlić na wylot i tak przeźroczystą ciecz.
 - Żartujesz sobie ze mnie? – mruknął, chwytając za szklankę i powoli przechylając ją, by cała zawartość wylała się na podłogę. – Albo przynoś mi wodę w butelce, albo nalej ją przy mnie. Skąd mam wiedzieć, czy czegoś mi nie dosypaliście? 
 - Zupełnie, jakbym gadał z Sethem... – Jay mruknął, starając się nie zwracać uwagi na sporą kałużę, która powoli zbliżała się do jego butów. – Zrobił z was swoje małe podobizny, czyż nie?
 - Może po prostu przypominał, żeby nie brać napoi od nieznajomych. Mama też mi to mówiła.
 - Przejdźmy do rzeczy. Tak się składa, że wasz idealny guru nie miał na tyle odwagi, by się ze mną spotkać twarzą w twarz i uciekł jak ostatni tchórz, zostawiając mi was...
 - No, to specjalnie cię chyba nie lubi, bo tak się składa, że my jesteśmy wyjątkowo mało użyteczni. – Chris zaśmiał się, a Lacey jedynie przytaknęła.
 - Mówiłam wam...
 - Tak się składa, że możecie mi pomóc. I pomożecie. Nie potrzeba mi wiele... Podajcie tylko adres. Nikt nie musi wiedzieć, że to od was go znam. Zawrzemy umowę, powiecie mi, gdzie on jest, a ja wypuszczę was i zapomnę o tej rozmowie... – przedstawił swoje warunki, których Chris wysłuchał ze skupieniem wymalowanym na twarzy, ale kiedy tylko skończył, w pokoju zapanowała cisza. Blondyn wyglądał tak, jakby się nad czymś zastanawiał, Lacey raczej płonęła ze złości, coraz to na nowo rozmasowując bolący policzek swoją wolną ręką, innym za to nie pozostało nic, jak tylko czekać. W końcu, po blisko minucie, Chris uśmiechnął się, kiwając głową. A kiedy Jay już chciał nakazać komuś, by notował, okazało się to zupełnie zbędne.
 - Ty chyba w ogóle nic nie rozumiesz z relacji, jakie łączą nas z Sethem... 
 - Odłóżcie przyjaźń na drugi plan, on by tak zrobił.
 - Po pierwsze, nie masz pojęcia, jak on by postąpił w takiej sytuacji...
 - Właśnie, sukinsynu! – Lacey wtrąciła się od razu, ale Chris nawet nie zwrócił na nią uwagi, kontynuując.
 - Po drugie, tu nie chodzi o przyjaźń, nawet o żadną wierność czy honor... Te pojęcia już dawno się przedawniły. W zasadzie, to chronimy nawzajem swoje tyłki, nie zdradzamy swoich i trzymamy gęby na kłódkę, ale byłbym głupi twierdząc, że to jakiś nasz wewnętrzny pakt... Po prostu zrozum – gdybym sypnął Setha, on prędzej czy później dotarłby do tego, kto to zrobił. A wtedy... no cóż - kaplica, amen, drewniane pudło... Ale są takie sytuacje, jak ta na przykład, że siedzi tu przez nami jakiś chory czarnuch z bronią pod kurtką, grozi, że żywi z tego nie wyjdziemy i pewnie ma rację i w tym momencie mam wybór – powiedzieć, gdzie jest Seth i ewentualnie później zginąć, co może odwlec się w czasie, albo nawet nigdy nie nastąpić, albo zdechnąć od razu na dodatek z rąk jakiegoś szczerbatego oprycha albo jego małpy.
 - Uważaj na słowa, chłoptasiu! I skończ swoją przemowę, potrzebuję adresu! – przerwał mu prędko Jay, ale Chris jedynie pokręcił w niedowierzaniu głową, śmiejąc się cicho.
 - Nic nie rozumiesz? Skoro ja o tym wiem, Seth też o tym wie. To oczywiste. I powiedz mi, jakim kretynem musiałby być, żeby powiedzieć nam, gdzie wyjeżdża? 
 - Chcesz mi powiedzieć, że nie macie pojęcia, gdzie on jest?
 - A co, nie słuchałeś? – prychnął, ale zaraz po tym spojrzał na zegarek, nie mając ochoty tracić więcej czasu na przekomarzanki. – Oho, pół godziny dobiega końca. Puść Lacey, gorylu i się zbieramy. Za tą wodę już podziękuję...
 - Posłuchaj no, dzieciaku! Może nie znam adresu Setha, ale za to wiem, gdzie mieszka ona i bez problemu mogę dowiedzieć się, gdzie mieszkasz ty! – zagroził, zastawiając mu drogę.
 - O, nie wątpię. Poszukaj w książce telefonicznej pod „nieprzydatny”.
 - Nie doceniasz się, Chris, bo będziesz baaardzo przydatny. Daję wam tydzień. Tobie i tej pyskatej dziuni, chociaż naprawdę miałem ochotę ją zabić – uśmiechnął się obleśnie do blondynki, w tym samym momencie gestem nakazując swojemu koledze, by ją puścił. – Później znowu się z wami skontaktujemy. Załatwicie do tego czasu jego adres, nie obchodzi mnie jak, ma po prostu być.
 - Nie licz na to, dupku, nie będziemy pomagać takiemu...
 - Lacey... – Chris przytulił przyjaciółkę do siebie, zakrywając dłonią jej usta, by przestała mówić i starał się nie zwracać uwagi na jej wbite w jego skórę zęby. Nie miał jej tego za złe, ale zupełnie nie znała się na tym, jak należy rozmawiać z takimi ludźmi. Właściwie, on sam też dopiero się uczył. Wiedział tylko jedno – nie wyprowadza się z równowagi kogoś, kto ma nad tobą przewagę... – Zobaczymy, co da się zrobić. Nie jestem tylko pewien, czy tydzień nam wystarczy...
 - Ten termin nie podlega negocjacji – syknął zimno mężczyzna, a Chris wolał już nie przedłużać, złapał więc Lacey za rękę i pociągnął ją w stronę wyjścia.
 - W takim razie do zobaczenia.
         Zeszli na dół, do klubu, który o tej porze był zupełnie pusty nie licząc barmana, który ustawiał coś na półkach i przeszli szybko przez długi parkiet, czując się bezpiecznie dopiero wtedy, kiedy uderzyło w nich mroźne, zimowe powietrze. Lacey dopinała jeszcze kurtkę, Chris starał się odpalić papierosa. Żadne z nich nie patrzyło na drugie i nie odezwali się do siebie, nim nie dotarli prawie pod sam jej dom...
 - Nikogo z tobą nie było – stwierdziła raczej, niż zapytała, a Chris tylko skinął głową.
 - Rozdzieliliśmy się. Musiałem improwizować...
 - Co robimy? – zapytała, a on nawet nie musiał dopytywać, co dokładnie ma na myśli.
 - Sam nie wiem. 
 - Seth powiedział ci, gdzie jest, prawda?
 - Pewnie, że tak. 
 - Zawsze mamy kłopoty przez tego skurwysyna! 
 - Wcale nie. Pokaż, mocno dostałaś? – Chris złapał w dłonie jej twarz, czemu nawet się nie opierała, a widząc, że białko prawego oka stało się już niemal w całości czerwone, a sam policzek jest mocno napuchnięty, skrzywił się jedynie, starając się nie naciskać na żadne z obolałych miejsc. – Sukinsyny...
 - Źle to wygląda? – Zmartwiła się, nagle pokorniejąc.
 - Źle. Idziemy do ciebie, trzeba ci to obłożyć lodem...
 - Idziemy do mnie, bo uwielbiasz u mnie przebywać – poprawiła go. – Poza tym, dzwoń po resztę. Trzeba coś wymyślić.


* * *

         Było już ciemno, kiedy Hope usiadła w końcu przy książce, którą powinna była przeczytać już dawno, przygotowując się na kolejne zajęcia. Teraz, kiedy w domu nie było Setha,w końcu mogła się skupić i była pewna, że wystarczy jej godzina, może dwie, a przeleci wzrokiem przynajmniej większą jej część, by mieć jakiekolwiek pojęcie o temacie. Niestety, trudny język oraz czysto naukowe pojęcia nie ułatwiały jej lektury... Mijały kolejne minuty, a ona wciąż nie doczytała pierwszej strony, po blisko godzinie, miała ich za sobą zaledwie dwadzieścia. Westchnęła ciężko, szarpiąc za szufladę swojego biurka i wyciągając z niego ukrytą na samym dnie paczkę papierosów.
 - Na tych studiach nie da się nie palić! – warknęła gniewnie, ale kiedy tylko podeszła do okna, by odpalić trzymaną w dłoniach białą rurkę pełną tytoniu, coś przykuło jej uwagę, skutecznie odciągając ją od wszystkiego, o czym właśnie myślała. Dwóch mężczyzn przed jej domem... dwóch mężczyzn, których doskonale znała.
         Natychmiast wrzuciła trzymanego w dłoni papierosa z powrotem do szuflady, w szalonym tempie zbiegając na dół i docierając tam dokładnie w momencie, kiedy zatrzasnęły się frontowe drzwi.
 - Zobacz, czyje zwłoki musiałem zbierać z trawnika. – Seth uśmiechnął się do niej zza ramienia Beau, którego cały czas podtrzymywał, bo bez tego chłopak prawdopodobnie od razu upadłby na zimną posadzkę. – Znaczy się, masz gościa – dokończył, gdy tuż obok pojawiła się Sheryl, patrząc zmieszana na całą sytuację.
 - Matko, nic mu nie jest? – spytała prędzej, niż Hope zdążyła się odezwać, choć jej na usta cisnęło się dokładnie to samo pytanie. Beau dotychczas nawet nie podniósł na nie wzroku, wyglądał... nie najlepiej. Jego twarz w całości zakrywały czarne włosy, a jego ciało jedynie wisiało bezwładnie na Secie, nie wykazując większych oznak przytomności... Długie, blade ręce zwisały bez ruchu, a nogi plątały się przy każdym kroku stawianym przez ciągnącego go bruneta. Nie czekając na odpowiedź, Hope podeszła bliżej, odgarniając włosy z twarzy przyjaciela i delikatnie ujmując w dłonie jego policzki.
 - Jasne, że nic mu nie jest, po prostu się nawalił – Seth zaśmiał się, widząc niepokój na twarzach obydwu kobiet. Kiedy brunetka tylko zobaczyła, że chłopak ma podbite oko, spojrzała na brata podejrzliwie. – Daj spokój, to nie ja. – Wzruszył ramionami. – Nawet nie jest już spuchnięte, został tylko siniec... Ktoś musiał zrobić mu to już dawno...
 - Dobrze, ekspercie. Może zabierzesz go na górę? – przerwała mu Sheryl, na co od razu Seth posłał jej wściekłe spojrzenie.
 - Mam jej zademonstrować jak wygląda świeżo podbite oko na tobie, mamusiu? – syknął, a Sheryl niemal automatycznie cofnęła się w głąb pokoju. 
 - Nie odzywaj się do mnie w ten sposób! 
 - Mój ojciec cię lał, a po kimś mam te skurwiałe geny! Nie prowokuj mnie... – warknął, nagle czując na sobie dotyk swojej lalki. Gdy na nią spojrzał, w jej oczach malował się strach, niema prośba, by nic już nie mówił... – Ech... odsuń się, zaniosę go do ciebie.
 - Dziękuję – szepnęła, a kiedy tylko się oddalił, podeszła do swojej mamy i przytuliła ją mocno. – Przepraszam. – Sheryl wtuliła się w ciało córki, nagle nie musząc udawać już silnej, a po jej policzku popłynęła łza. – Przepraszam za niego... 
 - W porządku, córeczko. Niedługo to wszystko się skończy...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy