- Czasem tak na ciebie patrzę, Seth, i nie
potrafię myśleć o niczym innym, jak o twoim ojcu. Zastanawiam się wtedy, czy
jesteś do niego podobny, czy zachowujesz się w taki sposób, w jaki on kiedyś to
robił...
- I do jakich dochodzisz wniosków?
- Tom był inny. Nie jesteście podobni.
Ale nie jestem w stanie powiedzieć, który z was jest bardziej okrutny. Czasem
myślę, że to właśnie dlatego się nienawidzicie. Że całe życie właśnie o to
podświadomie się spieraliście. To był wasz mały konkurs – kto z was jest
większym skurwysynem?
- Nie dostrzegasz pewnej ironii,
nazywając mnie skurwysynem?
- Seth, proszę cię, nie przerywaj. Chcę
ci powiedzieć, dlaczego cię zostawiłam. Zgodziłeś się. Teraz słuchaj.
Na świecie są tysiące, jeśli nie
miliony dziewczyn, myślących tak, jak ja wtedy. Ogromne ilości nastolatek,
które podnieca tylko jedno – facet inny niż wszyscy, zimny drań i potwór. Żyją
w przekonaniu, że gdy już takiego znajdą, uda im się go zmienić, a wtedy ich
świat stanie się prawdziwą bajką. Nie wiem, dlaczego większość kobiet tak
postępuje, ale musicie przyznać, że to fakt. Nie potrzeba żadnych badań
naukowych, żeby wiedzieć, że kobiety kochają drani.
Teraz, kiedy jestem szanowaną panią
adwokat z porządnym domem i niezłą sumką odłożoną na koncie, pewnie ciężko jest
wam to sobie wyobrazić, ale na chwilę, do momentu, kiedy przestanę mówić,
musicie zapomnieć o tym, kim jestem. Wyobraźcie sobie siedemnastoletnią, rudą
dziewczynę w ciężkich butach i obcisłych dżinsach, która nocami przebywa w
barach dla dorosłych, szukając problemów. Zazwyczaj młode dziewczyny, które tak
się zachowują, dostają to, czego pragną. I ja dostałam. Mój własny problem.
Nazywał się Tom Stephen Nichols i był ucieleśnieniem tego, czego szukałam w
mężczyznach. Był tym draniem, który wcześniej śnił mi się po nocach, plus, był
także bratem mojego kumpla, co sprawiało, że jako cel stał się dla mnie całkiem
realny. Po pewnym czasie dowiedziałam się, że on myślał o mnie niemal dokładnie
to samo...
Pierwsze pół roku minęło nam szybko. Po
tym czasie postanowiliśmy, że do siebie pasujemy, chcieliśmy być razem na dobre
i złe. Myślałam, że chwyciłam Pana Boga za nogi. Idealny mężczyzna, twardy dla
otoczenia i czuły, gdy byliśmy sam na sam, był teraz tylko mój. Miałam to, o
czym marzyła co druga moja koleżanka. Wyrzekłam się całego świata tylko dla
niego. Wyrzekłam się swojej rodziny, bo go nie akceptowali... Tom skończył już
szkołę i pracował gdzieś, zarabiając niezbyt duże pieniądze, ale niewiele wtedy
było nam potrzebne do szczęścia. Wszystko stało się bardzo szybko – wynajęliśmy
mieszkanie, by uwolnić się od kontroli rodziców i rozkoszowaliśmy się w nim
naszą wolnością, niezależnością... miłością. Dogadywaliśmy się znakomicie,
czułam jakby te bzdury o jednej duszy zamkniętej w dwóch ciałach były prawdą i
byłam przekonana, że właśnie odnalazłam tę drugą połowę. Zmartwiłam się
dopiero, kiedy efekty naszej wolnej miłości pokazały mi się całkiem realnie, w
postaci dwóch kresek na teście ciążowym. Bałam się, że Tom mnie odrzuci, ale on
jedynie zaśmiał się i odparł, że to żaden problem. Dziecko było dla niego
sposobem na zdobycie większej ilości pieniędzy, których już wtedy zaczynało nam
brakować. Odtąd mieszkanie było wynajmowane wyłącznie na mnie. Miałam
zarejestrować się jako samotna matka i dostawać od władzy pieniądze na twoje
wychowanie, które w porównaniu z tym, co dają tym biedaczkom teraz, wtedy były
całkiem porządne. Proste, prawda? Dla dwójki ledwo wkraczających w życie ludzi
to faktycznie wydawało się takie nieskomplikowane... Pojawi się dziecko,
oszukamy rząd, dostaniemy kasę. Żadne z nas nie miało wtedy pojęcia, co to tak
naprawdę znaczy mieć w domu niemowlę. Dla mnie moja ciąża była symbolem naszej
miłości, dla niego... nawet nie wiem. Ale żadne z nas nie patrzyło na to
realnie. Może dlatego, że oboje dużo w tym okresie piliśmy, co u mnie skończyło
się wraz z pokazaniem się drugiego paska na teście, ale u Toma – jak zresztą
wiesz – tak naprawdę nie ustąpiło nigdy.
Miewał gorsze i lepsze okresy. Kiedy
się urodziłeś, więcej było tych gorszych, ale byłam w stanie wysłuchiwać
awantur, by następnego dnia widzieć jego skruszoną minę i tulić się do niego,
kiedy już przeprosił. Miałeś dwa latka, kiedy po raz pierwszy pomyślałam o
ucieczce. To było w noc po naszej rocznicy. Pamiętam, że poszliśmy wtedy na
przyjęcie u znajomych, ale ja nie byłam w nastroju do świętowania. Miałam zły
humor, przeziębione dziecko, które zostało u babci i za grosz ochoty na wysłuchiwanie pijackich
bełkotów przyjaciół mojego świeżo upieczonego męża. Pokłóciliśmy się przy nich,
padły naprawdę mocne słowa. Dopięłam swego, Tom nie chciał dłużej imprezować i
w przeciągu pół godziny wróciliśmy do domu. Ten moment pamiętam, jakby stał się
wczoraj. Kiedy tylko zamknęłam za sobą frontowe drzwi, uderzył mnie pięścią w
twarz tak mocno, że uderzyłam głową o drewniane panele, które wówczas mieliśmy
na ścianie. Osunęłam się na ziemię, zakrywając twarz rękami, a on wrzeszczał,
że go ośmieszyłam, wyzywał mnie i nieustannie szturchał, trącał nogą... Potem
podniósł mnie z podłogi, spoliczkował i popchnął gdzieś w głąb mieszkania.
Pobiegłam do łazienki i zamknęłam się w niej na całą noc, modląc się, by jak
najszybciej się uspokoił, żeby wytrzeźwiał. Otworzyć drzwi odważyłam się
dopiero rano. Zobaczyłam, że spał na podłodze tuż przy progu. Wyjęłam z szafy
walizki i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Wszedł do pokoju, kiedy już prawie
kończyłam...
Na widok tego, co zostało mi na twarzy po
poprzedniej nocy, rozpłakał się. Po raz pierwszy widziałam łzy w jego oczach i
z początku nie potrafiłam w to uwierzyć. Niemal czołgał się przede mną,
błagając o wybaczenie. Gładził mnie po sinym policzku, po powiece, która była
tak spuchnięta, że nie byłam w stanie jej podnieść i obcałowywał każdy zraniony
centymetr mojej twarzy, podczas gdy ja siedziałam nieruchomo, jedynie zimno na
niego spoglądając. Prosił mnie tak długo, aż nie mogłam na to wszystko patrzeć.
Kazałam mu dać sobie czas, żebym mogła to przemyśleć. Wyszedł, a ja dopiero
wtedy odważyłam się spojrzeć w lustro. Miałam kompletnie zmasakrowaną twarz,
białko obitego oka było niemal zupełnie czerwone, pod wargą pozostała strużka
zaschniętej krwi... Ale pękniętą wargę zakryłam podkładem, a na nosie jeszcze długo nosiłam duże, ciemne
okulary. Wybaczyłam.
Przez dwa kolejne lata często się
kłóciliśmy, ale nigdy już nie doszło do większych rękoczynów. Musiało minąć
tyle czasu, żebym przekonała się, do czego naprawdę jest zdolny. Tom stracił
pracę i choć dla mnie nie był to koniec świata, bo wtedy już pracowałam i
przynosiłam do domu większą część gotówki, jego to załamało. Tamtego dnia,
szesnaście lat temu, był już pijany, kiedy wróciłam do domu. Nie zalany w
trupa, jak to zwykle bywało, ale pijany. Miałam dobry humor, więc nawet nie
zwracałam na to uwagi. On też wydawał się zadowolony. Postawił na stole drugi
kieliszek i chciał, żebym napiła się z nim, jak za dawnych czasów. W
przeciwieństwie do niego, następnego dnia miałam iść do pracy, ale wiedziałam,
że on i tak niedługo się wykończy i zaśnie, a mi kilka kieliszków nie mogło
przecież zaszkodzić. Nie było cię wtedy w domu, bo nocowałeś u babci - mamy
Toma. Jako czterolatek uwielbiałeś to. Tom i ja wypiliśmy po kieliszku, potem
po następnym. W doskonałym nastroju postanowiłam pochwalić mu się, co kupiłam tego
dnia w centrum handlowym, jako że niedawno dostałam wypłatę. Zdążyłam pokazać
mu pierwszą sukienkę, kiedy wściekł się niemiłosiernie, zrzucając wszystko ze
stołu. Zaczął wrzeszczeć, że nie mamy pieniędzy, wyzywać mnie od szmat, a kiedy
tylko wypomniałam mu, że sam przepija całkiem sporą część mojej wypłaty,
poczułam jedynie ogromny ból dochodzący z okolic brzucha. Osunęłam się na
ziemię, dostałam jeszcze parę razy i straciłam przytomność. Może teraz mówię o
tym beznamiętnie, ale latami nie mogłam się otrząsnąć. Kiedy obudziłam się
kolejnego ranka we własnym łóżku, miałam o wiele więcej obrażeń niż powinnam,
po tym, co zapamiętałam z poprzedniego wieczoru. Bił mnie nawet, kiedy byłam
nieprzytomna. Potem przytargał mnie do łóżka i położył się obok, przytulając
mnie do siebie swoim ciężkim ramieniem. Tego ranka nie bawiłam się w pakowanie,
wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, parę ubrań, pieniądze i wybiegłam czym
prędzej z mieszkania, nie chcąc ryzykować, że wcześniej się obudzi. Uciekłam do
koleżanki i długo wypłakiwałam się w jej ramię, nim przypomniałam sobie o
reszcie świata. Nim przypomniałam sobie o tobie.
Od tego momentu wszystko wydaje mi się
jakby zamazane... Bolało za bardzo, by mój mózg rejestrował szczegóły. Po
latach moja pamięć nie jest już tak dobra. Wydaje się, jakbym bezwiednie
wyrzucała z głowy te najgorsze wspomnienia, a najgorszym nie było to, co
dotychczas usłyszeliście, najgorsze nadeszło tego wieczora, kiedy poszłam do
twojej babci, by cię zabrać.
Nie oddała mi cię, Seth. Tom zdążył
przyjść do niej wcześniej i opowiedzieć jej o wszystkim z własnej perspektywy.
Dopiero wtedy przekonałam się, jak okrutna była ta kobieta. Stałam w drzwiach,
bo nawet nie wpuściła mnie do środka i słyszałam, jak płaczesz w pokoju obok,
wołając: „mama!”. Ten krzyk budził mnie po nocach jeszcze lata po całym
zajściu. Ja płakałam w progu, błagając tę kobietę o litość, w końcu grożąc
policją i sądem, a ty płakałeś gdzieś w mieszkaniu, zapewne przytrzymywany
przez ojca. Niewinna ofiara dorosłych porachunków. Nie trwało długo, jak
zrozumiałam, jaką krzywdę ci robię. Miałeś cztery latka i pomimo wszystko,
twoja babcia była dla ciebie dobra. Wystarczyło pół godziny by cię uspokoiła,
żebyś zapomniał o mojej wizycie i dobrze się bawił. Odeszłam więc, pragnąc byś
jak najszybciej wrócił do swoich dziecięcych zabaw i jedyne, co byłam w stanie
zrobić, to zgłosić sprawę na policję. Niestety, byłam już wtedy dwa lata po
ślubie z twoim ojcem i nie pozostawałam samotną matką, a to sprawiło, że nigdy
nie oskarżono ich o porwanie. Sąd musiał rozstrzygnąć, z kim ma zostać dziecko
i do teraz nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego przyznał prawa
rodzicielskie jemu. Może to dlatego, że wywlekli na rozprawie sprawę choroby
psychicznej, jaką przechodziłam jako nastolatka. Tak naprawdę to była tylko
depresja, ale w aktach to zawsze wygląda poważnie. Może dlatego, że mój ojciec
zeznawał przeciw mnie, pragnąc, bym wróciła do szkoły, co byłoby niemożliwe,
gdyby dziecko zostało przy mnie. Widział w tym szansę, by mnie „uratować”. Nigdy
więcej się do niego nie odezwałam. Mama w ogóle nie pojawiła się na sprawie.
Ojciec mówił, że to dlatego, że nie chciała skarżyć na własne dziecko, a
miałaby do powiedzenia naprawdę dużo i sędzia chyba mu uwierzył. A może o
wszystkim zadecydowałeś ty... Mieli wystarczająco dużo czasu, żeby przekabacić
cię na swoją stronę. Kupowali ci wszystko, czego pragnąłeś, babcia nie
opuszczała cię na krok tak długo, aż pokochałeś ją bardziej niż kogokolwiek
innego i spytany o zdanie, nie wybrałeś mieszkania z mamą. Wątpię, by sąd
chciał spełnić wolę czterolatka, ale skoro nie było przeciwwskazań, a matka
była tylko roztrzęsioną psychicznie byłą pacjentką psychiatryka...
Nie poddawałam się. Przychodziłam,
błagałam, nawet myślałam o tym, żeby porwać cię podczas któregoś ze wspólnych
spacerów, ale nie chciałam sprawiać ci bólu. Później spotkałam Sama, mojego
przyszłego współlokatora. Sam był gejem, nie mógł więc zrozumieć mnie jako
matki, jako że nigdy nie dane mu było mieć dziecka, był za to w stanie świetnie
zrozumieć mnie jako ofiarę przemocy domowej, bo jego były facet tłukł go jak
worek treningowy. To on przekonał mnie, że im dłużej będę utrzymywała kontakt z
tobą, tym dłużej będę sama skazywała się na widok tego człowieka - człowieka, którego nienawidziłam. Po każdej z
wizyt u ciebie przychodziłam do domu i godzinami płakałam w poduszkę. Sam
widział to i było mu mnie żal, chyba chciał mnie chronić... W efekcie zrobił mi
takie pranie mózgu, że uwierzyłam, że najlepiej dla mnie teraz będzie pozbierać
się, stanąć na nogi i zająć się sobą. Wyjechałam więc z miasta i poszłam na
studia prawnicze, wybierając ten kierunek nie bez powodu. Wierzyłam, że kiedy
stanę się już panią adwokat, uda mi się doprowadzić do kolejnej rozprawy i
odzyskać moje dziecko. Poświęciłam się tej myśli tak bardzo, że częściej
siedziałam przy książkach niż przy telefonie, rozmawiając z tobą. Nie jestem
zdziwiona, że nawet tego nie pamiętasz... Przestałam dzwonić, gdy miałeś siedem
lat. Po dziesiątym wykonanym telefonie, który odbierał twój ojciec, wrzeszcząc
mi do słuchawki, że cię nie ma i mam się odwalić, nie chciałam dłużej
kontaktować się przez niego. Chciałam odzyskać cię w sądzie, ale potem poznałam
Georga i zakochałam się po raz drugi... Na jakiś czas straciłam głowę...
- Muszę ci przypomnieć, że ten „jakiś czas”
trwał mniej więcej dziesięć lat. Zdążyłaś w tym czasie dostać dyplom, a twój
nowy ukochany zdechnąć, ale nic cię to nie obchodziło, bo więcej o mnie nie
myślałaś. Miałaś już dziecko. Ją – przerwał jej beznamiętnie Seth, wciąż więcej
uwagi poświęcając zapalniczce, którą obracał pomiędzy palcami, niż mówiącej do
niego kobiecie. Hope siedziała tuż obok niego na dużej kanapie, patrząc w jego
twarz, odrobinę przerażona. To, co przed chwilą usłyszała, wstrząsnęło nią, za
to Seth wydawał się wyraźnie znudzony. Wyglądał tak, jakby nic nie robiło na
nim wrażenia - ani to, co stało się jego matce, ani jej uczucia, ani w końcu
błagania o wybaczenie, które nieustannie mu wysyłała. Mężczyzna był zimny i
nieprzystępny. Teraz nawet bardziej niż zwykle...
- Myślałam o tobie każdego dnia, Seth!
Ale kiedy zaczynałam studia, nie wzięłam pod uwagę jednego. Gdy je skończyłam,
nie byłeś już małym dzieckiem. I nie chciałeś już mamy.
- Gdybym miał dwunastoletnie dziecko,
które wmawia mi, że mnie nie potrzebuje, a ja wiedziałbym, że jest inaczej,
mógłbym nawet pierdolnąć je czymś ciężkim w głowę i zawlec do swojego
mieszkania, dla jego dobra. Nie włożyłaś nawet maleńkiej części takiego
wysiłku, żeby wyciągnąć mnie wtedy od ojca, więc przestań pieprzyć, jaka byłaś
nieszczęśliwa beze mnie, bo rzygać mi się chce, jak tego słucham!
- Seth, błagam... – Hope szepnęła cicho,
starając się złapać jego dłoń, ale szybko ją wyrwał.
- A czy ty w ogóle słyszałaś, co ona
przed chwilą wygadywała? – odparł rozbawiony w stronę swojej siostry, nawet nie
patrząc na zdziwioną twarz rodzicielki. – Ja
zostałam pobita, ja byłam nieszczęśliwa, mnie odcięli od dziecka...Ciągle
tylko ja, ja i ja!
- Może dlatego, że to jej motywy miałeś
zrozumieć? – podsunęła cicho Hope, patrząc na matkę niepewnie. Nie wiedziała,
jak kobieta się zachowa. Na jej miejscu chciałaby coś jeszcze wyjaśnić Sethowi,
ale Sheryl milczała, wpatrzona w swoje dzieci. Jej oczy wciąż się szkliły, ale
wszystkie łzy, jakie formowały się w nich podczas opowiadania im tej historii,
wylały się już i spływały wraz z tuszem po policzkach.
- Gdybym tylko chciał, też
opowiedziałbym ci podobną historyjkę z własnego życia w taki sposób, że byłoby
ci mnie kurewsko żal i pokochałabyś mnie, zamiast nienawidzić. Każdy może
przedstawić siebie w taki sposób, ale ty nawet się nie postarałaś – rzucił w
stronę Sheryl, wstając już z kanapy. Jego matka podniosła się zaraz po nim,
starając się powstrzymać od szlochu.
- Chciałam, żebyś mnie zrozumiał! Byłam
młoda i głupia, strasznie tego żałuję, ale...
- ....Ale możesz już sobie darować, bo
ja mam to gdzieś. Niezłe przedstawienie, Hope może nawet dała się trochę
nabrać. A mi tylko pokazałaś po raz kolejny, jaka z ciebie mamusia. Żadna.
Jesteś tylko samolubną suką, która lata temu pozbyła się swojego problemu, a
teraz, przygarniając mnie, stara się uciszyć własne sumienie! Wiesz co? To ci
nie wyjdzie. Już zawsze będzie cię gryzło przeświadczenie, że jesteś niezdolną
do miłości szmatą! Żyjesz w fikcji. Nie widzisz tego? – Rozejrzał się ostentacyjnie
po pokoju, lustrując wzrokiem idealnie dobrane meble i wyjęte niemal prosto z
katalogu dodatki. Na najdroższych sprzętach zawiesił swój wzrok trochę dłużej.
– To wszystko, czym się otaczasz.... to gówno. Tworzysz sobie idealny dom, żeby
zrekompensować sobie swoje wcześniejsze życie i przede wszystkim, żeby o nim
zapomnieć. Zapomnieć o moim ojcu, ale też o mnie. Może nie?
- Co ty mówisz?
- Wmawiaj sobie co chcesz, dla mnie i tak na
zawsze zostaniesz obcą kobietą. Nie mam matki, rozumiesz? Umarła, kiedy miałem
cztery lata. Jeśli uważasz się za moją matkę, jesteś zdechłą suką, Sheryl.
Niczym ponadto. Nie dla mnie. – Seth uśmiechnął się lekko, siadając znów na
kanapie i chwilę wpatrując się w zszokowaną twarz swojej lalki, która nie była
nawet w stanie wydusić z siebie słowa. Jego mama też zamilkła Szlochała cicho,
ale nie odrywała od niego swoich oczu. Przez chwilę miał ochotę już odpuścić,
czuł się trochę zmęczony tym wylewem uczuć, które właśnie jej wyjawił, ale
kobieta nie dawała mu wyboru. Wciąż stała tam, zamiast uciec do swojego pokoju
i zamknąć się w nim, jak to miała w zwyczaju, kiedy pojawiał się w pobliżu,
musiał więc kontynuować. Zwłaszcza, że Hope chyba nie miała nawet zamiaru im
przerwać, co całkiem go zdziwiło. Zwykła osoba już dawno kazałaby mu się
zamknąć, słysząc tyle gorzkich słów skierowanych w swoją matkę, ale ta
dziewczyna najwyraźniej musiała się już przyzwyczaić.
- Jeśli myślisz, że twój płacz mnie rusza, to
jesteś jeszcze bardziej naiwna, niż sądziłem...
- Dlaczego nawet nie próbujesz mnie
zrozumieć?
- Ależ ja cię rozumiem – zaśmiał się. –
Daj spokój, na twoim miejscu zrobiłbym pewnie to samo. Zostawiłbym dzieciaka w
cholerę, jeśli to miałoby mi robić taki problem, na chuj się stresować?! Tylko
wiesz, kiedy to ty jesteś tym dzieciakiem, to wszystko wydaje się dla ciebie
trochę bardziej skomplikowane... Wiedziałaś, kim jest mój ojciec. Jego matka
też. Zgadnij, od którego z nich dostałem jako dzieciak mocniej? Wynik mógłby
cię zaskoczyć.
- Nie wiedziałam, że...
- Nie pierdol. Wiedziałaś. Zastanawiam
się tylko, po chuj brałaś się za wychowywanie cudzych dzieci, skoro własnego
syna nawet nie chciałaś widywać?!
- Wystarczy, Seth. – Hope zebrała się w końcu
na odwagę, by to przerwać, widząc jak matka zaczyna trząść się w spazmach płaczu,
nawet nie zdolna już, by odpowiedzieć. – Już wystarczy, słyszysz? Spójrz na
nią. – Ściszyła głos, przybliżając twarz w stronę chłopaka. – Cokolwiek
chciałeś osiągnąć, myślę, że dalej nie zajdziesz. Nie da się płakać bardziej...
- To ty niewiele jeszcze w życiu
widziałaś – odparł trochę rozbawiony, uśmiechając się do niej. Hope ze
zdziwieniem patrzyła w jego oczy. Nie były tak zimne jak zwykle, kiedy był
wściekły. Nie. Widziała w nich wyraźną radość, jego śmiech nie był wcale
wymuszony. To przeraziło dziewczynę jeszcze bardziej. Jeśli widok płaczącej
matki tak bardzo go cieszył, był prawdopodobnie gotów zrobić wszystko, by tylko
sprowadzić na ludzi cierpienie. Hope od dawna już wiedziała, że jej ból go
podnieca. Nie miała jednak pojęcia, że to nie tylko jej... Że nie jest tą
wybraną. On po prostu kochał ranić ludzi. A kogo łatwiej zranić, niż osobę
najbliższą?
- Sama namawiałaś mnie na tą rozmowę –
powiedział w końcu, kiedy Hope przyglądała mu się już odrobinę za długo. – A ja
mam jeszcze jedną ważną rzecz do powiedzenia naszej mamie... Słowo naszej jest tutaj kluczem, jeśli
rozumiesz, co mam na myśli...
- Seth, proszę... – Hope spojrzała na
matkę, niepewna, czy ta w ogóle ich słyszy. Kobieta zakrywała twarz dłońmi i
łkała, siedząc w wyjątkowo dziwnej pozycji na drogim fotelu. Jej oddech był tak
głośny, że mogła nie słyszeć ich szeptów, z drugiej strony dzieliły ich od
siebie może dwa metry, nie więcej... Brunetka złapała chłopaka za rękę,
wiedząc, że Sheryl nie zobaczy tego przez łzy i spojrzała prosto w jego oczy z
najbardziej pokorną miną, na jaką była w stanie w tym momencie się zdobyć. –
Nie rób tego.
- Bo? – Uniósł do góry jedną brew,
obserwując ją wyjątkowo uważnie.
- Nie będę ci grozić, Seth. Ale zastanów
się... Chcesz to stracić?
Chłopak zamilknął na chwilę, wyglądając na zamyślonego.
- Nie wiem, kiedy stałaś się taka
sprytna, ale oby tak dalej. – Wstał ze swojego miejsca, odchodząc w stronę
korytarza, ale w drzwiach zatrzymał się i jeszcze raz spojrzał na kanapę, na
siedzącą na niej Hope, która nie odrywała od niego wzroku. – Oby tak dalej, a
skończysz z obitym ryjem, jak ona – dokończył. – Dobranoc paniom.
* * *
- Wiedziałem, że w końcu tu
przyjdziesz... – Seth uśmiechnął się
całkiem szczerze, widząc Hope w drzwiach swojej sypialni niedługo po tym, jak z
dołu usłyszał odgłos zamykanych drzwi frontowych i chwilę później warkot
silnika na podjeździe. Jego lalka uśmiechnęła się nieśmiało, bez zaproszenia
wchodząc w głąb pokoju. Wyglądała ślicznie, jak zwykle, co oznaczało, że
musiała obudzić się już dawno temu. Może nawet wcale nie spała, bo spod warstwy
podkładu wyraźnie przebijały szare cienie, tworząc nieprzyjemny kontrast w
stosunku do błękitu jej tęczówek. Zamiast zająć miejsce na łóżku obok niego,
stanęła niedaleko, opierając się o biurko zawalone różnymi, w większości
niepotrzebnymi mu już przedmiotami. Odsunęła od siebie popielniczkę pełną
niedopałków i przez moment skupiła się na wkładaniu do paczki wszystkich
papierosów, które wczoraj mu z niej wypadły.
- Przeszło ci już? – spytała, nawet na
niego nie patrząc.
- Zależy co...
- Wściekanie się na każdego, kto ci się
napatoczy, rzucanie wyzwiskami na lewo i prawo, groźby...
- Nie groziłem ci – przerwał jej, na co
w końcu podniosła na niego wzrok. – Ostrzegałem.
- Przeszło? – powtórzyła pytanie, tym
razem nie pozwalając mu już jak zwykle wymigać się od odpowiedzi.
- Przeszło.
- Dobrze. Właściwie, to przyszłam tu,
żeby ci podziękować... – powiedziała trochę ciszej niż zwykle, jakby lekko
pesząc się przed nim, czego od naprawdę dawna u niej nie widział. Od pewnego
czasu była w jego towarzystwie całkiem pewna siebie, przynajmniej w momentach,
kiedy nie wpadał w szał, ale tym razem czuł się, jakby wrócili do początków
znajomości. Wtedy zawsze uciekała. Teraz częściej walczyła aż do momentu, kiedy
sam jej nie przegonił.
- Podziękować? Niby za co?
- Za to, że nic o nas nie
powiedziałeś... Chociaż miałeś doskonałą okazję.
- Odpracujesz.
- Oj, Seth... Choć raz mógłbyś nie zbywać mnie
byle czym...
- Tak naprawdę, to nie mógłbym ci tego
zrobić po tym, jak ładnie prosiłaś mnie, żebym został. To byłoby niegrzeczne.
- O tak – Hope uśmiechnęła się, w końcu
siadając obok niego. – A ty zawsze jesteś wyjątkowo grzeczny...
- Tobie pokazuję się od najlepszej
strony.
- To wczoraj to była twoja... najlepsza
strona?
- Na pewno nie najgorsza – odparł
lekceważąco, a uśmiech prędko zniknął z jego warg na samo wspomnienie czegoś
związanego z matką. Hope nie zamierzała jednak odpuścić. Po krótkiej chwili
ciszy, zbliżyła się do niego jeszcze odrobinę i niby przypadkiem dotknęła jego
ręki, by w chwilę później zacisnąć na niej lekko swoje palce. Nie odwzajemnił
gestu, ale przynajmniej na nią popatrzył, a jego spojrzenie nie było na tyle
nienawistne, by ją przestraszyć czy uciszyć.
- Przesadziłeś, Seth. Ona chciała
dobrze...
- Dobrze? – prychnął. – Nie żartuj. Nie
miała wyjścia, biorąc mnie do siebie...
- Jak to nie miała?! Oczywiście, że tak!
Chciała zabrać cię z tamtego miejsca! Przecież nie musiała…
- Pewnie miała wyrzuty sumienia. Całkiem
szybko, nie? Po dwudziestu latach…
Hope zmrużyła nieprzyjemnie oczy, zaciskając zęby na dolnej
wardze. Nie chciała słuchać jak Seth mówi w ten sposób o jej matce – kobiecie,
która ją wychowała, zawsze była dla niej czuła i dobra. Najlepsza. Naprawdę
dziwił ją fakt, że tak długo nie odzywała się do syna, ale widocznie miała ku
temu powody, być może nawet takie, których wczoraj nie zdążyła im wyjawić. Nie
mogła znieść tego, że Seth ocenia ją w ten sposób, nawet nie próbując jej
wcześniej zrozumieć. Nie przyszła do niego jednak po to, by się kłócić, a była
pewna, że jeśli dłużej będzie mu okazywała w ten sposób, że stoi po stronie
matki, ta rozmowa nie będzie miała prawa zakończyć się inaczej.
- Smutno ci? – spytała cichutko, tym
razem już bez skrępowania wtulając się w jego ciało. Seth jednak nie
odpowiedział, nawet się nie poruszył, choć zazwyczaj reagował na każdy jej
dotyk... – Żałujesz tych lat, kiedy jej nie było?
- Dlaczego zawsze jak z tobą gadam,
czuję się jak na pieprzonej terapii?! – syknął przez zęby, wyraźnie się już
denerwując. - Wyhamuj, pani psycholog, nie będę twoim pacjentem!
- Może gdybyś…
- Zamknij się.
- Dobrze, jak wolisz. Zresztą, nie
słyszałam dotychczas o psychologu, który wysłuchiwałby swojego pacjenta,
wtulając się w niego, wiesz? – Na te słowa Seth uśmiechnął się lekko i w końcu
objął jej ciało ramieniem. – Tak lepiej.
Przez
chwilę siedzieli w milczeniu. Ona czuła na sobie jego oddech, on jej drobne
dłonie, którymi skubała materiał jego bluzy. W tym momencie dziewczyna wydała
mu się urocza. Jeszcze mniejsza, młodsza i bardziej bezbronna niż zazwyczaj.
Przy większości swoich wcześniejszych dziewczyn nie znosił się przytulać,
uznawał to za głupie marnotrawienie cennego czasu, ale przy Hope to było coś
zupełnie innego. Wciąż widział o wiele ciekawsze alternatywy spędzania wolnego
czasu, ale jej słodka postać wtulona w jego ciało rekompensowała mu naprawdę wiele... Przynajmniej do momentu,
kiedy zaczynała się wiercić.
- Możesz siedzieć spokojnie? – mruknął,
gdy po raz kolejny uderzyła go lekko w brzuch. W odpowiedzi Hope spojrzała na
niego z dołu, przybierając najbardziej niewinną minkę, jaką dotychczas widział
u kogokolwiek i sekundę później uśmiechnęła się przepraszająco.
- Mogę w ogóle sobie pójść... –
szepnęła, ale kiedy tylko zaczęła się podnosić, złapał ją mocno za ramiona i
przyciągnął do siebie w taki sposób, by ich twarze znalazły się bardzo blisko
siebie. Hope mruknęła coś, zaskoczona. Jej twarz przybrała bardziej srogi
wyraz, a na policzkach pojawił się lekki rumieniec.
- Przyszłam tu porozmawiać, a nie po to,
żebyś mnie obmacywał – szepnęła, czując zaciskającą się na jej pośladku męską
dłoń. – Dostrzegasz różnicę?
- Możemy sobie porozmawiać w czasie...
Jedno drugiemu nie przeszkadza.
Ciężkie
i ciepłe jesienne powietrze połączone z jego oddechem nie pozwalało Hope oddychać.
Ich twarze dzieliły teraz od siebie zaledwie milimetry, ich usta niemal się ze
sobą stykały. Kiedy patrzyła w jego oczy z tak niewielkiej odległości,
zapominała o zwykle odbijającej się w nich nienawiści. Niemal czarne tęczówki
błyszczały dziko, odbijając od siebie sączące się przez okno promienie słońca.
Seth wpatrywał się prosto w jej oczy, by po chwili zniżyć wzrok na pełne,
kobiece usta i w kilka sekund później podnieść go z powrotem. W tym samym
czasie jedna z jego dłoni powoli poznawała drogę wzdłuż jej kręgosłupa, aż do
krawędzi dżinsów. Hope nie mogła oddychać. Wydawało jej się, że niczego nie
mogła już zrobić bez jego pomocy.
Odnalazł jej wargi i wodził po
nich językiem, nim uchyliła je prędko, zapraszając go do środka. To nie był
pocałunek, którym przywitał ją dzień wcześniej. Ten był namiętny i nawet trochę
brutalny. Seth dominował ją w każdym calu, miażdżąc jej wargi swoimi twardymi
ustami, raz za czas przygryzając miękką skórę...
Odchylił delikatnie jej głowę i
przeniósł się z pocałunkami na szyję. Hope to uwielbiała. Jakkolwiek by się nie
starała, nie potrafiła znieść tej pieszczoty w ciszy, powstrzymać się od
cichych pojękiwań, które były melodią dla jego uszu. Seth wiedział gdzie i jak
ją dotykać, by jego działania przyniosły pożądane efekty. To dlatego Hope
pozwalała mu na to za każdym razem. Nie była w stanie powstrzymać czegoś, co
przynosiło jej taką przyjemność. Tym bardziej, że jeszcze nikt wcześniej nie
był w stanie przyprawić ją o podobne doznania.
Tego
dnia nie próbowała nawet udawać, że go nie chce. Miała już serdecznie dosyć
słuchania głosu swego rozsądku, odpychania Setha od siebie, kiedy serce
telepało w jej ciele niczym zamknięty w klatce ptak, a w podbrzuszu coś
wyraźnie jej się przewracało. Była już dużą dziewczynką i to był najwyższy
czas, by przyznać nawet przed samą sobą, że uprawianie seksu z Sethem cholernie
jej się podobało, że ją kręciło i... chciała więcej. Zwłaszcza w tej chwili, po
kilkudniowym odwyku, jaki zafundował jej, wyjeżdżając.
- Lubisz tę koszulkę? – wyszeptał prosto w jej
usta i dopiero w tym momencie Hope zauważyła, że obydwie dłonie zaciska na jej
materiale, naciągając go i szarpiąc.
- Bardzo – odparła w odpowiedzi, z
trudem łapiąc oddech.
- Więc musisz ją zdjąć naprawdę szybko,
inaczej ją z ciebie zerwę...
Nie
zastanawiając się ani przez chwilę, Hope odsunęła się od niego zaledwie na
tyle, by być w stanie w miarę swobodnie poruszać rękami i szybko zrzuciła z
siebie górną część garderoby, zostając w samym staniku. Przez cały ten czas
czuła na sobie jego palący wzrok. Kiedy tylko lekki materiał wylądował na
podłodze gdzieś pod drzwiami, dziewczyna została popchnięta w tył przez
napierające na nią, męskie ciało i uwięziona gdzieś pomiędzy nim a miękkim
materacem pojedynczego łóżka.
Tym
razem Seth nie starał się być delikatnym, nie chciał robić wszystkiego w
narzuconym przez nią tempie. Wręcz przeciwnie. Z jej pomocą spełniał każdą
swoją zachciankę i miał zamiar robić to tak długo, aż ktoś zdoła go od tego
odciągnąć, co w tym momencie było dla niego niemożliwe. Napawał się jej
widokiem jak dziecko obserwujące pod choinką wciąż zapakowane prezenty. Pożerał
wzrokiem jej opięte dżinsami uda, jeździł dłońmi po pośladkach, smakował powoli
skórę kobiecego dekoltu. Wciąż był odrobinę zdziwiony tym, że sama do niego
przyszła, ale ponieważ to zrobiła, miał zamiar wykorzystać tę chwilę i przy
okazji sprawić, by jego lalka tego nie żałowała. Przynajmniej niezbyt długo...
- Twojej mamy nie będzie do wieczora? –
spytał, na moment odrywając się od całowania jej obojczyka. Hope mruknęła z
zawiedzenia i wygięła się odrobinę, starając się na powrót złączyć ze sobą ich
ciała. Seth był jednak nieustępliwy. – Odpowiedz.
- Tak – szepnęła, kiedy sens pytania w
końcu do niej dotarł.
- To dobrze, bo chcę cię mieć u siebie
tak długo, jak to tylko możliwe. Będę się tobą bawił dopóki ktoś nam nie
przeszkodzi... Chcesz?
- Cóż, zależy, co to będzie za zabawa...
- Będę powoli ściągał z ciebie ubrania,
obcałowywał każdy fragment twojego ciała, doprowadzał do dreszczy rozkoszy... A
potem rozkażę ci się ubrać, żeby po jakimś czasie zacząć wszystko od
początku...
- Mmm, brzmi jak tortura. – Uśmiechnęła
się, gdy na powrót się do niej zbliżył.
- Tak. – Polizał jej usta, wodząc palcem
wskazującym wzdłuż kości kobiecej szczęki. – I nie żartuję.
Zszedł
z jej wątłego ciała, przez co Hope w jednym momencie poczuła zarówno ulgę jak i
zawód. Ulgę, ponieważ męskie ciało mocno wgniatało ją w materac i dopiero, gdy
nie czuła go już na sobie, była w stanie wciągnąć do płuc odpowiednią ilość powietrza
i zawód, bo brunetka wcale nie chciała, żeby od niej odchodził. Nie chciała
nawet, żeby odsuwał się choćby o kilka centymetrów, tak bardzo spragniona była
jego dotyku. Seth musiał zauważyć niezadowolenie odbijające się w jej oczach,
bo uśmiechnął się szelmowsko i ostatni raz zmierzył ją wzrokiem z tej
odległości, po czym podał jej rękę, pomagając wstać.
- Wolę cię bez tych spodni... – szepnął,
przybliżając się do niej i w tym samym momencie dziewczyna poczuła jego dłonie
majstrujące coś przy rozporku obcisłych dżinsów. Mężczyzna rozpiął je bez
problemu i powoli zsunął o kilka centymetrów, odsłaniając kobiecie biodra i
uda. Wcale się nie śpieszył, napawając się widokiem każdego kolejnego fragmentu
szczupłych nóg. Hope w tym czasie włożyła dłonie pod jego koszulkę i wodziła
nimi po rozpalonej skórze jego pleców. Gdy jej spodnie owinięte były już tylko
wokół kostek, Seth usadził ją delikatnie na biurku i jednym szarpnięciem
dokończył dzieła. Kiedy na nią spojrzał i zobaczył w jej oczach pożądanie, nieziemsko
mocne pożądanie, które widział w nich po raz pierwszy od tamtej nocy, kiedy się
poznali, nawet on nie potrafił się powstrzymać, by się do niej nie zbliżyć.
Złapał ją za odkryte już uda i ocierając się o jej zakryte tylko bielizną ciało
mocno wpił się w jej usta, niemal z chorobliwą natarczywością, na co
zareagowała jedynie przeciągłym jękiem. Poczuł jak jej dłonie mocno zaciskają
się na jego ramionach i nie wiedział już, czy ktoś podmienił mu jego delikatną
laleczkę, czy może sam tak bardzo ją zepsuł, że teraz wiła się przy nim, nie
mogąc powstrzymać ciągłych jęków i tak mocno go pragnęła. Jedno było pewne.
Uwielbiał ją taką.
Nagle
poczuł jak jej drobne dłonie znikają z jego ciała i chwilę później usłyszał
odgłos rozpinanego paska, dopiero w kilka sekund później orientując się, co to
oznacza. Odsunął się niemal natychmiast, karcąc ją gniewnym spojrzeniem i
złapał jej ręce w nadgarstkach, podnosząc je na wysokość klatki piersiowej.
- Nie wolno. Bądź cierpliwa.
- Bo co? – uśmiechnęła się, prowokując.
- Bo inaczej cię do tego zmuszę.
- Ciekawe jak...
- Chcesz się przekonać?
Jedną
dłonią wciąż przytrzymywał jej ręce, podczas gdy drugą dokończył jej dzieła i
odpiął pasek przy swoich spodniach do końca, szybko wyciągając go także ze
szlufek. Na twarzy Hope wymalowane było teraz niezrozumienie i strach, ale i
tak nie była w stanie nie zauważyć, że jego spodnie opadły odrobinę, ukazując
sporą część męskich bokserek. Nie była w stanie skupić się jednak na tym
widoku, bo nieustannie patrzyła na owy
pasek, mając nadzieję, że Seth nie ma zamiaru jej nim uderzyć lub, co przyszło
jej na myśl chwilę później, przydusić...
Na jej szczęście mężczyzna nie
miał zamiaru skrzywdzić swojej lalki. Wykręcił jej za to ręce do tyłu i związał
paskiem w taki sposób, że nie była w stanie nawet nimi poruszyć. Hope zagryzła
zęby na swojej dolnej wardze. Trochę bolało, ale to nic w porównaniu do tego,
że nagle poczuła się strasznie dziwnie... Zdana na jego łaskę, na dodatek jakby
przed nim wyeksponowana. Choć wciąż miała na sobie bieliznę, czuła się bardziej
skrępowana, niż gdyby była zupełnie nago. Cała jej twarz oblała się rumieńcem.
- Ślicznie wyglądasz. – Złapał ją za
brodę, spoglądając na swoją zabawkę z tak niewielkiej odległości.
- To boli...
- Trzeba było mnie słuchać. Na czym
skończyliśmy?
Musiało minąć blisko dziesięć minut nim
zdecydował, że już czas by ściągnąć z niej kolejną część garderoby, kolejne
dwadzieścia, by została nago. Hope wariowała. Jej ciało zaczynało drżeć, choć
było jej gorąco jak diabli. Na początku czuła się trochę głupio, siedząc przed
nim całkowicie naga, podczas gdy on pozbył się z siebie jedynie paska, ale Seth
sprawiał, że w głowie plątało jej się tak wiele myśli i uczuć, że zażenowanie
naprawdę pozostawało gdzieś w tyle. Przede wszystkim Hope marzyła jednak o tym,
by już go w sobie poczuć. Miała nadzieję, że to w końcu przyniesie jej ulgę,
będzie idealnym zakończeniem pieszczot, które były tak przyjemne, że znajdowały
się niemal na granicy bólu. Chciała już przestać miotać się jak kotka w rui i
dostać w końcu to, czego pragnie. Od mężczyzny, którego pragnie.
Nagle poczuła niemal palący dotyk
jego dłoni na swoich udach, które dotychczas raczej omijał jak tylko był w
stanie, a w chwilę później niemal pisnęła, gdy poczuła w sobie jego palce. Uśmiechnęła
się błogo i spojrzała na niego z wdzięcznością spod półprzymkniętych powiek.
Była na wpół przytomna, ale czuła dokładnie każdy jego ruch.
- Radzę ci się tym nacieszyć, bo za
minutę każę ci się ubrać... – Na jego wargi wpełzł ten sam złośliwy uśmieszek,
którym raczył ją niemal codziennie, tym razem jednak nawet on nie denerwował
dziewczyny tak bardzo, jak jego słowa. Jej złość wciąż jednak mieszała się z
przyjemnością, jaką jej zadawał i kiedy chciała niemal krzyczeć, że nie może
jej tego zrobić, głos odmówił jej posłuszeństwa. Z jej ust wydostało się tylko
głuche mruknięcie i musiała poczekać, aż Seth na moment zmniejszy tempo, by coś
powiedzieć.
- Nie zrobisz mi tego... prawda?
- Za trzydzieści sekund się przekonasz.
- Przecież widzę, że mnie chcesz!
- Chcę, ale dla takich widoków jestem
gotów się poświęcić – odparł, całując ją jeszcze raz, po czym odsuwając się od
niej i jedynie porywając z biurka leżącą obok dziewczyny paczkę papierosów, by
odpalić jednego z nich gdzieś przy oknie. Hope nie poruszała się jeszcze przez
chwilę. Nie chciała mu pozwolić, by traktował ją w ten sposób, ale Seth wydawał
się śmiertelnie poważny i raczej nie zapowiadało się na to, by miał zmienić
zdanie.
- Jeżeli nie wrócisz do mnie, kiedy
tylko dopalisz, przysięgam, że zrobię to, o co mnie prosisz. Ubiorę się i
wyjdę, raz na zawsze przypominając sobie o tym, że formalnie rzecz biorąc
jesteś moim bratem!
- Daj spokój. Braterstwo to
brednia, którą ktoś sobie kiedyś wymyślił, żeby było mu prościej, bo jego
rodzeństwo go nie chciało...
- Matko, Seth...
- Nie wzywaj matki. Umarłaby widząc cię
w tym stanie na moim biurku – zaśmiał się, wydychając z płuc trujący dym. Hope
jedynie zaczerwieniła się jeszcze bardziej, zakładając nogę na nogę, żeby
chociaż przestał się na nią gapić.
- Możesz rozwiązać mi ręce?
- Daj dopalić...
W
pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie jej wciąż ciężkim oddechem, kiedy
żadne z nich nie miało już sobie nic więcej do powiedzenia. Hope była zła i
wciąż nie wiedziała co zrobi, kiedy tylko uwolni się z więzów, Seth za to
wiedział to doskonale. Był pewien, że zostanie, a nawet jeśli nie, wróci tu
góra za pół godziny. Nim jednak jego przypuszczenia zdążyły się spełnić, z dołu
nagle dobiegł ich jakiś dziwny odgłos. Hope chyba nawet nie zwróciła na to
uwagi, za to on momentalnie wyostrzył słuch. W kilka sekund później usłyszał
też znajomy mu głos.
- Hope?
Jesteś w domu?
Spojrzał
na swoją lalkę, która momentalnie stała się blada jak ściana.
- Drzwi
były otwarte! Hope?
- Rozwiąż mnie! Szybko! – szepnęła cicho, by
jej głos przypadkiem nie wydostał się poza granice pokoju, w panice odrobinę
bardziej szarpiąc się i wijąc, co Seth obserwował z prawdziwą przyjemnością.
Zagasił papierosa i powoli skierował się w jej stronę, ale zamiast złapać za pasek,
chwycił jej brodę, przyciągając jej twarz do siebie.
- To może poczekać – wyszeptał prosto we
wciąż zaczerwienione od pocałunków usta. – Pójdę przywitać naszego gościa...
- Co?! Nie! Oszalałeś?!
Jej
słowa na nic się już zdały. Kilka sekund później drzwi sypialni Setha
zatrzasnęły się za nim z głośnym trzaskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz