Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

1. Manhattan o cierpkim smaku trucizny


         W jej głowie wciąż pobrzmiewał głośny krzyk własnej matki - na co dzień raczej opanowanej osoby - który odprowadził ją aż do samych drzwi wejściowych. Po raz pierwszy szarpnęła za żelazną klamkę tak mocno, z takim impetem wybiegła do ogrodu i tak prędko ruszyła na przystanek oddalony od jej domu o zaledwie kilka krótkich przecznic. Nieczęsto kłóciła się z Sheryl, właściwie nawet teraz ich szybkiej wymiany zdań nie do końca można było nazwać prawdziwą awanturą. O kilka słów za dużo wystarczyło jednak, by wyprowadzić Hope z równowagi, a tym samym jeszcze bardziej przyśpieszyć jej planowane na wieczór wyjście. Gdy w końcu zatrzasnęła za sobą ciemne drzwi, odetchnęła z ulgą chłodnym, jesiennym powietrzem. W tym momencie chciała już tylko zapomnieć o niefortunnej kłótni. Po co psuć sobie całą, dopiero rozpoczynającą się noc? Miała zamiar się rozluźnić, a nie jeszcze bardziej denerwować.
         To był spokojny, piątkowy wieczór, pozornie jeden z tych, których każdy przeżył już całe mnóstwo, a w przyszłości przeżyje jeszcze więcej. Powietrze, choć chłodne, byłoby całkiem przyjemne, gdyby nie porywisty, zimny wiatr, który przenikał do kości. Przed wyjściem zarzuciła na siebie czarną, skórzaną kurtkę, lecz nawet jej materiał nie był w stanie obronić dziewczyny przed lodowatym wichrem. Czując chłód powoli malujący zaczerwienienia na jej policzkach, podniosła wyżej błękitną chustkę i ukryła za nią drżące z zimna usta, przeklinając się za swój głupi pomysł. Wciąż kierowała się w stronę przystanku, a jedyne, co zaprzątało jej umysł to nadzieja, że nie przegapiła jeszcze jedynego w tych godzinach autobusu. Zaletą mieszkania na przedmieściach Seattle, gdzie stało tylko sześć domów i jeden sklep, był na pewno spokój, za to wadami – wszystko inne, na czele z wiecznym uzależnieniem życia od rozkładu jazdy, którego i tak nie przestrzegały tutejsze autobusy. Tym razem pojazd również nie pojawił się na czas. Dziewczyna długo stała w oczekiwaniu na niego na przystanku, przebierając z zimna nogami i patrząc w niebo, by zabić czymś wlokący się mozolnie czas. Słońce właśnie chowało się za linią horyzontu, przez co całe niebo rozświetlała różowawa poświata, która z rozłożonymi na niej gdzieniegdzie ciemnymi chmurami wyglądała nad wyraz bajkowo. Stanowiło to niemal idealne tło dla poruszanych mocnym wiatrem koron drzew, których liście powoli traciły swój żywy, zielony kolor i w niektórych miejscach brązowiały, dając pierwsze oznaki jesieni. Niedługo wszystko tutaj będzie złote i czerwone – początek września zawsze jest piękny. I może nawet jesienny urok byłby w stanie zrekompensować dziewczynie niedawny koniec wakacji, gdyby nie to, ile nasłuchała się o wcześniej o tym, z czym przyjdzie jej się w owym czasie zmierzyć. Jej matka od dłuższego czasu powtarzała, że na jesień wiele rzeczy ulegnie zmianie i że powinna się na to przygotować. Za każdym razem potwierdzała jej słowa ruchem głowy, ale szybko też zapominała i starała się za wszelką cenę nie przejmować tym faktem, aż do chwili ostatecznej.
         Niebo nabrało koloru krwistej czerwieni. Obserwowała je przez całą drogę rozklekotanym autobusem, z przyklejonym do szyby policzkiem, starając się skupić swą uwagę wyłącznie na tym widoku. Odrzucała wszelkie nadchodzące myśli, każdą z osobna. Ale wiedziała, że chwila ostateczna nadeszła już teraz.
