Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

2. Ślady paznokci na granatowym niebie


         Nocą ulice Seattle nie były tak spokojne jak przedmieścia, na których mieszkała dziewczyna. Oprócz charakterystycznego cykania świerszczy i szurania butów spacerujących po ulicach ludzi, zewsząd słychać było podniesione głosy lekko podchmielonych osób, które zmierzały w stronę baru lub go opuszczały – raczej na papierosa, niż po to, by udać się do domu. Wśród przechodniów nikt nie zwracał uwagi na ich dwójkę. Rozmieszczone w zbyt dużych odległościach latarnie nie były w stanie rozświetlić całej ulicy, w cieniu wysokich budynków pozostawali więc niemal niezauważalni. Właśnie minęła północ, a dzwony pobliskiego kościoła rozdzwoniły się niespodziewanie pośród ciemnego nieba. Hope poczuła się nagle wyjątkowo dziwnie, te odgłosy nijak nie pasowały jej do panującej wokół atmosfery. Miała wrażenie jakby ten dochodzący z tak daleka dźwięk coś dla niej oznaczał. Jej ciało momentalnie przeszedł dreszcz zimna – to był bardzo chłodny wieczór i nawet mając na sobie całkiem ciepłą kurtkę, dziewczyna nieustannie musiała powstrzymywać szczękanie idealnie równych zębów. Nie chciała pokazać, że tak mocno odczuwa niską temperaturę, z jakiegoś powodu w ogóle unikała okazywania wszelkich emocji, dopasowując się tym samym do towarzysza, z którego oczu nie dało się niczego wyczytać. Dopiero teraz tak naprawdę zdała sobie sprawę, że właśnie pozwala prowadzić się w noc obcemu mężczyźnie, na dodatek tak tajemniczemu, że nie była w stanie przewidzieć czy ten za chwilę zamorduje ją, czy się w niej zakocha. A on wyprzedzał ją o kilka kroków i ani razu nie obejrzał się za siebie by sprawdzić, czy Hope wciąż za nim podąża. Tak, jak gdyby nie mogło być inaczej…
         Minęli róg ulicy, przy której znajdowało się wejście do pubu i udali się w ciemniejszą alejkę prowadzącą w stronę niedalekiego parku, gdzie o tej porze niemal nikt już nie chodził. Kiedy usłyszała za sobą odgłos głośnego śmiechu dwójki młodych mężczyzn, niemal podskoczyła, automatycznie zbliżając się do nieznajomego. Zrównała się z nim i spojrzała w jego twarz – znów palił, w niesamowicie seksowny sposób dotykając wargami końcówki żarzącego się papierosa. W końcu nawet ona uznała za śmieszną swoją fascynację tym człowiekiem. To było po prostu silniejsze od niej – nie była w stanie być obojętna, nieważne jak wiele niepokojących sygnałów by od niego nie dostawała. I nie była to jedynie jego wina czy zasługa. Bezsilność Hope pochodziła również od niej samej - wpływały na nią poprzednie lata, kolejne dni samotności i niespełnionych marzeń o chłopaku, który będzie na tyle silny, by utrzymać ją w swych ramionach.
         Kiedy dopiero rozpoczynała swoje nastoletnie życie, uwielbiała rozmyślać o kimś, kto w przyszłości skradnie jej młodzieńcze serce. Jej ideał był doskonale sprecyzowany, tworzyła go w swojej głowie przez wiele bezsennych nocy. Z czasem przyznała przed samą sobą, że chyba trochę przesadza. Kolejni poznawani przez nią chłopcy byli całkowicie przeciętni, żaden z nich nie zagościł przy niej na dłużej i wcale nie dlatego, że była nieczuła – po prostu brakowało im tego magicznego „czegoś”. I gdy po blisko dziesięciu latach oczekiwania na cud zjawił się przy niej mężczyzna, który jednym słowem potrafił powalić ją z nóg, jakaś potężna siła gnała ją w jego stronę. To nie było uczucie, które mogłaby wytłumaczyć – było jak niewidzialna linka, w której istnienie nie chciała wierzyć. Coś ciągnęło ją krok w krok za tym człowiekiem, karząc przyśpieszać, kiedy on przyśpieszał i zwalniać, gdy zwalniał. Szybko przyłapała się na tym, że mimowolnie naśladowała każdy jego gest. Niezauważalnie uszczypnęła się w nadgarstek, starając się bólem choć w pewnej części przywrócić sobie trzeźwe myślenie. W ciągu niecałych pięciu minut, podczas których przenieśli się spod pubu aż na koniec sąsiedniej uliczki czuła, że jej myśli nie należą do niej. Nie poznawała siebie, a swoje dziwne zagubienie coraz mocniej kojarzyła z ilością wypitych wcześniej drinków…
         Kiedy w końcu zaczęła rozpoznawać miejsce, w którym się znajdowali, ktoś wydał z siebie dziki krzyk tuż za jej plecami, a dziewczyna momentalnie podskoczyła. Zakapturzony chłopak zatrzymał się, spoglądając na nią z zaskoczeniem. Jej oddech był szybki i płytki, a w oczach odbijał się niewytłumaczalny strach. Mężczyzna z tyłu, który tak przestraszył ją przed chwilą swoim głosem, zaśmiał się głośno i odszedł w stronę najbliższej bramy, gdzie prędko zniknął.
 - Jesteś strasznie nerwowa – rzucił w jej stronę brunet, patrząc niemal z rozczuleniem jak dziewczyna z trudem stara się ukryć swoje poruszenie. Jej serce prędko powróciło do pożądanego rytmu, a na gładkich policzkach pojawiły się rumieńce wstydu. 
 - To dlatego, że zazwyczaj nie zapuszczam się w takie miejsca o tej porze. – Jej głos stał się lekko zachrypnięty i niższy niż do tej pory. Wydawała się niemal oburzona, że brunet nakrył ją na tej chwili słabości. Tamten krzyk wyrwał ją z zamyślenia, nie chciała tak na niego zareagować, ale to był odruch… Potencjalnemu oprawcy mogła dać jednak do zrozumienia, jak niepewnie czuje się w miejscach takich jak to. Nic bardziej niemądrego nie mogła chyba zrobić.
 - Przy mnie nie musisz się bać – Mężczyzna dodał z lekkim rozbawieniem, a oczy brunetki momentalnie skierowały się prosto na jego twarz. Patrzyła na niego, jakby co najmniej spadł z księżyca. No bo czy to nie on był dla niej jednym z głównych zagrożeń tego wieczoru? Uwierzyła, że jej przeczucia względem chłopaka są niesłuszne, gdy pozwoliła mu prowadzić się w głąb ciemności, wciąż jednak nie była gotowa, by mu zaufać. Kiedy ponownie ruszył do przodu, zawahała się przez chwilę. Coś wyraźnie zamigotało zaledwie kilka kroków przed nią, a ciszę wokół przerwał głośny, krótki dźwięk. W jednym momencie znalazła się tuż przy boku nieznajomego.
 - Co to było? 
 - Mój samochód – odparł przyzwyczajony już do jej dziwnego zachowania, po czym nacisnął na maleńkim pilocie przycisk, który sądząc po odgłosie odblokowywał zamki w jego czarnym pojeździe. Dopiero teraz doszło do niej, że to, co widziała to tylko błysk świateł, a podejrzany dźwięk to odgłos wyłączanego alarmu. Zbliżyła się do samochodu obserwując, jak słabe światło latarni odbija się od jego karoserii. Nie znała się na markach ani rodzajach samochodów, ale ten wyjątkowo jej się spodobał. Był całkiem spory, pokryty czarnym lakierem, z dużymi, odznaczającymi się na kołach srebrnymi felgami. Robił wrażenie naprawdę drogiego cacka, co jednak wcale jej nie zdziwiło. Przewidywała, że ten mężczyzna mógł mieć pieniądze – nie miał problemu, by postawić jej kolejne drinki, a poza tym był taki bezczelny i pewny siebie… Idealnie pasował jej do wizji rozpuszczonego przez rodziców snoba. Jedynie w jego oczach widać czasem było coś, co jakby całkiem kłóciło się z takim rozumowaniem. W tym momencie nie wierzyła już jednak tym czarnym tęczówkom. Zbyt dobrze potrafił manipulować nią za ich pomocą…
         Brunet z pozoru patrzył na nią bez większego zainteresowania, ale tak naprawdę przez całą drogę śledził ją kątem oka. Wydawała się rozsądną osobą, szczerze mówiąc nie spodziewał się nawet, że zgodzi się na wyjście razem z nim z baru, widocznie jednak na tym telefonie zależało jej bardziej niż na życiu. Widział, jak na niego patrzy, a z każdym drżeniem przeraźliwie chudego ciałka, uśmiech na jego wargach stawał się coraz wyraźniejszy. Naprawdę musiał panować nad swoim wyrazem twarzy, żeby jej nie przestraszyć. Chwila nieuwagi i znów mogła zauważyć w nim psychopatę i uciec spłoszona jak najdalej potrafiła – choć tak naprawdę nic by jej to nie dało. Nie miał jednak ochoty bawić się z nią w kotka i myszkę, wciąż był zbyt wykończony, by ją gonić. Miał ją teraz przy sobie – niską, skuloną ze strachu, którego starała się po sobie nie okazywać, z dużymi, błękitnymi oczami, którymi spoglądała na niego co jakiś czas. Przez powolne tempo jej niewielkich kroków droga do samochodu zajęła im trzy razy więcej czasu niż gdyby szedł do niego sam, ale nie chciał jej winić – być może naprawdę była zbyt mocno sparaliżowana strachem albo raczej całkiem nieźle upojona alkoholem, co widział w jej rozbieganych oczach. Kupione wcześniej drinki chyba porządnie ogłupiły jej instynkt samozachowawczy. Wyglądała na osobę, która jednocześnie chce uciekać i zostać w miejscu, w którym stoi… Niesamowite połączenie.
 - Robi… robi wrażenie – odparła cichutko, a jej usta niebezpiecznie zadrżały. Nie wiedział, czy jej słabiutki głosik i zająknięcie wynikało z zimna czy przerażenia, ale w tym momencie niewielkie miało to dla niego znaczenie.  - Mam coś, co robi większe wrażenie na dziewczynach. – Zaśmiał się, doskonale zdając sobie sprawę z tandetności własnych słów i tego, że dziewczyna prawdopodobnie też już to zauważyła. – Chcesz zobaczyć? – Zbliżył się do niej o kilka kroków, ale w tym samym momencie drobna istotka zerwała się i prędko ruszyła w tył, jedynie gromiąc go na odchodne wyjątkowo chłodnym spojrzeniem. Zatrzymała się w tej samej chwili, w której on to zrobił, ale wciąż wydawała się zdenerwowana. Wiedział, że teraz każdy jego ruch może być bezpośrednim powodem jej ucieczki. Z napiętymi do granic możliwości mięśniami czekała, lekko podrygując na zimnie, jakby napastnik miał ostrzec ją, nim zaatakuje. Byłaby idealnym kąskiem dla zabójcy – ogłupiona alkoholem i zaufaniem, tak prosta do zmanipulowania. Teraz jednak gotowa do ucieczki bądź walki. Najwyższy czas zmienić taktykę.
 - Lalko…
 - Nie zbliżaj się! – krzyknęła odrobinę drżącym głosem, a nieznajomy momentalnie cofnął się o krok, unosząc do góry obie ręce i pokazując tym samym, że nie ma złych zamiarów. Wyprostowała się i spojrzała w jego oczy. Po raz pierwszy widziała uśmiech nie tylko na jego wargach, ale i w błyszczących tęczówkach… Chłopak oddalił się jeszcze kawałek.
 - Nie chciałem cię przestraszyć. Cała drżysz. Dalej się boisz, czy ci zimno? Chodź tu bliżej, nie będę krzyczał przez pół ulicy. – Hope bardzo niepewnie ruszyła do przodu, czując jak dreszcz strachu przechodzi powoli w dół jej pleców. Była spięta i wciąż gotowa do ucieczki, ale ta wydawała się tu zwyczajnie niepotrzebną.
 - Jest mi… trochę zimno – przyznała cicho, unikając jego wzroku. – Miałeś dać mi zadzwonić…
 - Dam, nie martw się. – Po tych słowach młody mężczyzna pociągnął za klamkę przednich drzwi samochodu i na moment zniknął w jego wnętrzu, szukając w schowku swojego telefonu wśród sterty dziwnych, szeleszczących przedmiotów. Kiedy już sądziła, że do niej wróci i ostatecznie pozwoli skorzystać z urządzenia, chłopak wcisnął kluczyk do miejsca tuż obok kierownicy i powoli go przekręcił. Włączył na ful ogrzewanie i opuścił pojazd, ponownie wystawiając się na zimny, porywisty wiatr. 
 - Masz… Masz telefon. Mogę? – Hope nie spuszczała wzroku z czarnego urządzonka w jego dłoniach, jednocześnie lekko chwiejąc się na nogach. Mocne wirowanie w jej głowie zaczęło stawać się coraz bardziej uciążliwe. Chciała złapać za telefon, przedzwonić jak najszybciej do matki i wrócić do baru, byle tylko w końcu gdzieś usiąść, byle nie musieć nieustannie walczyć z przyciągającą całe jej ciało do ziemi grawitacją… 
 - Jasne. – Zaśmiał się szczerze, rozbawiony jej trochę niepewnym tonem. Czy nie po to tutaj przyszli? Dziewczyna najwyraźniej naoglądała się w życiu zbyt wiele horrorów, bo na każdy jego ruch reagowała niczym zaszczute zwierzę. Chciał jej dotknąć, ale wiedział, że w tym momencie od razu by uciekła i niełatwo byłoby mu ją odnaleźć… Nie chciałby zostawiać jej samej w środku nocy. – Ale najpierw wejdź do środka.
 - Co? Do środka? A niby po co?! Daj mi wykonać ten jeden, pieprzony telefon i pozwól odejść! Nie wiem, kim jesteś, nie wiem, skąd się tu wziąłeś z tym drogim wozem i ekstrawaganckim zachowaniem, ale ja, do cholery, chcę tylko powiedzieć mamie, że ma się o mnie nie martwić i chcę, żeby to była prawda! – Nie wytrzymała. Wystarczająco długo skrywała swój strach, a ten wypłynął z niej w najmniej oczekiwanym momencie. Nie do końca pewna tego, co powinna teraz zrobić, jedynie wpatrywała się w milczącego towarzysza, który był spokojny jak nigdy. Uśmiechnął się do niej czule i zbliżył o krok. Nie miała już siły bronić się przed jego dotykiem. Poczuła na sobie jego dłoń, którą delikatnie zacisnął wokół kobiecego ramienia. Chciała uciec, ale jej nogi nie odrywały się od asfaltu… Alkohol w jej ciele rozszalał się na dobre. Mężczyzna pogłaskał ją i zbliżył się jeszcze odrobinę. Dotyk jego palców był delikatny i miał raczej ją uspokoić, nie przestraszyć. Jego opuszki były twarde - drażnił nimi jej delikatną skórę. Pomimo tego podobało jej się, jak głaskał ją tak przez chwilę. W napływie odwagi ruszyła przed siebie i wsiadła do samochodu, z ulgą przyjmując fakt, że nie musi już wysilać się na utrzymanie w miarę stabilnej postawy stojącej. Wsiadł zaraz za nią, zatrzaskując z hukiem drzwi i nadal nie wypowiadając ani słowa, podał jej telefon.
- Dzięki – jęknęła trochę niewyraźnie, powoli zaczynając się rozluźniać. Właśnie siedziała w aucie całkiem obcego faceta, ale przyjemne ciepło bijące od przodu i jego uspokajający, choć trochę ironiczny wzrok utkwiony w jej oczach naprawdę sprawiały, że czuła się lepiej. Mimowolnie spojrzała na wyświetlacz, zanim wpisała numer swojej mamy. Z ekranu spoglądała na nią śliczna blondynka ubrana jedynie w seksowny, czarny stanik. Dziewczyna nie wyglądała na modelkę, zdjęcie było nieprofesjonalne, prawdopodobnie wykonane przez niego. Sama myśl, że to mogła być jego dziewczyna, uspokoiła ją jeszcze mocniej. Skoro miał kogoś na stałe, nie mógł przecież jej skrzywdzić, prawda?
         Jej rozmowa z matką trwała bardzo krótko. Z prawdziwą ulgą nacisnęła czerwony przycisk rozłączający połączenie, niemal skacząc z radości gdzieś w głębi własnej głowy. Była szczęśliwa, że mama nie gniewa się na nią za to niezapowiedziane wyjście, ale jeszcze bardziej ulgę przynosił jej fakt, że odważyła się wejść do tego samochodu, a chłopak zachował się wobec niej całkowicie fair – pożyczył jej telefon, jak obiecał i jedynie w geście dobrej woli zaprosił ją do środka, by się ogrzała, a jej wszystkie przypuszczenia okazały się niesłuszne. Kiedy zakończyła rozmowę, uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Tutaj nie wyglądał wcale tak strasznie, jak oświetlony klubowymi lampami w środku albo w ciemnościach na ulicy. Wcale nie okazał się seryjnym mordercą, a ona mogła już spokojnie wrócić do baru, z którego wyszła zaledwie dziesięć minut wcześniej i poczekać cierpliwie na Ashley. Miała nadzieję, że blondynka zdążyła już wrócić. Kiedy tylko skończy zmianę, ma natychmiast zabrać ją do domu! Hope miała już zdecydowanie zbyt wiele wrażeń jak na jedną noc, a procenty w jej głowie wciąż wirowały, przez co podczas całej rozmowy musiała mocno się pilnować, by zamiast wyraźnych słów do uszu matki nie doszedł pijacki bełkot. Nie to było jednak najważniejsze - grunt, że jej życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo.
         Nieznajomy wciąż ją obserwował, teraz jednak jego wzrok utkwił na jej nogach, nie twarzy. Troszkę speszona tym faktem podkuliła stopy bardziej pod siebie i na wyciągniętej dłoni podała mu jego własność. Podziękowała za telefon i już miała złapać za klamkę w drzwiach samochodu, kiedy nagle usłyszała podejrzane kliknięcie, które dochodziło do niej ze wszystkich stron.
 - Hej, co ty wyprawiasz?! Otwórz drzwi! – Zobaczyła, jak chłopak uśmiecha się z wyższością, ściskając ten mały pilocik, za pomocą którego sekundę wcześniej zablokował wszystkie zamki. W jej głowie poprzednie myśli zastąpiła jedynie wściekłość. Chciała rzucić się na nieznajomego i wyrwać mu to, co trzymał w ręce, ubiegł ją jednak, samemu się do niej przysuwając. Nie wiedząc, co ma myśleć, jeszcze mocniej przywarła plecami do zamkniętych drzwi, uderzając głową w szybę samochodu.
 - Uważaj, zrobisz sobie krzywdę – ostrzegł ją, wyciągając ramię w jej stronę i obejmując ją w pasie, co zdenerwowało brunetkę jeszcze bardziej. – Ty chyba naprawdę się mnie boisz… - zaśmiał się.
 - A co mam o tym myśleć?! Wypuść mnie w tej chwili! 
 - Ej, źle ci? – Przyciągnął jej ciało tak, że leżała teraz zupełnie na skórzanym siedzeniu, a sam zawisł nad nią, lekko ocierając się nosem o jej szyję. Czuła, jak jej gorąco, ale nie mogła zrozumieć dlaczego. Jego dotyk nie był może nieprzyjemny, a wręcz przeciwnie – najzwyczajniej w świecie jej się podobał – ale wiedziała, że musi w jakiś sposób go odepchnąć. Jedno było jednak pewne – siłą nie da rady go pokonać.
 - Proszę, puść mnie! - jęknęła, starając się znów wyglądać na tak przestraszoną, jak była jeszcze przed wejściem do samochodu. Kiedy wcześniej poprosiła, by się nie zbliżał, nie zrobił tego. Może właśnie to była metoda? Być może reagował na jej strach? Przekonywał przecież, że nie chce jej przestraszyć.
         Niestety, tym razem jej plan zawiódł. Chłopak niemal się na niej położył, podtrzymując swoje ciało jedynie na ramionach ułożonych po obydwu stronach jej klatki piersiowej, a jego twarz znajdowała się tylko kilka centymetrów od kobiecej szyi. Czuła na sobie jego oddech i ciepło, które tak mocno od niego biło. Sekundę później poczuła też, jak mocno zasysa skórę na jej szyi. Jęknęła głośno, ale to tylko jeszcze bardziej pobudziło go do działania. Całował jej szyję tak mocno, że bolało ją, jak gdyby po prostu ją gryzł. Po chwili poczuła jednak delikatnie, wyjątkowo przyjemne muśnięcia twardych ust, którymi całował teraz każdy skrawek jej skóry, który wcześniej skrzywdził. Mruknęła, nie potrafiąc się powstrzymać. Jedna z jego dłoni powędrowała na jej brzuch…
 - Co ty chcesz mi zrobić? – Wyszeptała, wciąż zagubiona w całej rozgrywającej się właśnie sytuacji. Z jednej strony chciała uciekać, czując, że zaraz zostanie zgwałcona, z drugiej niemal pragnęła, by chłopak nie zaprzestawał pocałunków, nie odrywał dłoni od jej ciała, nadal nie pozwalał jej oddychać… Brunet zaśmiał się cicho, poprawiając na jej ciele tak, by obojgu było wygodniej. Uniósł ją delikatnie, by jej pełne usta były na wysokości jego twarzy, po czym szepnął prosto w nie, parząc ją przy tym lekko przesyconym alkoholem oddechem.
 - Same przyjemne rzeczy, lalko.  - A jeśli nie chcę?  - Nadal się mnie boisz, prawda? – Uśmiechnął się, po raz pierwszy muskając jej słodkie wargi, ale nie próbując nawet pogłębiać pocałunku. – Zupełnie niepotrzebnie. Tylko kompletny kretyn niszczy swoje własne zabawki… Wyglądam ci na kretyna? – Widział, jak dziewczyna przełyka ślinę, z milczeniem przyjmując jego słowa, po czym ponownie stara się wyszarpać spod jego ciała, co odrobinę go rozbawiło. Złapał ją trochę mocniej i zdecydowanym ruchem odgiął do tyłu jej ramiona. Nie miał już ochoty się z nią przekomarzać. Wystarczająco długo pozwalał jej się wyrywać.
         Hope doskonale zdawała sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajduje. Leżała płasko na skórzanym siedzeniu w obcym samochodzie, z unieruchomionymi rękami i ciałem wygiętym w nienaturalnej pozycji. Wszystkie mięśnie zaczynały ją boleć, tym uporczywiej, im mocniej starała się je napinać. Tymczasem jej przymusowy kochanek najwyraźniej świetnie się bawił zaledwie kilka centymetrów ponad jej twarzą. Najpierw przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, potem znów powrócił do składania pocałunków na jej szyi, zahaczając czasem o odkryte w czasie szarpaniny ramię. Dotyk jego ust niesamowicie ją rozgrzewał, nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego jej się podoba. Jedną z dłoni, którą wcześniej unieruchamiał jej ramię, przeniósł zdecydowanie niżej, powoli omiatając palcami gładką skórę jej płaskiego brzucha. Zadrżała, za wszelką cenę starając się powstrzymać od wydawania z siebie chociaż najcichszych jęków. 
 - Mogę cię puścić? Będziesz już grzeczna, lalko? Nie mam ochoty zostawiać na tobie siniaków, zupełnie ci to niepotrzebne… - Hope doskonale wiedziała, że już teraz z pewnością wyrządził jej wystarczająco wiele ran, ale nie próbując nawet tego komentować, jedynie skinęła głową, a jego uścisk natychmiast się rozluźnił. Uśmiechnął się, spoglądając na nią z wyższością. Podniósł się odrobinę, pozwalając jej się poprawić, po czym na nowo ją do siebie przytulił – tym razem już zdecydowanie delikatniej. Choć dziewczyna wciąż drżała przy każdym jego ruchu, mężczyzna w niczym nie przypominał jej już bezwzględnego bruneta sprzed kilku minut. Jak gdyby nagle, w te kilka sekund, uspokoił się i całkowicie zmienił swoje zamiary wobec niej. Pomógł brunetce podnieść się z siedzenia, po czym usadowił ją na swoich kolanach, nie spuszczając z oczu jej twarzy. Czuł, że pomimo jego starań dziewczyna wciąż nie przestaje być spięta, ale jednak wyglądało na to, że trochę bardziej mu zaufała. Prawda była taka, że nawet wbrew sobie, Hope wierzyła w każde jego słowo. W niczym jej zresztą dotychczas nie oszukał – od początku mówił prawdę, choćby miała najgorzej zabrzmieć. 
 - No i widzisz? Możemy się dogadać, prawda? – szepnął, spoglądając prosto na jej pełne usta, które po chwili pocałował. Od początku sądził, że ponownie spotka się z jej uporem, dlatego wielkie było jego zdziwienie, kiedy bez chwili zawahania Hope oddawała każdy jego pocałunek. Ich języki połączyły się na chwilę w powolnym, zmysłowym tańcu, a wargi nieustannie ocierały o siebie. Polizał delikatnie kącik jej ust czując, jak dziewczyna się uśmiecha. Jej dłonie zacisnęły się wokół jego karku, zamiast, jak wcześniej, wisieć bezwładnie po obu stronach kobiecego ciała. Było jej dobrze i nie miała już najmniejszej ochoty udawać, że tak nie jest. Może i ten facet był przerażający, ale całował naprawdę nieziemsko. Całkowicie mu się oddała, czując jak powoli głaszcze szorstkimi dłońmi jej szczupłe ciało. Jego dotyk był dosyć nachalny, ale musiała przyznać, że bardzo miły. W dodatku, kiedy łączył się z jego zapachem, tak strasznie męskim i zmysłowym zarazem, nie była w stanie racjonalnie myśleć. Pewnie to wyczuł, bo spojrzał jej głęboko w oczy, jednym ruchem odchylając ją do tyłu, by oparła się o przednie siedzenia. Czarne tęczówki świeciły w ciemnościach niczym oczy wygłodniałego zwierzaka. On jednak starał się chociaż sprawiać wrażenie kogoś zupełnie ludzkiego…
         Kilka sekund później, kiedy uspokoiła już oddech i podciągnęła się lekko na jego kolanach, usłyszała znów to samo kliknięcie, które przedtem tak mocno ją przeraziło. Spojrzała na jego dłoń, w której ponownie trzymał kluczyki. Całkowicie skołowana była w stanie jedynie wydusić z siebie kilka cichych słów…
 - Co robisz? Otworzyłeś drzwi?
 - A sądziłaś, że będę więzić cię tu kolejny miesiąc? – Zaśmiał się, jeszcze bardziej zbijając ją tym samym z tropu. – Jesteś mądrą dziewczynką, prawda laleczko? Wiesz, co może się za chwilę stać? Więc posłuchaj mnie uważnie. Daję ci pół minuty, kiedy doliczę do trzydziestu, nie będzie już odwrotu. Odsunę się od ciebie… - Złapał ją za biodra i delikatnie posadził na siedzeniu, samemu przesuwając się na drugi koniec samochodu. – Drzwi są otwarte. Możesz uciec, obiecuję, że nie będę cię gonił. Możesz też zostać, ale nie mogę ci przyrzec, że spodoba ci się to, co mam w planach. Albo poznasz psychopatę, albo przed nim zwiejesz… - uśmiechnął się ponownie, wspominając jej słowa, po czym odwrócił od niej wzrok, pozostawiając jej większą swobodę i po raz ostatni spojrzał na jej odbicie w przyciemnianej szybie. – Wiesz już, co zrobisz, prawda? No, to zaczynam odliczanie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy