Informacje

Och, teraz znalazłam. No wczas.

18. Noc śmiertelnych psot z osobą, której imienia nawet nie znasz


         Wołanie z dołu z każdą chwilą stawało się coraz donośniejsze. Po każdym kolejnym krzyku Seth łatwo mógł rozpoznać, że ich gość staje się bardziej i bardziej zniechęcony. Mężczyzna nie miał najmniejszego problemu, by skojarzyć ten głos z osobą, do której należy, ale dopóki na własne oczy nie zobaczył Dwayne’a krążącego po jego korytarzu i zaglądającego przez drzwi do pustego salonu, nie mógł uwierzyć, że to on. Od początku, właściwie od ich pierwszego spotkania, był pewien, że z tym chłopakiem będzie miał jeszcze sporo zabawy, ale nigdy nie spodziewał się, że będzie on aż tak głupi, by z własnej woli po raz kolejny podstawiać mu się przed wyciągniętą pięść. Tym razem, na dodatek, w jego własnym domu. Seth nie wiedział już, czy podziwiać jego odwagę i upór, czy śmiać się z jego głupoty...
         Kiedy Dwayne usłyszał skrzypiące pod nogami bruneta stopnie drewnianych schodów, momentalnie odwrócił się w tamtym kierunku. Wyglądał na zaskoczonego i to wcale Setha nie zdziwiło. Wymazał już z pamięci myśl o odwadze blondyna. Teraz był pewien, że Dwayne po prostu nie wiedział, że on tutaj będzie. A przecież mógł wcześniej to sprawdzić... Głupi błąd.
 - Akurat ciebie nie spodziewałem się tutaj zastać... – odezwał się jako pierwszy Dwayne, co tylko potwierdziło przypuszczenia bruneta. Seth uśmiechnął się trochę krzywo, opierając się o ścianę tuż przy schodach. Blondyn cofnął się o krok, starając się zachować bezpieczną odległość. – Przyszedłem do Hope – wyjaśnił – zejdź mi z drogi. Tym razem to ciebie nie dotyczy...
 - Wszystko, co jej dotyczy, dotyczy też mnie. Wytłumaczysz mi, co, do chuja, tutaj robisz?
 - Mógłbym ciebie spytać o to samo... – warknął, posyłając Sethowi gniewne spojrzenie, ale ten nie ruszył się ani na krok, a na jego twarzy wciąż wymalowany był spokój.
 - Mieszkam tu – oznajmił, wzruszając ramionami. – Twoja kolej.
 - Zabawne...
 - Ta? Więc widocznie nie rozumiem tego żartu.
 - Mówiłeś, że z nią sypiasz – wyjaśnił Dwayne, tym razem już odważniej. Pomyślał, że skoro Seth nie rzucił się na niego w pierwszym odruchu, zapewne nie miał zamiaru już tego robić. Do tej pory nie atakował go niesprowokowany. A blondyn nie był tak głupi, by go denerwować. Przynajmniej taki miał zamiar, ale widząc pewność siebie wymalowaną na twarzy bruneta nie był pewien, czy po kilku jego słowach zdoła utrzymać swoje nerwy na wodzy... 
 - Jedno z drugim się gryzie? – Seth uśmiechnął się, odpowiadając dopiero po krótkiej chwili, tym samym dając Dwayne’owi czas do rozmyślań. Ten nie miał jednak pojęcia, co o tym sądzić, a emocje, które za wszelką cenę starał się ukrywać, nie pozwalały mu połączyć wszystkich faktów w jedną, logiczną całość. Po chwili jednak odzyskał zdrowy rozsądek i coś do niego dotarło...  
 - Tak się składa, że gryzie – odparł pewnym siebie tonem. - W tym stanie kazirodztwo jest zabronione.
 - Ach, te wasze uczelniane ploteczki... Prawie już zapomniałem. – Seth zaśmiał się zimno, sekundę później odzyskując już powagę. Z jego twarzy wciąż nie dało się niczego wyczytać. Dwayne nie miał pojęcia, czy to, co odbija się w czarnych oczach to kpina, czy raczej obawa, że jego tajemnica nie wyjdzie na jaw... Seth nie dał mu jednak czasu do namysłu.
 - No dobra – odezwał się brunet ponownie. - Widzisz, przerwałeś mi coś, więc nie chcę być niegrzeczny, ale może odwrócisz się teraz i wyjdziesz stąd po dobroci, co? Drzwi są tuż za twoimi plecami...
         Dwayne przez chwilę stał jeszcze w milczeniu, starając się ułożyć sobie w głowie wszystkie fakty, ale widząc ponaglające go spojrzenie bruneta, nie wytrzymał tej ciszy zbyt długo. Prawdę mówiąc, nie miał pojęcia, co się tutaj dzieje, ani kim tak naprawdę jest ten mężczyzna, ale teraz był już prawie pewien, że nie przyszedł tu na daremno. I że to spotkanie da mu o wiele więcej, niż sobie wcześniej zaplanował.
         Miał zamiar na powrót przekonać Hope do swojej osoby, ale nagle okazało się, że nie musi. Mógł załatwić ją i bez jej zgody. A Seth – świadomie czy nie – tym razem wyjątkowo mu pomagał
 - Przyszedłem do Hope, nie do ciebie, więc nie możesz mnie wyrzucić.
 - Tak? – Seth uniósł jedną z brwi, wyjmując ręce z kieszeni i podchodząc do Dwayne’a o krok bliżej, na co ten mimowolnie się odsunął. – Kto ci tak powiedział?
 - Nie mam zamiaru się z tobą bić.
 - Jasne, że nie masz. Inaczej przyszedłbyś z obstawą.
 - Ta „obstawa”, jak ich nazwałeś, jest obecnie trochę osłabiona... Ale ty wiesz o tym doskonale, prawda?
 - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Może powinni po prostu uważać, z kim zadzierają... Jak tak będą do wszystkich skakać, w końcu może stać im się krzywda. Niektórzy nie potrafią trzymać nerwów na wodzy, jak ja. 
 - Jasne... – Dwayne jedynie przewrócił oczami, w duchu zastanawiając się, co robić. Z jednej strony nie chciał zmarnować szansy na to, by dowiedzieć się dziś jak najwięcej i – jeśli będzie to możliwe – w przyszłości w ogóle unikać towarzystwa Setha, ale z drugiej, bał się ryzykować. Znał już siłę i możliwości swojego przeciwnika i mniej więcej orientował się, że nie ma z nim większych szans w pojedynkę, na dodatek w jego domu... Jedyne, co mogło go teraz uratować, to Hope, ewentualnie jakikolwiek inny domownik, ale jak na złość wyglądało na to, że nikogo poza Sethem tutaj nie było. Przeklął pod nosem, po raz kolejny spoglądając przez otwarte drzwi do znajdującego się obok salonu. Pusto.
 - Gdzie Hope? – spytał w końcu, niecierpliwiąc się niemal tak samo mocno jak i Seth.
 - Czeka na mnie w swojej sypialni. Nago. Wolałbym, żebyś jej nie przeszkadzał...
 - Nie pytałem cię o zdanie – odburknął, ruszając do przodu z lichą nadzieją, że uda mu się przepchnąć obok chłopaka i wejść na górę, ale szybko przekonał się, że to wcale nie będzie takie proste. Kiedy tylko znalazł się w pobliżu Setha, ten odepchnął go mocno, a Dwayne poleciał w tył, pomimo, że był na to przygotowany. Stał teraz z mężczyzną twarzą w twarz i coś czuł, że to nie skończy się dobrze... Przynajmniej dla jednego z nich.
 - Nie rozumiesz po dobroci? Muszę powiedzieć wprost, żebyś stąd wypierdalał?
 - Jeśli to, co mówisz, to prawda, będziesz miał ogromne kłopoty! – Dwayne zachwiał się znów, gdy ich ramiona w bolesny sposób zderzyły się ze sobą.
 - Jakim idiotą musiałbym być, żeby mówić ci takie rzeczy, gdyby faktycznie były prawdą? Ale nie potrafię odmówić sobie tej przyjemności, kiedy widzę, jak masz ochotę mnie zamordować tylko za to, że mogłem ją chociaż tknąć... Masz ochotę, ale gówno możesz mi zrobić. Długo cię zszywali po ostatnim? – zmienił temat, śmiejąc się cicho, na co Dwayne aż poczerwieniał ze złości.
 - Ciekawe jak długo ciebie będą zszywać, kiedy cię dopadnę! 
 - Masz okazję, na co czekasz? Ach, tak... Jesteś sam. Co za szkoda... – dodał z politowaniem i w końcu odrobinę się odsunął. – Jeśli chcesz wiedzieć, Hope nie ma w domu.
 - Nie wierzę już w ani jedno twoje słowo.
 - Świetnie, więc sam sprawdź. – Seth uśmiechnął się, widząc lekkie zaskoczenie w oczach Dwayne’a, ale kiedy ten tylko ruszył się o krok, ponownie zastąpił mu drogę. – Jedna sprawa. Jesteś w moim domu, więc to ja muszę zaprosić cię na górę. A, jak się pewnie domyślasz, nie zrobię tego. Tak więc oczywiście – możesz sprawdzić, czy Hope tam jest, czy nie - ale dopiero wtedy, kiedy będę leżał na podłodze, nieprzytomny albo martwy. To jak? Potrzebujesz większej zachęty? Bo ja mam ochotę się zabawić...

* * *

         Kiedy Hope usłyszała dwa mieszające się ze sobą głosy dochodzące z parteru, zaczęła szarpać się jeszcze gwałtowniej niż dotychczas, dziko przemieszczając się w te i we w tę po śliskiej, drewnianej powierzchni biurka. Wcześniej niż Seth zszedł na dół, miała nadzieję, że tylko żartował, że zaraz wróci i ją rozwiąże, ale teraz nie miała już wątpliwości – on nigdy nie żartował. Zawsze był poważny w momentach, kiedy miał szansę ją poniżyć. A tym razem okazja sama mu się natrafiła...
         Choć Hope już po pierwszych słowach rozpoznała głos Dwayne’a , nie mogła zrozumieć, co on tak właściwie tu robił. Nie gadali ze sobą już naprawdę długo, Hope unikała go na każdym kroku, po co więc wciąż ją prześladował? Nie to było jednak teraz najważniejsze. Seth go nienawidził, to było jasne, a kto wie, co mogło wpaść mu do głowy, kiedy zobaczył go w swoim domu... Hope była przerażona. Miała nadzieję, że Seth nie pomyśli, że ona i Dwayne... Ta myśl przyprawiała ją o dreszcze.
         Jak na złość pasek nie ustępował ani odrobinę, Seth musiał zawiązać go wyjątkowo mocno, co zresztą czuła dosyć wyraźnie na obtartych już nadgarstkach. Wiedziała, że przez najbliższe dni będzie miała spory problem, by zakryć czymś zdartą do krwi skórę... Gdyby się tak nie szarpała, pewnie nic by się jej nie stało, ale wciąż bała się, że klamka u ciemnych drzwi zaraz się poruszy i ktoś wejdzie do pokoju... Pół biedy, jeśli będzie to Seth. Ale wnioskując po odgłosach, Dwayne wciąż nie opuścił jej domu...
Przeniosła się na łóżko i starała się ułożyć najwygodniej jak potrafiła, bo wygięte do tyłu ręce zaczynały coraz mocniej ją boleć. Czuła, że traci siły, ale nie mogła się poddać i po prostu leżeć tak i czekać, aż ktoś znajdzie ją w tym stanie. Musiała na chwilę uspokoić się i pomyśleć. Poruszanie rękami nic nie dawało, jedynie sprawiało jej ból. Rozejrzała się więc po pokoju i szybko natrafiła wzrokiem na leżący gdzieś na podłodze długopis. Nie było łatwo go podnieść, a już tym bardziej włożyć go pomiędzy więzy, ale po pięciu minutach w końcu jej się udało. Uścisk odrobinę się rozluźnił... Musiała być cierpliwa i nie zwracać uwagi na palący ból nadgarstków, ale teraz, kiedy czuła, że to daje jakiekolwiek efekty, była w stanie się poświęcić. Kręciła się i wierciła, przewracając we wszystkie strony po materacu, ale była już coraz bliżej... Potrzebowała jeszcze tylko chwili by wysunąć jedną z dłoni i w końcu się uwolnić, kiedy nagle usłyszała ogromny huk. Momentalnie podniosła głowę, z przerażeniem patrząc na drzwi, ale te wciąż pozostawały zamknięte. Wystarczyło tylko kilka sekund, by odgłos znów się powtórzył. Teraz nie miała już wątpliwości, że dochodził z dołu, prawdopodobnie z korytarza. Z jeszcze większą zawziętością zabrała się za rozwiązywanie tego przeklętego węzła, by minutę i kilkanaście kolejnych huków i krzyków później, uwolnić się i prędko rzucić paskiem przed siebie, wyładowując na nim całą swoją złość. Złapała za rozrzucone po podłodze ubrania i zaczęła wciągać je na siebie w pośpiechu, plącząc się przy tym niesamowicie. Kiedy była już gotowa, krzyki ustały, ale wciąż słychać było odgłos uderzających o meble i ściany ciał. Niewiele myśląc, wybiegła z pokoju i pędem rzuciła się na schody. 
 - Boże, nie! - Kiedy przed jej oczami przewinął jej się obraz dwóch walczących ze sobą mężczyzn, przez chwilę nie była nawet w stanie stwierdzić, kogo dokładnie widzi. Jeden z nich leżał na podłodze, a drugi nachylał się tuż nad nim, celując w jego twarz pięścią. 
 - Przestańcie! – krzyknęła i dopiero wtedy ten z mężczyzn, który był na górze, zwrócił na nią swoją uwagę. Pomimo spływającej po jego twarzy, ciemnej krwi, rozpoznała w nim Dwayne’a, ale nie miała nawet chwili, by się mu przyjrzeć. Korzystając z tych kilku sekund jego zdezorientowania, Seth podniósł się tak, jakby zalegające na nim ciało nic nie ważyło i bez większych problemów przewrócił przeciwnika na plecy, waląc jego głową w pierwszy stopień schodów. Po domu rozległ się głuchy odgłos uderzenia, ale już żadnego krzyku...
 - Seth! Przestańcie, błagam! 
 - Już skończyliśmy – odparł cicho, podnosząc się z przeciwnika i siadając nieopodal, oparty o ścianę. Z jego nosa ciekła krew, a klatka piersiowa poruszała się prędko pod wpływem wdychanego powietrza. Był wyraźnie zmachany, ale uśmiech nie znikał mu z ust. Otarł krew z twarzy, w rzeczywistości rozmazując ją tylko jeszcze bardziej i na chwilę schował głowę pomiędzy swymi ramionami. Dopiero w tym momencie Hope zorientowała się, że Dwayne w tym czasie nawet się nie poruszył. Zbiegła czym prędzej po schodach i zatrzymała się przy leżącym nieruchomo chłopaku. 
 - Coś ty mu zrobił?! – krzyknęła, klękając przy Dwayne’ie.
 - Daj spokój, nawet go nie lubiłaś... 
 - Nie lubiłam?! Co to ma znaczyć, Seth?! Czy on... – W panice pochyliła się nad nim i przyłożyła dwa palce od jego szyi, ale nigdy nie była dobra w odnajdywaniu pulsu. Seth zaśmiał się cicho, wciąż nie ruszając się ze swego miejsca. Dokładnie widział, jak tętnica pulsuje kilka centymetrów od dłoni brunetki, ale nie chciał jej tego uświadamiać, widząc jak pięknie wygląda z przerażeniem wymalowanym na bladej twarzy. W oczach Hope stanęły łzy, ale wciąż nie chciała wierzyć, że Dwayne nie żyje... Przecież jeszcze przed chwilą to jego widziała, jak górował nad Sethem... Może, gdyby się tutaj nie pojawiła, gdyby nie krzyknęła...
 - Żyje – odparł w końcu Seth, znudzony już tą zabawą. – Jego klatka piersiowa się porusza. Stracił przytomność po uderzeniu w głowę, będzie miał co najwyżej wstrząs mózgu... 
 - Co najwyżej?
 - Co on tu robił, lalko? – zignorował jej pytanie, zamiast tego zadając swoje. – Zaprosiłaś go?
 - Chyba żartujesz... 
 - Nie, jestem poważny. Śmiertelnie poważny – dodał, podnosząc się powoli i podchodząc do niej, siadając na schodku tuż obok jej pochylonego nad byłym chłopakiem ciała. Złapał ją w pasie i jednym ruchem odwrócił w swoją stronę. Upadła na jego ciało, tracąc równowagę. Kiedy spojrzał w jej twarz, wyglądała na przestraszoną, choć jeszcze przed chwilą malowała się na niej ulga. – Chcesz mi o czymś powiedzieć, lalko? Spotykaliście się, kiedy mnie nie było? 
 - Nie – odparła pewnie przez zaciśnięte zęby. – Ale nawet jeśli, to co z tego? Nie jestem twoją dziewczyną, nie możesz być o mnie zazd...
 - Jesteś moją zabawką – przerwał jej, mocno szarpiąc za włosy, by na niego spojrzała. – I dlatego będę piekielnie zazdrosny o każdego, kto cię dotknie bez mojego pozwolenia, jasne?! Należysz do mnie. I ty i twoje ciało. To ja nim dysponuję, nie ty.
 - Jesteś szalony...
 - Tak. I nie każ mi robić więcej szalonych rzeczy tego dnia, bo właściwie nie widzę przeciwwskazań, żeby jeszcze na tobie wyładować resztki mojej złości... W tym momencie jestem prawie pewien, że spałaś z tym zalegającym nam na schodach śmieciem, więc na twoim miejscu trzymałbym się ode mnie z daleka, bo mogę poderżnąć ci gardło... 
 - Tak, już to słyszałam – mruknęła, odwracając od niego wzrok i lekko spuszczając głowę, na tyle, na ile pozwoliła jej zaciśnięta na jej ciemnych włosach dłoń.
 - Co powiedziałaś? 
 - Już mi to mówiłeś. Że poderżniesz mi gardło, że mnie udusisz, albo rozbijesz się samochodem, kiedy będę w środku. Ale jakoś wciąż jeszcze żyję...
 - Jeszcze – podkreślił, uśmiechając się do niej i puścił ją, lekko odpychając od siebie. Upadła na podłogę, a on prędko podniósł się ze swojego miejsca i skierował się na górę, pozostawiając Hope sam na sam z nieprzytomnym chłopakiem. Brunetka patrzyła za nim, mając nadzieję, że jeszcze się odwróci... Nie miała pojęcia, co robić – dzwonić na pogotowie i pozwolić, żeby Setha zamknęli, czy czekać, aż Dwayne się przebudzi, nie mając pojęcia, co może się wtedy stać... Brunet jednak nawet już na nią nie spojrzał. Zamknął się w swojej sypialni, a ona miała w sobie jeszcze zbyt wiele dumy i zbyt wiele zdrowego rozsądku, by tam teraz zaglądać.


* * *

         Beau nie zdążył nawet zamknąć za sobą drzwi, kiedy jego partner przewalił go na podłogę, przygniatając swoim umięśnionym ciałem jego niewielką postać. W takich momentach chłopak zawsze cieszył się, że mieszka sam – nie było nikogo, kto mógłby go nakryć, nic, o co miałby się martwić. Mógł przyprowadzać sobie kogo tylko chciał i to wtedy, kiedy akurat miał na to ochotę. I do końca oddawać się swoim emocjom i swojej żądzy, nieważne gdzie i nieważne jak. Był po prostu wolny i miał zamiar korzystać z tego tak długo, jak tylko będzie to możliwe. Korzystał dosyć intensywnie.
         Po chwili brunet złapał Beau za szyję, mocno przytrzymując chłopaka w taki sposób, by nie mógł oddalić się ani o milimetr. Wpił się w jego usta namiętnie i brutalnie, nie pozwalając czarnowłosemu przejąć dowodzenia. Ten jednak nie przestawał walczyć. Wsunął swoją dłoń pomiędzy dwa rozgrzane ciała, a kiedy przemierzył nią drogę w dół klatki piersiowej swojego zdecydowanie bardziej postawnego od siebie znajomego, ten na moment zatracił gdzieś koncentrację. Zapomniał o tym, że to on chciał tutaj dominować i spokojnie pozwolił Beau przewrócić się na podłogę i usiąść na swoich biodrach. Czarnowłosy uśmiechnął się triumfalnie, patrząc na niego z góry.
 - Zawsze dostaję to, czego zechcę – zaśmiał się, kiedy brunet zmrużył nieprzyjemnie swoje ciemne, czarne niemal, oczy. Wyglądał wyjątkowo seksownie, kiedy był zdenerwowany i Beau miał wrażenie, że niepotrzebnie zaczął cokolwiek mówić, bo to tylko opóźniało moment, kiedy ich usta na powrót się połączą. Miał ochotę dobrać się do niego najszybciej jak to możliwe... Z drugiej strony, nie chciał wyjść na desperata. 
 - O tym się jeszcze się przekonamy, malutki – chłopak zaśmiał się, łapiąc jego dłonie w silny uścisk, po czym pociągnął go mocno w swoją stronę, aż ten upadł na jego twardy, umięśniony brzuch, mrucząc pod nosem ciche przekleństwa. – Nie walcz, wiesz, że nie masz ze mną szans. 
 - Nie tylko siła się liczy, wiesz? A ja potrafię być bardzo nieprzyjemny, gdy ktoś zalezie mi za skórę... – Beau syknął gniewnie, sekundę później wbijając w skórę karku swojego towarzysza kilka ostrych ząbków. 
 - O tak, wiem... – mruknął, czekając aż Beau z powrotem na niego spojrzy. - Widziałem. – Uśmiechnął się do niego szelmowsko i nim czarnowłosy zdążył chociaż nabrać powietrza, by coś mu na to odpowiedzieć, na powrót wpił się w jego wargi, a jego dłonie od razu zjechały w dół by szarpnąć za niewielkich rozmiarów koszulkę i chwilę później ściągnąć ją z chłopaka. Przez chwilę Beau zastanawiał się, o co mu chodzi, ale szybko zapomniał o tym, czując uścisk na swoich pośladkach i poruszające się pod nim w jednoznacznym rytmie ciało. Zatracił się całkowicie w pocałunku i już nic innego się dla niego nie liczyło – ani uchylone drzwi, ani dziwne słowa towarzysza, nawet to, że ten przystojny brunet wcale nie był tym, kim Beau chciałby, żeby był i że czasem zachowywał się strasznie nielogicznie. Najważniejsze stało się dla niego tu i teraz. Odgłos ciężkich, mieszających się ze sobą oddechów i dwa splątane ciała z krążącymi wszędzie, docierającymi do każdego zakamarka dłońmi...
         Nagle obydwaj poczuli coś dziwnego pomiędzy ich ściśle przylegającymi do siebie ciałami, a do ich uszu dotarł niełatwy do zidentyfikowania, cichy odgłos. Nim obydwaj oprzytomnieli na tyle, by uświadomić sobie, że to tylko wibracje telefonu w którejś z ich kieszeni, te zdążyły już dawno się uspokoić. Czarnooki nie miał ochoty się tym przejmować, ani na moment nie wypuścił z ramion swojego znajomego i nie oderwał swoich ust od jego pełnych warg, ale Beau zaczął niespokojnie się kręcić i przestał skupiać się na swoim koledze tak, jak robił to wcześniej. Gdy usłyszał jego zdenerwowane westchnienie, oderwał się od niego i uśmiechnął niewinnie. 
 - Tylko sprawdzę, czy to nic ważnego – szepnął, podnosząc się i prędko usiadł na podłodze obok chłopaka, opierając się o ścianę. – I tak potrzebujemy chwili przerwy, jeśli ten wieczór nie ma się skończyć za jakieś dziesięć minut...
 - Jesteś aż tak cienki?
 - Pomyśl raczej, że tak bardzo mnie podniecasz – odparł rozbawiony Beau i w końcu wyjął z kieszeni swój telefon, z ciekawością sprawdzając wiadomość. Później długo wpatrywał się w ekran, jakby nie potrafiąc odczytać wyświetlających się nań wyrazów, choć nie wypił dziś dużo i nie powinien mieć z tym większych problemów. Brunet zaniepokoił się odrobinę i również podniósł się do siadu, zaglądając chłopakowi przez ramię.
         Nienawidzę cię, sukinsynu! Jak mogłeś mi to zrobić?! To była jedna, głupia sprzeczka, a ty... Pożałujesz! Tyle ci mogę obiecać! Nienawidzę cię, Beau!
         Czarnowłosy długo jeszcze się nie odzywał, a siedzący obok niego mężczyzna, po przeczytaniu tej wiadomości, również wolał na chwilę zamilknąć. Jego bardziej bawiło to, niż złościło, ale Beau wydawał się załamany... Planował już, jak go pocieszyć, kiedy w oczach czarnowłosego zauważył iskrzące się łzy. To było dla niego zbyt wiele, by zbyć to milczeniem.
 - To ta blondynka? – spytał w końcu, nie rozpoznając imienia nadawcy.
 - Jaka blondynka? – Beau zniżył głos do szeptu, mając nadzieję, że w ten sposób powstrzyma szloch tak długo,jak to tylko było możliwe. Niczego nie rozumiał, ale podświadomie czuł już, że stało się coś złego. Ashley nigdy nie była na niego tak wściekła. Nigdy też nie nazwała go sukinsynem i nie zrobiłaby tego bez powodu, z racji tego, że temat jego rodziców był przecież tematem tabu. Zastanawiał się tylko, co takiego zrobił... O ich kłótni kilka dni wcześniej nawet nikomu nie mówił, by nie wyszło na to, że ją obgaduje. Był absolutnie niewinny, nic nie miało tutaj sensu...
 - No ta blondyna, o której przed chwilą rozmawialiśmy – odezwał się na powrót brunet, jeszcze bardziej mącąc mu w i tak skołatanym umyśle. 
 - Rozmawialiśmy? 
 - Beau, skup się! Powiedziałeś, że potrafisz być nieprzyjemny, gdy ktoś zalezie ci za skórę! To o kim mówiłeś, jak nie o niej?
 - Nie mówiłem o nikim konkretnym, to tylko taka tam gadka! O czym ty w ogóle mówisz?! I co ja niby zrobiłem Ashley?!
 - Masz jej fotki na profilu...
 - No i?
 - Nagie fotki. Chyba mi nie powiesz, że się na to zgodziła?
         Beau nie odezwał się już ani słowem, jedyne długo spoglądał na niego w niezrozumieniu pomieszanym ze strachem. W tej sprawie nie miał już nic do powiedzenia. Nic, poza oczywistością, która aż cisnęła mu się na usta, ale zamiast potoczyć się głośno po pokoju, jedynie długo zastępowała w jego głowie wszystkie inne myśli.         
         Że, kurwa, co?!

* * *

         Nagle Hope poczuła się wyjątkowo dziwnie. Zakręciło jej się w głowie i upadła w tył, nie do końca świadoma tego, co się dzieje. Jej ciało dygotało odrobinę z nieznanego jej powodu, a powieki nieustannie zamykały się wbrew niej, przez co nie była nawet w stanie dostrzec, gdzie tak naprawdę się znajduje. Ostatnie, co zapamiętała, to jak zrobiło jej się niedobrze na widok krwi, którą zmuszona była posprzątać z drewnianej podłogi. Teraz była już jednak prawie pewna, że od tego czasu minęło przynajmniej kilka godzin, a jej ciało dalej reagowało w taki sposób, jakby za chwilę miała stracić przytomność... Rozłożona na ziemi, czując pod sobą jedynie twardą powierzchnię, w końcu była w stanie otworzyć oczy. Sufit nad nią wirował w zabójczym tempie aż do momentu, kiedy zamiast niego przed błękitnymi tęczówkami pojawiła się męska, poraniona twarz.
         Dwayne miał kilka blizn, które skupiały się głównie przy jego lewym oku, a zaschnięta krew na jego skórze tworzyła naprawdę nieprzyjemny widok. Chłopak patrzył na nią śmiertelnie poważnie, ani na moment nie odrywając od dziewczyny swojego zimnego spojrzenia. Nie poruszał się, jedynie oddychał cicho. Był zdecydowanie bliżej, niż Hope by sobie tego życzyła i zdecydowanie bliżej, niż Seth by na to pozwolił... Nie wydawał się też mieć wstrząsu mózgu, ani żadnych innych wewnętrznych obrażeń. Przeciwnie. Zdawał się być nawet silniejszy niż zazwyczaj...
 - Czego chcesz? – syknęła gniewnie, widząc, że Dwayne prawdopodobnie nie ma zamiaru nic jej powiedzieć. Wirowanie w jej głowie ustało, ale wciąż nie była w stanie ujrzeć, gdzie się znajduje. Wszystko jej zasłaniał. Pod głową czuła jednak coś twardego, jak stopień schodów... Po chwili zdała sobie sprawę, że leży dokładnie w tym miejscu, w którym on leżał jeszcze jakiś czas temu. W takiej samej pozycji, jak on. A Dwayne nachyla się nad nią, tak samo jak ona robiła to przedtem, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Z tą różnicą, że na twarzy chłopaka nie malowało się zmartwienie. Raczej dzika obojętność i ukryty w zmarszczonym czole gniew. Widziała już to spojrzenie... Spojrzenie ciemnych, brązowych oczu.
 - Zejdź ze mnie – odezwała się ponownie, po raz drugi bez odzewu. Chciała się podnieść, korzystając z tego, że prawdopodobnie Dwayne musi być jeszcze osłabiony, ale był jak kamień. Dopiero wtedy zauważyła, że chłopak nawet nie mruga, co wcześniej zauważyła też u Setha, kiedy był wściekły. Nie rozumiała, jak to możliwe... Dwayne był równie opanowany co jej brat. Nie był nim, ale wyglądał na równie zdeterminowanego. Gdy szarpnęła się po raz pierwszy, w kąciku jego ust zamajaczył uśmiech.
 - Och, błagam...
         Hope usłyszała nagle znajomy głos dochodzący ze szczytu schodów i momentalnie odwróciła głowę w tamtą stronę, co zaowocowało bólem w jej karku. Dwayne na ten dźwięk  nawet jednak nie zareagował, jak gdyby prędzej czy później się go spodziewał. Brunetka dojrzała wśród panujących w korytarzu ciemności Setha, który obserwował ich z założonymi rękami, przewracając właśnie oczami w wyrazie zniecierpliwienia. Przez chwilę poczuła, że to w końcu się skończy, że jakkolwiek dziwna nie była ta scena, teraz dobiegnie końca, ale szybko przekonała się, że na nic są jej nadzieje. Seth, zamiast rzucić się na Dwayne’a, jedynie poczekał, aż ten w końcu odwróci głowę w jego stronę i spojrzy mu w oczy, by uśmiechnąć się do niego zimno i na moment przenieść wzrok na swoją lalkę.
 - Na co czekasz? Zerżnij ją w końcu, nie bądź żałosny. I lepiej się, kurwa, pośpiesz, albo ja to zrobię...
         Hope jedynie otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, nie wierząc w to, co słyszy. Seth pozwoliłby, żeby on...? Żeby ją...?! To nie mieściło jej się w głowie. Wydawało jej się, że zna go już od najgorszej strony, tymczasem mężczyzna z dnia na dzień coraz usilniej udowadniał jej, jak bardzo się myli. Nie to było jednak jej największym problemem. Bo Dwayne, w przeciwieństwie do niej, wcale nie miał wrażenia, że coś tu jest nie tak, nie szukał w słowach Setha niczego, poza rozkazem, który z największą ochotą miał zamiar wykonać. Hope posłała bratu błagalne spojrzenie, ale ten tylko spokojnie odpalił papierosa, siadając kilka stopni nad nimi i przyglądając im się bez żadnych emocji.
 - To może trochę zaboleć, kochanie, nie mam zamiaru być delikatny. – Dwayne uśmiechnął się do niej w najbardziej obleśny sposób, jaki dotychczas widziała, a z kącika jego ust na nowo zaczęła powoli płynąć krew. Poczuła na swoim ciele zimne dłonie i zadrżała, w ciszy modląc się o litość. Jej koszulka została podwinięta do góry, a po płaskim brzuchu powoli krążyły męskie dłonie... Ciało Dwayne’a mocno na nią napierało, do tego stopnia, że nie była w stanie się ruszyć. Znów było jej niedobrze. Nie mogła znieść tego dotyku, bolał ją bardziej niż uderzenie pięścią i była pewna, że ślad, który po nim zostanie, zostawi daleko w tyle wszelkie siniaki i zadrapania...
 - Seth! Błagam, każ mu przestać! Seth, proszę, ja nic nie zrobiłam... 
 - Teraz zrobisz – odparł nonszalancko, nawet nie patrząc już w jej stronę. – Zostaw ją tu, kiedy skończysz – zwrócił się do Dwayne’a, wstając z podłogi i powoli kierując się w dół, by kilka sekund później przejść obok nich i zniknąć w salonie.
 - Nie! Nie zostawiaj mnie! Seth, błagam! Seth! 

         Przez chwilę wszędzie wokół niej panowała ciemność. Czuła się, jakby dryfowała bezwładnie gdzieś w pobliżu dna oceanu, gdzie promienie słońca nie są w stanie dotrzeć, gdzie nie ma niczego innego poza nią i nicością. Latała albo płynęła – nie do końca była w stanie stwierdzić to jednoznacznie – a cały świat pozostał daleko za nią. Nie było już przy niej głośnego oddechu Dwayne’a, była cisza. Nie spoglądała na nią para zielonych tęczówek. Była sama.
Budzę się w ciemnościach, jak każdej innej nocy,
z łzami na poduszce i zakrwawionym nożem w dłoni.
Moja dusza zabarwiła pościel, odrzuconą gdzieś w kąt łóżka... 
Czyja to krew? Moja czy twoja – którego z nas?*

         Coś, a może ktoś, pociągnął ją mocniej w stronę dna. Jej ciało bezwładnie zaczęło opadać w dół, teraz już nie hamowane przez wodę, raczej lecące wraz z powietrzem. W sekundę później uderzyła w podłoże. I mocno się zachłysnęła... 

- Boże! – zerwała się momentalnie, natrafiając ciałem na coś twardego, uderzając twarzą w ciepłe, żywe ciało. Nie do końca była w stanie stwierdzić, do kogo należy, bo momentalnie została przyciągnięta do niego wyjątkowo mocno, ale zapach, który poczuła, zanurzając twarz w zwoje materiału męskiej bluzy, dawał jej jasną odpowiedź.
 - Czyżbyś przestraszyła się zwykłego snu, laleczko? – Usłyszała jego cichy, przepełniony kpiną i czymś na miarę rozczulenia głos, na co momentalnie zacisnęła pięści. 
 - Dręczysz mnie w koszmarach, a kiedy się budzę, znów jesteś jedyną osobą, którą widzę. Zwariuję przez to...
 - Wolałabyś, żeby mnie nie było? Żebym wrócił do siebie?
 - Mniej więcej o tym właśnie myślałam od dnia, kiedy się pojawiłeś... – wyszeptała szczerze, odsuwając się od niego tak szybko, jak tylko jej na to pozwolił.
 - I myślisz, że wtedy byłoby lepiej, lalko? Przez pierwsze kilka dni może czułabyś ulgę, a potem co? Pustka, kochanie, jedna wielka pustka – zaśmiał się.
 - Nie nazywaj mnie tak...
 - Złościsz się na mnie tylko dlatego, że mówię prawdę? Tę, której nie chcesz znać? Nie potrafisz żyć beze mnie...
 - To się nauczę – mruknęła tylko, zapalając nocną lampkę. W pokoju nagle przestało być tak przerażająco ciemno, ale czarne tęczówki Setha zaiskrzyły groźnie, odbijając światło. Spojrzała na niego, uśmiechając się pod nosem. Oboje doskonale wiedzieli, że skłamała. Tak... Miał rację. Jak prawie zawsze, od dnia kiedy się poznali. Choć nigdy nie chciała mówić tego głośno, zdawała sobie sprawę, że prawdopodobnie jest mądrzejszy niż większość mężczyzn, jakich dotychczas poznała... I to był kolejny paradoks, którego nie potrafiła rozwiązać. 
 - Co ci się śniło? – spytał, ale Hope w odpowiedzi jedynie pokręciła przecząco głową, nie chcąc nic powiedzieć. Zamknęła oczy, a po chwili poczuła jego dłonie zaciskające się na jej rękach. Z początku sądziła, że chce ją ponownie skrzywdzić, ale chłopak jedynie przyciągnął ją do siebie delikatnie i spojrzał na jej zdarte nadgarstki, wyglądając na zniesmaczonego. – Po co to zrobiłaś? Przecież sam bym cię rozwiązał...
 - Bałam się, co może przyjść ci do głowy. Chyba mi się nie dziwisz?
 - Powinnaś mnie już trochę znać, miałaś dużo czasu...
 - Za dużo... – szepnęła, ale nie zwrócił na to uwagi.
 - Spróbuj zasnąć, jesteś nieznośnie rozkapryszona, kiedy przebudzisz się w nocy. Zawsze – dodał, przypominając sobie, jak nieraz sam ją budził właściwie bez żadnego konkretnego powodu i jak ciężko się z nią wtedy rozmawiało, nie mówiąc już o czymkolwiek innym... Tego wieczoru Seth nie miał jednak czasu kłócić się z nią, czy przekomarzać. 
 - Nie chcę...
 - No właśnie. Jak dziecko – zaśmiał się, bez problemu łapiąc jej szczupłe ciało i wbrew jej woli układając delikatnie na materacu. Szarpała się chwilę, szybko uznając jednak, że i tak już przegrała... Kiedy przestała się ruszać, nakrył ją kołdrą i ułożył się tuż przy niej, przytulając do siebie drobną dziewczynę, niemal idealnie wpasowującą się w jego ramiona.
 - Kiedy ja wcale nie jestem zmęczona... – powiedziała, sekundę później czując zimne dłonie pokonujące drogę wzdłuż jej kręgosłupa, co mimowolnie przyprawiło ją o dreszcze, choć nie do końca była w stanie stwierdzić, czy podoba jej się to uczucie...
 - To może się zmienić – odparł, muskając ustami jej obojczyk. – Zmęczę cię, laleczko, w sposób, który najbardziej lubisz... Ale potem grzecznie pójdziesz spać, bez słowa sprzeciwu. Umowa stoi?
 - Dlaczego miałabym się zgodzić? Nie prosiłam cię, żebyś... Aj, przestań – prawie pisnęła, czując jego dłoń zaciskającą się na zakrytym jedynie przez krótkie szorty pośladku, ale męskie usta niemal natychmiast wylądowały na jej wargach, zduszając dźwięk w zarodku. Pocałował ją krótko i spojrzał jej w oczy. Błyszczały w ten sam sposób, w jaki nieraz już to widział... Od razu wiedział, że dziewczyna nie będzie długo oponować.
 - Po prostu cholernie cię kręcę i jako jedyny doskonale wiem, co lubisz. Poza tym jestem pewien, że po tym, co zaczęliśmy rano, dalej jesteś mocno podniecona... Tylko na siebie spójrz – uśmiechnął się. – Nawet jeszcze porządnie nie zacząłem, a ty już nie potrafisz spokojnie leżeć... – Złapał za jej wąskie biodra i na moment przytrzymał ją w miejscu. – Mam mówić dalej?
 - Nic już nie mów... – mruknęła, podnosząc się na łokciach. Patrzyła na niego przez chwilę w ciszy, w końcu uśmiechając się do swoich myśli. To był kolejny raz, kiedy miał rację... Czasem wolałaby, żeby w ogóle się nie odzywał...


* * *

         Schodząc po schodach, Seth spojrzał jeszcze na zegarek, sprawdzając, jak długo zajęło mu „usypianie” jego nieznośnej zabaweczki... Przez moment nie był pewien, czy na dole jeszcze kogoś zastanie, minęło całkiem sporo czasu odkąd wyszedł „tylko na minutkę” i nie zdziwiłby się, jakby dziewczyna odeszła już bez pożegnania... Kiedy jednak zajrzał do salonu, siedziała tam nadal, pochylona nad kieliszkiem wina trzymanym oburącz, z twarzą w większości zakrytą przez swoje proste blond włosy. Gdy wyczuła jego obecność, uśmiechnęła się tajemniczo. Butelka z ciemnego szkła stała tuż obok niej, opróżniona już niemal do dna... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiadomienia o nowych notkach teraz wyłącznie na facebooku!
Zapraszam do zajrzenia i polubienia ;)

Wejść:

Obserwatorzy