         Okres wakacji zakończył się kilka tygodni temu, a sam fakt, że zaczął się wrzesień, zaczął przerażać dziewczynę nie tylko ze względu na rozpoczynający się rok akademicki i masę egzaminów, które ją czekały, ale także na samo brzmienie owej nazwy miesiąca. Od czerwca wiedziała, co przyniesie jej jesień. Wtedy myślała, że to nic strasznego, w końcu było przed nią jeszcze tyle czasu, że mogła zdążyć dostatecznie dobrze oswoić się z tą myślą. A jednak… minęły trzy miesiące, a Hope wciąż nie była w stanie myśleć racjonalnie. Dziś jednak nie miała wyboru, nastał ostatni wieczór jej spokoju. Czuła się trochę, jakby to był jakiś zły sen, z którego ktoś miał ją zaraz obudzić. Jej życie miało zmienić się z dnia na dzień. Położy się spać jako jedynaczka, a obudzi jako siostra – nie wiedziała nawet, czy starsza, czy młodsza. O chłopaku dowiedziała się jedynie tyle, że jest „wiekowo do niej zbliżonym” żywym wcieleniem diabła, którego Hope wolała unikać. Nie była typem człowieka, którego przyciągają kłopoty… On najwyraźniej żył tylko nimi. Dziewczyna nigdy specjalnie nie interesowała się jego życiem, czasem słyszała tylko jak jej matka żali się ojcu z kolejnych wybryków swojego syna, ale nie mając pojęcia, że kiedykolwiek go pozna, nawet nie chciała tego słuchać. Dziś żałowała, że wie o nim tak mało. Może gdyby podsłuchała kiedyś więcej, wiedziałaby jak się przygotować na jego przybycie? Jak zabezpieczyć się przed chaosem, który z pewnością wprowadzi w jej życie? Ciężko było jej pogodzić się z myślą, że odtąd w pokoju obok zamieszka prawdziwy kryminalista, a ona ma tak po prostu to zaakceptować. Do tego powinna jeszcze być miła, by jego złość nie odbiła się na niej samej. Nigdy nie lubiła obcych w swoim domu. Teraz z jednym z nich będzie dzieliła piętro…
         Kiedy autobus zatrzymał się w jednej ze zdecydowanie bardziej obskurnych części Seattle, wysiadła z niego niemal z ulgą. Było już dość ciemno, ale ulicę rozświetlał blady blask stojących przy chodniku latarni i dziesiątki kolorowych neonów sklepów i barów. Wyraźnie kierowała się w stronę jednego z nich, rozmasowując dłonie i marząc już o dusznym, zadymionym miejscu, w którym miała za chwilę się znaleźć, a w którym zawsze było tak ciepło, że ciężko było wytrzymać tam nawet w niegrubej bluzie. Nie była typem osoby, która całe swoje życie spędzała w barach, w tym jednym jednak bywała niemal co drugi dzień odkąd Ashley – jej najlepsza przyjaciółka od czasów podstawówki – zatrudniła się tam jako kelnerka. Nie przepadała za jego atmosferą, ale jeszcze bardziej nie lubiła sprzeciwiać się swojej blondwłosej bratniej duszy, bo niemal zawsze doprowadzało to do kłótni. Tego dnia również uległa. Nie miała sumienia odmawiać przyjaciółce widząc, jak bardzo jej na tym zależy. Ashley chciała, by brunetka trochę zabawiła się wieczorem i przede wszystkim rozluźniła, bo dziewczyna już od kilku dni chodziła jak struta, starając się wcale nie dać po sobie poznać, że się zadręcza. Dla blondynki całe jej zachowanie było odrobinę śmieszne, a ten strach zdecydowanie niepotrzebny, ale ona i Hope różniły się od siebie jak ogień i woda, nic więc dziwnego, że skoro dla jednej taki przyjazd zapomnianego brata byłby świetną przygodą, dla drugiej był to istny koszmar. Hope po prostu lubiła dramatyzować.
         Weszła do sporych rozmiarów knajpy akurat około dwudziestej, kiedy Ashley rozpoczynała swoją zmianę. Zdjęła z siebie kurtkę i niemal od razu zauważyła w głębi sali plączącą się za barem blondynkę o lekko szalonej, asymetrycznej fryzurze, która uśmiechnięta od ucha do ucha właśnie nalewała piwo jakiemuś panu blisko pięćdziesiątki. Podeszła bliżej, a twarz jej przyjaciółki, wciąż opalona ostatnim wakacyjnym słońcem, rozpogodziła się jeszcze bardziej. Szybko odniosła piwo i przytuliła dziewczynę. Hope wyglądała znów, jakby ledwo wyjęto ją z pralki po porządnym wirowaniu, ale przynajmniej starała się udawać zadowoloną. Dla blondynki jej postawa była jednak aż nazbyt oczywista.
         Po dwóch godzinach klientów w knajpie był już cały komplet, a Ashley razem z dwójką innych kelnerek plątały się w tym tłumie jak szalone, starając się niczego nie zapomnieć. W przeciwieństwie do tamtych dwóch pracowitych dziewczyn, blondynka nieustannie się obijała. Wolała stać za barem i rozmawiać ze swoją wyraźnie podłamaną przyjaciółką niż latać po sali tylko po to, by zgarniać kolejne napiwki. Fatalny nastrój Hope był teraz dla niej najważniejszy. Po dłuższej chwili krzątania się między stolikami udało jej się wynegocjować z współpracownicą miejsce przy barze przez całą najbliższą godzinę. Wróciła tam wyjątkowo z siebie zadowolona, kiedy jej oczom ukazał się nędzny obraz znudzonej, rozłożonej na stołku w samym końcu sali dziewczyny, która od momentu swojego przyjścia wciąż sączyła jeden kieliszek nalanego jej przez przyjaciółkę Manhattanu. Blondynka pokiwała głową z dezaprobatą i szybko postanowiła coś na to poradzić. Hope wyraźnie potrzebowała jej pomocy.
 - Hej, myślisz, że zaprosiłam cię do knajpy w piątkowy wieczór, żebyś przez kilka godzin gapiła się w jeden kieliszek głupiego drinka? – zagadnęła prędko, pojawiając się tuż przed jej postacią. Hope uśmiechnęła się przepraszająco. Nie miała ochoty się spierać. Sekundę później w jej dłoni zamiast niemal pustej szklanki pojawił się całkiem nowy drink, którego najwyraźniej miała pod okiem przyjaciółki wypić. Ahley zawsze starała się, by dziewczynie nie zabrakło alkoholu. Miała darmowe drinki, ale nie mogła pić w czasie pracy, cały swój limit przepisywała więc zawsze na Hope. Na co dzień dziewczyna nie do końca była przekonana do tego „sposobu na nie marnowanie hojności szefa”, ale dziś nawet się cieszyła. Może faktycznie uda jej się rozluźnić i choć na chwilę zapomnieć o tym denerwującym chłopaku, który jeszcze nie przyjechał, a już niszczy jej dobry humor. 
 - Przejmujesz się, co? Daj spokój! – Blondynka ponownie spróbowała ją zagadać, z podobnym jak wcześniej skutkiem. – Oddawaj tego drinka, zrobię ci mocniejszego! A może ten chłopak okaże się całkiem fajny? Każda dziewczynka marzy o starszym bracie, ty nie marzyłaś? Ja oddałabym wszystko, żeby nie być jedynaczką! To takie nudne, siedzieć przy obiedzie z rodzicami i patrzeć w ścianę, nie mogąc kopnąć nikogo pod stołem. Całe wakacje, wszystkie święta, zawsze sama… 
 - Gdybym była dzieckiem, może by mi pasowało – mruknęła pod nosem, upijając łyk nowego drinka, którego nazwy nawet nie znała. Gdyby sama miała mu ją nadać, bez namysłu powiedziałaby: „czysta wódka i dwie krople soku”, Ashley udawała jednak, że nie widzi jej skrzywionego wyrazu twarzy i kontynuowała wycieranie długich kieliszków najdokładniej jak potrafiła. Od pewnego czasu całkiem porządnie angażowała się w tę dorywczą pracę.
 - Teraz też zachowujesz się jak dziecko – skitowała, nawet nie podnosząc wzroku na swoją przyjaciółkę – Daj mu szansę! Nie wiesz czy jest taki, jak mówią!
 - Nie wiem, czy nie jest gorszy…
 - Och, gorszy? Gorszy od twoich wyobrażeń o nim?! Nie można być jeszcze gorszym! Daj spokój Hope, będziesz się martwiła, jak faktycznie będzie taki nieznośny. Na razie nie masz powodu. 
 - Tak, może masz rację… - Na co dzień brunetka zdecydowanie sprzeciwiała się, kiedy przyjaciółka wciskała jej do ręki kolejne szklanki z kolorowymi napojami, dziś czuła jednak do niej jedynie wdzięczność. Z każdym kolejnym łykiem jej myśli stawały się mniej czarne. Bo co, jeśli Ashley ma rację, a chłopak faktycznie nie okaże się takim potworem? Dopiero teraz doszła do wniosku, że chyba rzeczywiście odrobinę histeryzuje. Jej nowy brat będzie pewnie tak zdenerwowany przymusowym wyjazdem, że nawet się do niej nie odezwie i skorzysta z każdej okazji, by jak najprędzej zwiać z ich domu i wrócić do siebie. Skąd właściwie pewność, że on w ogóle tutaj przyjedzie? Plan jego ojca nie był najlepszy. Spakowanie jego rzeczy i wyrzucenie go z domu nie gwarantuje jeszcze, że syn przyjedzie do Seattle. Mógł pojechać wszędzie… Być może w ogóle nie było czym się przejmować…
 - Ashley! Ashley! – Tuż obok dziewczyn pojawiła się nagle jedna ze starszych kelnerek, krzykiem przebijając się przez gwar panujący w barze. Blondynka wyglądała na wyjątkowo zdenerwowaną tym, że przerwano jej wycieranie naczyń, jednak mulatka stojąca obok niej wyraźnie nie robiła sobie nic z jej humorków. Złapała ją za ramię i prędko wyrwała szmatkę z chudych rąk. – Potrzebujemy cię, musisz jechać do magazynu! Nie możemy ciągle mówić klientom, że czegoś nie ma, obojętnie co by nie zamówili! Szefa nie ma, nie wiemy, co robić…
 - A dlaczego to ja mam tam jechać? – odburknęła niezadowolona, choć odpowiedź po kilku sekundach sama nasunęła jej się na myśl.
 - Bo tylko ty masz samochód! To nie zajmie ci dłużej niż pół godzinki, koszty benzyny na pewno ci zwrócą…
 - To nie należy do moich obowiązków. Zresztą mam tutaj przyjaciółkę i obiecałam jej, że…
 - Przede wszystkim masz tutaj pracę, a nie przyjaciółkę! – przerwała jej już podniesionym głosem starsza dziewczyna. – Ruszaj tyłek, albo powiem szefowi kto jest odpowiedzialny za taki bałagan w całym barze!
 - Ashley, jedź. – Hope przerwała tę wymianę zdań przyciszonym tonem, a jej oczy niemal momentalnie skierowały się ku mulatce. Mina brunetki mówiła „z nią nie wygrasz” i Ashley bądź co bądź musiała przyznać jej rację. Odkładając na miejsce ostatni kieliszek, który podczas całej kłótni mocno ściskała w zaciśniętej pięści, uśmiechnęła się do swojej koleżanki i posłała Hope przepraszający uśmiech. Chwilę później zakładała już kurtkę, by wkrótce zniknąć za tylnymi drzwiami.
 - Wrócę za niedługo, nigdzie się stąd nie ruszaj! – ostrzegła jeszcze przyjaciółkę, uśmiechając się do niej złowieszczo. – Odwiozę cię później do domu, nie chcę słuchać, że znowu wrócisz tym rozwalającym się autobusem! Prędzej się zabijesz obijając głową o szybę niż dojedziesz na miejsce!
 - Jasne. – Hope zaśmiała się szczerze, prędko upijając kolejny łyk swojego drinka. – Obiecuję, żadnych powrotów autobusem – dodała niemal uroczyście, kiedy Ashley powoli znikała jej z oczu, machając na pożegnanie. Uśmiechając się pod nosem znów zanurzyła usta w mocnym drinku i rozejrzała się po sali. Wszyscy ludzie zajęci byli sobą. Utworzone przy stolikach grupki rozmawiały wesoło, przekrzykując głośną muzykę, przy barze za to było całkiem pusto. Prócz niej i dwóch mężczyzn, siedzących przy drugim jego końcu, nikt tu nie przebywał. Głośniki grały coraz głośniej, a wyrywające się z nich dźwięki docierały do jej uszu jako niesamowity jazgot - połączenie mocnego dudnienia i ciężkiej do zidentyfikowania melodii. Nie miała pewności, dlaczego kręci jej się w głowie. Z powodu tak dużej ilości alkoholu w nalanym jej przez Ashley drinku, czy może tylko dlatego, że kolorowe światła oświetlające bar migały jej w oczach jak szalone, odbijając się coraz to nową wiązką w jej jasnych, błękitnych tęczówkach? Przymknęła na chwilę oczy, ale uczucie nie mijało. Do jej głowy zewsząd docierała muzyka – głośna, dudniąca, niemal zabójcza dla zmęczonych już bębenków. Po wypiciu ostatniego łyka drinka, czas zaczynał jej się dłużyć. Kolejne minuty mijały wyjątkowo wolno. Po godzinie Ashley wciąż jeszcze nie wróciła. Samotne siedzenie przy barze wcale jej nie bawiło. Rozglądała się po innych stolikach, zamówiła kolejnego drinka. Nudziła się, a z każdą kolejną minutą bardziej pragnęła już wrócić do domu i położyć się w wygodnym łóżku. Przed północą dostała od Ashley krótkiego sms’a. Coś mi wypadło – to wszystko, co napisała.

         Wpatrywała się w pustą szklankę z coraz większym zdenerwowaniem, niemal nie zwracając już uwagi na resztą otaczających ją ludzi. Było duszno i tłoczno, jak to zwykle bywa w takich miejscach, a jej płuca drażnił wszechobecny, niesamowicie duszący dym wypalanych setkami papierosów. Odkaszlnęła znacząco, kiedy jeden z niedopałków wylądował nienaturalnie blisko jej stopy. Zaczęła się wiercić, gdy nagle zdziwiona poczuła, jak uderza nogą o czyjąś łydkę.
         Odwróciła się gwałtowanie, zaskoczona spoglądając prosto przed siebie. Stołek obok niej nie był już pusty. Zajmował go dziwny mężczyzna, którego twarzy nie była w stanie prawie w ogóle dojrzeć. Siedział pochylony lekko nad kieliszkiem wódki i chyba przyglądał jej się w ciemności, choć nie do końca była w stanie to stwierdzić. Jego tęczówki błyszczały, ale nic poza oczami nie było dla niej widoczne – ciemny kaptur szerokiej bluzy i miejsce, które sobie wybrał sprawiały, że prawie cała jego twarz pogrążona była w ciemnościach. Chwilę spoglądała w jego oczy, zaskoczona, jak mogła nie zauważyć, kiedy ktoś się przysiadł, gdy nagle chłopak odwrócił się i przechylił swój kieliszek wódki, wypijając ją do dna. Lekko pochylony nad barem czekał, aż kelnerka przyniesie mu kolejny.
 - Jesteś tu sama? – Odezwał się nagle, kiedy dziewczyna była już niemal pewna, że przestał zwracać na nią uwagę. Rozejrzała się, jednak nie zauważyła wokół siebie nikogo innego, do kogo mógłby kierować te słowa. Jego głos był niski i bardzo przejmujący. Zadrżała na sam jego dźwięk jeszcze wcześniej, niż zdążyła zrozumieć, co do niej mówi. Poczuła na swoim kolanie coś ciepłego, co mocno zaciskało się na jej skórze. Odsunęła się nieznacznie, starając się zrzucić jego dłoń, ale chłopak nie miał najmniejszego zamiaru jej tego ułatwić.
 - Puść mnie – odburknęła.
 - Dlaczego jesteś tu sama? Nie boisz się… nachalnych nieznajomych? – Jego śmiech był bezczelny i wyjątkowo ironiczny, ale ładny. Wciąż nie widziała jego ust, ale patrzące bystro oczy zwęziły się wyraźnie, gdy się uśmiechał. Kiedy zdjął rękę z jej kolana, by odpalić papierosa, z niewiadomych względów postanowiła kontynuować rozmowę. Chłopak był dziwny, aż nazbyt tajemniczy i być może lekko przerażający, ale wszystko było w tym momencie lepsze od samotnego wpatrywania się w zadymioną przestrzeń, a przecież Ashley miała wrócić lada moment – co złego mogło stać się jej w tym barze?
 - Nie jestem sama, czekam na przyjaciółkę. Pracuje tutaj…
 - Ach tak? – Ton jego głosu wyraźnie wskazywał na to, że jej nie wierzy. – Która to?
 - Nie… nie ma jej teraz – odparła, już sekundę później pragnąc ugryźć się w język. Dlaczego mu to powiedziała? Nie mogła skłamać, pokazując na pierwszą lepszą kelnerkę? Pragnęła prędko się wytłumaczyć, na tyle szybko, by nie zdążył dojść do głosu przed nią. – Pojechała po coś i zaraz wróci. – Znów rozejrzała się niespokojnie, doskonale zdając sobie sprawę, że raczej nie ma szans, by natrafiła wzrokiem na Ashley. Jej ciało odrobinę drżało, była przestraszona jego tonem i bezpośredniością. Na dodatek zupełnie nie wzbudzał jej zaufania – nie miała nawet pojęcia jak wygląda, nie rozpoznałaby go w razie gdyby ją okradł, pobił, zgwałcił… Widziała jedynie zarys jego twarzy i ciemne, niemal czarne oczy, które nieustannie w nią wlepiał. Całą twarz wciąż przesłaniał dużych rozmiarów kaptur. Po co go zakładał, skoro w tym miejscu było tak ciepło? Po jej głowie nieustannie obijała się myśl, że na pewno nie zrobił tego bez powodu… 
 - A więc jesteś tu sama. – Odezwał się ponownie, tonem głosu sygnalizując, że dopiął swego. Hope spięła się jeszcze bardziej.
 - Nie! Zresztą… nieważne. Chyba pójdę sprawdzić, czy już nie wróciła. - Zerwała się prędko, mając nadzieję, że jest na tyle pijany, by nie mieć sił na natychmiastową reakcję, ale tym razem to jej ciało ją zawiodło – ledwie zeskoczyła ze stołka, jej stopy zaplątały się o siebie i lekko się zachwiała. Gdyby nie to, że w ostatniej chwili ją przytrzymał, runęłaby jak długa ze schodka oddzielającego bar od parkietu.
 - Odnoszę wrażenie, że się mnie boisz – zaśmiał się, kiedy oderwała od siebie jego dłonie od razu, gdy tylko zdołała odzyskać równowagę.
 - Masz spojrzenie psychopaty – skrzywiła się, na co znowu wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem. Nie wiedzieć czemu wyczuła w nim jakąś szczerość – może i był dziwny, ale całkiem ludzki w swoim niecodziennym zachowaniu. Nie powinna mu ufać, a z drugiej strony z minuty na minutę wzbudzał w niej mniej strachu. Jej myśli zaczynały ją przerażać. 
 - Usiądź, twoja przyjaciółka na pewno się tu nie zgubi. – Podał jej rękę, pomagając wspiąć się z powrotem na stołek i zamówił dla niej kolejny kieliszek drinka, czemu głośno protestowała.
 - Daj spokój, nie będę sam pił – odparł. – Jak ci na imię? 
 - Hope.
 - I upierasz się, że przyszłaś tu z przyjaciółką, Hope?
 - Tak! Ty… nie wierzysz mi? – Jej głos zaczął lekko podrygiwać.
 - Nie wyglądasz na dziewczynę, która włóczy się sama po klubach… - uśmiechnął się lekko, jakby próbując ją do siebie przyzwyczaić. – Ani na dziewczynę, która wdaje się w rozmowę z nieznajomym facetem przy barze o spojrzeniu psychopaty. – Tym razem jego śmiech zmroził ją jeszcze bardziej niż poprzednio.
 - Właściwie… Bardzo chciałabym cię spławić. 
 - Nieprawda. Bardzo chciałabyś wyjść teraz ze mną i pozwolić mi bawić się tobą do rana… Nie zaproponujesz mi tego tylko dlatego, że jesteś grzeczną dziewczynką. 
 - Słucham?! – Głos Hope pełen był oburzenia, ale on znowu zareagował na to całkiem spokojnie, obarczając ją pełnym drwiny spojrzeniem. Wypił kolejny kieliszek i przekręcił się na swoim stołku tak, by ich twarze znajdowały się dokładnie naprzeciwko siebie. Z początku odrobinę się przestraszyła, ale z wyrazu jego oczu szybko odczytała, że żartował. Nie wiedziała, czy naprawdę to tam widzi, jednak na pewno chciała to zobaczyć. Siedziała niemal okrążona przez jego ciało na szarym końcu długiego baru, przy ścianie, do której coraz rzadziej docierały krążące wokół stolików światła. Domyślała się, że chłopak jest zbyt silny, by ewentualnie się mu wyrwać – jeżeli będzie miał ochotę wyprowadzić ją z baru i zamordować na ulicy, zrobi to bez problemu. Była na straconej pozycji i nie pozostawało jej nic innego, jak tylko wierzyć, że świdrujące ją, ciemne oczy nie są oczami mordercy, a jej rozumowanie młodego psychiatry zawodzi po raz kolejny…
 - Co tutaj robisz? – Nie mając najmniejszego zamiaru odpowiadać na jej pytanie, sprawnie zmienił temat, obracając w palcach zapalniczkę, którą właśnie odpalił kolejnego papierosa. – Po co przyszłaś?
 - Właściwie nie przyszłam z własnej woli… - zawahała się przez moment, szybko jednak postanawiając kontynuować. Może zajęcie go rozmową nie byłoby takim złym pomysłem? – Przyjaciółka chciała, żebym się rozluźniła, zabawiła trochę… 
 - A dlaczego uważa, że musisz się rozluźnić? 
 - To… to sprawy rodzinne. Syn mojej mamy ma z nami od jutra zamieszkać i… naprawdę, to nic interesującego. – Zawstydziła się, widząc jego drążący w błękitnych tęczówkach wzrok. Był nienaturalnie zainteresowany, skupiony na jej słowach. Chciałaby wiedzieć, o czym w tej chwili myśli. Wyglądało, że nad czymś się zastanawiał, a jego wyraz twarzy uspokajał ją – nie było już w niej złości. 
 - Syn twojej matki… czyli twój brat? – spytał po chwili, przerywając milczenie. 
 - Nie, syn z pierwszego małżeństwa – wyjaśniła, na co pokiwał ze zrozumieniem głową.
 - Dlaczego nie chcesz, żeby przyjechał?
 - Ja… Nie, że nie chcę, ale… Och. Właściwie masz rację, nie chcę. To nie jest normalny człowiek, to potwór! Nie chcę mieszkać z kimś takim, nie chcę…
 - Boisz się go? – przerwał niedelikatnie, śmiejąc się pod nosem.
 - To… coś innego niż strach. Nie wiem, jak to nazwać.
 - Faktycznie musisz się wyluzować. – Poczuła na policzku miękki materiał jego bluzy, gdy się przybliżył. Zrobiło jej się zimno… Całe jej ciało przeszły dziesiątki dreszczy. Silna dłoń znów zacisnęła się wokół jej kolana, tym razem wędrując po dżinsowym materiale odrobinę wyżej… - Mogę ci pomóc, lalko.
 - Nie, nie chcę! – Wyrwała się ponownie, cofając na tyle, na ile pozwolił jej niewygodny stołek. Była przerażona, ale wcale już nie jego jednoznacznymi propozycjami, czy nieskrępowanymi ruchami. Bała się siebie, swoich reakcji i słów, których omal nie wypowiedziała… W normalnych warunkach już dawno spoliczkowałaby chłopaka i odeszła w siną dal albo uciekła wręcz przed jego złością. Przy nim trzymała ją jakaś niewidzialna siła i najwidoczniej nie ją pierwszą, bo chłopak ani przez moment nie wydawał się przestraszony tym, że mogłaby odejść, wręcz przeciwnie – wydawał się pewien swojej pozycji i nagrody, którą zaraz miał odebrać. Nim dziewczyna się spostrzegła, jej pusty kieliszek został wymieniony na kolejny.
 - Nie chcę już pić – mruknęła zmieszana.
 - Nie marnuj mojej kasy.
 - Nikt cię nie prosił, żebyś ją wydawał! Ty zamówiłeś, to ty sobie teraz to pij!
 - Nie pijam takiego chujstwa – odparł rozbawiony, wyraźnie lustrując dziewczynę wzrokiem – Dlaczego nie chcesz pić? Powiedz prawdę. – Gdyby odpowiedziała mu szczerze, pewnie nie mogłaby liczyć na powrót do domu jeszcze tej nocy. Skłamała, a jednak i tak wątpiła, że uda jej się położyć dziś spać całą i zdrową. Widziała już siebie w szpitalnej pościeli, na komisariacie, albo w kostnicy, z czego ostatnią wizję odrzucała coraz uporczywiej. W jego oczach było coś złego, ale na seryjnego mordercę jednak jej nie wyglądał. Nawet pomimo zakrytej twarzy…
 - Trochę mi niedobrze, dużo dziś wypiłam. 
 - Nie wyglądasz na pijaną – upierał się, ale Hope zaprzeczyła jedynie ruchem głowy, ku jego satysfakcji upijając łyk drinka. Znowu nie wiedziała czy się uśmiecha, czy tylko bezczelnie gapi, chwilę później jednak światło jakimś cudem dotarło aż do niego i na moment rozświetliło wcześniej schowaną w cieniu twarz. Zaskoczyło ją, że chłopak był wyjątkowo przystojny. Miał ostre rysy twarzy i ciemno czekoladowe oczy, które wcześniej wydawały jej się czarne. Ciemne włosy wciąż zakrywał pod kapturem. Jedynie jego wyraz twarzy nadal ją przerażał. Było w nim coś, co kazało jej trzymać się od niego z daleka, a jednocześnie przyciągało do niego z każdą minutą coraz mocniej. Złapała mocniej za swój stołek, nagle czując w kieszeni wibracje telefonu. On też musiał je poczuć, trzymając rękę wyjątkowo blisko jej kieszeni, bo uśmiechnął się do siebie i odsunął, by mogła wyjąć komórkę. Nie była pewna, czy usłyszy głos mamy przez ten hałas, nie miała jednak sumienia odrzucić połączenia.
 - Halo? – Zatkała ucho i mocno przycisnęła telefon do swojej głowy. Ku swemu zdziwieniu głos mamy słyszała całkiem wyraźnie, być może dlatego, że ta wystarczająco głośno krzyczała.
 - Gdzie jesteś?! Nie powiedziałaś mi nawet, gdzie wychodzisz! Jest już po północy, martwię się o ciebie… Hope! Słyszysz mnie?!
 - Tak, słyszę. Mamo… Halo! Mamo?! – Do jej uszu nagle dochodziła już tylko cisza. Spojrzała na ekran swojego telefonu z wyjątkową złością i ponownie spróbowała go włączyć. Nic z tego – słaba bateria tym razem nie wytrzymała. Przeklęła cicho pod nosem, zupełnie zapominając o towarzystwie chłopaka i jeszcze raz z uporem nacisnęła klawisz, który miał uruchomić telefon…
 - Rozładował się? – Na dźwięk jego głosu niemal podskoczyła, ale on patrzył na nią jedynie z rozbawieniem, obserwując rumieńce złości, które pojawiły się na jej gładkiej, jasnej twarzy. Pokiwała krótko głową, nie potrafiąc uruchomić ponownie telefonu. Teraz nie pozostało jej już nic innego, jak szybki powrót do domu – jej mama musiała wychodzić ze skóry ze zmartwienia. Nie chciała stawiać jej w takiej sytuacji, zwłaszcza dziś, kiedy ta miała wystarczająco dużo zmartwień na głowie. Tymczasem mężczyzna siedzący obok niej spokojnie zagasił papierosa i przysunął się jeszcze kawałek do niej, by wyraźnie słyszała jego głos. Miała nadzieję, że uda jej się go pozbyć wcześniej niż przyjedzie po nią autobus. Nie chciałaby czekać z nim na ciemnym, odosobnionym przystanku… Wciąż dosyć mocno ją przerażał. Na powrót do domu też nie miała zresztą ochoty, zwłaszcza w stanie, w którym teraz się znajdowała, ale rozładowujący się co chwilę telefon nie pozostawiał jej wielkiego wyboru.
 - Zadzwoń ode mnie – zaproponował, na co dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Teraz nie wyglądał nawet przerażająco, jego uśmiech lekko złagodził ostre rysy, a błysk w oku był raczej przyjemny. Czekała aż poda jej swój telefon, zamiast tego on jednak przysunął się jeszcze bliżej i spojrzał jej prosto w błękitne oczy. – Zostawiłem komórkę w samochodzie. To tylko kilka kroków stąd. Idziemy?
 - My? – Zdziwiła się, jednocześnie czując jak po całym jej ciele ponownie przechodzą lodowate dreszcze.
 - Mam dać ci godzinkę na zastanowienie? – zaśmiał się, widząc jej niepewną minę. – No dalej, doceń moją uprzejmość. Nie będę czekał wiecznie.
         Uważniej przyjrzała się jego twarzy. Wstał już i z góry spoglądał na nią z oczekiwaniem. Chciał poznać jej decyzję, ale nawet ona nie wiedziała jeszcze, co zrobi. Z jednej strony bardzo zależało jej na tym telefonie, z drugiej wciąż bała się zostać z mężczyzną sam na sam. Nie wyglądał może już równie przerażająco jak na początku, zwłaszcza teraz, kiedy ustawił się tak, by światło raz po raz ukazywało dziewczynie jego twarz w pełnej okazałości, jednak wciąż pozostawała w jej głowie myśl, że może faktycznie pierwsze wrażenie, jakie na niej wywarł, nie było przypadkowe. Z początku myślała, że chłopak chce ją zabić. A co, jeśli jej kobieca intuicja podpowiadała jej prawdę?
 - Idziesz czy nie? – Spytał po raz ostatni, pozostawiając jej już jedynie kilka sekund na myślenie. Skinęła głową, chwilę później modląc się, by jednak tego nie zauważył. Teraz było już jednak za późno. Poprowadził ją w stronę wyjścia z baru i ruszyli razem w ciemną, ledwo oświetloną latarniami alejkę…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy